Tiki-taka plus

Nieznośna powtarzalność grozi przy podsumowywaniu Pucharu Konfederacji, zaskakująco fajnego skądinąd, jak na turniej nienajważniejszy w końcu i rozgrywany po szokująco długim dla niektórych sezonie (wczorajszy finał był 80. meczem w ciągu ostatnich 12 miesięcy rozegranym przez Oscara, 75. przez Matę, 73. przez Luiza i Torresa – prawda, że ten ostatni rzadko kiedy grał pełne 90 minut). Powtarzalność, bo klęska Barcelony, odniesiona z rąk Bayernu, przypomina się niemal automatycznie, a wraz z nią rozwijane w mojej książce tezy o przemijalności futbolu i krótkim, zbyt krótkim życiu wielkich drużyn. Statystycy wyliczyli: ostatni raz Hiszpanie przegrali mecz 29 spotkań temu, ze Szwajcarią na mundialu 2010, ostatni raz tak zdecydowanie – przed 27 laty. W tzw. międzyczasie drużyny z Półwyspu Iberyjskiego wynalazły futbol na nowo, w myśl słynnej już frazy Jonathana Wilsona, że gole są przeceniane. Powtórzmy za naczelnym „Blizzarda”: w ciągu czterech lat między mistrzostwami Europy w Szwajcarii i Austrii a tymi w Polsce i na Ukrainie średnia sytuacji podbramkowych stwarzanych przez Hiszpanię w meczu spadła z dwudziestu pięciu do pięciu. Rzecz w tym, że średnia sytuacji rywali spadła z pięciu w okolice zera. Hiszpanie przestali gromić przeciwników różnicą trzech albo czterech bramek, ale równocześnie nie przegrywali 1:0 meczów, w których od pierwszej do ostatniej minuty atakowali niemal bez przerwy. „Bramki są przeceniane” – pisał Wilson, oczywiście w pewnym momencie padną także one, ale jeżeli będziesz myślał głównie o tym, jak je strzelić, albo żeby strzelić ich jak najwięcej – niczego w futbolu nie osiągniesz.

Przez lata wydawało się, że nie ma patentu na tiki-takę. Przez lata jednak jej najważniejsi aktorzy spędzali zbyt wiele czasu na boisku; inaczej niż Pep Guardiola żaden z nich nie wziął rocznego urlopu – Thiago czy Isco nie zastępowali Xaviego czy Iniesty. Do tiki-taki, że wygłoszę banalne zdanie, nie wystarczy zdolność utrzymywania się przy piłce, trzeba również niestrudzonego pressingu, na który wczoraj zwyczajnie zabrakło sił. Albo do którego znaleźli się lepsi.

Miłośnicy Hiszpanii snuć może będą historie alternatywne: co by było, gdyby bramka dla Brazylii nie padła po stu sekundach, co by było, gdyby Luiz nie wybił cudem piłki z bramki, Neymar nie trafił na 2:0 albo Sergio Ramos (dlaczego on?) wykorzystał karnego… My jednak spróbujmy dodać dwa do dwóch i powiedzmy po prostu, że futbol rozwinął się po raz kolejny. Zaryzykujmy nawet zdanie, że jest bardziej kompletny. Bajeczna technika, z której Brazylijczycy zawsze słynęli, ich legendarna radość gry (Neymar!), łatwość utrzymywania się przy piłce, wsparta taktyczną wiedzą i cierpliwością rozegrania nie stanowią jeszcze pełnej odpowiedzi. Ta Brazylia (ten Bayern…) miała jeszcze szybkość. I siłę. Przy wszystkich zachwytach nad Neymarem, u źródeł jej zwycięstwa są atletyczni Thiago Silva, Luiz czy Paulinho. W wymyślaniu piłki nożnej na nowo zawodnicy tacy, jak ten ostatni (ale też Javi Martinez, nie wiedzieć czemu pozostający na ławce Hiszpanów, czy Ilkay Gundogan) są elementem nieusuwalnym. Operujący między jednym polem karnym a drugim, niestrudzeni w odbiorze i przyspieszający grę do przodu, w kluczowych momentach coraz częściej spychają w cień artystów takich jak Iniesta czy Mata.

Co powiedziawszy, jestem skłonny przyjąć argumenty Gabrielle’a Marcottiego, że ogłaszanie śmierci tiki-taki jest przedwczesne. Mamy do czynienia z rozwojem. Zaczekajcie na Bayern Guardioli.

17 komentarzy do “Tiki-taka plus

  1. ~Pat

    Taki mały błąd, Ilkay nie Iker Gundogan 😉
    Co do tiki taki to nic nie trwa wiecznie i na każdego znajdzie się sposób.

    Odpowiedz
  2. ~panopticum

    Hiszpanie mogą sobie wyliczać co by było gdyby i podawać listę zdarzeń, ale jak się musi ich tyle podawać, to można ściąć do jednego: co by było, gdyby Hiszpania nie była o klasę gorsza?

    I nie rozczulałbym się nad zmęczeniem sezonem Hiszpanów. Inni też w tym czasie nie grają w rzutki. Jak mają tyle talentu, że mogliby wystawić dwie równorzędne jedenastki, to niech wystawiają.

    Odpowiedz
  3. ~Baandzior

    Jako mocno zaangażowany od lat fan Barcy i Hiszpanii mam swoją teorię na temat przyczyn. Głównym jej wątkiem jest Generał obu zespołów, czyli Xavi. Wiadomo, że ich gra opiera się na wymianie podań, i to właśnie Katalończyk jest tam centralną postacią. A facet od roku 2007 (w 2006 leczył zerwane więzadła) gra prawdopodobnie najwięcej na świecie-średnia około 60-65 meczy na sezon. Biega po boisku sporo, a najmłodszy już nie jest. Siłą rzeczy eksploatacja organizmu musi dać znać o sobie, w tym roku co chwilę grał z niedoleczoną kontuzją(przeciążenie mięśniowe oczywiście). I to w jego grze widać ewidentnie. Niby nadal biega po 11km na 90min, ale niemal bez sprintów, bez agresywnego pressingu i odbioru. Niby nadal klepie po 100 i więcej podań na 90min z dziewięćdziesięcio procentową i większą skutecznością, tyle że teraz prawie bez podań otwierających drogę do bramki. Bez podań na jeden kontakt, które przyspieszają i nadają tempo akcji, niestety częściej akcje spowalnia. A oprócz ewidentnego przemęczenia dochodzi prosty fakt, że Xavi jest sportowcem spełnionym i to już nie jest ta motywacja, nie ta wola zwyciężania. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że dopadła go arogancja lub jakieś zaślepienie. Drużyna gra słabo, dostaje baty, a on nie ma sobie nic do zarzucenia. Mówi, że cały czas jesteśmy wierni stylowi, cały czas mamy głód zwycięstw, tylko raz brakuje szczęścia, innym razem Tito, innym razem trochę intensywności. Kompletny brak autorefleksji, a bez niej poprawy już nie będzie(może więcej minut na ławce by go obudziło?). Oprócz Xaviego, jest kilka pobocznych przyczyn: kryzys napastników w obu drużynach, czy również słabsza forma Busiego. Tiki-taka nie umarła. Musi jednak być jak Ferguson-ewoluować i nie przywiązywać się do nazwisk.

    Odpowiedz
    1. ~adipetre

      Tak, regres Xaviego jest istotny…pewnie nie bylby az tak istotny gdyby Hiszpania(badz Barca) myslala troche o przyszlosci, teraz ta wymiana generacji bedzie pozbawiona plynnosci, to juz sie odbija na wynikach.

      Inna sprawa to brak odpowiedniej jakosci w pierwszej linii, przy tym systemie gry musisz miec w tamtej strefie ludzi ktorzy dadza ci konkretne atrybuty. Dynamika, drybling, wreszcie instynkt. Hiszpania i Barca sie tam zaniedbaly, Villa i Torres ostatnio nie blyszcza, Pedro jest dobry wtedy gdy nie spada na niego odpowiedzialnosc…Neymer jest nadzieja Barcy, nadziei Hiszpanii na ten moment nie widze…tbh.

      Odpowiedz
      1. ~erictheking87

        Dodałbym beznadziejną obronę do tego. Oglądając Pique w tym sezonie, dziękowałem Bogu, że Ferguson postawił jednak na Evansa.

        Podsumowywując – Casillias, Valdes i Reina nie są już tymi samymi bramkarzami, którymi byli, obecnie reprezentują 'co najwyżej’ solidny europejski poziom, w defensywie przy miernej formie Pique i wygasającej już karierze Puyola jest dziura, Xavi gra tak, że nawet najbardziej zagorzali fani Barcy, których znam mówią 'ława’, a jak myślę o napastnikach to chce mi się śmiać – Villa i Torres są cieniami piłkarzy, którymi byli (i te 22 gole tego drugiego w sezonie niczego nie zmieniają – tylko 6 strzelił w Premier League, a od oglądania jego gry dalej bolą zęby), a następców o porównywalnej klasie nie zauważyłem.

        Owszem, Hiszpania ma dużą głębię składu, szczególnie w bramce i pomocy, ale dominacja tej reprezentacji w takiej formie jaką znaliśmy zakończyła się. Ten mechanizm działał z precyzją szwajcarskiego zegarka i w tej chwili po prostu zbyt wiele z jego części składowych jest popsutych.

        Ten sam problem dotyczy Barcelony – z tym, że oni mają lepiej, ponieważ mogą kupować zawodników. Tylko, że tam rewolucja również jest nieuchronna – dziwię się, że kupują za 60mln € Neymara, podczas gdy muszą kupić z 3 obrońców…
        No i jest także problem z zastąpieniem Xaviego.
        A taki Thiago, siedzi głównie na ławie, przez co zaraz go stracą na rzecz innego klubu, szczególnie, że ma śmieszną klauzulę wykupu.

        Odpowiedz
  4. ~Maniac

    Zabawne, jaką wagę niektórzy przykładają do jakiegoś nic nie znaczącego towarzyskiego turnieju. A przyjdą MŚ i Hiszpanie znowu wszystkich zmiażdżą. Finał z Brazylią byłby mile widziany 🙂 – stawiam wynik odwrotny niż w niedzielę.

    Odpowiedz
  5. ~Roger_Kint

    Jeszcze sie nie zdarzyło, żeby mistrzostwa świata organizowane w Ameryce (Płd lub Pn) wygrał zespół z Europy – mimo 7 prób.Kiedy mistrzostwa świata były organizowane w Europie, zespół z Ameryki wygrał go jeden jedyny raz (Brazylia 1958) na 10 prób.

    Być może problemem jest jet-lag i różnice klimatyczne. Tak czy owak na moje oko mamy podstawy by sądzić, że miejsce rozgrywania turnieju ma istotne znaczenie dla wyniku. Kto wie czy nie istotniejsze niż różnice w umiejętnościach czy posunięcia taktyczne trenerów.

    Tymczasem komentatorzy porównując obie drużyny w ogóle nie biorą poprawki na tę okoliczność.

    @maniac

    „Zabawne, jaką wagę niektórzy przykładają do jakiegoś nic nie znaczącego towarzyskiego turnieju.”

    I Hiszpanie i Brazylijczycy potraktowali ten turniej poważnie

    „A przyjdą MŚ i Hiszpanie znowu wszystkich zmiażdżą.”

    Zakład, że nie?

    Odpowiedz
    1. ~Jak

      Przed RPA 2010 żaden europejski zespół nigdy nie zdobył tytułu MŚ poza Europą więc to z Ameryką Południową naprawdę nie daje żadnej gwarancji.Osobiście chciałbym aby w końcu ktoś innych zwyciężył:najlepiej grając jakąś kosmiczną piłkę ;),ale zobaczymy.Polska raczej już bez szans na awans więc szczególnych emocji nie będzie i w Brazylii pozostaje liczyć na dużą liczbę ciekawych spotkań z godną liczbą bramek aby było się czym ekscytować(+ jak najwięcej czarnych koni,niespodzianek itd)

      Odpowiedz
  6. ~Grzesiek

    Brazylia wygrywała Puchar Konfederacji 2005,2009 i teraz 2013,a na MŚ 2006,2010 kończyła w ćwierćfinałach więc nie wiadomo czy tym razem sytuacja się nie powtórzy mimo iż grają u siebie.Hiszpania nigdy nie wygrała PK,ale nie przeszkadza jej to wygrywać MŚ,ME turniejów więc tutaj również wszystko jest otwarte.Naprawdę taki turniej niczego nie mówi o formie i grze zespołów za rok

    Odpowiedz
  7. ~marcin

    Hiszpania będzie napewno mocna na przyszłorocznych mistrzostwach, ale na tą chwilę pozostawiła wrażenie, że zespół się rozpada, brakuje motywacji, determinacji, wzajemnego zrozumienia. Inna rzecz, że mogli nie przykładać dużej wagi do turnieju, a wręcz niechętnie po długim sezonie przeprawiać się do Brazylii.

    Odpowiedz
  8. ~adipetre

    Imo Hiszpanie w dalszym ciagu sa najlepszym zespolem swiata. W swojej optymalnej formie sa nie do zlapania, nawet z Del Bosque na lawce.

    Wydaje mi sie ze latwo po tym turnieju Brazylijczykow przecenic, dla mnie to w dalszym ciagu zespol, ktory na mundialu moze odpasc zaraz po fazie grupowej. Nie mozna w ich przypadku mowic o jakiejs konkretnej mysli, filozofii etc. Duet Paulinho-Gustavo jest niekompatybilny, on nie gwarantuje kontroli w srodku pola…Paulinho/Sandro/Ramires-Hernanes…tak bym probowal. Ta reprezentacja powinna byc wg. mnie budowana wokol Hernanesa.

    Generalnie cala formacja ofensywna nie budzi wiekszego zaufania, nie ma przypadku w tym ze Luiz i Silva posylaja tyle dlugich, bezposrednich pilek, malo komfortowych dla zawodnikow o gabarytach Oscara czy Neymara. Dochodzi do tego te tempo ktore jest szarpane, grze Brazylijczykow wiecej cywilizacji, kultury nadaja umiejetnosci indywidualne niektorych zawodnikow…nie zas sama taktyka, nie wiem czy tak powinno byc.
    Nie wiem czy znajdzie sie w pilce druga reprezentacja, ktora olewalaby sobie tylu fantastycznych pilkarzy. Coutinho powinien byc podstawowa 10 w tej kadrze, jest juz w tym momencie duzo lepszym pilkarzem od Oscara…to zupelnie inna swoboda, kontakt, wyobraznia, balans etc. Fernandinho tej kadry imo by nie zbawil, ale na pewno bardzo by sie przydal…to jednak b2b bardziej kompletny od Gustavo czy Paulinho.
    Willian, Douglas Costa czy powolywany, ale niewykorzystywany Lucas Moura…tak dla dodania brazylijskosci skrzydlom tej druzyny, Hulk byl czolowym pilkarzem swiata 2-3 lata temu, dzis jest cieniem samego siebie i wydaje mi sie ze on juz nie wroci.

    Odpowiedz
  9. ~bb

    Miałem wrażenie, że w przypadku Europejczyków na tym turnieju mamy do czynienia z kolejnym dodatkiem na zakończenie sezonu, po siedemdziesięciu kilku spotkaniach. Piłkarsko wybitni, ale turniej, po rozstrzygających wydarzeniach w lidze, to dla nich tylko przerwa w urlopie. Co innego Mistrzostwa Świata.
    A w Brazylii balkonie napompowany do granic, każde starcie z czołówką to finał finałów, stąd tylko krok do przemotywowania i …”duża chmura”. Zgadzam się z Adipetre. Jeśli Brazylijczycy spoczną na laurach, turniej zakończą w 1/8, Niemcy czy inni „turniejowcy” się po nich przebiegną.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *