Maraton z Ligą Mistrzów: blogujemy do upadłego

PONIEDZIAŁEK, 22.45

Za mniej więcej 24 godziny poznamy pierwszą odpowiedź, drugą – za mniej więcej 48 godzin (mniej więcej, bo przecież w obu przypadkach może być dogrywka i karne…). Fajnie być Londyńczykiem – to chyba pierwszy przypadek w historii, kiedy w tym samym mieście dzień po dniu odbywają się półfinały Ligi Mistrzów… Piłkarze Manchesteru United są już na miejscu, za kilkanaście godzin przyleci ekipa Barcelony: przed nimi męczące oczekiwanie, przerywane przez ostatnie treningi (także na murawie Stamford Bridge i Emirates), ostatnie narady w sztabach szkoleniowych i ostatnie, podejmowane po konsultacji z lekarzem, decyzje co do obsady poszczególnych miejsc na boisku – bo przecież nie co do taktyki; rozstrzygnięcia w sprawie tej ostatniej zapadły już dawno.

Idąc śladami najlepszych, choć przecież po swojemu, postanowiłem w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin blogować do upadłego – z niewielkimi przerwami na sen, posiłki, kolegium redakcyjne i redagowanie tekstów do kolejnego numeru „Tygodnika Powszechnego”. Obiecuję nasłuch i przegląd prasy oraz porcję spekulacji, komentarzy i prognoz, które tym razem zostaną zweryfikowane w sposób boleśnie szybki. Alex Ferguson mówił dziś na konferencji prasowej, że wie o Arsenalu wszystko, podobnie jak Arsene Wenger wie wszystko o Manchesterze: grają przeciwko sobie od tylu lat, obserwują kolejne mecze, mają tak rozbudowane zaplecze informatyczne, że – inaczej niż w przypadku rywalizacji Chelsea z Barceloną – trudno o jakiekolwiek zaskoczenia. Szkot odkrył już zresztą karty: Manchester ma zagrać z kontrataku, zależy mu na strzeleniu bramki, ale nie zamierza dążyć do jej zdobycia atakując większą liczbą zawodników. Wiadomo, że zagrają Rio Ferdinand i Vidić, do pierwszego składu wrócą także odpoczywający w sobotę van der Sar, Ronaldo czy Carrick. W Arsenalu może wystąpić – choć nie wiadomo, czy od pierwszej minuty – Robin van Persie, składy więc mogą wyglądać np. tak:

Arsenal: Almunia – Sagna, Toure, Silvestre, Gibbs – Walcott, Diaby, Fabregas, Nasri – van Persie, Adebayor.

Manchester United: van der Sar – O’Shea, Ferdinand, Vidić, Evra – Fletcher, Carrick, Anderson – Ronaldo, Tevez, Rooney.

Jak wiadomo takie mecze w ogromnej mierze odbywają się pomiędzy menedżerami, próbującymi trafić do głów piłkarzy, przekonać ich, że niemożliwe jest, owszem, prawdopodobne. Tu pierwszy punkt Arsene Wenger zdobył, deklarując dziś, że zamierza pozostać w Arsenalu („moim klubie, jedynym klubie”) na dobre i złe: że nie czuje się wypalony, ma ogromną ochotę na wygranie Ligi Mistrzów i kolejne sukcesy w lidze. Takie zdania należy wygłaszać przez wielkimi meczami, dając piłkarzom niezbędny spokój i oparcie. W listopadzie na tym stadionie wygrał Arsenal, choć gdyby jutrzejszy mecz zakończył się podobnym wynikiem co tamto spotkanie, do Rzymu pojechałyby Czerwone Diabły.

Wtedy, w listopadzie, stawiałem tezę, że czas Wengera dopiero nadchodzi: Arsenal uporał się z budową stadionu, wpływy z biletów pozwalają stopniowo spłacać długi, kolejni młodziankowie zaczynają spełniać pokładane w nich nadzieje, no i doszedł Arszawin. Problemem pozostaje defensywa: w dniu jutrzejszym, jak przed tygodniem, najsłabsze ogniwo, zwłaszcza jeśli idzie o obsadzenie pozycji drugiego, obok Toure, środkowego obrońcy (do Gibbsa przekonuję się z meczu na mecz, Sagna przekonał mnie już w poprzednim sezonie). Oczywiście za ich plecami stoi „Hiszpan też Anglik”

Ale uwagi o obronie pozostają niejako na marginesie. Jutro trzeba będzie przede wszystkim strzelać bramki: coś, co w kontekście pojedynku na Old Trafford wydaje się kompletnie nierealne. Wtedy MU zagrał futbol absolutny: widać, że kryzys, jaki przez kilka tygodni trapił mistrzów Anglii, przeszedł do historii w drugiej połowie meczu z Tottenhamem.

Tyle że – darujcie banał – teraz wszystko zaczyna się od nowa. Ci, którzy mówią, że wiedzą o sobie nawzajem wszystko, równie dobrze mogą powiedzieć, że nic nie wiedzą. Ostateczną odpowiedź mamy poznać mniej więcej za 24 godziny, ale kolejne przymiarki do niej: już wkrótce. Blogujemy do upadłego.

PONIEDZIAŁEK, 23.50

Pięć sposobów na zatrzymanie Arsenalu, zdaniem „Timesa” (pod tym linkiem znajdziecie stosowną grafikę):

Wyłączyć z gry Fabregasa, zostawiając w drugiej linii MU trójkę środkowych pomocników – ze statystyk wynika, że na Old Trafford rozgrywający Kanonierów tylko raz miał piłkę w polu karnym gospodarzy (uwaga o tyle do weryfikacji, że tam Fabregas miał grać za plecami Adebayora; tu Adebayora w ataku ma wspierać van Persie, a Fabregas będzie operował w środku pola).

Umożliwić Ronaldo strzały z dystansu (pamiętamy piekielnie groźne próby z meczów z Tottenhamem, Arsenalem i, oczywiście, Porto).

Podwoić krycie Walcotta (świetny manewr z przesunięciem na lewe skrzydło Rooneya, który wsparł Evrę, praktycznie wyłączył młodego Anglika z gry w pierwszym meczu).

Skorzystać z Berbatowa (wbrew stereotypowi „leniucha”, kiedy wszedł za Teveza, biegał równie dużo, a wygrywał więcej pojedynków jeden na jeden).

Nie odpuszczać (statystyki z przegranego w listopadzie meczu na Emirates pokazują, że Manchester miał przewagę zarówno w liczbie strzałów, jak w rzutach rożnych i w posiadaniu piłki).

Jeden ze sposobów na przetrwanie maratonu z Ligą Mistrzów, zdaniem autora bloga: jeść szparagi, póki są (pamiętam, że podczas ubiegłorocznych półfinałów były). Np. skropione oliwą i białym octem winnym, posypane parmezanem i świeżo zmielonym białym pieprzem.

WTOREK, 7.15

Aż sześciu piłkarzy MU wybrano do jedenastki roku, ale wśród tej szóstki zabrakło Wayne’a Rooneya i Michaela Carricka. Zbyteczne dodawać, że w jedenastce roku nie ma ani jednego piłkarza Arsenalu. To jeden z licznych przesłanek tego, że przewaga Czerwonych Diabłów powinna być w tym meczu miażdżąca. A zarazem przestroga, że wszystkie papierowe wyliczenia, statystyki, porównania poszczególnych piłkarzy itd., biorą w końcu w łeb…

Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje.  Chociaż przed takimi meczami dobry sen bywa kluczowy. Nick Littlehales, trener snu, pracował już dla obu drużyn, a Ryanowi Giggsowi kazał zmienić stare, odziedziczone jeszcze po siostrze łóżko. Ciekawe, czy ma dziś poczucie, że tytuł piłkarza roku jest także jego zasługą…

WTOREK, 10.30

Taktyka taktyką, a kibic romantyczny, który przecież siedzi w każdym z nas, swoje wie. Wizja Michała Zachodnego, w której po wyeliminowaniu Barcelony i Arsenalu Chelsea i Manchester powtarzają scenariusz sprzed roku do chwili, gdy John Terry znów wykonuje rzut karny i… trafia, ujęła mnie właśnie romantyzmem. Przypomniałem sobie Stuarta Pearce’a i traumę trwającą w jego przypadku znacznie dłużej – krótki film powie o tym wszystko.

Kibic każdego z półfinalistów pieści w sobie podobną narrację: w Manchesterze Berbatow zmazuje winę z półfinału Pucharu Anglii, w Arsenalu mecz życia rozgrywa Nicklas Bendtner, często wyśmiewany przez kibiców na Wyspach za swoją nieskuteczność albo o wyniku przesądza niechciany w Manchesterze Silvestre. Każdemu wolno marzyć.

WTOREK, 12.15

Jeszcze o taktyce, a właściwie o Carricku. Jeśli United ma kontratakować, jego (jak by powiedział przedstawiciel polskiej myśli szkoleniowej) przegląd sytuacji, umiejętność uruchomienia długim podaniem wychodzącego na pozycję napastnika albo skrzydłowego, będą bezcenne. Czy zagra lepiej niż we środę, kiedy wiele jego wizjonerskich podań nie docierało do celu?

I drugi wątek: czy gwiazdorzy MU są zmęczeni? Rafał Stec podaje, że ludzie Aleksa Fergusona rozegrają dziś 60. oficjalny mecz w sezonie, a jeśli awansują, uzbierają tych meczów 65 – absolutny rekord czołowych lig europejskich („Żaden klub nie przeżył dotąd tak pracochłonnego roku” – pisze autor „A jednak się kręci”). Statystyki pokazują jednak, że w rzeczywistości piłkarze MU rozegrali tych spotkań znacznie mniej: Vidić 47 plus 3 jako rezerwowy, van der Sar 44, Ronaldo 43 plus 5 z ławki, Ferdinand 41, Rooney 35 + 9, Berbatow 34 + 5… Owszem, sir Alex wyjątkowo umiejętnie gospodaruje ich siłami – to jedno, ale teraz, kiedy koniec jest już tak blisko i adrenalina buzuje we wszystkich głowach, o zmęczeniu chyba nie może być mowy – a przynajmniej nie było go widać w ciągu ostatnich trzech spotkań.

WTOREK, 15.20

Im bliżej meczu, tym więcej spekulacji, wypowiedzi i liczb. Cesc Fabregas mówi, że świat futbolu jest w pewnym sensie winien Arsenalowi (a zwłaszcza Arsene’owi Wengerowi) triumf w Champions League. Piękna idea nagrody za całokształt, nie do zrealizowania w tej postaci, ale słowa o Wengerze warte zacytowania: „Wierzy w młodych piłkarzy i widowiskowy futbol – już samo to zasługuje na wdzięczność. Byłoby nie fair, gdyby w historii futbolu zabrakło triumfu Arsenalu w Lidze Mistrzów, zwłaszcza że jesteśmy już tak blisko i zwłaszcza jak się porówna naszą siłę z potęgą MU, Chelsea, Barcelony, Realu, Milanu czy Liverpoolu. Przecież to my zawsze graliśmy otwarty, oparty na technice futbol, i nigdy nie baliśmy się ryzyka”. Przy okazji pada jeszcze jedna informacja o pierwszym meczu: w jego trakcie Fabregas przebiegł 13,5 kilometra. Imponujące, choć przecież niewiele z tego biegania wynikło, bo Hiszpan rzadko kiedy miał piłkę przy nodze.

Przed nami 39. starcie między Fergusonem i Wengerem – do tej pory obaj godni siebie rywale zwyciężali po 15 razy. Sky Sports prezentuje przy okazji antologię cytatów, a jest co prezentować, bo obaj panowie nieraz ostro się ścierali. Czy dziś dojdzie do kolejnego zwarcia? Z jednej strony w kończącym się powoli sezonie obserwujemy uprzejme zawieszenie broni: Ferguson wojuje przede wszystkim z Benitezem, a Arsenalu – przynajmniej w lidze – nie zalicza do najgroźniejszych rywali, więc łatwiej o kurtuazję. Z drugiej strony i Szkot, i Francuz kompletnie nie umieją przegrywać – to Wenger powiedział kiedyś, że ci, którzy potrafią pięknie przegrać, przeważnie tracą pracę: „Show me a good loser and I’ll show you a loser”… A dziś ktoś przegrać przecież musi.

WTOREK, 18.05

I jeszcze o taktyce: ciekawostka z zaprzyjaźnionego Redloga. Zobaczcie, jak wyglądało ustawienie kwartetu ofensywnego Manchesteru United w drugiej połowie meczu z Tottenhamem, kiedy na boisku byli razem Rooney, Ronaldo, Berbatow i Tevez. Na reprodukowanym obrazku widać, jak wyglądała „średnia pozycja” wspomnianej czwórki: Berbatow cofnięty, jako łącznik z drugą linią, Ronaldo najbardziej z przodu, Tevez i Rooney ciężko pracujący na skrzydłach. Tysiąc pierwszy powód, dla którego tak trudno gra się przeciwko tej drużynie: tu każdy zawodnik przednich formacji potrafi grać jako skrzydłowy, ofensywny pomocnik albo snajper, i każdy – tak, tak, z Berbatowem włącznie (patrz wczorajszy wpis z 23.50) potrafi ciężko pracować dla drużyny.

WTOREK, 20.05

W treningu Barcelony na Stamford Bridge bierze udział Thierry Henry. Przyspieszamy blogowanie, zwłaszcza, że mamy już składy z Emirates.

Arsenal: Almunia – Sagna, Toure, Djourou, Gibbs – Nasri, Song, Fabregas, Walcott – Van Persie, Adebayor

Manchester United: Van der Sar – O’Shea, Vidić, Ferdinand, Evra – Anderson, Carrick, Fletcher, Park – Rooney, Ronaldo

Czyli niespodzianki, zwłaszcza w przypadku Manchesteru, gdzie na ławce posadzono Teveza i Berbatowa… Przynajmniej na początku Ferguson stawia na ludzi ciężkiej pracy: do trójki, która tak nadzwyczajnie pracowała w pierwszym półfinale dokłada jeszcze Parka. Zobaczymy za pół godziny, jak to będzie wyglądało, ale wydaje się, że najbardziej wysunięty i najmniej obciążony zadaniem przeszkadzania rywalowi będzie Ronaldo, a Rooney i tym razem może schodzić na boki. Do kamery Szkot mówi, że Ronaldo wykonał świetną robotę w meczu wyjazdowym z Porto i że liczy na powtórkę, a Park ma dodać nieco energii i balansu w drugiej linii. Cokolwiek to znaczy… W Arsenalu zdrowy van Persie, Silvestre tylko na ławce.

W dyskusji poniżej kilka osób zastanawia się, jak to jest z żółtymi i czerwonymi kartkami. Wedle mojej wiedzy druga żółta kartka otrzymana podczas tego spotkania eliminuje z gry w finale. Lista zagrożonych wcale pokaźna: van Persie, Nasri, Song i Diaby z jednej strony, Rooney, Tevez i Evra z drugiej.

WTOREK, 20.48
No to mamy jasność: Ronaldo sam z przodu, Rooney jak ostatnio po lewej, Park z prawej. Przynajmniej na razie.

I Arsenal rusza z kopyta.

WTOREK, 21.25

A jednak, jak mawiał niezapomniany ks. Andrzej Bardecki, którego miałem szczęście spotykać w redakcji „Tygodnika Powszechnego”, „zawsze jest inaczej”. Arsenal, owszem, zaczął z kopyta, ale skończył po ośmiu minutach: tym razem w roli Carricka, prostopadle podającego do Ronaldo, wystąpił Anderson, potem pomylił się Gibbs, tak udanie prezentujący się w ostatnich meczach Arsenalu (a przy drugim golu nie popisał się Almunia…). Zawsze jest inaczej, bo wszystkie prognozy natychmiast biorą w łeb, tezy o kryzysie czy zmęczeniu Manchesteru trzeba odłożyć do lamusa, podobnie jak zapowiedzi Arsene’a Wengera o „wielkim meczu” jego drużyny. Żal patrzeć na Francuza: realizatorzy transmisji są doprawdy okrutni. Ale o ileż spokojniej ogląda się taki mecz będąc kibicem niezaangażowanym. Wiem, że została jeszcze druga połowa, ale Manchester United nie jest jednak Tottenhamem, nie da sobie wbić czterech goli. Porozmawiamy o Barcelonie i Chelsea?

WTOREK, 23.05

Spróbujmy uporządkować:

Manchester United w świetnej formie, zwłaszcza (mówię to z pełnym przekonaniem chyba pierwszy raz w tym sezonie) Cristiano Ronaldo i (mówię to po raz nie wiadomo który w tym sezonie, z niedowierzaniem, że nie zmieścił się wśród nominowanych do piłkarza roku) Wayne Rooney. Decyzja o wstawieniu do składu Parka uzasadniła się sama.

O formie Arsenalu trudno cokolwiek powiedzieć odpowiedzialnie. Tak, wiem: nie istnieli, ale była to konsekwencja trzech fatalnych minut po siedmiu bardzo dobrych. Wiadomo: piłka nożna jest grą błędów, ale po niektórych błędach nie sposób się już podnieść. Biedny Gibbs…

Zabawne, jak różne i jak podobne okazały się oba półfinały. Różne, bo tam Manchester ciężko się napracował, żeby strzelić zaledwie jedną bramkę, a tu błyskawicznie zdobył dwie i na tym nie poprzestał. Podobne, bo wyższość piłkarzy Fergusona okazała się nie do zakwestionowania.

Dużo mówiło się o żółtych kartkach i groźbie odsunięcia od gry w finale. Przeżyli to swego czasu Roy Keane i Paul Scholes, będzie musiał przeżyć Darren Fletcher – UEFA już powiedziała, że o żadnym odwołaniu i zmianie decyzji sędziego nie może być mowy.

Dużo mówiło się również o grze z kontry Manchesteru i obejrzeliśmy ją w wydaniu zabójczym. Gol numer trzy, po akcji rozpoczętej piętą Ronaldo, stanowił wisienkę na torcie.

Polecam lekturę tekstu Henry’ego Wintera. Jak on to, do cholery, robi? Dziesięć minut po meczu publikuje literacko nienaganne, a zarazem piłkarsko kompetentne sprawozdanie.

O tym, czy Thierry Henry wystąpi w meczu z Chelsea, decyzja zapadnie jutro rano. A my blogujemy dalej.

ŚRODA, 00.40

Powiada Bartek S.: „Szanuję bardziej umiejętne murowanie Chelsea niż naiwne ataki kończone szybkimi kontrami przeciwnika. To, co dziś pokazał Manchester, jest niemal ideałem – spokojnie poczekali, aż się dzieciaki wyszumią i zrobili swoje. I chyba o to w piłce chodzi”. Czyli mamy wielki, niekończący się temat mankamentów koncepcji Wengera, przedstawionej we wpisie z 15.20 przez Fabregasa. Ale co by było, gdyby mógł wystąpić Arszawin i gdyby na obronie zagrali Clichy i Gallas? Co będzie w przyszłym sezonie, kiedy rozwiną się Vela i Ramsey, tak jak w sezonie minionym dojrzeli Walcott i Denilson, a w poprzednim Fabregas? Czytam, co piszą inni, ale mimo wszystko wierzę, że projekt Wengera ma szanse realizacji i nie sądzę, żeby jego nowi chłopcy byli gorsi od poprzednich. W ćwierćfinale z Romą nie można im było odmówić charakteru i dojrzałości. Problem w tym, że tym razem wpadli na Manchester United…

Manchester United, który teraz przez kilkanaście dni może skoncentrować się na lidze i który w kolejnym meczu znów przebuduje gruntownie skład, zostawiając pewnie ze trzech obrońców, dwóch pomocników i napastnika, pozostałym zaś dając odpocząć. Koniec końców – wracam do swojej ulubionej tezy – to szerokość kadry MU i uniwersalność tworzących ją piłkarzy powoduje, że dotarli oni tu, gdzie dotarli. Dziś komplementujemy Rooneya czy Ronaldo, ale zwycięstwo Czerwonych Diabłów, podobnie jak w pierwszym półfinale, oparte jest na bardzo solidnym kręgosłupie, tworzonym przez piłkarzy mniejszego formatu (marketingowego przynajmniej). Fletcher, Park, O’Shea, Anderson wchodzą do pierwszej jedenastki na mecz-dwa, potem z niej wypadają. Nie pisze się o nich wielkich tekstów, nie drukuje ich podobizn w kolorowych gazetach, nie proponuje występów w reklamach, nie spekuluje na temat zainteresowania Milanu czy Realu. W pierwszej jedenastce Arsenalu z pewnością by się nie zmieścili. Może szkoda.

39 komentarzy do “Maraton z Ligą Mistrzów: blogujemy do upadłego

  1. ~taichung

    Uwierzyć w sukces Arsenalu – trudno. Czy Prawie Anglik moze dokonywac w bramce cudow w kolejnym meczu? Cuda maja to do siebie, ze nie sa powszednie. A obrona Arsenalu daleka jest od monolitu. Chcialbym byc zlym prorokiem, lecz czuje, ze dadza sobie cos wbic. Po wbiciu „czegos” trzeba zas strzelic 3, w to tez uwierzyc nie umiem. Gdyby jeszcze Arszawin mogl grac, ach gdyby.Ale final MU-Barcelona, czyz nie bylby prawdziwym finalem finalow? Dwie najlepsze ekipy dwóch najlepszych lig. Gwiazdozbior nieprawdopodobny na tym malym kawalku rzymskiej trawy. Krystian R. i Leon M. – najwieksze gwiazdy w meczu przeciw sobie. Trenerski dinozaur kontra wilczek ledwie, ale jakzesz pelen pasji. Dwa futbolowe swiaty. To by bylo – dla mnie – naprawde cos. Chyba, ze znow Monster Hiddink da sobie rade. Ale jakos nie pamietam, by powyzej polfinalow sie wspinal ostatnio – choc to pilka reprezentacyjna byla (Korea, Australia, Rosja) a i material ludzki do dyspozycji mial znacznie skromniejszy.

    Odpowiedz
    1. ~number 9

      Prawda, warto trzymać kciuki za taki finał w imię piękna tego sportu. Tylko kłopot, bo ci, co grają pięknie, trafiają w końcu na mur, o który się rozbijają. Jak Barca w tamten wtorek. Serce chce Barcelony, rozum podpowiada Chelsea 🙁

      Odpowiedz
  2. ~Michał Zachodny

    Fajnie, świetny pomysł!Rzeczywiście, jedno miasto, dwa półfinały, jakże kluczowe także z innego punktu widzenia. Wiadomo, że jedna drużyna z Anglii w Rzymie na pewno zagra. Ale czy obroni Wyspa hegemonię sprzed roku i ponownie finał będzie 'ligowy’? To chyba nic dziwnego, że ja sobie tego bardzo życzę, choć nie mam złudzeń, że akurat to Barcelona jest faworytem tego środowego spotkania. Jutro natomiast będzie równie ciekawie, nawet jeśli skończy się 0-0. Arsenal u siebie, a na wyjeździe to raczej dwa różne zespoły i, choćby niewiadomo ile pojawiło się tu dowodów przeczących mojemu twierdzeniu, nie ma szans bym je zmienił. 'Na Emiratach’ nabierają większej pewności siebie, jeszcze szybciej biegają, piłka krąży od jednego do drugiego z prędkością podwójną… Tak, zdecydowanie jest to drużyna własnego stadionu jeśli chodzi o styl gry, niekoniecznie wyniki. Już wiemy, że United nie stłamszą tak rywali jak przed tygodniem. Chociaż.. czy to nie jest jedna ze słynnych zmyłek Fergusona? Ale wątpię by się narażał, choć obronę mają szczególnie szczelną to Fabregas jest pewnie rozwścieczony tym, że w środę został całkowicie stłamszony i zrobi wszystko by Adebayor dostał niejedną piłką 'na czysto’.W zasadzie powinniśmy się cieszyć, że zobaczymy dwa różne półfinały, może nie tak skrajnie, ale jednak oprócz najwyższego poziomu to style gry będą zupełnie inne. Jutro Arsenal z Manchesterem postawią na szybkość rozegrania i styl wymienianych podań, a w środę drużyna, która taktycznie otrze się o doskonałość i bezbłędność będzie starała się drugi raz powstrzymać zespół, który prezentuje styl… niedościgniony dla innych. Ciary przechodzą na samą myśl, a to dopiero półfinały!PS. Miałem sen, piękny sen, w którym na Stadio Olimpico w Rzymie finałowe spotkanie toczy się pomiędzy MU i Chelsea. Jest remis, dogrywka nie przynosi rozstrzygnięcia, karne, Cristiano znów pudłuje, a Drogba nie może strzelać więc piłkę chwyta nie kto inny jak John Terry! I co? Cóż, tego dnia niebo nie płakało nad The Blues i trauma w jednej chwili znika, ponieważ piłka po uderzeniu kapitana wpadła do siatki! Piękny sen miałem, naprawdę:)

    Odpowiedz
    1. ~Bartek S.

      Hehe, jeśli faktycznie Arsenal jest dwa razy lepszy u siebie niż na wyjeździe, to jako kibic MU nie mam się o co martwić – oddadzą dwa strzały na bramkę VdS. 🙂 A tak na serio – obawiam się Kanonierów, bo to jednak nieobliczalna drużyna. Ale bardziej -choć z tego samego powodu- obawiam się MU. Oni także są nieobliczalni i po genialnym meczu ze środy, mogą zagrać dziś kaszankę. A nie jestem przekonany, czy Arsenal dałby sobie wyrwać ewentualny korzystny wynik. Tak, czy inaczej, doczekać się już nie mogę. I bardzo jestem ciekaw, czy Cesc i Nasri zagrają coś więcej niż ostatnio. Bo to może być kluczowe dla meczu.

      Odpowiedz
    2. ~Damian

      No nie powiedział bym ze Barcelona jest faworytem,szczególnie ze oni nie maja dużej wyrównanej kadry(czyt.konkretnych-klasowych zmienników) a zagrają bez dwóch podstawowych stoperów(obrona to jednak fundament druzyny nawet jeżeli ta słynie z mistrzowskiej ofensywy) Marqueza oraz Puyola.Zostaje im Pique oraz…no wlasnie-tutaj muszą ostro kombinować-może Abidal,a może YaYa Toure jako stoper?.Szansę oceniam 50 na 50% ale nie zdziwi mnie zaden wynik

      Odpowiedz
  3. ~ponury grabarz

    Fajnie to mi sie podoba, już czuję atmosferę wielkiego piłkarskiego święta jak mawia Szpakowski;-)Mam pytanie może mi ktoś objasni zorientowany w zawiłościach lig angielskich. Po weekendzie, wiele gazet się rozpisuje o Cardiff, które walkę o baraże o Premier League przegrała tylko stosunkiem bramek. I tak się zastanowiłem w kontekście ostatnich propozycji, żeby Glasgow i Celtic grały w Premier League. Istnieje przecież liga walijska a mimo to Cardiff gra w drugiej angielskiej. Dlaczego jest taki wyjątek?Nie wiem czy więcej walijskich drużyn gra w niższych ligach angielskich ale może ktoś wie dlaczego tak się dzieje, że Cardiff gra w drugiej lidze angielskiej ale już Glasgow i Celtic nie moga? Czy ktoś na czym to polega?

    Odpowiedz
    1. ~mewstg.blox.pl

      Polega to na tym, że Cardiff zgłosiło się do angielskiej FA już trochę temu, zanim Premier League stała się Ziemią Obiecaną. Zresztą niedawny finalista Pucharu Szkocji, Gretna FC, chyba do sezonu 2000/01 grała w niższych ligach angielskich.

      Odpowiedz
  4. ~ti4ihd

    „Fajnie być Londyńczykiem – to chyba pierwszy przypadek w historii, kiedy w tym samym mieście dzień po dniu odbywają się półfinały Ligi Mistrzów…”Czy ja wiem, nigdy z Londynu nikt nei wygrał. Choć to chyba nie jest jakąś wielką ujmą, bo przeważnie ekipy stołeczne rzadko zdobywają Puchar Europy.”grają przeciwko sobie od tylu lat, obserwują kolejne mecze, mają tak rozbudowane zaplecze informatyczne, że – inaczej niż w przypadku rywalizacji Chelsea z Barceloną – trudno o jakiekolwiek zaskoczenia.”Gdyby Wenger się ocknął i postawił od początku na Vele, to kto wie – może udałoby się ich zaskoczyć. „Arsenal: Almunia – Sagna, Toure, Silvestre, Gibbs – Walcott, Diaby, Fabregas, Nasri – van Persie, Adebayor.”Ja to widzę trochę inaczej. Sylwek out, w jego miejsce Djourou, lub Song. Jak Szwajcar, to Song w pomocy, zamiast Diaby’ego, który zupełnie nie ma formy. Reszta składu w porządku. Wenger wiele razy mówił, że Songa widzi raczej na stoperze, ale Djourou z kolei jest lepszy w walce o górne piłki. Sylwek ma uraz i raczej van Persie zagra, a on nie.

    Odpowiedz
  5. ~Bartek S.

    Zanosi się na intensywne blogowanie. Na takie okazje jak dzisiejszy mecz powinien Pan dostawać dzień wolny od redagowania tekstów. Toż człek się na niczym nie może skupić w tym całym oczekiwaniu na wieczór. 🙂 Dziś Pańskie obowiązki powinien przejąć jakiś fan Barcy z Wiślnej. 🙂 W końcu do Chelsea-Barca jeszcze prawie 35 godzin.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Po redakcyjnym fanie Barcelony został szalik, na który właśnie patrzę – wyjechał na urlop i pewnie będzie oglądał mecz w jakimś szwajcarskim hotelu 🙂 O wolnym nie ma mowy; jakoś to pogodzę…

      Odpowiedz
      1. ~Bartek S.

        To się nazywa klawe życie 🙂 Też chętnie oglądałbym mecze w szwajcarskim hotelu – wtedy mógłbym uniknąć komentarzy Szpakowskiego (po ostatnim meczu Mu-Arsenal już nie mam wątpliwości, on ogląda jedynie te mecze które komentuje, dlatego potrafi pomylić zbliżoną twarz Fletchera z Carrickiem i Ferdinanda z Vidicem -tak było-, a także opowiadać jakieś niestworzone banały o tym, czy ktoś ma udany, czy nieudany sezon). Fan Barcy, zwany Piotrem M. 🙂 będzie miał zapewne bardziej kompetentnych komentatorów. A swoją drogą – coś czuję, że po jutrzejszym meczu dalej przejdzie Chelsea, ale będzie miała taką opinię, jak Grecja kilka lat temu – zabójca futbolu i to na dodatek zabójczo skuteczny.

        Odpowiedz
        1. ~luki

          Jeszcze zatęsknisz za Szpakiem młody czlowieku, ale wtedy bedzie już za późno i bedziesz skazany na panow z nsportu. Osttanio jak ogladalem Barca Chelsea to komenatatorzy Jagoda i Kalinowski albo jakos tak, prawie sie tam pokłocili na antenie, i było to żałosne, no ale jedźmy ze Szpakiem, w końcu to takie modne prawda?

          Odpowiedz
          1. ~Bartek S.

            Mam gdzieś, czy jest to modne, czy nie. Jeśli tak, to ta moda trwa od ładnych dziesięciu lat. Też oglądam mecze na nsporcie i zżymam się na komentatorów. Oni mają czasem żenujące wstawki, głupawe śmiechy z własnych dowcipów i tym podobne. Nie bronię ich. Ale to nie może usprawiedliwiać faktu, że sztandarowy komentator największej telewizji w Polsce, który w branży siedzi całe życie, myli nazwiska piłkarzy. W LM teraz nie grają Gloria Bistrica i Dynamo Zaporoże, tylko Mu, Arsenal, Chelse i Barca. Tymczasem Szpaku myli nazwiska największych gwiazdorów – do cholery, czy jakikolwiek kibic pomyli Fletcha i Carrica? A on myli. I nie tylko ich. Ale najgorsze są teksty, którymi Szpaku chce pokazać, że się zna. Może niezależny widz ich nie wyłapuje, ale kibica danej ekipy trafia szlag na przeinaczenia, nieprawdziwe informacje i inne tego typu przypadki. Teraz nie jestem w stanie podać Ci przykładów, bo nie mam aż takiej obsesji na punkcie ulubionego komentatora, ale jutro z pewnością Szpakowski dostarczy nam „materiału badawczego”. Pozdrawiam pokojowo 🙂

          2. ~mewstg.blox.pl

            Przyznam, że komentatorzy to jeden z moich ulubionych piłkarskich tematów. Wczoraj, chyba drugi raz w życiu, może trzeci, miałem okazję wysłuchaćpanów z NSportu. Jakby to nazwać? eMjU powtarzane przez jednego znich co pół minuty było tyle zabawne co żałosne. Najbardziej jednak rozbawiło mnie ich zdziwienie, dlaczego Flatcher i Anderson tak sie angażują w każdą akcję. Naprawdę to takie trudne żeby domyślić się, że całej tej ferajny ci dwaj są najbardziej „do odstrzału” i lepiej niech czerwona kartkę dostanie Flatcher niż Rooney. To samo dotyczy wejścia Berbatowa. Oni wywoływali Teveza, ale oczywiste jest, że Argentynczyk jest bardziej na kartki narażony niż Bułgar. Specjalnych szkół w tym temacie kończyć nie trzeba, ot oglądać mecze. I tego ostatniego Szpakowi brak. On komentuje od święta i nie ma pojęcia o rozgrywkach w żadnym europejskim kraju, bo jego stacja ich nie nadaje. Szpak potencjał ma, tyle, że zatrzymał się, na mój gust, w późnych latach 80-tych. W państwowej tv lepszego nie ma, ale „w kraju ślepców, jednooki jest królem”.

          3. Michał Okoński

            Zdaje się, że to jest temat, na który powiedziano już wszystko. Ale odezwę się, w dodatku z niecodziennym wyznaniem: życie bez Dariusza Szpakowskiego wydawałoby mi się puste i szare. W gruncie rzeczy nie chodzi o to, czy zna się na piłce nożnej, czy nie. Z pewnością potrafi towarzyszyć emocjom i emocje budować, także – umiejętność bezcenna – potrafiąc milczeć po zdobytej bramce, by tym mocniej wybrzmiała radość piłkarzy i kibiców. W porównaniu z wieloma dziennikarzami stacji prywatnych (wyjąwszy Canal Plus) wydaje się dżentelmenem starej daty. No i jestem w tym wieku, że jego głos pozostanie dla mnie na zawsze głosem futbolu – coś jak John Motson w Anglii. Na dobre i na złe. Ten głos pojawił się zanim zacząłem wiedzieć, jak naprawdę nazywają się piłkarze, których myli, jak wyglądają historie ich karier, w jakim ustawieniu grają ich drużyny itd.

  6. ~mewstg.blox.pl

    Porada kulinarna też się znalazła. Ze szparagami może być krucho, bo sucho strasznie. Polecam zapiekane (15 min.) z oliwą, pieprzem i posiekanym jakiem na twardo.

    Odpowiedz
  7. ~taxi_rock

    Mam pytanie, bo pojawiają się różne wersje. goal.com pisze że Rooney i Evra są zagrożeni zawieszeniem w finale, jak zobaczą żółtą kartkę. A słyszałem, że przepisy UEFA się zmieniły i teraz tylko czerwona kartka może wykluczyć piłkarza z gry w finale. Jak to jest dokładnie ?

    Odpowiedz
    1. ~stary trafford

      Jak dostaną żółtą, nie zagrają. Wczoraj sir Alex mówił, że wierzy w dojrzałość Rooneya (hi, hi), bo o niego między innymi chodzi.

      Odpowiedz
      1. ~taichung

        Ja bym sie nie podsmichiwal, Rooney dawno przestal byc pelnym furii troglodyta z czasow portugalskich Mistrzostw Europy. Sporo lapie kartek, fakt, ale zapanuje nad soba w momencie proby, jestem przekonany.

        Odpowiedz
          1. ~Runi

            Nie za rzucenie piłki w sędziego, tylko delikatne podanie futbolówki w stronę arbitra:) Ja tam cały czas mam wrażenie, że Rooney jest tak samo nieobliczalny, jak za czasów swoich największych wybryków. To jedna wielka tykająca bomba biegająca po boisku i nigdy nie wiadomo, kiedy wybuchnie…Jednak trzeba mu też przyznać, że oprócz tego, to piłkarz prawie kompletny. W wieku 23 lat trudno o lepszy komplement…

          2. ~stary trafford

            Forma Roo w ostatnich meczach porażająca. To on może wygrać dziś mecz dla Manchesteru, a na pewno wypracować wygraną. Carrick i Rooney jako asystenci, Ronaldo i Berbatow jako kończący, i bezpieczne 2:0 🙂

          3. ~Runi

            Mój scenariusz jest taki: do przerwy 1:0 dla Kanonierów po golu Adebayora. W drugiej połowie Arsenal ciśnie i tak ok. 80 min. do bramki van der Sara trafia Fabregas. Diabły rzucają się do desperackiego ataku i w ostatniej minucie doliczonego czasu gry gola na wagę awansu strzela Rooney. Widok Wengera i mina, jakby połknął żabę – bezcenne:)

    1. ~mewstg.blox.pl

      odnośnie ostatniej uwagi o ustawieniu 4 ofensywnych zawodników MU,to w sumie licząc na finał tej drużyny z Barceloną, najbardziej liczymy na zderzenie z podobną 4 Katalonczyków.

      Odpowiedz
  8. ~ponury grabarz

    z kartkami się zgadza na 100%, jeśli Rooney otrzyma dziś żółtą kartkę to nie zagra w ewentualnym finale, jeśli MU dostąpi tego zaszczytu;-) a mam nadzieję, że dostąpi

    Odpowiedz
  9. ~Michał Zachodny

    No, a ja tam się cieszę. Po pierwsze, odpada Arsenal. Wkurzają mnie słowa ich zwolnenników, że świat futbolowy jest im coś winien. Niby za co? Ich wybór, że grają młodzieżą i oprócz ładnego stylu nie mają wystarczających wyników by cokolwiek ugrać, a co roku od nich odchodzi kolejny ważny piłkarz. Po drugie, przejście Manchesteru do finału oznacza powolną realizację mojego snu. I tak ma być!:)

    Odpowiedz
    1. ~Bartek S.

      Michale, widzę, że mamy podobne wrażenia. Mnie też irytuje gadanie o Arsenalu, że to takie wspaniale – sama młodzież, otwarta gra, na dodatek niby niewielkie pieniądze wydawane na transfery (choć przecież nie jest to Kopciuszek). Futbol jest okrutny, a liczą się w nim wyniki. Arsenal natomiast nie ma trofeów. To już bardziej podoba mi się Everton, bo to drużyna budowana za dużo mniejsze pieniądze, a solidniejsza. Choć bez tego polotu co Kanonierzy. Powiem wprost – szanuję bardziej umiejętne murowanie Chelsea niż naiwne ataki kończone szybkimi kontrami przeciwnika. To co dziś pokazał Manchester jest niemal ideałem – spokojnie poczekali aż się dzieciaki wyszumią i zrobili swoje. I chyba o to w piłce chodzi.

      Odpowiedz
  10. ~Michał Zachodny

    Jak widzę kolejne akcje Manchesteru i całkowicie bierny Arsenal po przerwie to jednak zastanawiam się czy błędu nie popełnił Wenger, jeszcze przed spotkaniem… Nie chodzi o obstawienie bramki, ale o słaby środek pola. Czy nie lepiej na Andersona, Carricka i Fletchera było wystawić kogoś mocniejszego niż Nasri? Ja wiem, że ten młokos już błyszczał w tym sezonie, ale rozgrywający najwięcej w drużynie meczów Denilson chyba lepiej przywykł do walki o kluczową strefę w środku pola. Poza tym coś wiecej trudno napisać o Arsenalu, poza tym, że grają po prostu słabo i nie mają, po raz kolejny, żadnego pomysłu na sforsowanie obrony Manchesteru. Widać ile ich dzieli od prawdziwych europejskich hegemonów, podobnie było na Wembley z Chelsea, gdy średnio grający The Blues dwa razy przyspieszyli i wygrali mecz, a potem rywalom nie dali zrobić 'sztycha’. Tak, lepiej porozmawiajmy o jutrzszejszym półfinale, jest nadzieja, że przynajmniej on nie rozstrzygnie się po 15 minutach;]

    Odpowiedz
    1. ~michalj

      Glory, glory Man United! Prawdziwy dramat Wengera to po prostu pusta ławka rezerwowych. Może jeszcze w ataku miałby w czym wybierać, ale jeśli chodzi o graczy środka pola to wieje pustką. A na ławce Manchesteru: Giggs, Berba, Tevez, Scholes itd itd itd.Z dwójki Chelsea – Barca, to Katalończycy mają ten sam problem, więc mimo wszystko stawiam na niebieskich. Chociaż sece chce finału marzeń – ManU – Barca. Z całym szacunkiem dla fanów Chelsea.

      Odpowiedz
  11. ~Bartek S.

    Gdyby grał Arszavin mogłoby być zupełnie inaczej. I pewnie by było. Choć można mieć wątpliwości. Tydzień temu mówiło się: gdyby zagrał Van Persie… No i zagrał. I co? I nic. Mój wpis krytykujący Wengera nie miał być krytyką jego koncepcji. Ja też jestem -czasem niestety- piłkarskim romantykiem i ta jego trzódka bardzo mi się podoba (choćby Gibbs i Diaby). Denerwuje mnie, podobnie jak Michała Zachodnego (któremu odpowiadałem), gadanie o tym, że sama finezja i sama młodość jest czymś, co trzeba nagradzać i podziwiać. Nie widzę w tym żadnego sensu. Piłka to nie jazda na lodzie, gdzie można nie skoczyć poczwórnego axla, al dostać maksymalne noty za styl. Tu trzeba skoczyć jednego axla więcej niż przeciwnik. I jeśli nie przybędzie tej drużynie jakiś solidny, doświadczony piłkarz (poza Arszavinem), zawsze trafiać będą na symboliczne MU. Bo w czwórce już nie ma nikogo słabszego – z cyniczną Chelsea też by przegrali, a Barca to trochę jak nauczyciel Arsenalu – chyba wciąż nie do przeskoczenia dla ucznia.

    Odpowiedz
  12. ~Coben

    Wspaniały mecz MU ale trudno grać źle jak po 10 minutach się prowadzi 2:0. Dwa błędy Gibbs’a i Manuela i było po meczu. Dobry początek Arsenalu wskazywał, że bramki nie jedna a kilka dla Arsenalu to tylko kwestia czasu a co wydarzyło się dalej to wszyscy wiemy. Za tydzień zapowiada się dopiero mecz Arsenal przyjedzie do MU żądny rewanżu więc walki napewno nie zabraknie. Nie będę się rozpisywał o tym meczu bo jak już wspomniałem jak tak klasowa drużyna prowadząc 2:0 po 10 minutach może grać źle wtedy zazwyczaj wszytko wychodzi i tak było tym razem. Chciał bym poruszyć inną kwestię nie wiem na jakim kanale oglądaliście mecz ja na nsport. To co wczoraj wyrabiali komentatorzy doprowadzało mnie do szału. Szkoda, że nie miałem oglądania meczu na innym kanale bo naprawdę nie mogłem znieść tych dwóch omnipotentnych panów……………………

    Odpowiedz
    1. ~michalj

      Całkowicie popieram. Niby panowie zastrzegali się, że nie kibicują żadnej ze stron, ale ich lekceważący stosunek do Arsenalu był wręcz nie do zniesienia. Rzeczywiście szczytem profesjonalizmu jest wyśmiewanie się z drużyny, która mecz przegrała zanim się na dobre zaczął. A może to tylko moje wrażenie.

      Odpowiedz
  13. ~mak

    Ten niby laluś, ten niedawny płaczek, ten odpicowany bawi(delikatnie mówiąc)damek Cristiano Ronaldo… Widząc jego wzrok drapieżnika, jego stalowe oczy (Tyger! Tyger! burning bright), kiedy przymierza się do kropnięcia piłki z prędkością 130 km/h, widząc po dzikiej kontrze (no bo jakim przymiotnikiem opatrzyć drogę futbolówki CR-Park-Rooney-CR-siatka za Almunią?) jego uderzająco spokojną, chłodną – taką bez fikania koziołków i mizdrzenia się do trybun – radość, myślę o dwóch rzeczach. O innym słynnym lalusiu z MU – siedzącym notabene na trybunach i aż zacierającym ręce – który na boisku zmieniał się w twardego, nieustępliwego fajtera. I o ewentualnym (choć Opatrzność czuwa, więc zesłała m.in. ostatnie, mało królewskie 2:6, by przestrzec naiwnych) odejściu Christiano z MU. Przyczyn obok-piłkarskich znajdzie się sporo (trzeba oglądać świat, szukać nowych wyzwań, miejsc z wyższą średnią temperaturą, wypłacaną tygodniówką i zagęszczeniem dziewcząt o południowej urodzie na kilometr kwadratowy), ale jakoś naszła mnie figlarna, kompletnie niefrasobliwa myśl, że Christiano zostanie.

    Odpowiedz
    1. ~michalj

      Świetny wpis. A ja dodatkowo podkreślam to co mówiłem wcześniej – siła ofensywna Manchesteru to w 80% Ronaldo. W pozostałych 20% jest Tevez, Rooney, Berbatov, Park i Giggs. I proszę nie pisać o procentach goli strzelonych przez MU – wiem, że rozkłada się prawie po równo, ale prawda jest taka, że jeśli CR7 jest na boisku to szansa MU na korzystny wynik rośnie i to bardzo.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *