Przyłapałem się na tym, że jeśli używam czasem tytułowego sformułowania, to zawsze w jednym kontekście: Arsenalu Arsene’a Wengera. A przecież, według zgodnej opinii fachowców, najpiękniejszy futbol świata gra obecnie Barcelona Josepa Guardioli. We wtorek i środę była okazja zobaczyć oba zespoły w walce o finał Ligi Mistrzów. Niezależnie zaś od tego, czy i jakie mają szanse na bezpośrednią konfrontację w tym finale, i niezależnie od tego, że najpiękniejszy futbol świata Arsenal grał w czasach Henry’ego i Bergkampa (choć i dziś Fabregas i Arszawin potrafią zaczarować jak tamta dwójka…), warto zastanowić się nad użytecznością samego pojęcia.
Czym bowiem okazał się najpiękniejszy futbol świata Barcelony w zderzeniu z ekonomicznym futbolem Chelsea? W jakimś sensie jestem zdziwiony, że ludziom Hiddinka wystarczyło tak niewiele, żeby zatrzymać zespół Guardioli. Owszem, Czech kilkakrotnie interweniował, owszem: w polu karnym bezapelacyjnie rządził John Terry (od razu widać, jak go brakowało w meczu z Liverpoolem…), ale przecież największe problemy mieli mieć w tym meczu boczni obrońcy – grający nie na swojej pozycji Bosingwa ustawiony na przeciwko Leo Messiego i wciąż mało ograny Ivanović. Formacja 4-2-3-1, z powodzeniem zastosowana przez Liverpool w konfrontacji z kastylijskim gigantem, posłużyła i w rywalizacji z gigantem katalońskim. Zachwyty nad Michaelem Essienem wygłaszałem już mnóstwo razy – tu udanie wspierał go Mikel, ale w defensywie ciężko pracował też Ballack… Poza organizacją gry obronnej niewiele można w Chelsea pochwalić, a przecież do remisu wystarczyło.
A czym okazał się najpiękniejszy futbol świata Arsenalu w zderzeniu z… tu warto chwilę pomyśleć nad doborem przymiotnika; futbol totalny pozostaje zarezerwowany, może więc: w zderzeniu z absolutnym futbolem Manchesteru? Pierwsze 45 minut to była przecież miazga: gdyby nie Almunia mogło być 4:0, zamiast tysiąca podań Arsenalowi z trudem udawało się wymienić dwa-trzy. Futbol absolutny, bo w Manchesterze funkcjonowało absolutnie wszystko. Evra, który w sobotę miał (nie pierwszy raz w tym sezonie) gigantyczne problemy z Aaronem Lennonem, z Theo Walcottem radził sobie znakomicie. Na Adebayora wystarczył jeden stoper: drugi rozpoczynał akcje, a nawet przekraczał linię środkową. Trójka pomocników niemal nie pozwoliła Cescowi Fabregasowi dotknąć piłki, trójka piłkarzy ofensywnych z kolei (Rooney znów na lewym skrzydle, Tevez jak rzadko kiedy w pierwszym składzie…) zmuszała naprędce skleconą obronę Arsenalu do popełniania kolejnych błędów. Świetnie zagrał Fletcher, bardzo dobrze O’Shea… Dobrze, że duński sędzia sędziował ten angielski półfinał po angielsku: pozwalał grać, nie gwizdał bez potrzeby, no i nie dał się nabrać na teatralny upadek Ronaldo.
Po pierwszych półfinałach trudno się było spodziewać gry bardziej otwartej; kto zagra pięknie, ekonomicznie czy absolutnie w rewanżu – zobaczymy. Zanim do tego dojdzie, dorzucę tylko jeden wątek: zawieszenia broni między menedżerami MU i Arsenalu. Tym razem nikt nie wracał do awantur sprzed kilku sezonów, kiedy van Niestelrooy nie wykorzystał karnego, Alex Ferguson został trafiony kawałkiem pizzy, a Roy Keane i Patrick Viera szarpali się w tunelu. Obawiam się, że powód jest prosty: Wenger przestał być rozdającym karty; groźniejszymi przeciwnikami Szkota okazują się Rafa Benitez i kolejni trenerzy Chelsea, więc wobec menedżera Arsenalu może pozwolić sobie na uprzejmość. A może Ferguson i Wenger czują się już jak ostatni Mohikanie: po rezygnacji Grahama Turnera z kierowania Hereford United to oni dwaj pozostają najdłużej pracującymi w jednym miejscu menedżerami angielskich klubów?
Arsenal osiągnął naprawdę niezły rezultat zważywszy na okoliczności. Jedno dzisiaj było zatrważające: ferdinand – 30mln, vidic – 6mln, evra – z 7, carrick – 19, Anderson – 19, Ronaldo – 12mln, Rooney – 30mln, Berba – 30mln, Tevez – 6mln…. A Arsenal? I jak tu nie obwołać Wengera geniuszem? Niesamowite też jak Gibbs dzisiaj regularnie ośmieszał Cristiano, aż portugalczyk pod koniec przeniósł się na drugie skrzydło. Zapowiada się drugi Ashley Cole chyba. Song mi się też bardzo podoba; sądzę, że głownie dzięki niemu Arsenal sobie tak dobrze radzi w lidze (Denilson jest za mały i za kiepski). Liczę jednak, że w rewanżu Ferguson wystawi swoją wyjazdową maszynę, i w finale zobaczymy dwie rzeczywiście najlepsze drużyny roku… O ile oczywiście czołg pt. Terry, Essien, Ballack, Lampard, Drogba nie rozjedzie barcy..Swoją drogą, jakby Guardiola w swoim debuitanckim sezonie wygrał 3 korony w fantastycznym stylu, to pytanie: co dalej?
Wszystkie miliony robią wrażenie – ale…. najlepszy był Fletcher, który aż tyle nie kosztował. Wiesz, mnie jakoś zupełnie nie przekonuje argument o geniuszu Wengera oparty na jego 'oszczędności’ – trener ma wygrywać trofea (zwłaszcza w tak dużym klubie), a nie ładnie grać za mniejsze niż inni pieniądze. Trzeba umieć te duże pieniądze wydawać i tu mam dużo uznania dla Fergusona. Z ośmieszaniem Ronaldo to trochę przesadziłeś. Choć przyznaję, że Gibbs grał bardzo dobrze. Choć i tak gdyby nie Almunia (i w jednej sytuacji powolność Berby – przy prostopadłej piłce przerwanej przez obrońcę), Kanonierzy mieliby przynajmniej trzy gole w plecy.
Fletch to wielkie zaskoczenie na plus, ale i Berbatow jak wszedł, to sprawiał wrażenie jakby mu zależało. MU po kryzysie, na pewno i w samą porę…
Z Fletcherem jest tak, że on potrafi świetnie grać, ale w każdym meczu wyjdzie mu jakaś strasznie drewniana strata, podanie wprost do przeciwnika czy strzał w trybuny; podanie w bok do bocznego obrońcy, gdy ktoś inny świetnie wychodzi na pozycyję. On zrobił i tak niesamowity postęp, ale chyba ma po prostu za mało wrodzonego talentu, żeby być jakimś następcą Scholes’a czy 'regularnym’ środkowym pomocnikiem. Ferguson wystawia go zwykle, kiedy trzeba zabiegać przeciwnika (zresztą to samo z Andersonem), i gdyby zdrowry był Hargriws, Darren pewnie grałby trochu mniej. Nie można po prostu tracić piłek na najwyższym poziomie; nie pamiętam np, czy Xavi kiedykolwiek w karierze oddał piłkę przeciwnikowi. Scholes czasem to czyni, ale w ważnych meczach jest zwykle bezbłędny. Czasem jak zdarza się zmiana Fletcher-Scholes, widać po prostu przepaść, jaka dzieli tych dwóch. Ale w sumie Fletchera lubię; nigdy jakoś tragicznie nie zawiódł, a w ważnych spotkaniach gra na takiej fazie i mu zwykle sporo wychodzi, zresztą to samo John oshea.
no to kolege troche teraz ponioslo:D uwierz mi xavi mial na pewno mnostwo podan do przeciwnika, a co do fletchera to jest on bardzo wazna postacia manu i wczoraj to udowodnil, bezdyskusyjnie lepszy od caricka ktory mnie czoraj strasznie irytowal swoja gra, to on mial mnostwo bezsensownych strat, podan do przeciwnika, na sile probowal grac jakies arcytrudne podania gdzie mozna bylo spokojnie rozegrac prosta pilke co przyniosloby lepszy efekt, dlatego zdziwila mnie zmiana gigssa za andersona ja zmienilbym wlasnie anglika, pozdrawiam:) aha super blog panie miachale czytam go z ogramna przyjemnoscia:)
No tak, ale np. Carrick w formie już nie ma strat. A Fletcher grał wczoraj wyśmienicie (jak na swój standard), a mimo wszystko pamiętam ze dwie sytuacje – kiwał się do tyłu i mu zabrał piłkę chyba Song niedaleko pola karnego, zaraz potem Nasri miał strasznego kiksa, a mogło być groźnie; zresztą wczoraj piłki oddawała cała trójka pomocników… Dopiero Giggs wszedł i pokazał klasę. Fletcher jest oczywiście ważny, szczególnie przy walce na 18 frontach, i jak jest powoływany, to zwykle nie zawodzi. Ale po prostu czasem straszne drewno z niego przebija 🙂
no wlasnie „carrick w formie”.. a to nie jest jakims czesto wystepujacym zjawiskiem w przyrodzie:D jak nie jest w formie (jak np. wczoraj) jest zupelnie bezproduktywny i niepotrzebny druzynie moim zdaniem). mowisz jak na standardy fletchera, a ja uwazam ze one mimo wszystko nie sa takie niskie, to jest zawodnik ktory wg mnie jak gra to nigdy nie schodzi po nizej pewnego poziomu i bynajmniej nie jest to poziom przyzwoitosci, jak dla mnie wole zawodnika ktory w kazdym meczu gra na „srednim” (w 3 stopniowej skali) poziomie jak fletch, niz gosica ktory raz na 5 meczy gra na „wysokim” a reszte na „niskim” jak carrick. ale to jest tylko moja subiektywna opinia:)
Potwierdzam zarówno jedną stratę Fletchera przed własnym polem karnym, jak i mnóstwo niecelnych podań Carricka – te drugie zresztą usprawiedliwiam, bo w każdym była jakaś koncepcja, zauważenie wychodzącego na pozycję napastnika albo wolnego sektora boiska, na który warto skierować akcję – brakowało natomiast precyzji. W każdym razie trójka Fletcher-Carrick-Anderson (ja z kolei mam najmniej przekonania do tego ostatniego) zdominowała drugą linię Arsenalu całkowicie – nie pamiętam z ostatnich miesięcy meczu, w którym Fabregas byłby równie anonimowy. Ciekawe zresztą, że w różnych etapach meczu wymieniali się zadaniami: czasem najbardziej z tyłu grał Fletcher, czasem Carrick, czasem za napastnikami pojawiał się Anderson, czasem Fletcher… Imponująco to wszystko poukładane.
nie no jasne pomysl w tych podaniach byl niewatpliwie, i takich podan od carricka sie wymaga, jednak bylo kilka sytuacji, w ktorych lepsze byloby granie prostej pilki a on kombinowal, a to ewidentnie wczoraj mu nie wychodzilo. Mi z kolei wczorajsza gra andersona sie podobala (poza wrzutkami), zwlaszcza jak pare razy przedzieral sie przez cala srodkowa strefe arsenalu, troche pracy i moze wyjsc z niego naprawde swaitowej klasy srodkowy pomocnik, dobry w odbiorze, potrafiacy niekonwencjonalnie rozegrac pilke(co pokazywal wczesniej grajac w porto), silny, dynamiczny taki srodkowy pomocnik XXI wieku;) tylko strzalu mu chyba brakuje, caly czas czekam na jego pierwsza bramke w ManU.
Otóż to, będą z niego ludzie. On ma dopiero z 20 lat. Już czekam aż on się zadomowi w składzie, na boki obrony wskoczą bliźniaki da silva, z przodu Róneje, Ronalda i inne machedy, i skład będzie znowu świetny. No i oczywiście centralny punkt nowej drużyny: Darren Fletcher 🙂
Jak mówi Ryan Giggs: te chłopaki są najlepsze ze wszystkich, z którymi grałem do tej pory. To najlepszy argument przeciwko przejściu na emeryturę. Podobnie zresztą ujmuje to sir Alex.
Jaks ię nie dostrzega pracy, jaką w drugiej linii wykonuje Carrick, to naprawdę trudno nadal toczyć dyskusje. W tamtym sezonie Michale był najlepszym środkowym pomocnikiem United, w tym sezonie przez wiele tygodni też tak było. Ostatni miesiąc miał niezbyt dobry, ale nie tylko on w szeregach United.Fletch pomimo tego, że ten sezon ma świetny to zupełnie inny kaliber gracza.
Zaraz, zaraz, że niby ja nie dostrzegam pracy Carricka? Przecież to jeden z moich ulubionych piłkarzy, a materiał dowodowy może stanowić choćby wpis „Requiem dla dyrygenta” z 22 listopada 2008 (http://okonski.blog.onet.pl/2,ID351206071,index.html). No i napisałem, że usprawiedliwiam te jego niecelne podania z wczoraj… A że były niecelne, to przecież fakt…
Michale, w żadnym wypadku nie odnosiłem się do Twoich wypowiedzi 🙂
ja w zadnym wypadku nie deprecjonuje wkladu carricka w gre i zwyciestwa manu, napisalem tylko ze irytowaly mnie te jego niedokladne podania we wczorajszym meczu, i ze wole zawodnika grajacego caly czas rowno od takiego ktory ma przeblyski w co ktoryms meczu. Uwazam ze jak carrick ustabilizuje forme to zdominuje druga linie united tak jak orzez ostatnie lata zrobil to scholes, a swietnym uzupelnieniem beda fletch, anderson no i oczywiscie hargreaves o ile beda go omijaly kontuzje. pozdrawiam
Cieszy, że to Fletcher był bohaterem….Kiedy patrzyłem wczoraj na ManUtd, widziałem znowu drużynę kompletną. Evra zagrał genialnie, bo Walcotta niemalże nie widziałem. O tym, że Nasri jest na boisku dowiedziałem się około 60 minuty, a Fabregasa dawno nie widziałem tak bezzębnego. Słowo uznania należy się natomiast Fletcherowi. Ten zawodnik nie jest doceniany, uważa się go często (podobnie jak O’Shea, który pokazuje, że należy mu się miejsce w składzie niezależnie od kontuzji innych lewych obrońców) za średniaka bez szczególnych umiejętności. Wczoraj był najlepszy na boisku. To on z Carrickiem i Andersonem wyłączał środkowych Arsenalu, a przy jego włączaniu się do gry ofensywnej, był chyba najbardziej uniwersalnym zawodnikiem. Jedno słowo o sędzim. Teatralny upadek Ronaldo puścił i bardzo dobrze. Ale ze trzech fauli na nim nie zagwizdał. Tylko czekałem jak po jednym z nich wkurzony CR wjedzie w kogoś wślizgiem. Niby Ronaldo sam sobie winien, bo renomę sam wypracował, ale szkoda mi go było. I na koniec – Tevez jest potrzebny Manchesterowi i żaden Benzema go nie zastąpi, natomiast Bendtner w Arsenalu jest częściej osłabieniem niż wzmocnieniem. Wczoraj to po jego wejściu nabrałem pewności, że Czerwone dowiozą zwycięstwo do końca meczu. 🙂
Ja jestem w tej konfrontacji bezstronny, choć gdyby LM wygrała któraś z drużyn z Londynu, to byłaby tragedia 🙂 Ucieszyło mnie jednak i utarcie nosa Barcelonie i gra na aferę Arsenalu, który kreowany jest na najpiękniej grający zespół świata. Trochę to prawda, trochę sprawia wrażenie piłkarskiego Harlem Globetroters. Wczoraj specjalnie pomysłu nie mieli, długa piła na Adebayora to był max. No, ale MU to w końcu…MU i trudno mieć do Wengera pretensje o to jak zagrali. o mi się podobało w tym meczu? Odniosłem wrażenie, ze prawie nie było fauli, co mocno odróżnia go od meczu wtorkowego. Mylę się, czy Wy też macie takie odczucia, że gra była bardzo płynna?
Oczywiście też jestem bezstronny 🙂 Fauli było rzeczywiście mało: jakoś 20 minut przed końcem widziałem statystykę 9:7, czyli tyle co nic. Fajnie, bo przecież nie oznaczało to, że nie ma walki…A z tym „najpiękniejszym futbolem świata” chodziło mi o rzecz w gruncie rzeczy bardzo prostą: podejrzewam, że grając mecz o taką stawkę, z przeciwnikiem tej klasy, trzeba dopuścić do swojej gry tyle wyrachowania, że o pięknie trudno mówić. No i pamiętam, jak kończyli np. pięknie grający na Euro Holendrzy…
Ma Pan rację, największa sztuka to czasem okiełznać ofensywny popęd 🙂 i grać z wyrachowaniem, ale i pewnością siebie. Tym bardziej zaimponował mi wczoraj początek w wykonaniu Manchesteru – to była miazga porównywalna do tej z niedawnego Liverpool-Real. Co więcej był to futbol totalny – piękny z przodu i diabelnie upierdliwy z tyłu. I tu widzę przewagę MU nad Barceloną czy nawet Chelsea. Chelsea po prostu murowała – znakomicie, ale TYLKO murowała. A Barcelona nie potrafiła przebić tego muru, osłabić, pozwolić się zaatakować, by z kontry wbić coś do bramki Cecha. Trochę bezradnie się szamotała jak na „najlepszą obecnie drużynę świata”. W rewanżach przewiduję bramkowy remis w Londynie (Chelsea będzie musiała coś strzelić,a jak się otworzy – a się otworzyć musi w końcu- straci bramkę), natomiast pewny jestem, że Manchester dzięki doświadczonej ekipie i dwóm emerytom (wczoraj Giggs wprowadził do gry spokój, pewność siebie, takie właśnie wyrachowanie i bezpieczeństwo) z pewnością obroni jednobramkowe, ale jednak prowadzenie. Tak im dopomóż Wayne Rooney i spółko. 🙂
Gdyby wróżyć przyszłość jedynie na podstawie meczów z wtorku i środy, postawiłbym zdecydowanie na Manchester United. To był występ najbardziej kompletny: pewny w obronie, pracowity i kreatywny zarazem w drugiej linii, błyskotliwy w ataku… Rzeczywiście ani śladu kryzysu, zmęczenia fizycznego i psychicznego (może ten wielki come back z Tottenhamem dał tej drużynie rodzaj nowego początku, wytrącił z rutyny wciąż takich samych tygodni?), dobra gra ludzi rzadziej grających w podstawowym składzie: mnóstwo powodów do optymizmu.Pełna zgoda, że tym razem Chelsea tylko się broniła, a Arsenal nie zdołał wiele pokazać (rzadko mylący się Wenger tym razem przekombinował, przydzielając Nasriemu zadania defensywne i próbując ustawić Fabregasa nieco wyżej niż zwykle – czyli tuż za Adebayorem; zwłaszcza Nasri niezbyt potrafił się odnaleźć). W tym sensie pytanie o szanse Kanonierów to m.in. pytanie o powrót van Persiego.Zostaje Barcelona, której wciąż jestem najbardziej ciekaw, bo też najmniej ją oglądam. Chyba tylko ona daje nadzieję na finał „nieekonomiczny”, niesformatowany taktycznie. Tylko że najpierw musi do niego awansować…
Mało się mówi o Andersonie. A ja próbowałem wczoraj dojść do tego, na jakiej pozycji on gra. Nominalnie defensywny pomocnik, miał wczoraj kilka wejść „a la Torres” do prostopadłych piłek; wyprowadzał piłkę z obrony niczym Lucio, hasał po skrzydle jak Giggs, centrował z rożnych, strzelał z wolnych… Do tego twardy jak skała, nieustępliwy, nie do zamęczenia. Jak on się wpisuje w taktykę Sir Alexa? Wolny elektron? A może taktyka managera Man UTD osiagnęła jakiś wyższy pułap… Podobnie w końcu grali wczoraj i Carrick, i Fletcher. Rooney to już nie tylko napastnik i skrzydłowy, ale rozgrywający i defensywny pomocnik… Możnaby tak o całej jedenastce. Naprawdę futbol absolutnie totalny…
Arsenal gra rownie pieknie co Barcelona?
chyba wypatrzylem blad Panie Redaktorze 🙂 Barcelona to klub katalonski, kastylijski moze byc Real.
moj blad! juz sie poprawiam, zle przeczytalem zdanie 🙂
warto też wspomnieć fantastyczny doping na Old Trafford, po raz kolejny kibice z Anglii pokazują że brak miejsc siedzących nie stanowi przeszkody 😉
Niestety na tym szczeblu każdy gra ekonomicznie. Kibice niedługo będą musieli poprzestawiać swoje upodobania. Za parę lat nikt nie będzie zachwycał się przewrotkami czy hat-trickami, lecz roszadami taktycznymi rodem z partii szachów z udziałem Kasparova. Więcej moich proroctw spisałem na kartach tejże księgi: http://papuda.blox.pl/2009/04/Quo-Vadis.html
Bliższy byłbym skłonieniu się do tezy, że Wenger i Ferguson w końcu zaczęli odnosić sie do siebie z wzajemnym szacunkiem dlatego, że obaj doceniają to co rywal osiągnął w futbolu. Akurat przed tym meczem MU miał prawo choćby do minimalnych obaw o wynik – w ostatnim meczu w Londynie przegrali oni z Kanonierami 1:2. Stąd ew. podjazdy byłyby zrozumiałe. Tak jednak nie było.MU zagrał świetnie – to nie podlega żadnej dyskusji. Co do gry Arsenalu… Moim zdaniem wpływ na wszystko miały dwa czynniki:- mocno osłabiona linia defensywy- Fabregas przesunięty do przoduW pierwszej sytuacji cała druzyna zmuszona była do cofnięcia się i pomocy naszym defensorom. Gibbs w parze z Silvestrem nijak nie byliby w stanie zatrzymywać szarżującego C. Ronaldo, Teveza czy Rooneya. Stąd pomoc pomocników. W momencie jednak gdy piłka była w posiadaniu Arsenalu – patrz pkt2.Fabregas przesunięty do przodu nie mógł dawać w defensywie tego co nam było potrzebne. Ofensywnie także nie dawał wiele bo nie jest typem atakującego pomocnika – jak Gerrard. Jest wolny, nie dysponuje taką siłą strzału z dystansu, a jego podania wyglądają i są groźniejsze gdy ma czas na rozejrzenie się wokół i wybranie najlepszej spośród kilku opcji.Poza tym całkowicie straciliśmy balans między atakiem i obroną. Doszły do tego błędy poszczególnych piłkarzy (i niektórzy mówią że zły dobór zawodników w wyjściowej XI). Zbyt wiele czynników złożyło się na to by ten mecz mógł wyglądać na wyrównany pojedynek.Mam nadzieję, że we wtorek Wenger poukłada to lepiej i przed własną publicznością zagramy znacznie lepiej i składniej. Przede wszystkim z golami.http://arsenal.blox.pl
W Arsenalu wczoraj najlepszy był właśnie Gibbs! Kiedy ronaldo 'szarżował’ prawą stroną, gibbs go zatrzymywał prawie zawsze, zostawiając portugalczyka ze swoim zwykłym dramatycznym wyrazem twarzy na kolanach. I ta siata na początku spotkania, genialne po prostu w swojej bezczelności..
Przyznam szczerze, że naprawdę nie spodziewałem się tak łatwej przeprawy z Arsenalem. W momencie gdy Rooney pierwszy raz przetestował Almunię, a Ronaldo parę chwil później miał szansę wyłożyć Tevezowi gola na srebrnej tacy, wciąż nie wierzyłem, bo kilkukrotnie w tym sezonie Diabły rozkładały swoje mecze na aż nazbyt wyraźne fazy, nieraz i nie dwa oddając inicjatywę rywalom. W środę owszem, Arsenal momentami prowadził grę, zdołał nawet zachwycić Jacka Gmocha (cieszę się, że na studiach nie mam telewizora;)), ale nic z tego nie wynikało. Podobnie, tylko że na inną skalę wyglądała gra Barcy z Chelsea, kiedy to Katalończycy zamęczali siebie samych koronkowymi akcjami w obronie. Tymczasem Manchester i po zdobyciu bramki grał swoje, bo zwyczajnie miał po temu możliwości. Trójka środkowych wykonała nieocenioną pracę w destrukcji, równocześnie zapewniając płynne przejście do ataku. Trio z przodu również wywiązało się ze swojej pracy nękając obrońców rywali, a wspomagając własnych. Szkoda tylko straconych okazji na strzelenie bramki. Nie pierwszy raz zabrakło ostatniego podania, precyzji przy dryblingu czy po prostu odważnej decyzji o strzale (pierwszy i ostatni punkt dotyczy szczególnie Carricka, patrząc na rolę jaką mu się przypisuje). Niestety dla nas, genialne spotkanie rozegrał Almunia, za to żaden z napastników United nie zaprezentował stu procent swoich umiejętności. No i ten spalony Giggsa… o machnięcie chorągiewką od perfekcyjnego jubileuszu. Futbol jest najbardziej okrutny, gdy o być albo nie być decydują centymetry ;)Nie przyłączę się do peanów na temat defensywy United, bo trudno cokolwiek nowego na ten temat napisać, ale też dlatego, że Rio i spółka mieli dziś ułatwione zadanie. Moje przedmeczowe przewidywania co do United okazały się błędne, trudno więc żebym miał rację w przypadku Arsenalu, ale oczekiwałem… więcej. Przede wszystkim Walcott i Nasri mogli wczoraj wprowadzić dużo zamieszania, ale zbyt zajęci zadaniami defensywnymi pozostawiali Arsenal bezzębnym. Para Fabregas-Adebayor to jednak nie to samo, co znamy z meczów The Reds. Myślę, że gdyby ta czwórka grała bliżej siebie, to przy szybkości młodych skrzydłowych i tężyźnie Adebayora, Diabły miałyby więcej pracy pod własnym polem karnym. Mając na uwadze powracającego do zdrowia van Persiego trzeba będzie strzec się przed tym w rewanżu.
Po wczorajszym Gran Derbi nasuwa się jedna myśl…żeby w środę o 22.35 nie trzeba było z żalem przyznać, że futbol jest okrutny…
Przepraszam, właśnie wróciłem z urlopu, otwieram internet i… czy ja dobrze widzę – Real – Barca 2:6 ?!? Porażka Manchesteru z L’poolem jakoś nie wydaje się już taka straszna.