Hiszpan też Anglik

Ostrzegam: to może być długi wpis, ale chciałbym połączyć w nim sprawy piłki angielskiej i hiszpańskiej. Zresztą czy w taki weekend – w sobotę zaraz po zakończeniu spotkań Premier League przełączaliśmy się na transmisję z Santiago Bernabeu – w ogóle może być inaczej?

Powodów, dla których należy pisać o sprawach kastylijsko-katalońskich na blogu poświęconym angielskiej piłce, widzę mnóstwo: najważniejszym jest oczywiście ośmiobramkowy standard, w którym Real i Barcelona dorównały drużynom z Wysp, choć w nieco innej proporcji (wiele spotkań dwóch ostatnich sezonów w Anglii kończyło się wynikiem 4:4). Jest Thierry Henry i jego renesans formy z czasów londyńskich. Jest Juande Ramos, który chyba jednak nie zadomowi się w Madrycie. Jest pytanie o lekcje, jakie z Gran Derbi Europa może wynieść Chelsea (o czym może zdążymy porozmawiać osobno). Jest wreszcie okazja do porównania rywalizacji w dwóch ligach: w Anglii bardziej wyrównanej, w Hiszpanii – sprowadzonej w gruncie rzeczy do wyścigu dwóch koni. Siedemnaście zwycięstw w osiemnastu meczach? W Anglii niemożliwe.

Mnie jednak od kilku dni frapuje ewentualność nadania Manuelowi Almunii brytyjskiego obywatelstwa: temat pojawiał się od czasu do czasu już wcześniej, ale teraz, po meczu MU-Arsenal w Lidze Mistrzów, wybuchł z pełną siłą, a w debacie na ten temat zabrali udział prawie wszyscy ważni i nieważni obserwatorzy angielskiej piłki. W zasadzie trudno się dziwić, kiedy spojrzy się na tych, z którymi Hiszpan mógłby konkurować. David James, przez lata nazywany „James Katastrofa”, po utracie miejsca w reprezentacji odrodził się wprawdzie jako piłkarz Portsmouth i wrócił do angielskiej bramki, ale wciąż świetne interwencje przeplata kiksami (najświeższy przykład z wczoraj: pierwszy gol Arsenalu). Paul Robinson, po pierwszej chorwackiej katastrofie i rozstaniu z Tottenhamem, wciąż daleki od formy sprzed lat – zresztą tak naprawdę nigdy nie bronił rewelacyjnie. Scott Carson, po drugiej chorwackiej katastrofie, właśnie spada z Premiership (a wczoraj również popełnił błąd, po którym Pawliuczenko powinien strzelić bramkę). Media stawiają na Bena Fostera, który jednak gra niewiele, podobnie jak Joe Hart po sprowadzeniu do MC Shaya Givena. Chris Kirkland? Robert Green? Joe Lewis? To już najlepszy z nich wszystkich jest Given właśnie – problem w tym, że to Irlandczyk.

Ze statystyk, cytowanych przeze mnie wkrótce po zakończeniu poprzedniego sezonu, wynikało, że tylko 170 z 498 piłkarzy, którzy wychodzili w pierwszych jedenastkach drużyn Premiership, było Anglikami. Trudno się dziwić: kluby nie sprawdzają paszportów, sprawdzają umiejętności – więc wystawiają najlepszych. Anglika kupić trudniej (z definicji jest droższy niż zawodnik sprowadzany zza granicy; więcej kosztuje jego wieloletnie szkolenie). Do grzejących ławę bramkarzy można dodać zawodników z pola: przykład Davida Bentleya, którego użyłem w tamtym tekście, nie tylko nie stracił aktualności, ale stał się bardziej wyrazisty (w Arsenalu prawie nie występował, po przejściu do słabszego Blackburn zaczął grać i przebił się do reprezentacji, po czym zmienił klub na nieco lepszy i znów stracił miejsce w składzie – a na ławce Tottenhamu siedzą obok niego inne nadzieje angielskiej piłki, Huddlestone i O’Hara).
Widzę jednak, że próbuję ominąć rafę, której ominąć się nie da: właściwie co za problem, skoro Anglicy chcieliby, żeby Almunia grał w koszulce z trzema lwami, i skoro Almunia nie mówi „nie”? Przecież cieszyliśmy się, jak bramki dla Polski strzelał Olisadebe, ba: mieliśmy nadzieję, że jego obecność w naszej reprezentacji skomplikuje rzeczywistość rodzimym nacjonalistom. Czyżbyśmy teraz sami ześlizgiwali się na pozycje narodowe?

Zdaję sobie sprawę, że jest to zgodne z prawem i że robią tak wszyscy: Brazylijczycy grają dla Chorwacji i Polski, ba: nawet dla Hiszpanii (Marcos Senna), Francuzi dla wielu reprezentacji afrykańskich itd. Nie dziwię się też piłkarzom, którzy świadomi konkurencji we własnym podwórku, decydują się na starania o kolejny paszport, żeby móc pokazać się na jakiejś wielkiej imprezie. Roger i Olisadebe (żeby pozostać przy polskich przykładach), wystąpili na Euro i Mundialu – podobny zaszczyt nie spotkał nigdy Ryana Giggsa…

Zastrzegam: nie bronię wspólnoty krwi, raczej nie podoba mi się pragmatyzm, z którym próbuje się budować reprezentację na skróty. Mogę złośliwie chichotać, że to kolejna gorzka pigułka z całej serii tych, które przyszło łykać Anglikom od czasu upadku imperium, ale przede wszystkim jakoś mi żal Fostera i Jamesa, którzy – podobnie jak ja – czytali przecież w tych dniach gazety. Gdybyż jeszcze Almunia był najlepszym bramkarzem świata…

PS A skoro o żalu, dwa słowa o ostatniej kolejce: żal mi West Bromwich, które najprawdopodobniej spadnie, a które do końca usiłuje grać ładną dla oka, kombinacyjną piłkę. I żal, że Joey Barton niczego się nie nauczył. O ścigających go demonach pisałem zaraz po odejściu z Newcastle Kevina Keegana, który postanowił dać Bartonowi szansę: wygląda na to, że od Alana Shearera następnej nie dostanie.

12 komentarzy do “Hiszpan też Anglik

  1. ~Kulin

    Chwała Panu, Panie Michale, że jako jedyny na swoim blogu nie rozpisywał się Pan o klasyku w Hiszpanii, tylko pozostał Pan przy wydarzeniach z Premiership.

    Odpowiedz
    1. ~piotrek

      A ja o klasyku w hiszpanii; denerwuje mnie euforia w mediach po tym meczu, twierdzenia o boskości barcelony. Mnie o wiele bardziej uderzył fakt, jak kiepski był Real Madryt, przeciez ten zespół to jest dramat! Nie oglądam ligi hiszpańskiej prawie w ogóle, ale jak taka drużyna mogła wygrać 17/18 spotkań?! W PL oni by walczyli o utrzymanie. Liczę, że Barca przejdzie Chelsea, jako że w LM wolę różnorodność, jednak może być bardzo ciężko. I o Manchesterze: moim skromnym zdaniem, to obecnie najlepiej zarządzany, najbardziej profesjonalny, i najbardziej rozwinięty taktycznie zespół świata; niezależnie już od wyników na koniec sezonu.

      Odpowiedz
      1. ~mewstg.blox.pl

        można w skrócie powiedzieć, że wszystko wyjdzie w praniu, czyli finale LM w Rzymie. Przy założeniu, ze zagrają tam MU i FCB, a co wale oczywiste nie jest. Nie dziwi mnie jednak, że wszyscy zaczynają od sobotniegomeczu na szczycie w Hiszpanii. Sam, narazie, zrezygnowałem z wpisu na własnym blogu, bo przypominam sobie akcje z meczu Spurs- West Brom i od razu wpomnienie zostaje wymazane przez akcje Katalończyków. Nic na to nie poradzę. Ramos nie miał komfortu jakim dysponował Hidding i nie mógł zamurować bramki. W Madrycie nie wybaczyliby mu tego. Pomijając już fakt, że Real ma po prostu słabszych wykonawców niż Chelsea. Czym Barcelona jest w stanie przysłonić wszelkie inne mecze w tej chwili? Ja odnoszę ciągle wrażenie, że ich biega więcej po boisku. Przy presingu jaki stosują, do obrońców przeciwnika dobiega czterech graczy. Zostaje na boisku 6 (pomijam bramkarza) i teoretycznie powinna być olbrzymia dziura w środku pola, albo w obronie. Jakoś to wszystko jednak dziwnie działa, że taka dziura nie powstaje, a Barca każdemu jest w stanie zaaplikować minimum 4 gole. Na dzis to dla mie niebywałe osiągnięcie i pełen zachwyt choć ich kibicem nie jestem. Co do Almunii w angielskiej bramce, to szczerze powiem, niech się Anglicy tym martwią. Jest mi absolutnie wszystko jedno. Hiszpan musi mieć jednak świadomość, że jak coś mu nie wyjdzie, ot np. bramka w stylu Bentleya, to go thesuny zjedzą i zcia mieć nie będzie.

        Odpowiedz
  2. ~taxi_rock

    Zacznę od końca. Też mi szkoda WBA, ale przecież grają w miarę dobrze dopiero od czasu, gdy nie mają już prawie szans na utrzymanie. Wczoraj mieli trochę pecha pod bramką Spurs (słupek, Defoe wybijający z linii bramkowej, czy kapitalnie broniący rykoszet Gomes – ale się rozegrał, tak swoją drogą, Koguty nie stracili gola w ostatnich meczach u siebie, chyba pięciu i to spora zasługa Gomesa właśnie), z drugiej strony mieli także sporo szczęścia pod własną bramką, gdzie choćby Lennon trafił w słupek. Spadną tak czy inaczej, ale miejmy nadzieję, że skład się nie rozsypie zbyt mocno i powalczą o powrót. Wolves i Birmingham już wrócili. Co do Almunii, jako kibic Arsenalu wcale bym nie chciał go widzieć w kadrze Anglii. Mamy w składzie już dosyć reprezentantów. Każdy z nich przywoził z kadry kontuzje, po co jeszcze Almunia ? Inna sprawa, że sam fakt naturalizowania go mi nie przeszkadza. Robinson miewał momenty, gdy był na ustach wszystkich głównie ze względu na słabe interwencje. Jednak ostatnio (ściśle mówiąc – przedostatnio, w meczu z Wigan) bronił kapitalnie. Dawno nie widziałem tak znakomitego występu bramkarza, może Boruc z Austrią zagrał podobnie. Jak ktoś widział mecz z Wigan to wie o czym mówie. I tu jest problem angielskich bramkarzy – nie potrafią ustabilizować formy na wysokim poziomie. Prędzej, czy później przypominają o sobie fatalnymi interwencjami, jak James wczoraj, który przecież miał piłkę w obu rękach i wpuścił do siatki. Jeśli chodzi o rywalizację Almunii z resztą ang. bramkarzy, to myślę że spokojnie mógłby w kadrze się znaleźć. Nie ma fenomenalnych interwencji jak miewał np. Lehmann, ale broni równo i przeważnie to co ma wyciągnąć – wyciąga. Trochę się rozpisałem, ale musiałem to z siebie wyrzucić :)pozdrawiam.

    Odpowiedz
    1. ~zwz

      To może Gomes do reprezentacji Angli? 🙂 ALmunia mieszka tu pięć lat, mówi po angielsku – coś, czego ani Oli ani Roger nie potrafią po polsku. Ale przecież jest… Hiszpanem, tylko że gorszym do Casillasa, Reiny, Canizaresa. Tu chodzi o zdrowy rozsądek nie nacjonalizm – Anglia była dotąd oparciem dla tego zdrowego rozsądku i byłoby smutno jak by przestała.Też myślę, że Robinson zasługuje jeszcze na szansę – wciąż jest młody jak na bramkarza. Blackurn bez niego chyba by spadło.

      Odpowiedz
      1. ~korsarz

        Ja uważam, że to powinni zblokowac, nie powinni tak…a tak poważnie, to trochę przesadzają z tymi obywatelstwami. Jeśli ktoś jest półkrwi Hiszpanem i półkrwi Anglikiem to w porządku niech sobie wybierze reprezentację, albo mieszka od urodzenia w danym kraju i chce ten kraj reprezentować, też w porządku. Ale jak Almunia nie ma żadnych związków z Anglią a tylko gra tu w piłkę to takie rzeczy sa niedopuszczalne, podobnie Roger czy Olisadebe. Ostatnio przeczytałem na 90minut .pl tu cytuję:” W młodzieżowej drużynie Sheffield United występuje także reprezentant Polski do lat 19 Zeyn Al-Abidyn S-Latef. ” koniec cytatu. Podobno jest on półkrwi Polakiem i półkrwi Arabem, więc mimo obco brzmiącego nazwiska niech gra… a co do bramkarzy to Anglicy mogli pomyśleć o młodym Schmeichelu, swego czasu nieźle sobie radził w Manchesterze City….

        Odpowiedz
  3. ~taxi_rock

    Jeszcze słówko odnośnie Spurs (w końcu to blog ich kibica ;))Tottenham w tym sezonie stracił najmniej goli na własnym boisku. Zaledwie 9, Odkąd przyszedł Harry, Koguty u siebie straciły jedynie 4 bramki, a przyszedł w październiku. Szacuneczek.

    Odpowiedz
  4. ~taxi_rock

    … I tak teraz czytam, ze Koguty idą na rekord 😀 11 straconych goli u siebie to ich dotychczasowy rekord, a został 1 mecz z Man City.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      O tak. Stracili dotąd 9 bramek, z czego 5 jeszcze w czasach Ramosa, a tamtych 11 dali sobie wbić w sezonie 1919-20, kiedy grali w drugiej lidze. Inna sprawa, że zaczynają przypominać „boring, boring” Arsenal George’a Grahama: wciąż to 1:0 i 1:0…Harry Redknapp chwali w tym kontekście Tony’ego Parksa, nowego trenera bramkarzy, który potrafił „dobrać się do głowy” Heurelho Gomesa, przywracając mu klasę i pewność siebie, oraz oczywiście parę stoperów, których zestawia z Ferdinandem i Vidiciem oraz Terrym i Carvalho. Skłonny jestem przypuszczać, że nie przesadza. Gdyby nie kontuzje Kinga…Kto stracił najmniej goli na własnym boisku w tym sezonie? Pierwsza piątka, a właściwie szóstka, wygląda następująco:1. Tottenham Hotspur – 92. Arsenal – 11=3. Liverpool – 12=3. Chelsea -12=5. Man Utd – 13=5. Fulham – 13

      Odpowiedz
      1. ~taxi_rock

        Spokojnie z tym boring, boring. Harry jest dobrym managerem, ale bez przesady. Spurs byli zbieraniną graczy, którzy nie wiedzieli co mają grać. On ich poustawiał i chyba dobrze, że choć wygrywają tylko 1:0 to w ogóle są w stanie 3 pkt zdobyć 😀

        Odpowiedz
  5. ~Michał Zachodny

    Mi natomiast całkowicie postawa Anglików nie przeszkadza, wręcz rozumiem tą potrzebę wstawienia kogoś z faktycznymi umiejętnościami miedzy słupki reprezentacyjnej bramki. Kwestia po prostu tego jak te formalności byłyby wypełnione, czy tak jak w modelu polskim – na szybko, z mocnym uprzywilejowaniem, czy też proces przebiegałby tak jak w przypadku normalnej osoby ubiegającej się o obywatelstwo. W tym wypadku nie jestem zwolennikiem uprzywilejowania takich osób, budzi to we mnie pewny niesmak choć praktycznie na całym świecie stało się to powszechną metodą. Wydaje mi się, że jak ktoś jest zdecydowany reprezentować dany kraj to jest w stanie poczekać i oddać się mu troszkę dłużej aniżeli zaledwie dwa, trzy lata.Co do Premier League stricte: bardziej od WBA żal mi… Hull City. Drużyna, która była (do grudnia) sensacją ligi i mówiło się o ataku na puchary dramatycznie prezentuje się w drugiej części sezonu i jest bliska spadku. To boli, ponieważ jest tam kilku ciekawych graczy, a nader wszystko interesujący jest manager zespołu. Warto zauważyć również całkowitą nieporadność Alana Shearera, który mocno eksperymentuje ze składem, zrzuca na ławkę jednych, wprowadza na boisko drugich ale nic nie przynosi skutku. Na dodatek tak wygłupił się Barton… On chyba jest już stracony i powoli będzie zjeżdżał w dół ligowej hierarchii. W zasadzie na dole po najbliższym weekendzie będzie wiadomo kto oprócz WBA leci – czy Newcastle, czy Boro, obie drużyny zmierzą się na St James’ Park i remis nie zadowala absolutnie nikogo. Jeśli jednak będzie podział punktów to Shira i Gareth mogą szykować swoje zespoły na rozgrywki Championship… chociaż… w najlepszym sezonie EPL w historii wiele jeszcze może się zdarzyć, prawda?

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      W tym sensie Almunia nie jest uprzywilejowany i nic nie odbywa się „na szybko”: mieszka tu od pięciu lat i, jeśli się nie mylę, ma żonę Angielkę, więc pełne prawo do obywatelstwa.W utrzymanie Hull wierzę, choć ich załamanie formy w nowym roku jest dla mnie czymś niewiarygodnym. Chwała Philowi Brownowi, który – podobnie jak Tony Mowbray – wierzy, że z nożem na gardle można rozgrywać piłkę. Alana Shearera media na Wyspach wciąż bronią (wiadomo, jest jak gdyby kolegą po fachu), choć w istocie nie bardzo jest co bronić. Choć z drugiej strony: co ma robić, jeśli dotychczasowe sposoby nie przynoszą rezultatów, a czas dramatycznie się kurczy?To powiedziawszy wracam do pisania kolejnej notki – pierwszej w maratonie najbliższych dni…

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *