Menedżerowie z filozofią

1. Jako jeden z rzeszy tych, którzy zechcieli przed sezonem obstawić, że Chelsea obroni mistrzostwo Anglii, obejrzałem z należytą uwagą jej mecz z Evertonem, a z jeszcze większą: przeczytałem wszystko, co na temat kolejnej porażki piłkarzy Jose Mourinho napisano w niedzielnych gazetach. Obejrzałem, przeczytałem i… dalej nic nie rozumiem. Otóż tak właśnie: obejrzałem, przeczytałem i nie rozumiem, dlaczego maszyna działająca zwykle tak wspaniale, nagle się zacięła. Ivanović, parę miesięcy temu najlepszy obrońca Premier League, ogrywany niemiłosiernie przez kolejnych rywali – tym razem przez Naismitha? Nieskuteczny Diego Costa? Niewidoczny Hazard? Fabregas bez wpływu na grę? Najskuteczniejsza defensywa Anglii, w pięciu meczach dająca sobie strzelić aż dwanaście bramek? Przyznaję: nie mam pojęcia, co się stało tego lata na Stamford Bridge i w Cobham. Teoria o trzecim sezonie Mourinho wciąż wydaje mi się bałamutna: dlaczego niby ktoś, kto przez pierwsze dwa lata radził sobie znakomicie, nagle przestaje dawać radę? Kiedy za pierwszym razem zwalniano go z Chelsea, Mourinho nie miał aż tak słabych wyników jak teraz, podobnie w Realu: tam raczej jego konflikt z całym światem stał się w końcu nie do wytrzymania. Późniejszy start przygotowań do sezonu, którym tłumaczył się kilkanaście dni temu i o którym wspominałem tu poprzednio? No przecież w połowie września, po zamknięciu okienka i pierwszej przerwie na kadrę, drużyna powinna już być rozhulana, a nie notować najgorszy start od czasu sezonu 1986/87. Brak wsparcia na rynku transferowym? A dodanie Pedro i Falcao do mistrzowskiego składu to niby pikuś?

Najbezpieczniej byłoby skupić się na samym meczu, ale przy każdym zdaniu, które mógłbym na jego temat napisać, pojawia się wielkie „dlaczego”. Dlaczego Fabregas i Costa tak słabo, chyba najgorzej w historii swoich występów w Chelsea? Dlaczego Pedro tak bardzo poniżej poziomu, wyznaczonego przez niedawny debiut podczas meczu z West Bromwich? Dlaczego Matić, choć strzelił piękną bramkę, nie asekurował obrońców tak, jak przywykliśmy przez ostatnie półtora roku (no, że Mikel szczególnie mu nie pomoże – tego jednego moglibyśmy się ostatecznie spodziewać…)? Dlaczego w końcu Jose Mourinho na pomeczowej konferencji, może pierwszy raz w życiu, sprawiał wrażenie, że nie wie co powiedzieć?

No dobrze, może tu się kryje jeszcze jedna hipoteza, którą warto byłoby wspólnie sprawdzić. José Mário dos Santos Mourinho Félix, lat 52, jako trener pracuje 15 pełnych sezonów (jeden skrócony, po zwolnieniu z Chelsea), z czego w największych klubach świata – 11. Wyobrażam sobie czasem, jak wyniszczające dla organizmu musi być życie, które prowadzi: życie w nieustannym konflikcie z trenerami rywali, z sędziami, z kolejnymi federacjami piłkarskimi, czasem także z mediami; życie w nieustannej presji i przy nieustannym, nieporównywalnym z żadnym innym szkoleniowcem, zainteresowaniu dziennikarzy. Mniej z pewnością popularny i rzadziej wchodzący w konflikty Jürgen Klopp zrezygnował z pracy w Borussii w wieku 48 lat, po 14 latach trenerskiej kariery, z czego połowa przypadła w rzeczywistości nie tak celebryckiej, jak w przypadku Wyjątkowego – w Mainz. Pep Guardiola odszedł z Barcelony jako 41-latek, po kadencji zaledwie czteroletniej, a są tacy, którzy twierdzą, że po trzech latach pobytu w Monachium będzie musiał odpocząć po raz kolejny. Przyszła kryska na Mourinho? On także w końcu się wypalił? Poczekajmy do meczu z Arsenalem, a serię dotychczasowych wpadek skwitujmy jeszcze raz żartem: że w blokach startowych czeka już następca… Claudio Ranieri.

2. W Manchesterze tymczasem oddycha z ulgą Louis van Gaal. Do meczu z Liverpoolem przystępował w ogniu krytyki, tłumacząc się z doniesień o rozmowie z prominentnymi przedstawicielami drużyny (Rooneyem i Carrickiem, jeśli wierzyć mediom), którzy mieli skarżyć się na jego metody pracy. Nie chodziło o metody pracy – wyjaśniał dziennikarzom, tylko o atmosferę w szatni, która trochę siadła w związku z dużą rotacją piłkarzy. Co też nie zostało przyjęte najlepiej, zwłaszcza w świetle fatalnej pierwszej połowy sobotniego spotkania na Old Trafford. Pod nieobecność kontuzjowanego Wayne’a Rooneya miejsce w ataku zajął Marouane Fellaini, przy każdej dobrej sytuacji w polu karnym Liverpoolu straszący fatalnym przyjęciem piłki i kompromitujący się przy próbie przelobowania Mignoleta. Nie po to w ciągu ostatnich miesięcy puszczano z dymem ćwierć miliarda funtów, żebyśmy teraz w ataku MU oglądali coś takiego.

Louis van Gaal mówi oczywiście, że jest zadowolony, bo jego drużyna także w pierwszej połowie „miała kontrolę nad meczem”, ale fakty były przecież takie, że Czerwone Diabły po raz kolejny wymieniały piłkę względnie daleko od bramki rywala, a jedynych emocji dostarczał nam nie tyle ich kunszt (wyjąwszy może dalekie przerzuty Carricka), co samobójcze instynkty gości. Zaiste: w pierwszych czterdziestu pięciu minutach największym wrogiem Liverpoolu był sam Liverpool. Manchester United pozostawał w tym czasie na poziomie gry wstępnej, bez penetracji, przy czym pod tym ostatnim pojęciem mam na myśli wejścia w pole karne Mignoleta.

To może być szerszy problem menedżerów z „filozofią” – oprócz Loiusa van Gaala byłby to np. Mauricio Pochettino; wpajając piłkarzom schematy rozegrań, wtłaczając w „system”, zabijają ich spontaniczność, pozbawiają ducha ryzyka, błyskotliwości i nieprzewidywalności. Coś takiego owocuje wprawdzie czasem bramkami (przykład z dzisiaj: gol Ryana Masona przeciwko Sunderlandowi, wycyzelowany na boisku treningowym w zsynchronizowanym ruchu trójki kreujących go piłkarzy; przykład z soboty to faktycznie piękny rzut wolny Daleya Blinda – podanie Maty i zachowanie Schweinsteigera, uniemożliwiającego obrońcy gości wyjście do bloku), poza tym jednak często męczy, nie tylko kibiców, ale także samych piłkarzy. W Tottenhamie wspomnijmy kłopoty Androsa Townsenda z przebiciem się do pierwszego składu, choć zawsze gdy pojawia się na boisku, robi ogromne zamieszanie i z pewnością nie boi się ryzyka; w MU zauważmy kłopoty Rooneya, na którego temat szerzej pisałem w Sport.pl, ale rozważmy na marginesie także fiasko transferu Angela di Marii.

W tym sensie chciałbym z ostrożnością przyjąć powszechne zachwyty nad debiutem Anthony’ego Martiala. Zgoda: bramka, którą strzelił, była cudownie bezczelna, a mina ogranego Martina Skrtela mówiła o niej więcej niż jakikolwiek dziennikarski epitet. To było piękne jak improwizacja młodego Johna Coltrane’a, obywająca się bez nut, pardon: bez schematów umieszczonych w czarnej teczce trenera i na iPadach jego asystentów. Tylko czy jako taka na pewno spodobała się van Gaalowi? Czy nie powiedział młokosowi po meczu, że nie powinien był pojawiać się w sektorze przypisanym do Ashleya Younga? Czy w następnych miesiącach nie zajmie się podcinaniem mu skrzydeł i wtłaczaniem w rygor systemu, a w przypadku niepowodzenia wyśle gdzieś na wypożyczenie, jak to zrobił przed dwoma tygodniami z Januzajem? Trochę żartuję, ale trochę mówię serio: jeśli ubolewacie nad tym, że duch przygody, cechujący tę drużynę w czasach sir Aleksa gdzieś się ulotnił, to stało się tak nie bez udziału szkoleniowca, w którego ustach sformułowanie „położyć mecz do łóżka” nie oznacza strzelenia kolejnych bramek, tylko wejście defensywnego pomocnika i zwiększenie średniej posiadania piłki do osiemdziesięciu procent. Chodzi o inny, bardziej racjonalny rodzaj wygrywania. Racjonalny oznacza czasem – powiedzmy to w końcu – nudny (choć rodzi takie arcydzieła jak wspomniany rzut wolny Blinda).

3. Tak naprawdę przez cały weekend myślałem jednak nie o Mourinho i van Gaalu: patrząc na cudowną bramkę Christiana Benteke i kolejny świetny mecz Riyada Mahreza przypominałem sobie nazwiska dzieci imigrantów i uchodźców, czasem (jak w przypadku Zlatana Ibrahimovicia albo siedmiu reprezentantów Szwajcarii na ostatnim mundialu) wojennych, czasem (jak w przypadku Benteke) politycznych, częściej pewnie ekonomicznych, którzy zdołali się zintegrować ze społeczeństwem także dzięki futbolowi. O tym, jak przybysze z dalekiego kraju wzbogacają miejsce, w którym przyszło im się osiedlić, oraz o społecznej odpowiedzialności futbolu w kontekście obecnego kryzysu imigracyjnego piszę w jutrzejszej „Gazecie Wyborczej”, tutaj chciałem wspomnieć jeszcze tylko nazwisko, którego nie udało mi się tam zmieścić: Emilio Aldecoi.

Mogliście o nim nigdy nie słyszeć: zdobył wprawdzie dwa mistrzostwa kraju z Barceloną i wystąpił w reprezentacji Hiszpanii, ale było to dawno, w latach 40. XX wieku. Napomykam o baskijskim skrzydłowym dlatego, że karierę piłkarską rozpoczynał w Anglii, gdzie znalazł się jako 15-letni uchodźca po hiszpańskiej wojnie domowej – i gdzie mógł zresztą nie trafić, bo ówczesny premier, Stanley Baldwin, był niechętny przyjmowaniu imigrantów, zasłaniając się argumentem, że wyspiarski klimat może być dla nich nieodpowiedni (zupełnie, jakby to mogło mieć znaczenie dla uciekających spod bomb…). Wszystko zmieniła masakra Guerniki: klimat na wyspach okazał się znośny, a kiedy Aldecoa trochę urósł, zaczął grać w Wolves i Coventry. Dawni koledzy z angielskich drużyn, podobnie jak rodzina, która gościła go zaraz po osiedleniu w Wielkiej Brytanii, wspomina młodego wychudzonego Baska jak najlepiej – coś jak my dzisiaj Davida Silvę. Kogo jak kogo, ale kibiców Premier League nie trzeba chyba przekonywać, że goście z zagranicy powinni być mile widziani.

42 komentarze do “Menedżerowie z filozofią

  1. majzer

    Napisał Pan,że Mourinho pracuje pełne 15 sezonów.Wydaje mi się,że po pierwszej przygodzie z Chelsea miał 9 miesięczną przerwę od trenerki,zanim przejął Inter.Pozdrawiam.

    Odpowiedz
  2. hazz2

    Townsend zawsze robi zamieszanie to fakt tyle, że z reguły nic z tego nie wynika ale dzisiaj cos tam skrzydło rozruszał. Z drugiej strony Sunderland tragiczne więc ta beznadzieja wystarczyła by wygrać. Zobaczymy jak filozofia zadziała w starciu z poważniejszymi ekipami.

    Odpowiedz
  3. taxi_rock

    presja ciąży Mourinho? Sam sobie ten bicz ukręcił, to przecież jego gra, w której się czuje znakomicie. Nie wydaje mi się, by nastąpiło zmęczenie materiału szkoleniowca, a raczej piłkarzy.
    Zwróćcie uwagę na pressing piłkarzy Chelsea- praktycznie go nie ma. Przed rokiem przy każdej stracie piłki, był momentalny doskok do rywala i często odebranie jej z powrotem. Teraz tego nie ma (za wyjątkiem nielicznych fragmentów w meczu).
    Mou zawsze wolał mieć wąską, ale znakomita kadrę. Ci piłkarze, którzy grają przecież non stop i w końcu musi to wyjść. Zmiennicy albo wchodzą na same końcówki, albo po sprowadzeniu są szybko sprzedawani/odsyłani (Salah, Schurrle, De Bruyne, etc.) Grają jedni i ci sami, w końcu organizmy muszą się zbuntować. Ten mit o 3 sezonie, to chyba nie do końca mit, może ciało człowieka może 2 sezony dawać radę, a w trzecim się buntuje 😛

    Odpowiedz
    1. Slash

      Zgadzam się po prostu ich zajeżdził. W zeszłym sezonie każdy się zachwycał, że Terry grał każdą minute w każdym meczu Premiere Ligue, no cóż teraz trzeba za to płacić. Widać to zwłaszcza u Iwanovica, nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Wieku nie oszukasz. Mourinio nie umie planować długoterminowo, jest doskonały w osiągnięciu krótkoterminowego sukcesu, a potem wszystko się sypie. Na tym blogu słyszałem wiele legend o tym jaką to utalentowaną młodzież ma Chelsea, a tymczasem Jose, nawet jak już mistrzostwo było pewne, grał w każdym meczu swoją niezniszczalną jedenastką. I tutaj niejako w opozycji chciałbym przejść do Van Gaala, nawet jeśli nie osiągnie sukcesu z Man Utd, to on planuje długoterminowo i jak pokazuje historia nie pozostawi za sobą spalonej ziemi, a konkretne fundamenty dla swojego następcy. Jeśli chodzi o podcinanie skrzydeł młodym piłkarzom przez Louisa to [kilka tylko przykładów] Kluivert, Davids, Seedorf, Alaba, Iniesta, Muller, Badstuber mieliby chyba odmienne zdanie.

      Odpowiedz
      1. KrólJulian

        Ja to bym jeszcze Mou żywcem nie grzebał i tak łatwo gęby mu nie przyprawiał, faktem jest, że ekipa jest zajechana, a z wymianą większości bloku defensywnego zbytnio zwlekano, poniekąd są w przebudowie, niestety trzeba przeprowadzać ten proces „w boju”, Roman sezonu na jałowym biegu nikomu rozegrać nie pozwoli. Co do młodzieży Chelsea i MU chyba nie ma sensu nawet zaczynać tematu-szkółka Chelsea nie należała do najlepszych, MU wychowankami stał, dziś sytuacja się odwraca i to poniekąd jedna z przyczyn tragedii MU. Choć może do pierwszej drużyny CFC nie trafiają ci wychowankowie, ale zawsze można ich sprzedać, a to w dobie FFP może mieć niebagatelne znaczenie, MU również może to zrobić, problem w tym żeby chciano takiego młodego człowieka kupić, no i żeby sprzedać za odpowiednią cenę… Potrzeba więcej czasu, by ocenić na ile ten model się sprawdzi. Co do LvG to mam odmienne zdanie – coś po sobie na pewno zostawi następcy, w końcu wydał tyle, że powinien… ale nie jestem optymistycznie nastawiony w tej kwestii. A w kwestii młodych piłkarzy nawet Mou może pochwalić się zostawieniem takich po sobie, więc to żaden argument…
        Poza tym nie sądzę, by głównym zadaniem LvG była budowa jakichkolwiek fundamentów dla następcy, ten następca chyba będzie jakimś trenerem specjalnej troski???

        Odpowiedz
        1. Slash

          To czekam na tą listę światowej obecnie klasy piłkarzy, których Jose wyciągnął z drużyn młodzieżowych, zaufał ich umiejętnościom, dał im debiut, wprowadził do dorosłej piłki.

          Odpowiedz
          1. m

            To raczej nie chodzi o to aby jak najwięcej wychowanków wystawić i wypromować tylko promować takich, którzy się nadają na ten poziom. Widać to na przykładzie takiego gracza jak Kenedy. Po pierwszym spotkaniu widać, że zjada całą akademie Chelsea i dostaję minuty. Na siłę nikt w tym klubie nie będzie wystawiał kogoś, kto nie potrafi dojść do określonego wysokiego poziomu. Nawet w Barcelonie te wszystkie wonderkidy typu Krikic po jakimś czasie odpadają. Sądzę, że akademia Chelsea ma na celu sprzedaż jak najwięcej graczy na rynku gdzie ostro potrafią przepłacić za zawodników. Może się kiedyś przydarzy okno transferowe, gdzie sprzedadzą z 6 wychowanków i dostaną za to kasę na kogoś konkretnego. A jak przy okazji ktoś wskoczy jednak na ten poziom to wtedy media podłapią i kibice jaka to wspaniała ta akedemia. Tak to widzę jeśli chodzi o młodzików o obecnych czasach.

  4. KrólJulian

    Varane, Morata, pół Porto z wygranej LM, w Interze też nie próżnował , no i w końcu był trenerem drużyny młodzieżowej Vitorii Setubal Teraz też umiejętnie wprowadza młodych graczy, oczywiście na tyle na ile się da, a aktualnie sytuacja jest ku temu niezbyt odpowiednia… Tak czy inaczej jest w tej dobrej sytuacji, że ma kogo z tych młodych graczy ogrywać, w MU niestety następców diabełków SAFa nie widać, no nie sorrki – jeden taki pseudowychowanek był, ale chyba jakaś promocja się trafiła i teraz się w Juve odnalazł… Zawsze można drogo kupić – wcale nie uważam, by była to jakaś gorsza droga do sukcesu.
    A tak poważnie to z tym budowaniem fundamentów to rozumiem, że to jakiś żart był, no chyba że LvG na stare lata mało ambitnymi zajęciami zamierza się parać…?

    Odpowiedz
    1. Slash

      Varane zanim trafił do Madrytu to już był znany i poł Europy się o niego biło, Morata za Mourinio to za bardzo się nie nagrał, z tego co pamiętam to dopiero Ancellotti na niego stawiał. Mniejsza z tym jednak, chodzi mi jedynie o to, ze nie rozumiem wątpliwości autora co do umiejętności wprowadzania młodych zawodników do drużyny. A co do drogi do sukcesu poprzez wydawanie kasy, to jeśli mnie pamięć nie myli to Chelsea była pierwszym „sugar daddy” clubem, wiec nie dziwię się, że nie masz nic przeciwko takiej strategii.
      Jeśli chodzi o wydatki transferowe w tym okienku:
      Chelsea – 23 mln €
      Man Utd – 37 mln €
      Liverpool 23 mln €
      Man City 135 mln €
      West Ham 39 mln€
      Newcastle 64 mln €
      Leicester 29 mln €
      West Brom 32 mln €
      Sunderland 35 mln €
      Watford 41 mln €
      Ja tu widzę tylko jeden, no może dwa kluby, które wydały znacząco więcej niż inne, i żaden z nich nie jest Man Utd. Drażni mnie strasznie operowanie sumami brutto, dopiero wydatki netto dają jako taki obraz sytuacji. I tak uważam, że głównym zadaniem Van Gaala było ustabilizowanie tonącego okrętu i wyprowadzenie go na spokojniejsze wody, co na razie jako tako mu wychodzi. I tak, obawiam się, że jego następca będzie jak się wyraziłeś „trenerem specjalne troski”, dlatego solidne fundamenty będą mu niezbędne, ale to już inna historia.

      Odpowiedz
      1. KrólJulian

        jak podkreśliłem, nie mam nic przeciwko wydatkom, nawet nie ze względu sympatii klubowych, to truizm, ale na pewnym poziomie są niezbędne, ciężko dziś komukolwiek poza Barcą wygrać LM większością wychowanków to jasna sprawa, kwoty netto oczywiście są bliższe rzeczywistości, ale niezbyt atrakcyjnie wyglądają na pierwszych stronach gazet, więc nic na to nie poradzimy. Jeśli chodzi o doprowadzenie do pewnej stabilizacji w MU to zgoda, taką pracę LvG wykona pewnie niezgorzej, odebrałem Twój wpis raczej jako sugestię, że odpowiedzialny jest on za wykonanie czarnej roboty, a później przyjdzie asystent, spije śmietankę i stanie się lokalnym bohaterem, na to pewnie trener z takim nazwiskiem by nie poszedł… Tak czy inaczej dla ligi to dobrze, że wrócili do czołówki, do pełni szczęścia droga jeszcze daleka, ale chyba już bliżej niż dalej.

        Odpowiedz
  5. d

    ewidentnie przyszedł syndrom trzeciego sezonu Mou, piłkarze są zajechani, nie sądze by zle przygotował pod sezon druzynę, z nich nie ma co już wycisnąć, najlepszy przykład Ivanovic, daaaaaaleko mu do dobrej dyspozycji

    Odpowiedz
      1. KrólJulian

        on zmienił nazwisko i obecnie nazywa się Autostradowic, obecnie większość ekip jedzie jego stroną strasznie, ale tak to jest jak nominalny prawy obrońca gra na lewej, środkowy na prawej, a nominalny lewy siedzi na trybunach… też mi go szkoda, bo to był wyjątkowo solidny i skromny gość, jeden z ostatnich, po których spodziewałbym się takiego zjazdu…

        Odpowiedz
  6. DawidSz

    Miałem nie oglądać, obejrzałem. Czy jest bowiem chwilowe zmęczenie, kiedy właśnie rozgrywany jest najważniejszy mecz sezonu? Na kilka dni przed pojedynkiem te same sny, w sobotę długi wyjazd na rower i wmawianie sobie, że może zdążę, może nie, miałem już nie oglądać meczów, to żadna różnica zatem. Akurat powrót o 18:15, włączam pierwszą połowę, kopanina jak z Arsenalem, tylko gorsza, bo tam dwa zespoły poszły na wymianę ciosów, tu jeden cofnął się głęboko, drugi umiał rozgrywać piłkę na swojej połowie, kreatywności jest tyle, myślę sobie, że gdyby wszedł na boisko Jerzy Brzęczek za swoich najlepszych lat podskoczyłaby ona co najmniej o 80%. Mecz zatem jest do wygrania, byle do przerwy, skorygować ustawienie i udziabać przeciwnika. Niestety, to, co oczywiste było dla większości ludzie na trybunach i telewizorami, nieoczywistym było dla Rodgersa, dwa stracone gole ze stałych fragmentów gry i po meczu. Nie mam pretensji do Gomeza za głupi faul, chłopak ma 18 lat, nie jego winą jest, że wystawiają go w każdym meczu, jeszcze po lewej stronie boiska, zamiast od czasu do czasu ogrywać. Zamiast wyjść diamentem, trener idzie w zaparte w 433, przez co Ings, więc i w większości wypadków Benteke, są odcięci od gry, a środek pola zagubiony i zbyt mocno cofnięty. Nie ma skrzydłowych, nie ma co grać szeroko, proste i logiczne. United gra bez pomysłu, więc można wyjść odważnie i dać kibicom chociaż trochę emocji. Gdyby Bob Paisley wstał z grobu, zobaczył ten mecz, wróciłby zniesmaczony z powrotem do trumny. Tchórzostwo, zero kreatywności, brak pomysłu na grę, żadnego schematu po 4 latach. A mecz był do wygrania spokojnie i to w tym wszystkim jest najgorsze.

    Odpowiedz
    1. hazz2

      A ze się tak zaytam kto pod nieobecność Coutinho ma w tym liver kreować ? Bo nie chyba Milner z Ingsem ? Ten Firmimo to szczerze mówiąc nie rozumiem fenomenu tak jak tego kitajca co go Boas2 ściągnął. Niestety mroczny sezon dla Tott i Liver sie zapowiada a jedyne co wyszło Pochettino to nie kupienie Ingsa a ponoć sie starał

      Odpowiedz
  7. jimmyyy8

    Nie wiem co będzie musiał zrobić Van Gaal żeby przekonać do siebie komentatorów. 3-1 z największym rywalem, ośmieszenie go w każdym aspekcie gry w piłkę, wejście smoka „przepłaconego noname’a” – a ja dalej czytam o destrukcyjnym wpływie Holenda. Czy nikt nie widzi co on powoli buduje?

    Odpowiedz
    1. popek

      Kazdy widzi ale nauczeni doswiadczeniem podchodzimy z rezerwą i czekamy aż ta zmiana się utrwali czyli jeszcze z pięć kolejek

      Odpowiedz
    2. Jaskier

      „Ośmieszenie w każdym aspekcie gry”? Serio? W strzałach 8-6 (w celnych 4-3) dla The Reds, 5 minut przed końcem otwarty wynik spotkania…

      Co do Martiala, to trzeba poczekać z wyszydzaniem tego cudzysłowu. Swego czasu takie wejście smoka miał Macheda :p

      Odpowiedz
  8. DawidSz

    Czy ośmieszenie, to nie wiem, zwał jak zwał zresztą, ale ja nie widzę absolutnie co buduje LvG. Może gdybym obejrzał kilka dobrych meczów w wykonaniu Czerwonych Diabłów to zmieniłbym zdanie, ale przy tak przeciętnej lidze United gra przeciętnie, bez polotu i żadnej kreatywności, a przecież pieniędzy Holender dostał sporo, nie żył jak Sknerus McKwacz, a nie przekłada się to na jakość gry wcale, taka jest moja opinia i dlatego też mam pretensję do Rodgersa, że gra jeszcze chujowszą piłkę, bo mecz był do wygrania, ale przy takiej grze to nawet ManU LvG wydaje się nie do ruszenia.

    Odpowiedz
  9. OskarK

    Witam.
    Polecam tekst Michała Zachodnego poświęconego właśnie problemowi Mourinho.
    W wielkim skrócie:
    1. Słabe boki obrony. Ivanovic słaby w obronie i beznadziejny w ataku. Azpi…(Bask) jest PO, a musi grać na lewej stronie. W dodatku jest lewonożny, co ogranicza go w defensywie i czyni bezużytecznym w ofensywie.
    Wystarczy porównać grę BO Evertonu i widać różnicę.
    2. Fabregas. Nie nadaje się do gry w 4-2-3-1 – jako 8 jest słaby w defensywie, a jako 10 nie potrafi grać.
    Jest 8 w (naturalnym dla siebie) 4-3-3.
    W efekcie cała pomoc Chelsea ma 90% podań, ale są one bezproduktywne.
    Gdyby był Oscar, czyli klasyczna 10, to byłoby inaczej.
    3. Brak liderów – zwłaszcza w obronie (Terry) i pomocy (Lampard), oraz brak „jaj” i lęk przed popełnieniem błędu.
    O tym też mówi Mou.
    O Drogbie czy Cechu nawet nie wspominam, ale 10 lat temu oni też dawali pewność reszcie zespołu.

    Reszta (Diego Costa, Hazard) to didaskalia i gdyby nie ww. punkty, to byłby one nieistotne.

    http://zachodnydotablicy.blox.pl/2015/09/Chelsea-popsuta-glowa-czy-system.html

    Odpowiedz
    1. michal77

      w poprzednim sezonie Azpilikuecie zadna noga nie przeszkadzała, więc dlaczego miała by teraz zacząć???
      Lamparda też w poprzednim sezonie nie było,
      ja uważam, że to chodzi o stronę fizyczną, złe przygotowanie, przemęczenie, wyeksploatowanie, itp.
      są słabsi fizycznie od przeciwników, a wtedy trudno trzymać założenia taktyczne,
      pewnie przed zimą odzyskają jakość

      Odpowiedz
      1. KrólJulian

        no właśnie to ciekawe, w zeszłym sezonie to ustawienie było genialne w tym absurdalne, w zeszłym sezonie fabregas nosił magiczny kapelusz w tym się nie nadaje do niektórych systemów, o Terrym czy Coście i Hazardzie nie wspominając… Może i trochę w tym racji, ale problem jest chyba znacznie bardziej złożony – motorycznie odstają od reszty, człapią, nie widać kompletnie woli walki, aż dziwne że tak oklapli. Niestety czasami sukces rozleniwia-zrobiły się z nich takie tłuste koty, a w BPL niestety trzeba trochę zdrowia na boisku zostawić. Oscar panaceum na problemy Chelsea ? może w 1 czy 2 meczach tak, a później tradycyjnie przeciętność…

        Odpowiedz
          1. KrólJulian

            to prawda, ale aktualnie nie ma wyjścia-musi rotować, dziś w LM sporo nowych twarzy w Chelsea zobaczymy

      2. Leuthen

        Słabsi fizycznie – tak, a do tego chyba też mentalnie. Dopóki Mou wojuje ze światem zewnętrznym dla jego drużyn nie jest to problemem, gdy zaczyna walczyć z ludźmi wewnątrz klubu team spirit musi siadać. Tak było w Realu, gdy szukał snitcha w swoich szeregach. i tak może być w Chelsea. Niby to tylko „lekareczka”, ale jednak człek z klubu, ponoć bardzo zżyta z niektórymi zawodnikami… Kto wie, może Mou wkur… wkurzył paru grajków.

        Odpowiedz
        1. Slash

          Tyle, że wtedy wykonał równie ostry wślizg tylko miał pecha, bo Roben podskoczył i wylądował na nodze atakującego. Gdyby Roben nie uciekł z nogami pewnie to on by miał złamaną nogę. Ogólnie wygląda na to, że Moreno lubi sobie takie wślizgi uskuteczniać.

          Odpowiedz
  10. me262schwalbe

    Typy z Ligi Mistrzów poprawiły mi humor (Kijów-Porto, Gent-Lyon i Roma-Barca X, oprócz tego PSV-MU 1 i Wilki-CSKA X przy HC 0:1, nie wszedł tylko Leverkusen-Bate X przy HC 0:1) grałem 4 z 6, weszło 5 z 6. 🙂
    Spróbuję kontynuować, może jest początek jakiejś dłuższej serii….
    Na początek wydawałoby się hit:
    CFC-Ars wg booka najmniej prawdopodobny jest remis (3.38), też tak uważam, że jak już padnie pierwsza bramka, to będzie ciężko o remis, ale czy w ogóle padnie ta pierwsza bramka. Często bywa, że drużyny, które rozegrały pucharowy mecz w tygodniu, w następnej kolejce ligowej wypadają blado, a co jeśli obie grały w tygodniu, a w dodatku są na przeciwnych biegunach emocjonalnych.
    Wiśnie-Koty wydaje mi się, że Wiśnie nie przegapią okazji o wzbogacenie się o jakże cenne trzy punkty (1.67), zastanawiam się tylko jak długo można wszystko przegrywać, nawet ta najczarniejsza seria kiedyś się kończy.
    AV-WBA też postawię na gospodarzy (2.23) choć mam sporo podejrzeń do tego meczu
    Sroki-Szerszenie kompletny brak przeczucia w tym spotkaniu, mimo mojej dość dużej sympatii do Srok nie wydaje, że jest mecz na przełamanie (idealnym rywalem na przełamania są niestety Spurs). Spróbuję zagrać 2 (2.93).
    Łabędzie-Toffiki bardzo ciekawe spotkanie, wg mnie każdy wynik równie prawdopodobny, ja spróbuję zagrać 2 (3.15).
    Stoke-Lisy, po twierdzy Brittania chyba już niewiele zostało, nie znaczy to oczywiście, że teraz każdy tu przyjedzie jak po swoje. Kibice Lisów mają podstawy, żeby liczyć na potrzymanie dobrej passy, myślę, że tym razem będą musieli się zadowolić jednym punktem (3.26).
    MC-Młoty, jak to się mówi do trzech razy sztuka (po Ars i L’poolu przyjdzie głowę pod Młot położyć Obywatelom????) można przy tym nieźle zarobić (9.53), wtorkowy zimny prysznic i twierdzenie, żeby wszystko, co dobre się szybko kończy zdawałoby się potwierdzać tą tezę. Ryzyko jak dla mnie za duże MC pozostaje zdecydowanym faworytem jednak kurs (1.26) kompletnie mnie interesuje, wolę zagrać X2 (3.24), zastanawiam się też nad 1 + HC 0:1 (1.65), zwykłe 1 (1.26), najprawdopodobniej nie zagram tego meczu.
    W przyrodzie wynik konfrontacji Koguty-Orły jest łatwy do przewidzenia, żeby tylko podobnie płacili (3.85).
    Reds-Kanary, czkawką mi jeszcze odbija się typ L’pool-Młoty, gospodarze za 1.62???? (wtedy za 1.40) znów dużo ryzykować, a nawet jak wejdzie to niezbyt wielka pociecha, nie wiem co można tu lepszego wymyślić.
    Święci z Diabłami grają w niedzielę po sumie więc 1 (3.02).

    Odpowiedz
    1. KrólJulian

      CFC Arsenal 1 najbardziej prawdopodobny remis, później 2, więc niespodzianka
      Villa-WBA 1 dawno ta Villa nie wygrała
      B’mouth Sunderland x chyba zadowoli obie ekipy
      Sroki Watford-1 pora na wygraną
      Stoke Lisy vide powyżej
      Łabędzie Everton 1 vide powyżej
      MC WHU 2 jak szaleć to szaleć
      Tott CP 2 ornitologiczne uzasadnienie dobrze oddaje meritum sprawy
      Liverpool Kanarki-1 no chyba nie przegrają…
      Święci-MU – 1 niespodzianka

      Odpowiedz
  11. DawidSz

    No wczoraj Młoty ładnie weszły, a co najdziwniejsze, był to rezultat ze wszystkich meczów, który postawiłem pierwszy, bo wydawał mi się ze wczorajszych spotkań najbardziej oczywisty, ale wysokość kursu aż mi zdziwiła…
    na dziś:
    Święci vs ManU: 1
    Z Tottenhamem też spokojnie sobie Pardew też powinien dać radę.

    Odpowiedz
  12. KrólJulian

    zapomniałeś i Liverpoolu, ja niestety wypełniając kupon nie 🙁 Mam nadzieję, że to był jego ostatni mecz w dotychczasowej roli… No ile można…

    Odpowiedz

Skomentuj KrólJulian Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *