Opowieść zimowa

A kiedy Anglia po raz kolejny nie zdobędzie mistrzostwa świata, uzasadnień i racjonalizacji będzie co niemiara. Najczęściej narzekać się będzie, oczywiście, na piętę achillesową tej reprezentacji, czyli rzuty karne (kto tym razem nie wykorzysta decydującego?), a w drugiej kolejności – na kontuzje kluczowych zawodników, odniesione zarówno w miesiącach poprzedzających turniej, jak w jego trakcie. W ślad za tą ostatnią sprawą wróci pewnie kwestia dyskutowana już od kilku lat, a mianowicie: zorganizowania przerwy zimowej w rozgrywkach Premiership.

Fot. AFP/Onet.pl

Mówił o tym jeszcze Sven Goran Eriksson jako trener reprezentacji po tym, jak złamania lub pęknięcia kości śródstopia doznali David Beckham, Danny Murphy i Gary Neville (wszyscy przed mundialem w 2002 r., później, jeśli dobrze pamiętam, podobną kontuzję leczyli także Wayne Rooney, Ashley Cole, Steven Gerrard, Michael Owen, Ledley King i Jermain Defoe). Niemal każdy z nich grał w piłkę więcej niż przeciętny zawodnik – czytamy w dossier, opublikowanym na łamach Sports Injury Bulletin. A z wypowiedzi przedstawiciela komitetu medycznego UEFA wynika, że w ligach, które nie mają przerwy zimowej, kontuzje na finiszu rozgrywek, a więc w kwietniu i maju, zdarzają się cztery razy częściej niż w krajach, które pozwalają piłkarzom na choć kilkunastodniowy wypoczynek (do grudnia liczba kontuzji jest porównywalna). Są i inne argumenty za zorganizowaniem przerwy zimowej: ponad połowa piłkarzy ankietowanych przez BBC narzeka na syndrom wypalenia, związanego z długimi i męczącymi rozgrywkami. Czy to dlatego menedżerowie stają nieraz na głowie, żeby odmienić piłkarzom rutynę przygotowań do kolejnego meczu (opisywałem kiedyś wycieczkę MU do arcyciekawej rzeźby „Anioł północy”, ale podobnych przykładów znalazłoby się więcej)?

Ostatnim menedżerem, który wezwał do wprowadzenia przerwy jest Sam Allardyce. Kontekst wypowiedzi szkoleniowca Blackburn (i mojego wpisu, rzecz jasna) to obecne szaleństwo pogodowe, które doprowadziło do odwołania dwóch półfinałów Pucharu Ligi i sześciu spotkań Premiership, nie mówiąc o wielu meczach w niższych klasach rozgrywkowych. Allardyce podkreśla jednak, że przerwę należy wprowadzić bez względu na pogodę – właśnie dla dobra piłkarzy i w trosce o ich zdrowie.

Premier League odpowiadała dotąd, że w zasadzie jest za, widzi jednak problemy logistyczne: jakoś trzeba upchnąć w kalendarzu nie tylko 38 spotkań ligowych, ale także rozgrywki dwóch krajowych i dwóch europejskich pucharów oraz mecze międzypaństwowe. Podejrzewam jednak, że chodzi jej również o korzyści ekonomiczne – kiedy ligi europejskie odpoczywają, głodni piłki kibice z Hiszpanii, Włoch, Niemiec itd. oglądają Premiership. Jest też kwestia tradycji, ale myślę, że nikt z proponujących przerwę nie chciałby pozbawić kibiców angielskich futbolu w okresie świąteczno-noworocznym. Czyli jeśli czas na odpoczynek, to po rozgrywanej w pierwszy weekend stycznia trzeciej rundzie Pucharu Anglii. Coś jak teraz, tylko dłużej – powiedzmy do końca miesiąca. O ileż spokojniej pracowałoby się klubowym działaczom podczas okienka transferowego…

Ta ostatnia kwestia, jak sądzę, tłumaczy zadowolenie Rafy Beniteza z przełożenia jednego z najważniejszych (przynajmniej z punktu widzenia obecnych priorytetów Liverpoolu) meczów sezonu: z Tottenhamem na Anfield Road. Może do chwili jego rozegrania uda się zespół wzmocnić jakimś klasowym zawodnikiem, np. Maxi Rodriguezem, może też nieco bardziej wypoczęci będą Steven Gerrard i Fernando Torres? Z drugiej strony także Aaron Lennon zdoła się wyleczyć…

Oczywiście wielkim kontrargumentem przeciwko robieniu zimowej przerwy był wczorajszy mecz Arsenalu z Evertonem; mecz, w którym było w zasadzie wszystko, co tak lubimy na angielskich boiskach, czyli technika i walka, prędkość i poświęcenie, gra do końca oraz bramki tyleż piękne (Pienaar lobujący Almunię), co dramatycznie przypadkowe (Denilson po rykoszecie). Jeśli ktoś się zastanawiał, dlaczego Arsene Wenger rozważa podpisanie kontraktu z Solem Campbellem, to dostał kolejne argumenty: obrona Arsenalu (zwłaszcza Armand Traore, ale także, o dziwo, William Gallas) robiła błędy zarówno przy rzutach rożnych, jak przy zastawianiu pułapek ofsajdowych; piłkarze Kanonierów nie zdołali przerwać w porę kilku groźnych kontrataków i – w obliczu wysokiego pressingu Evertonu – sami nie bardzo umieli je wyprowadzić. Gdyby Louis Saha w jednym czy dwóch momentach był mniej samolubny, gdyby Landon Donovan nieco dłużej trenował z nowymi kolegami i miał więcej sił (zszedł po godzinie, narzekając na skurcze), albo gdyby James Vaughan kilkanaście sekund po golu Pienaara skopiował jego wyczyn, kto wie: może rewanż za upokarzającą porażkę w pierwszej kolejce byłby z punktu widzenia Evertonu całkowity?

18 komentarzy do “Opowieść zimowa

  1. ~taxi_rock

    Przerwa by się przydała, jednak z drugiej strony święta są takie piękne, bo jest co w nie robić (czyt: oglądać Premier League), dlatego też myślę, że tak jak Pan pisze – na początku stycznia dać im trochę wolnego i PNA by tak nie uderzał w kluby, choć znów piłkarze z Afryki nie mieliby przerwy. Zdaję sobie jednak sprawę, że ciężko będzie o taką przerwę, kasa musi się zgadzać. Liga przynosi spore zyski i raczej forma piłkarzy (przemęczenie i takie tam) jest daleko w tyle za finansami. Chyba nic nie wyjaśniłem (ciągle pod wrażeniem kapitalnego meczu Angola – Mali, choć kapitalnego ze względu na emocje, nie umiejętności piłkarskie) są plusy i minusy, a jako że szanse są małe – chyba nie ma sensu się nad tym za dużo rozwodzić.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Ja myślę przeciwnie: że są duże szanse i że doczekamy się zmiany w ciągu najbliższego sezonu-dwóch. Obecne szaleństwo pogodowe pokazuje, że nawet w skróconym przez mundial roku uda się pomieścić gdzieś w kalendarzu te odwołane spotkania – myślę, że to ośmieli władze Premier League.A Puchar Narodów, słusznie, mógłby być dodatkowym argumentem…

      Odpowiedz
  2. ~Michał Zachodny

    Wydaje mi się, że najbardziej realnym scenariuszem na najbliższe lata jest najpierw wprowadzenie krótkiej przerwy zimowej (2-tygodniowej), a potem… jej zniesienie. Wiem, że to brzmi co najmniej dziwnie, ale wiele osób zatęskni za tradycją, nałożenie meczów w marcu, kwietniu, maju oraz spadek (tak, dalszy spadek) popularności pucharów krajowych spowodują, że dodatkowy tydzień na rozciągnięcie piłkarskiego kalendarza zostanie przyjęte z ulgą u menedżerów. Temat jest wielce ciekawy, ponieważ ile osób, ile klubów, ile w nich problemów tyle jest i pomysłów oraz teorii. Właśnie spory mogą doprowadzić do tego, że wcale nie tak łatwo będzie FA i PL ułożyć ten terminarz. No bo jak tu komputer ma dogodzić menedżerom, skoro nawet sam Arsene Wenger narzeka na jego stronniczość i 'forowanie’ rywali…;)

    Odpowiedz
    1. ~mewstg.blox.pl

      Wiadomo terminarz jest, jak klimat, zawsze przeciwko nam. Szkoda, że Arsenal i MU nie przegrały swoich spotkań, bo wtedy szum spowodowany przez Wengera i Fergusona byłby godny całej kolejki, a nie takiej w której rozegrano 2 mecze. Oba udało mi się obejrzeć i do tej pory zastanawiam się dlaczego sędzia Clattenburg doliczył aż 6 minut. Czy presja wywierana przez SAFa jest aż tak silna, że sędziowie strzelają takie głupoty?

      Odpowiedz
      1. ~michalj

        Jak dla mnie oprócz 6 doliczonych minut, bardziej niezrozumiała była czerwona kartka dla Fletchera. Czy presja wywierana na sędziach od jakiegos czasu sprawia, że popełniają jeszcze więcej błędów? Jeśli tak, to przy jeszcze większej ilości błędów presja bedzie jeszcze większa, więc błędów będzie jeszcze więcej itd. itd. itd. Błędne koło.

        Odpowiedz
        1. ~Michał Zachodny

          Kolejne tygodnie dają nam dowody, że całą akcję 'Respect’ można o kant stołu rozbić. Najpierw Ferguson grzmi, że sześć dodanych minut to 'insult to the game’, a Fletcher dostał dwie żółte kartki za nic i został potraktowany przez Clattenburga surowiej niż inni piłkarze (słynna już siekiera). Nie jest nudno, to na pewno, ale czy naprawdę tak doświadczeni menedżerowie czasem nie potrafią ugryźć się w język? Ciekawe czy gdzieś tam czytając to co powiedzieli, oglądając powtórkę wywiadu i meczu myślą sobie: 'cholera, ale chlapnąłem!’. Tylko do błędu na pewno przyznawać się nie będą, nawet kosztem kar finansowych, zesłań na trybuny i tym podobnych – zwłaszcza, że sytuacja w której nakładają presję na sędziów, nie przyznają się do swojej pomyłki (nie kompromitują, w jakimś stopniu, swojej osoby), a dalej nakręcają że mają racje (i w rezultacie część obserwatorów przyznaje im racje) to klasyczne, za przeproszeniem, 'win-win’.

          Odpowiedz
          1. ~darek638

            Kogo Pan Ferguson obraża krytykując sędziów? Czy sędziowie mają w zwyczaju przepraszać za popełnione błedy? Bardzo rzadko w ogóle przyznają, że popełniają błędy. Zmorą ligii są sedziowie, którzy gwiżdżą nie mając pewności, wystarczy im podejżenie. Obiektywizm sędziów jest niezwykle istotnym elementem okreslającym poziom ligii. Niestety wielu sędziów uwielbia autokreację. Komentatorzy patrząc na pracę sędziego oczekują określonych zachowań, bo każdy arbiter ma średnią kartek(czy to nie obłęd) i czy wypełnił meczową normę. Sędziowie nie są święci.Pzdr.

  3. ~Andrzej Kotarski

    Wenger ma prawo być zirytowanym, bo musiał grać z trudnym rywalem w kiepskich warunkach (druga połowa to już była śnieżyca). Dałby sobie szanse na grę z Fabregasem. Ten mecz pokazuje też, że nie tylko Liverpool cierpi na uzależnienie od jednostek. Arsenal nie stworzył w sobotę jednej składnej akcji, która pachniała bramką, poza indywidualną akcją Diaby’ego na koniec. Przerwa mogłaby być, taka dwutygodniowa, jednak wyłącznie w styczniu. Boxing day i okres świąteczno-noworoczny to zbyt wielka tradycja i gratka dla fanów, aby z tego rezygnować.

    Odpowiedz
    1. ~darek638

      Nie wiem oczywiście co ustali Federacja ale dla mnie wprowadzenie przerwy w rozgrywkach byłoby ciosem w istotę angielskiej rywalizacji. Wygrywa najsilniejszy, najwytrzymalszy, najwytrwalszy.Zwycięstwo przez zdominowanie fizyczne przeciwnika jak w zawodowym boksie przez przewagę, przez ciagły pressing, przez zamknięcie na połowie. Osłabić fizycznie i wygrać. Zarówno na dystansie pojedynczego meczu ale również krytycznych faz rozgrywek. Kto ma krótszą ławkę, jest mniej odporny na „zużycie”(kontuzje) ten na koniec sezonu słabo ląduje. Oczywiście świat się zmienia nawet w Premiership kalkulacji jest coraz więcej ale dla mnie dla kibica zachowanie starego etosu, niesłychanych wymagań ciągłej walki jest bardzo ważne. Pan Michał poswięcił parę słów rywalizacji Arsenalu z Evertonem. Uważam, że był to klasyczny „angielski” pojedynek. Everton dostrzegł słabość Arsenalu i ruszył. Nie grał z kontry, tylko zaatakował. Dla mnie najlepsza para stoperów ligii miała wyraźnie słabszy dzień. Oby tylko dzień?! Vermalen gra pierwszy sezon w Premier i tak długo wytrzymał. Nie trzymali lini spalonego, byli ustawieni dużo niżej niż zwykle, nie było Songa, padał śnieg…i było ciężko. Ciężko też miał MU. Przeciwnicy wiedzą, że im jest ciężko i będą atakować w najsłabsze miejsca. Słowem nie ma lekko. Wprowadzenie przerwy poprawi pozycję angielskich zespołów w rozgrywkach europejskich ale „popsuje” obraz walki do utraty tchu o mistrza ligi.Na koniec to pokolenie reprezentantów Anglii, nie zdobędzie na pewno żadnego tytułu w MŚ lub Europy, bo im po prostu za mało się chce. Dla nich gra w reprezentacji to smutny posezonowy obowiązek a ich prawdziwą ojczyzną jest klub. Chyba, że trenerem reprezentacji zostanie Hiddink dla niego warto grać.

      Odpowiedz
  4. ~Andrzej Kotarski

    Panie Michale, ogląda Pan dzisiejsze spotkanie City? Poza niesamowitym gazem Teveza, który potwierdza nieziemską formę na uwagę zwraca gol Richardsa. Micah wrócił dziś z konieczności do środka obrony. Od 30 metra biegł na sprincie, idealnie odegrał do Benjamiego i jeszcze poszedł za dobitką – wejście godne Matthausa za czasów libero:)

    Odpowiedz
    1. ~Bartek S.

      Wczoraj Blackburn protestowało przeciw przemocy w Afryce, stawiając bierny opór graczom City. 🙂 Przecież gol MR był idealnym przykładem postawy tych piłkarzy – każdy puszczał Richardsa i liczył, że ten następny go zatrzyma. Imponujący jest za to Tevez – powinien mieć wczoraj cztery bramy. Ale i tak może się włączyć do walki o koronę. Jeśli utrzyma przez jakiś czas podobną formę, przegoni Torresa.

      Odpowiedz
    2. Michał Okoński

      Jestem w tym wieku, że porównanie z Matthaeusem silnie do mnie przemawia – choć właściwie pamiętam go jeszcze z czasów, gdy grał w pomocy 🙂 Wczoraj Tevez był klasą dla siebie, wspaniały piłkarz w wielkiej formie, ale prawdę mówiąc Blackburn w pierwszej połowie zagrało szokująco słabo, bez pressingu i woli walki, jak nie zespół Allardyce’a… Mancini miał wymarzony układ pierwszych meczów – pierwszy wymagający rywal dopiero w ten weekend, Everton, który, jak można sądzić po meczu z Arsenalem, jest na fali wznoszącej. Choć na fali wznoszącej po tej serii zwycięstw są też piłkarze MC, z nową wiarą w siebie i z kilkoma zawodnikami, którzy ewidentnie wykorzystali szansę od nowego trenera, przede wszystkim z Petrowem…

      Odpowiedz
      1. ~Andrzej Kotarski

        Faktycznie, Petrov na tym układzie zyskał najbardziej.Zmiana szkoleniowca w City była kontrowersyjna, ale Mancini wybrnął z niej bardzo dobrze. Zespół prezentuje się dobrze, nawet gdy rywalami są słabsi w Premier League. Niezwykle ważne jednak jest to, że zmiana trenera spowodowała, iż wiecznie remisujący faworyt regularnie wygrywa. To musi odbić się na psychice i pewności siebie piłkarzy City. Podobnie zaczął Harry Redknapp w Tottenhamie. Drużyna kisiła się w sosie Ramosa, przyszła nowa miotła, nastąpiły pierwsze sukcesy i do końca rozgrywek było już znacznie lepiej.

        Odpowiedz
  5. ~ghj

    Ranking IFFHS na najlepszego bramkarza w 2009 roku:1. Iker Casillas (Hiszpania/Real Madryt) 230 pkt2. Gianluigi Buffon (Włochy/Juventus Turyn) 1503. Julio Cesar (Brazylia/Inter Mediolan) 1244. Edwin van der Sar (Holandia/Manchester United) 875. Petr Cech (Czechy/Chelsea Londyn) 756. Victor Valdes (Hiszpania/FC Barcelona) 537. Jose Reina (Liverpool FC/Hiszpania) 198. Igor Akinfiejew (CSKA Moskwa/Rosja) 179. Tim Howard (Everton FC/USA) 710. Rene Adler (Bayer Leverkusen/Niemcy) 611. Jose Francisco Cevallos (LDU de Quito/Ekwador) 5. Shay Given (Manchester City/Irlandia) 5. Samir Handanovic (Udinese Calcio/Słowenia) 5. Hugo Lloris (Olympique Lyon/Francja) 5Niezla kaszana… Zrodlo Onet.

    Odpowiedz
    1. ~Bartek S.

      Rankingi IFFHS zawsze są śmieszne. Poza tym, że nabijają klikaczy na portalach, to nie mają większego znaczenia. Ten bramkarski to oczywiście straszna pomyłka – choćby wysoka pozycja Cecha, czy Valdesa. Piłka to nie matematyka, więc liczby nie zawsze wszystko powiedzą. Według nich np. Irek Jeleń jest 56 piłkarzem na świecie wg Castrol. 🙂

      Odpowiedz
      1. ~mewstg.blox.pl

        Jeszcze ten bramkarski to jak cię mogę, bo konkurencja jednak mniejsza. Tak się zastanawiam co to znaczy, że Jeleń jest na 56 pozycji (taki Essien jest tylko 50). Gdyby uznać, że najlepsi piłkarze grają w najlepszych drużynach to nasz rodak powinien grać w 5-6 drużynie rankingu. A według rankingu (IFFHS) to Werder lub HSV więc nawet dałby radę myślę. Tyle, że np Real jest 23, razem z Sevillą. Nie no, naprawdę zabawney te rankingi.

        Odpowiedz

Skomentuj ~Andrzej Kotarski Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *