No więc pojechałem do Opalenicy. W czasie, kiedy Waldemar Fornalik z reprezentacją wyruszał na wymianę ciosów w pierwszym meczu eliminacji do mundialu, ja jechałem przekonać się, czy jest nadzieja na szczęśliwsze zakończenie podobnych wymian w przyszłości, powiedzmy za dwanaście-szesnaście lat. Jechałem zobaczyć szkolenie trenerów Szkółek Piłkarskich NIVEA, prowadzone przez ekspertów Akademii Ajaxu. Jechałem, co tu kryć, uścisnąć dłoń i zamienić parę zdań z Arnoldem Mührenem – jestem wszak człowiekiem na tyle starym, by pamiętać, że TAMTEN wolej poprzedzało TAMTO dośrodkowanie. Oraz, co zapewniali organizatorzy, jechałem na własnej skórze przekonać się, jak wygląda trening prowadzony przez holenderskich speców od nauczania młodzieży. Nie jestem już młodzieżą, ale ruszając do Opalenicy pakowałem także buty, getry oraz oldskulową koszulkę i spodenki Tottenhamu z czasów Klinsmanna.
Dwie rzeczy usłyszane na miejscu głęboko mnie poruszyły. Pierwsza: ośmiolatek rozpoczynający naukę w szkółce Ajaxu nie różni się umiejętnościami od ośmiolatka rozpoczynającego naukę w polskiej szkółce; schody, że nazwę to eufemistycznie, zaczynają się później. Druga: objęci szkoleniem polscy trenerzy (było ich dwustu, reprezentujących szkoły, szkółki i kluby z całego kraju, które zostały zakwalifikowane do programu po wcześniejszym konkursie) nie byli zaskoczeni samymi zestawami ćwiczeń, jakie im prezentowano. Różnicę robiło raczej tzw. całościowe podejście do dziecka.
I tu dochodzimy do sedna sprawy. W wielu rozmowach z polskimi trenerami pojawiał się obraz zestresowanego chłopca (lub dziewczynki, one przecież także – i to coraz chętniej – uczą się piłki), na którego barki kładzie się żądanie wyniku i którego zarzyna się przygotowaniem fizycznym, zapominając że jego organizm zmieni się jeszcze fundamentalnie w ciągu najbliższych lat. Presja oczekiwań to nie tylko prezes klubu, domagający się od dzieciaków, by zwyciężali w lokalnych rozgrywkach („pucharki w gablotce”, jak to nazwał jeden z moich rozmówców), ale także wrzeszczący z trybun rodzice. Utkwił mi w pamięci przywołany w pewnej historii dziewięciolatek, uznawany przez swojego trenera za najzdolniejszego w roczniku, który podczas meczu spudłował z metra i został tak zbluzgany przez własnego tatusia, że płacząc poprosił o zmianę. Arnold Mühren czy Eddie van Schaick kładli swoim słuchaczom do głów, że dziecko uczestniczące w ich zajęciach ma się przede wszystkim bawić („To, co robi, musi robić z ochotą. Futbol nie może mu sprawiać żadnej przykrości, musi go cieszyć. Na tym polega zarażanie. Jeśli teraz pokocha ten sport, będzie gotów do wielkich wysiłków w przyszłości i chętnie odda ci to, co od ciebie dostał” – mówił mistrz Europy z 1988 r.) – i sądząc po tym, co sam zobaczyłem w Opalenicy, rzeczywiście się bawi (zresztą także trening główkowania, w którym wziąłem udział, elementów dających frajdę miał co niemiara). Dawny pomocnik Ipswich i Manchesteru United mówił mi, że w Ajaxie rodzice – jeżeli już śledzą spoza linii końcowej postępy podopiecznych – nie mogą się odzywać: powierzyli opiekę nad dzieckiem klubowi, to klub się nim opiekuje. Zasady współpracy i wymiany informacji na linii Akademia-rodzina ucznia są ustalane już na pierwszym spotkaniu; Ajax interesuje się, rzecz jasna, postępami, które jego podopieczni robią w szkole.
Mühren przypominał oczywistą, wydawałoby się, zasadę, że dzieci trzeba dużo komplementować – nawet jeśli im nie idzie, znaleźć taki sposób zwrócenia uwagi, który będzie zawierał element pozytywnej motywacji, a nie grać np. na urażonej ambicji czy upokorzeniu przed grupą. Młodzi piłkarze – wszystko jedno, czy wypadli znakomicie w poprzednim meczu, czy przeciwnie: poszło im bardzo kiepsko – w Holandii grają w identycznym wymiarze minut, a jeśli są np. kontuzjowani i nie mogą grać – również towarzyszą kolegom. Tam nikt nie zajeździ utalentowanego młodzieńca, każąc mu występować zbyt często lub zbyt szybko awansując do starszych grup, i odwrotnie: nikt nie przekreśli młodzieńca, którego talent potrzebuje więcej czasu na rozwój. Żeby się rozwijać, musisz oczywiście grać, musisz rywalizować, ale także – może przede wszystkim – musisz czuć się bezpiecznie.
I w końcu: trening Ajaxu niemal cały czas odbywa się z piłką. Nie ma „biegania na sucho”, po lesie czy nie daj Boże górach, jest doskonalenie elementów technicznych (ale użytkowych, nie „cyrkowych”), są zabawy ruchowe, a także – choć rzecz jasna poza boiskiem – taniec, sprzyjający harmonijnemu rozwojowi, poprawiający koordynację ruchową, balans itp. No i jest bezpośrednie przełożenie konkretnych ćwiczeń na sytuacje boiskowe. Doskonaląc się w główkowaniu, musiałem między innymi wyskakiwać nad stojącego przede mną partnera, jakbym wyskakiwał ponad obrońcę rywali. „Jeżeli ćwiczymy podania, to nie ustawiamy zawodników kilkadziesiąt metrów od siebie i nie patrzymy, jak klepią od nogi do nogi. Czy podczas prawdziwej gry ktoś da im taką możliwość? Będą mieli kilka, może kilkanaście metrów, a na ich plecach będzie przeciwnik” – tłumaczył jeden z Holendrów.
Wszystko to, o czym mówili w Opalenicy Mühren czy van Schaick sprowadza się do angielskich „TIPS” (porad) – skrótu od Technique, Insight, Personality i Speed. Wszechstronny rozwój przyszłego zawodnika obejmuje więc piłkarskie umiejętności techniczne, inteligencję boiskową, osobowość (upór w dążeniu do celu, wiarę w siebie, otwartość na wskazówki i na współpracę z kolegami z drużyny) oraz szybkość – zarówno tę rozumianą dosłownie, jak i związaną z błyskawicznym podejmowaniem decyzji, przewidywaniem rozwoju wydarzeń (Arnold Mühren tym ostatnim właśnie tłumaczył fakt, że nigdy w długiej karierze – 539 meczów w Holandii, w Anglii i w drużynie narodowej – nie dostał żółtej kartki: wiedział po prostu, co wydarzy się za ten ułamek sekundy, decydujący np. o tym, czy zdąży ze wślizgiem).
Jest jednak jeszcze coś nieuchwytnego: promieniowanie osobowości. Patrząc na nienaganną sylwetkę 61-letniego Mührena, widząc jego zaangażowanie, słuchając jego przepojonych kulturą osobistą komentarzy, myślałem o tych wszystkich szkoleniowcach, którzy pracują z polskimi dziećmi; przypominałem sobie także – umieszczone m.in. na łamach „Piłki sss… kopanej” Rafała Steca – wszystkie te historie o mających nadzór nad młodzikami byłych zawodnikach, których język roi się od wulgaryzmów, którzy przychodzą do pracy na kacu czy wręcz w stanie wskazującym, którzy w swoim życiu niejeden mecz sprzedali. Szczęśliwie w Opalenicy widziałem innych: ćwiczących z pełnym zaangażowaniem, a w rozmowach powtarzających własnymi słowami to, co usłyszałem wcześniej od Mührena. Niejeden mówił zresztą, że woli pracować z dziećmi, za – co tu kryć – dużo mniejsze pieniądze, niż wracać w świat „dorosłej” piłki. „Trener jest dla dzieciaków, a nie dzieciaki dla trenera” – te akurat słowa Arnolda Mührena jeden z nich przytoczył słowo w słowo.
Owszem, nie wygraliśmy dziś z Czarnogórą, ale jest nadzieja. Byle takich szkoleń jak to w Opalenicy było więcej.
W ramach programu Szkółki Piłkarskie NIVEA niemal 200 polskich trenerów i nauczycieli WF rozpoczęło pod kierunkiem ekspertów Akademii Ajax Amsterdam realizację 10-miesięcznego cyklu szkoleniowego. W ramach projektu opiekunowie ze 100 najaktywniejszych szkół podstawowych oraz dziecięcych klubów piłkarskich z całego kraju otrzymali dostęp do holenderskiego programu treningowego (za pośrednictwem internetowej platformy Akademii Ajaxu) oraz sprzęt sportowy; w czerwcu 2013 dziesięć najaktywniejszych szkółek-uczestników programu rozegra turniej, z którego sześć najlepszych wyjedzie na letni obóz do Amsterdamu. Więcej informacji: szkolkiNivea.pl.
no nic nowego nie odkryto. Piłka jest tak samo okrągła w Amsterdamie jak i w Krakowie, Warszawie czy Koziej Wólce. I boisko powiem wam jeszcze jest w takim samym kształcie jak i w Amsterdamie, ten sam prostokąt. Jedynie chora polska mentalność starych pierników pseudo-trenerów, którzy nie umią skojarzyć,że świat idzie do przodu. Oni o „rozwoju” piłkarza nie mają zielonego pojęcia, a ich trening polega na zajechaniu chłopaków na amen. Ten który przeżyje będzie grał. I wychodzą z pod ich ręki ala Brożki, Mile i Małeckie, gwiazdorzy, tylko nie w tą strone co trzeba.
Bardzo rozsądny kontekst dzisiejszych szaleństw w Podgoricy. Ciekawe, co pan Muhren powiedziałby o wykluczaniu Obraniaka – z meczu i z szatni. Nie widać raczej lepszych od Ludo na tę pozycję.
Lepsza od tego Francuza byłaby nawet miotła wbita w murawę, bo przynajmniej nie pozorowałaby gry. Poza tym zdrowy Rafał Wolski wciąga nosem wszystkich rozgrywających polskiej kadry ostatnich 15 lat.
Zachęcam do wizyty u specjalisty.
???Ale gratuluję merytorycznego komentarza.
Że Wolski aż tak? Mi się nie wydaje.
Na razie to Wolski zagrał w pierwszym zespole Legii łącznie z sezon i nie zawsze był podstawowym,a teraz ma kontuzje,ale same umiejętności i możliwości ma naprawdę bardzo duże-zobaczymy co z tego wyniknie.Obraniak jest słusznie krytykowany ponieważ on nic nie robi na tym boisku-nie rozgrywa,nie pokazuje się na pozycjach,nie widać w nim zaangażowania…jedynie czeka na rzuty rożne i wolne które potrafi wykonywać…poza tym jest bezsensownie impulsywny co skutkuje osłabianiem drużynyAdrian Mierzejewski gra lepiej ponieważ mając porównywalne umiejętności wykazuje zaangażowanie i dobrze,że to on właśnie wystąpi z Mołdawią choć czasami irytuje mnie w nim ta delikatność,strach przed fizycznym starciem
Te same słowa powtórzył mi miesiąc temu trener piłki ręcznej, który awansował w ubiegłym sezonie do II ligi. W szczypiorniaku na zachodzie jest to samo, w Danii, czy Niemczech. Tam nie ma presji wyniku, szkoleń młodzieży, identycznych jak seniorów. Tam jest zabawa. I dzięki temu nawyższą eksplozję formy Ci zawodnicy osiągają w odpowiednim wieku. A u nas? Mamy sukcesy w młodzieżówkach, a potem nagle te wielkie talenty znikają. Ale co się dziwić, jak (podejrzewam) w zdecydowanej większości samorządów dotacje miejskie na sport są rozdzielane wg wyników drużyn i ich sukcesów. To wykorzystuje się dzieciaki, żeby nabijały punkty. Dodam jednak jednocześnie, że już seniorskiego sportu nie traktuję w kategoriach zabawy. Tam wynik, rywalizacja są niezbędne i nie wyobrażam sobie, żeby je znosić (a takie trendy się pojawiają). Tylko, że tam są dorośli ludzie, którzy umieją albo powinni umieć radzić sobie z presją.
tak tak cieszmy sie z remisu z 600tysiecznym krajem
Nie ważne ile kraj ma mieszkańców tylko jaką reprezentację.W poprzednich eliminacjach w których my nie graliśmy,Czarnogórcy dwukrotnie remisowali z Anglikami(0:0,2:2) i ogólnie są dobrym zespołemPoza tym jak ktoś jest kibicem( ja jestem) to nie będzie ciągle narzekał albo głaskał i usprawiedliwiał(przesada w każdą stronę jest zła) tylko się emocjonował,a emocji wczoraj nie brakowało pod każdym względem
Identyczne spostrzeżenia mieli twórcy szkółki Barcy w Warszawie. Z materiału w TV zapamiętałem zwłaszcza zdziwionych rodziców, którym zakazano „kierować” dzieciakami zza płotu. Komentarz prowadzącego zajęcie był taki „Te dzieciaki mają zostać piłkarzmi, którzy sami będą podejmować na boisku decyzje”. Mają być kreatywni i pewni swoich rozwiązań. Tego nie widać u naszych dorosłych piłkarzy i myślę, że to wynika właśnie z naszego systemu (?!?) szkolenia.Pytanie tylko czy osoby mające na to wpływ maja o tym pojęcie, a jeśli tak to czy też może pomysł jak to zaadoptować w naszych warunkach. (nie ma przecież centralnego szkolenia:) )PozdrawiamPS. Ciekawy wpis jak i cały blog!
Problemem w Polsce jest również tak zwane parcie na sukces. W szkołach, szkółkach, klubach sportowych od razu chce się osiągać sukces, wygrywać, wygrywać, wygrywać. Ta presja dla młodego człowieka, na samym starcie, jest za duża. Zdarza się, że na przykład uczniowie nie chcą brać udziału w zawodach, bo boją się, że nie odniosą sukcesu. A sukcesem są tylko medale i puchary, którymi szkoła może się potem chwalić.Zabija się ducha walki i rywalizacji, rozwoju i wychowania przez sport. Zaczyna u nas przypominać to mordęgę i potem … brak sił.
Nie jest problemem chęć odniesienia zwycięstwa tym bardziej że właśnie zwycięstwo jest sednem sportu, problemem są zapijaczone chamy każące mówić do siebie Panie trenerze, którzy tak naprawdę ograniczają zajęcia do biegania i jakichś „gierek” … czyli takie zajęcia które do minimum ograniczają całość jego zaangażowanie w trening, w tym czasie sieknie sobie kawkę albo zaleczy się piwkiem. (taki to jest obraz w większości polskich „klubów sportowych”)
nie jestem fanem Barcelony ale podziwiam ich sposób szkolenia. uczą nie tylko piłki ale stylu życia. w latach 90 trenowałe w jednym z klubów dzisiejszej ekstraklasy i nie widziałem na trenigu nigdy trzeźwego naszego trenera!!! (później karanego za korupcje) drugi już nie żyjący po kazał na meczu naszemu bramkarzowi wy…ć jak puścił bramkę. take oto zasady nam wpaiali!! ponadto w drużynie najlepisi i nakważniejsi byli synowie prezesa.
Witam Panie Michale,jestem Pana czytelnikiem od kilku lat, ale dziś zdobędę się na pierwszą interakcję: czy mógłbym umieścić link z Pana wpisem na stronie mojej szkółki: http://www.nasza-akademia.com.pl?Wiem jaka odpowiedzialność leży w tym, aby edukować nie tylko trenerów (w przeciągu 3 miesięcy zrobiliśmy 3 szkolenia w Gliwicach, Świdnicy i Krakowie), ale również rodziców (m.in. rok temu od Pani Samanthy Sharman z the FA otrzymaliśmy zgodę umieszczenia filmiku programu FA Respect na Naszej stronie internetowej).Teksty podkreślające to, o czym mówimy na okrągło na zebraniach z rodzicami w całej Polsce zapewne utrwalą wymagane zachowanie rodzica.Będę wdzięczny za odpowiedź na michal.tofilski@apsilesia.plTrzymający od czasu do czasu kciuki za Spurs,Michał Tofilski
Cholerna przerwa reprezentacyjna…
Stef, jakos wytrzymamy do weekendu :-))))
No tak, ale sam przyznasz, że jest ciężko
Wszyscy cierpimy =(
Byle do soboty…