Kevin Przyspieszacz

Próbowali kupić Coutinho, plotkowali o Hazardzie, Sanchezie czy Allim (doprawdy, śmiechu warte, patrząc na formę pomocnika Tottenhamu w tym sezonie), fantazjowali o sprowadzeniu Kane’a, a przecież najlepszy dziś w całej Anglii zawodnik, godny gry w najlepszych klubach Europy, Barcelonach, Realach i innych takich, nazywa się Kevin de Bruyne. I nie trzeba kapitalnej bramki w meczu Manchesteru City z Chelsea, żeby to wiedzieć.

Ciekawe porównanie gry Belga z reprezentacyjnym kolegą, Edenem Hazardem, przeprowadził jeszcze przed tym spotkaniem Michael Cox: obaj są świetnymi dryblerami, obaj znakomicie podają i są groźnymi strzelcami, chociaż każdy na swój sposób. Inaczej niż Hazard, de Bruyne drybluje jednak zawsze mając oko na przeciwnika – i na kolegów, z którymi może wymienić się podaniami. Podaje zaś w zasięgu zaiste niebywałym, czasem szybko, krótko i z pierwszej piłki, ale czasem przez całą szerokość boiska, a jego dośrodkowania nie mają sobie równych nie tylko w Premier League (w statystykach wykreowanych szans, liczonych od czasu jego transferu do Manchesteru City, w Anglii wyprzedzają go jedynie Eriksen i Ozil). Jak strzela? No przecież widzieliście wszyscy wczoraj i widzieliście też pewnie w tygodniu, jeśli wpadł wam gdzieś w oko skrót meczu MC z Szachtarem.

 

Pep Guardiola nazywa go piłkarzem kompletnym, do umiejętności wyżej wymienionych dodając jeszcze kilka. Po pierwsze, de Bruyne potrafi lepiej i szybciej niż ktokolwiek zmierzyć przestrzeń boiska, znaleźć wolne pole, przewidzieć, jakie miejsce zostanie za chwilę opuszczone przez rywala i gdzie będzie mógł się przesunąć, zwłaszcza między linie obrony i pomocy przeciwnika. Po drugie, ciężko pracuje bez piłki (rzadko się zdarza, by zawodnik tak utalentowany gotów byłby biegać sto kilometrów dla drużyny – podkreśla jego trener; Marcos Alonso potwierdziłby pewnie tę opinię, gdyby po meczu, w którym był ustawiony naprzeciwko de Bruyne, potrafił jeszcze oddychać). Po trzecie, jak dodaje Guardiola, zamiast długich wykładów wystarcza mu jedna krótka instrukcja, żeby wiedzieć, co ma do zrobienia. Innymi słowy: myśli równie szybko jak biega. Kojarzy fakty. Przewiduje wydarzenia. I wciąż chce się uczyć – co u Guardioli jest przecież warunkiem podstawowym. Ustawiony jako „dziesiątka” radzi sobie równie dobrze jak „wolna ósemka” (sam tak określał przed rokiem swoją pozycję, współdzieloną skądinąd z Davidem Silvą), ale także jako defensywny pomocnik czy cofnięty rozgrywający – próby precyzyjnego zdefiniowania pozycji piłkarza na boisku są w drużynach Guardioli skazane na niepowodzenie.

Po wczorajszym meczu usłyszał mnóstwo komplementów i porównań. Anglicy oczywiście zestawiali go ze Stevenem Gerrardem, który podobnych bramek zdobył przecież niemało: ni stąd, ni zowąd, czasem wbrew logice boiskowych wydarzeń, błyskiem geniuszu, przyspieszeniem akcji, siłą strzału przesądzając losy meczu. My jednak, wychowani na kontynencie i oglądający piłkę jeszcze przed czasami legendy Liverpoolu, wolimy przypomnieć w tym miejscu, jak przed laty interpretował przestrzeń i jak błyskawicznie potrafił myśleć wielki Johan Cruyff. Urodzony w Drongen, w pobliżu Gandawy, de Bruyne nie ćwiczył wprawdzie na ulicach, jak Holender, ale ponoć rozwinął umiejętności gry lewą nogą (tą, którą pokonał wczoraj Courtois) dzięki temu, że zatroskani o los roślin w swoim ogródku sąsiedzi zakazali mu kopania piłki prawą. Że nie osiągnął jeszcze nawet jednej dziesiątej tego, co Cruyff? Ale jeszcze może osiągnąć, także z reprezentacją, która pewnie w końcu odpali – to po pierwsze. Po drugie, im jestem starszy, paradoksalnie robię się coraz bardziej zmęczony powtarzaniem, że wszystko, co najlepsze, wydarzyło się dawno temu. Żyjemy w czasach najlepszych: w czasach Messiego, Ronaldo i… de Bruyne.

Manchester City, jak wszystkie drużyny Guardioli zresztą, jest skazany na długie minuty utrzymywania się przy piłce. Fakt, że to utrzymywanie nas nie nudzi, również zawdzięczamy Belgowi. Jeśli miałbym go określić jednym słowem, powiedziałbym pewnie „akcelerator”. Owszem, może nie jest aż tak elegancki, jak Silva, ale potrafi przyspieszyć.

Okoliczności, w których Chelsea pozwoliła mu odejść (i który menedżer za to odpowiadał), nie ma chyba sensu przypominać. Antonio Conte mówił wczoraj bardzo wyraźnie, jak tego żałuje. Choć przecież nie przegrał z powodu jednego tylko zawodnika: to, jak Chelsea została zdominowana przez Manchester City, i to na własnym stadionie, jak nie mogła sobie poradzić z wysokim pressingiem i jak nie potrafiła samemu wykorzystać tego, że Otamendi i Stones ustawili się niemal przy linii środkowej, jak nie umiała zagrozić bramce Edersona (MC już bodaj piąty mecz z rzędu nie traci gola) pokazuje, ile się zmieniło w porównaniu z ostatnim sezonem, kiedy Conte wygrywał z Guardiolą dwukrotnie. Owszem, to dopiero siódma kolejka, ale choćby po grze Fabiena Delpha widać, że kataloński szkoleniowiec ma nie tylko najlepszego piłkarza w Anglii – ma też drużynę.

PS Wklejam zdjęcie z reklamy Olimpiady Specjalnej sprzed trzech lat, której udzielił swojego wizerunku. Lubię go za nią jeszcze bardziej.

18 komentarzy do “Kevin Przyspieszacz

  1. Krzysiek

    Panie redaktorze, kiedyś jakieś hymny pochwalne o czerwonej części Manchesteru? Czy może po prostu uznajemy, że powróciła tam normalność i nie ma o czym pisać? 😉

    Odpowiedz
  2. Król Julian

    Nieskromnie przyznam, że dla mnie to niestety żadne zaskoczenie, że gość się tak rozwinął, pisałem tu w komentarzach o tym, że to talent na miarę Hazarda, jeśli nie większy, jeszcze w czasach, gdy w Chelsea równowagę na nocniku łapał… To że nie poznali się na nim w Chelsea również mnie nie dziwi, nie pierwszy i nie ostatni taki przypadek, ale kto bogatemu zabroni… Gdybym był wtedy w okolicy Stamford Bridge to może zostałbym takim drugim Boasem, no ale co zrobić, może następnym razem 🙂
    A tak zupełnie z innej beczki to ten Rudiger bardzo przypomina mi swoją grą jedną z żywych legend Chelsea, a mianowicie Winstona Bogarde, z tym że jest jeszcze bardziej, co wydaje się prawie niemożliwe, niepewny. Stawiam na to, że skończy w klubie Kokosa 🙂

    Odpowiedz
  3. stanislaw414

    Dzień dobry,

    Cudze chwalicie, swojego nie znacie!

    Gerrardy, Cruyffy, Barcelony i Reale… Mnie osobiście, Kevin trochę przypomina Krzynówka Jacka. Jasne, z zachowaniem proporcji i przy uwzględnieniu, że mamy aktulanie do czynienia z nową generacją piłkarskich androidów, których percepcja i możliwości fizyczne są jakby napędzane środkami ochrony roślin. Tym, którzy spróbują wyśmiać porównanie mojego autorstwa przypominam, jak Krzynówek potrafił i Realowi i nie tylko Realowi w Lidze Mistrzów przyfasolić. Nie ma też jak na razie (chyba) Kevin w CV tak niesamowitej bramki jak ta Jacka z Portugalią w Portugalii.

    Niezależnie od powyższego i trochę obok tematu, chciałbym się zwierzyć, że nieczęsto mam możliwość oglądania meczy ligi angielskiej. Co tydzień rzecz jasna wybieram sobie jakiś mecz, który już na pewno, na pewno obejrzę, ale – jak zwykł mawiać Kogut Głośno Piejący w Niedziele – są rzeczy ważne i ważniejsze. Dodam, że potem wcale nie żałuję za bardzo, o ile na tutejszym blogu pojawia się kolejny wpis, a ostatnio pojawiają się one regularnie i to jest piękne!. Rozważałem nawet w ogóle ostatnio na tej kanwie, czy lepiej jest oglądać, czy czytać mecze i stwierdziłem, że brakuje jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie.

    Odpowiedz
  4. Król Julian

    @Dawid Sz.
    A ja oglądałem serię ostatnich spotkań Liverpoolu i tak się zastanawiam czy już wstąpili na tę „ciemną ścieżkę” czy tak sobie po prostu wesoło błądzą? Jeśli potraktować je w kategoriach czysto rozrywkowych to wgląda to nawet całkiem przyjemnie, pełno tu nagłych zwrotów akcji, wzlotów i upadków, ale generalnie to czyste szaleństwo, a dla kibica The Reds dodatkowo również kilka minut życia mniej 🙂 Nawet trudno stwierdzić po tym o co oni walczą w tym sezonie – chyba jednocześnie o wszystko i o nic 🙂

    Odpowiedz
    1. DawidSz

      Oj Panie kolego, co ja tu mogę powiedzieć. Wszyscy chyba przestali wierzyć, sam Klopp chyba również. Obrona gra jeszcze gorzej niż przed sezonem. W środku pola bez formy jest Henderson, Can gra w kratkę, Wijnaldum, jak nie raz tu pisałem, nie jest zawodnikiem na ten poziom. Z przodu Firmino podaje i kopie jeszcze bardzie niedokładnie i nonszalancko niż zwykle, chyba też coś formy z niego zeszło. Pomijając mecz z City, który był kwestią przypadków i losy, czasami takie spotkania się zdarzają, więc nie mam pretensji o niego. Gracze Kloppa zagrali tylko jeden dobry mecz w tym sezonie, wynikający z pogubienia się Wengera, a tak każdy jest co najwyżej przeciętny. Nie ukrywajmy, że z Crystal Palace (!) mieliśmy dużo szczęścia, jak również z Leicester. Oczywiście było trochę pecha, jednak jeśli chodzi o grę, zdobyte bramki, nie wyglądało to najlepiej, więc w moim przekonaniu zawodnicy powinni się cieszyć, że mają tyle punków, ile udało im się uciułać.
      Nad obroną nie ma tu się co pastwić, każdy widzi jak wygląda sytuacja. W rzeczywistości niemalże każdy zakup stopera, od Ciarana Clarke’a po Jamesa Tarkowskiego byłby niesamowitym wzmocnieniem tej linii. W środku pola też brakuje typowego defensywnego pomocnika, który mógłby zmienić taktykę. W ogóle jedna taktyka i ten sam schemat szybko się mszczą na trenerach, co widać tylko po ustawieniu przeciwników w meczach z Liverpoolem. Jednak nie ukrywajmy, że zespół posiadający Mane, Coutinho, Cana, Salaha, Firmino powinien grać o wiele lepiej. Prawdziwym problemem jest zatem brak balansu w drużynie, pewności siebie i wielości rozwiązań taktycznych. Winę za to ponoszą Klopp i właściciele. W kazdym meczu jest bowiem bicie głową w mur, te same problemy ze skutecznością i proste błędy w obronie. Wszystkie statystyki wskazują, że zespół źle zbalansowany będzie grał w kratkę, a przy braku formy i motywacji na poziomie 120% nie ma szans nawet na to. A tak to teraz wygląda. Klopp jest chyba już sam zagubiony, nie wzmocnił zespołu przed walką w sezonie 17/18, przeciwnicy wyrobili jeden schemat. Coś siadło też w samej psychice zawodników, wystarczy zobaczyć, jak szybko tracą bramki, kiedy sami strzelą pierwsi, jak nerwowo zachowują się przy atakach przeciwników. Jak proste błędy popełniają przy prostych rozegraniach piłki czy to w obronie czy pomocy, że sami nie radzą sobie z pressingiem innych drużyn. Koniec końców: jak rzadko stosują jakiekolwiek schematy rozegrania i podejmują złe decyzji w ataku. Każdy robi swoje, drużyny nie ma pod względem psychicznym i taktycznym, jedyne co wiedzą, że muszą ruszyć na piłkę, kiedy ma ją przeciwnik (jak u Smudy). Ergo: błądzenie pełną parą.
      Sezon, co prawda, dopiero się zaczął, musiałbym pierwszy rok oglądać PL, żeby twierdzić, że Liverpool będzie nisko, a City już mają pewnego mistrza, więc może jeszcze zaskoczą te tryby w drużynie, jednak wątpię w to. Tu nie chodzi nawet o wyniki, bo po 7 kolejce wiele może się zmienić, ale o styl gry, który jest fatalny.

      Z milszych rzeczy. Polecam moją nową książkę:
      http://www.wydawnictwowarstwy.pl/products/1684

      Odpowiedz
      1. darek638

        Gratuluję wydania książki. Jeśli chodzi o ocenę gry Liverpoolu
        fachowości i roli Kloppa fundamentalnie się nie zgadzam.
        Pozdrawiam
        DK.

        Odpowiedz
  5. darek638

    Ładny felieton Pana Michała. Na pewno MC w tym sezonie zasługuje na pochwały.
    Natomiast mimo, że lubię Kevina de Bruyne nie dostrzegłem jeszcze w tym sezonie
    szczególnie wysokiej formy tego piłkarza. Być może gra znacznie lepiej niż w ubiegłych
    latach w destrukcji ale jeśli nawet tak jest to nie są to efektowne przechwyty czy
    wygrane w pojedynkach 1 na 1. Ja tego nie widzę ale dobrą grę w destrukcji nie
    zawsze łatwo jest zobaczyć. KdB jest niewątpliwie innym zawodnikiem niż Hazard.
    Gra na ogół dalej od bramki, więcej angażuje się w odbiór w środku pola z pewnością
    ma gorszy drybling. Dryblingi Hazarda to niesłychana broń bo potrafi i to kilka razy
    w czasie meczu wygrać 1 na 1 w odległości 20m od bramki i ta przewaga może natychmiast
    dać bramkowy skutek. Piszę oczywiście o Hazardzie z ubiegłych sezonów w tym sezonie
    na razie „wraca”. KdB niewątpliwie lepiej operuje piłką na większą odległość, świetnie
    wykonuje stałe fragmenty i znakomicie strzela z dystansu. Widziałem stosunkowo
    mało meczów reprezentacji Belgii aby ocenić jak współpracują w jednej drużynie.
    Dodam nie oglądam Belgii z taką uwagą jak w czasie oglądania meczów Premier League.

    Odpowiedz
  6. Król Julian

    Pora na typy:
    Liverpool MU remis najbardziej prawdopodobny, więc niespodzianka – 1
    Burnley – WHU X gość wygra zwrot, ale to ostatni raz kiedy liczę na te Młoty
    CP-Chelsea 2 nawet osłabiona Chelsea powinna jednak 3 punkty zgarnąć, choć kurs 1,35, więc sobie daruję
    MC Stoke Obywatele lubią czasami coś odstawić, ale mam nadzieję, że nie tym razem, dla pewności 1,12 odpuszczę-żadna strata
    Tot-Wiśnie 1 kurs 1,2 zagram to, nie przewiduję niespodzianki
    Łabędzie Huddersfield 1 podobnie jak w przypadku Młotów, niech mnie lepiej nie zawiodą, bo się obrażę 🙂
    Watford Arsenal – zaszaleję 1X z kursem 2,18, choć pewnie jak na złość goście wygrają…
    Brighton-Toffiki X
    Święci SrokiX
    Lisy WBA X
    te 3 ostatnie remisy te pewnie jak po sznurku nie wejdą, ale nawet jak zagram jakieś 4 z 7 to 1700 zł wychodzi

    Odpowiedz
    1. me262schwalbe

      W hicie kolejki wg mnie 2. W zeszłym sezonie Mou mając zdecydowanie słabszy skład zabił mecz i pozostało 0:0, a teraz wypunktuje Kloppa.
      Burnley-WHU, tutaj też liczę na gości, Bur nadspodziewanie dobrze radzi sobie kandydatami do Top4, ale z ekipami środkami to jest już inna gra.
      Orły-CFC, wg mnie tylko jakaś grosse Katastrophe może pozbawić Che 3 punktów, posłałam jako 2 bank w wielu kuponach. Grosse Katastrophe nie zdarza się po kursie 1.39 (akurat u mojego booka 🙂
      MC – Stoke podzielam kurs 1.12 nie mieście w już niestety w jakichkolwiek kryteriach gry, a grać z handicapem to jest jednak zbyt duże ryzyko, biorąc pod uwagę, że MC ma na głowie jeszcze inne rozgrywki i raczej nie będzie zbyt mocno roztrząsało sprawę znęcania się nad Stoke.
      Spurs – Wiśnie z kolei ja odpuszczę, wiadomo z jakich powodów. Ale podświadomie też nie przewiduję niespodzianki 🙂
      Łabędzie – Hudds – pełna zgoda 1.
      Szerszenie – Gunners tutaj rzeczywiście jest duża zagwozdka. Różnica między 1.39 Che i 1.62 Ars nie jest jakaś ogromna, a ryzyko niewspółmierne. Trudno mi ten mecz umieścić w moich kryteriach obstawiania (wyszukuję meczy, które po sobie następują bądź lekko się nakładają, z tym, że każdy kolejny mecz ma niższą wartość). Jeżeli nic nie wymyślę, to odpuszczę.
      B&H Albion – Toffies raczej 2. Tak dla ratowania Koemana.
      S’ton – Sroki – tutaj myślę, że właśnie takie mecze będzie chciał Benitez rozstrzygać na swoją korzyść. Narzędzia do tego raczej ma, a skądinąd wiadomo, że on nie potrzebuje jakichś specjalnych narzędzi…
      Lisy – WBA jak sam zauważyłeś raczej remisy nie wejdą, ale może choć jeden i może właśnie akurat w poniedziałek :):):)

      Odpowiedz
        1. Król Julian

          🙂 dzięki, ale jeszcze w to nie wierzę, dopiero teraz sprawdziłem na flashscorze – zawsze jak człowiek czeka na ten ostatni brakujący wynik to wiadomo że nie nie wejdzie, a tu proszę 🙂 więcej tu szaleństwa i fartu niż nosa, ale może to właśnie jest metoda 🙂 w następnej kolejce pewnie dla odmiany Twoje wejdą, a ja trafię max 2 🙂

          Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *