Spokojnie, to tylko Arsenal

W pisaniu o Arsenalu ze wszystkich sił próbuję zachować bezstronność i obiektywizm, ba: z racji kibicowania Tottenhamowi staram się być hiperobiektywny. Gdy w poprzedniej rundzie Pucharu Anglii z rozgrywkami żegnała się ukochana ma drużyna, było dla mnie jasne, że powinno to być dla niej dobrodziejstwem. Cele na sezon były od początku jasno określone: powrót do Ligi Mistrzów, próba powalczenia w – traktowanej serio zarówno przez menedżera, jak klubowych speców od marketingu – Lidze Europejskiej. Puchary krajowe to raczej dodatek, okazja do utrzymania w meczowym rytmie zawodników spoza pierwszej jedenastki. Wyjazdową porażką z Leeds nikt się nie przejmował dłużej niż kilka pomeczowych godzin.

Dlaczego w przypadku Arsenalu niemal odruchowo myślimy inaczej? Dlaczego kilkanaście godzin po pucharowej porażce z Blackburn mielibyśmy ochotę zaprowadzić menedżera Kanonierów, a przede wszystkim kilkunastu jego podwładnych, do psychoterapeuty? Dlaczego zakładamy, że odpadnięcie z Pucharu Anglii nie jest trywialną wpadką do zapomnienia, tylko fragmentem znacznie dłuższej serii wpadek (łącznie z tą grudniową, z czwartoligowym Bradford w Pucharze Ligi)? Czy dajemy się nakręcić angielskim dziennikarzom, na zmianę grzmiącym bądź lamentującym, jakimi to Kanonierzy stali się frajerami, zarówno na rynku transferowym, jak na boisku? Ulegamy ich statystycznej obsesji, powtarzając, że osiem lat bez jakiegokolwiek trofeum to cholernie dużo i że od siedemnastu lat, a inaczej mówiąc: nigdy za kadencji Wengera nie zdarzyło się, by Arsenal przegrał w Pucharze Anglii u siebie z klubem z niższej ligi (w dodatku z klubem, który w Championship na wyjeździe wygrał zaledwie dwa razy, a przed rokiem w Premier League przegrał Emirates 7:1)? Powtarzamy klisze, że tej drużynie brakuje nie talentu, tylko charakteru? Że nie można w każdym meczu czekać na błysk Wilshere’a i Walcotta? Że z perspektywy kibica trudno sobie wyobrazić coś gorszego od patrzenia na spuszczone głowy piłkarzy, popatrujących na siebie ukradkiem z nadzieją, że może odpowiedzialność weźmie na siebie ktoś inny?

Wiem, miałem już o Kanonierach nie pisać. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że mamy do czynienia z jakimś piramidalnym nieporozumieniem. Że Wengerowi w ocenie angielskich dziennikarzy (ale też, niestety, kibiców klubu) wolno mniej niż np. Villas-Boasowi. Że oceniając Arsenal mają wciąż w tyle głowy tamtych niezwyciężonych – podobnie jak oceniając Tottenham wychodzą od czasów, w których dostarczał on niejednej uciechy fanom z Emirates czy Highbury. Tamtej drużyny nie ma. Osiem lat w piłce to epoka. Bazując na aktualnych możliwościach, fani Arsenalu i opisujący go dziennikarze nie powinni myśleć o wygrywaniu Ligi Mistrzów, sięganiu po mistrzostwo czy zdobywaniu krajowych pucharów: zadanie na ten sezon jest jedno, dokładnie takie samo jak w przypadku Tottenhamu. Awansować do Ligi Mistrzów po raz kolejny. Nie dać się wyprzedzić rywalowi z dzielnicy. Będę konsekwentny i napiszę to samo, co w przypadku Tottenhamu: odpadnięcie z Pucharu Anglii powinno być dla Arsenalu dobrodziejstwem.

Zaklinam rzeczywistość? Rzecz w tym, że widziałem dziesiątki takich meczów jak wczorajsze spotkanie z Blackburn. Przewaga grającego na luzie faworyta. Kolejne pudła tegoż. Nogi rywali coraz mniej miękkie. W końcu nadarzająca się okazja tamtych i gol. 70 proc. posiadania piłki i 16 strzałów, goście odpowiadają raz i wygrywają. W koszykówce niemożliwe, ale to jest futbol, nie koszykówka. Hiszpanii też się może zdarzyć.

„Teraz najważniejsze jest skupienie się na następnym meczu. To dobra okazja do pokazania, że mamy charakter i że mamy w składzie mężczyzn, którzy potrafią walczyć jeden za wszystkich, wszyscy za jednego” – mówił wczoraj Wenger. Zgoda, zbyt wiele razy wypowiadał takie zdania, żeby dziennikarze i kibice dali się przekonać. Może więc trzeba spróbować od innej strony. Powiedzieć „spokojnie, to tylko Arsenal” – tylko, że Arsenal AD 2013. Przywrócić proporcje. Zobaczyć na boisku Artetę, Diaby’ego, Podolskiego i Giroud, a nie tęsknić za Vieirą, Fabregasem, Henrym i van Persiem. Pogodzić się z faktem, że Kanonierzy odpadną także z Ligi Mistrzów. Najważniejsze pytanie brzmi, co dalej: co się wydarzy za dwa tygodnie w derbach Londynu z Tottenhamem i co się wydarzy później. Ja wciąż uważam, że Kanonierzy zrealizują swój cel i wywalczą miejsce w pierwszej czwórce na koniec sezonu. Bez van Persiego, tak jak przed rokiem udało się bez Fabregasa.

W sezonie 2013/14 będzie można zacząć od nowa.

PS Swoją drogą na Blackburn znów warto zwrócić uwagę. Pod Michaelem Appletonem – piątym menedżerem w ciągu siedmiu miesięcy, wliczając dwóch tymczasowych – jeszcze nie przegrali, do miejsc barażowych tracą niewiele. Na stare śmieci udało się sprowadzić Davida Bentleya, angielskim boiskom przypomina się też inny mający coś do udowodnienia zawodnik – powrócony z Turcji, świetny na Euro 2008 Colin Kazim-Richards. Kapitalnie broni młody Jake Kean, mnóstwo bramek strzela Jordan Rhodes, wciąż można liczyć na Pedersena czy Danna. Ten się śmieje (z właścicieli klubu), kto się śmieje ostatni?

PS 2 Liverpoolu ze Swansea z racji redakcyjnych i nieredakcyjnych obejrzeć nie mogłem; żałuję i postanawiam się poprawić. A Chelsea powinna przedłużyć kontrakt z Frankiem Lampardem…

PS 3 Arsenalem zajął się też Rafał Stec. Pięknie się z nim różniąc, dodałbym do tego, co powyżej dwie rzeczy. Primo, pucharowe przegrywanie z małymi jest normą nie tylko kanonierską, ręka do góry, kibice drużyn, których podobne wpadki omijają. Secundo, ciekawy tekst dziś przeczytałem Adama Bate’a. Pod rozwagę, przy dyskutowaniu tamtych przewag Wengera i obecnych atutów wymienianego wśród potencjalnych następców Laudrupa.

21 komentarzy do “Spokojnie, to tylko Arsenal

  1. ~jpawl

    Może bardziej tu chodzi o 'syndrom przemijania’, czyli nieprzyjmowanie do wiadomości, że już nie jest się członkiem FAB Four, który w ostatnich latach rozdawał karty (mimo braku trofeów) a teraz trzeba pogodzić się z rolą aspirującego do LM, a nie 'pewniaka’ wśród 'wyższych sfer’. To samo stało się udziałem Liverpoolu, tyle, że The Reds mieli swój 'plan naprawczy’, który co prawda okazał się bardzo kosztowną pomyłką, ale trzeba im oddać, że przynajmniej próbowali coś zrobić.
    W Arsenalu natomiast kolejny rok upływa pod tym samym 'mottem’ – odchodzą kluczowi zawodnicy (gdzie indziej zdobywają trofea) – zastępuje się ich nowymi, którzy z czasem stają się kluczowymi… i odchodzą gdzie indziej zdobywać trofea (Song, RVP). Kiedyś piękna panna na wydaniu, ale latka lecą i z coraz większym trudem zdobywa uznanie – brak awansu do LM będzie katastrofą dla Arsenalu – już teraz był problem by utrzymać Walcotta, co sobie pomyślą Wilshere/Cazorla jak w czerwcu zgłosi się po nich Juve/PSG/Bayern?

    PS
    Jeszcze o Evertonie – niech w końcu Jelavić przełamie swoją niemoc strzelecką. Przy całym uznaniu dla waleczności Oldham – drużyna aspirująca do europejskich pucharów grająca w praktycznie najsilniejszym składzie nie powinna dopuścić do tego, by na ostatnie minuty zostawiać sobie jednobramkowe (czyli niepewne) prowadzenie w meczu z drużyną, która nie ma nic do stracenia a wszystko do wygrania (nawet remis i drugi mecz czynią ich bohaterami)

    Odpowiedz
  2. ~Tomek G

    „Naprawdę kibice chcieliby Pucharu Ligi, zamiast kwalifikacji do LM?” – pytał jakiś czas temu Arsene Wenger. Oczywiście było to pytanie retoryczne, ale faktycznie nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Dobrze byłoby, żeby wreszcie Arsenal zdobył jakiś puchar pocieszenia tylko po to, żeby odczarować te „lata bez trofeum” i przywrócić właściwe proporcje osiągnięciom Wengera – którego co roku spisujemy na straty („No nie, tym razem już im się nie uda! Słabo wystartowali, sprzedali X i Y, Wenger spend some money etc.”), a któremu co roku udaje się zakończyć ligę w top 4.

    O tym jaka jest waga podrzędnych trofeów boleśnie przekonali się fani Liverpoolu rok temu. Wszyscy wymagający od Arsenalu wygrania czegokolwiek powinni mieć na uwadze, że życie jest gdzie indziej (z całym szacunkiem dla tych wszystkich szacownych angielskich rozgrywek).

    Co do porównania Arsenalu i Tottenhamu. Różnica jest jedna i nie da się jej pomiąć. Tottehnam jest od lat na fali wznoszącej, nie ma własnej, niedawnej legendy, z którą musi się zmagać. Obecnie cementuje akces do topowych drużyn EPL, przekonuje, że to miejsce im się należy, a poprzedni awans do LM nie był jednorazowym fajerwerkiem.

    A mimo wszystko Arsenal prowadzi wciąż twórca jego niedawnej jednak potęgi, pamięć o sukcesach jest świeżą, dlatego poczucie schyłku, upadku itd. jest nieodparte. Zmienić coś może (no właśnie, a może wcale nie?) minisukces w postaci jakiegoś pucharu, a na pewno katastrofa w postaci niezakwalifikowania się do LM. Wtedy rozpocznie się nowa epoka – jak w Liverpoolu. Wtedy fani nauczą się cieszyć wygraną 5:0 ze średniakiem albo dobrą grą w zremisowanym ledwie meczu z mistrzem Anglii.

    Odpowiedz
  3. ~juanveron

    Stawiam,że Arsenal zajmie 4 miejsce kosztem Chelsea, który wygra ligę europejską w finale z Chelsea.Fajne by to było, ze względu AVB i Abramowicza.

    Odpowiedz
    1. ~castylia

      Finał LE, w którym Chelsea spotyka się z Chelsea jest tak samo prawdopodobne jak to, że Mourinho zostanie papieżem, pewnie bukmacherzy przyjmują takie zakłady, ale obawiam się, że ten scenariusz jest zbyt piękny żeby był prawdziwy…
      Czwarte miejsce Arsenalu na zakończenie sezonu jest oczywiście możliwe, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich terminarz, ale obawiam się, że ta ekipa jeszcze Nas zaskoczy i to niestety negatywnie…

      Odpowiedz
  4. ~zelenka

    Według mnie Wengerowi mniej wolno niż AVB. Mniej mu wolno, bo drużynę walczącą o najwyższe pozycje, o wygrane w pucharach, przekształcił (oczywiście przy pomocy lub za sprawą właścicieli) w drużynę, której najwyższą ambicją okazuje się być awans do LM – a na to chyba nie ma zgody pośród dziennikarzy, kibiców, nie chcą oni takeigo Arsenalu. Mniej mu wolno, bo on nie jest nowy na stanowisku. Mniej mu wolno, bo dysponuje większym potencjałem finansowym niż AVB i inne drużyny, które aspirują do gry w LM i nie mają za sobą potężnych właścicieli. Mniej mu wolno, bo kiedy przeprowadzali się na Emirates mamił wizją wielkiego Arsenalu (tak mi się przynajmniej wydaje), a kibice dostali nowy stadion, jedne z najwyższych cen w PL i zaniżone ambicje ich drużyny.

    Odpowiedz
  5. ~taxi_rock

    nie zgodzę się, ze odpadnięcie z FA Cup jest (czy też powinno być) dobrodziejstwem. Walka o Top4 pozostaje priorytetem, ale jednak wygranie Pucharu Anglii pozwoliłoby uciąć wyliczanki od ilu lat Arsenal nic nie wygrał. Brak awansu do Ligi Mistrzów będzie katastrofą, bo już teraz klub spłacając dług, nie może sobie pozwolić na wydanie większej sumy pieniędzy (nie wierzę w bajki o 70 mln na transfery w jednym okienku). Bez pieniędzy z LM będzie o wzmocnienia jeszcze trudniej, czy to z Wengerem, czy bez niego.
    Nie ma się co oszukiwać, póki co Arsenal nie ma szans na wygranie ligi, czy Ligi Mistrzów, dlatego powinien walczyć o puchary krajowe. Zamknąć okres bez wygrania trofeów i iść dalej i stopniowo się wzmacniać.

    Odpowiedz
  6. ~Stefan

    Co roku ta sama śpiewka, co roku ten sam efekt. Wenger utrzyma AFC w TOP4 jak zwykle najniższym kosztem – jeżeli nie utrzyma to jest to wliczone w ryzyko prowadzenia biznesu pod tytułem „bilans transferowy na 0 + niskie pensje piłkarzy”. Być może ciężko to zrozumieć kibicom i dziennikarzom, ale to się po prostu opłaca. Zarząd na Emiratach podchodzi do tego czysto biznesowo – model prowadzenia drużny w ten sposób jest uzasadniony ekonomicznie. Stadion jest pełny, więc lepsze wyniki nie przyciągną na niego większej liczby kibiców z banalnego powodu – nie ma więcej miejsc.

    Najprawdopodobniej w momencie spłacenia Emiratów zarząd pozwoli sobie na podwyższenie budżetu płacowego i stopniowe wzmacnianie kadry, ewentualnie jeśli nie ukończą sezonu w TOP4 w między czasie to pozwolą sobie na jednorazowy zastrzyk gotówki. To wszystko, trofea nie mają nic do tego – to czysty biznes.

    Oczywiście, że Arsenal mógłby się zadłużyć, wzmocnić się za 150/200 milionów funtów, zwiększyć budżet płacowy o połowę i wrócić na zwycięską ścieżkę, problem w tym, że to się zwyczajnie nie opłaca, a ryzyko jest zbyt duże. Niektórzy już tak próbowali, np. Leeds…

    P.S. – Oczywiście, że odpadnięcie z FA Cup, jest dla Arsenalu na rękę, może to przykre z punktu widzenia kibica, ale tak to właśnie wygląda z punktu widzenia zarządu

    Odpowiedz
    1. ~bartek23

      Pisałem już dokładnie o tym jakiś czas temu, przy okazji innej dyskusji nad zwalnianiem Wengera. Że dopóki jest LM takim niskim kosztem, a właściciele czerpią zyski to ten ekonomiczny projekt dalej będzie prowadził Wenger. Co oczywiście dla niektórych, jak nie większości kibiców będzie oznaczać brak trofeów. I z tego punktu widzenia odpadnięcie z pucharu jest korzystne,

      Niekorzystne jest natomiast ze względów mentalności drużyny wyjątkowo pozbawionej charakteru. Puchary, nawet nic nie znaczące, budują jedność i mentalność zwycięzców. A jak wazne jest takie poczucie pokazuje przykład Manchesteru United, gdzie nie genialni piłkarzy, ani genialna taktyka, tylko odpowiednie zarządzanie zasobami ludzkimi przez SAFa oraz odpowiednia psychologia dają czołówkę światową od lat. Z tego punktu widzenia presja pt. „brak trofeów od x lat” może tylko bardziej pętać nogi. LFC w zeszłym sezonie zdobyli ten nic nieznaczący puchar i można już im tylko zarzucać brak mistrzostwa od x lat.

      Odpowiedz
      1. ~stelma

        Dziś jest ciekawy artykuł o MU w angielskiej prasie.

        http://www.guardian.co.uk/football/blog/2013/feb/17/manchester-united-sir-alex-ferguson

        Bawi mnie niezmiernie jak słucham o przeciętności graczy MU. Wyniki definiują umiejętności. Oznacza to że od piłkarzy MU w ostatnich lata lepsza jest tylko i wyłącznie Barcelona. Z pełna odpowiedzialnością powiem że Manchester dysponuje lepszym potencjałem ludzkim od Realu Madryt bo wygrał więcej. Nie muszę szukać absolutnie żadnych innych argumentów.

        Jesteś wyłącznie tak dobry jak twoje sukcesy.

        Poprzez niewątpliwy sukces Barcelony, a w pewnym stopniu nawet przed nim, powstał w wyobraźni ludzi pewien niezrozumiały przekaz na temat wyższości pewnej ekipy nad druga mimo porażki.

        Piłka nozna jest sportem tak prostym w założeniach, że sposobów realizacji celu jest nieskończoność. O wyższości jednego nad drugim decyduje tylko efekt końcowy.

        Autor tego bloga napisał w czasie blogowania na żywo że to niesamowite że drużyna „w każdym calu lepsza” czyli Real, nie wygrała. Otóż Real wcale nie był lepszym zespołem, i takie stwierdzenie świadczy o ograniczonym spojrzeniu na piłkę nożną, której nie można spłycać do posiadania piłki. W środę, dla przykładu, bliżej wbicia drugiego gola byli gracze MU, mieli lepsze okazje strzeleckie, czyli byli bliżej celu. Osiągnęli tez lepszy rezultat ergo byli lepsi w tym spotkaniu.

        W piłce decydują gole i tylko te gole są ważne, kwestia wyższości sposobu zdobywania tych goli i uniemożliwiania tego rywalom jest otwarta, ale jeśli jedna ekipa regularnie (jak MU) osiąga lepsze wyniki od drugiej (Real) to oznaczać musi że jej metoda jest efektywniejsza. Byc może mniej efektowna.

        http://www.whoscored.com/Regions/250/Tournaments/12/Europe-UEFA-Champions-League

        Statystyki z LM w tym sezonie, nawet ubóstwiane przez tylu ludzi posiadanie piłki, którego wpływu na wyniki nie udowodniono, jako że wzrost dwóch czynników nie oznacza wpływu jednego na drugi, pokazuje że to MU „cieszy się” gorsza opinia niż wskazywałyby na to dane.

        Twierdze że nazywanie przeciętnymi graczy drugiej najlepszej ekipy ostaniach lat na świecie jest nie tyle nadużyciem, co świadczy o ograniczonym postrzeganiu piłki nożnej przez ludzi. Jak powiedział Xavi, piłkę ogląda dużo ludzi, niewielu ją jednak rozumie.

        Odpowiedz
    2. ~stelma

      Nie jest prawda że Arsenal wydaje na pensje mało. Wydaje dużo, nie wiele mniej niż MU i o wiele więcej niz Tottenham.

      Powiesz że mało kto dostaje 100 tys, prawda, ale odpowiedź też pensje są bardzo wyrównane.

      http://www.telegraph.co.uk/sport/football/teams/arsenal/9782420/Arsenal-manager-Arsene-Wenger-defends-his-socialist-wage-plan.html

      Socjalizm-którym to o zgrozo Francuz się chwali jest oczywistym lognicnzym powodem, choć nie jedynym, tego marazmu.

      RVP dostaje 90 tys. Chamakh 70 tys. Oznacza to ni mniej nie więcej że różnica między facetem najlepszym w lidze i walącym 30 goli na sezon, a typem który jest tak słaby że nawet na ławkę sie nie łapie wynosi około 20%. Gratuluje pomysłu.

      Innymi słowy czy sie stoi czy sie lezy te same wynagrodzenie sie należny. Po co zawodnik ma podnosić swoje umiejętności? Po co wchodzić na wyższy poziom, wszak wynagrodzenie się nie poprawi. Piłkarze tacy jak diaby, ramsey czy cała ta masa przeciętniaków sa w raju, nikt nigdzie nie da im lepszych warunków, a pozbyć sie ich jest równie ciężko z tych samych powodów.

      Socjalizm albo zdrowie, jak mawia klasyk, Wenger wybrał Socjalizm.

      Odpowiedz
      1. ~Stefan

        Co nie zmienia faktu, że wśród czołówki do której Spurs wciąż nie należą AFC na pensje wydaje najmniej.

        Tak, tak Spurs do czołówki nie należą – jak załapią się tak z pięć razy z rzędu do LM to wtedy powiem, że to już czołówka ligi. Jak na razie Spurs do czołówki aspirują, a to zasadnicza różnica.

        Odpowiedz
        1. ~stelma

          Średnio piłkarz MU zarabia tygodniowo 64 tys funtów tygodniowo. Arsenalu 61 tys. Czy taka róznica usprawiedliwia taką przepaść w dokonaniach ostatnich lat, lub też różnice w tym sezonie?

          Odpowiedz
          1. ~castylia

            Niskie pensje w Arsenalu to jeden z mitów powtarzanych z upodobaniem a la motto Robin Hooda, kupują tanio młodych piłkarzy i sprzedają drogo, co pozwala im osiągnąć zysk… Warto prześledzić sobie jak wygląda ta sytuacja od 1996 roku (http://www.arsenalreport.com/transfercentre/) Oczywiście nikt rozsądny nie wierzy w to by klub mający taki status mógł utrzymać się ze sprzedaży graczy, ale ludzie powtarzają to z uporem godnym lepszej sprawy… W bilansie tego klubu są pozycje, które przynoszą znacznie większy dochód 🙂
            Warto mieć świadomość, że np. Chelsea sprzedając teraz Torresa za (czysto hipotetycznie) np. 25 mln (zakładam również hipotetycznie, że ktoś będzie chciał go kupić za tę kwotę 🙂 nie ośmieszy się i nie straci finansowo, a zapewne zyska. Pomijając wszelkie względy sportowe, z księgowego punktu widzenia (podobnie np. jak Falcao, Messi, itd.) taka sprzedaż nieco paradoksalnie przynosi zysk w ujęciu księgowym…
            Wydaje mi się, że nie ma sensu katować Arsenalu porównaniem średniej pensji, bo i bez tego widać, że czas Wengera minął bezpowrotnie i pora coś zmienić… Z osiągnięciami MU czy Chelsea w ostatnich latach nie ma sensu osiągnięć tej drużyny porównywać. Wystarczy popatrzeć na trofea zdobyte przez Cole’a po odejściu z Arsenalu-ich liczba jest znamienna…

          2. Maud

            Duh, you dumbass, what other purpose would it serve? Are you stupid? Do you understand what “PUBLIC SPAI1ENG/SERVICE&#822K; is about? You’re so negative! Vacate this country now! I’m tired of simple-minded morons like you! Die… please… just die

  7. ~Andrzej Kotarski

    Arsenal zaliczył mecz, którego Liverpool ma obecnie na pęczki – przeważaj, gnieć, strać głupią bramkę, przegraj i zostań zamordowany w mediach. Tylko to nie jest złośliwość dziennikarzy, ale brak decydującego ciosu, pęknięcia w strukturze mentalności drużyny. Przestałem rozczulać się nad przegranymi z 70% posiadania – klepanie piłki nie jest punktowane.

    Ja skupiłem się głównie na opuszczonym przez Pana starciu Liverpool – Swansea (które wreszcie Liverpool potraktował z przytupem). Chcących nadrobić zapraszam do siebie:

    http://andrzejkotarski.wordpress.com/2013/02/18/smutne-labedzie-biedni-ich-fani/

    Odpowiedz
  8. ~erictheking87

    Denny jest ten Arsenal. Naprawdę, aż żal patrzeć. Kompletne, totalne zero w kwestii zabezpieczenia tyłów. Mają taką wielką niemiecką sierotę i ani jednego pomocnika, który by asekurował tył. Szkoda gadać, naprawdę…

    Odpowiedz
    1. ~castylia

      Z przodu też za wiele nie pokazali… Generalnie widać, że to nie ten rozmiar kapelusza, a Bayern bezlitośnie obnażył ich wszystkie braki specjalnie się nie przemęczając. Nie jest to niespodzianka, a w Arsenalu nikt już nawet nie zaprząta sobie głowy gdzie podziały się klucze od klubowej gabloty z trofeami, bo w tym roku nie będą one potrzebne… Wydano ciężkie miliony na wzmocnienia, a efekty są żenujące. Może brak awansu do LM w tym roku byłby zimnym prysznicem, który wymusiłby na zarządzie zmiany, ale śmiem w to wątpić…

      Odpowiedz
      1. ~stelma

        Tylko czekać na wypowiedź Wengera i to jego „ale mieliśmy większe posiadanie piłki”.

        Wilshare jeszcze wierzy, albo tak tylko mówi.

        3 gole w monachium? Ćwierćfinalista był znany po pierwszej połowie tego meczu.

        Odpowiedz
        1. ~castylia

          3 bramki w Monachium są możliwe, choć Bayern lubi zazwyczaj wygrać 2:0 🙂 W piłce wszystko jest możliwe, ale złamanego grosza bym nie postawił na zwycięstwo Arsenalu w Monachium.
          Nie wiem dlaczego ten Wenger nie stracił jeszcze pracy, chyba tylko za zasługi go trzymają…

          Odpowiedz

Skomentuj ~Stefan Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *