Wielki Louis, wielki Jose, największy Sam

1. Tylko nie mówcie, że hit rozczarował. Między meczem MU i Chelsea, rozegranym na tym samym stadionie jesienią ubiegłego roku, a spotkaniem, które obejrzeliśmy dzisiaj, ziała przepaść od pierwszych minut, w których Chelsea zaatakowała i błyskawicznie stworzyła dwie groźne okazje. Tamtego pojedynku Mourinho trochę się jeszcze obawiał, trochę nie miał wiary w możliwości świeżo objętej wówczas drużyny, a trochę brakowało mu piłkarzy, których ma do dyspozycji teraz – w każdym razie zamurował bramkę i wykastrował mecz z wszelkich emocji. Dziś – z zabezpieczającym obronę świetnym Maticiem, ale też z Fabregasem i tymi, którzy imponowali już przed rokiem, Hazardem, Oscarem czy Willianem, mógł się pokusić o grę bardziej otwartą.

Jako się rzekło już przed południem w tekście dla Sport.pl, Chelsea ma dziś najbardziej zrównoważoną drużynę w Premier League: po stracie piłki broni się w sposób uporządkowany, zaczynając pressing od napastnika (warto zobaczyć tzw. heatmap Drogby – ile 36-letni napastnik Chelsea się nabiegał, wracając także do własnej strefy obronnej). Nawet kiedy rywalowi udaje się przedrzeć przez zasieki – jak w pierwszej połowie van Persiemu po fenomenalnym podaniu Januzaja – za plecami obrońców czuwa Thibaut Courtois. Owszem, trener Michniewicz ma rację pisząc na Twitterze, że Jose Mourinho stworzył potwora (inni komentatorzy przywołują jako kontekst dla mówienia o dzisiejszej Chelsea „niezwyciężony” Arsenal z sezonu 2003/04). Do 94. minuty meczu potwór wydawał się niezniszczalny.

Z punktu widzenia kibiców angielskiej piłki należałoby dodać: na szczęście nie okazał się niezniszczalny, bo przecież chcielibyśmy do maja przeżyć jeszcze trochę emocji. Ale też chyba nikt się nie spodziewał błędu akurat Branislava Ivanovicia. Normalnie Serb należy do najpewniejszych punktów drużyny, a tutaj, w niezbyt jeszcze groźnej sytuacji sfaulował di Marię, ryzykując rzut wolny, czerwoną kartkę, a w ślad za nią to najgorsze – własną nieobecność przed bramką Courtois przy stałym fragmencie gry. To Ivanović pilnował w poprzednich starciach w polu karnym Fellainiego…

Oczywiście w tamtym momencie równie dobrze mogłoby być po meczu, gdyby sędzia Dowd zachował się tak, jak w podobnych sytuacjach zachowuje się wielu jego kolegów (np. Michael Olivier po faulu Shawcrossa w meczu Stoke ze Swansea): dał Chelsea rzut karny albo po tym, jak bardzo słaby skądinąd Marcos Rojo wywracał Johna Terry’ego, albo po faulu Chrisa Smallinga na Ivanoviciu. Chaos był imieniem obu stoperów MU nie tylko w tej sytuacji, a symbolem szwankującej wciąż organizacji obrony Czerwonych Diabłów było krycie Drogby przez o głowę niższego Rafaela.

fellainimuNie chcę bynajmniej powiedzieć, że Louis van Gaal nie odrobił zadania domowego. Mając nieustanne kłopoty ze zdrowiem piłkarzy (dziś nie zagrali m.in. Falcao, Herrera i Jones), wydelegował do gry w środku pola Marouane’a Fellainiego i przez spore fragmenty meczu Belg w zasadzie wyłączył z gry Cesca Fabregasa (tylko 11 podań Hiszpana w całej pierwszej połowie), a w ostatniej minucie to po jego strzale odbita piłka trafiła pod nogi van Persiego. Statystyki pokazują, że to Fellaini nabiegał się najwięcej (ponad 12 kilometrów, 70 sprintów) – i właśnie o to chodziło van Gaalowi, który z całą szczerością przyznawał, że choć woli pracować z zawodnikami bardziej kreatywnymi, to w Anglii liczą się również kondycja i siła. Kreatywny Mata niestety nadal zawodzi, dlatego udaną decyzją była zmiana w drugiej połowie ustawienia na 4-4-2 i wydelegowanie do gry u boku van Persiego młodego Wilsona; w końcówce di Maria i Januzaj wpisali się w dobre tradycje manchesterskich skrzydłowych i w ogóle wyglądało to trochę tak, jakby duch drużyny Fergusona nie całkiem jeszcze z Old Trafford wyparował. Z pewnością tak dobrze jeszcze w tym sezonie nie grali.

2. Pamiętacie jeszcze te tygodnie po zakończeniu poprzedniego sezonu? Wieści o ultimatum, jakie właściciele West Hamu przekazali Samowi Allardyce’owi, że najwyższy czas, aby drużyna zaczęła grać efektownie? Że nie chodzi już tylko o utrzymanie w lidze, ale o to, by gra Młotów zaczęła cieszyć oko kibiców? Że w świetle zbliżającej się przeprowadzki na stadion olimpijski trzeba myśleć o zapełnianiu trybun, ergo: zapewnianiu widzom rozrywki na odpowiednim poziomie?

Wakacje upływały pod znakiem spekulacji, czy Allardyce jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Owszem: objął drużynę po spadku z Premier League i wrócił z nią do ekstraklasy, owszem: potrafił ją w ekstraklasie utrzymywać (poprzedni sezon skończyli na bezpiecznym 13. miejscu), ale momentami wyglądało to jak Bolton z czasów, gdy prowadził go ten sam menedżer (wrażenie analogii powiększał jeszcze kapitan obu drużyn Kevin Nolan): z dośrodkowaniami na głowę rosłego napastnika, z rozpychaniem się łokciami w walce o piłkę, słowem naprawdę nic przyjemnego. Upubliczniony na stronie West Hamu komunikat o „konstruktywnych” rozmowach na temat przyszłości drużyny, w których zarząd korzystał z uwag kibiców; komunikat wspominający, że drużyna powinna grać bardziej atrakcyjny futbol, można było czytać jako przestrogę: nasza cierpliwość się wyczerpuje, drogi Samie, zaczekamy jeszcze kilka miesięcy, a potem powiemy „sprawdzam”. Szczerze mówiąc, po rozpoczęciu sezonu od porażki u siebie z Tottenhamem, odpadnięciu z Pucharu Ligi w meczu z Sheffield United, i kolejnej wpadce u siebie, tym razem z Southamptonem, wydawało się, że wiszący nad głową menedżera miecz zaraz opadnie.

Ale właściciele wytrzymali nerwowo i oto kolejny raz mogą sobie gratulować cierpliwości. W gruncie rzeczy błyskawicznie nowy styl gry West Hamu przełożył się na wyniki (szczerze mówiąc już z Tottenhamem powinni byli wygrać; sukces gości był więcej niż szczęśliwy), a Premier League otrzymała nowe gwiazdy, z najjaśniejszą, sensacyjnie wynalezioną w drugiej lidze francuskiej postacią Diafry Sakho. Jeśli nie porównywać jego przywitania z ligą angielską (sześć goli w sześciu startach) z furorą, jaką zrobił przed dwoma laty w Swansea Michu, należałoby właściwie sięgnąć do porównań z czasów, gdy to Arsene Wenger miał w małym palcu wiedzę o lidze francuskiej i ściągał do Anglii te nikomu nieznane Anelki.

Czasami się zastanawiam, co by było, gdyby w West Hamie od początku sezonu mógł grać Andy Carroll. Myślę jednak, że zastanawiam się niesłusznie. Że podobnie jak wszyscy ulegałem wizerunkowi Allardyce’a-brutala, a tymczasem w jego wielkim ciele kryła się dusza subtelna i wrażliwa, spragniona czystego futbolowego piękna. Tak, tak, trochę żartuję, ale sygnały, że Wielki Sam zawsze był innowatorem, napływały z jego sztabu szkoleniowego od dawna – w Anglii był jednym z pierwszych, którzy korzystali z nowinek technicznych, Pro Zone’ów i innych takich. Do historii Premier League ostatnich lat przechodziły również mecze, w których potrafił wystrychnąć na dudka taktycznych guru: Jose Mourinho (oskarżającego go później o XIX-wieczny futbol), Andre Villas-Boasa (jako pierwszy obnażył słabości tyleż wysoko ustawionej, co nieruchawej linii obrony Tottenhamu), a w tym sezonie także Brendana Rodgersa i Manuela Pellegriniego. W taktycznych słowniczkach pojawiło się już pojęcie „środkowego skrzydłowego” na określenie pozycji w West Hamie Stewarta Downinga – przed rokiem plątający się gdzieś przy linii bocznej Anglik wrzucał niezliczone piłki w pole karne z efektem dość umiarkowanym, teraz jego kreatywność znacząco wzrosła.

songmcNapastnicy West Hamu nie mogą się nachwalić współpracy z zatrudnionym do pracy z nimi świetnym przed laty snajperem Teddym Sheringhamem, a osobnym tematem powinno być drugie przyjście do Premier League Alexa Songa. Tyle pisano o tym, że Arsenalowi przeszedł koło nosa powrót Fabregasa, chciałoby się więc zapytać: a Song? Widzieliście jego walki z Fernando czy z Yayą Toure? Widzieliście jego udane odbiory, potem rajdy, a wreszcie próbę zagrania raboną? A widzieliście, jak radzi sobie przed linią obrony Kouyate? Jak z przodu wspomnianego Sakho uzupełnia szybki jak wiatr Enner Valencia? Jak obaj nie zapominają o obronie (od początku sezonu naliczono im 17 wślizgów i 10 przechwytów; nie znajdziecie napastnika z równie dobrymi statystykami w grze obronnej jak Sakho, tak samo jak nie znajdziecie napastnika z taką ilością sprintów)? Można? Można! Ani się obejrzymy, jak wielki Sam stanie się faworytem do przejęcia po Royu Hodgsonie reprezentacji Anglii.

newcastlegoal3. A siedem sekund, które wstrząsnęły Tottenhamem? Pamiętam pewien poniedziałkowy wieczór, w którego trakcie Jamie Carragher i Gary Neville przeanalizowali początek ubiegłorocznego pogromu Tottenhamu z rąk Manchesteru City (po fatalnym błędzie Llorisa rywal objął prowadzenie w 15. sekundzie) nie tyle pokazując samą akcję, co omawiając zachowanie podopiecznych wówczas jeszcze Andre Villas-Boasa przed pierwszym gwizdkiem. Za moment miał się rozpocząć jeden z najważniejszych meczów sezonu (chociaż nie, właściwie powinienem wycofać to „jeden z najważniejszych” – przecież podobny brak koncentracji byłby naganny w każdym spotkaniu), a siedmiu czy ośmiu piłkarzy Tottenhamu zajmowało się jeszcze poprawianiem sznurowadeł i ochraniaczy… Z podobnym frajerstwem mieliśmy do czynienia podczas derbów północnego Londynu kilka sezonów wcześniej: znakomicie grający przez prawie całą pierwszą połowę Tottenham stracił bramkę natychmiast po wznowieniu gry od środka: w kilkanaście sekund zrobiło się po meczu. „Tato, musisz kibicować jakiejś innej drużynie” – niech zdanie mojego siedmioletniego syna posłuży za cały komentarz do tego, co kibice Tottenhamu musieli znieść tego popołudnia.

19 komentarzy do “Wielki Louis, wielki Jose, największy Sam

  1. ~Tomas_h

    jeden wielki fuks
    ten remis to po prostu cud
    tylko i wylacznie sedziowanie uratowalo wynik – 2 karne dla The Blues i watpliwej jakosci kartki
    tak to – niestety dla fanow MU – wyglada

    Odpowiedz
    1. ~KrólJulian

      fuks? mecz był wyrównany, z tymi karnymi to bym nie szalał, bo byłyby przynajmniej mocno wątpliwe. Faktycznie sędzia zdawał się niekiedy, w jedną i w drugą stronę, w sposób losowy odgwizdywać faule i karać kartkami, ale dramatu nie było. Wynik sprawia, że dłużej będziemy się emocjonowali rozgrywkami. Ciekawe jaką minę ma teraz Pelegrino, którry zapowiadał zmianę lidera przed kolejną przerwą na mecze reprezentacyjne, no kto wie, może Święci faktycznie wskoczą na fotel lidera 🙂
      W grze MU widzę coraz więcej pozytywów, w końcu świetnie zagrał Fellaini, który wyłączył Cesca, RVP również zdaje się odzyskiwać formę, obrona hmmm… LvG zastał ją drewnianą i w murowaną jej nie zmienił, ale i tak radzili sobie całkiem nieźle. Maty tylko szkoda, strasznie zagubiony…W porównaniu z zeszłorocznym spotkaniem obie ekipy zrobiły jednak krok do przodu, a to się liczy. Remis to sprawiedliwy wynik, osobiście wolę żeby „pech” ze spotkań z MC i MU zrekompensował się jakąś przypadkową bramką na 1:0 w 94 minucie ćwierćfinału czy półfinału LM. Za tydzień derby Manchesteru i spotkanie milionerów-trzeba ściskać kciuki za MU 🙂 Później Chelsea jedzie do Liverpoolu i kończy „teoretycznie” trudne spotkania wyjazdowe-jak nie przegra to powoli będzie można odpalać karuzelę 🙂
      Wielki Jose pogratulował SMSowo jeszcze wielkiemu Samowi-powiało wielkim światem…

      Odpowiedz
      1. ~michal77

        Zgadzam się z Julkiem, że wyrównany mecz i fajny i nie nudziłem się ani chwili. Fellaini faktycznie na’+’ i wydawało mi się że jakby nieco wyżej był ustawiony, zresztą w czasach Evertonu przecież grał bliżej ofensywy, więc ustawianie go tylko w defensywie w MU może mu nie służyć.

        Odpowiedz
      2. ~hazz2

        Pelegrini to zaraz zacznie na sędziów narzekac bo mu klarowna wizja zacznie znikać…Co do Tott – Sroki to sprawa prosta 1 połowa NC pełno w getrach więc nawet obrona nie miala szansy odwalic jakiegoś babola . W 2 dwOch napadziorów i po zawodach . Z Pochettino moze byc jak w Hiszpanii kiedy pierwszy sezon w Espaniolu miał bardzo dobry ale juz w drugim szło jak po grudzie choć fakt, że panował tam wtedy strasznybajzel organizacyjny. Niemniej w Tott sa zachwiane proporcje a geneza tego problemu siega czasów geniusza Boasa i jego przebudowyzespołu i nie kto inny jak Harry Redknap troche ponad rok temu o tym wspominał. Z drugiej strony myslałem, że akurat Poch jako obrońca to właśnie od obrony zacznie ogarniać bałagan , który po Boasie odziedziczył, bo Tim za wiele zmienić nie mógł. Cóż pozostaje niestety walka o miejsca 6 – 8 ale nawet na to może nie być szans.

        Odpowiedz
  2. ~michal77

    Czy na blogspocie możliwa jest funkcja, że osoby komentujące są powiadamiane o odpowiedziach i 're-komentarzach’ do swych komentarzy? To mogłoby wzmóc interakcję czytelników.

    Odpowiedz
  3. ~pablo

    Dzięki za skróconą wersję tekstową MOTD. Nic nie obejrzałem w ten weekend ( nawet skrótów, o el classico nie wspomnę, bo w tym czasie wybrałbym Pasiątka w Szczecinie ) i dopiero od tego felietonu zabieram się za homework. Jeszcze się łudzę, że jakimś cudem ktoś się zbliży do Chelsea i im trochę zagrozi. Choć wygląda na to, że przepłacone gwiazdki MC jakoś się do tego nie kwapią. Przy całym szacunku dla Big Sama i The Irons, wydaje mi się, że wkrótce spuchną. Dla mnie i tak jeszcze większym szokiem jest So’ton R,Koeamana ( tak wiem, że o tym juz było wcześniej ). Pozbycie się ponad połowy piłkarzy ( i to jakich! ) i walka w czubie to dopiero sensacja. Oczywiście ułatwia im to mizeria Liverpooolu i chimeryczność MC i Arsenalu ale czapki z głów przed Holendrem. MU ? Jak ich nie kocham tak cieszę się, że mają coś do powiedzenia choć pewnie jeszcze nie raz dadzą ciała. Celowo na deser moich wypocin zostawiłem Newdastle. Kibicuję im prawie 30 lat ( od kiedy Keegan tam przyszedł ), Przeżyłem z nimi juz tyle amplitud, że w tym sezonie widząc jaką grają bryndzę, nie liczę na nic. A tu taka niespodzianka, Przydadzą nam się te 3 punkty do walki o utrzymanie. Odkąd odszedł Demba Ba to ani on ani Sroki. Ufff

    Odpowiedz
  4. ~adipetre

    Pellegrini kolejny raz udowodnił ze jest zbyt miękki, by wygrywać bitwy, trofea. Bardzo przypomina mi pod tym względem Wengera. Wydaje mi się ze nie jest to kwestia personaliow, kolejne transfery tylko zwiększa poczucie niedosytu, rozczarowania. Nie pamiętam zbytnio Villarrealu Pellegriniego, w Realu Grinch był tylko przez chwile, ale dosyć dobrze zdazylem poznać jego Malage. Zbiegło się to akurat z początkami pracy Simeone w Atletico, obaj dysponowali podobnym materiałem ludzkim, chętnie wiec sobie ich porownywalem. Juz wtedy było widać ze Argentyńczyk to cos ma, Chilijczyk nie.
    Pellegrini jest esteta, pracy trenerzy na Płw Iberyjskim zawsze będą cenieni, sam tez ten gatunek lubię ale w Realu, czy City muszą pracować najlepsi, a wiec tacy którzy nie przedkładając stylu nad organizacje gry. Jeżeli spojrzymy na współczesne City, to widzimy druzyne bardzo wrażliwa na kontynencie i łatwa do ugryzienia na Wyspach. A wiec dokładnie taki sam zespół co za Manciniego, i skoro Włoch przypłacił to głową to Pellegrini tez powinien. Wg mnie uratować go może jedynie tryumf w Champions League lub/i Premier League.

    Odpowiedz
      1. ~KrólJulian

        Formalnie wygrał i chwała mu za to, ale w wyścigu, w którym prowadzone przez niego Ferrari dotarło do mety pierwsze, bo kierowca liverpoolskiego Jaguara wpadł w poślizg i stracił panowanie nad kierownicą na prostej przed metą, a z kolei słynący z regularności londyński double-decker nieoczekiwanie nie przyjechał zgodnie z rozkładem…
        Również pewne podobieństwo Wengerowo-Pellegrinowe również dostrzegam.

        Odpowiedz
        1. ~DawidSz

          Dokładnie. City brakuje ducha i ambicji drużynowej, aby wiedzieć, że każdy mecz jest ważny, a mam wrażenie, że Chilijczyk nie daje im tego i jakoś nie jest w stanie z nich wykrzesać poziomu, na jakim powinni grać częściej.

          Odpowiedz
  5. ~hazz2

    No akurat w Villareal Pelegrini osiągał wyniki trochę ponad stan osobowy a Malaga to był taki twór dziwny, bo i środowisko i tradycje zupełnie inne niz w Atletico

    Odpowiedz
  6. ~adipetre

    Fakt, wyniki tak jak zerkam mial tam swietnie. W Realu z kolei odpadl w 1/8 Champions League, odszedl po roku – kibice tak jak czytam, nigdy specjalnie za nim nie tesknili. A wiec 1/8 z Realem, 1/8 z City, a raczej tylko faza grupowa. To nie sa wyniki ponad stan. Prawdopodobnie wiec moze on nie radzic sobie najlepiej z presja, badz z sytuacja gdy zwyciestw sie wymaga. Wyniki wynikami, ale interesuje mnie przede wszystkim organizacja gry, tak w konstruowaniu atakow, jak i obrona przed nimi. Pamietam jaki burdel panowal w City po stracie pilki na starcie pierwszego sezonu Grincha, dzis mimo transferow Fernandinho, Mangali czy Fernando, mimo przepracowania kilkunastu miesiecy, poznania tych zawodnikow dalej ich defensywa nie stanowi monolitu.
    Co do Tottenhamu to ofensywa jest oparta na Eriksenie i Lameli, zdolnych ale niedojrzalych pilkarzach, defensywa z kolei ma braki jakosci. Nie spodziewalem sie ze ten zespol bedzie gral efektownie, ale sposob w jaki Tottenham sie broni jest rozczarowujacy. Niedobrze tez imo o kadrze Spurs swiadczy fakt, ze w momencie gdy druzynie nie idzie zawodnikiem ktory jako pierwszy wchodzi z lawki i ma odmienic obraz gry jest H Kane.

    Odpowiedz
  7. ~przecinek

    Wybaczy Pan, ale mnie hit kolejki przesadnie nie zachwycił. Symbolem spotkania był dla mnie Willan, przekonany że w pojedynkę sforsuje całą obronę United. Koledzy też widać byli przekonani, bo za akcją nikt nie podążyli.

    Pellegrini to dobry trener, ale najlepiej pasował do Villareal. Gdy przychodzi do przysłowiowego „meczu o całą pulę” jego drużyny nie zachwycają. W Realu oba przegrane GD, 1/8 z Lyonem i kompromitacja w CdR z III-ligowcem. W zeszłym sezonie klęska w starciach z Mou, czy na Anfield, na Barcelonę też nic nie wymyślił. Dodać że po Żółtej łodzi, jego drużyny były raczej na bakier z FFP.

    Allardyce był kandydatem na selekcjonera w 2006. To akurat jeden z niewielu trenerów – Anglików, którzy faktycznie są coś warci.

    Tottenham sobie nie radzi na miarę oczekiwań? Szok i niedowierzanie.

    Odpowiedz

Skomentuj ~michal77 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *