Against modern football

Bywa i tak, że najgorszym wrogiem klubu jest jego właściciel. Kupił go sobie, włożył w niego pieniądze, kolejne wydał na zatrudnienie trenera czy piłkarzy, teoretycznie: jego własność, może sobie z nią robić, co chce. No właśnie: czy może?

Po pierwsze, zachowania właściciela podlegają ocenie mediów – widzących jawną nieracjonalność poszczególnych decyzji i mogących mimo wszystko mieć wpływ na kolejne. Po drugie – właściciela oceniają ci, dla których cały ten interes teoretycznie się kręci: kibice. Przykłady najświeższe dotyczą dwóch beniaminków Premier League, Cardiff i Hull, ale przecież i w Tottenhamie teraz, i w Chelsea całkiem niedawno, o nieracjonalności właścicieli można by powiedzieć całkiem sporo.

W Cardiff malezyjski właściciel, biznesmen Vincent Tan, kilka dni temu wezwał do ustąpienia menedżera, Malky’ego Mackaya, grożąc, że jeśli Szkot nie zrobi tego dobrowolnie – zostanie zwolniony. Awantura wybuchła po tym, jak Mackay powiedział dziennikarzom, że chciałby wzmocnić drużynę w zimowym okienku transferowym: reprezentujący Tana dyrektor wykonawczy Simon Lin oświadczył, że menedżer został poinformowany, iż w styczniu żadnych transferów nie będzie, a letni budżet transferowy (35 milionów)  przekroczono o 15 milionów, wydanych w dopłatach i bonusach, co zresztą stało się już powodem październikowego zwolnienia zajmującego się dotąd w klubie transferami Iana Moody’ego. Żeby było zabawniej, Moody, zaufany współpracownik Mackaya, został zastąpiony przez 23-letniego Kazacha Aliszera Apsaljamowa, który przyjechał do Cardiff na praktyki i nie mógł początkowo wykonywać swoich obowiązków ze względu na kłopoty wizowe, za to był kolegą syna właściciela. Daje to pewne pojęcie o poziomie nadzoru właścicielskiego, zwłaszcza że Malky Mackay twierdzi, iż kwota, którą wydał latem, była uzgodniona z panem Tanem, niezorientowanym po prostu, że powiększanie jej o dopłaty i bonusy jest w tym świecie naturalne jak sędziowskie błędy. Obejrzałem zresztą sporną wypowiedź menedżera Cardiff i muszę powiedzieć, iż jego zdanie o styczniowych wzmocnieniach było opatrzone masą zastrzeżeń: że to zależy od właściciela, który był w wakacje niezwykle wręcz hojny, że wchodzą w grę wypożyczenia itd., itp. O tym, że wiedza pana Tana o futbolu jest bliska zeru mówił z kolei on sam, kiedy przejmował zadłużony klub, traktując to po prostu jak kolejną inwestycję – wcześniej na podobnej zasadzie inwestował w przemysł farmaceutyczny nie wchodząc przecież w szczegóły związane z działaniem leków. Ot, jeszcze jeden interes, w momencie zakupu zapowiadający się nieźle w kontekście choćby kontraktów telewizyjnych wynegocjowanych wówczas przez kluby Premier League: niejedna drużyna z zaplecza ekstraklasy przyciągała w tamtym okresie łasych na pewne pieniądze inwestorów.

Czy mam w ogóle przypominać, że Mackay wprowadził Cardiff do Premier League po ponad półwiecznej obecności i że wyciska z tej drużyny zdecydowanie więcej niż jej rzeczywisty potencjał? W Cardiff zdążył polec nawet Manchester City, pozycja w tabeli i zdobycz punktowa, jak na beniaminka i jak na ten moment sezonu, jest przyzwoita, gra także, a taki Gary Medel okazał się jednym z objawień sezonu. Nawet we wczorajszym meczu niepowstrzymany ostatnio Liverpool musiał się przecież natrudzić zdecydowanie bardziej niż przed tygodniem z Tottenhamem, i to mimo iż grał u siebie.

Być może to skala kibicowskich protestów i wsparcia okazanego Mackayowi w trakcie meczu na Anfield Road powstrzymała Vincenta Tana przed wyrzuceniem menedżera, być może do odłożenia decyzji nakłonił go szukający kompromisowego rozwiązania prezes klubu. Rzecz trzeba jednak skomplikować: chociaż pan Tan nie zna się na piłce, chociaż zbłaźnił się dokonując zmian w zarządzie, a nie wspomniałem jeszcze, iż kibicom naraził się również zmieniając barwy klubowe z tradycyjnych niebieskich na czerwone, to przecież nie wiadomo, w której lidze tułałoby się teraz Cardiff i jakie byłyby standardy trenowania i oglądania meczów w tym klubie, gdyby nie jego pieniądze. Przecież Malezyjczyk nie tylko kupił sobie Cardiff, ale również wsparł menedżera wspomnianymi kwotami transferowymi, sfinansował budowę ośrodka treningowego, rozbudował stadion itd. Inna sprawa (wejdźmy na jeszcze wyższy poziom skomplikowania), że wiele z tych inwestycji sfinansowano z udzielonych przez właściciela pożyczek – co będzie, jeśli zażąda ich zwrotu? Pamiętacie, jak upadało Porstmouth, nieprawdaż?

Historię Hull opisywano gruntownie: tam właściciel, w przekonaniu, że odwieczna nazwa klubu (Hull City) brzmi nie dość „globalnie”, postanowił zamienić „City” na „Tigers”, a potem – gdy kibice śpiewali „City, dopóki nie umrzemy”, odpowiedział, że mogą sobie umierać. Sprawę zmiany nazwy bada obecnie Football Association; miejmy nadzieję, że nie powtórzy błędu sprzed lat, kiedy umyło ręce podczas przenosin Wimbledonu do Milton Keynes. Tu na szczęście wybryki właściciela nie przekładają się na postawę drużyny na boisku.

A w Tottenhamie? Konsekwencje wybryku właściela zobaczymy z pewnym opóźnieniem. Z Southampton zespół wraca z trzema punktami, a jego tymczasowy szkoleniowiec Tim Sherwood brzmi zupełnie jak Harry Redknapp: mówi po swoim pierwszym zwycięstwie, że obrońcy mają bronić, napastnicy atakować, a pomocnicy grać w drugiej linii. „To prosta gra – dodaje. – Chodzi w niej o podawanie piłek do najlepszych piłkarzy, będących we właściwych sektorach boiska”… Zblatowani z Sherwoodem dawni koledzy, Jamie Redknapp np., pieją że odtworzył klubowe DNA, że drużyna wreszcie usatysfakcjonowała kibiców, grając z polotem, atakując dwójką napastników, strzelając bramki… Nie dodają przy tym oczywiście, że tak słabo w tym sezonie Southampton jeszcze nie grał i że nie był jeszcze – zwłaszcza w obronie – tak zdekompletowany; że zdumiewająco ofensywnie ustawiona druga linia Tottenhamu (ani jednego zawodnika nastawionego na odbiór piłki!) zostawiała w środku tak strasznie dużo miejsca, że pierwszego gola dla gospodarzy właściwie podała im na tacy, a parę minut później była blisko oddania im drugiego w niemal identyczny sposób. Jedyne, czego zazdroszczę Sherwoodowi, to szczęścia w dniu dzisiejszym i smętnie myślę, że kolejny raz już się nie uda i że w dzisiejszej piłce nic nie obnaża się łatwiej, jak dwójki środkowych pomocników grających w ustawieniu 4-4-2. To znaczy owszem: w kolejnych meczach tej drużyny będą padały gole, ale celu postawionego przed nią na ten sezon, czyli awansu do Ligi Mistrzów, dzięki samym golom się nie osiągnie. Raz już mieliśmy menedżera, stosującego podobną strategię, nazywał się Osvaldo Ardiles i za jego czasów bramkę rywali atakowali równocześnie Klinsmann, Sheringham, Anderton, Barmby i Dumitrescu. Skończyło się jak zwykle: miejsce w lidze o włos za najlepszymi, Klinsmann odszedł do Bayernu, a ówczesny właściciel, zanim zwolnił Ardilesa, zdążył powiedzieć w telewizji, że zamierza myć samochód koszulką Klinsmanna.

Oczywiście mnie też się podobało, że po kontuzji Dembele Tim Sherwood wprowadził na boisko 19-letniego debiutanta, Nabila Bentaleba – i podobała mi się gra tego chłopaka (zobaczcie, z jakim spokojem operował piłką, jak nie dawał się jej pozbawić i jak ją odzyskiwał). Mniej zachwycony byłem tłumaczeniem tej decyzji: Sherwood mówił, że z Bentalebem pracował od paru lat, a Capoue widział dopiero na trzech treningach i nie był pewien, na co go stać. Znaczy nie oglądał meczów Tottenhamu w tym sezonie? W momencie zwycięstwa, które wydaje się potwierdzać słuszność decyzji Daniela Levy’ego, powiem to jeszcze raz: fakt, że nie dał Villas-Boasowi więcej czasu, uważam za kryminalny, a przed sześcioma dniami podjął emocjonalną decyzją nie mając planu B, co jego służby prasowe przykrywają teraz kolportowaniem opowieści o „naszym Guardioli”.

Są oczywiście i tacy właściciele, którzy pozwalają sprawom klubu toczyć się według własnych spraw – weźmy takich Glazerów. No ale Glazerowie kupili klub dzięki pożyczkom zaciągniętym przez… klub. Czy to znaczy, że znikąd nadziei? Jakie to szczęście, że po meczu Tottenhamu mogłem obejrzeć Swansea z Evertonen. Roberto Martinez, ten to ma szczęście do właścicieli.

42 komentarze do “Against modern football

    1. Kaydence

      Question: I’m managing the SEO process on a large rich-media site full of interactives and streaming video etc. We’d prefer not to test the tags and iterate changes in production, but ideally add and test changes in a dev / test environment before going live for good. Can anyone recommend some sort of senaecoltfin-d SEO tag test app we can use in our test environment before going to production?

      Odpowiedz
  1. ~patryg

    W pełni zgadzam się z tym, że Tim Sherwood dalej grając w takim zestawieniu, będzie zmierzał ku zagładzie. W środkowej linii wielka dziura, którą potęgował słaby występ Chirichesa. Ustawienie było szaleńcze i mam nieodparte wrażenie, że przy jego kontynuacji „przyjęcie” kolejnej piątki albo szóstki jest kwestią czasu. Nie wiem, może to tylko takie przejściowa granie na hurra i zaraz Sherwood zacznie zestawiać zespół bardziej odpowiedzialnie. Dzisiejsze zwycięstwo oczywiście cieszy ale oby nie okazało się wstępem to dalej katastrofy, gdy właściciele i sam trener uwierzą, że tak się da rozgrywać sezon w dłuższej perspektywie.

    Odpowiedz
  2. ~varba

    Jesteś pan bardzo niesprawiedliwy dla Sherwooda. Southampton może i był słaby, ale Chiriches zagrał najgorszy mecz w naszych barwach oddając Southampton dwie bramki co znacznie nam utrudniło. Może Levy dałby AVB więcej czasu gdyby określił ile go potrzebuje, ale znając takich trenerów to nieskończenie wiele. Ja też uważam, że zwolniliśmy go zbyt wcześnie. Teraz muszę czytać mity o Villasu-Boasu, który miał za mało czasu. Trzeba było mu dać szansę dograć ten sezon do końca, skończylibyśmy na 7 miejscu wtedy nikt nie miałby wątpliwości. Poza tym sam mówiłem, żeby nie podejmować decyzji w emocjach i nie zwalniać go bez zastępstwa. Może i Sherwood stranie upraszcza, ale Villas-Boas znów bez sensu kompikował rzeczy proste. Miał świetnego napatnika w rezerwach to głupia duma nie pozwalała mu go użyć. Gareth Bale ostatnio powiedział, jak miał już dosyć taktyki AVB i całej odpowiedzialności na jego barkach. To za Boasa gra opierała się na indywidualnościach, nie było drużyny i nie ma jej nadal. Sherwood jej nie zbuduje bo jest za cienki w uszach, ale Boas poległ i można przestać pisać legendy, bo nie ma żadnej gwaracji, że wygrałby ten mecz skoro nie wygrał nic z czołówką przez pół sezonu i że drużyna zaczęła by grać lepiej skoro jest taki uparty

    Odpowiedz
  3. ~płakałem po Mourinho

    A ja uważam, że faktem kryminalnym byłby brak zwolnienia Boasa. Kompletnie nie rozumiem, jak można po tym co pokazał w CFC i T’hamie jeszcze w niego wierzyć…
    A co do Chelsea to chyba na właściciela tak jakoś specjalnie nie narzekają, a takich nieracjonalnych decyzji właścicielskich jak te Abramowicza życzę kibicom wszystkim pozostałych klubów! Decyzje te mają bowiem jedną zaletę-skutkiem ich materializacji są zapełniające się trofeami klubowe półki. Dla mnie to nie absurd, raczej kwintesencja prakseologii.

    Odpowiedz
  4. ~KrólJulian

    Może i to nazbyt ofensywne ustawienie, ale to utraty pół tuzina bramek chyba już wszyscy przywykli? Chwilowo żadnego blamażu nie zaliczył, a 3 punkty są, więc nie ma chyba co gdybać. Przynajmniej Sherwood podejmuje odważne decyzje kadrowe, na które nie było stać Boasa.
    Skoro obdarzono tu takim kredytem zaufania takiego nieudacznika jak AVB to chyba odrobina kredytu zaufania dla Sherwooda jest całkowicie uprawniona. Spokojna głowa-większych batów niż za rudowłosego Złotoustego nie będzie 🙂

    Odpowiedz
    1. ~hazz2

      Tak jest i sam tez chcialem napisać, że kryminałem by było nie zwolnienie tego przereklamowanego teoretyka. Sherwood wygrał ale zagral mało odpowiedzialnie i po wariacku a AVB gral super odpowiedzialnie tyle, że zbieral regularne, kompromitujące baty …z calym szacunkiem ale gdzie tu sens ?
      Sytuacja z Ade pokazala , że avb jest upartym oslem, który do tego wszystkiego nie czuje pilki i piłkarzy a Sherwood pokazał, że mozna objąc ekipę i po tygodniu wygrać mecz w niezlym stylu. Co do Ardilesa to powiem tak – ten co przyszedl po nim czyli Francis tak bardzo nic nie zmienił bo w ataku cały czas kopali i Klinsman i Teddy a do tego Barnby i Darren a zacząl wygrywać więc ja nie rozumiem co to ma do rzeczy.
      Z ttekstu Pana Michała jasno wynika, że lepiej grać beznadziejnie i w sposób beznadziejny przegrywać grając odpowiedzialnie niż grać przyzwoicie i do tego jeszcze wygrać. Taki odpowiedzialny ten Boas a baty zbierał kosmiczne ciekawe prawda ?
      No ioczywiście ta pewność, że Tim to taktyczne 0, który nic nie kuma i w każdym meczu będzie ekipę ustawiał w ten sposób. A może jest tak, że Tim przewidział iz Soton po słabszych występach będzie chciał się odkuc na Tott i dlatego ustawił ekipę na wymianę ciosów. Może w nastepnych meczach znowu ustawi zespół pod sytuację a nie jak rudy wtłoczy ją w sztywne ramy z których absolutnie nic nie wynikałlo
      KrólJulian
      Dokładnie heh nie wiem jakim trenerem jest Tim ale ciekawe jest to, że niektórzy nie chcą mu dać nawet miesiąca a kompromitującemu się Boasovi daliby i z 5 lat

      Odpowiedz
  5. ~pioremkibica.blogspot.com

    Taki urok tego wyjątkowego „biznesu”, że potencjalni „klienci” chcą i chyba mają prawo mieć w nim coś do powiedzenia. Ciężkie to – wydawać grube miliony, wysłuchiwać księgowego, że mu się cyfry nie zgadzają i jeszcze wysłuchiwać tysiące doradców i godzić całość z różnymi sentymentami. Nie zazdroszczę 😉

    A co do Tottenhamu – niby taktyczne dyletanctwo, naiwność i improwizacja, a w końcu dało się to oglądać, odwrotnie niż bezpłciowy porządek i ład AVB 😉

    Odpowiedz
  6. ~Łukasz

    A ja szczerze mówiąc już mam dosyć czytania i słuchania peanów pochwalnych na cześć AVB i broniących biednego Portugalczyka, który nie miał czasu pracować z zespołem.Oglądając dzisiejsze spotkanie co rusz Rudzki z Pełką strasznie żałowali AVB, krytykując właściciela. Co z tego, że Tott ma więcej punktów niż rok temu. Czy naprawdę nikt nie widział, jak wyglądała gra Kogutów? Czy nikt nie widział, że nie było żadnego progresu, żadnej poprawy? Do tego kompletny brak umiejętności reagowania na to co się dzieje na boisku, przywiązanie do nazwisk itp. Bardzo dobrze się stało, że wyleciał i piszę to jako kibic Tottenhamu i jako ten, który, co do zasady, jest przeciwny szybkiemu zwalnianiu trenerów. Ale jak jest coraz gorzej to trzeba coś zrobić i Levy miał absolutne prawo.

    Odpowiedz
    1. ~KrólJulian

      Ja widziałem:) A biedny to był T’ham i będzie kolejny klub, który zatrudni tego znakomitego „fachowca”… Nawet trudno mówić o braku progresu, bo w tym sezonie to był permanentny regres 🙂

      Odpowiedz
    2. ~hazz2

      Tak jest autora tym razem poniosło i to baaardzo bo nic nie usprawiedliwiałoby pozostawienia Portugalczyka na stanowisku a w tym tempie to Tott zanotowałby może progres ale za 5 lat

      Odpowiedz
  7. ~piter

    Stek bzdur o Tottenhamie, na co AVB miał dostać więcej czasu? Gdy przychodził do klubu, byłem bardzo pozytywnie do niego nastawiony, ale spójrzmy prawdzie w oczy – nie sprawdził się w Spurs w nawet w najmniejszym stopniu. Kibicuję klubowi od lat, mecze oglądam co tydzień i widzę, co się zmieniło.

    AVB pracował z drużyną przez 1,5 roku, w zeszłym sezonie osiągnął rekord punktowy klubu, w tym – punktowo – było nawet lepiej. To wypominają 'eksperci’, komentatorzy C+ i Bóg wie kto jeszcze. Tylko nikt nie chce zauważyć drugiej, ważniejszej strony medalu.

    Harry Redknapp to był dobry trener i będzie zawsze miał u mnie dużego plusa. Nie miał warsztatu, fakt. Chciał ściągać fatalnych graczy, fakt (Phill Neville? Terrific, exciting player!). Wyciągnął drużynę z gówna, dwa razy skończył rozgrywki na czwartym miejscu i tylko niestrzelony karny Robbena w finale LM pozbawił Spurs kolejnego występu w tym bardziej z prestiżowych pucharów. Fakt.
    Zrobił tyle, ile mógł – osiągnął swój sufit, więcej już ugrać nie potrafił. Ambicje były, przyszedł AVB – młoda gwiazda na ławce,odważny ruch, który wydawał się mieć sens.

    Co nam dał AVB? Zmianę stylu gry. Tottenham HR grał jedną najprzyjemniejszych dla oka, jeśli nie najładniejszą piłkę w lidze. Ten zespół naprawdę chciało się oglądać. Jak to wyglądało w tym sezonie – wszyscy wiemy. Rozgrywanie piłki na 40 metrze, brak żadnego podania w pole karne. Dużo 'strzałów’ po akcjach jeźdzca bez głowy Townsenda, 85% z nich w trybuny. Dużo posiadania piłki, mało gry. Nuda, koszmar, Cracovia gra ładniej. Punkty ciułane, męczone, 2 karne na początku, przebłysk Lameli w meczu z Cardiff i wymęczone zwycięstwo w doliczonym czasie gry, dalsze męczarnie. Punkty ciułane. 3-0 z West Hamem. Porażka z Newcastle, Blamaże z City i Liverpoolem. Punkty ciułane. Jedyne PEWNE zwycięstwo w lidze było z Norwich. 14 sierpnia. Zespołu, którego celem minimum jest czwarte miejsce i faza grupowa LM.

    Sezon wcześniej lepiej nie było, seryjnie tracone punkty z ogórami (w zimie Spurs byli na podium i mieli bliżej włączenia się do walki z klubami z Machesteru o tytuł, niż walki o czwarte miejsce), żeby w ostatniej kolejce liczyć na stratę punktów z Arsenalem i wygraną w ostatnim meczu. Wygraną wymęczoną w końcówce, po kolejnym objawie geniuszu Bale’a. Gdyby nie on, Tottenham mógłby co najwyżej marzyć o Lidze Europy.

    Jaką korzyść miałoby przynieść 'danie więcej czasu AVB’? Andre pokazał, że z taktyką eksperymentować nie będzie (mało to razy sytuacja na boisku aż się prosiła o wprowadzenie drugiego napastnika? Pomijając talent Soldado do marnowania 200% okazji [tylko dzisiaj trzy!] było widać, że przy Adebayorze odżył i grał z drużyną, a nie był manekinem w koszulce ukrytym między obrońcami, który piłki dotyka 5 razy w meczu), ze składem wiele nie zrobi (Mega przewidywalny [i beznadziejny] Townsend zostaje jokerem, bardzo słaby Paulinho konsekwentnie w pierwszym składzie, Naughton na lewej stronie [ok, nie miał kto grać, ale dlaczego BAE gnije w Championship na wypożyczeniu?]), co takiego dałby od siebie AVB, gdyby dostał więcej czasu? Mógłby co najwyżej czekać na odpalenie któregoś z nowych nabytków, by ten mógł mu ratować skórę, jak Bale sezon wcześniej. A i to nie byłoby zbyt prawdopodobne, skoro ci piłkarze nie mieli nawet jak się ze sobą zgrać, skoro był jeden skład na ligę i drugi na europejskie puchary.

    Fakt, że ten mecz mógł się skończyć fatalnie dla drużyny z WHL. Nie istnieli w środku pola, na koniec Lambert miał piłkę na 3-3 i gdyby ta odbiła się od murawy kilka cm dalej, byłaby w siatce. Zagrali jednak o 3 punkty, strzelając pierwszy raz w tym sezonie trzy bramki w lidze. 4-2 czy 5-2, gdyby Soldado trafiał, byłoby całkowicie uzasadnione.
    Największą korzyścią ze zwolnienia AVB jest to, że piłkarze nie są już związani taktyką, do której nie pasują (Lennon czy Townsend na lewym skrzydle). Grają piłkę prostszą, popełniają też błędy i jeszcze w nie jednym spotkaniu stracą punkty. Teraz przynajmniej ten zespół da się oglądać i czekać na zmiany, które w przypadku 'dania więcej czasu AVB’ by i tak nie nadeszły. Oszczędziliśmy sobie zmarnowanego czasu.

    PS. Na Twitterze dużo mówi się ostatnio o tym, jakoby po Mundialu na ławkę Spurs miałby trafić van Gaal. Dobrze? Źle? Podejrzewam, że na pewno nie gorzej.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński Autor wpisu

      No, widzę że włożyłem kij w mrowisko… Więc będę wkłądał dalej. Myślę, że za dużo uogólniacie, krytykując AVB: moim zdaniem prawda jest taka, że wyrzucono go po dwóch wpadkach, które miały swoje przyczyny. Reszta, łącznie z historią Adebayora zresztą, jest skomplikowana. Adebeayor: po śmierci starszego brata opuścił cały okres przygotowawczy do sezonu i cały początek sezonu. Miał gigantyczne zaległości w treningach, które musiał nadrobić – stąd pomysł zajęć z młodzieżą (nie było to żadne karne zesłanie). Potem dostał szansę z MC: złapał kontuzję. Miał grać w meczu Ligi Europejskiej: złapał kontuzję. Oczywiście AVB stawiał na Soldado; miał nie stawiać, po tylu pieniądzach zainwestowanych?
      Fenomenalny sezon Bale’a nie wziął się znikąd: to AVB wymyślił mu nową pozycję na boisku w momencie gdy metoda szybkiego biegu po skrzydle została rozbrojona przez podwajających krycie Walijczyka rywali. Podobnie nie wzięły się znikąd świetne wyniki na wyjazdach w tym sezonie (po meczu z Southamptonem Tottenham jest najlepszą drużyną grającą z dala od domu). Problemem było, powtórzę, znalezienie sposobu na ogrywanie drużyn przyjeżdżających na White Hart Lane, żeby bronić się w dziewięciu. Moim zdaniem AVB znalazłby ten sposób. Piłka jest grą opinii – taka jest moja…
      Oczywiście spierać się możemy w nieskończoność. Gdyby nie mecz życia Tima Krula… Gdyby nie fatalny błąd Llorisa w 14. sekundzie meczu z City… Gdyby nie pudło Rodrigueza wczoraj, przy stanie 1:0 dla Southamptonu. Gdyby nie świetne zmiany Allardyce’a we środę, na które Sherwood nie potrafił odpowiedzieć…
      Styl nie jest wszystkim w futbolu, niestety. Patrz pod Jose Mourinho.

      Odpowiedz
      1. ~hazz2

        Ładne wpadki szkoda tylko, że były 3 i Tott stracił w nich 14 bramek nie strzelając żadnej. Styl może i ważny nie jest ale u AVB w zasadzie go nie było. Z Ade juz nie po drodze mu było w zeszłym sezonie tak jak z Ekotto i VdV.Zwyciestwa z dala od domu ? ok tylko z kim ? Wiekszość z tych ekip walczy o utrzymanie a najsilniejszego przeciwnika Tott pokonał już bez Boasa. Kowal powiedział ostatnio fajną rzecz – jesli się mówi, że styl jest nieważny to w dłuższej perspektywie nie ma ani stylu ani wyniku. I na koniec pytanie – jaki sposób znalazl Boas na ogrywanie tych przeciwników, którzy bronia sie w 9 ?

        Odpowiedz
        1. ~hazz2

          A z tego co piszą to raczej gareth sam znalazł sobie nową pozycję i jego wypowiedż o tym , że w Tott wszystko spoczywało na jego barkach w dużym stopniu to potwierdza

          Odpowiedz
      2. ~piter

        Oczywiście, że oceniamy go po dwóch wpadkach, które oczywiście że miały swoje przyczyny. Jednak w takim klubie jak Tottenham one nie mają prawa się zdarzać. Nie w przeciągu trzy tygodni. Nie w klubie, który wciąż walczy o bycie stawianie na równi z najlepszymi. Arsenalowi do tej pory wytyka się pamiętne 8-2, obawiam się, że w tym przypadku te klęski mogą przylgnąć nawet na dłużej.

        Nie czuję jednak, żeby próbował pan chociaż odbić moje argumenty (bo ani do braku zmian w taktyce, ani składzie, ani ustawiania piłkarzy na pozycjach, na których nie potrafią grać się pan nie ustosunkował),ja jednak odbiję pana:
        Adebayor jest piłkarzem niezwykle chimierycznym, będąc w formie wciąż jest jednym z najlepszych na świecie, ma jednak dość poważny problem w głowie i zazwyczaj po prostu mu się nie chce i w tej formie zwyczajnie nie jest. AVB sięgał po Soldado, którego chętnie zamieniłbym na Korzyma. Dlaczego nie sięgał po Defoe? Ile minut spędzili wspólnie na boisku? Nie jestem jego fanem, jak dla mnie nie jest on piłkarzem, na którym można by budować skład w takim klubie, ale w pucharach wszelkiej maści był skuteczny. Dlaczego dostawał tak mało szans? W LE grając w śmiesznej grupie Spurs spokojnie poradziliby sobie z Harrym Kanem na szpicy.
        I co to za argument o zainwestowanych pieniądzach?Za Lamelę zapłacono sporo więcej, a grał może połowę tego co Soldado.

        Fenomenalny sezon Bale’a zasługą AVB? Gdyby wejść na dowolną stronę traktującą o Tottenhamie i poczytać komentarze kibiców po meczach w pierwszej połowie sezonu. 'On nie potrafi grać na środku’ 'Marnuje się’ 'Dlaczego nie gra na skrzydle?’. Kolejny przykład ustawienia piłkarza tam, że źle się czuje. Później dostał wolną rękę. I gole strzelał schodząc do środka ze skrzydła i strzelając z dystansu. Dokładanie tak jak uratował Spurs skórę w ostatniej kolejce. Gdyby tylko Arsenal nie wygrał…

        No właśnie: gdyby Arsenal, gdyby nie Krul, gdyby nie błąd Llorisa. Gdyby w 2011/12 w styczniu w meczu z City już w doliczonym czasie gry Defoe wykorzystał setkę, a nie obił słupek, to potem nie byłoby faulu na Balotellim i karnego. Wciąż byłoby 3-2, ale w drugą stronę. I Tottenham w LM, a United z tytułem. Tylko z takiego gdybania nic nie wyniknie.

        Spurs grają dobrze na wyjazdach. Fakt. Grają beznadziejnie na WHL, gdzie przecież powinno być im łatwiej ze wsparciem kibiców. Tak jednak nie jest. Czy nie uważa pan, że to raczej świadczy na niekorzyść niż korzyść AVB, skoro drużyna przed WŁASNYMI kibicami nie potrafi rozwinąć skrzydeł i zyskać ich 100% poparcia?

        Styl nie jest wszystkim w futbolu, zgoda. Ale Mourinho przynajmniej miał wyniki.

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński Autor wpisu

          Powtórzę: żeby zbudować SYSTEM potrzeba czasu, wypracowania koncepcji na rozegranie akcji itd. – ileś razy np. powiodły się (na White Hart Lane) rozwiązania w trójkącie Eriksen-Soldado-Sigurdsson. Eriksen wypadł z kontuzją, o ile pamiętam.
          Harry Kane też ją długo leczył – to tak a propos radzenia sobie w LE; akurat składem między Premier League a pucharami AVB zarządzał doskonale.
          Bale? Doradzam przeanalizowanie wpisów na blogu przez tag z tym nazwiskiem – rozpisywałem się o tej zmianie aż za często. Ktoś tu wspomniał jego niedawny wywiad o odpowiedzialności, która spoczywała na jego barkach, owszem. Tydzień wcześniej mówił jednak, jakim świetnym trenerem był Villas-Boas i ile mu zawdzięcza. Owszem, kibice długo domagali się, by grał po lewej. To w końcu jak: oni mieli rację, czy trener?
          Lamela: nie mówi słowa po angielsku, Soldado rozumie dużo więcej, przyszedł też wcześniej, lepiej wszedł w sezon.
          Narażę się: zdobycz punktowa AVB pokazuje, że on też miał wyniki. Nawet jeśli drużyna nadal buksowała, nie wszystkie strzały wpadały itd.
          Nie chcę go bronić za wszelką cenę. Ostatecznie poległ, bo wyszedł z wysoką linią obrony na Liverpool, mając do dyspozycji wolnego Dawsona z nierozumiejącym go kompletnie Capoue. Czyli w tym konkretnym przypadku okazał się mało elastyczny. Czy wyciągnąłby z tego wnioski, czy zakleszczałby się dalej – tego już nie sprawdzimy.
          Chciałbym, owszem, żeby drużyna, której kibicuję, grała w sposób uporządkowany. Żeby kontrolowała grę w środku pola i na tym budowała akcje. Podobała mi się ta wysoka linia, pod warunkiem pressingu z przodu. Itd., itp.
          Pierwsze dwa mecze Sherwooda w tym sensie mnie przeraziły. Ustawienie przez niego proponowane aż się prosi o katastrofę. Piękną, zgoda, ale katastrofę. Szarża lekkiej brygady pod Bałakławą się przypomina.

          Odpowiedz
          1. ~hazz2

            No z mojej strony absolutny brak zgody i chyba rzeczywiscie oglądaliśmy inne mecze w wykonaniu Tott i co Gareth miał mówić, że AVB był slaby ? Dla 1 garetha może byl dobry ale dla całej ekipy już nie do konca a teraz jak Gareth gra w wymarzonym klubie to ma narzekać na AVB ? Ile czasu trzeba na zbudowanie systemu i jaki to system miał być ? 28 meczy było Boasovi trudno stworzyć cokolwiek na kształt stylu więc pytam ile jeszcze potrzebowal ? A Sherwood ? Nie wiem czy będzie trenerem więc nie będę go oceniać ale i tak wygrał mecz z najmocniejszym przeciwnikiem w tym sezonie a takie kompromitujące przegrane z WHU, City i The Reds w tak krótkim odstepie czasu dyskwalifikują Boasa jako coacha
            p.s.Juz nie chcę słyszec o LE bo poziom grupy, w której grał Tott był śmieszny i o niczym nie swiadczy a już na bank nie o jakimś wybitnym zarządzaniu ekipą przez Portugalczyka.

  8. ~DawidSz

    Patrząc na wczorajszy skład pisałem, że to popołudnie nie będzie najlepsze dla fanów Kogutów. Stało się inaczej, zespół pod nowym trenerem wygrał. Wyszli składem typowym na aferę, spodziewać się można było wymiany ciosów, ale patrząc spokojnym okiem Sherwood miał bardzo dużo szczęścia. Słaby mecz Rodrigueza i słabość defensywy Świętych czy ich aktualny dołek i brak formy zrobiły swoje. Ale też pierwsze gole Tottenhamu były dość szczęśliwe, zespół wcale nie komponował akcji więcej niż za poprzednika, mieli dwa bramki oddając jeden celny strzał na bramkę przeciwnika. Adebayor wykazał się wczoraj, ale przecież wszyscy wiemy, jakim jest też człowiekiem. Chciał pokazać, spiął się i zrobił swoje, ale na ile czasu mu wystarczy hartu ducha, dawania z siebie 100% na boisku czy nawet zwykłej piłkarskiej cierpliwości? Problemy Tottenhamu wczoraj wcale nie znikły.
    Sezon ten będzie prawdopodobnie jak wczorajszy mecz dla fanów Tottenhamu. Trzeba będzie liczyć na szczęście, słabość przeciwników, granie na aferę i byle zobaczyć co z tego wyjdzie. Nie jest to jednak plan, który prezes Levy miał w głowie, nie jest to plan na zespół, który wydał kupę kasy i aspiruje do TOP4, zwolnienie Boasa z drużyny było po prostu efektem emocji niż racjonalnego myślenia, postanowiono zagrać all in i już, może wyjdzie, może nie. Ligę znamy już tutaj od tylu lat, że nie ma co teraz bawić się we wróżkarstwo i mówić, co z tego wyjdzie.
    Ja jestem sceptycznie nastawiony do Sherwooda, cenię jego odwagę we wczorajszym spotkaniu, której kwintesencją było wystawienie napastnika za napastnika przy wyniku 2:3 – tylko ile to było kwestia właśnie taktyki i podejścia, a na ile – zobaczymy jak będzie. Nadal jestem zdania, że popełniono błąd ze zwolnieniem Boasa, o czym tu już równiez pisałem wielokrotnie, bo to nieodpowiedni czas był na takie decyzje. Ale liga nabiera rozpędu, w nowym roku również United powinno wrócić do czołówki, więc gra rozpoczyna się na poważnie, może taki Sherwood doda lidze dodatkowych atrakcji (choć ja bym wolał w moim klubie takich atrakcji nie odczuwać, Boasa też nie chciałem z całych sił na Anfield).

    Odpowiedz
      1. ~DawidSz

        Powiem wprost: nie wiem:)
        Jak pisałem kiedyś wielokroć: Tottenham jest zespołem jak Liverpool, trzeba nie mieć instynktu samozachowawczego, aby sądzić, że zespoły te mogą walczyć póki co o coś więcej niż miejsce 4 w lidze (choć oczywiście marzenia kibicowskie to inna sprawa). Ilość punktów zdobytych przez Boasa nie dyskwalifikował wcale Kogutów z walki o to miejsce, a jego zwolnienie wprowadzało tylko kolejne problemy w dość trudnym okresie dla zespołu. Jednak Boxing Day to nie jest odpowiedni czas w moim przekonaniu na takie roszady. Wprowadzanie dodatkowego chaosu, nowego bossa, jego taktyki, to tylko komplikowanie sezonu. Jak pisałem wyżej, to taka zagrywka pokerowa za wszystko, a ja jestem jednak za spokojnym ciułaniem żetonów. Jest to też pewien blef, bo bez właśnie żadnego planu zastępczego i przy słabych kartach. Gdyby Levy schowanego miał jakiegoś „Benhakera” w rękawie, to jeszcze inna sprawa, ale taka wymiana, do jakiej doszło, jednak nie jest najlepszym wyjściem.
        Jasne, że Boas nie był asem w danym rozdaniu, jego ortodoksja mnie drażniła i śmieszyła, podobnie jak sprowadzenie Soldado do klubu i bronienie tego transferu przez nawet niektórych tutaj. Jakieś poważne błędy zrobiono też przy drugim ważnym transferze jakim jest Lamela, bo samo tłumaczenie się problemem z brakiem aklimatyzacji wydaje mi się naciągane. Jednak zespół grał swoje, tracąc co prawda punkty (czy może to Krul doprowadził do zwolnienia VB), dostając srogie baty przez błędy Boasa (nie piłkarzy, tutaj się nie zgodzę), ale można było mieć nadzieje na lepsze czasy i rozwój wszystkich nowo zakupionych piłkarzy i ich zgranie z zespołem. Albo inaczej: może odpowiedni czas na zwolnienie Boasa byłby wtedy, gdyby prezes Levy, jako wybitny biznesmen, właśnie miał asa w rękawie w postaci zastępstwa dla Portugalczyka.

        Odpowiedz
        1. ~hazz2

          Ale akurat o TOP4 z taka grą to raczej marzyc Tott nie miał prawa i jeszcze raz – gorzej niz z AVB już grać sie chyba nie dało więc Sherwood ma komfort . Nikt do tego nie wspomina, że jak się znam na medycynie to Tim musiał w parę dni jednak odbudować mentalnie zawodników skoro jakoś dali rade wygrać. Przyznasz, że po batach z Liver i przegranym w 10 minut meczu z WHU łatwe mogło to nie być a jednak…w końcu wszyscy kiedyś zaczynali.

          Odpowiedz
          1. ~Polaś

            Nie żebym się czepiał, ale kolega hazz2 i Król Julian to chyba mają jakieś osobiste porachunki z Boasem, bo pod każdą notką od kilku tygodni ciągle go krytykują i żądają jego zwolnienia.

            Nie będę się spierał, czy to dobre rozwiązanie, czy nie (dla mnie złe i ten sezon jest dla Tottenhamu w lidze stracone, ale jako kibic Arsenalu wcale z tego powodu nie będę płakał), ale odniosę się do stwierdzenia, że z taką grą Tottenham nie znalazł by się w pierwszej 4.
            Przecież tego nie wiemy! Ile razy było krytykowane United, że grają słabo, że z taką formą nie zdobędą mistrza, a na koniec sezonu świętowali? Ile razy był krytykowany styl Arsenalu, ile razy obwieszczane, że bez zmiany trenera nie znajdą się w 4, czy po pamiętnym 2-8 nie było wieszczenia końca tej drużyny?

            Z taką grą Tottenhamu do tej 16 kolejki ten klub MÓGŁ marzyć o miejscu w pierwszej 4. MÓGŁ marzyć o lidze mistrzów. MÓGŁ marzyć o najlepszym sezonie od wielu lat.

          2. ~KrólJulian

            Spieszę wyjaśnić, że prywatnie do Boasa to zupełnie nic nie mam.
            Osobiście nie jestem przekonany czy można zestawiać sytuację T’hamu z tą Arsenalu czy MU, a tym bardziej trenerów, którzy prowadzili/prowadzą te ekipy-to chyba troszeczkę inny kaliber…
            Pewnie, że nie wiemy, ale teoretycznie to i sunderland może wygrać PL, tego przecież też nie wiemy… Teoretycznie to Boas miał jakiś plan jak to wszystko ogarnąć, problem polega na tym, że jego implementacja wyglądała tragicznie, a na zakończenie sam się chyba w tym wszystkim dokumentnie pogubił.
            To wszystko jest jednak mało istotne w porównaniu z tym, że ktoś tłumaczy AVB jakimiś incydentami, tu LLoris zawalił, tam ktoś nie wykorzystał setki, itd., a gdyby to się nie zdarzyło to wszystko wyglądałoby inaczej…
            To truizm, praktycznie o każdym meczu można coś takiego powiedzieć…

          3. ~hazz2

            Polaś
            Ja do Boasa mam tyle co każdy niezadowolony sympatyk i nic więcej. W przeciwieństwie do większosci krytykowałem go juz w zeszłym sezonie gdy Gareth robił z niego dobrego managera, bo może widziałem więcej niz inni…nie wiem. Co do reszty to podpisuje się pod KrólemJulianem

  9. ~greedoo

    Against modern football? wybaczy mi Pan, to nie złośliwość, ale dyskusja poszła w kierunku AVB a nie meritum notki więc chciałbym wrócić do istoty. ten Against modern football trochę niezręcznie brzmi w ustach kogoś kto jest właśnie apostołem Modern Footlball właśnie. i to jednym z apostołów głównych na ten obszar. żebym nie był źle zrozumiany, bardzo lubię ligę angielską (dlatego tu zaglądam), mam swoich ulubieńców (w innych ligach także), ale w życiu by mi nie przyszło do glowy powiedzieć o Arsenalu, Spurs i in. „MY”. tymczasem ten przeklinany przez Pan Moder Football zaczyna się właśnie od „MY” – chłopaków z KOszalina którzy mówią MY Barca jesteśmy fajni bo nie daliśmy się Franco, a ci z Realu to lizydupy reżimu. no czyż nie brzmi to kuriozalnie? a to nie wymyślona postawa tylko zasłyszane na forach komentarze. czytam też wpisy na forum polskich kibiców Arsenalu, że najważniejszy mecz sezonu to dla nich mecz z MU. większość importowych kibiców nie czuje wagi gry ze Spurs. no bo jak ma poczuć tą wagę pojedynku w autobusie miejskim w Koszalinie? panowie prezesi z Azji nie robią zatem nic czego ci „MY Arsenal” z Koszalina oczekują. podnoszą ceny biletów bo wiedzą że sprzedadzą się wsród wycieczek kibiców z Chi, Japonii i Polski. zmieniają barwy? a jakie to przywiązanie do koloru czerwonego ma kanonier z Koszalina? jakie przywiązanie do Highbury ma taki kibic? gdzieś kilka- kilkanaście lat temu zamazała się granica między zwykłym lubieniem, rozkoszowaniem, delektowaniem się piłką (angielską, hiszpańską itd.) a odczuwaniem jedności z klubem oddalonym o 2000 km. i to zasługa prezesów Cardiff dla których miejscowi kibice są zwykłym problemem: chcą niższych cen, jakichś mało dochodowych rytuałów. doszło do tego że ci co psioczą na prezesów dla których ważniejszy niż lokalny jest rynek azjatycki są produktami tych tychże polityk marketingowych. może omawia Pan ten problem w książce – jeśli jest nie trzeba się powtarzać – mam zamiar wreszcie zakupić. ale mimo wszystko liczę na ciekawą dyskusję.
    ps. jeśli ktoś z Kszalina poczuł się obrażony, przepraszam, tak mi się wpisało

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński Autor wpisu

      Dzięki za ten głos! Problem rzeczywiście omawiam w książce na własnym przykładzie: człowieka, który jest z Koszalina (przysłowiowego) i od ćwierć wieku traci zdrowie na kibicowanie drużynie z Londynu. Zacząłem od kibicowania na niewidzianego, zbierałem strzępy informacji w peerelu, bez internetu i kablówki, więc z czasem nabrałem poczucia że TO JA JESTEM KLUBEM. Myślę o nim stanowczo za dużo, żeby potem nie czuć związku całej sprawy z „Against modern football” i z tym, jak wielu kibiców cierpi, patrząc jak prezesi i właściciele „odbierają im” ich kluby. W książce rzeczywiście jest o tym parę rozdziałów.
      Oczywiście moje kibicowanie nie jest nasycone dzielnicowymi/plemiennymi antagonizmami, nie przekładam go na historyczne podziały typu ten wspomniany przez Pana wewnątrzhiszpański; z polskiej perspektywy byłoby to dość komiczne. Ale jakąś tożsamość sobie buduję. I widzę jakieś rozwiązania także w świecie współczesnej piłki, pozwalające ją uratować – również w książce piszę o pomysłach na umieszczanie w klubowych zarządach przedstawicieli kibiców, pracę tychże klubów na rzecz lokalnych wspólnot (piłkarze w szkołach etc.), bardziej równe dzielenie pieniędzy z transmisji (więcej na grassroots itd).

      Odpowiedz
      1. ~greedoo

        Dziękuję za odpowiedź, tym bardziej siegne po książce, bo tu jeszcze nie czuje tego momentu, kiedy ulubiency zmieniają się w My. Przy okazji tej dyskusji przypominała mi sie Dym – te sceny gdy filmowcy pytają mieszkańców Brooklyn u o najgorszy dzień w historii dzienicy jednym glosm wszyscy mówią: gdy zabrali Dodgersow. I chyba takie pytanie trzeba esobie stawiać: czy mój świat się zamieni gdy zabiora mi klub?

        Odpowiedz
    1. ~KrólJulian

      Dokładnie, fenomen popularności tego trenera wśród niektórych kibiców, po tym co pokazał w T’hamie to całkiem ciekawa sprawa…

      Odpowiedz
    1. ~Stefan

      Martinezowi udawało się to już w Wigan, więc specjalnie bym się tym nie dziwił.

      Jedyne co mnie zastanawia to jak długo Everton będzie stać na tak dobrą grę, czymś co charakteryzowało pracę Martineza w zespole Atletów była gra seriami, potrafili grać wręcz wybitnie w kilku kolejnych kolejkach ogrywając i remisując z drużynami walczącymi o mistrzostwo, by wcześniej, lub później przegrywać wszystko jak leci. Ciekaw jestem, czy po rewelacyjnym początku sezonu jego zespół nie spuści z tonu po nowym roku.

      Odpowiedz
      1. ~jpawl

        Tak długo jak nie będzie problemów/kontuzji w obszarze defensywy. Akurat tutaj poza absolutnie niezbędnymi korektami (kontuzja Bainesa, niemożność gry Barry’ego z ManCity) nie ma praktycznie żadnej rotacji.
        A tu w przeciwieństwie do ofensywy nie ma równorzędnych zastępców – Hibbert, Heitinga, Robles, Stones to jednak nie ten poziom co pierwszy skład.

        Odpowiedz
        1. ~Tur

          To pierwszy sezon Martineza i nie zdążył jeszcze poukładać zespołu po swojemu, jeśli chodzi o zmienników. Potrzeba na to jeszcze trochę czasu i pieniędzy. Poza tym Barry i McCarthy wykonują w środku tytaniczną pracę, przydaliby się zmiennicy o podobnej charakterystyce.

          Odpowiedz
          1. ~Stefan

            Przede wszystkim to trzeba będzie tego Barry’ego zatrzymać na następny sezon – to pewnie będzie latem najważniejsze zadanie zarządu. Widać ile spokoju i doświadczenia wnosi, ponad 500 ligowych gier, to nie jest przypadkowy zawodnik.

            Sporym problemem będzie też odejście Lukaku, bo znalezienie zastępcy dla takiego zawodnika to praktycznie niemożliwość. A jest jeszcze przecież Deulofeu, który fajnie szarpie, a kto wie czy i Baines koniec końców nie odejdzie. Niestety te nieco biedniejsze kluby cały czas muszą balansować jak linoskoczek.

            Martinez już w Wigan miał nosa do zawodników, więc pewnie sobie poradzi, ale wg. mnie póki co Everton gra nieco lepiej niż pozwalają na to możliwości.

      2. ~Tur

        Co do Barry’ego to się nie martwię, pewnie podpisze z Evertonem kontrakt. Trzeba wziąć pod uwagę, że Everton to kub, w którym zagrasz raz i kochasz go. Wystarczy np. poczytać wypowiedzi Donovana po wypożyczeniach do Evertonu czy zajrzeć na jego konto na twitterze gdzie co jakiś czas chwali Everton (dawno nie zaglądałem, ale w zeszłym sezonie tak było).

        A że gra powyżej tego, co ma to wiadomo. Trudno walczyć z wydającymi setki milionów funtów samemu mając do wydania jedynie tyle, ile dostanie się ze sprzedaży dotychczasowych graczy.
        Kenwirght wg Pana Michała może i jest świetnym pracodawcą, ale w szukaniu inwestorów raczej mu nie idzie.

        Odpowiedz

Skomentuj ~Stefan Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *