Wisła-Tottenham: dobra robota

Kto był dzisiaj przy Reymonta, ten widział: kibice Tottenhamu żegnali brawami schodzących z boiska piłkarzy Wisły. Ta nieczęsta na stadionach postawa wydaje się dobrym podsumowaniem: ulgi, jaką musieli odczuwać goście po końcowym gwizdku, uznania dla ambicji i waleczności Wiślaków, pewnie także poczucia, że jako wysunięty napastnik Brożek radzi sobie dużo lepiej od kupionego za ponad 16 milionów funtów Benta.

Gdybym kibicował Wiśle, wolałbym oczywiście nie słyszeć tych braw i nie czytać pełnych szacunku tekstów w angielskiej prasie – niechby i buczeli albo się naśmiewali, gdyby w zamian Sobolewski wykorzystał podanie Łobodzińskiego w 44. minucie, albo gdyby kilkadziesiąt sekund później Brożek lub Diaz lepiej ustawili się w polu karnym gości. Dla mnie to były przełomowe chwile meczu: gdyby Wisła strzeliła bramkę jako pierwsza, to ona grałaby dalej. Wiem, że dużo tu trybu przypuszczającego, ale przy tym poziomie nerwowości w zespole Juande Ramosa, przy skromnej liczbie sytuacji Anglików i przy okazjach stworzonych przez gospodarzy w końcówce, Wisła była naprawdę bardzo blisko.

Wypada przyznać rację Maciejowi Skorży: jego drużyna nie ma się czego wstydzić. Z drugiej strony jak długo można pocieszać się tym, że nie było się gorszym i że podjęło się walkę? Ile razy można słuchać – i to wbrew wcześniejszym zapowiedziom o bezczelności albo rzuceniu się do ataku od pierwszej minuty – że „mieliśmy zbyt dużo respektu przed drużyną Tottenhamu”? Przed kim w końcu ten respekt? Przed pośmiewiskiem całej Anglii?

To przecież londyńczycy mieli wszelkie powody, żeby obawiać się dzisiejszego meczu. Kiedy patrzyłem na ich wczorajszy trening, uderzył mnie panujący na boisku nienaturalny spokój. To nie była grupa aroganckich i zadowolonych z siebie gwiazd europejskiej piłki – już bardziej przypominali stadko owieczek, daremnie czekających na pojawienie się przewodnika. Gareth Bale, skądinąd jeden z lepszych dziś piłkarzy Tottenhamu, przyznał niedawno, że do klubowej szatni wkradły się niepewność i lęk. Szczerze mówiąc nie ujawnił żadnej tajemnicy. Dziwnie się patrzy na zawodników, którzy zawsze uwielbiali przetrzymywać piłkę, a którzy teraz błyskawicznie się jej pozbywają – a wraz z nią pozbywają się odpowiedzialności. Lider zespołu poszukiwany od zaraz…

Gdybym kibicował Wiśle byłoby mi żal tym bardziej, że jej piłkarze wiedzieli, w jaki sposób zaskoczyć Tottenham. Prostopadłe zagranie tuż za wysoko ustawioną i dość statyczną linię obrony, które przyniosło Brożkowi gola, udało się przecież także w kilku innych przypadkach; Wisła była groźniejsza również przy stałych fragmentach gry. Tak, gdybym kibicował Wiśle, musiałbym być rozczarowany, że znów zabrakło tak niewiele…

Pozwólcie jednak, że się wytłumaczę. Blog to blog, rzecz osobista, rodzaj dziennika, w którym ma się prawo do pierwszej osoby. Jeśli trafiliście tu po raz pierwszy, wiedzcie, że trafiliście do kogoś, kto od ponad 20 lat kibicuje Tottenhamowi. „Przez 11 lat tylko czytać o drużynie, której się kibicuje. Przez kolejnych 10 oglądać ją w telewizji. Teraz otrzymać szansę pójścia na jej mecz. I to nie ruszając się z własnego miasta…” – tak zaczynałem opublikowany w „Tygodniku Powszechnym” tekst o historii tego mojego kibicowania. Niezwykłe, jak przez te lata świat zmalał. Pierwsze relacje internetowe polegały np. na tym, że informację o wydarzeniach na boisku aktualizowano zaledwie kilka razy w ciągu całego meczu. Potem przyszło słuchanie transmisji radiowych, oglądanie telewizji internetowej, członkostwo w klubie, a dystans skrócił się do minimum wczoraj, kiedy na konferencji prasowej miałem okazję zadawać pytania Juande Ramosowi, a potem stałem na murawie stadionu Wisły i patrzyłem na rozgrzewkę jego zawodników.

Kibicowanie Tottenhamowi nigdy nie było przyjemne i łatwe, ale gdybym kibicował Wiśle, dziś pewnie chętnie bym się zamienił. Przyjąłbym tego kiepskiego Benta i pozbawioną kreatywności drugą linię, zaakceptowałbym to, że Gomes za każdym razem wybijał piłkę o parę sekund za późno, że dokonywane przez Ramosa zmiany (zwłaszcza wprowadzenie trzeciego stopera) miały na celu jedynie dowiezienie wyniku, przeszedłbym do porządku nad faktem, że jeszcze pół roku temu zespół grał o wiele piękniej – w końcu liczy się awans, a awans stał się udziałem Tottenhamu. Kłopot w tym, że jeśli londyńczycy przyjechali do Krakowa po przełamanie kiepskiej formy, celu nie osiągnęli: przed niedzielnym meczem z Hull (przypomnijmy: beniaminkiem, który tydzień temu pokonał na wyjeździe Arsenal) ich kibice mają równie wiele zmartwień, jak po meczu z Portsmouth.

Poza wszystkim jednak to był piękny jesienny dzień. Świeciło słońce, wiał lekki wietrzyk. Dziennikarz „Guardiana” z przyjemnością wracał do hotelu piechotą, dziwiąc się jedynie, co u licha robi tu ten mały czołg (w życiu nie widział armatki wodnej…). Dziennikarz „Tygodnika Powszechnego” śmigał przez Błonia na rowerze. Obserwator UEFA z satysfakcją odnotowywał, że polscy kibice zachowywali się wzorowo (apel Stowarzyszenia Kibiców Wisły Kraków poskutkował: doping był fantastyczny i, jak to się mówi, kulturalny…) i że byłoby fajnie przyjechać tu na Euro. Wszyscy mówili o dobrej robocie, tylko jakiś fotoreporter w biurze prasowym wciąż nie mógł zapamiętać pisowni słowa „Tottenham”. Może jak wylosują Lecha w fazie grupowej, będzie sobie mógł utrwalić.

13 komentarzy do “Wisła-Tottenham: dobra robota

  1. ~nth

    Czyli ustalona godzina meczu okazuje się nie aż tak tragiczna. Dodaje tylko uroku. A symbolem tego, gdzie Spurs są w tym momencie, jest (poważny zwykle) Woodgate szarpiący tym razem bramkarza Wisły podczas próby wykopu od bramki. To chyba nie złośliwość. To raczej brak tej zdrowej pewności siebie.

    Odpowiedz
    1. ~Cezary K

      Łatwo mogło być inaczej w drugą stronę. Ale Wisła grała lepiej w pierwszym meczu, a tu rzeczywiście ją sparaliżowało. Ciekawe, czemu zawsze tak musi być, że szansa paraliżuje zamiast mobilizować i wyzwalać ekstra siły. Szkoda

      Odpowiedz
  2. ~Slavi

    Widze że opowiadasz ładne Bajeczki mistrz Polski za słaby na ostatnią ekipę Premiership zrozum śmieja się z was kibice angielscy Wisła jes posmiewiskiem!!!!!!!!!!

    Odpowiedz
  3. ~nicoevil@poczta.onet.pl

    Panie Michale !! Gratuluje fajnego bloga o piłce nożnej!! Czytam Pana od parunastu tygodni i bardzo mi się podoba Pana spojrzenie na piłkę nożną od strony oddanego ale i świadomego kibica. Fajnie sie trafiło że Pana ukochana drużyna z Wysp trafiła w pucharze na Polski zespół i po mimo że Tottenham przeszedł do następnej rundy to potrafi Pan spojrzeć krytycznie na ten zespół co w sumie jest oczywiste bo Spurs nie zachwyca w tym sezonie. Jest Pan zapewne w oficjalnym fanklubie Tottenhamu i fajnie jakby Pan nieco przybliżył ten temat. Jeszcze raz gratuluję i życzę kolejnych udanych wpisów.Pozdrawiam acmFANP.S. W Londynie rządzą Młoty ;))

    Odpowiedz
  4. ~ted

    Wiślacy to tchórze. Historia się powtarza. W walce o coś wiślakom miękną nogi i inne części ciała. Zmiana trenera nie pomoże. Oni po prostu są z Krakowa.

    Odpowiedz
    1. ~taichung

      Też jestem z Krakowa i chetnie dalbym ci w dziób. Kibicuj komu chcesz, drwij z kogo chcesz, ale rob to kulturalnie i z glowa, prostacki typku.

      Odpowiedz
      1. ~Number 9

        Wisła nie stchórzyła i te brawa kibiców z Londynu są wymowne. Oni mieli plan gry, żeby nie otworzyć się za szybko i nie narazić na szybką kontrę… Kiedy do awansu trzeba strzelić tylko jednego gola, ta taktyka ma sens, a zapowiedzi rzucenia się na Tottenham to tylko takie mówienie do prasy. Skorża dobrze to wymyślił i robił co mógł (szkoda, że kontuzja Jirsaka skomplikowała mu plany). Wisła grała ostrożnie, bo MIAŁA TAK GRAĆ, przynajmniej do czasu.

        Odpowiedz
  5. ~Clasher

    ’Ugly, ugly Tottenham’ można by w skrócie powiedzieć o wczorajszym rywalu Wisly. Anglicy awansowali ale tak jak pan Michal napisal – nie mają się kibice Spurs z czego cieszyć. Mnóstwo szarpaniny, brzydkich fauli (Woodgate na Pawelku..), cwaniactwa boiskowego (w zlym tego slowa znaczeniu) i jeszcze pare innych przywar – to zadecydowalo o tym, że Juande Ramos wymodlil remis. Zadziwiające, że angielska drużyna nie mogla znaleźć na Wislę sposobu. Bardzo żal mi Wisly bo gdyby nie Gomes to Kraków oszalalby tak jak Poznań. Wracając do Tottenhamu.. chyba muszę powoli zacząć odszczekiwać moje pochwaly i zapowiedzi przedsezonowe, którymi się podzielilem.. Co mecz udowadniają, że to byly glupoty.

    Odpowiedz
    1. ~Bartek

      Chyba wszyscy stali czytelnicy tego bloga mają w związku z Tottenhamem tego samego kaca. Sam byłem pewien, że ten sezon będzie dla nich dobry i że z pewnością wygryzą kogoś z wielkiej czwórki. Dziś wiadomo – nie wygryzą. 🙂 A mi szkoda Wisły, bo Koguty były do ogrania. Gdyby Cantoro lepiej przymierzył, Sobolewski trafił, a Głowacki nie trafił, byłoby świetnie. A co mnie, jako kibica Wisły, trochę kłuje, to fakt, że dziś wszyscy słusznie zachwycają się Lechem, jakby nieco Wisłę deprecjonując przy okazji. Ja mam jednak wrażenie, że z Austrią Wisła pojechałaby jeszcze lepiej niż Lech. Natomiast Lech miałby chyba duże szanse ograć Koguty – z bardzo szybkim Peszką, z cudownie „bezczelnym” Lewandowskim, Stilicem i Murawskim (Leo twierdził, że ten zawodnik nie wytrzymuje kondycyjnie 60 minut, a w 120 biegał za dwóch). Szkoda trochę. Ale dziś kibicuję Tottenhamowi w lidze. Muszą się przełamać.

      Odpowiedz
  6. ~Klemens

    Niestety ten mecz wiele powiedział o poziomie polskiej ligi, której mistrz i lider nie jest w stanie pokonać może i „na papierze” silną drużynę angielską, acz jednak prezentującą poziom niższy od przewidywanego przez kogokolwiek – prezesa, trenera, kibiców i dziennikarzy. A przecież w Lidze Mistrzów grywają drużyny znacząco silniejsze, prezentujące lepszą i równiejszą formę…Także triumf Lecha jest symptomatyczny – 120 minut ciężkiej walki z przeciętniakiem europejskiej piłki, jakim jest przecież Austria Wiedeń…Dlatego też rozumiem, dlaczego autor bloga nie zwykł pisać o wydarzeniach z rodzimego „podwórka”, o derbach Krakowa wspomina zaś tylko i wyłącznie przy okazji wiadomego dokumentu nakręconego dla BBC. Choć trochę to i smutne…

    Odpowiedz
  7. ~strażak

    Szanowny Kolego.Wisła dała dowody od wielu lat że mentalnie w waznych pojedynkach nie ma odporności psychicznej.Jeśli mówi się że Totenhamjest posmiewiskiem w swojej lidze to jak nazwać Wisłę mistrza który przegrywa z „pośmiewiskiem”. Odnosze wrazenie że klubnie jest zainteresowany rozgrywkami w pucharach, ani wzmocnień, przeciwnie wyprzedaż zawodnikow tuż przed rozgrywkami.O jakiej dobrej robocie mowa, brak zaangażowania zawodników w przeciwieństwie do Lecha, gra poniżej możliwości. Na dobrąsprawę poziomem odbiegany o tyle lat za liga angielską ile klubow liczy ta liga. Proszę zauważyć jak się gra w ligacheuropejskich, gra na pełnych obrotach przez 90 min,a u nas zagrają 20 minut i koniec i jeszczce pierwsi tracą zwyklegola. Gra jest bez polotu zwykłe wyrobnictwo wystarczajace na polska ligę. Przez 10 lat grałem w Wiśle i nie rozumiempiolityki klubu.Jak wytłumaczyć wyniki klubów z Białorusi i Rumunii w pucharach czy Cypru i Grecji a nasi niby lepsikompromituja się poprzez swoje wyniki.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *