To więcej niż futbol

O tym naprawdę powinna powstać książka: jeden sezon, czterech właścicieli (co jeden to gorszy), wyprzedaż najlepszych zawodników (część transakcji dokonana za plecami menedżera), która i tak nie potrafi poprawić dramatycznej sytuacji finansowej (60-70 milionów funtów długu), regularne opóźnienia w wypłacie pensji (cztery razy w ciągu ostatniego półrocza), a jakby tego mało: zamknięcie na jakiś czas strony internetowej za niepłacenie rachunków i proces z Solem Campbellem, skarżącym klub o 1,7 mln funtów za komercyjne wykorzystywanie jego wizerunku. W konsekwencji: ogłoszenie upadłości, ustanowienie syndyka, który ma zarządzać pozostałościami po lepszych czasach, i niemal pewny spadek z Premiership, bo ligowy regulamin mówi, że klubom w stanie upadłości odejmuje się dziewięć punktów. Portsmouth FC Anno Domini 2010…

Zdaję sobie sprawę, że dociskam pedał patosu do dechy odnotowując tu każdy, choćby drobny sukces Portsmouth, ale i tak moje wypowiedzi cechuje umiar, jeśli zestawić je z kazaniami Awrama Granta. „W tej grze chodzi o pasję” – powiada np. izraelski menedżer Portsmouth. Albo wspomina czasy, kiedy był dzieckiem i kibicował swojej drużynie, a potem porównuje własną postawę z niewiarygodnym zaiste zaangażowaniem fanów Portsmouth: „Ci ludzie zasługują na to, żeby dla nich walczyć”. Po wczorajszym zwycięstwie nad Birmingham, które dało jego drużynie awans do półfinału Pucharu Anglii, Grant zestawił je wręcz z pamiętnym awansem Chelsea do finału Ligi Mistrzów: „To chwile, które będę pamiętał przez całe życie. To więcej niż futbol”. I dalej: „Nie wiemy, co przyniosą najbliższe dni i godziny, ale będziemy walczyć do końca. Można zniszczyć wiele rzeczy, ale nie naszego ducha, naszą determinację i dumę. To niewiarygodne, kiedy patrzysz na piłkarzy w wieku Jamesa czy Hreidarsona, i widzisz, jak wypruwają sobie żyły dla drużyny, zjednoczonej jak nigdy przedtem”…

Oni rzeczywiście nie wiedzą, co przyniosą najbliższe godziny: czy Premier League wyrazi zgodę na dalsze wyprzedawanie piłkarzy w celu poprawienia sytuacji finansowej (mimo iż okienko transferowe formalnie pozostaje zamknięte), co powie sąd w sprawie o zapłacenie zaległego VAT-u, czy będą pensje i czy klub w ogóle przetrwa do wakacji. Nie wiedzą, ale grają. I to grają nie tylko z pasją, ale i z głową. Po odejściu Begovicia i Kaboula Grant kolejny raz poukładał drużynę z tego, co zostało, a system 4-2-3-1 pozwolił zarówno na zabezpieczenie tyłów (ech, te wślizgi Michaela Browna…), jak odważną grę z przodu, gdzie nareszcie skuteczny jest Frederick Piquionne. Najlepszy obecnie piłkarz na Fratton Park, wypożyczony z Tottenhamu Jamie O’Hara, mówi o Izraelczyku, że taktycznie przewyższa o głowę wszystkich angielskich menedżerów, z którymi dotąd pracował (ciekawe, czy ta wypowiedź spodoba się Harry’emu Redknappowi…).

W meczu z Birmingham gospodarzom sprzyjało wprawdzie szczęście, bo w pierwszej połowie James fantastycznie obronił strzał Camerona Jerome, a przy stanie 2:0 sędzia nie zauważył, że piłka przekroczyła całym obwodem linię bramkową po główce Ridgewella (co skądinąd zbiegło się z podaniem do wiadomości przez FIFA, że rezygnuje z dalszych eksperymentów nad „inteligentną piłką” czy fotokomórką w bramce), ale do cholery: trudno nie przyznać racji Grantowi, mówiącemu, że w kontekście całego tego pozaboiskowego bajzlu jego drużyna bardziej niż jakakolwiek inna zasłużyła na występ na Wembley (półfinały FA Cup również rozgrywa się na stadionie narodowym). Ależ będę miał zgryz, komu kibicować, jeżeli Tottenham ostatecznie upora się z Fulham i w półfinale mierzyć się będzie z Portsmouth: wieloletnie przywiązanie do swoich kontra przekonanie, że dla dobra tej opowieści zbankrutowane i zdegradowane Portsmouth powinno zagrać w finale, a w konsekwencji: w przyszłorocznej edycji Europa League…

Dla dobra tej opowieści byłoby całkiem nieźle, gdyby dzisiejszy ćwierćfinał między Reading i Aston Villą (zespół z Championship prowadził do przerwy 2:0) zakończył się zwycięstwem gospodarzy. Ale, jak zauważył na twitterze Henry Winter, cechą wielkich menedżerów jest to, że w przerwie meczu, kiedy sytuacja ewidentnie się nie układa, potrafią kompletnie odmienić oblicze zespołu (co ważne: nie zmieniając składu). W pierwszych 45 minutach słabsi niemal w każdym punkcie futbolowego rzemiosła, zaraz po przerwie piłkarze AV strzelają trzy gole w 10 minut i ostatecznie wygrywają 2:4. Pomyśleć, że Martin O’Neill opowiada teraz, że w szatni nie musiał wiele mówić, bo ma świetnych piłkarzy, którzy sami z siebie wiedzieli, że jest kiepsko i że powinni się wziąć do roboty…

A propos brania się do roboty (i zmieniając na chwilę rozgrywki): nieźle musiał się wczoraj narobić Manchester United, żeby przywieźć zwycięstwo z Wolverhampton – potrzebny był dopiero jubileuszowy, setny gol Scholesa w Premiership. Arsenalowi z Burnley poszło zdecydowanie łatwiej (choć liczba zmarnowanych okazji Nicklasa Bendtnera wołała o pomstę do nieba – osiem strzałów z pola karnego i żadnej bramki), tyle że fanom Kanonierów – podobnie jak fanom Czerwonych Diabłów – sen z powiek spędza kontuzja Tego Najważniejszego: i Fabregas, i Rooney prawdopodobnie nie zagrają w rewanżowych meczach Ligi Mistrzów. United wprawdzie przewodzi w tabeli, ale spośród ogranych i sprawdzonych napastników może chwilowo (?) liczyć tylko na Berbatowa.

Pal licho jednak ligę, zwłaszcza że i wczoraj, i dzisiaj wygrywali ci, co mieli. Wciąż mam przyjemne poczucie, że Puchar Anglii nie stracił blasku, przede wszystkim za sprawą tego, co dzieje się w Portsmouth. Kończę więc jeszcze jedną opowieścią z wczorajszego meczu, na który fani tej drużyny przemycili mnóstwo pociętych gazet, by przywitać swoich ulubieńców kaskadą serpentyn i konfetti. Złamali w ten sposób klubowy zakaz i wywiedli w pole ochronę, która miała konfiskować wszelkie papiery (żartowali potem, z typowym dla ostatnich miesięcy wisielczym humorem, że wszystko dlatego, że klub musiał już sprzedać wszystkie grabie i szczotki)… Wyobrażam sobie, jak wpychają w spodnie po kilka numerów „The Sun”, które po przejściu przez bramkę pracowicie drą na drobne kawałeczki – wszystko dla „Avram Grant’s blue and white army”. Jak tu nie ściskać za nich kciuków?

38 komentarzy do “To więcej niż futbol

  1. ~Mariusz_AFC

    „Fabregas, i Rooney nie zagrają w rewanżowych meczach Ligi Mistrzów”To już pewne, że Fabregas nie zagra?

    Odpowiedz
  2. ~Q

    noo ja z ROO też raczej na bieżąco jestem i myślę że raczej zagra, póki co oficjalnie doubt…chyba że ma Pan lepsze źródła…

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      OK, osłabiam na wszelki wypadek, choć myślę, że i Fabregas, i Rooney sen z powiek Wam spędzają. Przekonamy się wkrótce.

      Odpowiedz
  3. ~Ex

    Nigdy chyba nie zrozumiem Pana uwielbienia dla Granta… Tragiczny trener, nawet dobry (szczęśliwy) mecz z Birmingham nie zmieni tej opinii, ale jeśli chce Pan ciągle głosić tę Grantową propagandę, to już Pana sprawa, tylko może jednak więcej obiektywizmu w patrzeniu na jego pracę? I przede wszystkim – rezultaty? Bo żadnym cudotwórcą nie jest, Portsmouth nie zdobywa punktów i jego przyjście tak naprawdę nic nie zmieniło w systemie gry tego zespołu.

    Odpowiedz
  4. ~Michał Zachodny

    Szkoda, że oprócz tych głosów chwalących Granta, nie przywołałeś tych, które ten jego sukces deprecjonują – a są takie i przypominam je nie przez wzgląd na to, że sam do tego szkoleniowca podchodzę z dystansem. Ktoś napisał (szukam tego artykułu), że Grant to bardzo szczęśliwy trener, a w Izraelu nawet mają na to dość specyficzne określenie… I tu stop. Powiem szczerze, że mnie te głosy dziwią. Bo o ile sądzę, że nawet bez tych -9 punktów on by Portsmouth nie utrzymał to wyniki w Pucharze Anglii świadczą o zaletach Izraelczyka. Pewnie, przewyższa wielu menedżerów Premier League (co pokazał choćby Lawsowi tydzień temu na Turf Moor), ale kredyt uznania należy się głównie piłkarzom. Po klęsce ze Stoke City i tym jak media podały informację o prawdopodobnej karze punktowej wydawać by się mogło, że jakakolwiek nadzieja została z głów piłkarzy wyjęta. Tymczasem dwa kolejne mecze i dwa zwycięstwa, w imponującym stylu. James, Hreidarson, Brown, Piquonne, O’Hara, ale też trzeba podkreślić rolę Owusu. Piłkarze wypożyczeni o płace nie muszą się martwić – im pewnie część (jak nie większość) pensji płaci klub z którego zostali czasowo oddani. Półfinały zapowiadają się pasjonująco, aż szkoda, że trzeba na nie czekać aż do kwietnia.Co do ligi… Takie pudła jak to Vokesa z końcówki meczu Wolves-MU często określa się mianem 'punktów zwrotnych sezonu’. Ciekawe kto będzie o tym pamiętał 9 maja…

    Odpowiedz
    1. ~Mariusz_AFC

      „Pewnie, przewyższa wielu menedżerów Premier League (co pokazał choćby Lawsowi tydzień temu na Turf Moor), ale kredyt uznania należy się głównie piłkarzom.”Pozwolę sobie na włączenie się do tego wątku… Nie rozumiem powyższego zdania. Czemu uznanie ma się należeć piłkarzom z pominięciem trenera? Ścieżka motywacyjna ma chyba odwrotny bieg – od managera do drużyny.

      Odpowiedz
      1. ~Michał Zachodny

        Motywacyjna tak, ale wynikowa już nie:) Ja zwracam uwagę na postawę piłkarzy, ale przecież nie piszę by całość zasług tylko im się należy. Bez przesady.

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          Czy Granta uwielbiam? Nazywam cudotwórcą? A gdzie mianowicie? Mam do faceta szacunek, że w tych warunkach jest w stanie pracować i że potrafi do pracy zmotywować piłkarzy – przypominając im o zobowiązaniach wobec fanów. To jest być może największa walka Granta i jego zawodników: żeby pójść na dno z podniesionym czołem. Herman Hreidarsson przypominał wczoraj, że on i pozostali piłkarze zawsze mogą znaleźć inny klub, a ci prawdziwi kibice takiego wyboru nie mają: już na zawsze będą kibicować tym cholernym [tu wpisz odpowiednią nazwę]…Obiektywna ocena jego pracy wydaje się w tym sensie niemożliwa: delikatnie mówiąc Portsmouth nie jest klubem, w którym wszystko funkcjonuje bez zarzutu, więc profesjonalny sztab szkoleniowy wraz z grupą piłkarzy mogą się skoncentrować na treningach. A szczęście Granta jest kwestią dyskusyjną (to powiedzonko, którego szukał Michał Zachodny, mówiło o „tyłku Awrama”…) – przypominam o słupku Terry’ego w Moskwie, golu w doliczonym czasie gry w meczu ze Stoke, bramce ze spalonego, która złamała ich opór na City of Manchester Stadium, samobójach z United, bardzo dobrym meczu z Fulham bez zdobyczy punktowej itp. itd. Portsmouth pod Grantem moim zdaniem gra dobry futbol, a piłkarze, których uważałem dotąd za przeciętnych (Prince-Boateng, O’Hara) wyrastają na gwiazdy. Pewnie gdyby nie całe to dookolne szaleństwo utrzymaliby się w lidze – no ale tego w żaden sposób nie zweryfikujemy.

          Odpowiedz
          1. ~Michał Zachodny

            Ja nie twierdzę, że Granta zbytnio gloryfikujesz, a nawet muszę przyznać, że w ostatnim czasie jego wizerunek (w moich oczach) uległ znacznemu… ociepleniu. Naprawdę gościa nie lubiłem po przyjściu do Chelsea, a jego odejście z Londynu było dla mnie normalnością czy wręcz wymogiem by na Stamford Bridge wróciły wyniki – niezależnie od tego ile centymetrów brakowało nam do wygrania Ligi Mistrzów. Także te teksty o jego farcie są dla mnie dość zabawne, raczej na pewno pisane przez ludzi zawistnych – który bowiem z menedżerów z Izraela tak daleko się w Europę zapuścił ze swoją karierą? Myślę, że podobnie byłoby w Polsce, gdyby któryś z naszych szkoleniowców dostał robotę na zachodzie i odnosił sukcesy.Jak już wspomniałem, przygoda Granta w Portsmouth (bo kto wierzy, że zostanie na przyszły sezon, no kto?) pozwoliła mi docenić jego menedżerskie zalety po tym jak przez długi czas je negowałem, dość ostro. Nadal nie jest on moim ulubieńcem, a i bym się wykłocał o to czy by Pompey utrzymał bez takich problemów. Pamiętajmy jak tu większość z komentujących podkreślała niewdzięczną rolę Paula Harta oraz chwaliła go za dobrą robotę przy braku wyników. Również myślę, że Anglik zbudował Grantowi niezłe podstawy, a odesłanie O’Hary przez Redknappa i inne wypożyczenia tylko dodały jakości drużynie. Jakości, która dała im 1/2 finału Pucharu Anglii, ale też nie daje im szans na utrzymanie. Jednemu i drugiemu można się dziwić.

          2. ~Bartek S.

            Jestem wręcz przekonany, że Portsmouth grałoby gorzej, gdyby nie te problemy organizacyjne i finansowe. Mam czasem wrażenie, że dramat klubu wyzwala w zawodnikach dodatkową ambicję. Teza śmiała, ale równie nieweryfikowalna co ta, że Portsmouth miałoby szanse przetrwać.

          3. Michał Okoński

            Zgoda, że pewnie nie walczyłoby z taką ambicją. Ale jakie by to było Portsmouth? Z Kaboulem, Nugentem, Begoviciem, Johnsonem, Crouchem, Distinem, Krajnczarem i wielką grupą piłkarzy, którzy być może wietrząc kłopoty nie przedłużyli wygasających kontraktów… Siła by gadać.

          4. ~Bartek S.

            Skład byłby nieporównanie lepszy i pewnie wszystko by inaczej się prezentowało. Jedynym plusem sytuacji Portsmouth jest fakt, że klub zyskał ogromną rzeszę sympatyków. Kiedyś ich mecze były mi obojętne, teraz kibicuję im prawie w każdym spotkaniu. A jest więcej takich jak ja.

          5. ~erictheking87

            masz racje z ta rzesza sympatykow. ja rowniez zaczalem sciskac za nich (troche ;p) kciuki, pomimo, ze jestem fanem southamptonu od czasow le tissa i nigdy za portsmouth i plymouth nie przepadalem.ale to jest cos co fascynuje mnie w brytyjskim futbolu – gramy do konca, bez wzgledu na wszystko.

  5. ~kot

    Manchester mial farta niez tej ziemi kiedy w doliczonym czasie Vokes przestrzelil to czego nie powinien przestrzelić, trzeba bylo widziec reakcję trenera Volves i rezerwowych

    Odpowiedz
  6. ~mak

    Menedżer z Judei, porywający mówca, za nim ci, których rzucono na pożarcie Lampardom, minus 9 punktów w premierligowym imperium, ale zawsze jakiś Konstantyn może je anulować. Ha, może znowu się uda. :]

    Odpowiedz
  7. ~alasz

    Porazka liverpoolu z wigan dzis mnie zaskoczyła. Dziwnie tez gral sam liverpool, poza walka i zaangarzowaniem czego im odmówic nie mzona, nie było pomysłu na gre, wymównym zagraniem, opisujacym dla mnie cały mecz, była „swieca” gerrarda w koncówce, rzadko widzi sie takie zagranie, toz to czysty akt desperacji, oznaka braku organizacji gry ofensywnej… Poatrzac na tabele, niezazdroszcze liverpoolowi, terminarz tez na lekki, gdyz bedzie mecz z chelsea i mecz z MU. Na ten ostatni (jak zawsze w spotkaniach tych druzyn czekam cały sezon), moze byc wyjatkowo wazny dla jednych i drugich w kontekscie cełów obu druzyn. Kolejnej porazki z poolem nie przełkne, obawiam sie jednak przesadnej agresji, kontuzje juz nas wystarczajaco osłabiły.

    Odpowiedz
    1. ~Bartek S.

      Liverpool był dramatyczny. Bez X.Alonso nie ma tam nikogo, kto by mądrze prowadził grę. Przy dobrze ustawionej defensywie przeciwnika ich mecze wyglądają jak walenie głową w mur. Ze dwa miesiące temu na tym forum rzuciłem propozycję zakładu – że Liverpool zajmie miejsce 7, czyli nie dające awansu do pucharów. Dziś wydaje mi się to bardzo prawdopodobne, bo Villa ma do nich trzy punkty straty i 3 mecze zaległe, City punkt przewagi i dwa mecze do rozegrania. Głównym rywalem The Reds jest na razie Tottenham. I chciałbym, żeby w walce o miejsce 6 🙂 to Koguty wygrały. Choć osobiście wolałbym widzieć ich wyżej.

      Odpowiedz
      1. Michał Okoński

        Myślę, że Puchar Anglii tak się ułoży, że siódme miejsce również da awans do Ligi Europejskiej (chyba że do półfinału awansuje Fulham, nie Tottenham). O Liverpoolu zmilczę, żeby nie było że się pastwię. Wigan zagrało bardzo dobry mecz…

        Odpowiedz
        1. ~Bartek S.

          Zapewne siódme miejsce faktycznie da awans do pucharów. Tak czy inaczej, taka pozycja w lidze byłaby dla Liverpoolu policzkiem. W moim odczuciu – zasłużonym policzkiem. A patrząc na kolejne mecze podopiecznych Beniteza, zaczynam wierzyć, że zarówno AV, jak i Koguty oraz MC mają szansę ich przeskoczyć. Zobaczymy. Cholernie ciekaw jestem, czy dziś Arsenal znowu będzie bezzębny bez Cesca. Mam przeczucie, że Arsenal odpadnie, choć jednocześnie wydaje mi się to jakieś takie nienaturalne. 🙂

          Odpowiedz
          1. ~alasz

            Przekonamy sie, jesli twoje przeczucie sie sprawdzi, to beda wielkie emocje w pubie. Ja dzis bede ogladał (bezstronnie) razem z rzesza fanów kanonierów, w pubie jimmy bradley’s, ludzi z warszawy i okolic zapraszam, panuje tam swietna atmosfera, a z tego co kolega mi mówił na dzis ma byc wieksza ekipa arsenalu własnie tam. Z łezka w oku przypomniał mi sie półfinał zesżłoroczny, gdy dzielilismy stolik z kolegami kibicami arsenalu, po 10 minucie gdy było 2-0 to była juz załoba i topienie smutków, badz tez delektowanie sie na spokojnie reszta meczu jak to robili kibice MU.

          2. ~Bartek S.

            W knajpce kibice Kanonierów pewnie świętują. 🙂 A tak a’propos meczu i oglądania – szlag mnie trafia na niekompetencję większości polskich komentatorów i tzw. ekspertów. Wprawdzie istnieją tacy ludzie jak Nahorny, czy Borek (nie lubię, ale bardzo szanuję za profesjonalizm), ale jak się słucha czasem komentatorów N lub Szpaka, to człowieka zalewa. Ale to wątek na zupełnie inną rozmowę. 🙂

          3. Michał Okoński

            O Arsenal-Porto nabloguję jutro przed południem. Jestem w trakcie nadrabiania zaległości lekturowych 🙂

          4. ~taxi_rock

            fakt, Trzeciak wspomniał, ze dziś z przymusu Rosicky i Arshavin muszą grać na skrzydle. Facet chyba wcześniej meczu Arsenalu nie widział.

          5. ~etk87

            pol ostatnio walnal na swoim blogu, ze bordeaux ma szanse na awans do polfinalu, jesli w cwiercfinale wylosuje atletico… powiem szczerze, ze az zglupialem i musialem looknac na strone uefa, zeby utwierdzic sie w przekonaniu, ze atletico jednak nie gra juz w LM.ale to tak odnosnie ekspertow N.

          6. ~Bartek S.

            Trzeciak mnie osłabiał – miałem wrażenie, że od dawien dawna nie widział żadnego meczu Arsenalu, a jego komentarze na temat psychicznego nieprzygotowania Porto były o tyle zabawniejsze, że w pamięci mam mecz z niedzieli, kiedy Odra W. zlała jego Legię. Zastanawiam się, czy naprawdę komentarz tzw. ekspertów muszą być na tak dziwnym poziomie? Młoda gwardia (Mielcarski, Szymkowiak, Trzeciak) mówi zazwyczaj rzeczy banalne, a leśne dziadki (Streylau, Piechniczek) po prostu dawno stracily kontakt z piłkarską rzeczywistością (kto słuchał Streylaua podczas PNA, ten wie). Wprawdzie są też przypadki pozytywne, ale niewiele (dla mnie – Szczęsny i Kowalczyk, który bywa ostry, ale na piłce się zna)

          7. ~alasz

            Oj no radosci konca nie było 😀 Nawet mój przyjaciej przestał na „nikosia” nazekac. Co do tej niekompetencji, dołozyłbym n sport. Jesli miałes okazje ogladac studjo zapewne wiesz ze panuje tam złota zasada „barcelona jest najwspanialsza” nawet jak graja piach jak z rubinem czy stutgartem i to i tak tuzimek i ekipa mówia wyłacznie jaka jest wspaniała. Przepraszam za wyrazenie ale odnosze wrazenie ze wyzej wymieniony pan doznaje erekcji na sam dziwek słowa barca. Jest jak jest, nie poradzisz, dobrze ze w canale + pracuja kompetentni ludzie, rezty powiem szczerze unikam, wole obejzec na anglieksiej stacji.Co do jutrzejszego meczu, irytuje mnie brak szacunku milanu w stosunku do MU, jelsi taki huntelaar mówi mi ze w pierwszej połowie juz odrobia straty, inny leonardo mówi ze MU to miało poprostu farta, to panowie chyba zapominaja jakie czeka ich zadanie. Na zadnym stadioni w rozgrywkach europejskich nie ma gospodarz lepszego bilansu niz MU, ostatnimi laty wszyscy jak jeden maz w meczach pucharowych, intery barcelony arsenale czy cokolwiek sie tam nie zjawia dostaja solidarnie po tyłku i koncza zawody. Nie twierdze ze powinni sie poddac, ale wypowiedzi w stylu tych beckhama sa bardziej namiejscu. Przywołanie meczu z roma gallianiego, 0-0 po bezbarwnej grze, to woła o pomste do nieba.

          8. ~Bartek S.

            Mnie te butne zapowiedzi lekko stresują 🙂 Najważniejsze, że będzie Rooney – będzie można ustawić zasieki i z szybkich kontr dorzucić ze dwie bramki. Kluczowy będzie odbiór w drugiej linii – Park, Fletch, Scholes i to, żeby Valencia wracał asekurować skrzydło. Evra powinien sobie poradzić, ale Neville czy Rafael mogą mieć problemy dopóki Ronaldinho nie spuchnie 🙂

          9. ~alasz

            Najwazniejsza pierwsza połowa, jesli nie odrobia strat w ciagu 45 pierwszysch minut, szanse beda malec z minuty na minute i przewaga fizyczna MU bedzie rosnac. Podobnie byo na san siro, gdzie druga poowe grali na stojaco. Jestem pewnien awansu, gdyz MU jest poprostu druzyna duzo lepsza od milanu. Licze ze dzis zobacze berbatova z rooneyem. Ciekawe czy beckham zagra od pierwszych minut, czy wejdzie tuz przed odpadnieciem 😀

  8. ~etk87

    porto dosyc marnie wyglada. nie spodziewalem sie tak kiepskiego wystepu. arsenal w tym skladzie to nie jest druzyna prezentujaca jakis nieosiagalny poziom, a tymczasem porto nie gra nic. kompletne zero.niezly mecz rozgrywa jak narazie bendtner, pomijam bramki – dobrze zgrywa pilki, calkiem niezle rozgrywa, podejmuje dobre decyzje (ciekawy strzal z dystansu). oczywiscie i arshavin gra dobry mecz.reszta nienajgorzej. moze poza campbellem, ktory jest niepewny moim zdaniem.

    Odpowiedz
    1. ~mati_AFC

      Niesamowity mecz! Choc jednostronny poza poczatkiem drugiej polowy. Nawet w obronie calkiem jak na Arsenal solidnie (choc ta akcja po niezauwazonej rece Clichego tylko potwierdza ze ten jeszcze nie odzyskal starej dyspozycji). Mam wrazenie, ze zadzialal troche „efekt Thierry’ego”. Nadeszla sytuacja w ktorej bezapelacyjny lider zespolu nie jest dostepny(a tym razem nawet dwoch liderow, jezeli doliczymy RvP), a zespol gra dwa razy lepiej niz w kilku ostatnich spotkaniach. Nasri dostal szanse na pozycji dotychczas zarezerwowanej i pokazal ze jest dla niej stworzony i az zal ze nie za bardzo wiadomo jak poukladac zespol z dwoma srodkowo-ofensywnymi kreatorami gry. Kojarzy mi sie sytuacja z reprezentacji Anglii, gdzie tez trzeba jakosc godzic Lampsa z Gerrardem, tyle ze w Arsenalu jest jeszcze Rosicky, ktory tez pewnie chcialby na tej pozycji grac…Z innej strony chyba wychodzi tez wniosek taki, ze Arsenal nie najlepiej radzi sobie z druzynami, ktore stawiaja na futbol fizyczny (wiekszosc w PL) lub po prostu maja duzo silniejszych zawodnikow (Chelsea, sadze, ze tez druzyny pokroju Interu). Za to jezeli rywal skupi sie na atakowaniu i poluzuje srodek lub pokaze ze w obronie nie czuje sie zbyt pewnie to ginie w kilka chwil… tak jak dzisiaj Porto.PS.Mial racje Arshavin, ktory w jednym z wywiadow po meczu z Burnley tlumaczyl lekko zartobliwie Bendtnera, ze ten trzyma bramki na mecz z Porto 🙂

      Odpowiedz
      1. ~Tomas_h

        No mnie też wczoraj rozbawił Clichy z ta ręką. W ogóle się zachował w tej sytuacji jak dziecko we mgle. Całe szczęście że mają Sola, który rządzi po prostu w obronie – widać profechę na najwyższym poziomie. Poza tym – mecz świetny. Szkoda tego biednego Porto, że tak dali się zlać, no ale cóż – nie te progi. Natomiast dla mnie bezdysukysjnie MVP to Arszawin. Jak facet widzi, jak się rusza, jak trzyma piłkę, mocno stoi na nogach, odbija się od barku i jeszcze prowadzi grę – no po prostu cud miód i orzeszki. Jeszcze mógłby się tylko nauczyć kopać z parunastu metrów – sytuacja gdy fatalnie przestrzelił w pierwszej połowie i jego „dzióbek” po – bezcenne. Z saftysfakcją odnotowałem że Kanonierzy zaczęli uderzać z odległości. Co prawda cały czas się bawią do 5go metra, ale strzelał i Nasri, i Bendtner. Do tego kolejny świetny mecz Rosickyego – niezły popłoch siał wejściami w tzw. linie obrony.Brawo, serdeczne gratulacje

        Odpowiedz

Skomentuj ~etk87 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *