W mającej się za chwilę ukazać po polsku biografii Cristiano Ronaldo pióra Guillema Balague’a (wpadam tu tylko na chwilę, robiąc sobie przerwę w pisaniu tekstu o Portugalczyku, którego za paręnaście dni nie obejrzymy z trybun przy Łazienkowskiej) natrafiłem na zdanie, że nie ma złych piłkarzy, lecz jedynie tacy, którzy nie pasują do zespołu, co zresztą jak nikt inny potrafił rozpoznawać Alex Ferguson. Zastanawiam się, czy zdanie to daje się zastosować także do trenerów – nie ma złych, są jedynie tacy, którzy nie pasują do pewnych klubów, i czy będzie się ono stosowało do Jose Mourinho i Manchesteru United. Jesteśmy bowiem w momencie zaiste fascynującym: wszystkie narracje na temat Portugalczyka, napisane przed i w pierwszych tygodniach sezonu (czy nie miał to aby być sezon bitwy o Anglię, której najważniejsze epizody rozegrają się w Manchesterze?), rozsypują się na naszych oczach, a co będzie dalej, nie wiemy. Wiemy jedynie, że jego metody (chwilowo?) nie działają; że solidność defensywy na przykład, tak dająca się we znaki w poniedziałek graczom Liverpoolu, w meczu z Chelsea zdawała się być jedynie odległym wspomnieniem, podobnie jak niezła gra Pogby we czwartek w meczu z Fenerbahce czy świetna forma strzelecka Ibrahimovicia z pierwszych tygodni sezonu. Okazuje się, że problemów Mourinho ma dużo, dużo więcej niż to, co zrobić z Rooneyem, i chyba nie wszystkie da się wytłumaczyć spiętrzeniem meczów w kalendarzu, tym, że misternie utkany plan na ten mecz spruł się doszczętnie już w 29. sekundzie, albo tym, że sędzia nie wyrzucił z boiska Davida Luiza.
Nie dajcie się nabrać na scysję Mourinho-Conte przy linii bocznej. W tym akurat punkcie Jose się nie zmienił: podrzuca temat zastępczy, żebyśmy nie pytali o kwestie podstawowe. Na przykład o zaskakująco wolne – zwłaszcza w porównaniu z Chelsea – tempo rozgrywania akcji. O pomysły na kreację czegokolwiek w ofensywie, poza dośrodkowaniami na Ibrahimovicia (skądinąd: żeby były skuteczne, Szwed musiałby jednak częściej zjawiać się w polu karnym – jedna okazja, po dośrodkowaniu Valencii przy stanie 1:0, to stanowczo za mało). O znalezienie miejsca na boisku dla Pogby (wyżej, jak w pierwszej połowie, kiedy nie wykreował ani jednej sytuacji? niżej, jak w drugich 45. minutach, kiedy wybierał najbezpieczniejsze rozwiązania – a może w systemie innym niż 4-2-3-1?), o rolę Maty, o wykorzystanie talentu Rashforda, o koncentrację Blinda, o przygotowanie całej drużyny do konfrontacji z zespołem ustawionym w systemie 3-4-3 (zarówno po lewej stronie, gdzie Valencia gubił się w obecności Marcosa Alonso, jak z prawej, gdzie bardzo solidny występ zaliczył Victor „nie ma złych piłkarzy…” Moses; skądinąd nie on jeden miał sporo do udowodnienia swojemu poprzedniemu szefowi).
Chciałoby się oczywiście powiedzieć, jak Tolkienowski Drzewiec, że nie warto w ocenianiu Manchesteru Mourinho być pochopnym (tak samo zresztą, jak nie warto być pochopnym w ocenianiu Manchesteru Guardioli) – mam wrażenie, że już meczem z Liverpoolem Portugalczyk ośmieszył co bardziej niecierpliwych w wieszczeniu końca jego epoki dziennikarzy. Z drugiej strony faktem jest, że żyjemy w pochopnych czasach i że nawet jeśli porażka na Stamford Bridge była wypadkiem przy pracy, to z pewnością odzierającym głowę Portugalczyka z resztek nimbu wyjątkowości, którym próbował w pierwszych miesiącach pracy w Carrington i na Old Trafford zachwycać nowych podopiecznych. Wszyscy oni czytają przecież opinie na portalach społecznościowych, oglądają telewizję i przeglądają gazety – przekonanie ich po raz kolejny, że zwierzchnik wie, co robi, będzie nieporównanie trudniejsze, nawet jeśli faktycznie wie, co robi, tylko zwyczajnie potrzebuje więcej czasu na sprzątanie i budowę. Ktoś, kto dostał tyle pieniędzy na zakupy; ktoś, kto zgromadził w drużynie tyle talentów; ktoś, kto został rozgromiony przez rywala, który również musi sprzątać (i to po nim!), a pracuje równie krótko – nigdy nie będzie miał „więcej czasu”.
Oczywiście Jose Mourinho nie zostanie, jak śpiewała część trybun na Stamford Bridge, zwolniony jutro rano. Ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że przywołane niedawno przez Jonathana Wilsona powiedzenie Beli Guttmanna, że trener jest jak poskramiacz lwów (moment, w którym tresowane przezeń zwierzęta wyczują jego wahanie, niepokój czy lęk, będzie początkiem końca), znowu może nam być przydatne.
PS Owszem, David Luiz powinien był wylecieć z boiska.
MU dzisiaj jakby ze snu wyrwani, jakby wyszli na boisko dopiero co po zmianie stref czasowych. Wolni jak keczup, żeby przywołać klasyka. A Chelsea odpowiednio zmotywowana, pobudzona, dobrze się przesuwająca w defensywie, grająca non stop efektywnym pressingiem. I do tego przygotowana fizycznie, bo zdrowia im starczyło do samego końca. Pod wrażeniem jestem.
PS. Pogba’s season is – sadly – a very mercurial one so far…
Jose who?
Mogą sobie wygrywać ze Fenerbahce. W lidze krajowej są najbardziej przepłaconą drużyną w historii. W dużej mierze dzięki słabemu trenerowi.
jak to przewrotnie ujął Eidur Gudjohnsen „Jose still knows how to get the best out of @ChelseaFC” :)Jak ta Chelsea mocna to pokazały mecze z Liverpoolem i Arsenalem, po prostu dziś trafili na ekipę z jeszcze większymi problemami… Dotychczas sądziłem, że para Cahil/Luiz jest nie do pobicia pod względem humorystycznym, ale przy obrońcach MU wyglądali niepokojąco solidnie. Pierwsza bramka to był jakiś żart, podobnie jak reakcja na obrony na zamach Kante… A jakieś słowne przepychanki, dziwne akcje sztabów szkoleniowych w tunelu, cóż, wiadomo, że to będzie mecz z podtekstami.
Osobiście Mou nie skreślam, co więcej, nawet nie zwracam uwagi na wyniki osiągane przez MU powiedzmy do marca. W Manchesterze odmiennie niż w Chelsea definiują pojęcie cierpliwość, więc jeśli będzie miał czas i pieniądze to jednak coś z tego wyjdzie.
United grają dokładnie tak samo jak Chelsea w zeszłym roku o tej porze, hmmm…
nie no jednak lepiej, poza tym Chelsea wtedy to się dopiero „rozkręcała”, a MU do końca roku z poważniejszych sprawdzianów czeka tylko wyjazd do Toffików oraz Arsenal i Koguty na u siebie. Oczywiście przegrać można z każdym, ale terminarz mają raczej sprzyjający, w każdym razie nie jest to jakiś kurs kolizyjny, przynajmniej na papierze…
Syndrom europejskich pucharów: Koguty, Kanonierzy, City i MU-zabrakło świeżości. The Reds i The Blues płyną na tym jak Lisy w tamtym sezonie.
Liverpool zbiera powoli owoce pracy Kloppa, szkoda tylko, że nie mają dobrego napastnika i że jak wypadnie Mane może być kiepsko, co do wczorajszego meczu, dawno nie widziałem tak zdeterminowanych zawodników The Blues, widać bardzo chcieli pokazać Jose że miejsce w poprzednim sezonie to tylko wyłącznie jego wina, na pewno Guardiola, Conte czy Mourinho potrzebują jeszcze sporo czasu by zatrybiły ich maszyny, jak narazie w tym sezonie mamy pełno zagadek, a rozwiązań brak …
a może weźmiemy na cierpliwość i przypomnimy sobie początki drugiego podejścia do Chelsea?
zdaje się, że w pierwszym sezonie porównał swych piłkarzy do źrebaków i że dopiero w drugim będą rumakami – czy coś w tym stylu,
jak bardzo bym go nie lubił to jednak będę fair i dam mu czas do następnego sezonu, niech posprząta, nie zbuduje – wiem wiem, to przecież MU, tu nie można czekać, ale to jest piłka i na dłuższą metę nie da rady improwizować
nieCH zbuduje – zgubiłem tam wyżej dwie literki, ups 😉
Ciężko o całe zło United obwiniać Żoze, bo od 3 lat klub zmierza ku dołowi z jednostajnym przyśpieszeniem. Ale nadal nic co robi Portugalczyk, nie sugeruje zmiany kursu. Pisałem przed sezonem, że nie podobało mi się okienko i staruszek Zlatan mocno dołuje, a 105 mln za Iwańskiego też nie wygląda na trafioną inwestycję.
Są drużyny które powstają w bólach, ale czy Mou kiedykolwiek taką budował? Czy on uniesie psychicznie kolejne potencjalne dotkliwe porażki? Zbliża się kolejne starcie z City, nawet jeśli drużyna Pepa nie zachwyca, to jest nadal mocnym faworytem. Przed sezonem wielu, zaślepionych reputacją Portugalczyka, zastanawiało się czy United będą mogli powalczyć o tytuł. Obecnie zasadniczym pytaniem jest, czy i jak długo uda się Mourinho przetrwać.
Patrząc na wyczyny poprzedników Mou widać, że władzom MU cierpliwości nie brakuje, więc on tam chyba trochę popracuje. Kasy do wydania będzie miał pewnie sporo, więc, w tym sezonie to faktycznie raczej nie, ale w przyszłym to może coś z tego wyjść, zwłaszcza ciułaniem punktów, w którym akurat jest niezły… Faktycznie on nie buduje, raczej składa z gotowych elementów, a te zazwyczaj kosztują niemało. Z drugiej strony Mou dołuje, MU dołuje, więc pasują do siebie idealnie 🙂
kolejna porcja typów:
sunderland-arsenal2
MU Burnley 1
M’brouhg-B’mouth 1
tott-lisy 1
watford-hull1
wba-mc2
cp-liver2
everton-whu1
święci – chelsea 2
arka – lechia 2