Są takie chwile, w których kibic powinien być człowiekiem odpowiedzialnym. Na przykład odpowiedzialnym ojcem rodziny. Albo odpowiedzialnym pracownikiem. Odpowiedzialność bywa – mocno w to wierzę – sowicie wynagradzana: człowiek odpowiedzialny, kibicujący, powiedzmy, Chelsea, jedzie w sobotę na pierwszą wiosenną wycieczkę z dziećmi i omija go cały ten pasztet, jaki funduje mu ukochana drużyna na Selhurst Park. O ileż łatwiej zapoznawać się z przebiegiem wydarzeń już po fakcie, na podstawie skrótu z Match of the Day, w którym nie wyglądało to aż tak strasznie, a potem spokojnie dywagować nad przyszłością takich piłkarzy, jak Oscar, Torres czy Schürlle, którym – zdaniem menedżera – nie brakuje talentu, ale brakuje (uczciwszy uszy) jaj. „Moich czterech obrońców zagrało kapitalnie – mówił Mourinho – jak zawsze zresztą. Co do innych, wolałbym się nie wypowiadać. Terry, Ivanovic, Cahill i Azpilicueta będą trzymać poziom w słońcu i w deszczu, na wielkich i małych boiskach [to Crystal Palace należy akurat do najciaśniejszych w Premier League – MO], przeciwko drużynom grającym agresywnie albo stawiających na posiadanie piłki, od pierwszej do ostatniej kolejki”…
Właściwie to chciałbym wiedzieć, co bardziej boli: kibicowanie drużynie, która walczy o mistrzostwo kraju i traci szanse dzięki kompletnie niespodziewanej wpadce na boisku drużyny broniącej się przed spadkiem, czy takiej, która od lat ma ambicje przebicia się do Ligi Mistrzów i która tylko raz potrafiła je spełnić, poza tym zaś zwykle się wywraca, jakże często, niestety, z powodów charakterologicznych? Jeśli Mourinho mówi o braku jaj u swoich piłkarzy, to co powinien mówić Tim Sherwood? Jak można kibicować klubowi, który zmienia trenerów jak rękawiczki – nawet wówczas, kiedy poprzednikom trudno zarzucić, że zawiedli na całej linii, a następcy oczywiście wcale nie okazywali się lepsi? Jak ściskać kciuki za zawodników, którzy w tym sezonie popełnili aż 17 indywidualnych błędów, po których padały bramki dla rywali? Jak pogodzić się z tym, że piłkarze wychodzą z tunelu na Anfield ze strachem w oczach (obejrzyjcie uważnie zbliżenia twarzy graczy Tottenhamu jeszcze przed pierwszym gwizdkiem), mowa ciała niektórych wskazuje na to, że myślami są już w innych klubach (Vertonghen), a ich menedżer mówi, że taktyką na ten mecz była uważna gra w defensywie TAK DŁUGO, JAK SIĘ DA, i liczenie na to, że z czasem gospodarze zaczną się denerwować? Pomijając już fakt, że nawet Harry Redknapp nie mówił o swoich planach tak trywialnie: uważna gra w defensywie nie trwała nawet 90 sekund…
Chciałbym to wszystko wiedzieć, albowiem jestem szczęściarzem i swoją nagrodę otrzymałem. Jako człowiek odpowiedzialny poszedłem w niedzielę do pracy. „Tygodnik Powszechny”, w którego redakcji spędziłem już więcej niż połowę życia, zmienia właśnie format, ja prowadzę wydanie i zamiast przejmować się stylem, w jakim mój Tottenham kapituluje przed fenomenalnym zaiste Liverpoolem, przeglądam sobie kolumny z tekstami Wojciecha Jagielskiego, Filipa Springera, Adama Bonieckiego czy Andrzeja Stasiuka. Owszem, popatrywałem jednym okiem na to, co dzieje się na Anfield, ale tak naprawdę myśli moje krążyły zupełnie gdzie indziej.
A najfajniejszy piłkarski moment tego weekendu nie wydarzył się ani na Selhurst Park, ani na Anfield, ani nawet na Emirates, gdzie Arsenal wywalczył remis z MC, nie na Old Trafford, gdzie Rooney z Matą rozstrzelali Aston Villę, i nie na St. Mary’s Stadium, gdzie Lallana, Rodriguez czy Lambert próbują pokazać Royowi Hodgsonowi, że nie wszystko na mundialu stracone. Był to moment z The Hawthorns, tuż po zakończeniu spotkania WBA-Cardiff, i to w dodatku również moment pozafutbolowy. To, jak popatrzyli wówczas na siebie Pepe Mel i Ole Gunnar Solskjaer przypominało najlepszą zapewne scenę z filmu „Kansas City” Roberta Altmana, kończącą improwizowany pojedynek dwóch saksofonistów, w którym w Lestera Younga wcielił się Joshua Redman, a w Colemana Hawkinsa Craig Handy. Najpierw grał jeden, budząc absolutny zachwyt publiczności, potem odezwał się drugi, z każdym taktem odrabiając straty: wyglądało na to, że jest remisowo, kiedy ten pierwszy zdjął kamizelkę i jeszcze podkręcił szalone już tempo – a w dodatku zrobił to w chwili, gdy wszyscy spodziewali się zakończenia utworu. Zwycięstwo rzutem na taśmę? Nic z tych rzeczy: riposta tamtego nastąpiła w ostatnim dosłownie momencie, końcówka była już zupełnie frenetyczna, widzowie mieli serca w gardłach, aż wreszcie nadszedł finalny dźwięk, wymiana spojrzeń i podanie sobie rąk – ale inne niż zazwyczaj, niemające nic wspólnego z narzuconym przez kogokolwiek rytuałem. Patrzący na siebie z uznaniem i niedowierzaniem Redman i Handy byli jak Mel i Solskjaer: świadomi, że właśnie wydarzyło się coś wyjątkowego. Zresztą: zobaczcie i posłuchajcie sami.
’Jak pogodzić się z tym, że piłkarze wychodzą z tunelu na Anfield ze strachem w oczach’
This is Anfield!
Again.
Anfield się zdewaluowało. Latami chłopcy na to pracowali.
Ale są na dobrej drodze do naprawienia tego stanu rzeczy.
No widzisz, a Moyesowi udało się z Old Trafford w pół roku zrobić coś, na co w Liverpoolu i na Anfield latami pracowali.
Nie… This is Tim Sherwood!
Facet wygląda na typowego dyletanta, wyszkolonego przez polska myśl szkoleniową.
Nie da się patrzeć na Spursów ostatnimi czasy…
Jedno drugiego nie wyklucza 🙂
Jeśli przed wyjazdem na Anfield sprawdzasz statystyki i dowiadujesz się, że tam się przeciwnikom strzela przeciwnikom średnio 3 gole na mecz to możesz mieć dobry powód, żeby nie być w najlepszym nastroju przed meczem.
A jak jeszcze masz trenera, który poprowadził cię do pogromu 5:0 u siebie, to raczej w tunelu nie będziesz happy bunny…
I to bez genialnych Downinga , Adama i Carrola
Pytanie brzmi co się stało z Chelsea? i jak pretendent do tytułu mistrza przegrywa z piątą od końca drużyna Cristal Palace… Jeszcze tydzień temu rozklepali 6-0 Arsenal, by teraz po własnym golu Terrego stracić pozycje lidera!! Nie wierze !! PS Liverpool rozbił tottenham strasznie i jesli the reds dalej utrzymaja taką formę to po 24 latach mogą śmiało realnie marzyć o tytule.
Chelsea nie pierwszy raz gra przeciętne spotkanie, więc nic się nie stało specjalnego. Maszyna jest niezłej jakości, ale czasami się zacina. Zresztą podobnie jak City, a słabsze zespoły w lidze są w stanie przeciwstawić się każdemu. Liderzy zaliczają wpadki, bo nie brakuje im finezji i jakości, lecz mocniejszego rozpychania się łokciami. Hazard i Silva nie zawsze uratują zespół pięknym strzałem z daleka. Czasami trzeba z każdej strony szukać możliwości, a Chelsea pchało się w największy ścisk.
Liverpool zagrał świetną piłkę, Rodgers znowu zmienił słusznie taktykę, Sherwood doskonale wiedział, że tak wyjdzie przeciwnik, a mimo to nie zrobił kompletnie nic, aby zniwelować zagrożenie. Sterling z Johnsonem na prawej stronie wychodzili nie raz przeciwko opuszczonemu Rose’owi. Już samo to było mniej więcej gwarantem wygrania tego meczu i przez 90 minut nikt nic nie chciał z tym zrobić.
Końcówka sezonu zapowiada się fenomenalnie, szczególnie, że Liverpool gra właśnie z faworytami do tytułu. Drużyna z Anfield zrobiła już to, co miała zrobić w tym sezonie z nadwyżką, reszta siedzi w ich głowach. Terminarz nie jest łatwy, ale nie ukrywajmy, w tym sezonie każdy z każdym stracił punkty, a dwa mecze o 6 punktów tylko dodają pikanterii następnym tygodniom.
Bardzo przyjemnie patrzy się na Liverpool, są na dobrej drodze do znakomitego wyniku. Wybieganie, zrozumienie z kolegami z drużyny to wszystko bardzo ładnie teraz wygląda. Rodgers zbiera zasłużone pochwały za dostosowanie ustawiania pod każdego rywala. Mnie natomiast zastanawia o ile będzie trudniej w kolejnym sezonie jak dojdzie więcej spotkań, bo LM juz pewna. Taka Chelsea gra dużo więcej spotkań, a potem braknie pary na Crystal Palce, Arsenal fizycznie dobiły (Ozila, niemalże dosłownie) mecze z Bayernem. City ze swoim szerszym składem najlepiej sobie radzi. No i jak przyjdzie grac co 3 dni to na szlifowanie taktyki na treningach czasu tez będzie mniej.
Zaraz do głowy przychodzi refleksja, że SAF był mistrzem rotacji, która pozwoliła mu odjechać w lidze na tyle punktów ile teraz czołówka odjechała Moyesowi, a przecież az tak wiele się nie zmieniło przez jeden sezon.
Dokładnie, nic się nie stało, bo podobnych meczów wyjazdowych Chelsea kilka już oglądaliśmy w tym sezonie. To jeszcze nie jest ekipa na mistrza, ale paradoksalnie może i lepiej, bo przynajmniej można liczyć na to, że zakupią w końcu napastników i pozbędą się kilku gości obciążających jedynie listę płac. Na szczęście nie oglądałem tego meczu, bo miałem przeczucie, że tak to się skończy pomny meczu z AV i dobrze, bo szlak by mnie trafił 🙂
A Mourinho po meczu złożył wizytę w szatni CP i pogratulował im zwycięstwa, świat się zmienia…
A Pulis założył po meczu garnitur i zdjął czapkę z daszkiem:)
Ostatni weekend nie zadecydował kto zostanie mistrzem, Chelsea nadal ma szansę na pierwszą pozycję. Sprawa jest otwarta, City ma dwa zaległe mecze. Liverpool jedzie na mecz z Młotami, a później przyjmuje u siebie ekipę Pellegriniego, i chyba nie ma osoby, która dałaby sobie uciąć rękę stawiając, że Rodgers wywiezie 6 punktów albo że wróci z całym 0. Piękny sezon mamy i tyle, a ja po tylu latach mogę się zakończeniem sezonu w dwójnasób ekscytować. Stąd może też mój pesymizm, co do końcowego triumfu:)
no i jeszcze później podejmuje u siebie Chelsea… Różnie może być, ale wydaje mi się, że w przypadku Chelsea i Arsenalu pociąg już odjechał, co więcej do Arsenalu wielkimi krokami zbliżają się Toffiki.
@Ruta,
również się zastanawiam jak poradzą sobie w kolejnym sezonie grając na kilka frontów, a zwłaszcza w LM, która potrafi dać w kość. Ciekaw jestem również czy A. Cole trafi do Realu, kolejka do lustra w szatni wydłuży się, a i poimprezować będzie z kim…
Ja z kolei uważam, że wypowiedzi Mourinho o utracie szans na mistrzostwo to bredzenie/gierki/część przedstawienia. Dziwię się, że dajecie się na to jeszcze nabierać :p.
Litości, 2 punkty straty do lidera na 6 kolejek przed końcem i fajrant?
Wystarczy pokonać Liverpool i liczyć na korzystny wynik starcia Liverpool – City (plus jakiekolwiek ich potknięcie w innych meczach).
Chelsea – Stoke (d), Swansea (w), Sunderland (d), Liverpool (w), Norwich (d), Cardiff (w)
Liverpool – West Ham (w), City (d), Norwich (w), Chelsea (d), CP (w), Newcastle (d)
City – Southampton (d), Liverpool (w), Sunderland (d), West Brom (d), CP (w), Everton (w), Aston Villa (d), West Ham (d)
Pewnie co innego mówi graczom w szatni, ale i tak takie stawianie sprawy wydaje mi się szalenie demotywujące.
Jeśli chodzi o Arsenal, to wygląda na to, że tradycji stanie się zadość i do końca będzie walczyć o TOP4 (zwłaszcza że czeka wyjazdowy mecz z Evertonem)… Może chociaż puchar, kuźwa :).
Pokonanie Liverpoolu na anfield proste nie będzie, choć moim zdaniem jednak trudniej wygrać jest na boisku MC, co się Chelsea udało. Niezależnie od tego czy Mourinho mówi na poważnie czy znowu w coś tam pogrywa to zwyczajnie przestałem wierzyć w to mistrzostwo. Według mnie szanse to 50% City, 30 Liverpool, 19 % Chelsea, a 1 % Arsenal.
To że City ma dwa mecze mniej, nie znaczy że należy dopisać im 6 pkt. Zgubić je mogą w Liverpoolu, i to dwa razy, a walczące o życie WBA czy Sunderland(oni mają 3 zaległe) też nie musi się plackiem położyć. Wolałbym na koniec sezonu grać z zespołami które o nic nie walczą, niż z poważnie zagrożonymi, którzy mają realne szanse na wygrzebanie się.
Eee tam się zmienia, to nie pierwszy raz gdy Mou poszedł do szatni rywala by mu pogratulować, robi tak gdy przerwana zostaje dłuższa passa nieprzegranych meczów ligowych na swoim stadionie.Tym razem to było gdzieś z 45 spotkań. Gdy trenował Real, gratulował Sportingowi Gijon pokonania go na jego terenie po 150 spotkaniach.
Liverpool ma tą przewagę, że i z City, i Chelsea, gra u siebie na Anfield, A tam, ten zespół zamienia się z Bruce’a Bannera w Hulka. Życzę im tytułu z całego serca. Może się okazać że Fergie nie strącił ich „z ich piep%$#ej grzędy” na długo;)
A Arsenal top4 obroni. Z City pokazali że broni nie składają, a Everton to ich ostatni rywal z góry. Za to ci ostatni, mają jeszcze mecz z walczącym o tytuł City.
no wiesz-zmienia o tyle, że jak Stalin „mógł zabić” 🙂
Z Joshuy Redmana najbardziej lubię „Elastic” i „Momentum” – piłkarskie tytuły, btw :).
I super dowiedzieć się czegoś nowego o muzyce przy okazji piłki nożnej, bo tego filmu nie znałem, dzięki.
Ja z dyskografii Redmana najwyżej postawiłbym jednak wczesne albumy: „Freedom in the Groove” i „Live at the Village Vanguard”. „Freedom…” jest mocno grooviaste, ale nieco mniej rozlazłe i plastikowe niż „Elastic”. Z kolei „Live…” najbliżej chyba do atmosfery z tej sceny z „Kansas City” – długie improwizacje, podczas których Redman naprawdę odlatuje, ekstatyczne reakcje publiczności – choć muzyka oczywiście nieco mnie rozrywkowa niż w filmie.
Wszystko się ładnie składa – przecież „You’ll Never Walk Alone” w oryginalnej wersji był standardem jazzowym (komp. Richard RODGERS 🙂
ha! z Rogersem to nie wiedziałem, a poza tym to ja bardziej jazz rock i fusion, tradycyjny jazz tak z grubsza tylko (klasyka), ale popróbuję :), dzięki
kiedyś była tak fajna audycja w radiu: „Przy muzyce o sporcie”
Wynik meczu CP z Chelsea sprawił, że w mojej głowie pojawiła się następująca myśl: Mourinho specjalnie przegrał – tylko i wyłącznie po to, żeby móc później mówić dziennikarzom, że przecież od początku mówił, iż nie ma szans na mistrzostwo. A przecież zawsze mówi prawdę – nawet kiedy kłamie ^^,
on tak zawsze zamota, że w potyczkach słownych wygra nawet jeśli przegra, ale prawda jest taka, że gdyby wziął Moyesa na asystenta to może te słabsze ekipy ogrywałby „na miękko” 🙂 I kibice MU też ucieszyliby się-same plusy…
Liverpool 40%
City 35%
Chelsea 20%
Arsenal 5%
kolega chyba nie zauważył ze MC ma 2 mecze zaległe:P
City 40%
Liverpool , Chelsea 30%
Arsenal 0-1 %
Owszem zauważył.
Liverpool JUŻ te punkty ugrał, MC JESZCZE nie. Najpierw musi to zrobić. Przynajmniej zwycięstwo i remis by dogonić. Myślisz, że to takie łatwe ?
A te dodatkowe 5 punktów procentowych to za mecz na Anfield dający leciutką przewagę gospodarzom.
jak dla mnie liga mistrzów jak i oczywiście premier league, pokazują jak drużyny angielskie są niespójne stąd takie ,a nie inne wyniki.Chelsea cały sezon gra bez napastnika tak samo Arsenal dla mnie będzie szokiem jeśli The Blues wygrają ligę , na dzień dzisiejszy najbardziej wyrównana ekipę ma City i myślę iż to jest główny faworyt do wygrania ligi.Liverpool świetna ofensywa za to obrona praktycznie cała do wymiany są grożni w tym sezonie ponieważ graja tylko w lidze ,United ? co się z nimi dzieje ? świetni piłkarze,świetne umiejętności lecz pod względem psychicznym są słabi,to pokazuje ile znaczył Ferguson …. jeszcze taką mam małą uwagę gdyby w Chelsea był Suarez ?myślę że już dziś Mourinho z ekipą otwierali by szampana 😀
albo 1-2 kolejki wcześniej już by go spijali, jak na ekipę z 1 emerytowanym napastnikiem i tak długo się trzymali.
Gdyby w City był Aguero.
Gdyby w MU był Ferguson.
Gdyby w LVP był Carragher.
Gdyby w Arsenalu był RvP.
… też byliby już w lutym mistrzami. Demagogia.
A na Suareza to sobie trzeba zasłużyć. 🙂
oby grał tam jak najdłużej, ale kto wie jakie oferty w lecie napłyną z możnych klubów i może być ciężko się oprzeć…
Sklep wielko – powierzchniowy z Madrytu na bank bedzie atakował ale myslę, że sam Suarez na to nie pójdzie bo w końcu w LM bedzie grał no i umówmy się to on w tej chwili decyduje o obliczu swojej ekipy to gdzie mu bedzie lepiej ?
Tam gdzie dostanie 100k wyższą tygodniówkę i 2 krotnie częściej będzie na pierwszych stronach gazetach co przełoży się na jeszcze wyższe wpływy z reklam, a do tego zamiast Hendersona za plecami będzie mieć jakiegoś cracka.
Serio, będę zaskoczony jeżeli Suarez zostanie na następny sezon na Anfield, chociaż w sumie wolałbym wciąż oglądać go w BPL