Tottenham, czyli ja

Może jednak napiszę o czymś innym. O literaturze na przykład. Byłem przecież wczoraj na Targach Książki w Warszawie, kupiłem to i owo, a wieczór w hotelu na Muranowie spędziłem na lekturze wybitnej „Stacji Muranów” Beaty Chomątowskiej. Wciąż mam w tyle głowy zdanie pewnego znakomitego skądinąd autora, który po ustaleniu, ile mianowicie meczów oglądam tygodniowo, zapytał: „To ile w tym czasie książek mógłbyś napisać?”. Ile pożyteczniejszych rzeczy moglibyśmy zrobić dla siebie i dla innych, gdyby nie te wszystkie godziny z futbolem?

No dobra. Miałem ten wpis wymyślony od miesięcy, w szczegółach dopracowany i wypieszczony, ze wszystkimi autoironicznymi komentarzami powstawianymi w odpowiednie miejsca. Oddając książkę do produkcji przed kilkunastoma tygodniami (ci, co już czytali, wiedzą), oparłem się na założeniu, że to się właśnie tak skończy. Kilka tygodni temu dzieliłem się przekonaniem, że zabraknie punktu. O znaczeniu kontuzji Sandro dla tegorocznej postawy Tottenhamu pisałem aż za często. Dlaczego po prostu nie zrealizuję przygotowanego scenariusza, sięgając po frazy dawno przygotowane?

Siedemdziesiąt dwa punkty. To może być jeden z powodów. Nigdy w historii Premier League Tottenham nie zakończył sezonu z takim dorobkiem na koncie – i nawet tyle nie wystarczyło. Tym razem obyło się bez lazanii (w istocie: norowirusa), bez maślanych rąk Martona Fulopa (fana Tottenhamu skądinąd) i triumfu Chelsea w finale Ligi Mistrzów. Było, chciałoby się rzec, zwyczajnie. Ot, jeszcze jeden ligowy mecz, niemal identyczny jak przed tygodniem i nawet rozpoczęty w tym samym składzie, wymagający od drużyny cierpliwości, wysiłku i inteligencji, bo rywal bronił się desperacko, a rozstrzygnięty w końcówce dzięki ostatniemu już w tym sezonie (w całej północnolondyńskiej karierze?) podaniu na prawe skrzydło do Bale’a, jego ścięciu do środka i kapitalnemu uderzeniu zza linii pola karnego. Temat do odstąpienia: co zrobi teraz piłkarz roku w Premier League, jaka przyszłość go czeka i w jakim klubie.

Chociaż tyle, że gol w ogóle padł. Chociaż tyle, że nie musimy się teraz żołądkować o niepodyktowane rzuty karne – za zagranie ręką i za faul na Bale’u (który to już raz Walijczyk dostał żółtą kartkę za nurkowanie, choć wcale nie nurkował?), wyliczać słupków i wybić z linii bramkowej, słowem: uskarżać się na pecha, odwieczne przekleństwo i pieski los kibiców Tottenhamu. A może właściwie szkoda, że strzelili? Może gdyby skończyło się 0:0, w gruncie rzeczy łatwiej byłoby się pogodzić z faktem, że nawet zwycięstwo okazało się w tym przypadku niewystarczające?

Zaraz, zaraz, o czym ja właściwie miałem pisać? O dziewięćdziesiątej piątej minucie całkiem niedawnego meczu z Wigan, w której trwało potężne zamieszanie w polu karnym piłkarzy Roberto Martineza i Tottenham kilkakrotnie był o włos od zwycięskiego gola. O koszmarze derbów z Fulham, nieoczekiwanie przegranych na White Hart Lane, przegranych w dodatku z drużyną Martina Jola i po golu Dymitara Berbatowa. O dwóch katastrofalnych błędach piłkarzy z Londynu, które zwycięstwo na Anfield zamieniły w klęskę. O bezbramkowym remisie ze Stoke. Przede wszystkim i w pierwszym rzędzie (tak przynajmniej twierdzi AVB): o nieopisanych zaiste kilkudziesięciu sekundach na Goodison Park, w których drużyna, prowadząca od 76. minuty po golu Dempseya, dała sobie strzelić dwie bramki w doliczonym czasie gry. A może raczej o pierwszych trzech meczach sezonu, meczach ze słabeuszami, zakończonych porażką z Newcastle (mimo bramki Defoe’a, strzelonej na 1:1) oraz remisami z West Bromwich (gol Morrisona w ostatniej minucie, odbierający wygraną) i Norwich (uderzenie Snodgrassa na cztery minuty przed końcem, również pozbawiające Koguty kompletu punktów). Jak widzicie powodów, dla których Tottenham nie zagra w przyszłym sezonie w Lidze Mistrzów, jest aż nadto.

Z drugiej strony, cholera, wygraliśmy na Old Trafford. Ograliśmy MC i Arsenal, zremisowaliśmy z Chelsea. Także my (my, czyli Bale) strzelaliśmy gole w końcówkach. Można powiedzieć, że przeżywaliśmy dziś na White Hart Lane sezon w pigułce: świetny Lloris, dobry Vertonghen, błyskotliwy Lennon, wreszcie zdrowy i pracujący dla drużyny Adebayor, i wieńczący ciężką pracę kolegów Bale, a do tego przytomnie kierujący drużyną przy linii Andre Villas-Boas. Tak, to był naprawdę udany sezon. Tak, menedżer zrobił świetną robotę, układając klocki na nowo po odejściu Modricia i van der Vaarta. Tak, ta grupa młodych i chętnych do pracy chłopaków ma przed sobą przyszłość. Chyba że po wysoce prawdopodobnym (miałem o tym nie pisać) odejściu Bale’a, Villas-Boas będzie musiał układać wszystko od nowa. O tym, czym jest dopinanie budżetu bez dużego stadionu i stałych dochodów z Ligi Mistrzów wiele mówi porównanie finansów Arsenalu i Tottenhamu: różnica w pieniądzach wpływających na klubowe konta wynosi niemal równe sto milionów funtów. Sto milionów funtów i punkt różnicy w tabeli…

Arsene’owi Wengerowi jednak ukłony: jedenaście zwycięstw w ostatnich czternastu meczach mówi wiele o tyle razy wyśmiewanym charakterze tej drużyny. Świetny transfer Cazorli, równa forma Artety, odrodzenie Ramseya, gole Walcotta, Giroud, a nawet Podolskiego, błyski Kościelnego i Gibbsa (kto pamięta o Clichym?) – wszystko to złożyło się na sukces Kanonierów na równi z niezłą postawą Fabiańskiego w bramce, a później powrotem Szczęsnego między słupki. Ja we wzajemne szydery nigdy nie dawałem się wciągać (inna sprawa, że ich skala pokazuje, że tamta strona nieco się obawiała, czyż nie?), a projektowi Wengera od lat zwyczajnie kibicowałem; mimo iż kosztem Tottenhamu, na jakimś poziomie cieszę się, że dał radę zdobyć to swoje wymarzone „piąte trofeum”. Nie mogę jednak nie zauważyć, że postawa Newcastle nie tylko w tym meczu to rozczarowanie sezonu – po ubiegłorocznym błysku, z taką kadrą, żegnająca solidnego i wiernego rezerwowego bramkarza Steve’a Harpera (temat do odstąpienia: lata jego walki z depresją), mogła pokazać pokazać przynajmniej tyle charakteru, co Sunderland na White Hart Lane.

Może jednak napiszę o czymś innym. O pożegnaniach Owena, Scholesa i tysiącpięćsetnym, najostatniejszym meczu Fergusona (5:5, poszaleli?). O udanym w sumie epizodzie Beniteza w Chelsea (nawet Torres strzelił na pożegnanie). O zwycięstwie Norwich Chrisa Hughtona na City of Manchester Stadium. O tym, jak trzy najważniejsze zespoły Premier League będą zaczynać przyszły sezon z nowymi menedżerami – nawet jeśli jeden z nich okaże się nie całkiem nowy. Innym razem. Czymś trzeba będzie w końcu wypełnić pustkę najbliższych dni i tygodni. Na razie żegnam się z Wami w tę trzydziestą ósmą z kolei niedzielę, wypowiadając z najczystszym sumieniem kibica Tottenhamu: futbol jest okrutny. Tottenham, czyli ja. Tyle roboty na nic i niezłomne przekonanie, że niezrażony jeszcze jedną klęską będę potrafił zacząć od nowa.

36 komentarzy do “Tottenham, czyli ja

  1. ~Widzewiak

    Panie Michale proszę się nie załamywać, ja też kibicuję T. w Anglii.W Polsce jestem zagorzałym fanem Widzewa, kiedyś niemal najlepszy zespół w Europie, póżniej liga mistrzów, a od 15 lat kicha, ale to nie jest ważne, i tak Widzew to klasa legła, lech skisła się nie liczą. Widzewowi będę kibicować w każdej lidze pozdrow!

    Odpowiedz
  2. ~Planet

    Ja mam wrażenie, że nic się dziś nie stało. Na prawdę nic. To znaczy, jestem święcie przekonany, że ten sezon był sezonem przełomowym. Głowy Spursów wreszcie się otworzyły, wreszcie widać u nich (jeszcze nie zawsze, ale coraz częściej) „gen zwycięzców”. Ale to co się dziś wydarzyło, nie będzie miało żadnego znaczenia w sierpniu. Wszyscy zaczną od zera. I jestem przekonany, że za rok o tej porze będziemy w zupełnie innych humorach.

    Odpowiedz
  3. ~Mariusz_AFC

    A może było tak, że to w la snie Tottenham w ostatnich meczach odrabiał w końcówkach straty (zazwyczaj grając w przewadze) i to dzięki temu utrzymał szanse na 4. miejsce do samego końca?

    Newcastle wcale nie zagrało dziś słabo. Przez większą część meczu było częściej przy piłce, przeważało, stworzyło do straconej bramki więcej akcji zakończonych strzałem.

    Skoro Tottenham zdobywa tyle punktów (rekord?) i nie awansuje do LM, to doszukiwanie się pojedynczych potknięć w trakcie sezonu (a tych zdarza się każdej drużynie równie wiele), jest być może wymaganiem ponad siły tego zespołu?

    Jako kibic Arsenalu przyznaję, że nie spodziewałem się, iż Bale będzie w końcówce aż tak istotnym graczem Kogutów. Nie, on nie był istotnym. On był warunkiem bez którego Tottenham nie miał prawa marzyć o 4. miejscu.

    I tak, drżałem do ostatnich minut. Nawet 16. poprzednich występów z rzędu Wengera w LM nie jest w stanie zagwarantować mi spokoju ducha 🙂

    Odpowiedz
  4. ~pablo

    1.Przepraszam za Sroki. 2. Myślę, że jak Hatem Ben Arfa ( jeszcze zabłyśnie w lepszym klubie i podbije świat ) dziś w pierwszej poł. ośmieszył obronę Kanonierów, to Wenger zatęsknił za Clichym 3. AVB nawet bez Bale’a zrobi Champions League ( chętnie się założę )

    Odpowiedz
    1. ~batt18les

      Hatem Ben Arfa…
      no wez… rozumiem ze zartujesz? bo ten czlowiek wyzej niz Newcastle nie trafi. bramka sezonu i moze jakas asysta i to tyle jesli chodzi o wydajnosc w ciagu roku tego zawodnika

      Odpowiedz
      1. ~erictheking87

        Z tego co pamiętam, większość sezonu Ben Arfa się leczył… Liverpool podobno od jakiegoś czasu jest już nim mocno zainteresowany.

        A z Clichiego sieczkę zrobił Steve… o pardon, Callum McManaman (inna sprawa, że ponoć mają niby bardzo odległe więzy rodzinne… a styl gry łudząco podobny).

        Ben Arfa w formie to game changer. Natomiast Ben Arfa bez formy to problem.

        @Pablo

        Jestem ciekawy kolejnych transferów NU – chociaż ostatnio G.Neville zwrócił uwagę na ciekawą sprawę – że brakuje trochę tam brytyjskiego rdzenia, szczególnie po ostatnim okienku i zalewie graczy z Francji. Co o tym myślisz Pablo?

        Odpowiedz
        1. ~adipetre

          Nie jestem blisko Newcastle ale kwestia narodowosci, braku rdzenia to raczej latwy, mocno powierzchowny problem.

          Z mojej perspektywy … problemy sa dwa. Pierwszy to brak umiejetnosci Pardewa, dwa to kontuzje, zapewne bedace efektem kiepskiego okresu przedsezonowego. Wielu ludzi, na czele chyba z samym Pardewem uwierzylo po poprzednim sezonie ze Alan jednak jest wartosciowym trenerem. Imo nie jest i nigdy nie bedzie. Mam nadzieje ze Ashley sie opamieta i wezmie jakiegos fachowca z kontynentu (nawet z Francji) bo Sroki maja potencjal na przynajmniej LE.

          Jesli idze o Ben Arfa…potencjalnie gwiazda tej ligi. Nie wiem czy to nie jest w tej chwili najbardziej utalentowany Francuz kopiacy zawodowo pilke. Lubi go Liverpool i Tottenham. Spurs potrzebuje go duzo bardziej, ale to The Reds maja wieksze mozliwosci.

          Odpowiedz
    2. ~KrólJulian

      Przyjmuję zakład, o tę Champions League bez Balea. Co wygram i jaką formę dostawy zwycięskiego trofeum preferujesz?
      Rozumiem, że masz na myśli „zrobienie” ChL w aktualnym klubie, żeby nie było później niedomówień?
      Proponuję kolejny zakład, że Boas w przyszłym sezonie nawet z Balem nie będzie w 4ce?

      Odpowiedz
      1. ~hazz2

        Tez mogę go przyjąć w ciemno , Gareth odejdzie i caly pomysł na grę Boasowi się posypie a w zwiazku z tym, że na FM się nie wychowałem to i w jakieś znaczące wzmocnienia nie wierzę

        Odpowiedz
  5. ~bartek23

    Ja bym do tych ostatnich wyliczeń końców dodał jedno – Jamie Carragher. Może nie był kwintesencją techniki, wzorem nowoczesnego środkowego obrońcy, ale przez te kilkanaście lat gry dla LFC stał się kolejnym z wymierającego już gatunku tych oddanych jednemu klubowi, wzorem profesjonalizmu i wielkiego serca do gry. We all dream of team of Carraghers.

    A wszystkim fanom współczuję, bo sam w tej walce trzech o LM trzymałem kciuki za Spursów. Ale – niecałe trzy miesiące i wszystko zacznie się od nowa dla każdego z nas 🙂

    Odpowiedz
  6. ~sandinista

    My name is Tottenham Hotspr and this is my story… Ten klub jest największą miłością i jednocześnie największym przekleństwem jakie mogło nas, jego kibiców spotkać na swojej życiowej drodze. W tym meczu jak i całym sezonie oglądaliśmy TO DARE…,na TO DO jeszcze przyjdzie czas.

    P.S Pragnę pogratulować książki którą pan „popełnił”. Naprawdę świetnie się to czyta. Rozdział Fantasy Football i jego zakończenie „(…) kiedy przed meczem z United skomplementowałem Alexa Fergusona, to powiedział dziennikarzom, że Okoński jest jego dobrym kolegą.” rozbawił mnie do łez. Natomiast z rzeczy poważniejszych bardzo podobały mi się „Stadiony nienawiści” i „Komu biją dzwonki”. Czapki z głów.

    Odpowiedz
  7. ~Bartek

    Chciałem tylko zaznaczyć, że „różnica w pieniądzach wpływających na klubowe konta wynosi niemal równe sto milionów funtów” to spore uproszczenie. Weźmy choćby pod uwagę wydatki jakie ponoszą oba kluby, a te w Arsenalu wielokrotnie przewyższają wydatki Spurs. Choćby spłata długu, zaciągniętego na budowę stadionu, jaki przez ostatnie lata wisiał nad Arsenalem. Jak słusznie zauważył Gary Neville w studiu Sky, Arsenal w ostatnich 10 latach wydał 9 milionów funtów by utrzymać ten poziom „piątego trofeum”. Dużo? Dlatego z trudem dopięty budżet na WHL wcale nie zwiększa tego prawie- sukcesu jakim prawie- było, kolejny rok z rzędu, prawie- wyprzedzenie Kanonierów.
    A jeśli chodzi o dzisiejszy mecz, nie zgodzę się, że Newcastle nie pokazało charakteru. Była walka, były chęci, ale Arsenal miał coś czego brakowało w ostatnich latach, wyrachowanie. Zupełnie mi nie przeszkadzało, że w ostatnich kilku kolejkach prezentował styl bliższy Stoke. I nie będę pamiętał o tych wynikach 1-0 w chwili gdy w sierpniu wyjdziemy na eliminacje LM, a Tottenham będzie czekał do czwartku na swój mecz w Europie. Tak jak nikt nie pamięta, że United zdobywali mistrzostwo dwa sezony temu kosząc wszystkich 1-0, ale każdy pamięta, że byli wtedy mistrzami.
    Już się nie mogę doczekać kolejnego sezonu i walki z Kogutami o Europę. O ile oczywiście zatrzymają Bale’a, bo w innym wypadku nie mamy o czym mówić. Póki co północny Londyn wciąż czerwono- biały.

    Dziś po końcowym gwizdku chciało mi się wymiotować. Że też niektórzy oglądają siatkówkę?

    Odpowiedz
  8. ~alasz

    W każdym z 1500 spotkań Sir Alexa jako menadżera MU wystawiał przynajmniej jednego wychowanka klubowej akademii. Imponujące.

    Odpowiedz
  9. ~sebastianf

    Jako kibic Arsenalu… i czytelnik tego bloga postaram się w „fotograficznym” skrócie odnieść do kilku tez z artykułu… i kilku komentarzy poniżej (przy czym słowo nisko mocno tutaj pasuje).
    Drogi Panie Michale…
    Pominę kwestie, że jako kibic Arsenalu zawsze przed sezonem „lokuje” go na pierwszym miejscu. Nie oznacza to jednak, że bezkrytycznie patrzę na sezon i jestem zaślepiony fanatyzmem.
    Wspomnę jedynie… trochę przez wrodzoną złośliwość, że i tutaj i na innych blogach pisałem, że Tottenham dostanie zadyszki… podobnie jak i Bale. Sugerowałem również, że niektórzy zbyt szybko „kopią dół” dla Wengera i kanonierów próbując ich zrzucić w niebyt po za czołową piątką.
    Chciałbym napisać, że łącze się z Panem w bólu… ale ze zrozumiałych względów nie mogę. Wydaje mi się jednak, że kwestie finansowe „delikatnie” Pan uprościł. Mimo wszystko ciężko porównywać koszty utrzymania WHL z Emirates… koszty utrzymania zespołów (celowo użyłem liczby mnogiej)… i pozostałych rzeczy które wiążą się z prowadzeniem przedsiębiorstwa, którym było nie było kluby są. Sugeruję w tym miejscu więcej uwagi poświęcić wypowiedzi Nevilla w tym samym MOTD. Wydaje mi się również, że to jednak Tottenham wydał nieco więcej na… wzmocnienia.
    Gdyby ligę angielską sprowadzić do poziomu „100 milionów”… to gdzie byłaby Chelsea z wydanym miliardem euro za czasów Abramowicza?
    Reasumując… to jest liga… 38 meczy do rozegrania… 18 u siebie… 18 na wyjeździe… w każdym z nich chodzi o zdobycie trzech punktów… a całość kończy się sumą tychże punktów. Rozpatrywanie szans… niepowowdzeń… jest bezcelowe… liczy się efekt końcowy. W mojej opinii United to w tym sezonie najgorszy mistrz Anglii jakiego widziałem, ale czy to oznacza, że… gorszy?

    Odpowiedz
    1. ~alasz

      MU 2 lata temu byli znacznie słabsi, bodaj 2 zwycięstwa na wyjedzie, city rok temu tez słabsze od tegorocznego MU.

      Trzeba przyznać że wiele spotkań MU ogląda się ciężko, niekiedy nawet bardzo ciężko, innym razem grają niesamowite spotkania, strzelają zdecydowanie najwięcej, choć oczywiście mankamentów maja sporo, co bardzo źle świadczy o reszcie stawki że nie byli wstanie z nimi nawiązać równorzędnej walki.

      Odpowiedz
    2. ~KrólJulian

      Nie bardzo rozumiem co oznacza stwierdzenie „najgorszy mistrz Anglii”, które wielokrotnie się tu przewijało… W wymiarze ilościowym okazali się o 11 punktów lepsi od 2giej drużyny w tabeli, a o blisko 20 od Arsenalu, zaś w wymiarze jakościowym również bywały drużyny, które grały „gorszy” czy wręcz beznadziejnie nudny futbol, o czym śpiewano nawet na trybunach… Twoja konkluzja jest trafna-liczy się efekt końcowy, a ten jest taki, że byli ewidentnie najlepsi. MU to nie moja bajka, ale wygrali ten sezon w sposób bezdyskusyjny, więc chyba nie ma sensu drążyć tego tematu.

      Odpowiedz
  10. ~szk

    Panie Michale, jak może Pan wspomnieć o zakończeniu kariery przez Owena, a pominąć to samo wydarzenie w przypadku Carraghera?

    Odpowiedz
      1. ~bartek23

        A kogo obchodzi to śmieszne super-dziecko Owen? Niektórzy, jak Beckham, SAF, Scholes czy właśnie Carra kończą kariery w sposób profesjonalny, który zasługuje na uznanie, szacunek i wpis na takim blogu jak ten. Niektórzy kończą je odcinając kupony od własnej dawnej sławy i zgadzając się grać dla rywali klubu, którego jest się wychowankiem. Tacy zasługują tylko na słowo żalu, że można tak źle pokierować swoim życiem.

        Odpowiedz
    1. ~alasz

      Szanuje Carraghera bo uosabia pozytywne cechy osobowości piłkarza, jest jednym z nielicznych zawodników z którymi wywiad ma sens, jako że potrafi odpowiedzieć na pytania ciekawie i logicznie, a nie frazesami jak większość piłkarzy.

      O ile na pewno jest legendą LFC o tyle nie wydaje mi się by był piłkarską legendą. Za słaby zawodnik po prostu. Gary Neville był od niego lepszym piłkarsko graczem, niewątpliwa klubowa legendą, ale na miejsce w panteonie najlepszych graczy, tych których się pamięta nie może liczyć, z czego sam sobie zdaje sprawę, podobnie jak Carra.

      Owen natomiast nie będzie legendą żadnego klubu, ale jednak karierę miał piękną (choć dośc wcześnie opadł z topu), no i zapisał się w historii paroma golami, zwłaszcza tym z Argentyną.

      Beckham wiadomo, ikona popkultury, ale i piekielnie dobry gracz, wiele trofeów, dwa razy wybrany 2 najlepszym piłkarzem świata.

      No i Scholes, zdecydowanie najlepszy z tego grona, najlepszy rozgrywający w historii premier league, jeden z absolutnie najlepszych graczy w historii ligi i MU. Top top player jak to mówi Redknapp, ścisła czołówka najlepszych zawodników ostatnich 20 lat na świecie, o czym najlepiej świadczą opinie kolegów zawodowców, zawsze najbardziej miarodajne.

      Zakończenie kariery Carry to wydarzenie głównie dla kibiców LFC, choć zauważa to na pewno kazdy kibic tej ligi, ale podobnie jak w przypadku Neville’a, trudno oczekiwać że to odejście będzie tematem nr 1, zwłaszcza że trafił w moment w którym odchodzą prawdziwe tuzy.

      Odpowiedz
  11. ~Rafo

    Nie ważne, czy ktoś wygrał dziesięć razy z rzędu po 1-0 prezentując formę jak rzeźnicy ze Stoke – liczy się wynik końcowy! Na chwilę obecną już tylko (a może) aż szeroko pojęty potencjał finansowy (patrz większy niemal 2-krotnie stadion Ars) jest wartością dodaną AFC nad Spurs. Od kilku sezonów Daniel Levy spuszcza swojego Bullteriera z łańcucha – a ten toczy nierówną walkę z wielkim Dogiem Niemieckim sąsiada… Wyobraźmy sobie teraz taką bitwę gdzieś w zakamarkach starej portowej dzielnicy Londynu… Bull w tym roku był blisko, odgryzienia jąder przeciwnika – ale trener zaplanował mu o kilka walk za dużo na kontynencie – okazało się, że u stup alp mają bardzo mocnego Bernardyna … to nie mogło skończyć się inaczej.. nie ma co rozdrapywać ran – tylko, szukać jeszcze lepszych „sterydów” dla naszego Bulla;-)

    Odpowiedz
  12. ~KacperG

    Interesujące, że nawet na poziomie rozgrywek U21 powtarzają sie schematy z seniorskiej piłki… Tottenham rozgrywał właśnie finał play-offów Barclays U21 Premier League na Old Trafford z Manchesterem United, i chociaż prowadził 2-0 do przerwy (i był znacznie lepszym zespołem w pierwszej połowie), to ostatecznie przegrał 3-2 po kapitalnej drugiej połowie gospodarzy. Tottenhamowi znów brakło niewiele, a United… No cóż, trudno sobie wyobrazić mecz bardziej kształtujący charakter do gry w tym klubie. Moyes będzie miał z kim pracować.

    Odpowiedz
    1. ~Stefan

      Świetnie oglądało się ten mecz, dobra pierwsza połowa gości, charakterystyczny comeback gospodarzy, mnóstwo pięknej kombinacyjnej piłki – Ci młodzi nie kalkulują, przyjemnie się to ogląda.

      Kilku chłopaków z tego składu U21 United jeżeli ominą ich kontuzje wg. mnie powinno się przebić do pierwszej drużyny, szczególnie czekam na Januzaja. W ostatnim meczu z WBA usiadł nawet na ławce i liczyłem na jego debiut, ale Fergie się nie zdecydował. Ale też Larnell Cole pokazuje, że ma spory potencjał, Michael Keane, Jeese Lingaard. Rok temu wygrali wszystko co było do wygrania, w tym roku Ligę U21 i Manchester Senior Cup. Fajnie by było gdyby z tego pokolenia kilku chłopaków wyrosło na graczy pierwszej drużyny

      Odpowiedz
    2. ~adipetre

      Nie wyciagalbym na tej podstawie daleko idacych wnioskow…mlodziez MU wykazala sie charakterem w tym konkretnym meczu, ale to naprawde nie jest w ich przypadku jakas regula.

      Lubie gdy w zespoly mlodziezowe nie roznia sie w samych pryncypiach gry od swoich seniorskich odpowiednikow. Sam mecz byl rozrywkowy, budujace jest to ze zespolem bardziej poukladanym byli goscie, wynik to sprawa drugorzedna.
      Wielu uczestnikow tego meczu (Pritchard, Kane, Thorpe, Keane czy Cole) niebawem bedzie mozna zobaczyc podczas mundialu U20 (transmisje bodaj w Eurosporcie)… Anglicy nie wzieli wszystkich najlepszych pilkarzy (Morrison, Hughes, W.Keane) ale do 1/4 powinni dojsc.

      Odpowiedz
  13. ~Tomas_h

    @ Majkel

    Dziękuję bardzo za wpis. Pamięcią jestem szczerze zaskoczony, bardzo mi miło. Młoda mówiła że na spotkaniu świetnie się bawiła – wierzę, że następnym razem będę miał więcej szczęścia i dołączę.
    A jej określenie „ja i dwa Michały” – bezcenne.
    Pozdrawiam z szacunkiem, czując zapewne jak Ty, niedosyt przed sezonem w kontekście Spursów i pełen ciekawości co przyniesie przyszły sezon….

    Odpowiedz
  14. ~erictheking87

    Zdaje się, że Pullis wyleciał z roboty. Albo zrezygnował.

    Się rozkręcili w tej Premier League na dobre.

    Ktoś jest skłonny podzielić się jakimiś głębszymi przemyśleniami n/t Pullisa i jego Stoke?
    Z mojego punktu widzenia trochę szkoda – Stoke dzięki prostej, niczym kłoda drewna, strategii było pewnym bardzo charakterystycznym punktem Premier League. Jedna z niewielu drużyn, które miały swój bardzo własny, wyrazisty styl. Jasne, większość pewnie za nim nie przepadała, szczególni ci fani EPL, którzy zerkają w stronę kontynentu, ale osobiście darzyłem Stoke Pullisa sympatią, właśnie za tę prostotę, wyrazistość i twardą walkę. To była taka współczesna, nieco ugrzeczniona wersja Wimbledonu, ale stanowiąca przez tych kilka lat nieodłączny element folkloru Premier League.

    Odpowiedz
    1. ~bartek23

      Siła w różnorodności, mam dokładnie takie samo zdanie. Oczywiście nie chciałbym w PL samych Stoke’ów, ale jeden czy dwa zespoły o takiej charakterystyce są ok. Zresztą – grą defensywną przez dużą część sezonu wymiatali (nie mieć w składzie FPL Begovica, Hutha/Showcrossa w pewnych momencie było wielkim błędem).

      Odpowiedz
    2. ~adipetre

      Nie przepadam za facetem, straszna maruda, tetryk, malkontent… jego zdaniem niemal kazda porazka Stoke to wina sedziow.

      Styl wyrazisty to na pewno, ale przy takich nakladach finansowych wyniki powinny byc chyba jednak lepsze. Ten zespol powoli ale sie jednak kontynentalizowal, uczlowieczal, Tony zostawil ich w trudnym polozeniu … jego ewentualny nastepca nie ma wiekszego pola manewru. Troche jak Moyes w Evertonie.

      Odpowiedz
      1. ~erictheking87

        Hmm, problem jest w ogóle podobny, w szczególe bardzo różny.
        W Evertonie są skromne zasoby kadrowe, ale przekrój graczy i ich umiejętności pozwala nowemu managerowi na ukształtowanie drużyny na własne podobieństwo – mogą grać siłowo, mogą grać z kontry, mogą grać efektownym atakiem pozycyjnym. Do wyboru do koloru. Problem jest z strength in depth, czy też raczej jej brakiem.

        Stoke z kolei ma graczy w zasadzie w większości na jedną modłę i po prostu ich predyspozycje są ograniczeniem. Inna sprawa, że akurat SC może sobie pozwolić na 2-3 transfery za (w sumie) dwucyfrową liczbę milionów.

        Odpowiedz
        1. ~adipetre

          Zle, malo konkretnie sie wyrazilem.

          Nastepca Moyesa bedzie mial ograniczone pole manewru nie z powodu charakterystyki calego zespolu, ale sredniej wieku.
          Mysle ze mlodziez, bardzo zdolna mlodziez MU u Moyesa bedzie miala o wystepy duzo trudniej niz sie powszechnie uwaza.

          Odpowiedz
          1. ~pk

            „Mysle ze mlodziez, bardzo zdolna mlodziez MU u Moyesa bedzie miala o wystepy duzo trudniej niz sie powszechnie uwaza.”

            Zgadzam sie, ale i tak uwazam, ze beda mieli latwiej niz u SAFa, ktory nawet po wygraniu mistrzostwa, czy jak prowadzil kilkoma bramkami rzadko wpuszczal debiutantow. Tych zostawial na puchar ligi.

    3. ~KrólJulian

      Bardzo, bardzo, ale to bardzo ugrzeczniona wersja Wimbledonu. A styl gry Stoke przy Wimledonie jest wręcz „południowy”, ale gdyby zatrudnili takiego jednego Norwega zamiast Pullisa to może osiągnęliby ten ideał, bo zadatki mają, to fakt 🙂

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *