Gorgoń jak lew walczący

A kiedy arcyważny mecz o wszystko już się kończy, kiedy kolejny raz tracimy szansę na awans do wielkiej imprezy, kiedy płaczemy nad jeszcze jednym straconym pokoleniem piłkarzy, wyrzekamy na kunktatorstwo trenera i niekompetencję zatrudniających go działaczy – zostaje literatura. Dzięki redakcji pisma „Konteksty”, zajmującej się na co dzień antropologią kultury, etnografią i sztuką, otrzymaliśmy niedawno utwór literacki o unikalnej sile i wartości. Utwór autorstwa Jana Ciszewskiego.

Przygotowując numer specjalny poświęcony kulturze futbolu, redaktorzy „Kontekstów” spisali z ocalałej w telewizyjnym archiwum taśmy komentarz towarzyszący rozegranemu równo cztery dekady temu meczowi Anglia-Polska. Tak po prostu, niczego nie wygładzając, zachowując wszystkie potknięcia gramatyczne, niespójności, zawieszenia głosu, wymuszone nagłym rozwojem wypadków niedokończone myśli. „Mecz piłkarski jako tekst” – pisze we wprowadzeniu Dariusz Czaja. Myślę, że interpretowanie tego tekstu jako monologu wewnętrznego będzie całkiem uprawnione i nawet jeśli ostatecznie porównywanie Ciszewskiego z Joycem okaże się nieco ponad miarę, to już z Masłowską – dlaczego nie?

Czaja zwraca uwagę na gnomiczność frazy „był Bulzacki”, mnie zachwyca u Ciszewskiego rytm, falowanie tempa narracji, w którym zdania wielokrotnie złożone („Adam Musiał, no proszę i nawet w gorącej sytuacji, na tak znakomitą sztuczkę pozwolił sobie, co znamionuje duży spokój iii… duże opanowanie nerwowe, polskiego zespołu”) występują naprzemiennie z równoważnikami. W tych krótkich, rwanych, chciałoby się powiedzieć, wypowiedziach, pojawiają się w zasadzie wyłącznie rzeczowniki i czasowniki, choć narrator zdecydowanie preferuje te pierwsze („Jan Tomaszewski, pięść, pusta bramka, Currie…”). Zwracają uwagę jego inwersje („Gorgoń jak lew walczący”), aliteracje („luka, Lato”), instrumentacje głoskowe („olbrzym z Zabrza”), elipsy („zaczyna szybka teraz, zaczyna szybka piłka krążyć”), archaizmy („wszystkie te przerwy w grze już uwzględniam na mym chronometrze”) – co ja się zresztą będę rozwodził, oddajmy głos pisarzowi.

„Osiem minut drugiej połowy. Adam Musiał. Nie – to Jan Domarski. Podobni. »Polska gola«, powiewają tu pod naszymi kabinami liczne sztandary biało-czerwone. Dwóch Anglików do główki. Korzystamy z tego nieporozumienia. Robert Gadocha. Lato. Nie miał kto zgarnąć tej piłki odbitej przez Anglików. Clarke. Wrzucają Anglicy. Madeley. Hunter. Bell. Madeley. Tam po prawej stronie u góry ekranu Tony Currie. Nooo! Brawo. Znakomita interwencja! Lato… w środku mamy dwóch zawodników! Proszę państwa Grzegorz Lato sam na sam ucieka teraz. Gadocha, Domarski GOL!!! GOL!!! PROSZĘ PAŃSTWA SENSACJA NA WEMBLEY!!! Dziesiąta minuta drugiej połowy. Cudowny wypad polskiej trójki. Rozbicie ataku. Piłka na lewej stronie. Grzegorz Lato. Ucieka tutaj Gadocha. McFarland i Hunter zdezorientowani. Wyłożenie piłki zawodnikowi Stali Mielec Janowi Domarskiemu i Shilton puszcza pod brzuchem piłkę! Jeden – zero dla polskiej drużyny na Wembley. Czterysta milionów ludzi w tej chwili siedzących przed telewizorami przeciera ze zdumienia oczy. To fakt!”.

To fakt, nie mogę się doczekać dnia, w którym 17 października 1973 r. przestanie być najsłynniejszą datą w historii polskiej piłki. Nieustające celebrowanie „zwycięskiego remisu” wychodzi mi uszami. Z ulgą przyjmuję deklarację Grzegorza Krychowiaka, że tamtego meczu nie oglądał. Z zażenowaniem wysłuchuję wypowiedzi legendy sprzed czterdziestu lat, Jana Tomaszewskiego, o piłkarzach-gejach, i uważam, że w ogromnej mierze to dzięki decyzjom grającego wówczas w Londynie niedawnego prezesa PZPN Grzegorza Laty nie pojedziemy na mundial. To jednak inne tematy. Cztery dekady po Wembley runęły niemal wszystkie mity związane z tamtym spotkaniem. Broni się tylko jeden: Jan Ciszewski. Jan Ciszewski jako… pisarz.

„Jeśli nasi zawodnicy wytrzymują ten szalony napór i ten atak non stop, non stop Anglików i nie denerwują się i niejednokrotnie z zadziwiającym spokojem wyprowadzają piłkę z własnego pola karnego, to my też spokojnie oglądajmy to spotkanie”… Ani nadużywający ryzykownych metafor Tomasz Zimoch, ani Dariusz Szpakowski, którego arsenał figur stylistycznych ogranicza się niemal wyłącznie do wyliczeń („duszno, parno, wilgotno…”), nie byliby w stanie ułożyć zdania o podobnej klarowności. Spokojnie więc oglądajmy jutrzejsze spotkanie – w końcu jeśli Hart także puści pod brzuchem piłkę, to zważywszy na jego formę z ostatnich miesięcy, nie będzie to aż takie zaskakujące.

9 komentarzy do “Gorgoń jak lew walczący

  1. ~Piotrek

    Słyszałem wcześniej o tym numerze „Kontekstów”, chyba trzeba będzie napisać do redakcji i go zamówić. 😉 Cena akurat bardzo adekwatna do treści. Mam tylko nadzieję, że numer będzie jeszcze do kupienia…

    Odpowiedz
  2. ~om

    E, a mi wcale ten „Zwycięski remis” uszami nie wychodzi. Jak zaskoczeni drogowcy zimą, jak choinka na Boże Narodzenie – wiadomo, że przed Anglią ten temat w mediach wróci. Ot, folklor.

    A że Krychowiak przyznał, że nie oglądał – a kto oglądał?! (Poza ludźmi w odpowiednim wieku). Chociaż po obszernych skrótach (a może, kurcze, to jednak był cały mecz?), jakie widziałem, trzeba powiedzieć, że Anglicy mieli chyba milion okazji do strzelenia gola i widywałem już lepiej prezentujące się (oczywiście poza wynikiem) polskie reprezentacja na angielskiej ziemi. Fajnie ogląda się fragmenty tamtego spotkania w dokumencie BBC World Cup Story – jednak oni też nie potrafią o nim zapomnieć.
    Ech, dla mnie, kibica wychowanego na latach 90. to powrót do normalności – znów nie awansowaliśmy na wielką imprezę. Kiedy graliśmy na Euro i Mundialach czułem się dziwnie, musiałem się przyzwyczajać i przestawiać. Ale chyba już nie muszę.

    Odpowiedz
  3. ~Dawid Bartodziej

    „Cztery dekady po Wembley runęły niemal wszystkie mity związane z tamtym spotkaniem.”

    w tych słowach zawiera się cała moja opinia na temat polskich herosów lat siedemdziesiątych. byłoby to nawet śmieszne, gdyby nie – tak smutne.

    Odpowiedz
  4. ~darek638

    Czytam i oczom nie wierzę?!

    …dzięki decyzjom grającego wówczas w Londynie niedawnego prezesa PZPN Grzegorza Laty nie pojedziemy na mundial. To jednak inne tematy. Cztery dekady po Wembley runęły niemal wszystkie mity związane z tamtym spotkaniem. Broni się tylko jeden: Jan Ciszewski. Jan Ciszewski jako… pisarz.

    Przykro czytać. Historia się nie podoba? Trzeba ją zmienić.
    Przez Latę nie pojadą na Mundial? Ciszewski pisarz?
    A ja widziałem i się wzruszałem i się tego nie wstydzę.

    Odpowiedz
  5. ~Zamorano

    Muszę przyznać, że dla mojego pokolenia (urodzeni pod koniec 70s) takim mitotwórczym wydarzeniem piłkarskim były Igrzyska Barcelona 92. Też sporo mitów z nią związanych w sumie runęło;-) co znalazło wyraz już w tytule słynnego tekstu z Rzepy o Wójciku „Piękne upierzenie samca”. Dowódca zdolnej młodzieży z Igrzysk kompletnie spękał na starym Wembley potem wystawiając bodaj 7 obrońców.

    Odpowiedz
  6. ~ectus

    Witam, Michał, nie mogę wygrzebać maila do ciebie (może się odezwiesz na mój albo sło napiszesz w komentarzu).
    1. Właśnie przygotowuję swoich gimnazjalistów do recytacji fragmentów pewnej książki piłkarskiej…. takiej o okrucieństwie. Idzie im nieźle. Dziewczęta nieobeznane w sztuce sportu narrację dotyczącą cracovii porównują do monologów Szymborskiej…. Chyba wschodzisz między klasyków….
    2. Czy ten tekst Ciszewskiego można znaleźć gdzieś w internecie? cena „Kontekstów” zbyt powalająca jak dla mnie. To by był świetny materiał do lekcji językowych i stylistycznych:)

    Odpowiedz
  7. michal77

    Unikam jak ognia wszelkich telewizyjnych powtórek z tamtego spotkania. Ale w wersji tekstowej, hmmm, bardzo ciekawe. Mam nadzieję, że jest to gdzieś dostępne.
    Dzięki:)

    Odpowiedz
  8. Pingback: Remis w Madrycie, czyli jak hartowała się drużyna | Futbol jest okrutny

Skomentuj ~Zamorano Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *