Moje słuszne poglądy na wszystko

Czasem, niezbyt często zdarza się tak, że patrzę na jakiś mecz z poczuciem, że wszystko to ułożyłem sobie w głowie. Nie ostateczny wynik oczywiście, a zwłaszcza nie minuty, w których padały bramki, ale zwycięzcę, składy i taktykę, głównych bohaterów dramatu… Jasne: wygrana MU wisiała na włosku do ostatnich sekund, ale przecież gdyby nie Shay Given, którego nie mogę się na tym blogu nachwalić, po godzinie gry nie budziłaby żadnych wątpliwości (ciekawe skądinąd, czy jakiś frik poważył się kiedyś na podliczenie punktów, które MC i Newcastle zawdzięczają interwencjom Irlandczyka – z pewnością byłoby tego sporo).

Given to pierwszy z bohaterów, kolejny to Owen, o którego nieskreślanie także na tym miejscu apelowałem. Trzeci – Ryan Giggs, którego kluczowe podanie zapewniło Czerwonym Diabłom trzy punkty, a którego strzały, dośrodkowania i tzw. przegląd sytuacji predestynowały do miana piłkarza meczu. Czwarty to inny oczywisty kandydat na piłkarza meczu Darren Fletcher, którego fenomenalny rozwój w ciągu ostatnich miesięcy bywał przez nas omawiany co najmniej kilkakrotnie (Jamie Redknapp zastanawiał się w studiu Sky Sports, czy gdzieś w świecie istnieje drugi piłkarz, który w wieku dojrzałym wykonał taki skok rozwojowy; ciekawe, czy Arsene Wenger, zarzucający Fletcherowi antyfutbol, oglądał derby Manchesteru?). Piąty to Craig Bellamy, którego transferu broniłem… Rozumiecie już, skąd zaczerpnięty od Kołakowskiego tytuł?

Nie spodziewałem się występu Teveza, który przez kilkanaście dni zmagał się z kontuzją kolana, ale skoro już wystąpił, stał się bohaterem numer sześć, harującym na całym boisku w stylu, do którego bywalców Old Trafford zdołał przyzwyczaić. Nie spodziewałem się również niepewnej w kilku kluczowych momentach postawy bloku defensywnego gospodarzy – z którego wyjmuję Bena Fostera, bo że bramkarz ten przy całym swoim talencie bywa niepewny (i że niezbyt dobrze się ustawia: patrz gole numer jeden i trzy), zdołałem się już przyzwyczaić. Ech, gdyby Given był Anglikiem, pomyślał ze złością Fabio Capello…

Dyskusja o doliczonym czasie gry wydaje mi się bezprzedmiotowa. Po pierwsze (wybaczcie myśl nienową), dopóki sędzia nie gwizdnie, trzeba walczyć. Po drugie, po tym, jak sędzia techniczny podniósł tabliczkę z cyfrą „4”, wydarzyły się dwie rzeczy: Bellamy zdobył trzecią bramkę dla City, co zaowocowało kilkudziesięciosekundową euforią gości, i Carrick zmienił Andersona, co zatrzymało mecz na sekund kilkanaście. Na poziomie kilkunastu sekund różnicy (tyle mi wychodzi po zsumowaniu tych przerw) doprawdy nie wypada być aptekarskim.

Tak czy inaczej były to wspaniałe derby, „beautiful game”, jak napisał mi w esemesie jeden z moich ulubionych czytelników („breathtaking”, odpowiedziałem). Emocji nie brakowało przed meczem, a atmosferę na Old Trafford podgrzały jeszcze transparenty na Stretford End: „Wasi piłkarze robią pieniądze, nasi – historię” oraz „Witamy w Manchesterze: 18 mistrzostw kraju, 3 Puchary Europy i 11 Puchary Anglii”. Ale triumfalistyczne komentarze typu „po tym właśnie poznaje się mistrzów” (w sensie: po walce do końca i podnoszeniu się po każdym kolejnym ciosie) nie powinny przysłonić faktu, że ktoś jednak potrafił mistrzom strzelić trzy gole i do ostatnich sekund trzymał ich za gardło. Fakt pozostaje faktem: Mark Hughes zbudował drużynę, a przez niemal całą pierwszą połowę kompletnie zdominował zespół swojego dawnego mentora. Gdyby jeszcze Tevez umiał wykończyć akcję równie skutecznie jak Owen, hi, hi.

A gdyby ktoś jeszcze nie wiedział, co to znaczy być kibicem Tottenhamu, proszę bardzo: oto ilustracja. Wyjść na Stamford Bridge, gdzie nigdy nie grało się łatwo, w dodatku mierzyć się z drużyną idącą od początku sezonu od zwycięstwa do zwycięstwa, i przez pół godziny co najmniej dotrzymywać jej kroku (ech, gdyby nogi Czecha nie powstrzymały uderzenia Defoe, gdyby strzał Jenasa poszedł minimalnie inaczej…), a i przy stanie 1:0 nie ustępować rywalom, żeby potem stracić najlepszego obrońcę i nie dostać ewidentnego karnego… Kim dla tej drużyny jest Ledley King również kilka razy pisałem – zaraz po jego zejściu Harry Redknapp powiedział do Kevina Bonda, że teraz już nie uda się powstrzymać Drogby, i rzeczywiście miał rację. Kłopot, przed jakim stoi Tottenham w najbliższych tygodniach, to już nie tylko nieobecność Luki Modricia, ale także CZWÓRKI środkowych obrońców (do kontuzjowanych Woodgate’a i Dawsona, oraz oczywiście Kinga, doszedł jeszcze Bassong, zniesiony dziś z boiska i przewieziony do szpitala – z nich wszystkich tylko Dawson rokuje na w miarę szybki powrót na boisko). Walka o Ligę Mistrzów? Może przez pierwsze pół godziny tak to wyglądało, ale teraz… Teraz warto się przyłożyć do środowego meczu o Puchar Ligi, żeby nie stracić jednej z szans awansu do Europa League.

Zresztą zobaczcie tabelę. Sześć meczów, i już pierwszą trójkę tworzą Chelsea, MU i Liverpool (cóż za mecz z West Hamem, cóż za popis Torresa…), a Arsenal pozostaje bardzo blisko (a propos moich słusznych poglądów na wszystko: warto było kupić Vermaelena, czyż nie?). Pozbierała się Aston Villa, kolejny raz wygrał Everton, Manchester City przegrał dopiero pierwszy mecz: w czubie tabeli i tym razem będzie ciasno.

A ulubiony mecz kolejki? Jednak Burnley-Sunderland. Przy wszystkich inwestycjach gości, przy formie strzeleckiej Darrena Benta i klasie menedżerskiej Stevena Bruce’a, magia Turf Moor wciąż działa; to dziewiąte kolejne zwycięstwo gospodarzy na tym stadionie. Czym może być atut własnego boiska dla drużyny broniącej się przed spadkiem pokazało przed rokiem Stoke. Czy nie byłoby fajnie, gdyby w lidze bogaczy utrzymał się i umocnił kolejny kopciuszek?

27 komentarzy do “Moje słuszne poglądy na wszystko

  1. ~Michał Zachodny

    Bohaterów ten weekend miał tak wielu, że zapewne ograniczenia dla blogerów zaprzepaściłby wszelkie próby opisania każdego z nich. Dlatego ja ograniczę się tylko do tych dzisiejszych, a przecież zapomniany jest w powyższej notce całkowicie Everton, który wreszcie zagrał na miarę swoich, wysokich przecież, umiejętności. Pozostańmy jednak w temacie derbowym, zaczynając, chronologicznie, od tych Manchesteru. Darren Fletcher. Gdzie tu zacząć? Przecież z tego zawodnika kpili fani Manchesteru United jeszcze kilka miesięcy temu, a opinie w stylu 'podaje tylko na 5 metrów’, 'przy przyjęciu piłki leci ona dalej’ czy 'nie ma takiego dośrodkowania, które dobrze odbiłoby się od jego głowy’ wcale nie były odosobnione. Tymczasem, choć wszyscy typowali do tej roli Carricka, to Szkot jest siłą napędową United na początku sezonu, razem z Giggsem, którego zmieniona rola do tej z pojedynku przeciwko Arsenalowi, przynosi znacznie więcej pożytku MU. Dzisiaj jednak zawiódł atak, mimo że Rooney strzelił gola i walczył do upadłego, to jednak zanotował wiele groźnych strat gdy jego koledzy wychodzili z obrony i mało komu było walczyć o odzyskanie piłki. Raz Anglik zagrał w sposób bezmyślny piętą, piłke przechwycił rywal, a on, ku mojemu zdziwieniu, stanął i zaczął machać rękoma, gdy zwykle był pierwszych który do bezczelnego delikwenta dobiegał i mu odbierał co 'runejowskie’. Berbatow może uchodzić za tego, który został oficjalnie zatrzymany przez Givena. Jednak takich bramkarzy jest w lidze coraz więcej i Bułgar musi zdawać sobie sprawę, że choć wart jest (w pieniądzach) od Owena kilkadziesiąt razy więcej, to dla Fergusona będą liczyć się tylko zdobyte bramki. A Michael Owen… klasa, po prostu klasa i nos trenerski.Tyle o United, czas na City. Sparky narzeka na sędziego głównego wręcz wyliczając mu sekundy, które Bellamy poświęcił na celebrowanie wyrównującego gola i powrót na swoją połowę. Otóż jak się okazało skądś pan sędzia wyciągnął aż 15 kluczowych sekund! Ja raczej radzę trenerowi wpojenie swoim podopiecznym grę do gwizdka, na pewno wyjdzie im to na lepsze. Bellamy świetnie, Tevez nieźle, ale z gry ofensywnej Citizens więcej wyciągnąć się nie da. W obronie też nie błyszczeli defensorzy, ratowani przez bramkarza wielokrotnie, a już nieobstawienie Owena w ostatniej akcji meczu… Drugie derby, Londyńskie – rano opis na moim blogu, ale na bieżąco zamierzam się dzielić swoimi poglądami w komantarzach, oby takowe się pojawiły. PS. Wayne Rooney na swoim profilu twitterowym dziękuje… Newcastle za puszczenie wolno Owena, a Rio Ferdinand przeprasza za katastrofalny błąd – do czego ten świat zmierza!;)

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Nie było mnie tu wiele godzin w związku z zamykaniem numeru „TP”. Nie wiem, czy nie za późno na wracanie do poszczególnych wątków debaty. Przy kolejnym obejrzeniu fragmentów meczu parę punktów rzuca się jednak w oczy. Po pierwsze, ekstraklasa Giggsa. Do podania otwierającego Owenowi drogę trzeba przecież doliczyć genialne podanie zewnętrzną częścią buta do Berbatowa, drybling i minięcie dwóch obrońców po lewej stronie, oraz wiele kilkudziesięciometrowych przebieżek, żeby w odpowiednim momencie znaleźć się np. za plecami Rooneya i otrzymać od niego idealne pytanie… Gdyby to była Liga Mistrzów poznalibyśmy liczbę kilometrów, które wybiegał. Wielki piłkarz.Dalej: spadek formy Wayne’a Bridge’a i zatrważająca liczba jego niecelnych podań. Z drugiej strony kolejny dobry mecz Nigela de Jonga: Holender naprawiał wszystko, co psuł Anglik. W MotD pastwili się nad brakami w koncentracji drużyny gości – de Jongowi tego zarzutu nie można postawić.Owen: superrezerwowy, który miał dostać jedno podanie i je wykorzystać. Może jednak zmieści się w samolocie do RPA, żeby spełniać podobną rolę na Mundialu?No i twitter, o którym wspominasz na końcu. Szczerze mówiąc, zdecydowałem się zacząć ćwierkać, tylko czekam na dobry moment i na powrót z urlopu naszego webmastera, który jest moim guru we wszystkich technicznych nowinkach (Michale K., mam nadzieję, że wina były dobre…).

      Odpowiedz
  2. ~kkogut

    Howard Webb jest przekleństwem nie tylko Polaków, ale także Tottenhamu. Poprzednio podyktował karnego za faul, którego nie było (Gomesa na Carricku) i Koguty przegrały na OT – potem zresztą sędzia przepraszał za pomyłkę. Teraz nie dał karnego, mimo, że faul na Keanie był ewidentny. Może gdyby kapitan Spurs upadł od razu, a nie próbował jeszcze zrobić krok… Redkanpp mówił o tym, że uczciwość w tym przypadku zgubiła Keanea. Gdyby było 1:1, Chelsea pewnie i tak by wygrała (Koguty bez Kinga), ale emocji byłoby więcej, a tak to „po zawodach”

    Odpowiedz
  3. ~alasz

    Wczesniej wspomniałem ze jakos nie podchodzi mi liga hiszpanska której spotkania ogladam z rzadka (3 w sezonie jak sie spreze), dzis, chodz zachwyca mnie co tydzien, niemal eksplodowałem z emocji, prosze mi tylko wskacac inna lige gdzie tak nagminnie sa zdobywane gole w ostatnich minutach, ze gdy zegar wskazuje 90.45 jest wyrównanie na 3-3, myslisz ze to koniec, gracze wyprowadzaja cie z błedu rzucajac sie na rywala, swoja droga MU nacierało jakby wrecz przegrywało to spotkanie rzuciło wszystko,rooneya zastapił ferdinanda w obronie jako ze ten miał wiecej centymetrów do uzycia w walce o górna piłke. Nie chce wychodzic z wnioskami zbyt daleko idacymi, ale czy moze wrócic dawny Michael Owen? Napewno moze byc graczem przydatnym. Mam tez wrazenie, ze odejscie ronaldo wyzwoliło zarówno rooneya jak i fletchera, wogóle zespół stał sie bardziej spójny, staraja sie atakowac rywala w bardziej zróznicowany sposób, oczywiscie ronaldo to wielki gracz, ale gra MU w tym sezonie wyglada napewno atrakcyjniej dla oka niz gra w zeszłym. Co wiecej, to nie wszystko, przeciez jest gdzie szukac poprawy, chodźby forma carricka, vidicia czy napewno ferdinadna, napewno moga ulec poprawie. Valencia pokaze zapewne wiecej niz dotej pory, berbatova stac na wiecej, w tym sezonie bługar jest bardziej widzoczny brakuje mu troche do uzyskania pełni dyspozycji, ma lepsze i gorsze spotkania ale widac ze moze wiecej, na co licze. MU popsuło swietne stary arsenalu, tottenhamu i teraz city, ale mysle ze tylko UNITED maja szanse dotrzymac kroku maszynce chelsea, która naprawde gra niesamowicie przekonujaco, pozostaje wiec cieszyc sie sezonem, w tygodniu zobaczymy jak ja to nazywam, test rezerwowych, czyli curling cup. Na elan road leeds podejmuje liverpool, pare lat temu byłby to klasyk…

    Odpowiedz
  4. ~Golden_Guy

    To zakrawa na mały paradoks, ale Shay Given, który wczoraj utrzymał City w grze, w ostatnich 17 spotkaniach przeciw United puścił ponad 50 bramek (średnio trzy na mecz). Chyba Irlandczyk daje obrońcom za duży komfort psychiczny, przez co strzały na bramkę idą w dziesiątki.

    Odpowiedz
  5. ~Coben

    „Moje słuszne poglądy na wszystko” hmmm ja nie wiem czy to dobre określenie muszę tutaj przypomnieć autorowi bloga jego krytykę za tyradę Beniteza rok temu chyba jego słowa może trochę wyolbrzymione zaczynają nabierać teraz sensu. Doliczać 7 minut w meczu gdzie naprawdę nie było większych przerw nawet 4 minuty wydawały się być przesadzone bo przerw w meczu nie było. Zresztą widok Ferguson poklepującego sędziego technicznego mówi sam za siebie po prostu Alexowi wolno trochę więcej. Odnosząc się do meczu Chelsea-Tottenham zgadzam się wszystko wydarzyło się tak jak miało się wydarzyć. Po raz kolejny rozczarował mnie Webb to był ewidentny karny a całą sytuację miał jak na dłoni chyba Tottenham ma do tego pana pecha bo przypomina się mecz z MANUTD z zeszłego sezonu. Szkoda mi Tottenhamu bo porażka jest do przejścia ale zastąpić 4 środkowych obronców bedzie bardzo ciezko.

    Odpowiedz
    1. ~michalj

      Początkowo też myslałem, że za dużo czasu zostało doliczone, ale analiza w MOTD wszystko wyjaśniła. Sędzia powinien doliczyć 5:20, a bramka padła w 5:27. Chyba o 7 sekund nie będziemy się spierać.

      Odpowiedz
        1. ~michalj

          Rozumiem, że można się spierać, czy sędzia powinien o tyle przedłużać mecz, ale moim zdaniem krzywdzące jest stwierdzenie, że sędzia przedłużył mecz specjalnie dla MU. Po pierwsze 4 minuty zostały dodane jeszcze przy stanie 3:2. Po drugie, 1:30 więcej zostało dodane ze względu na przerwy w doliczonych 4 minutach, więc może takie zachowanie dziwić (no nie dzieje się to często), ale sędzia zachował się fair/nie fair (odpowiednie skreślić) w stosunku do obu stron.

          Odpowiedz
          1. Michał Okoński

            Zamknijmy spór związany z siedmioma minutami. Po pierwsze, formuła, którą się zawsze wypowiada, mówi o MINIMUM [tu liczba] doliczonych minut. Po drugie, jak pisałem w tekście głównym, gra się dopóki sędzia nie zagwizda. Analiza MotD pokazała nie tylko, ile trwała radość po golu Bellamy’ego, a ile zmiana Anderson-Carrick (wynikało, że mecz powinien trwać 95’26”, gol padł w 95’27”, a resztę doliczono w związku z kolejnym wybuchem radości – tym razem piłkarzy MU); pokazała również, ile razy piłkarze MC, mając okazję przytrzymać piłkę przez kilkanaście sekund wymieniając jedno-dwa podania, wybijali ją na ślepo, umożliwiając gospodarzom rozegranie kolejnej akcji. Trzeba było uważać…

          2. ~Coben

            To idąc tym tropem mecz Chelsea-Tottenham powinien zostać przedłużony grubo o 10 minut

  6. ~fidain

    Mecz cudowny, ciężko mi tu coś napisać. Obrona mogła spisać się lepiej, szczególnie Foster (a już myślałem, że w końcu nabrał pewności) ale za takie końcówki kocham ligę angielską i United w szczególności. W ogóle to chyba jedna z lepszych kolejek ostatnich kilku lat. Niesamowite derby, wcześniej świetny mecz West Hamu z Liverpoolem, twierdza Turf Moor ciągle niezdobyta, derby Londynu mimo jednostronnego wyniku też przez długi czas trzymały w napięciu. Niesamowite.A ja jeszcze chciałem poruszyć tu kwestię Manchesteru City jako drużyny. Co zrobił Adebayor kolejkę temu wszyscy wiemy. Tym razem popis dał (znany z już z różnych wybryków) Craig Bellamy, który uderzył w twarz obezwładnionego już przez ochronę kibica:http://mufc.pl/aktualnosci/12769/the-sun-bellamy-uderzyl-kibica-man-utd/Oj będzie bardzo trudno Markowi Hughesowi utrzymać w ryzach swoich zawodników. Taka jest cena jego polityki transferowej. Szukał dobrych, ogranych w EPL i doświadczonych zawodników. Znalazł ale w większości byli to zawodnicy, których poprzednie kluby sprzedawały nie tylko dlatego, że potrzebowały pieniędzy ale też pozbywały się zawodników którzy sprawiali kłopoty. Adebayor, Bellamy, Tevez, Lescott, oj mają Ci zawodnicy charakterek. Właściwie brakuje mi tu jeszcze tylko Joeya Bartona i byłby swoisty „gang Hughesa”. Ciekawe jak Sparky sobie z tym poradzi.

    Odpowiedz
  7. ~Junak

    Mecz emocjonujący i ekscytujący dla zwykłego kibica ze względu na dramaturgię,ale…no właśnie.United wygraliby spokojnie kilkoma bramkami gdyby nie rażące wielbłądy w obronie po których stracili dwie bramki-najpierw Foster do spółki z jedym z obrońców nawzajem stali i patrzyli się jeden na drugiego zamiast cokolwiek zrobić z piłką(choćby wykopać na aut) która stoi w miejscu aż dobiegł Tevez i ja sobie jakby nigdy nic zabrał,a potem Ferdindand zrobił „coś” co każdy widział gdy Bellamy przechodził sobie obok niego i strzelał na 3:3.United dominowali i jedynie strzał marzenie Bellamego był bramką samą w sobie dla City,do tego Given bronił strzały mni. Berbatova tyleż efektownie co łatwo-bo bułgar strzelał wprost w niego,a gdy Fletcher zrobił to jak należy w róg bramki to Shay nie miał nic do powiedzienia(przy pierwszy golu Szkota popełnił zaś błąd)Dla mnie zawsze jest różnicą poziom dramaturgii i emocji a rzeczywisty poziom sportowy który był w tym meczu średni tak naprawdę-za dużo błędów i strat smiesznych-ale to tyle narzekania bo chodzi wszak o rozrywkę dla mas(do których należę oczywiście też 🙂

    Odpowiedz
  8. ~Ania, euro2012.w.of.pl

    W końcu miałam okazję obejrzeć jakiś mecz patrząc neutralnie (no dobrze… w miarę neutralnie) i cieszę się, że trafiło akurat na derby Manchesteru. Emocje do ostatniego gwizdka… też nie rozumiem pretensji, że doliczony czas gry itd. Gra się do końca, i, jak pokazują takie mecze, warto. Pozdrawiam,

    Odpowiedz
    1. ~Junak

      Pretensje sa ogólnie o to,że sedzia doliczył( i pokazano na tablicy) bodaj 4 minuty(czy nawet 3),a bramka na 4:3 padła w 95,5 min. gry.

      Odpowiedz
  9. ~alasz

    Ta wielka dyskusja o te sekundy zakrawa o paranoje jak dla mnie. W MOTD 2 wyliczyli dokładnie ze w 4 dolicoznych minutach była celebracja bellamego która trwała dokładnie 56 sekund i 30 sekund jakie przyznaje sie za zmiane, czyli mecz powinien trwac 95.26, owen strzelił w 95.27 poprostu skandaliczna róznica czasu….czekam na dziesietne sekundy. Gdy sedzia przedłuzał w nieskonczonosc liverpool-arsenal 4-4 to lamentu nie było, prosze zauwazyc ze teraz z sekund robi sie ieksza afere niz z braku karnego dla tottenhamu. Prawda jest taka ze sedzia dął sekundy, nie dał badz zabrał gola, czyli gdyby hipotetycznie UNITED strzelili w 93 ale ze spalonego to juz wpozadku by było…Wielka prawda swiata jest ze czas działa w obie strony i city mogło tez strzelic, jakos hughes nie płakał w rekaw technicznemu jak doliczął 4 minuty gdy przegrywali. Wtedy było fajnie, ale jak przegrał to pretensja ze wogóle 4 minuty to za duzo…Co wiecej głupota city jest wrecz piekna, zamiast przyjac piłke i przytrzymac przy jakiejs horagiewce co robili przez ostatnie 5 minut? Chaotyczne, paniczne wybicia gdy tylko dotkneli piłke, owen to miał tyle przestrzeni ze niemozliwym było nie strzelic, ale ja wiem ze ta 1 sekunda wszystko zmienia…Kibiców liverpoolu prosze tylko o nie zabiernie głosu w sprawie sekund, na anfield doliczaja w nieskonczonosc jak chodzby w ww meczu, ale jakos lamentu nie ma.

    Odpowiedz
  10. ~piotrek

    Ciężko nie wspierać takiego Burnley, równiez cięszą mnie ich zwycięstwa; jednak przewiduję im scenariusz Hull z zeszłego sezonu (efekt radosnego beniaminka, a potem starcie z rzeczywistością :)), z możliwym utrzymaniem. Póki co, Hull właśnie oraz Pompey same się podkładają, szansa dla Burnley istnieje. Sporym zagrożeniem jest ich gra: wesoły, atakujący futbol, bez odpowiednich piłkarzy tak naprawdę. A to wymarzony rywal dla mocnych zespołów

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      A moim zdaniem to są odpowiedni piłkarze, tylko, by tak rzec, nie wykreowani. Ja w każdym razie nauczyłem się tych nazwisk na dobre jeszcze w poprzednim sezonie, podczas półfinału Pucharu Ligi. Analogię widzę raczej ze Stoke niż z Hull, choć rzeczywiście: w piłkę i piłką grają lepiej niż podopieczni Tony’ego Pulisa.

      Odpowiedz
      1. ~piotrek

        Chciałbym taki scenariusz, naprawdę. Tylko obawiam się, że kilka „cynicznych” zespołów wypunktuje ten trochę naiwny styl gry. Owszem, United się nie udało, ale diabły zwykle mają kiepskie początki sezonu. A taki Liverpool – już był łomot 4:0. A w ich utrzymanie wierzę mocno, jak juz mówiłem, ze 2 lub 3 zespoły zasługują na spadek z marszu. A mistrz? Chyba tylko United. Coś czuję, że Chelsea powtórzy poprzedni sezon (wygląda to zbyt pięknie póki co); Arsenal się potknie kilka razy; Liverpool to wciąż nie to; a City musi jeszcze wydać z 80-150mln w następnym okienku. Jeszcze jakiś chętny na mistrza?…

        Odpowiedz
  11. ~popo

    Co do derbów Manchesteru, to na prawdę zastanawia mnie fakt, jak bardzo United zdominowali ten mecz w drugiej połowie. Owszem, Ferguson posiada w składzie świetnych piłkarzy. Nie usprawiedliwia to jednak w moich oczach totalnej nieporadności zawodników City przez długie minuty. To spotkanie powinno się skończyć 4-bramkowym zwycięstwem gospodarzy. Odnoszę powoli wrażenie, że pomimo sporej liczby punktów City zaczną masowo je tracić. Wszak Given nie jest w stanie wybronić im wszystkiego. Pomimo niesamowitego potencjału, Hughes chyba jednak nie do końca nad tym zespołem panuje. Objawy było widać już w meczach z Portsmouth, czy Wolves. Nie zdziwię się, jeśli The Citizens wpadną w pewnym momencie w poważny dołek.Chciałem też wspomnieć o kwestii poruszonej między innymi w sobotnim MotD, a tyczy się ona jednego z moich ulubionych piłkarzy: Emmanuela Eboue. Trochę ponad pół roku temu w meczu z Wigan (również na Emirates) Eboue pojawił się na boisku zmieniając kontuzjowanego Nasriego. Nic mu tego dnia nie wychodziło. Przyjęcia na 3 metry, niecelne podania, fatalne dryblingi. Był to okres jednej z ubiegłosezonowych zapaści Arsenalu. Kanonierzy mieli na koncie 3 kolejne remisy, a mecz z Wigan również nie najlepiej się układał. Koło 75 minuty Wenger podjął kontrowersyjną decyzję o zdjęciu Emmanuela. Nie przewidział też reakcji kibiców, jaka nastąpiła w momencie wywołania zmiany. Delikatnie mówiąc Eboue został wygwizdany. Jako, że od zawsze ceniłem tego piłkarza, było mi strasznie wstyd za kibiców na stadionie. Na prawdę bałem się o reakcję piłkarza. Wielu na jego miejscu opuściło by klub bez żalu. On jednak został i pół roku po tamtych wydarzeniach, był moim zdaniem najlepszy na boisku (razem z Vermaelenem). Świetnie się stało, że to jemu zapisano trzecią bramkę. Nikomu się bardziej nie należała. :)Pozdrawiam

    Odpowiedz
  12. ~:)

    Panie Michale, wydaje mi się, że do doliczonego czasu gry nie wlicza się zdarzeń, które miały w tym czasie miejsce. Mecz powinien zakończyć się na 94 minucie, co nie zmienia faktu że gra się zawsze do końca, a pretensje MC były bezpodstawne.

    Odpowiedz
    1. ~ehh

      Zle Ci sie wydaje. To by dalo za duze pole do popisu. Mozna by w doliczonym czasie gdy przez 4 minuty symulowac kontuzje, padac na skurcze itd. A tak trzeba grac az sedzia gwizdnie ostatni raz.

      Odpowiedz
    2. ~michalj

      Nie masz racji. Za Wikipedią: The fourth official then informs the players and spectators by holding up a board showing this number. The signaled stoppage time may be further extended by the referee.Pewnie w oficjalnych dokumentach też gdzieś tą regułę można znaleźć.

      Odpowiedz
  13. ~erictheking87

    Panie Michale, warto pamietac, ze przez druga polowe city glownie skupialo sie na znalezieniu sposobu wyprowadzenia pilki z wlasnego pola karnego. uwazam, ze calkiem sporo jest prawdy w tym co mowil ferguson, ze tak naprawde powinno sie skonczyc 5 albo 6:0. wiec z tym trzymaniem za gardlo hmm… bardzo wzgledne powiedzialbym. zalezy, z ktorej strony patrzec :-)pozdrawiam

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *