Mistrzostwo do wygrania

„Tytuł do przegrania” – tak tytułuje komentarz do meczu Chelsea z Sunderlandem Michał Zachodny i przyznam, że wcale mu się nie dziwię. Mamy styczeń, Drogba i Essien (skądinąd znów kontuzjowany) na Pucharze Narodów Afryki, rywalem jest sprawca niejednej w tym sezonie niespodzianki, czyli Sunderland, a Chelsea, grając porywający futbol, strzela siedem bramek. „Jestem prawie całkowicie przekonany, że Chelsea może to tegoroczne mistrzostwo przegrać tylko i wyłącznie na własne życzenie” – pisze zaprzyjaźniony bloger, a następnie podnosi kwestie nieraz tu już omawiane: szerokość kadry, jej doświadczenie i stale doskonaloną przez Carlo Ancelottiego taktykę, w której piłkarze środka pola mają wsparcie rewelacyjnie atakujących bocznych obrońców (Ashley Cole i jego bramka!). I choć w zasadzie jesteśmy dopiero za półmetkiem, to patrząc na takie mecze Chelsea (i zestawiając je z cotygodniowymi męczarniami Manchesteru United), musimy i my upatrywać w Londyńczykach głównego faworyta. Oczywiście Sunderland grał bez czterech podstawowych środkowych obrońców (Lorik Cana w defensywie to jednak nieporozumienie), ale w takiej formie piłkarze Chelsea skopaliby tyłki (cytat ze Steve’a Bruce’a) każdemu.

W takiej formie i w takim ustawieniu: moją uwagę zwrócił zwłaszcza powrót Joe Cole’a na pozycję, w której grywał jeszcze za czasów Jose Mourinho: z boku trzyosobowego ataku. Anglik czuł się na boisku fenomenalnie i rozegrał najlepszy mecz w tym sezonie. Doprawdy: kiedy któryś z duetu Anelka-Drogba nie może wystąpić, rozwiązanie alternatywne narzuca się samo (podobnie jak podpisanie z Colem nowego kontraktu, bo Harry Redknapp już czyha, żeby zatrudnić swojego dawnego wychowanka i pupila).

Cztery gole w 33 minuty… Gdyby piłkarze Tottenhamu w takim czasie strzelili choć jednego, pewnie i oni mogliby zwyciężyć pięcioma bramkami: grali dobrze, mimo zagęszczonej obrony Hull potrafili stworzyć sobie sytuacje, tyle że trafili na mecz życia bramkarza Boaza Myhilla (co najmniej sześć fenomenalnych interwencji, niektóre z uwzględnieniem pierwszego strzału i dobitki). Za Wielką Trójką utrzymała się więc patowa sytuacja. Owszem, można dyskutować o stylu, w jakim traciły punkty drużyny od czwartej do siódmej: w stosunkowo najlepszym Tottenham właśnie, a w całkiem przyzwoitym Aston Villa, której ambitny i świetnie zorganizowany West Ham postawił poprzeczkę bardzo wysoko. Po tym, jak ostatnio radził sobie Everton, porażki Manchesteru City można się było spodziewać (choć trudno się było spodziewać, że przewaga zespołu Davida Moyesa będzie aż tak niepodważalna: właściwie w każdym aspekcie gry i w każdym miejscu boiska gospodarze prezentowali się lepiej – byli oczywiście dodatkowo umotywowani po tym, ile krwi napsuli im goście latem, podkupując Lescotta).

Liverpool, który z całej czwórki wypadł najsłabiej, był paradoksalnie najbliżej zwycięstwa, ale po raz piąty w tym sezonie stracił gola w ostatnich minutach i po raz ósmy nie był w stanie dowieźć wygranej do końcowego gwizdka. Ja naprawdę, wbrew temu, co niejeden z Was sugerował pod ostatnim wpisem, nie jestem osobistym przeciwnikiem Rafy Beniteza: przeciwnie, przez lata podziwiałem jego kompetencje taktyczne, a teraz zwyczajnie usiłuję dociec, co się stało z tą drużyną, z jej legendarną pewnością siebie, wolą walki, żądzą sukcesów itd. I co jest potrzebne, żeby odwrócić zły los – bo zdaniem publicysty „Timesa”, potrzebny jest, bagatelka, miliard funtów…

Debiut Owena Coyle’a w Boltonie wypadł tak sobie. Nie mieliśmy dotąd okazji rozmawiać o odejściu tego menedżera z Burnley: o tym, czy zrobił błąd zostawiając maleńki klub, z którym osiągnął tak wiele, na rzecz klubu nieco wprawdzie większego, ale pogrążonego w głębokim kryzysie. I w tym przypadku za wcześnie na zdania definitywne, ale do wyobrażenia jest scenariusz, w którym oba prowadzone przez niego w tym sezonie zespoły opuszczają Premiership, a on sam – po ostatnich kilkunastu miesiącach w Burnley typowany przez wielu fachowców do posad zdecydowanie bardziej prestiżowych – na dobre zostanie tam, skąd całkiem niedawno przyszedł, w Championship.

Po sprawiedliwości: do wyobrażenia jest też łatwiejszy rywal w debiucie od Arsenalu, który wciąż czyha za plecami Chelsea i Manchesteru United. O ile tamte dwa kluby, każdy nieco w innym sensie, mają w tym sezonie mistrzostwo do przegrania, Kanonierzy akurat, ze zdrowym Fabregasem, z kolejnymi młodzieńcami coraz odważniej pojawiającymi się w pierwszym składzie (dziś np. Craig Eastmond i Fran Merida, coraz więcej gra też Ramsey)… No, postawmy w tym miejscu kropkę i poprzestańmy na banalnej konkluzji, że na obu końcach tabeli może się jeszcze wiele wydarzyć.

PS Wybaczcie krótki tym razem wpis (może zresztą rozwiniemy go wspólnie w dyskusji?): prowadzę numer „Tygodnika”, który mamy zamknąć za niespełna dobę, a który wciąż wygląda jak budżet Portsmouth, tyle w nim dziur. Zamierzam zresztą nadrobić to w środku tygodnia, po zaległym meczu Liverpoolu z Tottenhamem.

PS 2 Trwa głosowanie na „Blog roku”. Nieustannie polecam się łaskawej pamięci

33 komentarze do “Mistrzostwo do wygrania

  1. ~gunnerfan

    Czyli mistrzostwo jest do wygrania przez Arsenal? Tak mam rozumieć tytuł? Nie miałbym nic przeciwko temu. Dziś Kanonierzy wygrali bez Songa i grali bardzo solidnie w defensywie przeciwko tym wieżowcom-łokciowcom z Boltonu. Clean sheet w tym sensie ważniejszy nawet niż gole. No i powrót Cesca i Clichego…

    Odpowiedz
    1. ~taxi_rock

      Traore był strasznie poniewierany przez Lee dzisiaj. Już w 2 meczu kaleczył potwornie (wcześniej Donovan z nim tak jeździł), wszedł Gael i Lee się uspokoił. Cieżko będzie, bo kontuzje łapią co chwile nowi piłkarze, wrócił Cesc i Song – wypadli Denilson, Ramsey i Nasri i ci drudzy na 3 tygodnie :/ a przed nami niedługo morderczy maraton z Liverpoolem, Chelsea, United i Villą. Fabregas znów błysnął. Piękna bramka po jeszcze lepszej akcji z Eduardo. Później niestety tak się go bali, że postanowili go trochę poturbować.

      Odpowiedz
      1. ~gunnerfan

        Traore to najsłabsze ogniwo, niestety. No ale wrócił Gael. A Bolton każdego poturbuje, tak mają po prostu 🙂

        Odpowiedz
    2. ~piotrek

      Chętnie bym widział Arsenal jako nowego mistrza Anglii – w czasach „ponad-wydawania”, zadłużania się, czekania na łaskawą i szczodrą rękę właściciela (…zdobytych nieciekawie rosyjskich miliardów) Wenger pokazuje, jak modelowo prowadzić klub z dalekowzrocznym i przyszłościowym nastawieniem, utrzymywać go w czołówce, grać ładny futbol i jeszcze na tym zarabiać. I żeby nie było, mówię to jako fan United.

      Odpowiedz
  2. ~TB

    Odnośnie Arsenalu – oglądając dzisiejszy mecz, miałem wrażenie że jednak Merida to było akurat jedno z najsłabszych ogniw tej drużyny, bez ogrania, tracący piłki i tylko strzelony gol ratuje jego występ. Natomiast oglądając mecz Evertonu, zastanawiałem się bardzo jakim cudem zespół grający taki futbol może być tak nisko w tabeli, mecz z City był jednym z najlepszych jakie widziałem w tym sezonie. Swoją drogą – poza wygraną w debiucie, co tak naprawdę wniósł Mancini do drużyny? Wiadomo, potrzeba czasu etc., ale szejkom chodziło raczej o natychmiastową zmianę, i patrząc na styl drużyny w meczu z Evertonem jeden wniosek przyszedł mi do głowy – pomijając fakt zwyżki formy The Toffees, warto byłoby jednak zostawać Hughesa, bo osobiście żadnej różnicy nie widzę.A Chelsea? Warto zastanowić się, jak by ten mecz wyglądał z Drogbą. Mimo iż jest w rewelacyjnej formie, to jednak szczerze wątpię czy padłoby aż tyle bramek, jednak moim zdaniem jest już pewne, że tej machiny nie zatrzyma już nic, może poza (odpukać) plagą kontuzji.

    Odpowiedz
  3. ~Angamoss

    Zderzenie City z Evertonem faktycznie mało przyjemne, ale jak napisałem u siebie(http://angamoss.blox.pl/2010/01/Pierwsza-porazka-Roberto.html) nie przeraża mnie ten wynik i jestem zdecydowany twierdzić, że paradoksalnie dobrze się stało w kontekście wyczekiwanego wtorku i meczu z „wiadomo-kim”. Everton w tym sezonie to taka porypana drużyna, notują przedziwne wyniki i nie dziwota, że Manciniemu się nie powiodło.A co do Lescotta, to trochę się nim udławiliśmy. Czekam, co Mancini z nim wykombinuj, kiedy to Anglik wróci po kontuzji. Póki co Moyes nie ma powodu, aby nam bardzo zazdrościć tego obrońcy.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Słowo „porypana” wydaje mi się niefortunne. Po prostu kontuzji w przypadku Evertonu było w tym sezonie zdecydowanie zbyt dużo, a teraz sytuacja kadrowa powoli, powoli się klaruje. Ten zespół jest dużo, dużo lepszy niż pozycja w tabeli, ale w ciągu najbliższych miesięcy i ona się zmieni. Oprócz wspaniałego zaiste Fellainiego w bardzo wysokiej formie są ostatnio Pienaar (ależ zabiegał w tym meczu Barry’ego…), podobnie jak on przywrócony do zdrowia Saha, i oczywiście Cahill. Przeciwko MC widzieliśmy „Everton w pigułce”: walczący do upadłego, niebojący się fizycznej konfrontacji, grający pressingiem, a po przejęciu piłki – szybko atakujący, ot – jak z reklamówki Premiership. Ale przecież tak samo grali już z Arsenalem: mało brakowało, a zasłużenie wygrali na Emirates. Nie, to nie jest „porypana” drużyna. To jest DRUŻYNA.

      Odpowiedz
      1. ~Michał Zachodny

        A ja wręcz sądzę, całkowicie zgadzając się z komentarzem Pana Michała do Angamossa i dodając świetne, a może i najlepsze transfery (na przestrzeni ostatnich lat – co dziwi bardziej nikt tego tematu zdaje się nie poruszać!) Davida Moyesa, że Everton skończy wyżej od Liverpoolu. Nie tylko dlatego, że jeszcze przed sezonem o taki końcowy rezultat założyłem się z kolegą…;)

        Odpowiedz
        1. ~Bartek S.

          Faktycznie, przyznać trzeba, że transfery Moyesa są znakomite. Toż nawet wypożyczenie Donovana z LAG okazuje się strzałem w dziesiątkę. A Everton imponuje – pozbierali się po słabym początku i jestem przekonany, że szybko impetu nie stracą. A z Liverpoolem,który ostatnio oglądamy, wygrają w cuglach 🙂

          Odpowiedz
      2. ~taxi_rock

        Odejście Lescotta bylo im wyjatkowo nie na rękę, tym bardziej, że grał tam świetnie. Odszedł, gdy akurat poważny uraz wykluczył Jagielke – ależ oni się świetnie uzupełniali. A do tego od miesięcy, czy może już lat :/ leczy się Arteta. Nie moge sie doczekać jego powrotu, bo to świetny piłkarz, na ktorym na gra Ervetonu się głównie opierała. Z nim bedą jeszcze lepsi i choć za wcześnie na to, niech nikt sie nie zdziwi, jak na koniec sezonu Everton zajmie miejsce przed Spurs, City, Villa, czy Liverpoolem. Nie koniecznie przed całą czwórką.

        Odpowiedz
      3. ~Angamoss

        Cóż, użyłem sobie tego słowa bez specjalnego przywiązania i nie mam zamiarów się upierać przy nim 🙂 Swoją obserwację oparłem wyłącznie na wynikach, jakie Everton notował w tym sezonie. Choć źle tej ekipie nie życzę, to coś mi mówi, że mecz z City był przebłyskiem i nie skończą sezonu powyżej 9-10 miejsca, ale to tylko przeczucie i nie poprę tego żadnymi faktami 🙂

        Odpowiedz
  4. ~erictheking87

    widzialem gdzies z 2/3 meczu evertonu z city i powiem, ze zadziwil mnie nie tyle caly everton (ktorego gra moze nie byla jakas spektakularna od strony efektownosci, natomiast w kwestii efektywnosci jak najbardziej), co przede wszystkim fellaini.ot wydawalo mi sie, ze gracz jakich wielu w premiership – wyrobnik po prostu.a tymczasem jego wystep byl swietny. rozdzielal i odbieral pilke, mial kilka swietnych bezposrednich podan, i sam bardzo groznie atakowal (bylaby piekna bramka gdyby nie uwielbiany przez autora given;]).mozna by powiedziec wystep kompletny. jesli bedzie gral w kojenych meczach w taki sposob, to naprawde moze byc najwazniejszym graczem evertonu.swoja droga, czy ten gosc nie jest czasem z 'zawodu’ defensywnym pomocnikiem?donovan tez zaliczyl niezly wystep, widac, ze coraz lepiej wpasowywuje sie w premier league, dodaje kreatywnosci na prawym skrzydle evertonu (bo tam go glownie widywalem podczas meczu z city).sprytny, naprawde sprytny transfer moysa.

    Odpowiedz
  5. ~fan

    Panie Michale czytam od dosc dawna Pana blog i uwazam go za dosc ciekawey i tak pomyslalem ze moze skoro analizuje Pan kazda kolejka angielska po jej zakonczeniu to znalazl by Pan czas na jej analize przed jej rozpoczeciem? mozna by sie pokusic o typowanie wynikow analize skladow w jakich wystapia druzyny etc… Napewno fanom APna bloga by to sie spodobalo.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Po pierwsze, chciałbym, po drugie raz czy drugi to zrobiłem – w przypadku najważniejszych meczów. Ale odpowiedzialnie nie mogę obiecać… Mam silne poczucie obowiązku (jak coś zacząłem, to chcę kontynuować…) i ogromną satysfakcję z odzewu, dyskusji, które się tu toczą itd., ale jest to jednak moja działalność dodatkowa. Ja naprawdę nie jestem dziennikarzem sportowym…

      Odpowiedz
  6. ~Michał Zachodny

    Pisałem już to na twitterze, ale chciałbym powtórzyć to w dłuższym komentarzu – fajnie, że ktoś bezstronny (w ocenie walki o tytuł, oczywiście;) choć częściowo przyznaje mi rację, a jak jest to osoba, której wiedza o Premier League jest tak duża… Nie chciałbym, by ktokolwiek myślał, że ja nie doceniam United czy Arsenalu. Wręcz przeciwnie! Tych pierwszych gotów jestem chwalić i chwalić za to co z osłabioną drużyną robi sir Alex Ferguson i jak poprzez Rooneya jego zespół zyskuje w każdym meczu, a drugich za fajny styl, wybitnego Fabregasa i odwagę Wengera (w takim momencie sezonu wpuszczać na boisko Eastmonda, nawet jeśli był do tego Francuz zmuszony… Szacun. Mimo tego, że Anglik był najsłabszym w Arsenalu na Reebok). Pewnie obie drużyny mi, jako kibicowi Chelsea, napsują jeszcze sporo, sporo krwi, a sam będę chciał te moje wypociny wczorajsze podrzeć/wykasować to jednak jeśli nie spotka the Blues jakaś plaga kontuzji przegranie mistrzostwa na korzyść MU albo AFC stanie się dla mnie faktem. Dość jednak może o czołowej czwór… trójce! Co się działo za nią – Aston Villa wcale nie grała fajnie czy ambitnie, zaprezentowali się wręcz słabiej niż West Ham. Co najbardziej dziwi to słaba forma Younga i (przede wszystkim) Agbonlahora, choć cały zespół O’Neilla wyglądał na przemęczony, niezdolny do robienia mnóstwa, mnóstwa ruchu w środku pola – wyjąwszy świetnego Milnera. To ułatwiło zadanie drużynie Zoli i spotkanie wcale nie musiało kończyć się remisem, jeśli tylko Włoch miałby do dyspozycji kogoś bardziej doświadczonego od Noublea czy Stanislasa w ataku. Z kolei Liverpool to historia osobna. Znów skład w którym większość stanowią obrońcy, a Benitez w ostatnich minutach, desperacko broniąc remisu (uwaga: to określenie zapożyczone od jednego z kibiców LFC!) jeszcze bardziej zamyka swój zespół na własnej połowie wycofując jedynego napastnika. Manchester City nie tyle zagrał słabo co sobie… w ogóle nie pograł. Wszystko dzięki wybitnemu Evertonowi, w mojej ocenie drużynie, która jeszcze do top 8 dołączy i w niej namiesza.Właśnie przy zespole Moyesa, i samej osobie szkoleniowca, chciałbym się chwilę zatrzymać. Ciekawe, że jakoś bardzo rzadko porusza się kwestię tego jak mając do dyspozycji środki mniejsze/równe Benitezowych, Moyes wykorzystuje je wiele, wiele razy lepiej. Bilyaletdinov to obecnie jeden z najlepszych lewych pomocników w Anglii (nie mylić ze skrzydłowym!), Fellaini faktycznie ma zadatki na najlepszego pomocnika w lidze (nie licząc armii fachowców z top 3), Heitinga i Distin są solidni z tyłu, na Neillu Moyes zrobił świetny biznes, Baines jest kapitanem i świetnym lewym obrońcą (lepszy od Bridge’a, gorszy od A. Cole’a), Saha to ich najlepszy strzelec, Yakubu jeśli jest zdrowy to rozbija większość defensorów w kraju, Gosling wkrótce zapuka do kadry Capello, Jagielka już się o nią ociera, a wydanie na Artetę 2 mln funtów oceniam jako wyprzedaż rzędu 90%. Ta długa wyliczanka to streszczenie ostatnich pięciu lat transferowych Evertonu, a wielką wpadkę zaliczam na konto Szkota zaledwie jedną – Van der Meyde. I ostateczny wyrok – jeśli to nie siatka skautów jest tak w Evertonie wybitna, to Moyes dokonuje najlepszych transferów na Wyspach, a może i w Europie (biorąc pod uwagę dostępne środki, rangę klubu, etc.).Uff to tyle. Na tą chwilę, nocną, się wyczerpałem. Jutro pewnie jeszcze nie omieszkam czegoś dodać:)

    Odpowiedz
  7. ~zliv

    Gdzie tkwi problem LFC? Moim zdaniem, zdaniem zwykłego, choć zakochanego w tym klubie fana, można go zdefiniować bardzo prosto: to Insua, Kyrgiakos, Aurelio, Degen, Ngog, a wcześniej Riera, Spearing, Babel czy El Zhar w pierwszym składzie tego zespołu. To jest też odpowiedź na pytanie, co się dzieje z Kuytem, Carrą, Gerrardem, Mascherano i Torresem. Oni są w najzwyklejszy pod słońcem sposób sfrustrowani, muszą łatać dziury, gdyż czerwona kołdra jest za krótka. W ubiegłym roku była minimalnie dłuższa, bo był jeszcze Xabi. Teraz go zabrakło i nagle podstawowym piłkarzem zespołu musi być Lucas (jednak inna para kaloszy), czy Aquilani (przyszedł po kontuzji, do niezwykle szybkiej ligi; musi się jej po prostu nauczyć). Rywale LFC dzięki inwestycjom – transferom zrobili kilka kroków do przodu. W tym czasie The Reds się cofnęli. Miliard funtów, by zbudować zespół? Smutny żart… Wystarczyliby: klasowi lewy obrońca, defensywny pomocnik, skrzydłowy (lepszy jednak niż Maxi) i napastnik.

    Odpowiedz
  8. ~m85

    Cenię p. Michała, ale miałem nadzieję, że nie podda się tej dziwacznej, a dla mnie śmiesznej, fali ludzi, którzy pod niebiosa wychwalają CFC po każdym jej zwycięstwie, a po wpadkach siedzą cicho. Podobnie było w zeszłym sezonie – każdy już widział mistrzowską CFC po kilku zwycięstwach na początku i co ? KLOPS!Fakt jest taki, że Chelsea zawodzi. Zawodzi bo powinna mieć już nie 4, a 14 pkt przewagi na Arsenalem i zmagającym się z olbrzymią plagą kontuzji United. Podopieczni Ancoletego zaliczyli już niejedną wpadkę i nietrudno zobaczyć, że Chelsea to jest drużyna jak najbardziej do pokonania.

    Odpowiedz
  9. ~grzesiek

    ciezka wskazac druzyne ktora wygra Premier League ogolnie to liga sie trochce wyrownała juz dawno na tym etapie po tylu kolejkach druzyny nie miały tak malo punktów.i tak z innej beczki duze wrazenie na mnie wywarl nowy trener Man.City Mancini kiedy Santa cruz odniósl kontuzje na poczatku meczu wszedl za niego Robinho brazyliczyk został zmieniony zaraz na poczatku drugiej polowy a jedyne czym sie wyróznial na boisku to kłotniami z sedzia.mysle ze z takim podejsciem Mancini moze zbudowac silna druzyne ktora bedzie grac dobrze w pilke a nie dobrze sprzedawac sie w mediach

    Odpowiedz
  10. ~Andrzej Kotarski

    Nie popadałbym w hurraoptymizm po meczu z Sunderlandem. Wynik robi wrażenie, ale Chelsea świetnie ułożyła sobie mecz. Dwa szybkie gole ułożyły spotkanie, bo Sunderland miał kompletnie podcięte skrzydła. Kolejne dwie bramki do 35 min i po sprawie. Skuteczne strzały rozbiły rywala, więc ten na deskach już nie miał szansy się podnieść. Stąd rozmiar zwycięstwa. Ale wynika to z tego, że mecz się dobrze ułożył. Gdyby Tottenham wepchnął piłkę do bramki Hull to też pewnie wygrałby 3-0. Im dłużej bije się głową w mur tym trudniej. Dla Chelsea na weekend wystaczył lekki podmuch, aby obrona runęła.W tamtym roku United wygrali mistrzostwo, bo z największą precyzją ciułali punkty. Wygrywali 1-0, gole w ostatnich minutach. Ale regularnie dopisywali punkty. To jest najważniejsze w wyścigu po mistrzostwo, regularność. Jeśli komuś jej nie brakuje to nie ma opcji, by nie zdobywał tytułów. (Liverpool 1-4 nad Manchesterem okupował 0-0 ze Stoke, Fulham u siebie – dlatego był tylko vice)Moja opinia w sprawie Chelsea jest prosta – drużyna ma niesamowity potencjał, najlepszą kadrę w Premier League. Jedyne zagrożenie to tak naprawdę wiek piłkarzy, bo ile już było przypadków, że gracze <30 mieli problemy w przeciągu całego sezonu.Mistrzostwo jak najbardziej ma do wygrania, zależy to tylko od samej Chelsea, gdyż nie musi się za nikim oglądać tylko patrzeć na siebie.P.S. Pozdrawiam sesyjnych studentów;)

    Odpowiedz
    1. ~Michał Zachodny

      Dziwią mnie takie opinie. Chodzi mi o tą Andrzeja (powyższą) oraz m85, który jeszcze ostrzej traktuje Chelsea i jej zwycięstwo. Porównując obecny sezon do poprzedniego przesadził, przecież w styczniu the Blues przechodzili największy kryzys za czasów Scolariego, nie byli nigdzie w pobliżu lidera, a głośno zastanawiano się czy utrzymamy miejsce w czwórce! Co więcej, chyba zapomniał, że po przyjściu Hiddinka Chelsea odrabiała sukcesywnie straty startując z dalszych pozycji i dopiero po Tottenhamie (pewności 100% nie mam) Holender przyznał, że mamy małe szanse na tytuł. Teraz Chelsea w styczniu jest na liderze i w okresie który w domyśle miał być tym 'najtrudniejszym’ roznosi przeciwnika, który uznawany był za jedną z bardziej zaskakujących w tym sezonie. Nie wiem czemu dziwi Was również to, że po takim efektownym zwycięstwie tyle się Chelsea faworyzuje – gdy United roznosili w LM Romę również wszyscy widzieli w nich przyszłych zwycięzców tych rozgrywek jakby zapominając, że obrona tego dnia była bardziej dziurawa niż ta Sunderlandu. Wydaje mi się również, że z liderów Premier League to akurat Chelsea można w najmniejszym stopniu zarzucać brak regularności. Jak miała długi okres dobrej formy to wygrywała, rzadko dzieląc się punktami, a gdy przyszedł okres krótszy, ale słabszej gry to zdarzyły się remisy pod rząd. Ten okres jednak minął i o ile ostatnio dużo się mówiło, że rozpędzają się United i Arsenal to chyba the Blues skutecznie zareagowali na przyspieszenie swoich rywali.Co mnie bardziej dziwi, m85 pisze, że Chelsea zawodzi! Ciężko mi się w ogóle odnieść do tych słów, ale życzę sobie by w każdym sezonie the Blues mnie tak zawodzili jak w obecnym.

      Odpowiedz
      1. ~Andrzej Kotarski

        Michale, z mojego wpisu wynika, że Chelsea dla mnie jest faworytem tych rozgrywek i jedyne zagrożenie dla mistrzostwa na Stamford Bridge upatruję w wycieczeniu kluczowych graczy. Jednak ławka jest imponująco szeroka, więc ryzyko to wydaje się nie być zbyt dokuczliwe.Jednak przestrzegam przed hurraoptymizmem spowodowanym jednym, znakomitym show. Można wygrać 7-2 i za tydzień zremisować. A można też dwa razy po 1-0 i 6 punktów w tabeli. Chelsea jeszcze tytułu nie zdobyła, to połowa drogi. Takie triumfy jak ten z Sunderlandem są pokazem ognia, ale nie mogą równocześnie zacierać obrazu. CFC nie jest dominatorem i musi się sprężyć na każde spotkanie, nawet ze słabeuszem na Stamford Bridge (vide mecz z Hull, gdzie dopiero geniusz Drogby uratował The Blues).Wysokie wygrane są fajne, robią wrażenie, ale następnego dnia należy o nich zapomnieć i zejść na ziemię. Bo takie rezultaty się często nie powtarzają.

        Odpowiedz
      2. ~Roger_Kint

        Mnie najbardziej rozbawił ten fragment:”Fakt jest taki, że Chelsea zawodzi. Zawodzi bo powinna mieć już nie 4, a 14 pkt przewagi na Arsenalem i zmagającym się z olbrzymią plagą kontuzji United.”Krótko pisząc aby nie zawodzić kolegi m85 Chelsea powinna była zdobyć 58 punktów w 21 meczach co daje średnią z meczu 2.76 punktu. Gdyby Chelsea miała utrzymać te średnią i nadal nie zawodzić kolegi m85 to na koniec sezonu dowiozłaby minimum 104 punkty.Ciekawe jaki wynik przekroczyłby oczekiwania kolegi m85. Przypomnijmy, że wynik 58 punktów w 21 to coś tak naturalnego, że Chelsea p o w i n n a tyle nastukać bez trudu…

        Odpowiedz
    1. ~Bartek S.

      Ale przyznać trzeba, że wczoraj Rafael nie pękał – wiedząc, że broni przeciwko twardzielowi, nie bał się mocnej, fizycznej gry. Karny kontrowersyjny nawet nie z racji faulu, który był wątpliwy, ale miejsca – szarpnięcie Rafaela nastąpiło poza linią pola karnego. To, co wczoraj było najpiękniejsze to pojedynki dwóch najlepszych graczy na boisku – Givena i Rooneya. Fantastycznie się to oglądało – Wazza był momentami magiczny, ale to, co wyprawiał Given, to już nie jest klasa światowa, ale po prostu Givenowska. W moim odczuciu gdyby wczoraj w bramce MC stanął Casillas, Buffon lub ktokolwiek inny – City przegraliby ten mecz. Obrona po główce Giggsa to był cały S.G. Genialny zawodnik.

      Odpowiedz
  11. ~Beti ASR

    Mnie najbardziej rozbawiła sytuacja, w której Valencia koniecznie chcial pobić wyczyn I. Millera i nie trafil z metra w bramke.Fantastyczne zawody Runiego, sprawial wrazenie ze sprawdzilby sie na kazdej pozycji – rozgrywal, wychodzil na pozycje, dryblowal – chociaz za nim nie przepadam, jestem pod ogromnym wrazeniem.Jedyne do czego można się przyczepić, to nie wykorzystane setki.Szkoda trochę Robinho, który sobie siedzi na tej ławeczce i robi dobrą minę do złej gry..

    Odpowiedz
    1. ~Bartek S.

      A mi tam Robinho nie szkoda. Gdyby grał dobrze, byłby w składzie. Mancini jest uczciwy wobec zawodników – gdy okazało się, że przez wielu skreślany Benjani jest niezły – dostaje szanse. W MC jest ogromna konkurencja w linii atako-pomocy. I nie wydaje mi się, żeby na dziś Robinho był w stanie pobić któregoś z grupy piłkarzy: Tevez, Bellamy, Petrov, Wright-Phillips. A to nie koniec, bo jest jeszcze baaardzo obiecujący Ireland, R. S.C, wreszcie – Adebayor. Zupełnie serio -choć i z pewną przykrością- przyznam, że łatwiej byłoby mu o miejsce w składzie MU niż MC. A Rooney wczoraj był po prostu niesamowity. Zwłaszcza, kiedy w samej końcówce postanowił, że osobiście odczaruje bramkę Givena, szukał okazji, bardzo dobrze strzelał, a Irlandzki szarlatan i tak wszystko niweczył. Jeśli mógłbym prosić o to, by na Old Trafford przeszło dwóch panów zza miedzy byliby to z pewnością Given i Tevez. 🙂 Później – Ireland. 🙂 Tylko do klubowych długów trzeba by dopisać kolejnych sto milionów.

      Odpowiedz
      1. ~Beti ASR

        Oczywiscie masz racje, piszac o Robinho nie chodziło mi o krytykę Manciniego. Po prostu mam do Robinho i Diego (który obecnie również gra straszny piach) ogromny sentyment, za to że obaj majac po 16/17 lat ciągnęli gre Santosu../Juz nawet nie pamiętam na jakim kanale to oglądałem./Ale sam jest sobie winny, od początku był to troche dziwny transfer dla mnie, nie wiem może musiał tam odejść, albo $$$$ na którą Brazyljance są strasznie łakomi (vide Amantino Mancini)..Mniejsza o to.Fantastyczne zawody Runiego, ale mnie zdziwiła jedna rzecz,w Man U nie ma kto rozgrywac, każda piłka do WR!!

        Odpowiedz
  12. ~alasz

    Graham poll juz wypowiedział se na temat karnego, którego oczywiscie bie było to samo z rzutem orznym, nie wiem dlaczego, ale w tym sezonie MU jest oszukiwane nagminnie, mam tylko nadzieje ze w jakims niezwykle waznym meczy w koncu decyzja sedziego bedzie w druga strone i po czesci odzyskamy co nam zabieraja cały rok..

    Odpowiedz
  13. ~The Red

    I co tam panie Okoński? „Zespół dwóch piłkarzy” dziś znany jako zespół żadnego piłkarza mający najgorszego trenera świata puknął bez masła pana wielkich bogów których uważa pan za najlepszą drużynę w Anglii. Kim w takim razie jest drużyna o 60 milionów droższa od Liverpoolu z kokainistą na ławce?

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Panie The Red, zapraszam za pół godziny do dyskusji pod wpisem o meczu Liverpoolu z Tottenhamem (właśnie przygotowuję). Oczywiście bez uwag o maśle i kokainistach, bo takie, jako sprzeczne z elementarną kulturą, nie są mile widziane…

      Odpowiedz
  14. ~waddle

    Męczarnie Man UtdZdecydowanie się z tym zgadzam. Od 1994 jestem fanem Man Utd (dokładnie od meczu MU-Barcelona 2:2 z listopada ’94;)), ale tak siermiężnego futbolu w wykonaniu MU jeszcze nie widziałem. Man Utd w mistrzowskiej formie, miażdżył rywali. Dziś 1:0 w zupełności ich zadowala. O tym, że Ferguson jest kiepski taktycznie, wiem od dawna. Udowadniał to wiele razy. Zaczęło się od finału ’99 w Lidze Mistrzów. Wielu fanów MU uważa ten mecz za najwspanialszy w wykonaniu United w historii… A przecież to Bayern przez całe spotkanie dominował. I tylko cud w doliczonym czasie gry uratował The Red Devils. Tak cud. Bo to wcale nie był majstersztyk Fergusona. Dlaczego poszło tak słabo? Oczywiście jednym z powodów, był brak Keano i Scholes’a w finale. Jak załatał tą lukę Fergie? Becksa wstawił do środka pola. Giggsa ustawił na prawym skrzydle, a Blomqvista na lewym. I Fergie zabił tym ruchem wszystko co najlpesze w MU. Beckham był wtedy w fenomenalnej formie. Man Utd wrzutkami z prawego skrzydła wygrywał większość meczów LM. To prawa noga Beckhama, wykreowała wówczas Yorke’a na gwiazdę europejskiego formatu. W finale David Beckham był cieniem tego gracza, który dzielił i rzadził na prawym skrzydle. Giggs, to zawodnik, który w 90% operuje lewą nogą. Ustawienie go na prawym skrzydle, to idiotyczna decyzja Fergusona, który już chyba nigdy później tego nie zrobił… Finał z poprzedniego sezonu to kolejny przykład braku talentu taktycznego Fergusona. O tym, że Ronaldo najlepiej czuje się w roli ofensywnego skrzydłowego, wiedział każdy czterolatek w Europie… A co zrobił Fergie w finale? Wystawił Ronaldo na pozycji wysuniętego napastnika!!!! A Rooney zagrał na lewym skrzydle… Nie będę wspominał o ruchach Fergusona, przy wystawianiu Johna O’Shea na pozycji rozgrywającego, czy też Alana Smitha w roli defensywnego pomocnika (Smith zanim trafił na OT, był świetnym napastnikiem).Fergie jest za to jest świetnym „motywatorem”. I tylko chęć pokazaniu całej Europie, że i bez Ronaldo, United nadal będą genialni, niosła ten zespół na szczycie tabeli w pierwszej połowie sezonu. Był to jednak nadmuchany do granic wytrzymałości balon, z którego uszło teraz wyraźnie powietrze. Kompromitacja z Leeds, i kolejne męczarnie ze „słabiakami” z Premiership. Dziś United nie ma stylu. Gra United opiera się na szybkości Valencii, któremu jak nie idzie, to koniec. Nawet Rooney biegający po całej połowie boiska nie jest w stanie nic zdziałać…Do tego dochodzi brak utalentowanych wychowanków. Fergie coraz częściej szuka młodych ludzi spoza Manchesteru. Owszem jest Fletcher, O’Shea, Evans, czy Brown. ale nie są to gracze z epoki Giggsa, Beckhama, czy Scholesa….Moim zdaniem w United przydałaby się zmiana warty. Najchetniej widziałbym na OT Wengera, ale to raczej „mission impossible”. Takie ruchy transferowe zdarząją się tylko w Serie A, czy Primera Division… Bardzo cenię styl pracy Hiddinka i Capello. Bardzo ciekawym managerem jest David Moyes, ale nie wiem czy Roo byłby zachwycony, gdyby Szkot zastąpił Szkota?Jeśli już MU nie jest w stanie wygrać Premiership, to najmniej bolałoby mnie zwycięstwo w lidze Kanonierów (przecież nie Man City, czy Liverpool)

    Odpowiedz

Skomentuj ~alasz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *