W gumowych rękawiczkach

Puchar Anglii stracił nieco ze swojej magii: to zdanie można uzasadnić na kilku poziomach, z których obniżenie poziomu transmisji telewizyjnych byłoby problemem dotyczącym otoczki, przewidywalność wyników poszczególnych spotkań zaś – problemem dotyczącym sedna sprawy. Zaczynam od otoczki, bo oprócz meczu w stanie czystym pragniemy przecież meczu jako widowiska i meczu jako wydarzenia, hm, intelektualnego: domagamy się analizy, a w tej chwytani w łapance eksperci ITV ustępują wyjadaczom z BBC, Sky czy nawet Setanta Sports (nie mówię już o wpadce z dogrywki meczu czwartej rundy, kiedy przerwa na reklamy pozbawiła widzów możliwości zobaczenia na żywo zwycięskiego gola w derbach Liverpoolu).

Zaczynam od otoczki także dlatego, że w gruncie rzeczy same mecze ćwierćfinałowe nie zdołały podnieść mi ciśnienia: wygrywali ci, co mieli, ku największemu zadowoleniu kibiców drużyn walczących o siódme miejsce w tabeli (wszystko wskazuje na to, że zwycięzca Pucharu Anglii i tak będzie miał zapewniony start w europejskich pucharach).

Oczywiście ucieszył mnie kolejny gol Eduardo i w ogóle fakt, że Chorwat na dobre wrócił do składu Arsenalu. Pisząc to mam poczucie, że jeden temat umknął powitalnym chórom: udział, jaki w tym powrocie mają ludzie w gumowych rękawiczkach. Wówczas, ponad rok temu, karierę Eduardo ocaliła przytomność umysłu masażysty Gary’ego Lewina. Przez następne miesiące zajmował się nim inny członek ekipy medycznej Arsenalu, Tony Colbert, o którym Arsene Wenger mówił, że spędził z piłkarzem więcej czasu niż jego żona i do którego Chorwat pobiegł po strzeleniu gola w meczu z Cardiff.

  

Fot. PAP/Onet.pl

Napisałem powyżej „masażysta”? Właściwie to słowo wydaje się nieadekwatne do kompetencji, jakimi po wślizgu Martina Taylora wykazał się Lewin. Najpierw przez radiotelefon wezwał z ławki rezerwowych Gilberto Silvę (będący w szoku Eduardo mówił tylko w rodzimym portugalskim i potrzebny był tłumacz), by ten powiedział koledze, co ma robić. Zwijający się z bólu Eduardo otrzymał nie tylko tlen, ale i gaz rozweselający, który pomógł mu trochę się rozluźnić. Następnie Lewin unieruchomił pogruchotaną nogę, by można ją było ułożyć w specjalnej próżniowej szynie i przenieść na nosze. Pamiętał również o lekach przeciwzapalnych, minimalizujących ryzyko zakażenia (pęknięte kości Eduardo przebiły skórę).

To nie pierwszy przypadek, w którym interwencja Lewina okazała się kluczowa dla zdrowia, a może i życia piłkarza: przed dwoma laty w finale Pucharu Ligi dobiegł pierwszy do nieprzytomnego Johna Terry’ego z Chelsea, i wyciągnął mu język z gardła, zapobiegając uduszeniu się, a kilkanaście lat wcześniej niemal złamał szczękę Davida Rocastle’a – również, by zapobiec uduszeniu.

Skąd się tacy biorą? Od dziecka związany z Arsenalem, początkowo ćwiczył się w fachu bramkarskim, choć już jako dziewiętnastolatek stał się masażystą drużyny rezerwowej, a jako dwudziestodwulatek – pierwszego zespołu. Od tamtej pory minęło ćwierć wieku i grubo ponad tysiąc spotkań, podczas których siedział na ławce rezerwowych z torbą medykamentów – doświadczenia mu więc nie brakuje. Przez ponad 10 lat służył swoimi umiejętnościami także reprezentacji Anglii, która po przyjściu Fabio Capello zaoferowała mu pełny etat. Pytany w jednym z wywiadów, jaki nowy przepis w piłce nożnej ułatwiłby mu pracę, wyznał, że ma dość pospiesznego szycia rozbitych głów i wolałby, aby krwawiącego piłkarza mógł czasowo zastępować rezerwowy.

Pomyśleć, że nie tak dawno czytałem na jakimś forum kibiców Arsenalu narzekania, że ich klub ma najgorszą ekipę medyczną w Premiership…

18 komentarzy do “W gumowych rękawiczkach

  1. ~Mike

    Olbrzymi szacunek dla Eduardo, za powrót w takim stylu. Przecież u większości zawodników po takim urazie coś się w głowie zacina. Nie chodzi o to, że zapominają jak się gra, ani nawet o to, że brak im wytrenowania, ale o prosty ludzki mechanizm – cofania nogi, gdy wyczuwa się zagrożenie. Już nie grają jak kiedyś, bo boją się wyskoczyć do piłki, albo wejść wślizgiem w obawie o swoje zdrowie. A tu proszę – żywy przykład, że można wrócić i do tego grać jeszcze lepiej, wręcz bajecznie, jak gdyby nigdy nic się nie stało.Ja oczywiście słówko o Manchestrze – zdaję sobie sprawę z fenomenalnych statystyk Berbatova jeśli chodzi o asysty, ale nie macie czasem podobnie jak ja wrażenia, że jednak duet Rooney-Tevez sprawuje się ciut lepiej?

    Odpowiedz
    1. ~zwz

      No Tevez na pewno bardziej pracowity. Ale klasa podań Berbatowa – nikt go nie przeskoczy. To są gole w sytuacjach, w których nie mają prawa paść gole.Jeśli chodzi o Eduardo: człowiek, który mu złamał nogę, mówił cały czas, że nie chciał, że żałuje. Odwiedzał go w szpitalu i kibicowal w rehabilitacji. A w końcu dał wywiad po tym meczu z Cardiff, jaki jest szczęśliwy itd. Wenger chciał go odsunąć od piłki na całe życie.

      Odpowiedz
      1. ~Bartek S.

        Ja też lubię Carlito. Żaden inny zawodnik tak nie zapiernicza, nie walczy, żaden nie ma tyle agresji. A z drugiej strony jest człapiący Berba. Drażni mnie jego styl, ale czuję, że tym razem SAF powinien postawić na niego – skoro w pierwszym meczu nie strzelił gola i nie zagrał kluczowej piłki – teraz to zrobi. 🙂

        Odpowiedz
        1. ~piotrek

          Carlito jest kluczem do tych wielu zwyciestw na licznych frontach united. Nieważne, czy strzela gole czy nie, on napędza diabły w kazdym meczu, jego poświecenie i „work-rate” są niesamowite. Czy to jest final ligi mistrzów, czy 3 runda carling cup, on zapiernicza tak samo. A w zeszłym sezonie ile uratował meczów! Oby go kupili, bo bez niego ta super druzyna troche sie rozwali… A arsenal bedzie gral coraz lepiej, pewnie wywalcza to 4 miejsce bo to w koncu Arsene Wenger. Szkoda bedzie troche Aston villi, ciekawe jak sie potocza wypadki w tym klubie gdy nie dostana sie do LM. A tu super bramka i przyklad idealnej wspołpracy rooneya i teveza (troche kiepska jakosc):http://www.youtube.com/watch?v=dLeRFyRJA0s&feature=related

          Odpowiedz
          1. ~Mike

            Dokładnie! Ta bramka jest jakby symbolem tego o czym starałem się napisać. Nie wyobrażam sobie takiej współpracy na linii Rooney-Berbatov.Michał, nie oglądałem wielu meczy Tottenhamu w tamtym sezonie, więc kieruję pytanie do ciebie – czy Berbatov zmienił swój styl gry po przyjściu na OT? Czy myślisz, że Fergusonowi chodziło o takiego zawodnika, jakim teraz jest Berba?

          2. Michał Okoński

            Moim zdaniem Berbatow pozostał sobą 🙂 Może w pierwszych meczach w Manchesterze biegał trochę więcej i gestykulował trochę mniej, ale potem i to wróciło do normy. Cóż to jednak za norma: po pierwsze, jeśli chodzi o grę z piłką, umiejętność jej przyjęcia, przytrzymania, zastawienia się, celnego dogrania czy strzału, po drugie, jeśli chodzi o grę bez piłki: rozbijanie każdej linii obrony dzięki nagłej zmianie kierunku biegu, czyhanie za plecami albo na równi z defensywą, wyciąganie kryjącego go piłkarza etc.A życie Carlita na Old Trafford to kolejny dowód na geniusz menedżerski Fergusona: to, że godzi się z byciem „tym trzecim” (a czasami czwartym), że nie robi awantur, nie buntuje się, a kiedy dostaje szansę, walczy jak lew, jest czymś, czego osobiście się nie spodziewałem. Myślałem, że się obrazi, zastrajkuje, zażąda wystawienia na listę transferową, a tu proszę: człowiek ciężkiej pracy.

          3. ~Bartek S.

            Pamiętam tekst Pana Michała w „GW” o Solkjaerze, który także godził się na rolę rezerwowego, a gdy grał, był bardzo wartościowy. Sir Alex ma faktycznie niezwykły dar perswazji. Chyba wszystkich zaskoczyła pokora Teveza – on wydawał się butnym kogucikiem, który nie pójdzie na kompromisy. Bardzo bym jednak nie chciał, żeby Tevez był 'wiecznym rezerwowym”. On jest wart tych pieniędzy, które trzeba za niego zapłacić. Bo wielokrotnie udowadniał, że bardzo się poświęca dla ManU. No a przecież nigdy nie wiadomo, czy Wazza lub Berbatov nie ulegną kontuzji. A wtedy atak diabłów jest bezzębny, bo młody Wellbeck to jednak jeszcze nie ta klasa. Innym zawodnikiem, którego podziwiam za godzenie się z rola jest O’Shea (ale też Fletcher) – w ostatnich tygodniach wielokrotnie pokazał, że jest naprawdę dobrym obrońcą. A jednak w normalnych warunkach grzeje ławkę.

          4. Michał Okoński

            Dziś Solskjaer grałby więcej, mniej więcej jak Tevez. Może nawet trudno tu mówić o „rezerwowym”, raczej o napastniku podstawowego składu, który gra nawet częściej niż dwaj pozostali (Tevez: 40 spotkań, Rooney 34, Berbatow 30 spotkań na 48 dotąd rozegranych). Wiem oczywiście w tych najważniejszych meczach wychodzą Anglik z Bułgarem, a statystyki Teveza nabijają również wejścia z ławki rezerwowych, ale wciąż nie jest to mało…

      2. ~Bartek S.

        Ja też lubię Carlito. Żaden inny zawodnik tak nie zapiernicza, nie walczy, żaden nie ma tyle agresji. A z drugiej strony jest człapiący Berba. Drażni mnie jego styl, ale czuję, że tym razem SAF powinien postawić na niego – skoro w pierwszym meczu nie strzelił gola i nie zagrał kluczowej piłki – teraz to zrobi. 🙂

        Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Oczywiście. Piszę o tym wyżej i daję link do strony FA, informującej o jego zatrudnieniu.

      Odpowiedz
      1. ~Robbie

        Kolejna wielka nie-piłkarska osobowość odeszła ostatnio z Arsenalu, Paul Burgess konkretnie. Specjalista od murawy, który nagrody w fachu otrzymywał regularnie niczym prenumeratę czasopism, 'zasilił’ szeregi Real Madryt. Futbol za kulisami jest równie ciekawy jak ten świetlany jupiterami. Arsenal powoli, acz stopniowo i regularnie przechodzi zmiany. Najpierw stadion, potem zawodnicy i działacze, teraz sztab. Następny będzie menadżer? http://www.newsoftheworld.co.uk/sport/207250/ARSENAL-NEED-JOSE-MOURINHO-Time-is-right-for-Arsene-Wenger-to-take-on-Real-Madrid-job.html

        Odpowiedz
        1. ~piotrek

          Arsenal by sie rozpadl bez Wengera, dlatego on na pewno zostanie. Kazdy inny manager z tymi zawodnikami bedzie walczyl o utrzymanie

          Odpowiedz
        2. Michał Okoński

          Ale w Arsenalu są też nowe twarze, choćby Ivan Gavidis, nowy dyrektor wykonawczy, ściągnięty z… Ameryki. Gavidis był numerem dwa w zarządzie tamtejszej Major League Soccer, którą przekształcił ponoć z instytucji na skraju bankructwa w przedsięwzięcie całkiem dobrze prosperujące i dochodowe. Czytałem o nim tekst w lutowym „When Saturday Comes” – bardzo przychylny i prognozujący rychłe zakończenie okresu smuty w tym klubie. Cóż to zresztą za smuta, mój Boże: klub walczy wciąż o Ligę Mistrzów i Puchar Anglii, a szanse na czwarte miejsce w lidze znów wzrosły. Wyzdrowiał Walcott, do formy wrócił Eduardo, coraz lepiej radzi sobie Arszawin… Fani Aston Villi mają powody do zmartwienia.

          Odpowiedz
          1. ~taxi_rock

            Rzeczywiście, nadzieje powróciły jednak teraz jest moment, gdzie trzeba Villi odskoczyć na kilka punktów. Końcówkę Kanonierzy mają bardzo ciężką (United, Chelsea) a Villa ma łatwiej na samym końcu. Teraz jest szansa ich wyprzedzić, bo raz że mają słabszą dyspozycję, a dwa – bardzo cięzkie spotkania – Spurs, United, Chelsea, Liverpool – na pewno coś stracą. Co do Ivana, bardzo dobre wrażenie na mnie zrobił, tutaj krótki wywiad z nim:http://tv.arsenal.com/default.aspx?p=channels/C8_S1&a=61484pozdrawiam.

  2. ~Bartek S.

    Ależ wczoraj Liverpool narobił nadziei. Toż to był wyścig turbo-walca z hulajnogą. Mam nadzieję, że dziś choć w połowie Manchesterowi uda się tak zdominować Inter. Choćby dlatego, żebym miał oczywiste argumenty w dyskusji z kolegami, którzy uparcie rzucają stereotypami o lidze angielskiej, w której grają albo dwumetrowi drwale, albo sprinterzy bez techniki. Wczoraj The Reds wręcz ośmieszali technicznie Real – było kilka akcji, w których Kuyt z Torresem wymieniali piłkę nad głowami Królewskich i na małej przestrzeni odgrywali ją do siebie to policzki dla Hiszpanów. A zresztą – wczoraj Liverpool nie miał ani jednego słabego zawodnika. Aż miło popatrzeć na taką maszynę.

    Odpowiedz
  3. ~hiskiasz

    „Spędził z piłkarzem więcej czasu niż jego żona” – niech pan to poprawi prosze. Brzmi strasznie… Chyba, ze pan cos sugeruje… 🙂

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *