Derby i derby

Tym razem nie będzie parkowania klubowego autobusu w polu karnym gospodarzy – zapowiada Harry Redknapp, nawiązując do słynnej już wypowiedzi Jose Mourinho po tym, jak Chelsea nie zdołała pokonać defensywnie ustawionego Tottenhamu kierowanego przez Jacquesa Santiniego. Przede wszystkim, mówi menedżer Kogutów, nie leży to w naszym stylu, po drugie – nie mamy piłkarzy, którzy by to potrafili. Redknapp wie, jak gra Chelsea („diament” w środku pola i ofensywne wejścia bocznych obrońców), i – podejrzewam – chce szukać miejsca do gry Tottenhamu w sektorach, które zwalniają idący do przodu Bosingwa i Ashley Cole. Portugalczyk i Anglik są wprawdzie asekurowani przez Essiena, jednak piłkarzowi z Ghany może utrudnić życie inteligentna gra bez piłki Robbiego Keane’a. Myślę, że również Redknapp będzie chciał zagęścić środek, ustawiając Irlandczyka za Jermainem Defoe i powierzając mu rolę piątego pomocnika, schodzącego do drugiej linii i wyciągającego za sobą Ricardo Carvalho (wtedy Defoe czyha na prostopadłe podania Huddlestone’a, a Crouch po prostu siedzi na ławce).

Chelsea pozostaje oczywiście żelaznym faworytem. Już nie chodzi o to, że przez lata kibice Tottenhamu przywykli do batów, jakie ich ulubieńcy zbierają na Stamford Bridge (a także, niestety, na White Hart Lane) – to się akurat w ciągu ostatnich kilku sezonów trochę skomplikowało. Bardziej o brak Luki Modricia z jednej strony, z drugiej zaś – o bieżącą formę piłkarzy Ancelottiego: choć ich ostatni mecz w Lidze Mistrzów zdradzał lekkie objawy zadyszki, to na prawdziwą kolkę jeszcze za wcześnie. Dziś tak właśnie myślę: może losy tytułu mistrzowskiego zdecydują się podczas Pucharu Narodów Afryki, kiedy przyjdzie grać bez Drogby, Essiena czy Mikela, może zmęczenie dopadnie tę stosunkowo niewielką i zaawansowaną wiekowo kadrę w dalszej fazie rozgrywek w systemie środek tygodnia – weekend, ale z pewnością nie w połowie września, kiedy wszystko ledwo co się zaczęło.

Tym, co ujmuje w kontekście derbów Londynu, jest generalna atmosfera kurtuazji: Redknapp docenia klasę rywala, komplementując przede wszystkim Lamparda i Joe Cole’a, a jeśli nawet mówi, że Chelsea nie jest jeszcze klubem tego formatu, co MU, to Carlo Ancelotti bynajmniej się nie obraża – przeciwnie, mówi, że taka wypowiedź jest dodatkową motywacją, a sam wychwala umiejętności Defoe’a i Lennona. To trochę inaczej niż w przypadku derbów Manchesteru, gdzie sir Alex kolejny raz dał się sprowokować (wcześniej była reakcja na billboard witający Teveza w Manchesterze). Różnie można wypowiedź Szkota interpretować, zważywszy na jego doświadczenie w prowadzeniu wojen psychologicznych – moim zdaniem ujawnia ona jednak, że menedżer MU traktuje rywala serio. W niedzielę sprzyjać mu będzie oczywiście absencja czołowych snajperów MC: Adebayora, Santa Cruza, Robinho i Teveza. Czy Bellamy z przodu, z Petrowem po lewej, Wrightem-Philipsem po prawej i wchodzącym z drugiej linii Irelandem wystarczą na znakomicie sobie radzącą w meczu z Tottenhamem defensywę? Osobiście wątpię. Skądinąd: jak wiele w postawie Czerwonych Diabłów zmienia fakt, że na środku obrony grają Ferdinand z Vidiciem…

Nie zachwyca mnie fakt, że o derbach Manchesteru tak mało mówi się w kategoriach czysto sportowych. Z drugiej strony może nie ma się co przejmować i warto przyjąć po prostu, że ten mecz rozgrywa się już w tej chwili, tylko zamiast strzałów, wślizgów i parad bramkarskich mamy spory-polemiki?

No i jeszcze jedno: tak samo jak tam Chelsea, tu Manchester United pozostaje żelaznym faworytem…

23 komentarze do “Derby i derby

  1. ~Golden_Guy

    Wszyscy ekscytujemy się jutrzejszym dniem, tymczasem druga połowa wielkiej czwórki dała nam dzisiaj dwa wspaniałę spektakle.Zacznę na gorąco od meczu Młotów. Widziałem jedynie drugą połowę, ale wnioskując z komentarza, obraz gry nie zmienił się wiele, choć dwukrotnie ominęła mnie pogoń West Hamu. Przez pół godziny widzieliśmy angielski futbol w najlepszym wydaniu. Może i nie dały nam go obie strony, ale ich style gry doskonale uzupełniały się na potrzeby takiego widowiska. Liverpool niestrudzenie forsował ataki na bramkę Greena, z kolei West Ham ograniczał się do kick and rush z udziałem człowieka z marmuru imieniem Carlton oraz Zavona z konopii, którzy dzielnie radzili sobie na połowie rywali. I to wystarczyło by posadzić widza na skraju fotela na całą drugą połowę, szczególnie jeśli przypomnieć sobie z jakim poświęceniem obie strony walczyły o odzyskanie piłki.Jako fan United czuję się w obowiązku nie chwalić Liverpoolu (za perfekcyjne zamknięcie rywala, za umiejętne utrzymywanie się przy piłce; a do tego za rajd Benayouna mmm… miałem nie chwalić, prawda? :P), natomiast jako obrońca muszę uchylić kapelusza przed doskonałymi, bezpardonowymi wślizgami defensywy West Ham. Przy takim naporze The Reds, tempie gry i iście derbowym napięciu nie podarować przeciwnikowi ani jednego rzutu wolnego z okolic „pudła”… niezwykłe. To, że gracze Rafy zdobyli bramkę w dość przypadkowej sytuacji („podanie kluczowe” z odbitej piłki, asysta z ordynarnej wrzutki :P) mnie nie zdziwiło, bo jeśli jest jedna rzecz w czym fani United i LFC mogą znaleźć wspólny język, to bramki wyrwane przeciwnikom z gardła.Na Emirates mieliśmy pokaz koncertowej gry Kanonierów, którzy z zaległym meczem prowadzą w klasyfikacji strzeleckiej. Było wprawdzie kilka fałszywych nut – van Persie nie doszedł chyba do siebie po starciu z Adebayorem, do tego podtrzymał opinię „panienki” natomiast Vito Mannone to (strzelam w ciemno) nieporozumienie, nawet jeśli alternatywą był jeszcze mniej doświadczony Szczęsny.Niemniej cały mecz w wykonaniu Kanonierów mógł się podobać. W środę doszedłem do wniosku, że nie ścierpiałbym 50 meczów Barclony w sezonie. Dzisiaj dostałem to samo, ale w lepiej wyważonych proporcjach, gdzie gra z pierwszej piłki, drybling i dwójkowe akcje nie przekreślają szansy zobaczenia porządnego strzału z dystansu. A skoro już o tym wspominam, to mam nadzieję, że jutro Nemanja spróbuje nawiązać korespondencyjną walkę z Vermaelenem.Co do Wigan… ich występem jestem po prostu zażenowany. Zupełnie nie podjęli oni rękawicy, mimo że były możliwości, by strzelić chociaż honorową bramkę (wystarczyło chłopakom w szatni przypomnieć zachowanie Mannone przy wrzutkach), do tego potykali się o własne nogi i rozjeżdżali na murawie przez źle dopasowane wkręty. Jeszcze za wcześnie, żeby wyrokować, ale po zeszłorocznej wyprzedaży nie ma komu strzelać bramek (pi razy drzwi sprzedani zawodnicy dali Wigan połowę goli w zeszłym sezonie), nie ma komu poderwać drużyny do walki. Wszystko wskazuje na to, że Latics za rok przywitają się z Championship. Z resztą już dziś ponoć Roberto Martinez usłyszał, że przy takim obrocie spraw jego posada jest nie zagrożona. Niejako w ramach bonusu dostaliśmy też przekrój przez style kibicowania. Emirates, ponoć „jak zawsze”, przypominało bibliotekę, nawet golom towarzyszyły jedynie zdawkowe,flegmatyczne oklaski. Z kolei Upton Park wrzało, a obie strony zdzierały gardła czy to podczas wspólnych pieśni, czy to zachwalając najmniejsze nawet zwycięstewko na polu bitwy.Premier League – i wszystko jasne.PS. Manchester is Red!

    Odpowiedz
    1. ~zwz

      Fenomenalna była pierwsza połowa WHU-Liverpool, żałuj, jeśli nie oglądałeś. A Arsenal… Czapki z głów przed Wengerem, kto krytykował transfer Vermaelena. Belg ma już chyba cztery gole – najskuteczniejsi w drużynie to chyba on i Gallas. Chyba coś się jednak zmieniło w grze tego zespołu, jeśli najwięcej bramek strzelają obrońcy ;-)Wigan się utrzyma, na spadkowiczów wyglądają Hull, Portsmouth i Wolves. A Burnley to takie Stoke sprzed roku – u siebie nie do pobicia

      Odpowiedz
  2. ~alasz

    Ciekaw jestem jutrzejszych starc,city w formie, ale mecz z arsenalem mógł potoczyc sie zupełnie inaczej, diabły to maratonczycy, nie forsuja tempa na starcie rozgrywek, mysle jednak ze piłkarze MU podejda do tego spotkania na spokojnie, z pewnym dystansem, natomiast gorace głowy moga miec gracze city. Co do derbów londyny, pierwszy rywal chelsea który potrafi atakowac, a to spora dla nich odmiana, czy harry redknapp pokusi sie o zaskoczenie rywala i wstawi kogos z dwójki bentley/dos sanots na skrzydło? Crouch moim zdaniem bedzie ogladał spotkanie z ławki, Tottenham masz szybkich graczy, co czyni ich groznymi w grze z kontry, a uwazam ze tak beda starali sie grac, rozrzucajac piłki do skrzydłowych, gdyz srodkiem przejsc chelsea nie idzie, wiele bedzie zalezało moim zdaniem od postawy srodka obrony tottenhamu, musza odeprzec nacisk fizyczny drogby czy ballacka.

    Odpowiedz
    1. ~me262schwalbe

      Harry to nie typ, który potrafi zaskoczyć, chociaż martwi mnie to jako kibica Spurs. Gra TOTTENHAM-u jest bardzo przewidywalna. Zapewne zobaczymy Keane na lewej, a z przodu Petera i Jermaine’a, ale nawet w takim ustawieniu Koguty mogą pokusić się o niespodziankę.

      Odpowiedz
      1. ~Bartek S.

        Powiedzmy sobie szczerze – w derbach Londynu nie będzie chodziło o zaskoczenie. Drużyny i trenerzy dobrze się znają i raczej nie będą eksperymentowali, żeby się wzajemnie wyprowadzić w pole. Wierzę jednak, że zaskoczyć mogą indywidualności – taki Lennon, który jest naprawdę nieprzewidywalny, czy fenomenalny w tym roku Defoe. Czuję, że dziś Koguty zepsują zabawę Chelsea – ktoś kiedyś musi. Dlaczego by nie Tottenham. 🙂

        Odpowiedz
      2. ~Bartek S.

        Powiedzmy sobie szczerze – w derbach Londynu nie będzie chodziło o zaskoczenie. Drużyny i trenerzy dobrze się znają i raczej nie będą eksperymentowali, żeby się wzajemnie wyprowadzić w pole. Wierzę jednak, że zaskoczyć mogą indywidualności – taki Lennon, który jest naprawdę nieprzewidywalny, czy fenomenalny w tym roku Defoe. Czuję, że dziś Koguty zepsują zabawę Chelsea – ktoś kiedyś musi. Dlaczego by nie Tottenham. 🙂

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          Zgoda co do braku zaskoczenia, myślę jednak, że Tottenham nie poważy się na tak ofensywne ustawienie, jak u siebie z MU. Keane może i będzie schodził na lewa stronę (i nie tylko tam), ale raczej z ataku, gdzie zabraknie miejsca dla Croucha. Poza wszystkim innym, z Crouchem w ataku ta drużyna przestaje grać piłką po ziemi, wymieniać podania itp. – tylko każdy piłkarz, od bramkarza przez obrońców po piłkarzy przednich formacji, próbuje trafić wielkoluda w głowę.To tyle na szybko – wracam do pierwszych derbów 🙂

          Odpowiedz
          1. ~Bartek S.

            Też myślę, że Crouch zacznie na ławie. Bo z nim jest jak z Heskeyem w AV – drużyna z nim w składzie idzie na łatwiznę. Ciągle wierzę w dzisiejszy triumf Kogutów. A choć od czasu gola dla MC minęło już kilkadziesiąt minut, nie mogę wyjść z podziwu dla Fostera. Niech już SAF ściąga Akinfiejewa, bo przy byle kontuzji VDS drużyna Czerwonych Diabłów gra z połową bramkarza (tak, wiem, że miewa świetne parady, ale to tylko przebłyski, podczas gdy bramkarz ma być zwyczajnie solidny). Wracam więc na Old Trafford 🙂 i czekam na wejście smoka – Nani za Berbatova. 🙂

  3. ~Duncan Edwards

    Niesamowite Derby Manchesteru.Wiedziałem, że Fletch rozegra dobre zawody ale czegoś takiego się niespodziewałem:D.2 połowa to była miazga.Za to kocham Premiership.Teraz czekamy na Derby Londynu:).

    Odpowiedz
  4. ~alasz

    Co za druga połowa!! Na goraco, mozna pastwic sie na ferdinandem, fosterem, czy padnieta lewa strona city, ale panie i panowie dla mnie, podanie Ryana Giggsa do Michela Owena…ten spokój opanowanie, widział to czego nie widział zaryzykuje tu, nikt inny na boisku, a Micheal Owen znów po tak długiej przerwie, czuje sie BOHATEREM, owszem wiele błędów z obu stron, tak sedzia doliczył wyjatkowo duzo czasu ale i MU zasłuzyło na wygrana, długimi mometami gra toczyła sie w polu karnym City, bramki City wynikały z błedów diabłów a nie z własnej gry, dla mnie wygrała druzyna duzo lepsza, z druzyna która ma mnóstwo farta (mecz z arsenalem i UNITED). To na goraco, ochłone i derby londynu. Micheal Owen is BACK ON TRACK!!

    Odpowiedz
    1. ~piotrek

      Dokładnie wszystko tak! Żeby w 96 minucie zagrać na spokojnie takie podanie, trzeba być Ryanem Giggsem; no i Owenem, żeby to wykończyć. I gdyby mecz trwał jeszcze trochę dłużej, pewnie znowu Bellamy by wyrównał :)A z innej beczki, po tym jak się oglądnie mecz Barcy, to nawet piłkarze mistrza Anglii wyglądają jak zgraja drwali. Niesprawiedliwe to jest

      Odpowiedz
  5. ~graaf

    Wprawdzie derby Manchesteru było wspaniałe, ale niesmak jednak pozostanie. Nie wiem, czy ktoś widział, ile doliczył sędzia (ja nie widziałem), ale na pewno nie było to 6 minut, bo i powodów do tego nie było. Dlatego, choć w sumie wolałem, by MU wygrało, to MC będzie miało święte prawo się oburzać i nawet im trochę współczuję.

    Odpowiedz
    1. ~zwz

      Doliczył 4, było 6, Owen strzelił w 5 minucie i 28 sekundzie. Zmiana w MU pewnie zajęła minutę – może to tłumaczy.

      Odpowiedz
      1. ~graaf

        Zmiana na pewno nie trwała minutę, bo przecież to Diabłom się spieszyło. Poza tym, wydaje mi się, że czasu straconego na zmiany nie dolicza się (przynajmniej jeśli nie jest to bezczelne przedłużanie, żegnanie się z wszystkimi na boisku itd). Chwilę wcześniej był w środku boiska wolny dla MU i nawet komentatorzy stwierdzili, że to już ostatnia szansa w tym meczu (już i tak po upływie tych 4 minut). Piłka została wybita, a mimo to MU mogło rozpocząć jeszcze kolejną akcję. Po prostu nie podoba mi się to, choć The Citizens nie lubię.

        Odpowiedz
  6. ~alasz

    Takie doliczanie kolejnych minut to nie pierwszy raz, chelsea ze stoke wygrała po bramkach w doliczonym czesie pierwszej i drugiej połowy, notabene ich nie powinno juz byc, natomiast trener stoke tony pullis powiedział wazna kwestie, nalezy grac a nie schodzic do sztni, a city nie grało w drugiej połowie, los był sprawiedliwy wygrąła lepsza druzyna. Co do komentarza apropo barcelony, to kwestia gustu, osobiscie próbowałem przysiegam ze sie starałem, ale ligi hiszpansiej ogladac nie moge, co kontakt to faul, nudzi gra barcelony, chodz podizwiam umiejtenosci techniczne, jakkolwiek dla mnie liga angislesa bije hiszpansa latami swietlnymi.

    Odpowiedz
    1. ~graaf

      Tylko drobna uwaga. Nie można nigdy nazwać sprawiedliwością sytuacji, w której się przegrywa przez gola, którego powinno nie być (z jakichkolwiek przyczyn). Nie ma znaczenia, czy drużyna wygrywająca w ten sposób miała wcześniej 10 słupków, 5 poprzeczek i czy 4 sytuacje sam na sam.

      Odpowiedz
      1. ~alasz

        Napewno masz racje, ale niejednokrotnie sedziowie kontynuuja spotkanie po doliczonym czasie gry, jest to nagminne i ja bym z tego sensacji nie tworzył, bramka w swietle przepisów prawidłowa, w chelsea strzeliło dwie takie stoke, obie po czasie i przeszło bez echa, to jest Old Trafford, pewna presja kibiców wystepuje, tak samo na anfield, chodzby w spotkaniu 4-4 z liverpoolem tez sedzia kontynuował gre sporo dłuzej niz obiecane 4 min dzoszło do 98 o ile pamietam. A juz mówienie ze przegrali bo mecz trwał 1min dłuzej jest idiotyzmem. Nie mozna w jedyn swietle postawic 60 sekund gry z podyktowaniem badz nie karnego którego nie ma czy bramki strzelonej reka, a nawet gola ze spalonego. Wygrała druzyna o klase jak nie diwe lepsza która popełniła fatalne błedy, jednakze los poprostu wyrównał rachunek.

        Odpowiedz
        1. ~michalj

          Mnie oczywiście zwycięstwo cieszy, ale jednak te doliczone minuty pozostawiają pewien niesmak. Jeśli marzymy o kolejnym mistrzostwie, to nie powinniśmy wygrywać z osłabionym MC w takich okolicznościach, tylko solidnie przyłożyć im 3:0 (tak jak zrobiła to Chelsea). Osobiście uważam, że jeden indywidualny błąd w meczu może się przytrafić, ale za dwa powinna odpowiedzieć solidarnie cała drużyna i co najwyżej 'za karę’ zremisować.Tnx God for Giggs.

          Odpowiedz
          1. ~Golden_Guy

            W momentach takich jak ten zawsze przypominam sobie najsmutniejsze chwile związane z Manchesterem United, a mianowicie pamiętną noc w Barcelonie ’99. Smutne dlatego, że będąc młodym szczylem zrezygnowany poszedłem wypłakać się w poduszkę pięć minut przed końcem meczu. Dopiero rano dowiedziałem się o magicznych bramkach Solskjaera i Sherringama.Gol Owena był równie nieprawdopodobnym zbiegiem okoliczności, ucieleśnieniem zasady, która przyświeca wszystkim kibicom United z dziesięcioletnim stażem – gra się do końca. Diabelska krew – rzucą młodsi fani. Tylko, że tym razem nie mają oni racji, bo decydująca bramka była owocem opanowania i doświadczenia. Spokój, z jakim Giggs wypracował sytuację dla Owena i sposób w jaki ten utrzymał nerwy na wodzy posyłając piłkę obok Givena, nie dają o sobie zapomnieć. Aż do czasu gdy obu zajrzy się w metryczkę z datą urodzenia i wszystko stanie się jasne.Ale Giggs był fenomenalny nie tylko w tej akcji. Kolejny raz Ryan zajął pozycję na flance by dać pokaz swoich magicznych zdolności. Dwie asysty w drugich 45 minutach tylko pobieżnie podsumowują jego występ, bo przecież Walijski Czarodziej jeszcze kilkakrotnie groźnie dośrodkowywał, dwukrotnie znalazł się przed szansą pokonania Givena, a jego dryblingi i dwójkowe akcje z Evrą każą się zastanawiać czy wkrótce nie zaczną odrastać mu włosy. 😉 Był, jest i jeszcze pewnie w następnym sezonie będzie prawdziwą inspiracją dla drużyny.Inspiracją tak potrzebną, gdy przypomnieć sobie całą pierwszą połowę, od bramki Barry’ego. Znów United ogarnęła niemoc po stracie gola. Czy to w Rzymie, czy na Old Trafford w meczu z Liverpoolem było to wielkim problemem – Diabły po udanym starcie w tych meczach dostawały kubeł zimnej wody na głowę i całą koncepcję gry szlag trafiał. I tu zabrakło oparcia na defensorach oraz pomysłu na grę do przodu. Na szczęście tym razem udało się to zmienić po przerwie. Fletch (drugi Keano? Nie, tamten nie strzelał głową ;)) i Anderson zatrzymywali grę na połowie City i udanie podłączali się do akcji oskrzydlających, Evra z Giggsem a potem także Valencia siali popłoch centrami, a Berbatov wreszcie „ruszył głową” i kilkakrotnie przetestował Givena. Natomiast nie mogę przemilczeć błędów w obronie. Bramka Barry’ego to farsa… błąd, którego spodziewałbym się bardziej ze strony Kuszczaka niż Fostera, w formie z ostatnich meczów (mając w pamięci jego klops z Malaysią czy Evertonem), ale na pewno nie ze strony Rio, który musiał widzieć niezdecydowanie golkipera przy wcześniejszych tego typu zagraniach. Gol na 2-2 to wprawdzie perełka, ale rodzi się przy niej pytanie: dlaczego Park, zamiast zdecydowanie (słowo-klucz) zaatakować Bellamy’ego imitował legendarnego na YT azjatyckiego bramkarza? No i gwóźdź programu czyli Mr. Inconsistent – dlaczego mógł to zrobić Solskjaer (http://www.youtube.com/watch?v=QBrFlDpQudY), a połówka najlepszego duetu CB w takiej sytuacji się zawahała? I jakim cudem Bellamy ominął ręce Fostera? :|Co do afery zegarkowej, Atkinson rzeczywiście trochę pomógł losowi (nie zaś United, bo, tam do licha, zegar działa w obie strony), przy czym prawidłowo kierował się przerwami w grze (bramka, cieszynka, zmiana, róg, wolny – wszystko w doliczonym czasie =95,5) jednak wybicie po wolnym Rooneya mogło już zakończyć grę. Ale takie decyzje od zawsze leżą w gestii sędziego. Nie wiem sam, czy wolałbym oglądać bramkę Owena jak buzz-beater wzorem dawnej MLS ;)Manchester is RED!

  7. ~C.McLeod

    Zauważyłem dzisiaj pewną dziwną prawidłowość: United ma w tym sezonie wyjątkowe szczęście na niesamowite strzały rywali: dzisiaj Bellamy, tydzień temu przewrotka Defoe, wcześniej wolej Blake’a z Burnley, a nawet gol Arszawina… Strasznie to frustrujące 😉 Co do samego meczu, dodatkowy czas dodali sami gracze City ciesząc się po bramce, co sędzie skrzętnie doliczył. Mecz genialny, odleciałem w kosmos po golu Owena ;)Darrenowi Fletcherowi jestem w stanie postawić pomnik [Giggs jest żywym pomnikiem ;)]. Wyprawia niesamowite rzeczy na boisku, jest wszędzie i do tego pozostaje piekielnie efektywny. Dwa gole dzisiaj dopełniają obraz. Obok Rooney’a to na równi z Evrą mvp wśród Diabłów, oczywiście so far this season. Znajomi jeszcze się śmieją, kiedy na pytanie kto zagrał najlepiej bez wahania krzyczę: „Fletcher!”, ale przypuszczam, że już niedługo naprawdę zrobi się głośniej o szkockim pomocniku. Zasługuje na uznanie.

    Odpowiedz
  8. ~darek638

    Witam! Kilka nieuporządkowanych refleksji. Przerażają mnie kibice Arsenalu, świetna drużyna,nadzwyczajny trener, wygrany w dobrym stylu mecz a w 80 minucie jest już tylko(aż) połowa widowni?!Jak przegrywają to już od 60 minuty publiczność gromadnie opuszcza stadion. Dziwne towarzystwo.MU-MC emocjonujący, zacięty ale nie stojący na wysokim poziomie mecz. Masa błędów. W tym skandaliczny czas meczu 97 minut. Ciekawe ile trwałoby spotkanie, gdyby MU zdobył gola powiedzmy w 93 minucie? Nie lubię Belamyego za dawne grzeszki ale od ubiegłego sezonu zrobił się kawał napastnika z MU rewelacyjny mecz. Tottenham-Chelsea dużo lepszy, niestety dla kibiców Tottenhamu przeciwnik był znakomicie usposobiony a z taką Chelsea to tylko Barcelona ma szansę. Walec po prostu walec tak bym określił grę Chelsea. Droggba w tej chwili jest najlepszym napastnikiem ligii. Ancelotti w którego nie wierzyłem prowadzi drużynę w ustawieniu Hidinka, jest pełne zaangażowanie, brawo Pan trener. Tottenham natomist, też dobry. Widać pracę. Hudllestone szczupły jak nigdy, bardzo dobry ten nowy z fryzurką jak Pieenar, nareszcie zobaczyłem starego Keana, pechowa sytuacja z faulem w polu karnym, gdyby upadł od razu po kontakcie, dostałby wapno, ponieważ utrzymał się, również mnie wydawało się, że nie był podstaw, powtórka pokazała prawdę ale to już było za późno.Jednak moim zdaniem Webb ze swojej pozycji „miał prawo” tak to zinterpretować. Szkoda mi Corluki, również ogromny postęp, nigdy tak nie biegał, przy bramkach mimo, że był blisko, moim zdaniem zrobił co mógł. Szkoda mi Craucha. Zawsze gra fair ale na całym świecie jest nielubiany przez sędziów. Obrońca w walce powierznej może dowolnie popychać Petera, on nic nie może. Jeszcze jedno moim zdaniem Cudicini to marny bramkarz w kazdym meczu kiksy(z MU 2 przy golach), powinien grać Ośmiornica, który również się myli ale ma potencjał, zasięg słowem jest perspektywiczny. Podobna sytuacja jak Kuszczaka w MU. Foster lub VdSaar mogą się mylić, Tomek myli się tylko raz a to może być tylko nieudany wykop i wylatuje ze składu. Mój ulubiony bramkarz Almunia jest w tak żałosnej formie w tym sezonie, że po meczu z MC postanowił się przeziębić i poszedł na zwolnienie.Na koniec oglądałem dzisiaj Cafe Futbol, dyskusja jak na podwórkowej ławeczce ale w pewnym momencie(może nie każdy to widział) zaczęli się zastanawiać ile i kiedy reprezentant Polski w czasie zgrupowań przedmeczowym może wypić alkoholu. Dyskutańci nie zastanawiali się, czy w ogóle może, że może to jest absolutnie przesądzone, tylko ile i kiedy? Czy po sobotnim meczu to do 3 rano itd.itp.Horror w biały dzień. Pan Kowalczyk nadmienił, że w ogóle to już nie komuna i sprawdzanie o jakiej godzinie piłkarze wracają z miasta to ich sprawa…bo oni wypoczną?! A w Barcelonie w 1992 to ponoć w ogóle nie trenowali…tylko plaża. Kilka miesiecy temu w studiu z okazji pożegnalnego meczu Kłosa, był Lukasz Podolski. Kolega Borek w pewnym momencie stwierdził, że oczywiście na pomeczowe piwo to pójdzie…Co odpowiedział Poldi, że nie ma mowy, piwo wypije wujek…Czy ktoś ma wątpliwości jak grałby Podolski gdyby mieszkał i trenował w Polsce?

    Odpowiedz
  9. ~żul

    Niesmak. Kibicuję Chelsea ale Tottenham był lepiej grającą drużyną w tym meczu (i to na SB). Niepodyktowany ewidentny karny dla kogutów przy stanie 1:0, wcześniej wolny w bardzo dogodnym miejscu (znowu Carvalho nienadążający ani z Lennonem ani za Keanem), no i pech świetnie grającego Kinga.

    Odpowiedz

Skomentuj ~michalj Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *