Piłka i pokój

„Błogosławieni pokój czyniący, albowiem oni posiądą ziemię”… Przywołuję te słowa nie bez kozery, mając w pamięci fragment autobiografii Carlo Ancelottiego, w której o „Jego Mourińskości” włoski szkoleniowiec mówił, że „porównuje się do Jezusa”. Portugalczyk rzeczywiście nieraz sprawiał wrażenie, że doskonale czułby się w roli Mesjasza – choć z fundamentalnym zastrzeżeniem, że bez towarzyszącej Cieśli z Nazaretu pokory. Włoch z kolei ma w Madrycie nie tylko wypełnić standardowe zadania trenerskie (wygranie z Realem ligi i Ligi Mistrzów), ale także misję, chciałoby się rzec, duszpasterską. Chodzi o przywrócenie zerwanego przez Mourinho pokoju, zarówno w szatni, jak w mediach i wśród największych klubów Hiszpanii, gdzie w ciągu ostatnich miesięcy Real narobił sobie rekordowej liczby wrogów.

Nadaje się do tego znakomicie. Jowialny, życzliwy światu i ludziom, z klasą odnoszący się do rywali (pamiętam, jak po wygraniu z Chelsea Pucharu Anglii gratulował prowadzącemu pokonane Portsmouth Avramowi Grantowi; wczoraj pamiętał, żeby życzyć powodzenia swojemu następcy w PSG Laurentowi Blancowi), jak najdalszy od wywoływania awantur i kreowania atmosfery oblężonej twierdzy, zaznajomiony z medialną presją, nauczony obcowania z supergwiazdami (ostatnio z Ibrahimoviciem i Beckhamem) – a przy tym zaprawiony w stąpaniu po cienkim lodzie podczas pracy pod Silvio Berlusconim i Romanem Abramowiczem. Łyk świeżego powietrza – podsumowuje Jonathan Wilson, w swoim tekście podnoszący przede wszystkim taktyczną uniwersalność legendy Milanu. Wilson wyobraża sobie Real w ustawieniu 4-3-2-1, z Benzemą z przodu, Ronaldo i Ozilem za nimi, Xabi Alonso, Modriciem i Khedirą w środku, może także di Marią grającym nieco głębiej niż dotychczas, ale po transferze Isco bardziej prawdopodobne wydaje się standardowe 4-2-3-1 (co mnie cieszy, oczywiście, to fakt, że w rozważaniach naczelnego „Blizzarda” nie pojawia się nazwisko Bale’a…). Trener Realu ma 54 lata, wystarczająco dużo, by jego CV napęczniało sukcesami, i wystarczająco niewiele, żeby bez kłopotów dostosować do kompletnie nowych warunków.

Ciekawie było patrzeć na wczorajszą konferencję prasową Ancelottiego: miało się wrażenie, że cień poprzednika wciąż pada na znajdujące się za Włochem banery, on zaś robi wszystko, żeby się od Mourinho odróżnić. „Jesteśmy kompletnie innymi osobowościami”, mówił elegancko, w szczegółach nie zostawiając jednak złudzeń. „Jestem trenerem, nie menedżerem”, powiedział na przykład. „Jestem trenerem, który zawsze miał dobre relacje z piłkarzami i który chce, żeby tak było nadal” – uszczegóławiał. Ronaldo, którego postawę Mourinho krytykował na odchodnym? „To będzie zaszczyt z nim pracować, tak jak zaszczytem było kiedyś pracować z Zidanem, Ronaldinho czy Brazylijczykiem Ronaldo”. Iker Casillas, który wyznał niedawno, że za czasów Mourinho nie sypiał po nocach i zdarzyło mu się płakać nad swoją niedolą? „Znam go bardzo dobrze, jest wielkim bramkarzem, kapitanem drużyny, w swoim życiu wygrał już wszystko. Myślę, że nasza relacja będzie bardzo dobra. Jest prosta zasada, ważna dla każdego piłkarza w każdym zespole: ktoś, kto zasłużył na grę, gra”. Co ważne: dotyczy to również młodszych, czekających dopiero na swoją szansę piłkarzy wychowanych przez Real. Co jeszcze ważniejsze: Włocha interesuje zbudowanie zespołu zdolnego kontrolować grę, prezentującego ładny dla oka, ofensywny futbol, oparty na posiadaniu piłki.

„Przynosi piłkę i spokój”, komentował jeden z redaktorów „AS-a”, „Marca” pisała o dyskretnym zwycięzcy, a Ancelotti mówił jeszcze, że praca z wielkimi piłkarzami o fantastycznym potencjale nie może być trudna („Nie jestem wyjątkowy, jestem szczęściarzem” – przypomniały mi się jego słowa jeszcze z czasów Chelsea). Jest nowy początek dla wszystkich, nawet dla Kaki czy Modricia – którego porównania do Pirlo Ancelotti uchylił, deklarując że zamiast jako głęboko cofniętego rozgrywającego widzi go jako piłkarza operującego na całej przestrzeni boiska. Jest Zinedine Zidane w sztabie szkoleniowym (choć formalnie asystentem pozostaje zabrany z Chelsea Anglik, Paul Clement). Jest gwarancja czystych relacji z mediami, mniejszej liczby awantur i prowokacji, merytoryzmu i kompetencji bez fajerwerków…

Wytęż wzrok i znajdź dziesięć różnic, jak pisali w bardzo starym „Przekroju”. A potem przygotuj się na przyjście (żeby skończyć językiem, którym zacząłem) kogoś, kto „Nie będzie wołał ni podnosił głosu, nie da słyszeć krzyku swego na dworze. Nie złamie trzciny nadłamanej, nie zagasi knotka o nikłym płomyku”… Czy ten ktoś może odnieść sukces? Zdaniem samego Ancelottiego, przy całej władzy, jaką ma w dzisiejszych czasach trener wielkiego klubu, jest tylko jedna rzecz, której nie kontroluje: wynik meczu. Trudno go za ten dystans nie lubić.

6 komentarzy do “Piłka i pokój

  1. ~Youth86

    Ancelotti to moim zdaniem naprawdę dobry wybór. Przyznam szczerze, iż naprawdę lubiłem kiedyś Mou: za wyniki, za budowanie ducha drużyny, za jej obronę i branie wszystkiego na siebie (presja). Fakt- osiągane to było kontrowersyjnymi (co najmniej) metodami- „oblężona twierdza” i „my kontra reszta złego świata” to niemal synonimy jego pracy, ale niezwykle skuteczne. Płaczący Materazzi, aura „mesjasza”, itd. Wydoroślałem- dziś postrzegam Mou jako człowieka, który nie umie przegrywać, który musi za WSZELKĄ CENĘ odnieść sukces, a gdy coś nie idzie po jego myśli, obraża się jak primadonna. Wygrywanie jest piękne, gdy wygrywa się pomimo wszystkich, a nie przeciwko wszystkim. Drobna różnica- do dziś chyba trudna do zrozumienia dla Mou… Posadzenie Ikera na ławce (bo ośmielił się krytykować „zbawcę”), słowa o Cristiano na odchodnym itd. itd. pokazuję „klasę” tego trenera (bo o człowieku się nie wypowiadam- sam kiedyś mówił, że wstydzi się siebie w boxie trenerskim i nie poznaje tamtego faceta w krawacie). Ma wyniki, o tak. Ale w Realu mógł ugrać więcej…
    Anyway- piszę to jako wierny od lat co najmniej 20 kibic FCB, który nie mógł patrzeć, jak niszczy się prawdziwe perły Realu (wspomniany Casillas, tytan pracy Ronaldo, wychowankowie oddawani za bezcen).
    Ancelotii zaprowadzi spokój, przewietrzy szatnię (Kaka out), przywróci Realowi markę klubu dżentelmenów. To dobrze. Ale zbuduje również mocny team, bardzo mocny i paradoksalnie jest w stanie wygrać LM (co jako kibica FCB już mniej mnie cieszy :D).
    Bale do Realu? Szkoda Kogutów i szkoda Bale’a- nie ta liga, nie ten człowiek, nie ten styl gry (vide Ricardo Kaka).

    Odpowiedz
  2. ~shadowking

    Carlo Ancelotti – kariera zawodnicza i trenerska idealna?

    Urodzony w Reggiolo zaczynał tu jako junior, potem grał w Parmie i następnie Milan.
    Jako trener zaczynał w rodzinnych stronach Reggianie, a potem w Parmie (już wtedy zasłużył się niepomiernie fanom Chelsea sprzedając z Parmy piłkarza, który ma na Stamford Bridge status niemal mityczny – Gianfranco Zolę). Po drodze do Milanu był jeszcze Juventus. A jeszcze Chelsea, PSG, teraz Real.
    Ideał?

    Może Kaka przy nim się jeszcze odrodzi?

    Odpowiedz
  3. ~MaK

    Kto pisze, że posadzenie Cassiliasa na ławce było błędem ma krótką pamięć. Iker przy każdej niemal wrzutce popełniał błędy, Diego Lopez grał w porównaniu do niego wyśmienicie. Jak widać ławeczka posłużyła Ikerowi, bo na PK błyszczy jak dawniej.

    Pisanie, że Mourinho ma kiepski kontakt z kibicami i zawodnikami to brednie. W Chelsea, Porto i Interze relacje te układały się idealnie. Dopiero wśród gwiazdorków Realu zaczęło się wszystko walić. Ale czy to pierwszy trener, który w Madrycie jest po krótkim czasie winnym wszystkiego? Bo mi się wydaje, że winne jest w większej części madryckie otoczenie a nie tylko trener.

    Odpowiedz
  4. ~erictheking87

    Robienie z Casilliasa niewinnej ofiary wrednego oprawcy Mou, albo tego, który zatruł gazem musztardowym atmosferę w szatni jest chyba kiepskim pomysłem. Prawda zazwyczaj stoi pośrodku – Mourinho na pewno dołożył swoją cegiełkę, jako człowiek nie lubiący się dzielić władzą z nikim, ale prawda jest też taka, że Casillias był w beznadziejnej formie i powinien był przyjąć na klatę to, że po prostu zawala sprawy, a historyjki, które wyciekały z szatni także kazały się zastanowić, czy czasem nie on donosił swojej lubej o tym, co w trawie piszczy.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *