Blue Moon
You saw me standing alone
Without a dream in my heart
Without a love of my own
Blue Moon
You know just what I was there for
You heard me saying a prayer for
Someone I really could care for
Księżyc zaszedł i nikt nie płacze po Roberto Mancinim… może poza kibicami, którzy wspierali go do końca. Nie płaczą pragmatyczni właściciele, rozczarowani, że na ubiegłorocznym sukcesie nie potrafił zbudować czegoś trwałego. Nie płaczą piłkarze, których gonił do ciężkiej pracy. Nie płaczą dziennikarze, wobec których bywał równie opryskliwy, jak wobec piłkarzy. Ci starsi i bardziej szowinistyczni nie wybaczyli mu zresztą, że nie jest Anglikiem; młodsi i bardziej otwarci mają wielką nadzieję na powiew świeżości, związany ze spodziewanym przyjściem Manuela Pellegriniego; piszą o taktycznej uniwersalności Chilijczyka i tłumaczą jego wpadkę w Realu problemami na szczytach klubowej hierarchii czy sprzedaniem zawodników, na których liczył (Sneijdera na przykład). W Manchesterze, zapewniają, podobnych problemów już nie będzie: Pellegrini jest wszak wybrańcem dyrektora Begiristaina.
Zwykle w podobnej sytuacji mam pokusę bronić zwolnionego, podnosząc np. fakt, że zdobył jednak z klubem Puchar i mistrzostwo Anglii, obecny sezon zaś – przed którym nie doczekał się przekonujących wzmocnień (van Persie wybrał MU, Hazard Chelsea, a w MC wylądowali Maicon, Rodwell czy Javi Garcia; jeden Nastasić wiosny nie czyni) – skończył na drugim miejscu w lidze i w finale pucharu, a z Ligi Mistrzów odpadł po morderczej i wyrównanej rywalizacji w „grupie śmierci”. Wyrzucenie z Chelsea Carlo Ancelottiego nie przyniosło jakoś klubowi powrotu na szczyt ligowej tabeli…
Że kazał piłkarzom ciężko pracować, organizował dodatkowe sesje, skupiał się podczas zajęć na detalach gry defensywnej? Doprawdy karygodne… Gdyby którykolwiek z podwładnych sir Alexa Fergusona wpadł na pomysł poskarżenia się na podobne praktyki, zostałby przez trenera zamordowany i z pewnością nie byłoby to „holistyczne traktowanie”, o które upominają się właściciele MC uzasadniając zwolnienie Włocha. Trudno zresztą uważać za przejaw „holistycznego traktowania” z ich strony dopuszczenie do eksplozji pogłosek o możliwej zmianie szkoleniowca na dobę przed finałem Pucharu Anglii.
Błędy Roberto Manciniego były oczywiście ewidentne. „Morderstwa” dokonywane przez Fergusona odbywały się raczej za zamkniętą szczelnie bramą ośrodka treningowego –menedżer MC tymczasem publicznie krytykował swoich piłkarzy, i to o takim znaczeniu, jak Hart, Balotelli, Nasri czy kapitan Kompany. I bywał niekonsekwentny: na więcej pozwalał Balotellemu, co zdaniem takiego np. Alana Hansena nie mogło pozostać bez wpływu na atmosferę w zespole („Jeśli on może, to dlaczego nie ja?” – pytali ci spokojniejsi, patrząc na kolejne wybryki „Supermario”), również „skończony” ponoć Tevez otrzymał drugą szansę po pięciu miesiącach od pamiętnej awantury w Monachium i mimo późniejszego wyjazdu do Argentyny bez zezwolenia klubu. O tym, że jako taktyk Mancini skupiał się nadmiernie na grze defensywnej, że zwlekał ze zmianami w kluczowych momentach spotkań, że nie radził sobie z rotacją piłkarzy, tu i ówdzie przez ostatnie godziny pisano.
Problemem nie było to, czy piłkarze go lubili (za Fergusonem, wbrew oficjalnym wypowiedziom, których masę nam w tych dniach dostarczono, podwładni również nie przepadali), ale to, czy go szanowali i chcieli słuchać. A z tym bywało różnie. Momentów wielkich, jak pamiętny finisz w meczu z QPR przed rokiem czy triumf 6:1 nad Manchesterem United, było zbyt mało. Spotkania, w których grali jak mistrzowie (patrz kwietniowe derby) przeplatały się z takimi, w których całkiem nie po mistrzowsku dawali się ogrywać (patrz późniejszy o dwa tygodnie mecz z Tottenhamem). Silnik Toure, klasa Silvy, geniusz Aguero zasługiwały na więcej. Dżeko skuteczny bywał jedynie sporadycznie, Nasri dobrze grał tak co piąty mecz, a Hart co piąty mecz notował wpadkę. W sumie: zaskakująco często brakowało pasji – której w klubie za miedzą nie brakowało nigdy.
Tak, za przejaw „holistycznego traktowania” uznawałbym dawanie menedżerowi czasu. Alex Ferguson po trzech i pół roku pracy w MU grał TEN mecz pucharowy z Nottingham Forest, decydujący ponoć o jego być albo nie być, a po pierwsze trofeum sięgnął dopiero parę miesięcy później. Przez trzy i pół roku pracy w MC Mancini zdobył mistrzostwo i Puchar Anglii, trzykrotnie awansując z klubem do Ligi Mistrzów. Rzecz w tym, że ówczesny prezes Czerwonych Diabłów wiedział, iż Ferguson w tym czasie odciska swoje piętno na wszystkim, od pierwszej drużyny, z transferami dokonywanymi za jego poduszczeniem, po budowę zaplecza w klubowej akademii, która za chwilę miała wypuścić najlepsze pokolenie piłkarzy w historii klubu. Skupiony na pierwszej drużynie Mancini na boiska juniorskie zaglądał rzadko; odwiedzał je raczej dyrektor Begiristain.
Podsumowując tę historię myślę sobie, że być może Włoch przyglądał się Szkotowi; że konfrontując się z piłkarzami, będąc dla nich surowym i twardym, chciał postępować jak Alex Ferguson… Jeszcze jeden dowód na to, jak wyjątkowego gościa mieliśmy.
Mógłby Pan rozwinąć myśl odnośnie relacji między Fergusonem a jego piłkarzami?
Rozwijam w tekście dla Tygodnika Powszechnego 🙂
Twierdzenie, że Mancini chciał naśladować Fergusona jest według mnie grubą przesadą. Facet jest przywiązany do tworzenia rozbudowanej strategii na mecze. W Interze to przechodziło, piłkarze wiedzieli, że tak trzeba i zagłębiali się w tajniki tworzonych przez Roberto planów. Sam Mourinho stwierdził kiedyś, że w Serie A grało mu się najtrudniej, gdyż jego przeciwnicy zawsze mieli przygotowanych kilka planów awaryjnych. Kiedy mecz się układał to rzeczywiście było widać tą perfekcję taktyczną Manchesteru City. Przykładem może być ich ostatni mecz z United. Być może z niektórymi piłkarzami Roberto nie mógł się dogadać bo zwyczajnie oni go nie rozumieli. Być może takim indywidualnością jak Balotelli i Tevez nie podobał się styl bycia Manciniego. Przecież nawet Mourinho mając w składzie Interu Balotellego i Ibrahimovica zrezygnował z obu. Być może ktoś psuł atmosferę w szatni. chciałbym powiedzieć, że Nasri też nie jest potulnym chłopcem. To był trudny zespół do poskładania, a Manciniemu udało się z nim odnieść spore sukcesy. Przyznaję że w lidze mistrzów mu nie poszło i chyba tylko pracując w Lazio zaistniał w europejskich pucharach. Chociaż jak przypominam sobie dwumecz z Wisłą Kraków to trzeba stwierdzić, że wtedy też jego drużyna nie była zbyt mocna.
Trochę bronie Manciniego, ale uważam, że twierdzenie iż Włoch naśladuje Fergusona to poważny zarzut i duże nadużycie. Sądzę że Roberto to fantastyczny specjalista. Przypominam że wygrał on ligę włoską i angielską oraz puchary tych krajów. Nie pan pierwszy wytyka mu słabości co jest trochę niesprawiedliwe.
Pilarze nie przepadali za Fergusonem? Są tacy co go nie znosili, są tacy którzy bardzo lubili z nim współpracować. Tylko co z tego?
Alex Ferguson trzymał piłkarzy na dystans, nie miał z nimi relacji przyjacielskich, było jasne kto jest szefem. Był uczciwy wobec graczy, doceniał i nagradzał postępy, karał niesubordynacje, zasady były bardzo klarowne, powszechnie znane.
Menadżer i przełożony nie jest po to by sie go lubiło, jego ma się respektować i wykonywać zadane polecenia.
Nie czytałem Pańskiego tekstu w TP, może będę miał okazje, ale tekst o tym ze nie chciał bym takiego przełożonego jest absurdalny. Nie chciałbym przełożonego wymagającego, podnoszącego tak swoje jak i moje umiejętności, pod wodzą którego odnosi się sukcesy?
Że stosuje bezpośrednie środki? A co w tym złego? Jak trzeba powiedzieć prawdę prosto z mostu to się ją mówi, jeśli komuś to przeszkadza, to droga wolna.
Ja osobiście preferuje otwarte stawianie sprawy, jak trzeba to dosadnie. Bez banialuków.
Jedna z największych zalet Fergusona moim zdaniem było to że załatwiał sprawy od razu, jak opieprzył i dał kare to dał, nie wracał do tego, kiedyś Schmiechel opowiadał jak był pod działaniem suszarki a pół godziny później grał w karty z Bossem w autokarze, co mu powiedział to juz powiedział,nie wracał do tego, o ile zawodnik wyciągnął wnioski.
Czytałem streszczenie jego wykładu o zarządzaniu na Harvardzie, i byłem pod wrażeniem jak przemyślanym systemem zarządzania się kieruje.
Jako że podwładny szanował go i wiedział że będzie oceniał go uczciwie, to pracował dla niego bo to oznaczało że pracuje także dla siebie.
Od sposobu zarządzania Sir Alexa można się naprawdę wiele nauczyć.
Mi zawsze właśnie w SAFie najbardziej podobało się to, że nigdy nie było świętych krów w składzie. Ktoś podpadał lub zaczynał strzelać fochy i było out.
Dlatego bardzo mnie boli, że Rooney zostawił troche skaze na tej praktyce przez lata stosowanej przez Sir Alexa.
Pierwszy transfer request trzy lata temu jeszcze jakoś przebolałem, dlatego że zawsze Rooneya lubiałem i wtedy nie chciałem żeby odchodził, zwłaszcza że był wtedy postacią pierwszo-planową.
Teraz Rooney ośmiesza klub po raz kolejny z jego chęcią do transferu. Wiem, że wczoraj już gazety pisały, że Wayne się chyba namyślił i jednak chciałby zostać, ale to już drugi raz kiedy zostawia po sobie taki smród…
Ja osobiście Anglika nie chce oglądać w następnym sezonie na Old Trafford i mówie to w pełnej świadomoście tego co dla MU zrobił.
również czytałem zapis z tego wykładu i nie demonizowałbym wkładu SAFa w rozwój nauki o zarządzaniu. poświecony był on raczej kierowaniu i motywowaniu aniżeli „systemom zarządzania”, ale to juz szczegół…
To mnie źle zrozumiałeś, nie o wkład mi chodziło a o praktykę, opowiadał czym sie kieruje jakie ma zasady, na co na pewno nie pozwala. To było klarowne, bardzo przejrzyste. Systemem nazwałem właśnie szereg drobnych spraw z których czerpie i na których sie opiera.
Jak np to że często motywuje piłkarzy opowiadając o czym innym niz o piłce, jak choćby z koncertu filharmonii wyciągnął że aby orkiestra grała każdy musi wiedzieć co i kiedy ma robić.
Jak tak to ok, bo myślałem już, że chodzi ci o system zarządzania sensu stricto.
Mnie dla odmiany zawsze zastanawiała indolencja Manciniego w Europie. Wszystkie prowadzone przez niego drużyny zawsze wypadały w Europejskich Pucharach znacząco poniżej oczekiwań. To przecież nie jest przypadek, że Roberto nic nie osiągnął ani z mocnym ówcześnie Lazio Rzym, że latami cieniował z Interem, a następnie z City.
Czy piłka ligowa aż tak różni się od pucharowej?
Analogicznie masz Beniteza, który w lidze niemal nic nie wygrał (jedynie z Walencją), za to w pucharach, szczególnie europejskich sukcesy odnosił. A wczoraj kolejny. W obu typach rozgrywek ważne są inne elementy zarządzania drużyną, widać każdy z tych trenerów posiada umiejętności tylko na ligę/puchary.
A ja pragnę serdecznie pogratulować kibicom Chelsea triumfu w LE. Znakomita ta końcówka – ponownie pokazali, że angielskie drużyny zawsze walczą do końca. Brawo.
Dziękujęmy:) Okazuje się, że ta angielska piłka ledwo dyszy, ale coś tam jeszcze w tej Europie znaczy. Wolałbym ten puchar „z uszami”, ale nie ma co wybrzydzać 🙂
Ależ proszę bardzo 😉
Generalnie zawsze się śmieję z pucharu przegranych, czy też raczej ligi przegranych, jako uwłaczającej godności tych wspaniałych Anglików, ale powiedzmy, że z powodu (chwilowo) zaistniałej, nieciekawej sytuacji angielskich miernot na europejskich boiskach, możemy uznać, że Liga Europy jest akurat w tym sezonie wyjątkowo cennym pucharem! I zdobytym stylowo – nie zgadzam się, że grali kiepsko. Mi się piłka grana przez Chelsea podobała – nie był to może szczyt finezji i poezji piłkarskiej, ale była momentami naprawdę efektowna (szczególnie świetne through ball’e próbujące siekać defensywę Benficki).
A tak na marginesie – portugalskie kluby w ostatnich latach stanowią potęgę w LE.
Dziękuję, fajny mecz był, a najlepszy był bot Franka Lamparda zdobyty przez polskich dziennikarzy.
Z całym szacunkiem dla Manciniego, ale porównywanie jego warsztatu trenerskiego, a przynajmniej niektórych metod i narzędzi z tymi stosowanymi przez SAFa to duże wyzwanie… Podobieństwa dla mnie kończą się na tym, że obaj byli trenerami i pracowali w tym samym mieście… Mordercza i wyrównana walka MC w grupie LM? Chyba z Ajaxem lub własną niemocą, bo skończyli na ostatnum miejscu bez choćby jednej wygranej…
Skala inwestycji poczynionych w ten klub vs tegoroczne osiągnięcia zespołu Manciniego uprawniają do stwierdzenia, że przegrał on wszystko co było do przegrania i to w „pięknym” stylu.
Ale to i tak szczegół, bo wieczór należy do wielkiej Chelsea, która w kiepskim stylu, do którego wszyscy już chyba przywykli, zgarnęła kolejny europejski puchar do kolekcji. Jak co roku muszą bronić honoru angielskiej piłki na arenie europejskiej i perfekcyjnie wywiązują się z tego zadania. Nikt tak nie truje o „mentalności zwycięzców”, oni po prostu wygrywają 🙂
To co, pozostaje życzyć obrony trofeum w przyszłym roku 😀
Dziękuję, ale mam nadzieję, że Chelsea w przyszłym roku odda ten puchar bez walki i bez większego żalu 🙂
Bezczelnie pozwolę sobie wrzucić mój koment n/t RM z innego serwisu ;P
Generalnie nie dziwi mnie zwolnienie Manciniego. Smutno mi z tego powodu, tylko z punktu widzenia fana Man Utd – każdy, kto przyjdzie na jego miejsce będzie wzmocnieniem Man City. Od dnia pierwszego aż do dzisiaj miałem wątpliwości do co tego czy Roberto się nadawał do roboty tego kalibru. Owszem, sukcesy w Interze go broniły, ale odnosił je w czasach, gdy kompletnie nie istniała konkurencja w Serie A. Natomiast koncentrując się na jego poczynaniach w Anglii, od początku City było zespołem ułożonym tylko z tyłu. W pierwszych sezonach, słusznie wypominano mu beznadziejny styl gry i defensywne zacięcie. Miałem zawsze brzydkie podejrzenie, że mistrzostwo było nie dziełem zespołu, a sumy indywidualnych umiejętności i chęci graczy ofensywnych. Z mojego punktu widzenia, ta drużyna zawsze była zlepkiem indywidualistów, gdzie każdy sobie rzepkę skrobie.
Mancini także w kwestii wyjątkowo cenionej na Wyspach, czyli man managmentu, był managerem po prostu beznadziejnym.
I to uważam za jego grzech śmiertelny. Przypuszczam, że wynika to z włoskiej kultury piłkarskiej, gdzie trener przychodzi do pracy, jako przełożony i zarządza swoimi podwładnymi, czyli piłkarzami, a następnie opuszcza zakład pracy i udaje się do domu. Oni mają go słuchać i robić co każe, a on odpowiada słupkami na wykresach, przed swoimi przełożonymi.
Mancini przerżnął totalnie możliwość zbudowania wspólnoty na City of Manchester Stadium. A miał ku temu tyle narzędzi, że Ferguson, Mourinho, Guardiola czy Wenger uczyniliby z nich wewnętrznie scementowany postrach piłkarskiego świata. Gracze tacy jak Nasri, którzy przyszli coś wygrać, jak Kompany czy Richards, którzy identyfikują się z klubem , gracze z urażoną dumą jak Tevez, czy przede wszystkim ogół całego klubu stojącego w cieniu znienawidzonego Manchesteru United. To kapitał ludzki, kapitał charakterów, pasji i otoczenia, na którym można było zbudować zespół gotowy na boisku i poza nim za siebie umrzeć, a w dodatku piekielnie utalentowany i z bardzo długą ławką rezerwowych. Jeśli przyjdzie ktoś, kto stworzy z nich tę wspólnotę, to będą naprawdę piekielnie ciężcy do pokonania. A Mancini? Cóż, niech idzie zarządzać pracownikami gdzie indziej.
A gdzie jeszcze umieściłeś ten koment? Przysiągłbym, że go widziałem już gdzieś ale mam dziury w głowie i nie potrafię sobie przypomnieć 🙂
na krotkiejpilce 😉
Uśmieję się, gdy okaże się, że liga nie skończy się w ten weekend i potrzebne będzie rozegranie jednego meczu bądź dwumeczu o 3 miejsce między Arsenalem a Chelsea. Wbrew pozorom jest to całkiem prawdopodobne… Oby arbitrem był wtedy sedzia Laguna 🙂
David Beckham zakończył piłkarską karierę. Rok rozstań dla fanów MU. SAF, Neville, Scholes, Beckham. Mam nadzieje ze MU pójdzie drogą Bayernu Monachium i będzie ściągać swoje byłe gwiazdy do klubu. David jako ambasador marki United ? Biorę w ciemno !
Ps. Trochę wspomnień
http://youtu.be/jdVDR3w-Mjs
Ambasadorem będzie Sir Alex Ferguson osoba o wiele, wiele
zacna niż sportowiec celebryta.
i co, nie może być kilka osób na takim stanowisku? jak ferguson przejmie jakąś funkcję, to już nikt inny nie ma prawa? to jak to się ma do tego, że będzie też w radzie dyrektorów manchesteru, inni będą musieli zmienić nazwy swoich pozycji na „wicedyrektorów”, czy mogą zostać „dyrektorami”?
Ambasadorami są też Robbo, Cole, Schmeichel i paru innych niezłych agentów.
A przy całym szacunku dla Fergiego – Becks bije go (i każdego innego) popularnością na głowę.
I jak to mówią – he’s a true Red, więc żaden prawdziwy kibic United złego słowa o nim nie powie.
Ambasadorem Utd. byłby spektakularnie dobrym. Ciężko wyśnić sobie lepszego.
Manuel Pellegrini to dobry trener, ale z taktyczna uniwersalnoscia on naprawde nie ma wiele wspolnego.