Najbardziej szowinistyczne zdanie, jakie kiedykolwiek przeczytałem w angielskiej prasie, dotyczyło polskiej drużyny, mniejsza o to której: „Ze wszystkich umiejętności piłkarskich Polacy zaimponowali jedynie umiejętnością smarkania na murawę”. Jest dla mnie jasne, że po meczu Tottenhamu z Wisłą na Wyspach długo nikt nie uderzy w podobne tony.
Owszem, wygrała drużyna lepsza, ale nie znaczy to: grająca lepiej. Jak na standardy obu zespołów, jak na ich ambicje i budżety, to Wisła grała dobrze, a Tottenham słabo. Londyńczycy muszą się martwić nie tylko rewanżem w Krakowie, ale i tym, że w takiej formie mogą tylko marzyć o pokonaniu Wigan w niedzielę. Na grę ich napastników wybrzydzamy od tygodni, ale dziś zawodzili również obrońcy (Wisła mogła spokojnie strzelić ze trzy bramki), a także druga linia. Zwłaszcza David Bentley, wreszcie ustawiony na prawej pomocy: o zdobywcy pierwszego gola dla Tottenhamu mówi się, że jest najlepiej dośrodkującym piłkarzem angielskim, wręcz następcą Beckhama, a dziś nie dość, że dośrodkowywał fatalnie, to miewał kłopoty z przyjęciem piłki.
Tottenhamowi zdarzały się wprawdzie przebłyski – piękna akcja zakończona nieuznanym golem Benta to najlepszy z nielicznych przykładów – ale zbyt często patrzyliśmy na długą piłkę spadającą gdzieś przed polem karnym Wisły. Ci z nas, którzy od dawna oglądają transmisje z White Hart Lane, musieli przecierać oczy ze zdumienia. Oprócz Bentleya nieprzyjemnie zaskoczył Ledley King, którego gapiostwo pozwoliło Niedzielanowi na znalezienie się przed bramką gospodarzy (sytuację uratował wślizgiem Woodgate, który jednak zagapił się przy akcji Boguskiego w pierwszej połowie). Rozczarował niedokładny i niepewny siebie Giovani dos Santos. Nie błyszczał Jenas. Właściwie pochwalić można jedynie debiutującego Fraziera Campbella, który po wejściu na boisko walczył o każdą piłkę i zaliczył asystę przy bramce Benta. W sumie wyglądało to tak, jak i moje oglądanie: internetowa telewizja Tottenhamu rwała połączenie, jak rwały się akcje jej piłkarzy.
Wisły nie oglądam zbyt często, więc przyznam, że nie do końca wiedziałem, czego się po niej spodziewać. Zobaczyłem drużynę dobrze zorganizowaną, umiejętnie grającą pressingiem i świetnie przygotowaną kondycyjnie (wytrzymali do 90. minuty, zupełnie jakby nie byli z Polski…). Zobaczyłem walkę twardą, ale fair. Zobaczyłem Brożka, który w roli wysuniętego napastnika potrafił przyjąć piłkę, zastawić się i dograć do partnera lepiej niż Bent. Zobaczyłem Baszczyńskiego i Sobolewskiego. Zobaczyłem bardzo ładną akcję, która przyniosła gola, a później kilka groźnych kontr. Pytanie, kto komu utrze nosa za dwa tygodnie, pozostaje otwarte…
Aha, jeszcze polscy kibice. Dodałbym parę zdań do tego, co napisał Robert Błaszczak, ale nie chcę dzielić losu Bohdana Pękackiego – rzućcie okiem na komentarze pod jego wpisem, będziecie wiedzieli, o co chodzi. Szczęśliwie Anglicy tych wszystkich śpiewów nie rozumieli.
Zacznę od końca czyli od kibiców. Poziom kibicowania wśród polskich kiboli jest iście rynsztokowy, mało tego, wielu z nich po prostu nie zna się na piłce. Czytając wpisy i komentarze na Pańskim blogu zachowuję wiarę, że analiza meczu to nie „k…y”, „ch..e” itp., za to dziękuję. A co do meczu – Wisła to taki dziwny zespół, który jak żaden inny w Polsce potrafi się spinać na mecze z teoretycznie lepszymi zespołami w Europie, na rodzimym polu z tym zaangażowaniem bywa różnie. Forma Tottenhamu jaka jest, każdy widzi. Wisła zdecydowanie może to wykorzystać w Krakowie. Swoją drogą ciekaw jestem postawy Kogutów w meczu wyjazdowym na ciężkim terenie przy Reymonta:) A mój Man Utd gra obecnie podobnie jak Tottenham:) W niedzielę bitwa na Stamford Brigde!!! pozdrawiam
O ile zgadzam się z oceną gry Tottenhamu to ciepłe słowa pod adresem Wisły mnie dziwią. Ja widziałem zupełnie co innego:- Clebera ogrywanego w dziecinny sposób co pare minut (zawalil tez druga bramke)- Sobolewskiego zbierajacego kartki za odnoszenie pilki na srodku boiska (a znajac jego styl gry mozna bylo oczekiwac powtorki z meczow z Panathinaikosem i Niemcami – idiotycznej czerwonej kartki)- Obrone zle ustawiona, dajaca przeciwnikowi sporo swobodyTylko gra Brozka napawa optymizmem, zwlaszcza ze jeszcze nie jest w jakiejs wielkiej formie …PS Watpie, zeby Koguty musialy sie obwiac rewanzu – grajac beznadziejnie wygrali mecz 3-1 (bramka prawidlowa)…
Cleber rzeczywiście bardzo słaby i kartka Sobolewskiego bardzo polska – takie nasze chamstwo. Ale poza tym Sobolewski i Cantoro w ogóle nie dali miejsca pomocnikom Tottenhamu. Jenas przedarł się raz czy drugi, ale poza tym musieli grać skrzydłami również ze względu na mocny środek Wisły.
Polskie ? kompleksy chyba twoje,Polacy zawsze byli do przodu jeśli chodzi o zasady i tak jest do dziś
Co do gry i zawodników to cześć zagrała jednak całkiem dobrze…Baszczyński na środku znakomicie gdyby miał trochę lepsze warunki fizyczne byłby bardzo dobrym środkowym obrońca. Boguski dobry błyskotliwy, Łobodziński szarpiący, Sobolewski nieprawdopodobnie waleczny ten zawodnik to chyba najbardziej niedoceniany Polski piłkarz. Widząc jego waleczność i zadziorność aż mi serce rośnie. Brożek lepszy od Benta… Źle zagrał Cleber który gra już niestety tylko gorzej, dobrze ze jest Marcelo bo trzeba szukać zawodnika na ta pozycje na przyszły sezon, Zieńczuk na kolana nie powalił, Cantoro ma o wiele większe możliwości, nie zagrał najlepiej ale przynajmniej nie przeszedł obok gry. Tottenham ma wysoka kulturę gry wiec powtórki meczu z Beitarem na Reymonta nie będzie, ale przypomnijcie sobie pierwszy mecz Wisly w Jerozolimie tam Beitar miał nawet większa przewagę i więcej sytuacji niż Tottenham wczoraj. Wisla jednak strzeliła bramkę na wyjeździe po dość szczęśliwym golu Brożka. Co się działo potem pamiętamy. O ile Spursi naprawdę nie poprawia swojej gry w tak zwanym międzyczasie będzie im bardzo ciężko o dobry wynik w Krakowie
niestety racja to co czytamy u kolegi!!angole jeszcze potrafią się zmotywować – wystarczy im tylko remis… natomiast gry naszej obrony wogóle nie było to woła o pomstę do nieba!! skakanie- jak szaraczki wokół dryblujących anglików i zostawianie ich by mogli swobodnie egzekwować strzał to kompromitacja trenera i drużyny! żądam zmiany systemu gry obrony! i niech grają debiutanci może to coś da .. pozdrawiam..
Do rsh – ja rozumiem, że adrenalina, że nerwy, że emocje ale żeby tak…?
Komentarz został usunięty przez moderatora. Przy okazji wyjaśniam, że wpisy sprzeczne z elementarną kulturą albo zupełnie nie na temat będą usuwane także i w przyszłości. Rozmawiamy, nie obrażamy siebie i innych 🙂
nic z tych rzeczy..moja ocena byla zupelnie trzezwa i opanowana..niestety zadne inne okreslenie naszych pilkarzykow nie byloby trafne..( moja opinia zostala skasowana)a szkoda…bo moze by dotarlo do tych pseudodzialaczy pzpn ze kibice sa juz doprowadzeni do ostatecznosci..obserwuje naszych kopaczy od ladnych kilkunastu lat a moze i wiecej i moge tylko jesdno powiedziec ze wstydze sie ze jestem polakiem…zenujaco slaba gra..kompromitujaca technika..zupelny brak woli zwyciestwa..nie ma wsrod nich zadnych pilkarzy o mentalnosci wojownika…wychodzac na stadion sa ciezko wystraszeni zakompleksieni i juz przed meczem sa przegrani…I DLATEGO UZYLEM TAKIEGO OKRESLENIA NASZYCH KOPACZY BO IDEALNIE PASUJA DO TEJ GRUPY SPOLECZNEJ…mysle i mam nadzieje ze moderator tego nie usunie..!!!
A moze jednak napiszesz pare slow wiecej (na podstawie wlasnych doswiadczen!) na temat kibicow, bo te linki podane w twoim wpisie pokazuja tak maly wycinek wczorajszego wydarzenia, ze trudno szerzej dyskutowac czy nawet wyrobic sobie i wymienic opinie. Jeden przytacza w zasadzie tylko scenki z okolic Seven Sisters oraz stacji WHL. Drugi poswieca prawie polowe miejsca wspomnieniom z ligowego meczu Wisly oraz w dalszej czesci przytacza teksty trzech najgorszych wczorajszych piosenek, z ktorych ja akurat uslyszalem slowa tylko tej o PZPN. Na dodatek, jak sie uwzgledni wlasny komentarz RB pod swoim wpisem to widac, ze oba blogi roznia sie w ocenie zachowania Wisly juz na samym stadionie. Do czego jestesmy zdolni (my przeciez !) kibice to generalnie wiadomo. Ale czy zamierzasz podsumowac caly kibicowski aspekt tego konkretnego meczu na podstawie tych tylko dwoch wpisow? Chyba, ze rzeczywiscie chcesz uniknac dyskucji na ten temat, co w pelni rozumiem.
To ja jeszcze do kibiców. Na WHL było wsród kibiców Tottenhamu tak, a nie inaczej, bo po prostu drużyna gra słabo. Atmosfera z boiska, czy z szatni nawet, przenosi sie na trybuny. Dzięki temu piłkarze, trener, zarząd, wiedzą, że coś jest nie tak i co gorsza, kibice to widzą. Polacy tym czasem chwalą się, że maja najlepszy doping i przekrzyczeli 30 tys Angloków. Tylko, ze tu wcale nie chodzi o doping piłkarzy (pokażcie mi piłkarza, który mobilizuje się przy tekstach o PZPN) tylko kibice rozgrywają swoje własne spotkanie. Choćby Wisła poległa zupełnie, jak w meczu z Lechem, to kibice i tak by spiewali i dalej uwazali, ze wcale nie przegrali. Mimo wszystko wole wersję angielską od tej polskiej. Może mniej widowiskowa, ale blizsza rzeczywistości.
Przeczytałem,komentarze Pękackiego,Błaszczaka…..Warci siebie, nie ma co!Wiem jaką mamy piłkę nożną,kibiców,wszyscy to wiedzą,realia są takie,a nie inne.To dlatego mam pluć na kluby,kibiców…Polaków! Pokazywać tylko to co złe,tak ma wyglądać obiektywne spojrzenie mediów? Tam na meczu byli ludzie z różnych stron Polski,kibice Legii, Lecha, Wisły,Cracovi,klubów które na codzień za sobą nie przepadają,ale są z tego samego kraju,i przyszli dopingować NASZ klub.Owszem „naciupali” troche angolom,ale nietety to jest już standard na naszych i obcych boiskach.Ale w zachowaniech tych ludzi są pozytywy które należy eksponować,a przynajmniej być obiektywnym.Panie Pękacki,Błaszczak! Szanujcie ludzi,a oni Was będą szanować.Ja w tym momencie bym Wam……Nie, nie będe się zniżał do Waszego poziomu za te wypociny…
Ale oświeć mnie gdzie Pękacki czy Blaszczak pluja na Polaków? Czy jeśli widzą coś innego niz Ty, a do tego jest to krytyczne, to znaczy, że od razu plują? Zgodnie z tą zasadą Bak powinien połozyć się na trawie i przez 90 minut przepraszać, że gra w austiackiej druzynie (bo to tacy sami faszysci jak Niemcy).
Panie Krzysztofie, nie wiem co by mi pan…, ale jako chrześcijanin chętnie nadstawię drugi policzek za ideały, w które wierzę. I nie potrzebuję do tego gardła ni pięści, aby próbować je propagować.Z troszkę innej beczki. Surfuję po stronach z newsami i czytam komentarze doń. Niewiele osób pisze w nich o rywalizacji na boisku, a skupia się na tzw. „dopingu”. Fakt, był naprawdę na wysokim poziomie, ale mecze piłkarskie wygrywa się gdzieś indziej. Kibic kibicem, ale w polskiej myśli stadionowej za duży nacisk kładzie się na wydarzenia na trybunach. Miarą tego sportu są jednak gole, a nie decybele.
Co nie znaczy, że przy każdej okazji należy je mieszać z bagnem. W polskich przyśpiewkach pojawiają się przekleństwa? Polscy kibice śpiewają cały mecz, angielscy nie. Gdyby ci drudzy byli do tego 'zmuszeni’ pewnie również uraczyli by gospodarzy/gości paroma wiązankami, słowami uznanymi powszechnie za obraźliwe. Ciekawe, że w Anglii gdy kibice grozili Ashleyowi i odradzai mu zjawiania się na meczu (jemu i rodzinie!) to takiego larum nie było, Wisła pojechała na wyjazd z kibcami, nie doszło do żadnych starć, śpiewali pełne 90 minut, pomagali drużynie i dostają burę? Niepodoba mi się to. Wszędzie są przyśpiewki które kłują w uszy. Wszędzie. To, że na Tottenhamie nie ma obecnie atmosfery i doping był marny to wcale nie znaczy, że wszyscy którzy tam pojechali (kibice) cieszą się że wygrali ten pojedynek (na trybunach). Jestem przekonany, że mimo śpiewów większość była skupiona na meczu.Żeby było jasne – chodzę na mecze swojej drużyny, zawsze staję z kolegami niedaleko tzw. 'młyna’ (choć z przywódcami i podobnymi watażkami się nie identyfikuję) i wspomagam drużynę tym czym mogę – gardłem. Jakoś umiem dzielić śpiewanie i oglądanie meczu, czerpanie z tego przyjemności etc. Głupio mi będzie.. już jest, że jeżeli w przyszłości zdaży mi się pojechać na wyjazd (europejski.. marzenia póki co na moje szczęście) to zostanę porównany do takich a nie innych istot. Że ktoś z góry zakłada (bo tak było, nie oszukujcie mnie, siebie) że będzie mu za mnie wstyd.’kartka dla Sobolewskiego, typowo polska, chamska..’ – przepraszam, że cytat nie jest wierny wypowiedzi użytkownika ale.. jakie to są polskie faule? Ktoś je wymyślił i spisał? Czy to znaczy, że te angielskie są delikatniejsze i lepsze? Mniej chamskie? Co ma boiskowe zachowanie Sobolewskiego do całego narodu i stereotypów z nim związanych? Jeśli już możnaby cokolwiek określić mianem 'typowo polskiego-zaściankowego myślenia’ to właśnie takie wypowiedzi. Bez urazy.O meczu nie wypowiadam się bo akurat w tej kwestii z autorami się zgadzam. Tylko Michał Szadkowski na swoim blogu niepotrzebnie zamęcza młodego Małeckiego. Bo miał wejść na boisko, ze swoimi 168 cm wzrostu i zajechać rosłych stoperów rywali swoją masą. To, że Messim on nie jest to wszyscy wiedzą ale skad nagle porównanie do Campbella? Bezsens.
To ja napisałem o kartce dla Sobolewskiego i chętnie się wytłumaczę. Chodziło mi o to, że ją dostał „z niczego” – po prostu nie chciał oddać piłki po faulu, a potem ją odrzucił tak że opóźnił rozpoczęcie gry. Niepotrzebnie, głupio, czyli po polsku, no i nie fair – w tym sensie chamsko. Wiłsa miała grać twardo, więc z kartkami można było się liczyć – ale Sobolewski nie dostał jej za wślizg, wypadek przy pracy w twardej walce, tylko za głupotę. A chwilę później faulował i telewizja pokazywała go już sugerując, że może być czerwona. I potem musiał już uważać – a jego wślizgi wciąż były potrzebne drużynie.Szacunek poza tym, bo to dobry piłkarz, co wczoraj udowodnił. Ale dobrze byłoby, gdyby naszych oduczono wreszcie takich zagrywek, bo wszędzie w świecie sędziowie je tępią.
Oglądam 4 ligi europejskie w tygodniu i jakoś nie wydaje mi się żeby ten jeden specjalny 'głupi’ powód zdobywania kartek był typowo polskim. Nie obraź się, nie lubię po prostu takich sugesti, że jak Polak zrobi coś głupiego to jest to typowe dla całego narodu. Koniec o tym, żeby nie wyszło, że się szczegółów czepiam;]
OK, masz rację, a ja odwołuję „polski sposób”. Zezłościł mnie ten Sobolewski po prostu – po tej kartce musiał zacząć na siebie uważać, no i Tottenham mógł zacząć grać pod niego.
Włączę się w rozmowę o kibicach, która nieoczekiwanie – przynajmniej dla mnie – zdominowała temat samego meczu. Ale może to było do przewidzenia, zważywszy na temperaturę wpisów na blogu Bohdana Pękackiego (innych przykładów dostarcza dzisiejszy Supergigant)… Czuję, że powinienem wyjaśnić Krzysztofowi oraz Podpisowi, jak sam rozumiem kibicowanie – choć nie jestem pewien, czy kiedykolwiek na mojego bloga wrócą. Tym bardziej, że Podpis dotyka rzeczywistego problemu, kiedy pisze o tym, jak zmienia się kibicowanie w samej Anglii (na szczęście nie jest jednak tak źle, posiadaczy corporate tickets wciąż jest na tyle mało, że wrzeszcząca rzesza potrafi ich zdominować na każdym stadionie). Zasadniczo zgoda, że stadion to nie kościół, nie teatr czy muzeum. Ale, na Boga, również nie pole bitwy! Jeden z moich przyjaciół, kibic i dziennikarz, który przez lata obsługiwał mecze dla prasy lokalnej, przestał na nie chodzić, bo był zmęczony oblepiającym go pyłem nienawiści i agresji. Może kogoś oczyszcza zbiorowe skandowanie obelg pod adresem rywala, mojego przyjaciela brudzi.Jasne, że rzeczy potworne dzieją się również na angielskich trybunach. Kiedy Sol Campbell wrócił na White Hart Lane w koszulce Arsenalu, miałem poczucie utraty wszelkiej miary i odchorowywałem te transparenty i śpiewy, którymi go witano. Z drugiej strony mam wrażenie, że w słownych starciach między kibicami drużyn Premiership dominują złośliwości i szyderstwa, nie mowa nienawiści. I przy tym wolałbym pozostać.Marzenie o kibicu idealnym, to marzenie o kimś, kto – owszem – zdziera gardło przez 90 minut, dopingując swoich ze wszystkich sił, ale na tym poprzestaje. Nie lży sędziego, nie wytyka matkom rywali lekkich obyczajów, a ich samych nie uważa za zasługujących na śmierć zwyrodnialców.
W tym co piszesz skupiasz się na postawie kibica i trudno żeby każdy jakoś ukształtowany i dojrzały człowiek się z tym nie zgodził. Jednak bądź pewny, że komentarze pod innymi blogami nie są powodowane przez poglądy takie jak te, które ty wygłaszasz, lecz przez nieszczere i czepialskie moim zdaniem pisanie tamtych autorów. Dlatego wcześniej zapytałem czy zamiast zostawiać linki do tendencyjnych wypowiedzi, ty sam nie chciałbyś napisać coś o tym konkretnym wyjeździe Wisły, mylnie chyba jednak zakładając, że byłeś na tym meczu osobiście. Pierwszy tekst Bohdana Pękackiego musiał spotkać się z taką reakcją, bo sam prowokacyjny. Mam nadzieję, że sam autor nie podnosi alarmu z tego powodu, gdyż jak się prowokuje to trzeba się liczyć z reakcją prowokowanych. Pisząc o krytycznie o dopingu na meczu w Londynie i tak poświęca on prawie pół tekstu na przypomnienie atmosfery meczu ligowego z poprzedniego sezonu. Czy ktoś kto emocjonalnie był związany po stronie Wisły w tym londyńskim meczu i nawet nie popiera wulgaryzmów też nie ma prawa się oburzyć na taki sposób pisania gdzie w tak znaczący sposób wykorzystuje się przykłady z przeszłości? Wiem, że to prywatne zdanie autora. No to ma też i prywatne reakcje czytelników na swoją wypowiedź. A w tekście Roberta Błaszczaka wyczuwam nieszczerość, na którą jestem przewrażliwiony. Oczywiście scenki uliczne, które opisał i dialogi, które przytoczył są zapewne prawdziwe. Ale lampka alarmowa zapaliła mi się gdy doszedł do momentu, gdy mówi, że początkowo chciał dojechać na stację kolejową WHL 'aby szybciej znalezc się stadionie’. Ostatecznie wybrał jednak Seven Sisters i ruszył 'szybkim krokiem w góre ulicy’ w moim domyśle, raz jeszcze chyba 'aby szybciej znalezc sie stadionie’. Po co więc (tak bardzo podkreślając jak mu zależy na czasie) zamiast dojść do stadionu’ nagle zmierza w kierunku stacji kolejowej. Pisze: 'mijajac stacje kolejowa White Hart Lane odetchnalem’. Trudno minąć tę stacje idąc z Seven Sisters ulicą. Tam trzeba po prostu dojść celowo. Jeśli autor chciał to zrobić celowo i przekonać się osobiście jak radzi sobie Wisła a czas już nie grał roli, to szkoda, że tego nie mówi wprost. A tak to wszystko wygląda jakby amazońskie owady były wszędzie, gdy tym czasem trzeba ich jednak troche poszukać. W swoim komentarzu jednak dalej, co chcę tez podkreślić, ocenia, że 'na stadionie – totalna kultura z jednym, ale klasycznym wyjatkiem (cos o PZPN-ie)’. Przychodzi mi do głowy sezon 2006/2007 i to, jakby podsumować kibiców Spurs i ich wyjazd do Sevilli tylko przez pryzmat zadymy na trybunach. Bez podkreślenia na przykład, ze mieliśmy do czynienia z atakiem policji, wykraczającym poza standardy do których przyzwyczajeni są kibice na bądź co bądź bezpiecznych przecież angielskich stadionach, nie wymagających bezpośredniej obecności policji. Bez podkreślenia, ze atmosfera meczu była generalnie dobro i doszło do (nazwijmy to politycznie) nawiązania stosunków między kibicami, a pamiątki Sevilli można było kupić potem w sklepie Spurs (nie mam oczywiście na myśli zdobycznych 'trofeów’). Bez wspomnienia o tym, ze stewardzi dostali brawa i podziękowanie za postawę podczas pałowania na stadionie. Dlatego po stokroć wole wysłuchać twojej własnej opinii, skoro już odwiedzam tę stronę niż korzystać z odsyłaczy do innych blogów. Można jeszcze tysiące słów na ten sam temat ale mam świadomość, ze to co sam piszę też może kogoś denerwować. Zatem tylko jeszcze parę zdań. Podzielam zdanie w sprawie piłkarzy typu Sol Campbell. Choć do świętości to wcale nie przybliża, może zamiast ich nienawidzić, wystarczy na początek wyrazić jedynie politowanie z powodu jacy są mali. Też preferuje angielski sposób kibicowania klubom, który osadzony jest głęboko w tradycji i nie wymaga dyrygowania na stadionie. Ciekawym przykładem jest Irlandia gdzie nienawidzi się reprezentacji Anglii a jednocześnie każdy kibicuje jakiemuś angielskiemu klubowi. Generalnie doping na wyjazdach jest znacznie lepszy. Pewnie dlatego, że nie są w stanie zmusić sektor gości do siedzenia jak to robi się na własnym obiekcie, grożąc ludziom utratą licencji.
Dzięki za komentarz, nie pierwszy raz na tym blogu podnoszący mi poprzeczkę. Myślę, że Robert Błaszczak sam się obroni (czyta i aktywnie uczestniczy w naszych rozmowach) – ja napiszę tylko, że znajdował się w Londynie jako dziennikarz, więc trudno się dziwić, dlaczego poszedł przekonać się na własne oczy, jak wygląda przemarsz kibiców Wisły, zapowiadany zresztą na forach internetowych tego klubu. To akurat wydaje mi się oczywiste, podobnie jak oczywista wydaje mi się perspektywa polskiego dziennikarza, zainteresowanego tym, jak wypadamy w oczach świata. Powiedzmy więc od razu, że o dopingu polskich kibiców pisano w angielskich mediach pozytywnie, choć kibice Tottenhamu skarżyli się na fakt, że wielu fanów Wisły kupiło bilety na sektory zarezerwowane dla gospodarzy: rodziny chodzące na mecze z dziećmi były podobno przerażone (link do oświadczenia Tottenham Hotspur Supporters Trust: http://www.tottenhamtrust.com/viewnews.asp?id=397).Co do Campbella pozostanę przy swoim. Bez żartów powiem, że dzień, w którym ogłoszono jego odejście był jednym z najczarniejszych w moim życiu (no, byłem wtedy znacznie młodszy), ale dzień tamtych derbów również wspominam z wielką przykrością. Zostawił nas dla gry o najwyższą stawkę (mistrzostwo kraju, Ligę Mistrzów) i dla ogromnych pieniędzy – trudno go za to lubić. Ale wysyłać mu listy grożące śmiercią? Co to ma wspólnego z kibicowaniem? Przecież był taki czas, kiedy Campbell rzeczywiście potrzebował ochrony.Źle znoszę wszelkie przejawy agresji i nienawiści – także tej, która spotkała Pękackiego. Zgoda, że napisał tekst prowokacyjny, ale czy odpowiedź na tę prowokację naprawdę musi być aż tak, hm, intensywna? Nie niepokoi Cię to? Sam jestem maniakalnym kibicem pilkarskim, nie gorszym z pewnością niż ci, którzy oprócz dopingowania swoich śpiewają o szubienicach dla kibiców i piłkarzy klubu, od którego dzieli ich parę przecznic. Pod tym blogiem spotykają się inni maniakalni kibice rywalizujących ostro ze sobą drużyn – kibicujący Chelsea i Tottenhamowi na przykład – a przecież potrafią ze sobą rozmawiać. Czy naprawdę między headhunters a tymi o kanapek z krewetkami nie może być trzeciej drogi?PS Trafny przykład z Sewilli, punkt dla Ciebie.
Ja bym dodał z dzisiejszego wywiadu ze Skorżą w „Dzienniku”, że trener Wisły sądzi, że piłkarze krakowscy pozostawili po sobie dobre wrażenie, a po kilku akcjach kibice angielscy bili im nawet brawo. No i o to chodzi i na tym polega różnica. Kiedy Tottenham jechal przed rokiem na puchar UEFA do Stambułu, obawiano się ogromnie fanatycznych kibiców gospodarzy. Tymczasem po pięknej solowej akcji i golu Berbatowa na 0:2 ci „fanatycy” bili Tottenhamowi brawo. Jak rozumiem, chodzi właśnie o to – kibicujemy swoim, doceniamy klasę przeciwnika. I nie zabijamy.
Nie mogę być zainteresowany w podnoszeniu poprzeczki tego świetnego twojego bloga za wysoko, gdyż wciąga to coraz bardziej w dyskusję, na którą nie zawsze ma się czas. A produktem ubocznym są potem, jak te tutaj poniżej, moje przydługawe wypociny. Chyba musisz od dzisiaj zacząć trochę przynudzać! Czytając wpis na blogu Roberta Blaszczaka odniosłem wrażenie, że chciał raczej uniknąć kontaktu z kibicami Wisły i jak najszybciej znaleźć się na stadionie. Jeżeli to wrażenie jest mylne i zamierzał wykonać jakiś rodzaj dziennikarskiego rozpoznania to dla mnie pogarsza to sytuację jeszcze bardziej. Pogodziłbym się bowiem z tym wpisem jako zbiorem luźnych impresji dotyczących zasłyszanych dialogów oraz zaobserwowanych w przelocie ulicznych scenek przez londyńskiego spacerowicza. Ale jeśli to wynik dziennikarskiego działania to jestem rozczarowany, bo sugeruje, że autor szukał tylko tego co juz uprzednio założył i wycofał się z 'badań’ natychmiast po tym jak znalazł pierwszą, spodziewaną, oznakę ekspansji owadów amazońskich (nawiasem mówiąc ten zwrot ma szansę na stałe miejsce w języku socjologi popularnej, jeżeli już to nie nastąpiło). Ale czy możemy mieć pewność, że ci sami poprawni angielscy kibice, których Roberta Blaszczak obserwował rozmawiających na High Road 'o slabym starcie w Premiership, o Berbatowie, […] jak minall dzien’ – równie dobrze, niespełna 3 tygodnie wcześniej, 31 sierpnia, na sektorze gości na Stamford Bridge, nie obrażali kilkukrotnie Ashley Cole’a, sugerując głośnym skandowaniem, że namiętnie wykonuje on pewne czynności para-seksualne w samotności. A może ktoś z tych kibiców był w grupie nienawistnie oskarżającej Franka Lamparda, że zawiódł swój kraj i reprezentację? A może to właśnie ci sami angielscy kibice z upodobaniem tak często głośno wypominali mizerny doping na Bridge podczas tego meczu przy pomocy wyrazu ’ na f ’ pierwotnie używanego do opisu jednak bardziej intymnej czynności niż show przed ponad czterystoma setkami publiczności. W danym momencie postępuje się tak jak pozwala własna kultura oraz słabości charakteru. Dlatego z jednej strony kibice Wisły wyrazili swój stosunek do PZPN w taki a nie inny sposób. Nie poczuli w tym zakresie wewnętrznych ograniczeń kulturowych jak (celowo popełniam tu nadużycie) kibice angielscy. Za to być może zostawili porządek po sobie w McDonald’s na High Road wyrzucając opakowania do kosza i nie zostawiając chlewu w miejscu konsumpcji. Tak im nakazała ich wewnętrzna kultura. Być może (!) kibice angielscy tak się nie zachowali. To też aspekt kulturowy. A wśród kibiców pijących piwo z puszki przy Seven Sisters był może niejeden student Uniwersytetu Jagiellońskiego czy Politechniki, na przykład przyszły projektant nowoczesnych stadionów, który chwilowo jednak zamierzał potraktować PZPN tak jak można było usłyszeć w TV. Wiem, że przeginam z ilością miejsca jakie poświęcam na ten wątek. Ale skoro Robert Blaszczak 'czyta i aktywnie uczestniczy’ to zapewne mnie tu zaraz wyprostuje jakimś celnym słowem. Oczywiście jeśli się nie zgadza z moją wypowiedzią… Ja ze swej strony przyznaję, że Robert Blaszczak w komentarzu do własnego bloga ocenił postawę Wisły na samym stadionie jako generalnie kulturalną. Zadałeś także pytanie o niepokój związany z 'intensywnością’ odpowiedzi na wpis w blogu Bohdana Pekackiego. Tak to już jest, że siła prowokacji dokonanej w złej intencji, tkwi w jej perfidii. Sama w sobie udaje świętą oraz stara się być nienaganna pod względem moralnym i prawnym. Jej bowiem celem jest wyprowadzenie z równowagi tę drugą stronę i skłonienie jej do jakiegoś działania. Wszystko zatem zależy od tych najgłębszych, najbardziej szczerych intencji autora. Jeśli jednak przypomina to scenę z pewnego filmu, gdy terapeuta prowokuje pacjenta pracującego nad poprawą kontroli swoich emocji, którą ten traci tak często bijąc swoją żonę, to jest to coś usprawiedliwionego. Prowokacja uświęcona. Pacjent widzi się w lustrze jak pojawia mu się piana na ustach a kibic swoje chamskie zachowanie. A jaka była zatem ta pierwotna i szczera intencja autora w tym wypadku? Nie da się zobaczyć co tak naprawdę leży w człowieku i jakie ma intencje dopóki nie poznamy owoców jego działań. Dla tych komentatorów Bohdana Pekackiego musiało wyglądać to jednak tak: 'ten pan ma nas za bydło, a artykuł jego upadla nas ostatecznie’. Autor nie zostawia czytelnikowi nadziei. To jak scena gdy facet w barze zaczepia kobietę. Aby ją obronić musisz walić w mordę, ale facet jest kryty. On przecież tylko rozmawiał – to ty użyłeś siły. Po przeglądnięciu tych komentarzy, trzeba stwierdzić też, że są one różne. Oprócz agresywnych są też tylko 'oburzone’. Jest też niewielka ilość przychylnych. Autor skarcił (upodlił?), ale nie wyciągnął ręki, nie dał nadziei, zatrzasnął drzwi. Pierwszą reakcją było zacząć w te drzwi walić. Czy mnie to nie niepokoi? Oczywiście jak wykonam pracę nad sobą i po wyzbyciu się doczesnych przywiązań kibicowskich to na gruncie ewangelicznym powiem, że tak. Ale idąc tym tropem, bardziej niepokoi mnie ta bijąca z artykułu odraza do tych ludzi. Nawet jeśli ma ich za celników to stwarza to piękną okazję do zjedzenia z nimi kolacji. Autor kończy jednak jednoznacznie ironicznym stwierdzeniem 'Szefostwo Wisły oczywiście uwaza, ze ma najlepszych kibiców w Polsce.’ I tu wykorzystam fakt, że zaakceptowałeś argument z Sewillą. Przy okazji: dziękuję i doceniam, ale nie mogę przyjąć tego punktu, który mi przyznałeś. Atmosfera tego blogu, którą stwarzasz, sprzyja rozwijaniu dyskusji i uzupełnianiu wypowiedzi z poprzednich wpisów, a nie rywalizacji. Nie mogę tak łatwo uzyskiwać przewagi punktowej. Tym bardziej, że gram na wyjeździe. Jeśli tym wpisem niszczę tę atmosferę to na szczęście mamy w futbolu czerwone kartki. Wracam do Sewilli. Otóż pomimo realnej bitwy na trybunach z udziałem kibiców Spurs, a nie tylko słownej potyczki, klub piłkarski Tottenham Hotspur też uważa, że ma najlepszych kibiców, i to nie tylko w Anglii ale zapewne w całej Europie. I daje temu wyraz w swym oświadczeniach z kwietnia 2007 oraz konkretnych prawnych krokach zmierzających do ochrony własnych kibiców. Spurs są dumni ze swoich kibiców. Kibice są dumni ze Spurs.
@Nth, szczerze dziękuję za Twoją polemikę. Naprawde przyjemnie czyta się takie wypowiedzi, mimo że mogą byś sprzeczne z moimi poglądami, które czasami są nawet ironicznie wyśmiewane.Najpierw w zlepku słów odniosę się do bezpośrednich komentarzy o mojej notce=przemyśleniach.Tak, zrobiłem sobie dłuższy spacer na stadion Spurs, ale nie w poszukiwaniu sensacji. Po prostu kocham Londyn i staram się wykorzystywać każdą okazję, kiedy tam jestem. Zanim pojechałem na 7sisters spędziłem 2h spacerując z znajomym po Islington. Często zamiast wziąć metro z Marylebone na Victorię (10min) wolę przejść tą trasę spacerkiem (1h). Mam taką osobowość „chodziarza”, który lubi poznawać, kiedy nie ma po co się śpieszyć. Mam nadzieję, że to wyjaśni Twoje obawy. Dostałem właśnie klucze do mieszkania mojego znajomego, w centrum Londynu. W poniedziałek znowu jadę sobie trochę pomieszkać i połazić.Dalej, minąłem uliczkę odchodzącą od stacji WHL. Innymi słowy „byłem na jej wysokości”. Na tej uliczce policja trzymała dużą grupę fanów Wisły, spóźniłbym się na mecz. Doprawdy nie wiem dlaczego odniosłeś wrażenie, że chciałem uniknąć z nimi kontaktu.Przeróbki „10 men went to mow” na tą Ashley’ową na SB podczas meczu obu drużyn nie słyszałem. Również spierałbym się o tą mizerną atmosferę podczas tamtych derbów ;-)Jeżeli jesteś inteligentną osobą, nie musisz śpiewać 'o PZPN-ie’ kiedy robi to każdy do okoła. Nie musisz dać się wciągnąć w ten owczy pęd i naśladować masę ludzi, którzy inteligentni nie są. Dla mnie to proste jak konstrukcja cepa.Dopingi na wyjazdach są lepsze ponieważ specyficzna grupa fanów najczęściej na nie jeździ. Nie masz „prawn sandwichów”, a typowych die-hardów bądź „Third Way” (wyrażenie M.Okońskiego). Oni często na stojąco dopingują swój zespół także u siebie.Teraz dwie myśli.Widziałem inne grupy kibiców przyjeżdżające na mecze w Londynie. Niemców z Schalke, Norwego z Rosenborga, Francuzów z Bordeaux, Portugalczyków z Porto czy Kolumbijczyków i Irlandczyków na Craven Cottage. Ci ostatni zapewne w Londynie mieszkają na stałe. Pozostawili po sobie trochę inne wrażenie.Żadna z w/w grup nie ustawiała się na ulicach z piwem czy innymi alkoholami. Nie darli się przy przystanku autobusowym, gdzie czekali normalni ludzie. Nie szukali problemów. Kibice, jak w Anglii każda inna ekipa wyjazdowa. Na stadionie już głośno, choć może nie tak Wisła na WHL. Mam nadzieję, że choć opisuję to trochę po łebkach, rozumiesz o co mi chodzi.Wczoraj minąłem czterech Anglików. Koszulki Arsenalu, Chelsea oraz West Hamu. Jeden w zwykłej polówce. Mnóstwo tatuaży. Właśnie wracali z pubu, zapewne wspólne oglądali kolejkę spotkań Premiership. Dyskutowali, do którego kebab house’u pójść. Minąłem ich i się uśmiechnąłem.Czuję, że na Twoje wpisy mógłbym odpowiadać i odpowiadać, ale zaprawdę nie chcę spóźnić się na KO (kick-off, tudzież knock-out) Chelsea-United. Pozdrawiam
Po przeczytaniu twojego powyższego komentarza, Robbie, moje pierwotne wrażenie, że chciałes 'uniknąć’ a potem się 'czepić’ i 'wycofać’ zaraz po usłyszeniu pierwszego przekleństwa, minęło. Zacząłem się natomiast zastanawiać nad tą pierwotną przyczyną mojej reakcji. Doszedłem do wniosku, że być może było to częściowe rozczarowanie ogólną postawą dziennikarską, która, skoro nasze polskie kibicowanie jest wciąż 'w drodze’, powinna może raczej towarzyszyć (może wręcz prowadzić) niż krytykować. Bo wierzę jednak, ze studenci Uniwersytetu Jagielonskiego, bez względu co naprawdę sądzą o Związku, tę pieśń rozpaczy o PZPN śpiewali jednak z bólem i wstydem (tak, aż taka naiwność). Może jednak warto zauwazyc i wydobyc coś dobrego ze zmianiającego się bądź co bądź kibicowania i nie karac najwyższym wymiarem za popełniane 'mniejsze zlo’. Mam poczucie jakiejs niesprawiedliwosci, zakorzenione w wielu przykładach z lat dawniejszych, gdy dziennikarzom tak latwo przychodzilo nazywanie niepokornych i dopingujacych ludzi na stadionie pseudokibicami, gdy tymczasem, gdyby nie szaliki, tak zwani dzialacze niejednokrotnie nie wiedzieliby zapewne nawet jakie sa barwy klubow, ktorym prezesuja. Wiem, ze takie ujecie to tylko maly fragmencik ale i rozumiem, ze temat kibic-pseudokibic zaskakuje wielu do tego stopnia, ze naprawde nie wiedza jaka przyjac postawe. To dziwne i nieraz przerazające, ale to jednak nie kto inny tylko wlasnie ta 'rozwydrzona horda’ konserwuje i przenosi przez lata pamiec o barwach i tradycji. Powstaje pytanie: wspolpracowac i zmieniac czy palowac i wszystko pogrzebac? Jesli natomiast chodzi o podane przyklady skandowania Spurs na SB w sierpniu to nie mialem na mysli ogolnej atmosfery na i wokol stadionu, ale tylko to, co kibice Tottenhamu (podstawnie lub nie) sadzą o dopingu Chelsea, pytajac tradycyjnie i namolnie juz kilkukrotnie czy maja zaspiewac za CFC jakas piosenke, na ich wlasnym stadionie. Ale tez wypominając, juz do znudzenia, atmosfere niczym z biblioteki – takie tam, rzeczywiscie do znudzenia juz, niewinne potyczki slowne. Az doszli do klopotliwego pytania, o tym gdzie kibice Chealsea byli gdy stadion byl owalny, nie bylo kasy i obecnego miejsca w tabeli. I tu juz uzyto slowa 'na f ’, ktore jest przeciez tozsame z slowem 'na j ’, ktore wypomniano Wisle, gdy zestawili je z nazwa PZPN. Zasugerowano jednoczesnie, ze w latach poprzednich, latach mniejszych sukcesow, klub byl tym, co w wiekach srednich plynelo srodkiem miejskich ulic, a wspolczesnie transportowane jest rurami sciekowymi lub magazynowane tymczasowo w szambach. Problem jest moze tylko w tym, ze angielski dla wiekszosci z nas jest jezykiem wyuczonym i publicznie wypowiedziane slowo 'na f ’ mniej moze razi niz nasze 'na j ’. Zarazilem sie chyba tymi eufemizmami od gospodarza tego bloga. To oczywiscie nie pretensja. Tak czy owak, Robbie, jakakolwiek jest prawda o dopingu Chelsea niezaleznie od opinii kibiców gości, trudno jest narzekac na atmosfere meczu na tak tradycyjnym w swym architektonicznym stylu stadionie (choc niedawno przeciez modernizowanym) jakim jest SB, zwazywszy dodatkowo na jego ciasne polozenie wsrod zabudowy, co wypelniajac tak szczelnie ulice tlumem ludzi, zwieksza nastroj wielkiej imprezy sportowej. A w sprawie Ashley Colea to mialem na mysli to drugie znaczenie (juz bede konsekwentny) tego wyrazu 'na w ’. A przypomniano mu o tym z najblizszej odleglosci, gdy walczyl przy bocznej linii. I jeszcze co do kibicow z roznych czesci swiata. Tak wiem, my jestesmy inni. Kiedys myslalem, ze jestesmy sympatyczniejsi. Sam tak myslalem o sobie. Ale zgadzam sie, ze czesto szukamy problemow zamiast poprostu cieszyc sie sportem. Dlatego przyłapałem się ostatnio, że nie chciałem, aby polskie kluby losowaly w pucharach kluby z ligi angielskiej, którą calą bardzo lubie, bo czulem, ze zaburzy to jakas rownowage. I choc bedac na stadionie sam niekoniecznie wstaje kazdorazowo, gdy tlum natarczywie wola, aby wstal kazdy kto 'nienawidzi’ (tym bardziej, ze najczesciej juz wtedy stoje…) to rozumiem, ze Wisla w swoim przekonaniu nie przyjechala do Tottenhamu, zeby podziwiac angielskie osiagniecia tylko go zdobyc. Plemiona, nazwane barbarzynskimi, tez nie chcialy przybyc do Rzymu, zeby sie zachwycic jego pieknem. A co by nie mowic o osiagnieciach Imperium to najeźdźcy też mieli swoja, odmienną co prawda, ale bardzo sprawną organizację. Rowniez ci dziekuje za poswiecenie uwagi moim komentarzom. Twoje uwagi nie pozostaja bez wplywu na moja ocene wydarzen.
Nie chciałbym stawiać kropki w Waszej wymianie, powiem więc tylko tyle, że to prawdziwa frajda być gospodarzem w takim salonie (dotyczy również wcześniejszego sporu o kartkę dla Sobolewskiego). A odpowiadając na wcześniejszy wpis Nth: oczywiście, że nie może być mowy o czerwonej kartce albo niszczeniu atmosfery. Napisałem „punkt dla Ciebie” w sensie nie walki bokserskiej, tylko „przyznaję Ci rację”. Dziękuję i proszę o jeszcze 🙂
Pragnę podziękować i ja za czas przy czytaniu mojej wypowiedzi ustosunkowującej się do Twojego komentarza. Rozumiem, że to nie jest w Polsce czas dla tych, którzy po prostu kochają piękno tego sportu, a postawa dziennikarzy wielokrotnie budzi kontrowersje. Bycie dziennikarzem wiąże się ze społeczną odpowiedzialnością i umiejętnością radzenia sobie z nią. Wielu nawet nie kłopocze się z tym, a inni muszą poprawić swój warsztat, aby być bardziej wyrazistymi… Ja na przykład muszę, jakby powiedział Marek Kondrat ;-)Przy tym liczę, że coraz częściej będziesz gościł na tym blogu (kiedyś by powiedziano „łamach” ;p), bowiem interlokutorem jesteś zacnym! Pozdrawiam
Przyznam, że nie bardzo rozumiem skąd ogólne oburzenie w związku z przyśpiewkami. IMHO nic strasznego się nie stało a tu nagle wszyscy w szoku. Nigdyście polskich kibiców nie słyszeli czy co ;-)Tym bardziej, że chociaż poziom przyśpiewek i kreatywność Anglików jest nieporównanie wyższy to oni też potrafią.Co do meczu to widziałem niestety tylko drugą połowę. Może przeceniam naszych grajków ale Wisła nieco mnie zawiodła, bo z tak grającymi Kogutami powinni spokojnie zremisować. Biorąc pod uwagę 2 tygodnie dla Tottenhamu na lepsze zgranie w rewanżu będzie ciężko.PSPański blog jest naprawdę świetny. Miło wreszcie poczytać kogoś, kto tak często i do tego bardzo sensownie pisze o mojej ulubionej lidze.
I tak wydaje mi się to niczym w porównaniu z zachowaniem kibiców w Wiedniu którzy rzucali zapalniczkami..ale oczywiście nie będzie dyskfalifikaci z pucharów bo to przecierz Polski zespół..
Gra jak gra, na możliwości polskie nie taka znowu najgorsza. Bardziej mnie denerwował Pan Szpakowski, który z oślim uporem BoguSkiego nazywał BoguCkim. Ten Pan i jego kolega Pan Szaranowicz-nie umniejszając ich zasług w komentarzu sportowym, powinni chyba już ustąpić miejsca młodszym, znającym języki obce komentatorom. Bo jeśli się nie zna języka angielskiego i nie wie się jak się czyta np.nazwisko Purchase to przed komentowaniem w telewizji publicznej!!! biorąc za to kupę forsy- można się kogoś, kto wie spytać. Nie każdy wyraz obcojęzyczny czyta się tak jak się go pisze. No a jeśli ci Panowie uważają, że znają angielski to cóż… pogratulować!!! Tym bardziej, że Boguski to polski piłkarz z polskim nazwiskiem.
„rzućcie okiem na komentarze pod jego wpisem, będziecie wiedzieli, o co chodzi. Szczęśliwie Anglicy tych wszystkich śpiewów nie rozumieli.”Nie ma Pan racji moim zdaniem. Pora sie obudzic. Nie jestesmy w cieplym domu tylko na stadionie. W Anglii juz dawno stadiony zamienily sie w miejsca ciszy, jak to mowia czasem, w teatry. Stadiony glownie klubow bogatych i tych wielkich, wiekszych. Tam nie ma dopingu, tam sie przychodzi, patrzy na mecz, czasem cos krzyknie – jak strzela nasi bramke – i wychodzi. To jest kibicowanie? To jest turystyka i zwiedzanie. Mowi sie, ze teraz na Old Trafford wiecej turystow niz kibicow i to prawda. To jest kibicowanie? To jest ogladanie meczu. Kibicowanie to wlasnie to co robila Wisla. Pismaki potrafia tylko wychwycic 4 glupie obelzywe hasla, a 16 innych dobrych, dopingujacych bez wulgaryzmow olać – tak dzialacie, szukacie sensacji. Jestescie na poziomie angielskich pismakow z wczesnych lat 70! Panowie pora sie obudzic! Bedziecie plakac, bo ktos na Was przeklnal? Jak male dzieci? Rozumiem, jakby wbili na sektor gospodarzy, ale bez jaj, oni po prostu pare razy przeklneli…
a może polscy kibice są na poziomie angielskich z lat 70.?
Nie czarujmy się- mecz był średni. Obrony- jakby nie było… Pierwsza bramka wpadła po takim błedzie… ale kluczowe pytanie brzmi- czy poradzimy sobie dalej? Wygrac rewanz to jeszcze nic… trzeba pokazac, że umie sie walczyc dalej. A jak Wisła przegrywa 4:1 w meczu ligowym to jednak daje do myslenia (chociaz z drugiej stony w opinii specjalistów grała wczoraj lepiej niż Lech)…Zaraz bedzie, ze jestem kobieta i sie nie znam, ale uwierzcie- nawet kobiety odrózniaja dobry mecz od słabego 🙂
Odnośnie kibiców zamiast się cieszyć, ze pokazali jak sie kibicuje i wiele stacji na kazdym kroku ich chwlai to oczywiscie najlepiej sie przyp… do czegoś konkretnie. W taki sposob nigdy nic nie osiagniemy, jak nawet Polacy będa w taki sposob opisywac swoje wrazenia. Brawo WIsła, brawo kibice Wisły!!!
ten wpis z przed lat dotyczyl zespolu z rzeszowa nie wiem jakiego resovia albo cos w tym stylu z domarskim..latą?
Widzę, że kolejnej osobie nie podoba się postawa kibiców Wisły. Kibiców Wisły, którzy totalnie zagłuszyli gospodarzy, przez 90 minut dopingując swój zespół. Maciej Skorża powiedział, że nigdy nie zapomni o wspaniałej atmosferze, jaką stworzyli na White Hart Lane. Ale widzę, że większość dziennikarzy woli po raz kolejny narzekać na polskich fanów, przedstawiając ich jako bezmózgich troglodydów, dla których piłka nożna jest tylko pretekstem do picia, robienia zadym itd. A o tym, że angielscy fani, również nas obrażali („You are supporting fucking shit”) oczywiście żaden z dziennikarzy nie napisze, bo po co.
Niestety meczu nie oglądałam. Z różnych przyczyn. Mniejsza o to. Wcale nie martwię się tym, że Wisła przegrała 2:1. Mogło być gorzej. Jestem pewna, że w Krakowie wiślacy poradzą sobie z Tottenhamem znacznie lepiej. To tutaj roznieśli Beitar 5:0 i sprawili niespodziankę pokonując Barcelonę 1:0. Nawet jeśliby powtórzyli wynik jaki odnieśli z drużyną z Katalonii to oni awansują do fazy grupowej Pucharu UEFA, a nie londyńczycy. Oczywiście to tylko optymistyczne założenie… Ale wierzę w Wisłę, a przede wszystkim w jej kibiców [ w tym mnie 🙂 ], że uskrzydlą ją dopingiem i to my awansujemy dalej i wreszcie pokażemy się Europie 😉 Oczywiście nie zapominam także o Lechu Poznań. Za niego też trzymam kciuki, bo nie jest bez szans w starciu z Austrią, a poza tym gdzieś czytałam, że mają otworzyć dodatkowe trybuny i stadion Lecha ma przyjąć kilkadziesiąt fanów tej drużyny 😉 Więc doping na pewno będzie znakomity i oby równie dobra była gra piłkarzy :)Pozdrawiam.
Z tego wszystkiego nie zadałem fundamentalnego pytania.Kiedy Wisła strzeliła gola i pojawiła się szansa na dobry wynik na WHL, jak zareagowali polscy fani Spurs? Cieszyli się czy oczekiwali od Benta hat-tricka? Jakie emocjem im towarzyszyły?Liczę na szczere odpowiedzi 🙂
Odpowiedź prosta: byłem wściekły. Kibicowanie klubowi to kibicowanie klubowi, a nie sprawa lojalności narodowej. Jakby grała Polska z Anglią albo Irlandią, byłbym za Polakami.
Jesli ktos jest kibicem Spurs to czego oczekujesz? Beda chcieli przegrac czy wygrac?Nie za bardzo rozumiem to pytanie.
Witam serdecznie szukam redaktorów do pisania artykułów na serwisie sportowym http://www.przegladligowy.pl – nie tylko dla panów. Serwis już powolutku rusza zapraszamy. Pozdrawiam