City, Liverpool i trzecia droga

Nic nie przydaje większego sensu naszemu pisaniu o piłce. Żyjemy, oddychamy, oglądamy, czytamy, rozmawiamy, próbujemy cokolwiek rozumieć po to, żeby następnie obejrzeć taki mecz, jak sobotnie spotkanie Manchesteru City z Liverpoolem, albo raczej: sobotnie spotkanie Pepa Guardioli z Jurgenem Kloppem.

Nie pierwsze spotkanie, rzecz jasna. Było ich już tyle, w Niemczech, w Europie i w Anglii, że zdążyli na swój temat wygłosić niejeden komplement, a i w języku dziennikarzy sportowych przyjęło się opisywanie trendów we współczesnym futbolu dzięki jeszcze jednej opozycji obok tej Mourinho-Guardiola (w skrócie: pragmatyk kontra idealista); Klopp i Guardiola to przecież zderzenie natury z kulturą, instynktu z intelektem albo – jak o tym czytaliście w ostatnich dniach aż nazbyt wiele razy – zespołu heavy-metalowego z orkiestrą symfoniczną.

Różnice między Niemcem i Katalończykiem dobrze streścił na łamach „Independenta” Miguel Delaney, zwracając uwagę na czas, w jakim rozgrywają się akcje ich drużyn: trzy-czterosekundowe szturmy Liverpoolu i cierpliwe, przygotowywane nawet w trakcie piętnastu sekund akcje Manchesteru City. Co wolicie? Co ostatecznie okazuje się skuteczniejsze?

Tym, którzy powiedzą, że odpowiedź komplikuje kartka dla Mane, chciałbym przypomnieć, że owa kartka jest niejako wpisana w koszt strategii Kloppa: w tym dzikim tempie, w pasji pressingu, w walce o piłkę podobne przypadki – choć w istocie rzadkie – muszą się jednak zdarzać (o samej kartce skądinąd też można dyskutować, stawiając na jednej szali oczywiste brzmienie przepisów, a na drugiej fakt, że piłkarz Liverpoolu nie widział i z pewnością nie myślał sfaulować Edersona). Ale idąc za tą obserwacją wypada się też zdziwić brakiem przygotowania drużyny na grę w osłabieniu: po zejściu Mane z boiska goście zwyczajnie nie wiedzieli, co robić. Jakże inaczej zachowywali się gracze Manchesteru City, kiedy przyszło im grać w dziesiątkę po czerwonej kartce dla Kyle’a Walkera podczas niedawnego meczu z Evertonem. No chyba że Klopp zdejmował Salaha, wcześniej do spółki z Senegalczykiem dosłownie terroryzującego Otamendiego, z myślą o oszczędzaniu go na środowy mecz z Sevillą.

Zderzenie filozofii zderzeniem; ja tam się głównie nastawiałem na próbę wykazania, że oba trenerskie podejścia mają poważne luki – w defensywie, rzecz jasna. Skończyło się na wykazaniu słabości tej jednej – jeszcze grając w jedenastu Liverpool zostawił znakomitemu de Bruyne zdecydowanie za dużo miejsca na podanie do Aguero, przy drugiej bramce fatalnie zachował się Klavan, itd. Ale przyznacie, że także obrona Manchesteru City w ciągu pierwszych dwudziestu paru minut meczu nie robiła najlepszego wrażenia, i że w gruncie rzeczy nie robi ona najlepszego wrażenia niemal co tydzień. Przy całym wyrafinowaniu trenerskiej propozycji Pepa, przy zachwytach nad fałszywymi bocznymi obrońcami czy nieograniczoną niemal liczbą możliwości szybkiej wymiany piłki w trójkącie, jaką ma zawodnik będący akurat przy piłce, przy inteligencji i wizjonerstwie de Bruyne i Silvy, podobny błąd w systemie nie powinien się zdarzać.

Chciałbym napisać, że istnieje trzecia droga zarówno między pragmatykiem i idealistą, jak między naturą i kulturą. Chciałbym powiedzieć, że istnieje drużyna, która potrafi zarówno przeprowadzić zabójczy kontratak, jak pieczołowicie cyzelować akcje, których schemat zarysowano wcześniej w ośrodku treningowym, a przy tym potrafi jeszcze bronić się najlepiej w całej lidze. Nie zrobię tego, jakkolwiek mecz Tottenhamu z wysoko mierzącym w tym sezonie Evertonem mógłby mi dostarczyć wielu argumentów i nawet Moussa Sissoko w jego trakcie wiedział, co robić (o postępach, jakie zrobił Ben Davies, znajdujący się już w czołówce piłkarzy kreujących w Premier League najwięcej sytuacji bramkowych, powinno się napisać osobno, na przykład kiedy Danny Rose będzie chciał po kontuzji odzyskać miejsce w składzie). Zbyt dobrze pamiętam, jak przed przerwą na reprezentację mozolili się z Burnley i jak następnie wypuścili skromne prowadzenie w tym meczu, by się teraz napalać.

4 komentarze do “City, Liverpool i trzecia droga

  1. Leuthen

    O kartce Mane może i można dyskutować, tylko po co. Jeżeli Mane daje bramkarzowi kopa w twarz 1,5 metra nad ziemią, to naprawdę nie wiem jak można się dziwić czerwieni. Zdrowie piłkarzy przede wszystkim, żeby to wiedzieć nie potrzebne sa przepisy.

    A z tego meczu wniosków wyciągać nie sposób. Nawet przy stanie 1-0 Liverpool miał 100 Salaha, a biorąc pod uwagę rekord Kloppa vs top 6-7, wczorajszy mecz byl totalna aberracja.

    Odpowiedz
  2. r

    szkoda, że Spurs grają w tym sezonie ne Wembley, myślę iż by sporo namieszali !! świętna drużyna
    ktoś wie czy przyszły sezon Spurs tez gra na wembley ?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *