Mecze dnia

Przychodzą takie dni, w których po prostu nie można się wykręcić pisaniem o jednym meczu i, jak w sobotni wieczór w studiu BBC, trzeba zrobić szybki przelocik przez całość. Próbować zrozumieć np., jak to się dzieje, że drużyna idąca po mistrzostwo Anglii daje sobie w ciągu pół godziny strzelić trzy gole, i to drużynie, która jest jednym z poważniejszych kandydatów do spadku. A potem przyjrzeć się Arsenalowi w trakcie ostatniego (?) sezonu Arsene’a Wengera, Chelsea podczas ostatniego (?) sezonu właścicielskiego Romana Abramowicza, Tottenhamowi podczas pierwszego z tłustych (?) lat Andre Villas-Boasa, a jak czasu wystarczy wspomnieć jeszcze o Manchesterze City, Evertonie, Fulham i Queens Park Rangers, gdzie kolejną w swoim życiu misję niemożliwą podjął Harry Redknapp…

Mecz Reading-MU wydaje się z tego wszystkiego najprostszy: piłkarze Alexa Fergusona kolejny raz w tym sezonie (czternasty na dwadzieścia dwa spotkania, dziesiąty raz skutecznie!) gonili wynik, bramkarz i obrona (zmieniony po pół godzinie Rafael, mający już żółtą kartkę i nieprzydatny w walce o górne piłki) zagrali katastrofalnie, zwłaszcza w obliczu bitych w pole bramkowe rzutów rożnych Reading, Wayne Rooney natomiast – znakomicie, zarówno w pierwszej fazie meczu, kiedy ustawiony był po prawej stronie, jak i później za plecami van Persiego. Wielkim tematem jest rotacja bramkarzy MU: jak wpływa na ich pewność siebie i czy dobrze służy drużynie. Mogę zrozumieć, że wyższy i silniejszy od Davida de Gei Lindegaard broni z West Hamem, Norwich, QPR czy Reading – w każdym z tych przypadków dośrodkowania do rosłych i rozpychających się bezpardonowo napastników stanowią o stylu gry zespołu, ale wczoraj patrząc na golkipera United przypominałem sobie najgorsze dni Heurelho Gomesa w Tottenhamie, obleganego kilka lat temu w polu bramkowym na Craven Cottage. Gdyby w bramce MU stał de Gea, i gdyby gospodarze napierali na niego tak, jak na Lindegaarda, może sędzia zlitowałby się i zagwizdał faul na bramkarzu? Żartuję oczywiście, ale zdziwiłbym się, gdyby w następnym meczu Duńczyk zachował miejsce między słupkami.

O Arsenalu przed paroma tygodniami obiecywałem sobie nie pisać; „Arsenalu-wańce wstańce, Arsenalu kruchym jak opłatek, na którego delikatnych piłkarzy o wrażliwej psychice patrzeć równie trudno, jak na pełną niewysłowionego cierpienia twarz ich menedżera”. Ba, problem w tym, że sprawy idą coraz dalej i dalej; że coraz głośniej mówi się o odejściu Arsene’a Wengera i że on sam – przyciskany przez dziennikarzy – mówi, że będzie myślał o swojej przyszłości dopiero po sezonie. Będzie myślał? Po sezonie, który zaczął się najgorzej ze wszystkich dotychczasowych? Co się wyrabia na Emirates, że media otwartym tekstem dyskutują odejście menedżera? Przecież drużyna kadrowo nie jest słabsza niż np. taki Tottenham, to nie jest kwestia chciwości zarządu, który nie chce w nią zainwestować: zainwestował przecież w Giroud, Podolskiego, a przede wszystkim Cazorlę; do pierwszego składu wrócili Szczęsny i Wilshere… Nie jest to też kwestia zmęczenia – znów porównując z Tottenhamem trzeba powiedzieć, że rywale zza miedzy grają tyle samo, w dodatku nie w Lidze Mistrzów, tylko w późniejszych o dzień lub dwa rozgrywkach Ligi Europejskiej… O cóż więc chodzi? Moim zdaniem o trzy, dość banalne kwestie szczegółowe i jedną generalną. Po pierwsze, część zawodników niedawno jeszcze angielską ekstraklasę zachwycających, Vermaelen zwłaszcza, mocno obniżyła loty. Po drugie, Podolski czy Gervinho grają nierówno – oglądasz w akcji tego ostatniego i nigdy nie wiesz, czy cię zachwyci, czy rozśmieszy (ostatnio rozśmiesza). Po trzecie, młodym, którzy zrobili ogromne postępy – Jenkinsonowi np. – wciąż zdarzają się błędy. Głównie chodzi jednak o mgłę niepewności, która unosi się nad Emirates i której Wenger nie potrafi rozwiać: francuski menedżer wydaje się równie niepewny siebie, jak niepewni są jego zawodnicy. Patrząc na swobodnie wymieniającą podania, dobrze zorganizowaną Swansea można się było zastanawiać, czy na skutek dziwnego zbiegu okoliczności drużyny nie zamieniły się koszulkami. Owacja fanów Arsenalu zgotowana po meczu zwycięzcom była zrozumiała właśnie z tego powodu: ten styl gry zawsze się tu podobał, do takiego przyzwyczaili nas Kanonierzy, ba, nawet takie zakupy, jak sprowadzony za marne dwa miliony jeden z najlepszych w tej chwili zawodników ligi Michu były niegdyś domeną Wengera.

Menedżer Arsenalu nie ma lekko, ale i tak lżej niż menedżer Chelsea. Chociaż… miałbym ochotę napisać, że pierwsze 45 minut występu drużyny Rafy Beniteza na Upton Park mogło zadowolić najbardziej wybrednych, najbardziej stęsknionych za Roberto di Matteo, Carlo Ancelottim czy wręcz Jose Mourinho fanów tego zespołu. Sprawozdawca „Daily Telegraph” zauważył również, że pod nowym szkoleniowcem zespół więcej biega i ciężej pracuje – co łączy się skądinąd z wyrzutem Beniteza pod adresem poprzednika, że zastał zespół kiepsko przygotowany fizycznie. Problem w tym, że wystarczyło na jedną połowę – świetne zmiany Sama Allardyce’a, pojawienie się na boisku Diame i intensywniejszy pressing odwróciły losy spotkania: nawet heroizm Petra Czecha nie był w stanie powstrzymać naporu gospodarzy. O golu Carltona Cole’a, opierającego się podczas wyskoku na Ivanoviciu, można by dyskutować – sędzia gwizdnął w podobnych okolicznościach w pierwszej połowie; o błędzie Ashleya Cole’a przed trzecią bramką dla gospodarzy już nie. „It was all about belief and desire” – mówił po meczu Allardyce. Ano właśnie. Kibice Chelsea są rozczarowani i wściekli, krytykują menedżera i tylko patrzeć, jak zaczną krytykować właściciela klubu, który przecież jest bezpośrednio odpowiedzialny za cały ten bajzel. Jak się zachowa Roman Abramowicz, kiedy znajdzie się w zasięgu furii trybun własnego stadionu? Do tej pory był nietykalny – można by rzec, że kibice zachowywali się bardziej odpowiedzialnie niż on sam…

W kwestii Tottenhamu sprawy wyglądają relatywnie prosto: wyzdrowiał Moussa Dembele, a z Belgiem w składzie drużyna nie przegrywa. To również oczywiście zdanie nie całkiem serio (choć udowodnione statystycznie); chodzi o to, że w środku pola jest piłkarz potrafiący nie tylko piłkę odebrać, ale także utrzymać ją pod presją, a nade wszystko: przyspieszyć, przeprowadzając rajd zakończony celnym podaniem. Po odejściu Modricia i van der Vaarta przechodzenie z obrony do ataku wydawało się piętą achillesową tej drużyny, zwłaszcza że i Clint Dempsey (sprowadzony ostatniego dnia okienka transferowego, z racji transferowo-kontraktowych sporów z Fulham fizycznie nieprzygotowany do sezonu) długo wkomponowywał się w zespół i tak naprawdę dopiero w ciągu ostatnich kilkunastu dni – gdy dwukrotnie asystował przy bramkach Defoe’a – zaczął sprawiać wrażenie, że rozumie swoją rolę między wysuniętym napastnikiem a pozostałymi graczami drugiej linii. Co tu gadać: z Dembelem drużyna gra lepiej, a przede wszystkim zaczyna być widać pracę, jaką wykonał z piłkarzami Andre Villas-Boas. Najbardziej uderzające jest to oczywiście w przypadku Jermaina Defoe; nikt, ze mną w pierwszej kolejności, nie spodziewał się, że niewysoki Anglik będzie potrafił grać jako jedyny napastnik, tymczasem Defoe w każdym kolejnym wywiadzie podkreśla zasługi, jakie zaledwie pięć lat starszy od niego menedżer ma dla ewolucji jego gry i gry całej drużyny. Jeszcze raz przypomina się w tym kontekście przedsezonowa wypowiedź Kyle’a Walkera, który mówił, że inaczej niż w Chelsea, Villas-Boas w Tottenhamie będzie miał do czynienia z młodą ekipą pełną otwartych głów; widać, że te chłopaki chcą się uczyć i że nauka przynosi efekty. Defoe to jeden z wygranych, kolejny to Aaron Lennon, niesłusznie pozostający w cieniu Garetha Bale’a. W ostatnich meczach prawoskrzydłowy nie tylko zdobywał bramki i miał dobre ostatnie podania, ale także niestrudzenie uczestniczył w pressingu, wspierał bocznego obrońcę (z Fulham był to niezbyt doświadczony, ale bardzo odpowiedzialnie grający Naughton), a przede wszystkim – podobnie jak robi to Bale, jak sobie tego życzy Villas-Boas i jak nie lubią rywale – schodził do środka, opuszczając miejsce przy linii bocznej. Tottenham wysoko ustawia linię obrony, ale ma w bramce szybkiego Llorisa (nie wiem, czy Francuz czasami nie wybiega z niej zbyt pochopnie, ale wciąż sprzyja mu szczęście), z Fulham poprawił celność podań, w pierwszej połowie potrafił długo utrzymywać się przy piłce, w drugiej szczęśliwie wyszedł na prowadzenie, a później skutecznie kontrował… Ważne zwycięstwo z niełatwym przecież rywalem, i nawet jeśli za tydzień z Evertonem nie będzie już tak dobrze, to trzy wygrane z rzędu pozwoliły nam wszystkim odetchnąć pełną piersią.

I tylko Berbatowa szkoda. Jego podania do kolegów – podania niemalże od niechcenia, piętą, niemal z zamkniętymi oczami – zasługują na hymn Ligi Mistrzów.

20 komentarzy do “Mecze dnia

  1. ~ATT

    Zawsze ciekawiło mnie to, co przepłacone gwiazdki EPL robią z nadmiarem forsy. Odpowiedź dał mi dopiero Liam Ridgewell
    http://www.thesun.co.uk/sol/homepage/news/4676674/liam-ridgewell-wipes-backside-with-20-pound-notes.html

    THFC już w czwórce. Chciałoby się napisać – brawo! Nikt jednak tego nie zrobi. Poziom w pierwszej części sezonu jest przerażająco słaby. Nawet MU tracie gole workami. Gwiazdeczki zamiast skoncentrować się na grze, bujają w obłokach, licząc funciaki.

    Odpowiedz
  2. ~Borys

    Jon Champion (komentator ESPN) na początku drugiej połowy meczy z Reading celnie podsumował sytuacje MU: „Sir Alex Ferguson twierdzi, że Manchester United jest w stanie zdobyć 100 goli w tym sezonie. Patrząc na ich gre defensywną, być może będą do tego zmuszeni.”
    Pisałem po meczu z Arsenalem, że seria meczów ze słabszymi zespołami bardzo dobrze zrobi MU przed derbami z City. Miałem nadzieje, że po kilkunastu kolejkach wykrystalizuje się optymalne ustawienie, i że zaczniemy prezentować lepszy styl gry. Na chwile obecną trudno dostrzec progres tej drużyny- obrona niepewnie, środek pola od kilku sezonów ma wciąż te same problemy (i dziwnych kombinacji coraz więcej), skrzydłowi bez formy albo kontuzjowani no i Rooney z RVP, którzy ciągną ten wózek.
    Ferguson pewnie zachodzi w głowe, czy w ogóle warto wystawiać defensywnych pomocników, skoro tracimy 3 bramki z przedostatnim zespołem ligi, mając w podstawowej jedenastce dwóch, którzy w rozgrywaniu też nie pomagają. O ile Carrick coś tam gra, i już dużo (zbyt dużo) osób przyzwyczaiło się, że od niego nie można wiele wymagać, to Fletcher jest cieniem piłkarza- głównie ze względu na chorobę ( trochę sobie o niej poczytałem- wrzodziejące zapalenie jelita grubego jest chorobą nieuleczalną, w której występują jedynie okresy remisji oraz zaostrzeń). Warto się zastanowić, czy z takim piłkarzem można wiązać przyszłość- bardzo szkoda mi tego gościa, bo ma odpowiedni charakter dla klubu, w którym gra, ale uważam, że jeśli ma pełnić role w tym zespole, to powinna ona być mocno ograniczona. Decyzja należy oczywiście do Fergiego, więc równie dobrze można się spodziewać, że będzie grał jeszcze długo (w końcu SAF nawet z emerytury kiedyś pomocnika przywrócił…).
    Najlepszym pomocnikiem w MU jest w tym sezonie napastnik Wayne Rooney. Zaryzykuje stwierdzenie, że powinniśmy się przyzwyczajać do widoku Rooneya w środku pola. Może przy takiej ilości napastników byłoby to dobre rozwiązanie? Miałem ostatnio nawet taką szaloną wizje, w której Kagawa gra wyżej od Rooneya… Znając Fergusona, kiedyś pewnie takie ustawienie zobaczymy.
    Troche sobie ponarzekałem na mój ManUtd, ale to tylko dlatego, że nie za bardzo wiem, w jakim kierunku ten klub zmierza. Zaskakujące jest to, że grając tak prostą piłke można osiągać tak dobre wyniki- przynajmniej na krajowym podwórku. Ciekawe, jak się zaprezentują za tydzień w starciu z City. Te mecze na szczęście rządzą się swoimi prawami.

    Odpowiedz
    1. ~Cichyrito

      Nie obwiniaj za straty bramek środek pola. Większość goli straconych United to wrzutki z boku lub stałe fragmenty gry. A z Reading Carrick grał dobrze.

      Odpowiedz
  3. ~darkk

    Borys – trzeba być dobrej myśli. Smalling i Jones już wrócili, Vidic ma wystąpić w spotkaniu z Cluj. Może w zimowych miesiącach nie będzie już takich przetasowań, jakie miały miejsce do tej pory.

    Wydaje mi się, że graczom Diabłów brakuje w defensywie koncentracji i lidera, tudzież zawodnika który włoży głowę tam gdzie inni bali by się włożyć nogę. Jedna czy dwie ofiarne interwencje mogłyby coś pomóc.

    Dodatkowo trzeba wziąć pod uwagę czynnik bramkarski. Lindegaard w ostatnim meczu zbyt kurczowo trzymał się linii. Ma warunki i wydaje mi się że gdyby raz czy drugi wyszedł na 5 metr, mógłby wyłapać lub choćby wypiąstkować dośrodkowania bite przez Shoreya

    Odpowiedz
  4. ~pimek

    Ostatni rok Wengera w Arsenalu? Całkiem prawdopodobne, przegranymi finałami można obdzielić kilka ekip, 10 lat bez zwycięstwa BPL, jeden Puchar Anglii zdobyty w ciągu dekady, jak na taką ekipę to trochę mało… Sukcesów jak nie było tak nie ma, a i gra jest coraz gorsza…Szkoda…
    Tłuste lata Kogutów pod wodzą Boasa? Trzymam kciuki za tłuste lata, jednak trudno jest mi się nadal przekonać do Boasa w roli menedżera… Jego styl zarządzania, metody, czy techniki – jamais vu? Chyb nie… Wygląda na to, że ma problemy z „gwiazdami” w swoich zespołach, nie chcę przywoływać to kwestii Chelsea, bo to oddzielny temat, ale sprzedaż Modrica (choć ją uzasadnić można jeszcze w sposób ekonomiczny), VDV (tu pojawia się już problem z uzasadnieniem), „sprowadzenie do parteru” Llorisa, Ade (skazany na ławkę), itd. Gdzieś to już widziałem…Generalnie próby budowy autorytetu menedżera wyłącznie na bazie sprawowanej przez niego formalnej pozycji nigdzie się nie sprawdzają, ale może w tym wypadku będzie inaczej, zwłaszcza jeśli wspomniane działania będą szły w parze z kolejnymi wygranymi zespołu.
    Ostatni sezon Abramowicza w Chelsea? Akurat w to zupełnie nie wierzę. Kibice CSKA mogą nie akceptować Beniteza (mają przecież ku temu uzasadnione podstawy) i demonstracyjnie to okazywać, ale nie mogą nie akceptować Abramowicza, to oznaczałoby podcięcie gałęzi na której siedzą… Takie zachowanie byłoby kompletnie nieracjonalne i oni chyba dobrze o tym wiedzą, pamiętają przecież czasy Kena Batesa i jego ciągłe kłótnie z śp Hardingiem oraz resztą zarządu dotyczące kierunku rozwoju tego klubu. Niestety potencjalnych fanów Chelsea na liście 100 najbogatszych obywateli GB, skłonnych do tego zainwestować w klub, raczej nie widać, więc jeśli chcieliby powrotu do czasów walki o 12 pozycję w lidze to istotnie takie zachowanie zbliżyłoby ich znacznie do tego celu…
    Czy Abramowicz odpowiada za obecną sytuację? Pośrednio tak, w moim przekonaniu błędem było pozostawienie Di Matteo na stanowisku po wygraniu LM. Odwołanie go, nieco paradoksalnie, zarówno jemu, jak i klubowi wyszłoby na korzyść. Stopień udziału Di Matteo w tym sukcesie jest również dyskusyjny, miał dobrych asystentów w postaci Terrego, Lamparda i Drogby, a może to on wciąż pozostał asystentem i dozorcą, jak złośliwie nazywali go dziennikarze. Odszedł dozorca, a jego miejsce zajął „strażak”, to nie wróży zbyt dobrze… Obojętne kto obejmie to stanowisko po nim powinien pracować dłużej, wiadomo bowiem, że odtworzenie zespołu to zupełnie inna bajka niż przebudowa czy reorientacja stylu gry.
    Abstrahując od obecnej sytuacji w tym klubie, Abramowicz dokonał rzeczy, która wydawała się wręcz niemożliwa do osiągnięcia, wyprowadził klubowe finanse na prostą i Chelsea po raz pierwszy odnotowała w rocznym bilansie zysk, symboliczny, ale zawsze. Oczywiście spore znaczenia miała tu premia za wygranie LM, ale fakt pozostaje faktem. W myśl znanego chińskiego przysłowia, Roman początkowo dawał jedynie ryby i żywił klub, ale później nauczył go łowić je samodzielnie, co ma ogromne znaczenie z punktu widzenia finansowego fair play. Umówmy się, że o futbolu ma on zapewne pojęcie dość mgliste (Emenelo, Szewczenko, itd w roli doradców, Grant w roli trenera, hmm…), natomiast interesy wychodzą mu dość dobrze:) Niestety stara się rozliczać menedżerów Chelsea (z drugiej strony to ciężko jest się temu dziwić), na zasadach analogicznych do tych stosowanych w przedsiębiorstwach, a to niestety sprawdza się raczej średnio, stąd fluktuacja na stanowisku trenerskim jest duża. Standing finansowy i relacje właścicielskie w klubach BPL są równie ciekawe (jeśli nawet nie bardziej) jak rozgrywki ligowe… Kibice CSKA zacisną więc raczej zęby i choć może w myślach przeklną Romka raz czy drugi, to jednak nie wyrażą głośno dezaprobaty dla podjętych przez niego działań. Dla nich The Shed, John Terry i Romek to symbole Chelsea, a tym, niezależnie od popełnionych błędów, zawsze się wybacza, przecież wszyscy grają na tę samą bramkę.

    Odpowiedz
  5. ~Zkaj

    Rafael akurat przy rzutach rożnych niewiele mógł zrobić, skoro od zawsze stoi wtedy przy słupku. Generalnie stał się on trochę kozłem ofiarnym po błędach Evansa (pierwsza i trzecia bramka to wyłącznie jego wina, drugą zawalił Ferdinand), po prostu Ferguson potrzebował kogoś wyższego.

    Oczywiście tworzenie tej dziwacznej statystyki (mistrz powrotów) z jednej strony cieszy, a z drugiej przeraża. Ale też nie ma się tak naprawdę czemu dziwić. Manchester United ma obecnie jeden z najsłabszych składów od lat. Ferguson w tej chwili pokazuje swoją wyższość nad Wengerem, bo on z grupki przeciętnych zawodników potrafi stworzyć drużynę, która od lat wciąż liczy się w walce o tytuł i najwyższe trofea. Spójrzmy na ten skład na papierze i porównajmy go z zawodnikami Chelsea czy Manchesteru City. Przecież gracze tacy jak Cleverley, Evans, Welback, Young to naprawdę nie jest klasa światowa. Bramkarza Manchester też niestety nie ma, bo De Gea ma cudowny refleks, ale okropnie radzi sobie na przedpolu, co w Anglii jest ogromną wadą, a Lindegaard, choć niby stabilniejszy nie ma jednak tej iskry geniuszu, dzięki której bramkarze potrafią ratować drużyny przed porażkami. Jak dla mnie niestety zbliżamy się do schyłku ery Manchesteru United, a ostatecznie pogrążyć nas może emerytura SAFa. O ile nie znajdzie się jakiś szejk, to mało który trener zdoła coś większego zrobić z tą drużyną. A i Ferguson jak widać potrafi popełniać błędy – w meczu z Reading znowu z lojalności postawił na Fletchera, który jak wcześniejsze komentarze wskazywały jest cieniem siebie sprzed lat i trudno wierzyć, że jeszcze kiedyś dojdzie do najwyższej formy. A później zadziwiał zmianami. Czemu za kontuzjowanego Andersona do środka pola wszedł powracający po kontuzji Jones? Przecież to zabiło całkowicie kreatywność tej drużyny i przed drugą połowę męczyliśmy się strasznie z trzema defensywnymi pomocnikami z których Jones prezentował się chyba najgorzej. Dodatkowo Ferguson postanowił ostatnią zmianę wykorzystać już w 75 minucie wprowadzając za groźnego RVP bezużytecznego przez resztę spotkania Welbacka i o mało nie kończyliśmy meczu w 10, gdy dosyć mocno po stopie oberwał chwilę później Jones. Ten mecz mogliśmy wygrać spokojnie kilkoma bramkami (zresztą jedną więcej powinniśmy, choć pan Okoński zapewne dalej boi się przerażającej technologii zwanej telewizyjną powtórką i naiwnie wierzy, że jakieś voodoo tajemniczo dokładnie zlicza wszystkie błędy i w przeciągu sezonu idealnie je wyrównuje…), a tak mieliśmy kolejną nerwówkę… Wypada się tylko cieszyć z niezbyt dobrej formy rywali, bo w naszym obozie optymizmem nie wieje…

    Odpowiedz
  6. ~bartek23

    Odejście Wengera po sezonie, hmm… sam nie wiem. Generalnie Arsene jak dotąd w klubie trzymała Liga Mistrzów i zyski dla właścicieli z transferów, czyli czysta kasa, trofea miały mniejsze znaczenie. Jeśli w tym sezonie ligi misiów nie będzie, a w tym momencie jestem skłonny to założyć, a w kwestii transferów nastąpił trend odwrotny (ładne miliony na gwiazdy) to kto wie, kto wie. Wyszłoby to Arsenalowi chyba na dobre, bo nikt już chyba nie wierzy w ten projekt Wengera. Miał swoją szansę, punkt kulminacyjny, nie ugrał nic wtedy i już nic nie ugra. Pora więc na zmiany. Tylko, że one raczej też nie przyniosą natychmiastowych efektów, trzeba będzie trochę poczekać na sukcesy.

    Odpowiedz
    1. ~pimek

      Z tymi zyskami z transferów Arsenalu to nie jest chyba tak różowo jak mogłoby się wydawać i to też nie do końca jest też tak, że fat cats namiętnie konsumują zyski pochodzące z nich. Np w 2011 zysk na sprzedanych piłkarzach wyniósł ok 63 mln. funtów, ale jak to możliwe skoro jednocześnie kupiono piłkarzy za ok 50 mln? Musiano by sprzedać zawodników za 113 mln funtów, a to się przecież nie zdarzyło… Ta ”dziwna” matematyka wynika z zapisów księgowych i amortyzacji piłkarza, np. kupując zawodnika X za 10 mln funtów z Liverpoolu i podpisując z nim kontrakt np na 4 lata, jego wartość co roku spada o 2,5 mln funtów, a na zakończenie kontraktu wspomniana wartość wynosi 0. Gdyby po roku Liverpool chciał odkupić tego zawodnika i sprzedalibyśmy go im np. za 8 mln to wydawałoby się, że tracimy na tym biznesie 2 mln funtów, ale jest dokładnie odwrotnie-zarabiamy na nim 0,5 mln, bo jego aktualna wartość (księgowa) wynosi 7,5 mln! Żeby było śmieszniej, zakładając, że nasz X zarabia milion funtów rocznie, po wspomnianym roku (zapłaciliśmy mu 1mln za grę bo nie zalegamy z zarobkami jak niektóre polskie kluby) już nie musimy zabezpieczać kolejnych 3mln funtów na wynagrodzenie zawodnika, więc księgujemy sobie na koncie kolejne 3 mln zysku …
      Zysk ze sprzedaży/zakupu piłkarzy nie jest więc wyliczany wg wzoru: koszt sprzedanych zawodników-koszt kupionych zawodników, ale w nieco bardziej złożony sposób i np. Chelsea sprzedając Torresa za 15 mln w lecie (zakładając oczywiście, że ktoś zechce go za tę wygórowaną kwotę kupić) odnotuje zapewne spory zysk, choć pod względem sportowym będzie to nadal kompletna klapa…
      Przychody ze sprzedaży piłkarzy poprawiają bilans klubu ale to nie znaczy, że można wyciągać je co roku z kasy i się nimi dzielić. Co ciekawe, nawet licząc kwoty uzyskane ze sprzedaży piłkarzy vs zakupy nowych graczy w prosty sposób, tzn odejmując wspomniane wartości od siebie,nie zdziwiłbym się wcale gdyby, licząc w okresie od zdobycia przez Arsenal ostatniego mistrzostwa do dnia dzisiejszego, uzyskana wartość była ujemna, co byłoby dla niektórych szokiem, ale to zadanie dla Pogromców Mitów lub kogoś kto aktualnie ma wolną chwilę i kalkulator pod ręką…
      A co do Wengera to faktycznie jego czas w Arsenalu już chyba dobiegł końca.

      Odpowiedz
      1. ~bartek23

        Ha, wierzę na słowo, że masz rację 😀 w moim rozumowaniu oczywiście jest to uproszczenie, chodzi o zwyczajne porównanie polityki właścicieli wobec klubu. Czym innym jest pakowanie mnóstwa pieniędzy przez szejów lub Romana (choć tu znów te pieniądze się zwracają w postaci trofeów i pieniędzy z nich płynących), a co innego utrzymywanie Arsenalu w czołówce przy niedużych nakładach finansowych. Bo nawet jeśli wyliczenie wyszłoby ujemne, to i tak byłoby chyba relatywnie „mniej ujemne” niż innych klubów z czołówki. A pomimo tego Arsenal w tej czołówce pozostawał. Jeśli teraz z niej wypadnie – Wenger straci argument przemawiający za pozostawieniem go na posadzie.

        Odpowiedz
        1. ~pimek

          Nie no o MC to faktycznie nawet trudno w kategoriach rachunkowości się wypowiadać bo oni są permanentnie dokapitalizowywani z naftowego odwiertu, więc głowy sobie bilansami nie zaprzątają-ile wyjdzie to wyjdzie:) Romek przynajmniej stara się jakoś to wszystko na nogi postawić, ale też w chwilach słabości kupi sobie ze 2-3 graczy ładnie kopiących piłkę za drobne 100 mln, no i zabawa zaczyna się od nowa…
          Sprzedaż graczy to ważne źródło przychodów, ale Arsenal zarobił w zeszłym roku sporo na sprzedaży nieruchomości, no i wiadomo-karnetów, biletów, praw do transmisji, itd. To faktycznie zupełnie inny problem niż w City i Chelsea. A z tym księgowaniem to w sumie niewiele osób zdaje sobie sprawę, że to tak wygląda, ale kondycja finansowa Arsenalu jest ok, choć mają np. również stabilny dług na poziomie 90mln funtów jeśli dobrze pamiętam, ale posiadanie takiego długu na koncie też się paradoksalnie opłaca, ale o tym innym razem:) Tak czy inaczej zarabiają na siebie i jest ok. Również sądzę, że wypadnięcie z 4ki powinno oznaczać zatrudnienie nowej miotły bo to już chyba będzie 7 czy 8 rok bez żadnego trofeum a dla takiego klubu to katastrofa i chyba cierpliwość władz jest tam już na wyczerpaniu.

          Odpowiedz
  7. ~Andrzej Kotarski

    Ze stawianych tez z początku tylko ta Villas-Boasowska wydaje mi się realna (chociaż AVB musi zacząć się rozglądać za zastępstwem Bale’a, którego coraz bardziej kusi zagraniczna wycieczka).

    Ja weekend piłkarski spędziłem głównie poza granicami Anglii – w EPL najbardziej przyciągnął mnie Man City – Everton. Wziąłem stąd dwie główne lekcje – wolne rozegranie City jest bardzo niebezpieczną taktyką przy zorganizowanej i klasowej obronie (Everton spełnia oba warunki). W tym sezonie widzę wręcz, że główne sukcesy osiągają zespoły najsprawniej przechodzące z obrony do ataku.

    Drugi wniosek – Vincent Kompany is back. Wrócił do formy, gdzie czyta zagrania rywali z dziecięcą łatwością.

    Ciekawym, ważnym (nawet popierają to statystyki) wydarzeniem weekendu był powrót Lucasa do składu Liverpoolu. Od razu zmieniła się struktura pomocy na Anfield. Czuję, że to może być milowy krok, jeśli tylko Brazylijczykowi uda się zachować cherlawe ostatnio zdrowie.

    Zapraszam tradycyjnie do mojego posumowania weekendu Premier League, tym razem wyrażonego w 8 wnioskach:
    http://andrzejkotarski.wordpress.com/2012/12/03/osiem-wnioskow-z-weekendu-premier-league/

    Odpowiedz
    1. ~adipetre

      ’Dziennikarz’ zapytal sie Modricia czy nie chcialby ponownie grac z Bale’m, tym razem jednak w Realu. Co innego Luka mogl powiedziec? No blagam.

      Barca i Real nie maja dla niego miejsca. Chelsea i City podobnie. Zostaje MU, ktory owszem szuka nastepcy Naniego ale zdaje sie ze nie na Wyspach. Jezeli bedzie LM, Bale na WHL jeszcze zostanie. Szanse na ta LM sa duze i Levy nie moze tego stycznia zmarnowac.

      Jesli chodzi o Lucasa, nie chce deprecjonowac jego zaslug w ostatnim meczu, ale to nie jest wcale takie proste. Southampton to nie jest silny zespol, bardzo latwo go zdominowac i Liverpool zrobilby to rowniez bez Brazylijczyka. Dla mnie duet Lucas-Allen daje za malo kreatywnosci, jeden z nich z czasem powinien wyladowac na lawce. Joe Allen ma za malo atutow w grze do przodu by pelnic role lacznika (w klubie o takich aspiracjach).

      Co do samego wpisu. Dla mnie Defoe dalej nie jest czlowiekiem na ktorym mozna oprzec gre i strzelane seryjnie gole niewiele nie zmieniaja. Lennon schodzi do srodka, ale zespol nie ma z tego zadnych korzysci, Tottenhamowi dobrze by zrobilo posadzenie na lawce tego pilkarza.

      Spurs nie zagrali dobrego meczu z Fulham, gol Sandro byl szokiem. Tottenham gral bardzo wolno, gra bez pilki wielu pilkarzy ofensywnych byla pozorowana. Ja w dwoch ostatnich meczach zbyt wielu pozytywow nie widzialem.

      Poki sa wyniki Andre niczego nie bedzie zmienial, ale dla mnie duet Dempsey-Defoe to droga donikąd. Mysle tutaj o calym zespole, usprawnieniu rozegrania pilki od tylu, uzyskania jakiejs wiekszej kontroli i plynnosci w samej grze. Andre twierdzi ze zespol do 4411 jest przystosowany, dlatego on niczego nie bedzie ruszal. Tak, Tottenham jest przystosowany do tego ustawieniu, ale tylko wtedy gdy ma na kim gre oprzec, wczesniej byl to Crouch, ostatnio Ade. Ja nie widze wspolpracy Defoe z zespolem, ani nawet z Dempseyem. W miejsce Amerykanina powinien grac operujacy nieco glebiej.

      Odpowiedz
  8. ~darkk

    @zkaj

    nie bądź takim pesymistą w stosunku do De Gei. Chłopak ma 20 lat, kolejne 20 przed nim, nauczy się w końcu tej gry na przedpolu.

    Co do zmiany Jonesa… Jedynym sensownym wyjaśnieniem wydaje się jego umiejętność gry w powietrzu przy stałych fragmentach.Wydaje się że był lepszym rozwiązaniem na rosłych zawodników Reading niż Ryan czy Tom.

    Odpowiedz
  9. ~Sernik

    Zkaj
    Emerytura Fergusona może wyjść klubowi na dobre. W tym sezonie popełnia liczne niedopuszczalne błędy, wliczając w to wybór zawodników na podstawie swoich sentymentów (Scholes, a w szczególności Giggs i Fletcher), a także rotacje na pozycji bramkarza. To, że w pomocy panuje taki marazm to jego wina- ile jeszcze minie czasu, zanim sprowadzi kogoś na poziomie? Carrickiem europy nie podbijemy, Cleverley jest za słaby z kolei na EPL, Anderson ma zrywy, ale brak mu instynktu rozgrywającego, Fletcher jest chory tak jak tutaj pisano, Scholes wytrzymuje maks 60 min, o Ryanie z sympatii nie wspomne.
    To, co Ferguson robi na pewno nie można nazwać budowaniem drużyny.
    Załóżmy taką sytuacje: w tym momencie przychodzi ktoś nowy w jego miejsce. Jakie stoi przed nim zadanie?
    1) Obrona puszcza kilka bramek nawet w meczu z najsłabszymi zespołami ligii- choćby mocno chciał, tutaj gorszych wyników raczej nie osiągnie
    2) pomoc nie istnieje, każdy z środkowych pomocników ma jakieś istotne wady, które powodują, że nie załapaliby sie do wyjściowych 11 w żadnym klubie z europejskiej czołówki- dokonuje 2 transferów pomocników i na nich buduje drużynę, a nie na rotacji
    Generalnie nowemu menadżerowi wystarczy, że będzie dbał o zdrowie Rooneya i Van Persiego, wpuszczając na końcówki Hernandeza.
    W tym momencie MU i tak nie prezentuje ŻADNEJ myśli taktycznej, więc cokolwiek zrobi osoba zastępująca Fergusona z obroną i pomocą, nie ruszając ataku, będzie skutkowało progresem.
    Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem hejterem Fergiego- chce wam tylko pokazać jakie realia panują na chwile obecną w tym zespole z punktu widzenia racjonalnie spoglądającego kibica.

    Odpowiedz
  10. ~jpawl

    No i kolejny remis (7 w 9 ostatnich meczach). Można się zżymać, że znowu nie utrzymali prowadzenia, ale przed meczem te 1:1 na Etihad Stadium wszyscy kibice Evertonu wzięliby w ciemno. Tymczasem po meczu w komentarzach pomeczowych słychać było jeden wielki oddech ulgi fanów City, że ich passa bez przegranej u siebie nie skończyła się w sobotę.
    O karnym nie ma co gadać – wygląda na to, że długo jeszcze będzie się spłacać 'dług szczęścia’ z meczu z Liverpoolem.
    Niech już ten Mirallas i (paradoksalnie) Neville wrócą – progres powinien iść dwukierunkowo – niech zacznie się udawać strzelić więcej niż 1 bramkę na mecz (na kilkanaście okazji strzeleckich) oraz w końcu uda się zagrywać na zero z tyłu – co zdarzyło się dotychczas całe dwa razy w rundzie – „osiągnięcie” na miarę QPR, Wigan oraz…. Tottenhamu

    Odpowiedz
  11. ~pk

    Ida derby, a MU bez Vidica, Andersona, Cleverleya, Naniego, Valencii i Kagawy. Prognozowany srodek pola skladajacy sie ze Scholesa, Carricka i Fletchera sprawia, ze nie wiem czy chce to ogladac.

    Odpowiedz
  12. ~karmen

    Ale tu ostatnio bieda jeśli chodzi o komentarze. Michał oczywiście trzyma poziom, ale reszta to aż żal d..e ściska, co za bieda. A podobno tak nie chcieliście kibiców MUFC, żeby tu komentowali, bo niby monopolizowali bloga, haha. To teraz się kiście w tych bezpłciowych komentarzach…

    Odpowiedz
  13. ~bartek23

    3/4 powyższe komentarze są o Man Utd, więc nie wiem skąd to wziąłeś… Choć ja akurat nikogo stąd nie wyganiałem.

    Odpowiedz
  14. ~nalewacz

    A ja marudziłem na zakup RvP przed sezonem. Nic tylko się w piersi bić. Holender przez cały mecz za bardzo się nie wyróżniał, a i tak został bohaterem. Przy nie uznanym golu Younga zrobił właściwie coś z niczego. Carrick, Rooney, De Gea, Zabaleta i Silva – najlepsi na boisk. Valencia i zwłaszcza Mario – sabotaż.

    Odpowiedz
    1. ~bartek23

      Mogę nie przepadać za United, ale dobrze, że van Persie strzelił tą bramkę, bo dzięki temu ta nieuznana bramka nie wpłynęła na wynik spotkania. Po raz kolejny rywale oddają Diabłom mistrzostwo, Chelsea z City powinny bić się bilansem bramkowym z United o lidera. tymczasem już teraz tracą punkty do drużyny Fergusona. Niemniej mecz świetny, szkoda tylko tych niepotrzebnych zajść z kibicami i Ferdinandem. Głupota.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *