Jurgen Klopp ma zupełną rację, krytykując ludzi, którzy jedząc zupę zajmują się głównie szukaniem w niej włosa. Są takie mecze, po których nie mają sensu rozważania na temat zaniku gry defensywnej, błędów popełnionych przez bramkarzy albo fatalnej polityki transferowej jednego z największych klubów świata, który choć forsy ma jak lodu, wciąż nie potrafi sobie sprawić porządnego golkipera. Są takie mecze, po których powiedzieć, że gole są przeceniane, byłoby niestosownością. Są takie mecze, które oglądasz po to, by wiedzieć, że zima nie będzie trwać wiecznie, a smog się w końcu rozwieje. I może jeszcze po to, by utwierdzić się w przekonaniu, że w piłce nożnej (jak w życiu?) musisz być odważnym, żeby coś osiągnąć. Że jeśli chcesz grać o wszystko, musisz podjąć ryzyko – nawet jeśli oznacza ono sprzedanie najlepszego piłkarza przed pojedynkiem tej rangi, albo dokonywanie w takim właśnie momencie zmiany bramkarza. Że nie możesz koncentrować się na przeszkadzaniu, wbijaniu kija w szprychy, czekaniu na błąd rywala.
Żeby opisać mecz, który zakończył serię trzydziestu spotkań Manchesteru City bez porażki, potrzebne są takie słowa, jak szaleństwo, intensywność, energia, furia, dzikość, tempo, brawura, pasja i zaangażowanie. Potrzebne są i takie, jak zachwyt, podziw, uznanie, piękno, talent i kunszt. Potrzebne są, niestety, także określenia bardziej fachowe, jak proaktywność i pressing na przykład, w których Liverpool okazał się górą od drużyny, której proaktywność i pressing Pep Guardiola zdołał już wpisać w DNA (był to zaiste, jak mówił później Klopp, uśmiechając się równie szeroko, jak grała dziś jego ofensywa – pressing z innej planety). Potrzebne są wreszcie konstatacje każące zaprzeczyć schematom, według których rozgrywane są zwykle pojedynki z udziałem Manchesteru City – weźmy na przykład początek drugiej połowy, w którym gospodarze nie okazali się bynajmniej zdeprymowani wyrównującą bramką City i w którym ani myśleli odskoczyć od rywali choćby na krok, choćby na ułamek sekundy dla złapania oddechu. Firmino gnębiący Stonesa, Salah prześladujący Otamendiego, a Oxlade-Chamberlain Delpha i Fernandinho, Mane równie szybki jak Sane (na myśl o tym, że Salah i Sane już za paręnaście dni będą dobiegać do Hugo Llorisa, próbującego rozpoczynać akcję swojej drużyny tak, jak usiłował to czynić Ederson, mam ciarki)…
Błędy? Kto by się przejmował błędami, skoro zawsze jest czas je naprawić? Skoro zawsze można strzelić o jedną bramkę więcej od przeciwnika? Skoro zawsze można spróbować biec jeszcze szybciej albo jeszcze szybciej przekazać piłkę koledze, tak, żeby najgłośniejsza trybuna w Anglii stała się jeszcze głośniejsza i żeby także komentatorzy telewizyjni mogli upajać się własnym krzykiem.
Tu nie ma się co rozpisywać, zwłaszcza że dzień czerwonych serduszek mieliśmy nie tylko w Liverpoolu. Tu trzeba wsadzić dzieci do wanny i napuścić im chłodniejszej niż zwykle wody, żeby w miarę przytomni obejrzeli ten mecz jeszcze raz na powtórce emitowanej przez Match of the Day. Jak obejrzą, nigdy już nie będą szli samotnie.
Ufff, a bałem się, że to będzie poważny krytyczny wpis (szukający dziury w całym), który popsuje nam nastroje po tym Wspaniałym weekendzie 😀
” fatalnej polityki transferowej jednego z największych klubów świata, który choć forsy ma jak lodu, wciąż nie potrafi sobie sprawić porządnego golkipera”
To akurat przesada. Znaleźć porządnego bramkarza nie jest tak łatwo, o czym w ubiegłym roku przekonał się Pep. Wenger chyba też nie do końca dostał to, czego oczekiwał, gdy kupował Cecha. A Liverpool kupił w ubiegłym roku drugiego najlepszego bramkarza Bundesligi (w głosowaniu piłkarzy), więc w teorii to nie była fatalna polityka transferowa. A że w praktyce wyszło inaczej… Cóż, mało kto spodziewał się, że zastąpienie jednego Brazylijczyka innym wyjdzie Barcy na zdrowie.
Takie podejście do sprawy miałoby sens kilkanaście lat temu. W tej chwili mamy współzawodnictwo wielkich korporacji napchanych pieniędzmi. Kibice – entuzjaści zostali wypchani na lokalne stadiony (ciekawe ile kibiców pamiętających Jurka Dudka było na stadionie). W ich miejscu są turyści, Japończycy robiący sobie selfie, odpicowane panie, które nie tylko nie wiedzą co to jest spalony ale też co to jest rzut karny.
Romantyczne czasy Premiership już minęły. Teraz jeden błąd kosztuje miliony, a Team Leaderzy szybko tracą pracę. Nikomu nie zależy na kibicu, który przyjdzie pooglądać piękną porażkę swojej drużyny. Teraz liczy się marketingowy efekt mistrza…Smutne to
Byłem absolutnie pewien wczorajszej przegranej Liverpoolu. Za każdym razem spodziewamy się w piłce, że tym razem będzie inaczej, a przecież nie mamy ku temu żadnych podstaw. Liverpool wygrał z najlepszą drużyną w lidze, więc musiał przegrać z najsłabszą, podobnie jak musiał stracić punkty z WBA i z innymi. Stara zasada się powtórzyła, że wystarczy postawić autobus i Liverpool nie będzie w stanie strzelić więcej niż jednej bramki. Dla drużyn z dolnej części tabeli powinniśmy mieć taką piosenkę, jak kiedyś QPR, wyśpiewaną dla przeciwnika, że przegrywają co tydzień, więc nie jesteście wyjątkowi. Tylko w tym wypadku właśnie byłaby śpiewana ekipom ze strefy spadkowej.
Ja zakładałem remis- nie wierzyłem, że Swansea coś strzeli. Trawestując poetę :Umysłem Liverpoolu nie zrozumiesz…
Szkoda, że nie napisałeś tego przed meczem … 🙁
Był bardzo dobry kurs na takie zdarzenie, a tak zagrałem 2 bank i spalił się kupon, które przez tak ładnie przez weekend wchodził:
Leverkusen 2.30, Stade Rennes – 2.25, Real Madryt + HC 0:2 – 2.05 , AC Milan – 2.05, Sampdoria 2.90, Napoli 2.10 i do tego dołożyłem dwa banki na koniec Barcelona 1.35 i Liverpool 1.32
płacz
a ja zagrałem tak dla beczki te łabędzie i x2 na malagę – niestety jedynie za 1zł – wygrana 23,12 🙂
Hihi, ja zawsze śmieję się z tych coachowych mądrości typu: wyzbyj się przyzwyczajeń i tak dalej, ale one sprawdzają się w piłce. Zawsze mam nadzieję, że Liverpool po dobrym meczu z kimś z czołówki zwycięży następnie kogoś z dołu tabeli, ale już w 80 minucie zdaję sobie sprawę, że byłem najzwyczajniej na świecie głupi:)
PS. Panie Michale, świetny tekst o Mourinho. Ja nadal nie wiem czy go lubię, ale nie szanuję, czy też szanuję, ale nie lubię.
Nie chcę być posądzany o jakąkolwiek złośliwość z wiadomych względów…
Ale dotychczas byliśmy przyzwyczajeni, że Arsenal na przełomie stycznia i lutego tracił szanse na majstra, a teraz w tym okresie traci szans na top4 ??? hm dobra zmiana >>>>
a przed nimi jeszcze luty…
Łabędzie pod Carvalhalem grają ciekawą piłkę i najpewniej jeszcze kilka drużyn z nimi straci punkty. Oni nie narzucają nawet swojego stylu gry; są jak ktoś, kto się uczepił biegacza i rzucał mu kłody pod nogi, wybijał, rozśmieszał, mówił: nie dobiegniesz.
Stanisław, co mówią gwiazdy? Udane transfery czy nie? Jakieś prognozy na najbliższy miesiąc?
Dzień dobry królu Julianie,
Gwiazdy pod tobą i gwiazdy nad tobą i dwa obaczysz księżyce. Dwa kanoniryczne kdiężyce cieszą mnie najbardziej: Özil (wiadomo) i Wilshere. Wilshare powinien wzmacniać środkowe szeregi pod kątem defensywnym i w ogóle kawał z niego wojownika, jakich Arsenalowi trochę brakuje. To są dwa najbardziej dla mniecwartościowe transakcje tego okienka. Sancheza lubiłem, ale znacznie mniej niż Özila. Za Patrikiem nie przepadam, ale ma swoje walory, jest pędziwiatrem, to oczywiste. Bardziej cieszę się z Michtariana. Jest mi bliski, bo na drugie imię, również mam Jan. Aha, płaczę za Walcottem (uwielbiałem go już wtedy kiedy jeszcze grał w Southampton).
BTW w świecie jest głośno o wirusie Arsenalu. Mówimsię, że cały pech i nieudolność Kanonierów, została przelana na Giroud i Sancheza, teraz zarażają konkurentów, hihi. Dobry ruch.
Aubameyang to piłkarz, którego nie chciałbym na Anfield. Wiek u niego się nie przekłada na myślenie. Mam wrażenie, że będzie on utrapieniem dla kolegów z szatni i kibiców. Transfer robiony w panice; Wenger jeszcze kilka lat nie kupiłby go. No nic, jednak to ciekawy ruch i zobaczymy czy Arsenal ruszy z piskiem opon.
Od razu po wczorajszym meczu poszedłem spać. A dziś od samego rana w pracy myślałem jak egzorcysta wytłumaczy klęskę (bo może sam wynik tego nie mówi, ale sama gra już ocierała się o to określenie).
Sformułowania typu:
1. Zostałem ograny przez Pocha jak dziecko na podwórku;
2. Spurs mają lepszych piłkarzy na każdej pozycji;
3. Nie ograniam o co chodzi w tej grze;
4. Mój czas już minął, nadchodzi ery nowych menedżerów, m.in. Pocha;
5. Nadal mam pięciopunktową przewagę nad Spursami; choć zdaję sobie sprawę, że można to rozpatrywać jedynie w kategoriach rzeczy nadprzyrodzonych i niewytłumaczalnych.
Czujna cenzura na pewno by wycięła, a jeśli nawet jakimś cudem takie stwierdzenia by się prześliznęły, to wypowiadając je pewnie zachłysnąłby się albo nastąpiło by coś jeszcze gorszego.
A może zwali całą winę na okoliczności na które nie ma się wpływu:
Opracowałem plan gry na Księżyc w pełni, ale przyszło zaćmienie.
Może imiennie wskazać winnych porażki.
Fellaini samorzutnie wdarł się na boisko, a potem musiałem korygować ustawienie i przy okazji wykorzystałem już limit zmian i nie mogłem potem już nic zrobić.
Albo może zwalić całą winę na sędziego.
Albo może zachować obiektywizm:
Do zdobycia pierwszego gola przez Spurs wszystko układało się po mojej myśli.
A po strzeleniu pierwszej bramki przez Spurs było już zbyt mało czasu na odwrócenie losów meczu. Spurs zdobyli gola tak późno, że nie zdążyłem już zareagować, żeby odwrócić losy meczu.
Albo może wykorzystać ten fakt w rozmowie z włodarzami MU, że potrzebuje jeszcze tylko 1 giga funtów i 5 pięć lat, a stworzy takiego potwora, że klękajta narody.
stanislaw414,
tak właśnie sądziłem, choć ja akurat myślę, że MU będzie miało większy pożytek z Sancheza niż Arsenal z dwóch nowych nabytków, ale zobaczymy, bo oceniając Sancheza po wczorajszym debiucie to właściwie ciężko cokolwiek dobrego napisać… Giroud już ten wirus „arsenalski” przyniósł do Chelsea, więc coś w tym jest 🙂
me262schwalbe,
jeśli dobrze liczę to bilans wyjazdowy MU pod wodzą Jose z MC, Tott, Chelsea i Liverpoolem to 8 spotkań, 0 zwycięstw i 1 strzelony gol… A jeszcze kilka lat klątwy przed nim 🙂
ad.2 Zwłaszcza DeGea jest zupełnie beznadziejny, taki Martial jest nikim przy Sonie, no i ten niezdarny Matić, ach, ach,ach.
ad 5. Pięć punktów przewagi (a po meczu na Anfield pewnie będzie 8 :-), lepszy bilans bramkowy, najmniej straconych goli w lidze, 2 pozycja w lidze-no po prostu katastrofa. Życzę Wam wszystkim moi drodzy takiej katastrofy. Przykład Gary’ego Neville’a pokazał, że podwórkowi trenerzy nie sprawdzają się w realu.
To podpowiedz egzorcyście, żeby w ten sposób wyjaśnił wynik meczu z Spursami …
?
jakoś nie widać tych 8 punktów różnicy.
Wygląda na to, że ManU może zacząć obawiać się o miejsce w top 4.
Podoba mi się jak gra Tottenham. Podoba mi się jak Poch buduje drużynę. Ale od dwóch lat, od tamtego meczu z Chelsea, kiedy to powinni dostać ze 4 czerwone kartki (i za który to mecz i jego ostatnie wypowiedzi ktoś powinien pozwać Clattenburga (zawsze uważałem, że to okropny sędzia jest)), szczerze ich nie znoszę. A dzisiaj Delle Alli, Kane i Lamela tak bezczelnie nurkowali i to nurkowanie dało im 1 żółtą i 2 karne z du… Czyli opłacało się. Mam nadzieję, że FA przywali bana.
PS. Tot w drugiej połowie rządził, zasłużył co najmniej na remis.
PS2. Chodzi mi oczywiście o ten mecz: https://www.youtube.com/watch?v=XMBGE_9FdKY&t=83s
Piłka nożna nie jest sprawiedliwa, ale wynikł był. Za to sędziowie powinni być sprawiedliwi i wcale tacy nie byli. Ali i Kane nurkowali, drugiego karnego w moim przekonaniu też nie powinno być, dlatego duże rozczarowanie.
@Król Julian
W weekend i Michtarian i Patric zaprezentowali się przyzwoicie (Walcott też nieźle 😉 , choć przeciwnik przeszedł obok meczu zupełnie.
@Liverpool – Tottenham
Przed meczem prosiłem Wielkie Czary, aby przegrał i Liverpool i Tottenham, albowiem w piłce wszystko jest możliwe. Dzięki – jak czytam (nie widziałem) – pomroczności sędziów, w zasadzie się udało.
@Zupa z Anfield
Kto się odważy zadzwonić do Szefa i powiedzieć, że zupa w restauracji już dawno nie jest świeża (?)
@stanislaw414
a w porównaniu z debiutem Sancheza wyglądali jeszcze lepiej, choć warto oczywiście wziąć poprawkę na poziom przeciwnika, Już w sobotę poprzeczka zawiśnie znacznie wyżej, zobaczymy co pokażą.
@leuthen
Clattenburg potrafi też i w drugą stronę – Torres ścięty przez Evansa w tym pucharowym meczu na SB (2-3) wylatuje z boiska z czerwienią za nurkowanie 🙂 A najgorsze, że gość po latach idzie w zaparte i broni tych decyzji… Wg mnie również jedna z większych pomyłek w tym zawodzie.