Prawie jak Arszawin

Meczu zapierającego dech w piersiach jeszcze w tym sezonie nie obejrzeliśmy. Na pewno nie okazało się nim sobotnie spotkanie na Old Trafford, jak dla mnie pokazujące przede wszystkim cenę, którą trzeba płacić za Wengerową koncepcję futbolu: jego genialni chłopcy popełniają głupie błędy częściej niż piłkarze innych drużyn czołówki. Nie żeby tamci ich nie popełniali, ale w wydaniu tamtych nie mają one tak spektakularnego charakteru. Zawodnicy Arsenalu bowiem albo niespodziewanie potykają się na piłce, albo podają ją pod nogi przeciwnika (biedny Clichy…), albo – jak wczoraj Abu Diaby – przez nikogo nie atakowani po prostu pakują ją do własnej bramki. Z tak zwanego przebiegu gry Arsenal nie zasłużył na porażkę w meczu z Manchesterem United, ale jeśli chce serio myśleć o mistrzostwie, jego piłkarze muszą pracować nad koncentracją . Ot paradoks: do tej pory prezentowali najlepszy futbol w tym sezonie, a przecież punktów zgromadzili tyle samo, co grający o klasę gorzej Manchester United.

Manchester, w którym zwraca uwagę przede wszystkim spadek formy Michaela Carricka (zaszarżuję: moim zdaniem równie dla Czerwonych Diabłów dotkliwy, co odejście Ronaldo), nieco tylko równoważony przez fenomenalną jak na możliwości tego gracza postawę Darrena Fletchera. Obok ciężko pracującego Rooneya Szkot jest bodaj jedynym powodem, dla którego fani Czerwonych Diabłów mogą się czasem uśmiechać – widać już wyraźnie, że przed nimi długi i ciężki sezon. No, śmieją się oni również z Arsene’a Wengera, odesłanego na trybuny za furiackie kopnięcie butelki po nieuznaniu gola van Persiego (spalony Gallasa był oczywisty). „Nie wiedziałem, że nam tego nie wolno. Przecież to było całkiem niezłe uderzenie” – ironizował później Francuz. Jak to dobrze, że Arszawin uderzył lepiej…

Ustawieniu MU, z jednym napastnikiem, można się było dziwić, ale mimo kiepskiej pierwszej połowy Ferguson był konsekwentny – Giggsa przesunął po prostu nieco bliżej Rooneya, co poskutkowało tym jednym zagraniem, po którym Almunia faulował Anglika (pod poprzednią notką rozgorzał gorący spór na temat tego incydentu, i środowego upadku Eduardo – przyznam, że spodobała mi się puenta, sformułowana przez Darka638: „Dla mnie wydarzenia na boisku nie mają charakteru czarno-białego. Mam wątpliwości. Kto mówi, że ich nie ma lub że problemu nie ma, krzywdzi ten sport”). „Cały tydzień ćwiczyliśmy to podanie” – mówił potem sir Alex. – „I raz wyszło”.

Tym razem nie doszło do starcia między menedżerami. Francuz tłumaczył to niedawno pragmatycznie (przestaliśmy Manchesterowi zagrażać, teraz Ferguson wojuje z Benitezem), ale interesującą interpretację przeczytałem też u Olivera Kaya: Fergusona i Wengera łączy swego rodzaju idealizm, traktowanie piłki trochę jak sportu, trochę jak sztuki, co odróżnia ich choćby od „naukowców” Beniteza czy Mourinho.

Chorwaci, strzeżcie się Birmingham. To a propos złamanej nogi Modricia (a wcześniej Eduardo, z tym samym rywalem) i meczu Tottenhamu, o którym przed sezonem myślałem, że będzie dopiero pierwszym wygranym, a który o mały włos nie zakończył się stratą punktów. Birmingham, grające z upakowaną drugą linią w systemie 4-5-1, przez długie minuty nie pozwalało gospodarzom na rozwinięcie skrzydeł, a po doprowadzeniu do remisu całkiem dobrze przetrzymywało piłkę. Najwyraźniej jednak Harry’emu Redknappowi udało się odmienić psychicznie zespół z White Hart Lane: kiedy przegrywają, potrafią odrobić straty i wygrać (casus meczu z West Hamem), kiedy tracą prowadzenie, odzyskują je szybko (Liverpool), a choćby i w ostatnich sekundach (Birmingham). Jeszcze nie tak dawno to Tottenham regularnie tracił bramki w okolicach 90. minuty… Dobrze, że teraz dwa tygodnie przerwy: może kontuzjowani Woodgate, Dawson i Jenas zdążą się wyleczyć, bo wiadomo już, że wczorajsze kontuzje Kinga i Modricia są poważne. Wprawdzie losy tego akurat meczu odmieniło zejście Chorwata: nieco mniej skomplikowany styl gry na głowę wprowadzonego w jego miejsce Croucha okazał się skuteczniejszy niż wysublimowane podania po ziemi, ale przed Tottenhamem bez Modricia ciężkie spotkania z MU i Chelsea, z którymi banalność nie przejdzie. David Bentley i Giovani dos Santos zacierają ręce, bo to pewnie któryś z nich otrzyma szansę na skrzydle (inna możliwość: przesunięcie do drugiej linii Robbiego Keane’a, okazała się jego przekleństwem w Liverpoolu).

Rafa Benitez, który w tygodniu nie zawahał się skrytykować Stevena Gerrarda, tym razem może mieć powody do zadowolenia – jego zespół wreszcie pokazał, że potrafi walczyć. Co się zaś tyczy Chelsea i Manchesteru City, to wciąż mam poczucie, że ich forma nie została zweryfikowana przez naprawdę poważnego przeciwnika. Jak wiadomo menedżer Liverpoolu przed każdym sezonem podejrzewa komputer układający terminarz o udział w spisku, mającym utrudnić jego drużynie gładkie wejście w rozgrywki – tym razem spisek ów z pewnością mógłby faworyzować właśnie Chelsea i MC. Mówiąc o City dwie rzeczy trzeba jednak podkreślić: wygrywają też na wyjazdach i nie tracą bramek. Machina Chelsea zaś, naoliwiona przez Carlo Ancelottiego, funkcjonuje tak, jak można by oczekiwać, cóż… od mistrzów kraju.

Pierwsza dłuższa przerwa w rozgrywkach to dobra okazja do pierwszych podsumowań. Na pewno słowa Alana Hansena, że w takim czasie nie wygrywa się mistrzostwa, ale z pewnością można je stracić, nie znajdują zastosowania: wszyscy faworyci mają co najmniej 6 punktów. Trudno też mówić o kandydatach do spadku: pozostające bez zwycięstwa Bolton i Portsmouth wypadły całkiem nieźle w meczach z bardzo trudnymi rywalami, w dodatku zespół z Południa ma wreszcie właściciela i nadzieję na kilka wzmocnień. Cieszy postawa i punkty beniaminków, robi wrażenie forma Arszawina i Adebayora, choć – jak było na początku – meczu zapierającego dech w piersiach jeszcze nie obejrzeliśmy.

A transfery? O nich, mam nadzieję, będziemy rozmawiać we wtorkowy wieczór, kiedy będzie się zamykać okienko. To dobra tradycja tego bloga: pamiętacie gorączkę tej nocy, kiedy Berbatow stał się ostatecznie piłkarzem MU, a nowi właściciele MC usiłowali kupić pół Europy? Teraz pewnie podobnych emocji nie będzie, ale pogadać zawsze warto. Zapraszam.

25 komentarzy do “Prawie jak Arszawin

  1. ~alasz

    Forme city zbadamy juz niedługo, kolejno Arsenal i MU, zobaczymy co pokaza na ich tle. Adebayor wydaje sie jednak bardzo dobrze przystosowac, tevez natomiast gra jak grał ostatni sezon, biega walczy, stara sie ale efekt mizerny. Co do MU, to ja bym panie Michale jeszcze wniosków nie wyciągał, graja słabo nikt nie zaprzeczy, ale start nigdy nie był ich domeną. Trzeba czasu na wypracowanie stylu. Jedyne co mnie niepokoji, poza oczywiscie formą Carricka, to Valencia, mam wrazenie ze wychodzi mu bokiem gra tylko prawa noga i próba mijania na szybkosc innych zawodników. Moze sie jeszcze poprawi, ale narazie ma zbyt wiele ograniczen azeby byc wiodaca postacia w MU. Z drugiej strony, moze czas na przerwe w latach pełnych sukcesów? Moze pora na kogos innego? Chelsea dla mnie jest faworytem, szeroka doswiadczona kadra, głod sukcesu. Liverpoolu nie skreslam, bo ja w nich nigdy nie wierzyłem :D. Arsenal przypomina mi sytuacje sprzed dwóch lat, mysle ze w któryms momecie znowu pękna.PS. zmianiem nick z malaszkiewicz@op.pl na normalny

    Odpowiedz
  2. ~gin

    Co do meczu Manchester – Arsenal. 90 minuta piłka juz prawie wychodzi na aut, obok niej Bendtner troche dalej Rooney, który juz wie ze jej nie dogoni ale jaki to problem, rzuca sie szczupakiem, żeby zagrac ją głowa, oczywiscie nie udaje mu sie to ale jednak… klasyczny przykład zawodnika, który wsadza głowę tam gdzie inny nie włożyłby nogi.

    Odpowiedz
    1. ~Aracdio Cardone

      jeżeli ten człowiek pozostanie w Manchesterze United do powiedzmy 35 roku życia w takim tempie jak teraz to … chowajcie się z całym szacunkiem Besty, Cantony i Ronalda. To jest żywa legenda i jego będzie zastąpić najtrudniej… podziwiam

      Odpowiedz
  3. ~Michał Zachodny

    Przede wszystkim warto powiedzieć, że Giggs, oprócz jednego zagrania, grał totalny 'piach’. W pierwszej połowie zamiast zagrać szybko, przetrzymywał piłkę i akcję, gdy miał utrzymać futbolówkę to w dziecinny sposób ją tracił podaniem do rywala. Już w zeszłym sezonie Walijczyk zachwycał nas okazjonalnie (mimo otrzymanej, za zasługi, nagrody), ale Ferguson albo musi postawić na dwóch napastników, albo znaleźć lepszego ofensywnego pomocnika. Wenger popełnił błąd, jak dla mnie spóźnił się ze zmianami, nie zareagował na lepszy moment United, jedyny lepszy moment United, przez co Arsenal przegrał. No i mamy ciąg dalszy żenujących, jak dla mnie, wypowiedzi pomeczowych Francuza. Chyba mało który trener odważyłby się kwestionować decyzję sędziego o spalonym w 90 minucie, gdy stoi daleko, nie ma szansy prawidłowo ocenić, a na dodatek nie obejrzał powtórki. Nie mówię już o jego show przed ostatnim gwizdkiem sędziego, który dośc dobrze prowadził zawody (choć to też teza odrobinę kontrowersyjna). Co do Fletchera pełna zgoda – grał naprawdę świetnie, jak na swoje warunki.Ciekawe jak to jest z tym Birmingham – aapa na swoim blogu mówi, że skróty nie oddają kompletnej dominacji Tottenhamu w tym meczu i faktycznie, ja odważyłbym się nawet City pochwalić, a to raczej Spurs należałaby się bura za to, że mimo wielu okazji do zwycięstwa doprowadzili dopiero w 95 minucie. Liverpool dalej nam pokazuje, że opiera swoją grę i jego wyniki są zależne od trzech graczy – Reiny, Gerrarda i Torresa. Choć zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby Davies nie wyleciał z boiska (dwa głupie faule…) to Bolton by nie przegrał. Może do wspomnianej trójki dojdzie Glen Johnson, początek ma obiecujący. Jednak pytanie do Beniteza pozostaje, czy ligę da się wygrać tylko trzema/czterema piłkarzami? Nie sądzę.Martin Lawrenson, choć często z niego sobię żartuję, tym razem miło mnie zaskoczył i powiedział w MOTD, że pomylił się co do typowania mistrzostwa – nie MU, ale Chelsea wygląda jak najlepszy zespół ligi, naprawdę. Choć mogę wydawać się mało obiektywny to wystarczy spojrzeć na kolejne cztery mecze, obejrzeć je w całości i dochodzi się do prostego wniosku – The Blues wciąż się rozwijają, wciąż ulepszają ten system, wciąż mogą grać lepiej. I gdyby nie fantastyczny Brian Jensen to wynik mógłby być dla Burnley kompromitujący. Jest jeszcze jeden argument przemawiający za Chelsea na początku sezonu – w Liverpoolu w formie jest trzech zawodników, w Manchesterze United podobnie, a w Arsenalu może pięciu. Natomiast na Stamford Bridge już świetnie gra A. Cole, Carvalho, Bosingwa, Essien, Ballack i Drogba. Wszyscy wiemy, że i Lampard w końcu wejdzie na swój poziom bo stać go na więcej niż dwie asysty w sobotę. Również Anelka się rozkręca. Testem dla Chelsea będzie okres styczniowy, gdy duża ilość zawodników wyjedzie. Tylko czy wtedy nie będą mieli już pewnej przewagi punktowej? Ja bym sobie tego bardzo życzył:)

    Odpowiedz
    1. ~lukeroux

      Wenger został ukarany nie za krytykowanie decyzji sędziego ale za kopnięcie butelki. Taaaak decyzja sędziego o odesłaniu Wengera była tak wspaniała, że szef angielskich sędziów skrytykował za tą decyzję sędziego i zapowiedział, że wyśle Wengerowi list z przeprosinami. Mike Dean wysyłając Wengera na trybunę wypełnioną kibicami którzy wcześniej śpiewali w stronę Francuza „Sit down you pedophile” wspaniale się wykazał.

      Odpowiedz
        1. ~Michał Zachodny

          No faktycznie, kopnięcie bidonu, machanie rękoma, ironiczne uśmieszki wcale nie wynikały z tego, że sędzia nie uznał gola… Wszystko to się swobodnie łączy, a decyzja o wyrzuceniu słuszna – w naszej rodzimej ekstraklasie Ryszard Tarasiewicz rzucił bidonem o ziemię, w swojej strefie (on nigdy nie przeklina na sędziów) i też został odesłany na trybuny. Tu można się spierać, ale skoro ważniejsze autorytety ode mnie twierdzą inaczej to jestem gotów zaakceptować fakt, że Dean się pomylił to robiąc. Zresztą o pomeczowe wypowiedzi chodzi mi tylko wyłącznie o te zawarte w artykule choćby na bbc: http://news.bbc.co.uk/sport2/hi/football/eng_prem/8229064.stm I fakt, mówi, że nie chodziło o spalony, wspomina o tym, że karny na Arszawinie powinien być (i tu się przychylam do tego), ale ironiczne teksty o kopaniu bidonu są dla mnie żałosne. Tak jak i zachowanie kibiców United.

          Odpowiedz
          1. ~lukeroux

            Wyobraź sobie sytuację, że klub, który prowadzisz strzela wyrównującego gola w 95minucie ale sedzia sygnalizuje pozycje spaloną. Wenger jest tylko człowiekiem wcale mu sie nie dziwie, ze w ten sytuacji byl rozczarowany. Martin O’Neill czesto rzuca bidonem kiedy cos jest nie po jego mysli ale nikt go nie usuwa na trybuny. Mike Dean wykazał sie w moim mniemaniu nadgorliwoscia.

    2. ~alasz

      Liga to maraton, badz w stawce, ale sprintuj na koncu, takie moje zdanie. Giggsa przerasta mometami tempo takich pojedynków, jednakze to jest gracz wybitny, który zawsze czyms moze zaskoczyc. Nawet to podanie do Rooneya. Cos tak czuje, ze diabły jeszcze zaskocza na odpowiedni tryb. W poprzednich latach równiez grali przecietnie, az w pewnym momecie sezonu ogrywali rywali serjami. Wyczekuje powrótu Rio, Rafaela, Hargreavesa z zaswiatów, a takze formy carricka. Moim zdaniem to bedzie wyscig dwóch koni, ze wskazaniem na chelsea. Liverpool, gdyby ze skałdu wyleciał torres lub gerrard, a jak obaj to juz wogóle, nie beda w stanie dotrzymac kroku. Mysle ze sie zgodzicie, ze ławke to oni maja gorsza przynajmniej od 5 druzyn. Przyjdze LM i beda grac gerrardem i torresem bez odpoczynku? Co do kartki davisa, dla mnie druga jest naciagana przez lucasa, wiecej cyrku niz kontaktu.

      Odpowiedz
    3. Michał Okoński

      @ Michał ZachodnyDominacja Tottenhamu była, ale nie było z niej goli, a nawet sytuacji (poza może jedną: Defoe’a po podaniu Huddlestone’a) – przynajmniej do wejścia Croucha.O Liverpoolu myślę podobnie i podobnie jak „Lawro” zaczynam weryfikować swoje sądy na temat Chelsea, chociaż… sam wiesz najlepiej, ilu wyjedzie na PNA i że sezon jest długi, a piłkarze – nienajmłodsi.

      Odpowiedz
      1. ~Michał Zachodny

        Tak, ten Puchar Narodów Afryki to spędza niejednemu kibicowi Chelsea sen z powiek. Ale trzeba przyznać, że The Blues mają szeroką i silną nad wyraz ławkę rezerwowych. Wyjeżdża Drogba, Mikel, Essien, ale wciąż pozostaje przecież w środku pomocy Deco, Belletti, Ballack, Lampard, Malouda i Żirkow (do diamentu) oraz wróci Joe Cole (może grać podwieszonego napasntika pod Anelką)… Manewrów Ancelotti ma sporo, ale chyba on sam najlepiej wie, że trzeba, zwłaszcza na początku, przycisnąć zespół by wygrywał ile się da, by grudzień i styczeń nie wpłynął negatywnie na pozycję w ligowej tabeli.Jeszcze zapomniałem o City coś dodać, choć widziałem dzisiaj tylko pierwszą połowę. Zdziwiło mnie, że drużyna posiadająca tylu klasowych piłkarzy, świetny potencjał, nie jest w stanie rozbić podaniami obrony dużo słabszego rywala. Barry przechodził obok meczu, a reszta wyglądała jakby grała tylko na swoje konto. To pewnie jeszcze wyjdzie w praniu i zespół się zgra, ale kto wie czy nie jest to przykład choćby wad tego zespołu. Hughes ma materiał do pracy przez te dwa tygodnie.

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          A ja jeszcze ogólniej o sezonie, bo wpadłem właśnie na statystyki Billa Edgara:3: Teams with 100 per cent Premier League records at end of August (Chelsea, Tottenham, Manchester City) – none last year2: Premier League sides with no points at end of August – Bolton and Portsmouth – compared with none last year29: Months since previous time Manchester City won successive away league matches21: Percentage of own goals among Aston Villa’s league goals since November (Premier League norm is 4)Oczywiście zwłaszcza dwie pierwsze nie muszą wiele znaczyć – inni przeciwnicy, to i inna liczba punktów, ale już z MC i przełamaniem kompleksu meczu wyjazdowego jest coś na rzeczy.

          Odpowiedz
          1. ~Piotr Butryn

            Z tym Man City to rzeczywiście bardzo ciekawe. Patrzyłem na nich z Portsmouth i grali tam (jak dla mnie) jedną wielką wykopankę. Ale może w tym jest jakaś metoda. Po co tworzyć zespół, który będzie pięknie grał, jak można z tych wszystkich gwiazd, indywidualistów zrobić rzemieślników, którzy będą wygrywać. W Realu to nie przejdzie, ale City może się udać. Poza tym to pewnie będzie ich plusem w walce z najlepszymi. Ten plus może się nazywać konsekwencja i ciułanie punktów. Piękne wygrywanie nie dla nich. Łatwiej jest chyba znieść ewentualną porażkę z Man U po kilku ciężkich wygranych po 1:0, niż po pięknych zwycięstwach strzelając dużo goli (piję tu do Arsenalu). Myślę, że to może się okazać ważny czynnik psychologiczny – pięknie ogrywamy wszystkich a jak przychodzi co do czego to pękamy i łamiemy się jak byśmy pierwszy raz grali w piłkę…

          2. Michał Okoński

            Zaimponował mi Gareth Barry, ale moja słabość do tego piłkarza jest znana równie dobrze, jak jego słabość do Tottenhamu 🙂 O ile w ubiegłym roku mieli już fantastycznych piłkarzy ofensywnych, to co i rusz „dostawali za kołnierz”: albo gładko wygrywali, albo równie gładko przegrywali. Z takim Barrym, asekurującym obronę, nie będzie już tak łatwo. Zwłaszcza, że są także Toure, Bridge, Richards i Lescott, a za nimi najlepszy bramkarz tej ligi, Shay Given.Lee Dixon interesująco zestawia przednią formację MC z Arsenalem: ta sama wymienność pozycji, schodzenie do boków i cofanie się do drugiej linii, by po chwili znaleźć się za plecami obrońców. I jeszcze ten Adebayor… Tak, nie mogę się doczekać ich starcia z Chelsea czy Liverpoolem, o derbach miasta nie wspominając.

    4. ~Bartek S.

      Na dzień dzisiejszy Chelsea i Tottenham są najlepsze w lidze. Najbardziej rozczarowuje Manchester i Liverpool. Oba prezentują beznadziejny styl. Czuję jednak, że I te drużyny zaczną grać. Bo w Arsenal nie wierzę za cholerę. Michał Okoński ma rację – z fryców Wengera nie będzie mistrza – co kilka meczów płacić będą frycowe. 🙂 Ciekaw jestem natomiast, jak sobie poradzą The Blues w meczach z najsilniejszymi drużynami. Bo tam mogą – choć nie muszą, i to bardzo nie muszą – pouciekać ważne punkty.

      Odpowiedz
  4. ~graaf

    Fenomenalna forma Fletchera inaczej byłaby nazwana, gdyby sędzia podyktował najbardziej oczywistego karnego za najbardziej oczywisty faul Szkota na Arszawinie. Jak tego Dean nie gwizdnął, tego nie sposób zrozumieć. Oczywiście zgoda, że chwilę później Rosjanin strzelił gola, więc ostatecznie wpływu ten błąd na wynik nie miał, ale sędzia przecież tego w tamtym momencie nie wiedział. Najbardziej mnie śmieszą argumenty Fergusona i s-ki, że przecież Fletcher tam dotknął też piłki. Taaaa, tyle że było to jedynie przy okazji brzuchem, gdy równocześnie nogami, które kompletnie minęły się z piłką, skosił Arszawina równo z trawą. Ale widocznie Fletcher wślizgi wykonuje brzuchem, a nie nogami.A co do tej sytuacji z odesłaniem Wengera na trybuny, to ponoć szefostwo sędziów Premiership przeprosi za to Francuza oficjalnie, gdyż przyznało, że decyzja technicznego była totalnym nieporozumieniem.

    Odpowiedz
    1. ~graaf

      Pardon za powtórzenie informacji o szefie sędziów po lukerouxie. Nie odświeżałem komentarzy przez czas, gdy pisałem, więc nie widziałem, że w tym czasie już o tym napisano.

      Odpowiedz
    2. ~piotrek

      graaf – pewnie, ze karny powinien byc, sam Fletcher powiedzial po meczu, ze mial duzo szczescia w tej sytuacji bo sedzia mogl to gwizdnac. Ale co to zmienia? Gdyby sedzia odgwizdal karny Fletcher i tak bylby najlepszym zawodnikiem w Manchesterze, ten nieudany wslizg tego nie zmieni. Tak jak jedno podanie Giggsa nie sprawi, ze mozna go pochwalic za ten mecz. Odeslanie Wengera na trybuny bylo zalosne. Przykro bylo na to patrzec. Mam prosbe do kibicow Tottenhamu, ktorych pewnie nie brakuje na tym blogu. Opiszcie jak Waszym zdaniem Koguty zagraja w meczu z United. Sadzilem, ze Ferguson (niestety) znow zagra 4-5-1, jednak brak Modrica moze go sklonic do 4-4-2 z Berbatovem w ataku (raczej nie powinien spodziewac sie rodzinnej atmosfery na White Hart Lane, mam racje? Przyznam sie, ze nie pamietam jak zachowywali sie kibice Kogutow w zeszlym sezonie). Modric juz w tamtym roku w finale PLA pokazal swoj geniusz i szczerze powiem, ze bardzo zaluje, ze nie zagra. Tak jak zalowalem, ze nie gral Fabregas. Widowisko straci duzo na magii. Zgadzam sie co do Chelsea. Gra jak automat, ciekawe czy sie zatnie na grubszym rywalu… Jedyna nadzieja (dla kibicow innych druzyn), ze w kulminacyjnym momencie bardziej skupia sie na LM. Jednak mowie to bez wiekszego przekonania. Pozdrawiam.

      Odpowiedz
      1. ~graaf

        Ale Fletcherowi chodziło raczej o to, że miał szczęście, bo takie sytuacje mogą być różnie przez sędziów zinterpretowane, a nie, że miał szczęście, bo faulował – bo do faulu się nie przyznał, a przynajmniej ja takiego cytatu nie znalazłem (powoływał się natomiast na to swoje dotknięcie piłki w tamtejj sytuacji jako dowód niewinności). A czy pozostałby najlepszym? Niekoniecznie, i to nie tylko dlatego, że prawdopodobnie stałby się winowajcą (i to dość głupio) gola dla Arsenalu, ale też dlatego, że miałby wtedy żółtą kartkę, a to, szczególnie w grze na jego pozycji, zmienia bardzo dużo. Zresztą Wenger, nie wymieniając Szkota z nazwiska, miał do sędziego pretensje o to, że Fletcher był wyjątkowo pobłażliwie traktowany przez arbitra mimo bardzo dużej ilości fauli (nawet nie licząc tego na Arszawinie).

        Odpowiedz
  5. ~alasz

    Modric, king, cos o defoe słyszałem, czy to powazne? W Tottenhamie wciaz jest jednak ten problem miedzy liniami, obrony i pomocy, niekiedy zbyt wysoko ustawiona linia obrony, jesli MU zagra z kontry, podobnym ustawieniem 4-3-3 to tottenham moze miec spory problem. Wazny mecz Arsenalu, jak zareaguja na porazke? Przeciwnik, odpowiedni by sprawdzic reakcje zespołu. Nastepna kolejka dla mnie zapowiada sie najciekawiej z dotychczasowych.

    Odpowiedz
  6. ~mak

    Kiedy ligi wstają zorze, pojedyncze porażki nie mają takiego znaczenia, jakie mają inne niż wynik znaki na niebie i ziemi. Przytomnej uwagi o „artystowskim” zacięciu Fergusona i Wengera (oraz „naukowym” Beniteza i Mourinho) nie da się analogicznie przełożyć na grę MU i Kanonierów: MU bez Ronaldo, i przy chronicznej, by tak rzec, dekadencji Berbatowa, musi opierać się na rzemiośle (a dlaczegóżby nie jesień Fletchera, wiosna Carricka?), licząc na to, że w trakcie sezonu, przez kilkaset statystycznych minut na boisku, iskra geniuszu Rooneya, Berbatowa czy Giggsa (podanie ćwiczone, jak powiada sir Alex, przez tydzień, czyli jednak natchnione „czucie i wiarę” poprzedził solidny szlif „szkiełka i oka”) musi czasem błysnąć, zaś Arsenal z narkotycznym ciągiem do „pięknej gry”, z Arszawinem, van Persiem, Fabregasem i ich tendencją do zapominania, że poetą (futbolu) się nie jest, poetą (futbolu) się bywa, a prozaicznie gryźć murawę trzeba non stop, musi liczyć na to, że takich meczów jak z MU (w których nie wygrywa „lepszy” tylko ten, kto strzeli więcej bramek) w ciągu sezonu będzie jak najmniej. To w dużej mierze kwestia mentalności, bo sir Alex ma żyłkę do wychowywania walczaków, takich piłkarskich brutalistów, czy może ekspresjonistów, sunących przez murawę jak strugi farby przez płótno u Pollocka i zdania przez kartkę u Bernharda, zaś Wenger ma słabość do rilkeańskich liryków futbolówki o chwiejnej wrażliwości, impresjonistów, którym zdarza się momentalnie bezradnieć, gdy gaśnie światło, neurotycznych Świetlickich w „nastroju niewygrywalnym”. Ferguson uosabia figurę surowego protestanckiego ojca (odpowiednika starotestamentowego Boga, patrz: „Przypowieść o Davidowym bucie” czy „Przypowieść o suszarce”), zaś Wenger jest bardziej, hmmm… katolicki?, no w każdym razie czulej matkujący swoim chłopakom. MU sporo się nachapał w ostatnich latach, więc mam cichą (i matkującą mi, głupiemu) nadzieję, że o zwycięstwo w lidze wreszcie powalczy Arsenal. Napisałem „powalczy”? Ha.

    Odpowiedz
  7. ~majkel

    Anglicy znowu przedłużyli sobie okno transferowe!!! Tym razem nie o godzinę, a o kilkanaście godzin. Bezczelni oszuści wymyślili sobie jakieś święto bankowca, czy coś takiego. Ten cały deadline to zwykła fikcja. Jeśli Real nie kupi dziś Riberyego, to we wtorek ManuU do wieczora będzie gwałcił Bayern. Na szczęście Aguero zagrał w eliminacjach LM. Jak UEFA może tolerować takie praktyki? Jeśli w Anglii jest święto, to niech zamkną dla wszystkich transfery we wtorek, albo przedłużenie niech obejmie tylko Wielką Brytanię (bez możliwości kupowania za granicą). Mam nadzieję, że wielkie kluby z Hiszpanii, Włoch czy Niemiec jakoś przetrzymają, ale średniacy zostaną zwyczajnie obrabowani (np. Bordeaux z Chamakha).

    Odpowiedz
    1. ~lukeroux

      Życzyłbym sobie żeby Wenger obrabował Saint-Etienne z Blais’a Matuidi i Bordeaux z Chamakh’a(wczoraj zagrał świetne zawody z OM, idealnie pasowałby na pozycje najbardziej wysuniętego napastnika w formacji 4-3-3).

      Odpowiedz

Skomentuj ~graaf Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *