Moja niechęć do Sama Allardyce’a jest niechęcią kibica, który lubi ładną piłkę. Kiedy przed laty prowadził Bolton, mawiał, że jeśli jakiś obrońca nigdy nie miał złamanego nosa, nie był obrońcą z prawdziwego zdarzenia. Jego piłkarze pluli, walili łokciami, wylatywali z boiska za czerwone kartki, a pod bramkę rywala dostawali się sposobami najprostszymi z możliwych – i, cholera jasna, było to skuteczne. W pewnym momencie Allardyce’a uważano nawet za kandydata na stanowisko trenera reprezentacji Anglii. Nadzieje na tę akurat posadę odebrał mu wprawdzie śledczy materiał BBC, w którym dwóch filmowanych ukrytą kamerą agentów oskarżyło go o korupcję, ale i tak znalazł zatrudnienie w Newcastle. Z wiadomym skutkiem: przekleństwo ciążące nad St. James’ Park spowodowało, że odszedł po ośmiu miesiącach.
W sobotę moja niechęć do Allardyce’a tylko się zwiększyła: nawet wkraczając na boisko, żeby pomachać witającym go kibicom Blackburn, nie zaprzestał żucia gumy. Arogancki i pewny siebie, po raz kolejny pokazał takim jak ja, że czekają ich ciężkie chwile. Zgoda: efekt nowego menedżera powodował, że zwycięstwa jego drużyny należało się spodziewać, zgoda: błędy popełniane przez obrońców Stoke były wyjątkowo spektakularne. Z drugiej strony bodaj nigdy w tym sezonie Blackburn nie sprawiało wrażenia drużyny tak poukładanej – bez żadnych wielkich kombinacji zresztą, z najprostszym na świecie 4-4-2, szeroko grającymi skrzydłowymi i dwójką świetnie się uzupełniających napastników. Niechby nawet Roque Santa Cruz odszedł zimą do Manchesteru City – wygląda na to, że nikt nie będzie za nim tęsknił.
Tylko do jakiego MC przejdzie ostatecznie Paragwajczyk: czy po porażce z ostatnim w tabeli West Bromwich i osunięciu się do strefy spadkowej Mark Hughes dostanie od szejków czas na poprawę, czy przeciwnie: właściciele klubu będą woleli, by ich pieniądze wydawał w styczniu ktoś inny? Na razie Walijczyk cieszy się ponoć zaufaniem miliarderów z Abu Dhabi, którzy porażkę z WBA mogą tłumaczyć dodatkowo nieobecnością kontuzjowanego Robinho. Hughesa bardziej od własnej przyszłości powinna więc martwić forma środkowych obrońców: poważne błędy popełnia już nie tylko Richard Dunne, ale także, o zgrozo, objawienie ostatnich sezonów Micah Richards.
Efektem nowego menedżera można by również tłumaczyć nieoczekiwanie wysoką porażkę Hull z Sunderlandem (uwaga: prowadzonym przez współpracownika Allardyce’a w Boltonie, Ricky’ego Sbragię). Tu sprawa jest jednak bardziej skomplikowana: ci, którzy mecz widzieli, wiedzą, że równie dobrze mógł się on zakończyć zwycięstwem przeciwnika (podobną uwagę można sformułować na temat meczów Newcastle-Tottenham i West Ham-Aston Villa).
Przed tygodniem zastanawiałem się, czy w historii Premiership był już sezon, w którym drużyny z czołówki dzieliłoby tak niewiele od drużyn z końca tabeli. Teraz, po wygranych WBA i Blackburn z jednej, a remisach Liverpoolu i Chelsea z drugiej strony, nie mam wątpliwości: takiego sezonu dotąd nie było. W tym sensie czekanie do poniedziałku na mecz drużyny z Wielkiej Czwórki nie miało już właściwie sensu: Wielka Czwórka nie jest wcale taka wielka.
Cóż jeszcze? Howard Webb nieoczekiwanie zbliżył Arsene’a Wengera do Donalda Tuska (pamiętacie, jak premier po meczu Austria-Polska wypalił, że miał ochotę kogoś zabić?): Adebayor, jak każdy napastnik, próbował się po prostu zastawić, a Arbeloa upadł stanowczo zbyt teatralnie. Robbie Keane, jak wiele razy w karierze, strzelił gola Arsenalowi, i zrobił to tak, jakby wciąż grał w Tottenhamie: uderzył spadającą piłkę po długim wykopie z własnej połowy. Przedsmak zimowych emocji transferowych dał Juande Ramos, rozpoczynając zakupy inspirowane pobytem w Anglii: Real zasilł pomocnik Portsmouth Lasana Diarra, którego Hiszpan chciał mieć już na White Hart Lane, teraz mówi się także o transferze Ashleya Younga. Skrzydłowy Aston Villi to bodaj najlepszy piłkarz kończącej się właśnie połówki sezonu.
PS Wybaczcie długą przerwę. Nadrobimy ją w święta: skoro piłkarze nie próżnują, nie wypada, by obijali się blogerzy.
bramka keana strzelona chwale londynu była najprzykrzejszym wydarzeniem weekendu. chociaż (co najmniej) remis należał się poolczykom jak psu micha to mogli oszczędzić nam widoku uradowanego postkoguta. tak czy siak, wybitnym zawodnikiem nie jest i mam nadzieję, że w styczniu przejdzie do derby.
Ooo, kibic Arsenalu, jaki rzadki widok :)Ja gola Keane’a przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Jakoś chciałem, żeby w Liverpoolu mu nie poszło i żeby wrócił tam, gdzie było mu najlepiej. Ale cóż, bramka w starym stylu – pamiętam, jak walił takie z Fulham w Pucharze Anglii po wykopach Robinsona, bez przyjęcia i z powietrza.A z Arsenalu się nie śmieję. Grali dobrze (jak zawsze przeciwko mocnemu rywalowi), podanie Nasriego do vabn Persiego świetne, kartka-kuriozum dla Adebayora. Wszystko się jeszcze w tej lidze może zdarzyć.
podanie i bramka rzeczywiście ładne, ale było to właściwie wszystko, co pokazaliśmy w tym meczu. gdyby na boisku byli torres und mascherano, sądzę, że nie mielibyśmy wiele do powiedzenia.
Sagna miał fajne akcje, i to jest wogóle dobry piłkarz (Clichy gorszy…). Przesadzasz, bo równied dobrze można mówić, że gdyby nie kontuzja Fabregasa i kartka Adebayora Arsenal mógł wygrać. Liverpool miał parę szans i tyle, nie umiał ich wykorzystać albo obronił Almunia.
http://www.timesonline.co.uk/tol/sport/football/fink_tank/article5058332.eceNa zachętę:”Spurs will be pleased Redknapp is on it (the list), but a little less pleased that so is Martin Jol.”
A propos niewielkiej wielkiej czwórki: Chelsea-Everton oglądałem. Ale walnął Ashley Cole w pierwszej połowie, mogła być bramka roku. Terry mógł z kolei złamać nogę rywala – dobrze, że wyleciał, bo o zdrowie na boisku trzeba dbać. Szkoda, że potem było już nudno i że Chelsea przestała grać w piłkę… Deco przekonuje coraz mniej.
Ciekawostka, Lawro nie wytrzymał presji http://www.bbc.co.uk/fivelive/sport/lawro.shtmlCo za sezon, nawet przewidzieć nic sie nie da.
Muszę się przyznać do rzeczy strasznej – lubię Sama Allardyce’a. Zresztą nie tylko ja. Rozmawiając na wyspach z różnymi osobami (od kibiców do trenerów drużyn z lig sobotnio-niedzielnych) wszyscy oni uważają Wielkiego Sama za osobowość godną najlepszych w EPL. Doceniają jego metody, styl prowadzenia drużyny i (jeśli nawet propozycja nie była poważna) traktowali bardzo serio jego szanse na objęcie stanowiska selekcjonera kadry Anglii.Teraz wróćmy do tej 'Wielkiej’ Czwórki. Arsenal nie wygląda jakby miał zdobyć tytuł. Dużo młodych zawodników, prezentują niezłą piłkę ale.. brakuje im mistrzowskiej cierpliwości w osiąganiu wyników 1-0, 0-1 z rywalami teoretycznie słabszymi. Męczą się podając w poprzek a oni ostro ale rozsądnie się bronią. Chelsea z kolei to drużyna o potencjale przeogromnym. Scolari od początku sezonu coraz mniej z niego korzysta, gdyby pokusić się o procentowe odzwierciedlenie to pewnie w poniedziałkowy wieczór licznik stanąłby na 30%. Zero pasji, chęci, zrozumienia, planu i siły (mocy) w zawodnikach The Blues. Liverpool jakby na siłe chciał skończyć rok na pozycji innej niż pierwsza, jakby obawiał się tego, że ktoś ich nazwie liderem i powie, że mają tam pozostać do końca sezonu. W tym klubie bardzo wiele zależy od Gerrarda – jego słabszy dzień oznacza praktycznie męki i remis albo jeszcze większe męczarnie ale zwycięskie w minimalnym stopniu. O Torresie póki co nie wspominam bo jest on kontuzjowany. Szczerze mówiąc to ani Liverpool, ani Chelsea nie wyglądają jakby mieli wygrać ligę. Manchester musi odrobić dwa spotkania – jeśli je wygra oraz dalej będzie wygrywał, mamy mistrza. Szybko odskoczy reszcie i w marcu, kwietniu już tak ciekawie nie będzie. Aston Villa rozbije wielką czwórkę ale wskoczenie na podium to chyba jednak za dużo póki co dla teamu O’Neilla. Liga jest niesamowita, naprawdę.
Czyli wygląda na to, że nikt z Wielkiej Czwórki nie ma ochoty na mistrzostwo (podobnie jak nikt z grupy pościgowej – poza Aston Villą – nie ma ochoty na grę w Lidze Mistrzów. To nie tylko grające jeden udany mecz na trzy Arsenal i Liverpool, ale także nieprzekonująca Chelsea. Zostaje Manchester, wbrew złowróżbnym teoriom Rafała Steca o wirusie rozgrywek międzykontynentalnych? Cokolwiek by o tym mówić, piłkarze Fergusona nie wyjechali na długo i zdążyli wrócić przed świątecznym szaleństwem bez wielkich strat w ludziach. Dotąd nie spoglądałem na to z tej strony, ale wygląda na to, że nawet wśród tych największych jedna-dwie kontuzje potrafią zmieniać oblicze drużyny.A z Allardyce’m nic nie poradzę. Kibicuję Tottenhamowi: zbyt wiele razy jego byki taranowały moich, pożal się Boże, torreadorów 🙂
Bardzo dobrze ze swego czasu nie został Allardyce selekcjonerem Anglików bo i tak nic by z nimi nie ugrał,a ze nerwicy sie nabawi bedac lożonym przez społeczenstwo byłoby bardzo prawdopodobne.Anglia i tak jakikolwiek tytuł zdobedzie za jakieś 50 lat (nawet najlepsze co mogło im sie przytrafić czyli Capello nie pomoże) gdy Brazylijczycy,Włosi,Niemcy będą mieć pucharów od kilkunastu do kilku(w przypadku np. Hiszpanów ) także nie warto się na publiczne zmiażdżenie wsytawiać.
Ja tam będę Arbeloi bronił. Jak chłopak zobaczył, że w kierunku jego piszczeli zmierza wyprostowana noga Adebayora, który dzięki Bogu chybił, a potem jeszcze dostał od Togijczyka po brzuchu z pełnym impetem tym miejscem, gdzie plecy tracą swoją szlachetną nazwę, to co miał biedaczyna zrobić? Ściągnąć na szybko buty i w sprytny sposób znokautować Adebayora wonnymi oparami? Po prostu się przewrócił. Nie będę już mówił o tym, że Togijczyk mimo gwizdka przebiegł jeszcze ze 4 metry i oddał strzał na bramkę. To na moje wystarcza na żółtą kartkę. A gdyby nie fakt, że w pierwszej połowie piłka po dośrodkowaniu Sagny wyszła (właściwie wyleciała) poza linię końcową, by później nań wrócić, Adebayor miałby jeszcze jedno żółtko, bo wybijał Reinie piłkę z rąk. Rękami. I nie byłoby dyskusji. Pozdrawiam 🙂
Adebayor podpadł przy pierwszej kartce, bo za bardzo gestykulował. Przy drugiej zastawił się jak to robi każdy normalny napastnik, jego ręka poszła w stronę twarzy czy szyi Arbeloi, ale jej nie dosięgła – a ten runął jak długi. Nie, to obciach, co zrobił Arbeloa (co nie znaczy, że Adebayor jest zawsze swięty)
Wiecie,tylko ze 99,9% piłkarzy w takich dyskusyjnych sytuacjach pomaga sedziemu w podjeciu decyzji poprzez jakąś tam „symulację” w sensie takim ze dodatkowo sie potknie czy coś,a w Tottenhamie jest jeden z wiekszych nurków w lidze i nazywa sie Aaron Lennon-ten chłopak kładzie sie gdy tylko poczuje powietrze pędzącego rywala i dobre to nie jest.Najbardziej smieszna sytuacja z symulką na ten czas jaka pamietam to słynny nurek Gerrarda z Atletico gdy wpadł na bodaj Pernie całym impetem ciała i gdy spadał to nagle zrobił mine megaskrzywdzonego człowieka który dostał nożem w plecy…
Lennon nurek? Ciekawostka przyrodnicza. Podaj choć jeden przykład kiedy wyłożył się w polu karnym przeciwnika i sędzie gwizdnął karnego. Czego to ludzie nie wymyslą.
Nie wiem czy w polu karnym bo on głownie po prawej stronie myka i to tam przedewszystkim sie przewraca bezdotykowo.Z Newcastle chyba ze 3 symulki miał pod polem karnym rywali miedzy innymi, na parwej stronie(np.Enrique w zaden sposób gon nie faulował goniac obok niego i ten pada jak sciety,a rywal żółtko odstaje),tak samo w Krakowie z Wisła przewracał sie jak piórko i z Udinese identycznie- pociagnie do przodu poczuje obok rywala i …leży.Nie mów mi ze tego nie widzisz,bardziej nie chcesz co nawet rozumiem jako kibica Kogutów zapewne,ale ja tak nie potrafiłbym bo to nienaturalne dla mnie.
oczywiscie,ze tego nie widze. wiecej, nikt wiecej tego nie widzi. Ile kartek dostał Lennon za symulowanie? ZERO. Jest szybki i przez to wystarczy lekkie dotkniecie żeby go przewrócić, a to juz nie jego wina. Poza tym liga angielska, twarda gra itd, ale nie róbmy z tego rugby.
To ciekawe ze nikt wiecej tego nie widzi według Ciebie skoro ludzie piszą o takich rzeczach na róznych forach i ja to czytam.Pozatym C.Ronaldo ile kartek dostał za symulowanie?,jest techniczny,szybki więc mogą go tylko wytrącać z równowagi i leży gdy to zrobią – obaj sa podobni w tej kwestii i obaj to czesto wykorzystują
ale co ma do tego CR7? Rzuciles cos bez podstaw i teraz chcesz przekonac do tego innych. Podaj przyklady kiedy Lennon nurkował lub symulował, bo ja ich nie widzę? Na forach pisze się różne głupoty, to żaden dowód.
WIdzisz,aj nie jestem paranoikiem,nie zapisuje ani nie nagrywam sytuacji poszczególnych,a po prostu pisze co widze i uważam…choćby z Udine wypuszczał sobie piłke szedł do przodu i gdy miał obok siebie rywala to padał jak ściety,a CR ma do tego tyle ze on robi tak samo
i co sedzia gwizdał wolnego, karnego czy co tam jeszcze? Sorry, ale to jakies koszmarne nieporozumienie.
Tak samo jak z CR sedzia reagował i zdania nie zmieniam co do A.Lennona bo to widze.Mysle ze na tym powinnismy zakonczyc bo ja Ciebie przekonywać do niczego nie zamierzam,pozdr.