Mourinho w czasie przeszłym

Łatwo byłoby sprowadzić wszystko do charakteru. Pokazać, że metoda szukania winnych wszędzie poza sobą, stawiania na aurę własnej nieomylności, budowania wokół drużyny oblężonej twierdzy, powoływania się na zasługi z przeszłości itd, zwyczajnie już nie działa. Powiedzieć, że dla piłkarzy obecnego pokolenia nie możesz być dyktatorem, że szatnią nie możesz rządzić wzniecając atmosferę wszechobecnego spisku, że publiczne krytykowanie podwładnych nie jest żadną formą motywacji. Że za dużo presji, za dużo krytyki, za dużo fochów i generalnie złych emocji, by to mogło działać. Że rzucanie bidonami o ziemię jest dowodem raczej niepanowania nad sobą niż tak zwanej sportowej złości i że piłkarz, po którego nieudanym strzale pozwoliłeś sobie na taki gest nie będzie już chciał się dla ciebie poświęcać. Podobnie jak ten, którego skrytykowałeś za niewykorzystanie karnego. Charakterystyczne, że Mauricio Pochettino, bodaj najczęściej wymieniany wśród tych, których zarząd Manchesteru United chciałby zatrudnić do sprzątania pobojowiska, po niedawnych błędach Juana Foytha i Kyle’a Walkera-Petersa, prowadzących do utraty bramek w ważnych meczach, bronił swoich podopiecznych jak lew. Że trener Tottenhamu nie obwiniał zarządu o niedotrzymane ponoć obietnice transferowe – pracuje z tymi zawodnikami, których dano mu do dyspozycji, zwyczajnie czyniąc z nich lepszych piłkarzy, zamiast domagać się nieustannie, by jeden nieudany zakup zastąpić kolejnym.

W tym momencie jednak ważniejsza wydaje mi się inna intuicja. W świecie dzisiejszego futbolu w odwrocie są trenerzy, którzy stawiają na reaktywność. Szkoleniowcy, dla których istotą taktyki jest dostosowywanie się do przeciwnika, próba włożenia mu kija w szprychy, czyhanie na błąd. W wydaniu Manchesteru United Jose Mourinho widzieliśmy to wiele razy, przykładem najbardziej może uderzającym – zważywszy, że chodziło o mecz z odwiecznym rywalem – było niedzielne spotkanie z Liverpoolem. To podopieczni Jurgena Kloppa grali na Anfield w piłkę, to oni dyktowali warunki, to oni (tak jest) ryzykowali i nie bali się popełniać błędów w przekonaniu, że i tak zdołają je naprawić. To ich zdawało się nieść myślenie, do którego w klubie z Old Trafford przyzwyczaił nas sir Alex Ferguson i którego wyrazem było tyle razy niosące się z trybun „Attack! Attack! Attack!”. W dzisiejszym futbolu, przynajmniej tym na szczytach klubowej piłki, to Klopp i Guardiola wyznaczają trendy, a Jose Mourinho stał się cieniem przeszłości.

Historia oczywiście lubi się powtarzać. Portugalczyk wylatuje z pracy w trzecim sezonie. Podobnie jak w Chelsea, dzieje się to po skróconym okresie przygotowawczym i wśród dyskusji o niedotrzymanych przez zarząd obietnicach transferowych (choć trzeba przecież pamiętać, że w Manchesterze wydał na piłkarzy 400 milionów funtów, z czego 60 na stoperów – Bailly’ego i Lindelofa; kupiony za ponad 50 milionów Fred w meczu z Liverpoolem nie zmieścił się nawet na ławce). Podobnie jak w Madrycie i Londynie, zostawia podzieloną szatnię i gwiazdy, które poczuły się przez trenera wyalienowane (nie tylko tego najdroższego, Pogbę, bo sposób, w jaki trener traktował Luke’a Shawa, ocierał się wręcz o mobbing). Zaiste, zostawia spaloną ziemię i gdyby kolejny raz znalazł pracę w czołowym europejskim klubie, byłby to dowód postępującego odrywania włodarzy tego świata od rzeczywistości. Powiedziałbym nawet, że szukając następcy,  Jose Mourinho zarząd Manchesteru United nie jego kompetencje i doświadczenie przy taktycznej tablicy powinien brać pod uwagę w pierwszym rzędzie, tylko to, jakim jest człowiekiem. Michael Carrick nie byłby tu najgorszym rozwiązaniem, co mówię w pełni świadomy, że najlepszym jest Mauricio Pochettino.

6 komentarzy do “Mourinho w czasie przeszłym

  1. Klemens

    Nie wiem, Panie Michale, czy uznałby Pan Inter za „czołowy europejski klub” (a piszę to świadom tego, z kim niedawno on rywalizował), lecz jeśli tak, to jestem przekonany, że tam by Mourinho został przywitany przez kibiców owacją na stojąco, a dla zarządu właściwie jedyną przeszkodą byłyby ewentualne oczekiwania finansowe Portugalczyka…

    Odpowiedz
  2. Kapczan

    Odnośnie drugiego akapitu: Simeone i Atletico. 3 finał europejskich rozgrywek w przeciągu 5 lat pokazują że jest miejsce w topie dla reaktywnych drużyn, po prostu Mourinho nie trafił z wykonawcami/nie potrafił dobrać taktyki do piłkarzy. Tyle i aż tyle.

    Małe podsumowanie osiągnięć z ostatniego 2,5 roku:
    Guardiola: Średnia punktów 2,31, Mistrz Anglii, Puchar Ligi
    Klopp: ŚP 1,91, nic
    Mourinho: ŚP 1,97, Liga Europy, Puchar Ligi,
    Końca Mou z pewnością bym nie wróżył bo to ciągle fachowiec, który jednak w ManU przegrał z szatnią. Chętni na jego zatrudnienie z pewnością się znajdą (liczę że w Włoszech ktoś się skusi) i nie na miejscu jest oskarżanie ich o oderwanie z rzeczywistością.
    PS: Nie jestem fanem Mou.

    Odpowiedz
  3. erictheking87

    Witam Panie Michale,

    wyłażę spod kamienia wstydu, po 5 latach zerogry w tej krótkiej chwili odrodzenia prawdziwego Man Utd.
    Oczywiście piękny honeymoon trwa w najlepsze na Old Trafford (i w pełni zasłużenie), natomiast chciałbym się odnieść do część tekstu odnośnie Mou. Abstrahując od faktu pewnego wypalenia tego trenera – a przynajmniej wydaje mi się, że takie nastąpiło w Realu, to kwestia futbolu reaktywnego nie wydaje mi się być przeszłością. Atletico ma się najlepiej od lat pod wodzą Simeone, Allegri w Juve również nie gra piłki z innej planety, a klęski na Anfield nie podnosiłbym do potęgi – jako wyznacznika globalnych trendów. Nie tak dawno Mou ograł Kloppa 2-1, grając piłkę typowo reaktywną, w taki sposób, że Liverpool nawet nie pisnął – oczywiście grał coś tam sobie, ale kompletnie nic z tego grania nie wynikało.
    A do tego trzeb wziąć pod uwagę, że na OT nie miał wykonawców swoich marzeń, a i presja otoczenia(kibice, zarząd, media) wynikająca z żądania tradycyjnie ofensywnej piłki na OT nie pomagała.
    Jestem całkiem przekonany o tym, że gdyby wystawić pierwszą Chelsea Mourinho czy Inter przeciwko Lpoolowi na Anfield w poprzednią niedzielę, to wynik mógłby być zupełnie odmienny. Pomimo, że Liverpool obecnie jest bardzo mocnym przeciwnikiem.
    Natomiast samemu Mou uważam, że dobrze zrobiłby rok albo dwa lata przerwy, celem regeneracji, uspokojenia skołatanych nerwów, odświeżenia umysłu, wyluzowania się przede wszystkim psychicznego. Bo widać po nim gołym okiem, że emocje i presja raz, że go zjadają, a dwa, że odcisnęły na nim duże piętno.

    Odpowiedz
  4. ArsenalFan

    Panie Michale,
    vox populi wzywa. Fajne rzeczy dzieją się PL. Baby Face Killer odmienia oblicze manchesterskiej ziemi, The Reds z Obywatelami toczą epicki bój o majstra. Totki walczą z przeznaczeniem, Kanonierzy z psychologiczną spuścizną po papie Wengerze. A po każdym takim wydarzeniu człowiek zagląda z niecierpliwością na swojego ulubionego bloga zastanawiając się „co też pan Michał o tym napisze?”. I nie ukrywam, że ostatnio częściej spotyka mnie zawód niż satysfakcja :/ Nie wiem jak innym pańskim czytelnikom ale mnie ćwierkanie nie wystarcza. Jestem staromodny i lubię sobie przeczytać porządny kawałek tekstu. Niechże się Pan nie da prosić…

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *