Tottenham ciężko doświadczony

„Doświadczenia nie da się kupić”- powiedział Antonio Conte na konferencji prasowej po meczu z Manchesterem City, w którym jego drużyna prowadziła do przerwy 0:2, żeby ostatecznie przegrać 4:2, po czym uśmiechnął się gorzko i dodał: „No cóż, da się kupić doświadczenie”. Sens tej wypowiedzi był oczywisty: Włoch pracuje z drużyną niedoświadczoną i w klubie, którego prezes nie chce go wesprzeć, kupując mu zawodników rutynowanych – takich, z którymi mógłby walczyć o najwyższe cele teraz i od razu.

Rzecz w tym, że obie części wypowiedzi włoskiego trenera wydają się nieprawdziwe. Conte pracuje z drużyną wyjątkowo doświadczoną, ze średnią wieku dobiegającą trzydziestki. W jej składzie są były mistrz i aktualny wicemistrz świata Hugo Lloris, aktualny mistrz świata Cristian Romero, a także były wicemistrz świata, aktualny brązowy medalista mundialu Ivan Perisić (nawiasem mówiąc ten koronny przykład kupionego latem doświadczenia, idealny typ transferu „pod Conte” i dawny „żołnierz” włoskiego szkoleniowca z Interu, wczoraj był współodpowiedzialny za utratę trzech bramek…). O kolosalnym doświadczeniu takich piłkarzy, jak Harry Kane czy Heung Min Son, nie ma co mówić – to przecież królowie strzelców angielskiej ekstraklasy, grający w niej od lat, pamiętający występ w finale Ligi Mistrzów. Dier i Davies byli w Tottenhamie za najlepszych czasów Mauricio Pochettino, uczestniczyli w niejednym klasyku Premier League i Champions League, występowali na wielkich turniejach ze swoimi reprezentacjami. Hojbjerg z Danią przeżył niejedno, a w Bayernie uczył się jeszcze od Pepa Guardioli. Richarlison utrzymał Everton w Premier League, a w Katarze strzelił najpiękniejszą bramkę turnieju. Bentancur, Kulusevski, niby młodzi, występowali już w Serie A, a ich rok w Tottenhamie pozwolił chyba zebrać pulę kolejnych doświadczeń. Za Lengletem stoi parę sezonów w Barcelonie, z katalońskiego klubu przyszedł też Emerson Royal, na ławce jest wielu mężczyzn po przejściach: Forster, Sanchez, Doherty, Bissouma. W ubiegłym sezonie ten sam mniej więcej skład (ba: słabszy, bo przecież bez Perisicia, Richarlisona, Bissoumy) wygrał na Etihad 3:2. Doprawdy: sugerowanie, że tej ekipie brakuje doświadczenia, jest wyjątkowo nie na miejscu, podobnie jak sugerowanie, że prezes Levy włoskiego szkoleniowca nie wspiera. Wiadomo, że przebudowa i proces wzmocnień powinny być ciągłe, ale latem klub wydał naprawdę dużo pieniędzy, i to nie tylko na dobrze się zapowiadających graczy z perspektywą ich odsprzedania w przyszłości (Djed Spence), ale i na takich, którzy powinni robić różnicę tu i teraz – wspomnianych już Perisicia, Richarlisona, Bissoumę.

Co charakterystyczne, wczorajsza kapitulacja w drugiej połowie meczu z MC zbiegła się z rocznicą pamiętnego thrillera w Leicester, gdzie Tottenham wygrał 3:2 dzięki dwóm golom Bergwijna w doliczonym czasie gry. Północnolondyńska rewolucja Conte nabierała właśnie tempa, a przyjście Kulusevskiego i Bentancura miało za chwilę nadać jej jeszcze większej dynamiki. To było całkiem niedawno: szczelna obrona i zabójczo szybkie ataki z własnej połowy jako przepis na sukces, owszem – z perspektywy miłośnika futbolu opartego o posiadanie piłki, pressing i dominację ten styl drużyny był zbyt reaktywny, ale przecież przynosił zwycięstwa i punkty, a w końcu pozwolił nawet wrócić do Ligi Mistrzów. Po letnich transferach optymizm wokół drużyny był spory. O tym, że obroni miejsce w pierwszej czwórce mówili w zasadzie wszyscy eksperci (no, może poza niżej podpisanym, ale to dlatego, że w kwestii Tottenhamu rzadko patrzę eksperckim okiem). Jesienią drużyna grała poniżej oczekiwań, ale zbierała punkty. Na mundial zawodnicy rozjeżdżali się patrząc z góry na większość bezpośrednich rywali – poza Arsenalem i MC oczywiście. Co poszło nie tak?

O tym, w jakim miejscu jest Antonio Conte po stracie Gian Piero Ventrone, a także po śmierciach Sinisy Mihajlovicia i Gianlukki Viallego, już parę razy napomykałem – i tutaj na blogu, i w studio Viaplay, i na Twitterze. Na ostatniej konferencji Włoch mówił otwarcie, że te traumatyczne doświadczenia skłaniają go do poważnych refleksji o przeszłości. Mówił też o rozłące z rodziną – żona i dorastająca córka zostały we Włoszech, on w Londynie mieszka wciąż w hotelu; wiemy, że stara się wracać do domu najczęściej, jak może, ale na ławce, w trakcie meczów i podczas rozmów z mediami wygląda na coraz bardziej tym wszystkim zmęczonego i pozbawionego energii. W ubiegłym sezonie tzw. „Conte Cam” – pomeczowy filmik pokazujący reakcje Włocha przy linii bocznej – był hitem klubowych mediów społecznościowych, ale teraz coraz częściej administratorzy po prostu go nie wrzucają, nie ma się czym chwalić. Wygląda na to, że w trakcie mundialu klub i trener podjęli decyzję: to małżeństwo z rozsądku latem zakończy się rozstaniem. Wygląda na to, że piłkarze to czują i wiedzą.

Jasne: Conte ma prawo być sfrustrowany faktem, że Daniel Levy nie kupuje tyle, co Todd Boehly. Zarazem jednak Levy może być sfrustrowany faktem, że choć płaci trenerowi 15 milionów za sezon, to drużyna pod jego rządami nie rozwija się tak, jak – powiedzmy – Brighton pod De Zerbim. Że piłkarze, jakich ma do dyspozycji Włoch, nie grają lepiej niż kiedyś. Że ani tych młodych – powiedzmy: Sessegnona czy Skippa – nie rozwinął, ani tym doświadczonym – zwłaszcza Sonowi – nie pomógł pozostać dłużej na topie. Że wciąż uparcie trzyma się jednego ustawienia, nawet jeśli w trakcie meczu z Arsenalem oznacza to, że Hojbjerg i młodziutki Sarr muszą grać we dwóch przeciwko trójce pomocników rywala – i nawet jeśli jego wahadłowi (Sessegnon w czwartej minucie derbów, Emerson Royal w zasadzie w większości przypadków) po dojściu do dobrej pozycji wybierają złe rozwiązania. Kiepskie początki spotkań, letarg pierwszych połów, gole tracone po indywidualnych błędach, ale też po stałych fragmentach gry – tych goli traconych naprawdę mnóstwo, szósta porażka w ostatnich dziesięciu meczach ligowych; wszystko to pokazuje wyraźnie, że coś tutaj nie funkcjonuje.

Wczoraj akurat Tottenham zaczął dobrze (a może to zresztą kiepsko zaczął Manchester City, o którym Guardiola mówił po meczu, że wielu piłkarzy poczuło się w nim zbyt komfortowo?). Przez 45 minut przekonywaliśmy się, ile drużynie daje obecność Bentancura, zarówno w pressingu, jak podczas prób minięcia rywala podczas wyprowadzania piłki sprzed własnej bramki. Nawet i w drugiej połowie w zasadzie każde szybkie wyjście londyńczyków pachniało zagrożeniem przed bramką Edersona. Naprawdę jest potencjał w tej drużynie, ale potencjał ten w ostatnim czasie nie może się uwolnić.

O tym pisałem już po derbach: trzeba dawać czas trenerowi, trzeba go wspierać, ale wtedy, kiedy ma się przekonanie, że jest to właściwy trener. Żeby zacytować Alasdaira Golda: jest coś ironicznego w fakcie, że Chelsea zatrudniła trenera nastawionego na rozwijanie projektu w klubie, który ma wygrywać natychmiast, Tottenham zaś zatrudnił trenera nastawionego na natychmiastowe wygrywanie w klubie przyzwyczajonym do rozwijania projektu. 

W przypadku Conte i Tottenhamu coraz wyraźniej widać, że to nie działa. Pytanie tylko, czy przez najbliższe tygodnie klub nadal ma się pogrążać w marazmie, godząc się nie tylko z wygaśnięciem kontraktu Włocha, ale także z koniecznością sprzedania latem Harry’ego Kane’a (przecież nie przedłuży kontraktu w tym bałaganie, aż tak głupi nie jest), czy powinien jednak spróbować uratować jeszcze ten sezon. Zimowe transfery nigdy nie są łatwe, ale kiedy cały piłkarski świat wie, że dokonują ich trener bez przyszłości i dyrektor sportowy, któremu we Włoszech grozi proces karny (udział Fabio Paraticiego w ostatnim skandalu wstrząsającym Juventusem to przecież kolejny powód do zmartwień ludzi związanych z Tottenhamem), wydają się jeszcze bardziej skomplikowane. Sami zresztą pomyślcie: kupowalibyście na miejscu Daniela Levy’ego kosztownego wahadłowego mając w tyle głowy obawę, że kolejny szkoleniowiec wcale nie będzie grał wahadłowymi?

Doświadczenia nie da się kupić. Ale my w Tottenhamie naprawdę jesteśmy już bardzo doświadczeni. Także przez los, który skazał nas na kibicowanie takiej drużynie.

Jeden komentarz do “Tottenham ciężko doświadczony

  1. Marcin

    Panie Michale – co do Conte – chyba rzeczywiście szereg czynników sprawił że jego czas w Tottenhamie będzie podsumowany dużo gorzej niż mogłoby być i było za Pochettino. Jak Pan ocenia transfer Kiwiora – całkiem spora kwota – da sobie radę ?

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *