Guma Fergusona. Balonowa.

Z punktu widzenia atrakcyjności narracyjnej to, co w minionej kolejce Premiership najciekawsze, miało się zdarzyć na Fratton Park i Stadium of Light. W pierwszym przypadku chodziło o powrót do Portsmouth Harry’ego Redknappa, a wraz z nim Jermaina Defoe, Petera Croucha i Niko Krajnczara; dziennikarze przez cały tydzień podgrzewali atmosferę, rozpisując się na temat pogróżek pod adresem trenera gości (niegdyś gospodarzy) i rozważając kwestię wzmocnienia jego ochrony przez antyterrorystów. W przypadku drugim mieliśmy okazję do sprawdzenia, ile tak naprawdę jest wart Liverpool bez Fernando Torresa i Stevena Gerrarda (a przy okazji, jakie postępy zrobił ze swoim zespołem Steve Bruce).

Atrakcyjność narracyjna to jednak nie wszystko – obiektywnie najważniejszy mecz tej kolejki toczył się przecież między Aston Villą i Chelsea. Goście w ciągu ostatnich miesięcy wyrośli na głównego faworyta rozgrywek, a gospodarze, mimo nienajlepszego początku, z powrotem liczą się w walce o europejskie puchary. Pytanie tylko, jak w przypadku Chelsea mogły wyglądać przygotowania do tego spotkania: czy Carlo Ancelotti rozdał wyjeżdżającym na mecze reprezentacji piłkarzom książeczki lub płyty dvd z raportami o przeciwniku? Wielu menedżerów ma prawo narzekać na reprezentacyjne zaangażowania swoich zawodników, ale w przypadku Włocha problem nabiera szczególnej ostrości: w ciągu ostatnich dwóch tygodni na treningi przychodziło zaledwie kilku piłkarzy pierwszego składu.

A propos rozpracowania: oglądając mecz AV-Chelsea odniosłem wrażenie, że kolejni rywale zespołu ze Stamford Bridge coraz lepiej przygotowują się na konfrontację z preferowanym przez Ancelottiego ustawieniem drugiej linii w diament. A może raczej to ustawienie nie odpowiada części piłkarzy Chelsea? Zastanawia mnie zwłaszcza blady występ Franka Lamparda, czasem ustawionego za szeroko, a czasem, dla odmiany, za głęboko, i to, że znakomity pomocnik Londyńczyków jakoś nie zdobywa w tym sezonie bramek. Inna kwestia dotyczy stałych fragmentów gry, po których padały gole dla Aston Villi – może to właśnie z powodu przerwy na kadrę zabrakło czasu, by się do nich odpowiednio przygotować? Tezę o kryzysie Chelsea w każdym razie odrzucam: zwróćcie uwagę na jej miażdżącą przewagę w posiadaniu piłki, na większą liczbę strzałów itd. (statystyki samego Essiena: 93 podania, z czego 89 celnych…). Co się zaś tyczy Aston Villi: oprócz świetnych skrzydłowych ma ona znów parę stoperów skutecznych w obu polach karnych (brawo zwłaszcza za transfer Dunne’a, któremu w MC zdarzały się kuriozalne błędy), co ważne w obliczu nieskuteczności środkowych napastników. Fabio Capello martwi się pewnie faktem, że Emile Heskey coraz częściej zaczyna mecze na ławce rezerwowych…

Ta ostatnia kwestia z pewnością nie martwi natomiast Darrena Benta, autora zwycięskiego gola dla Sunderlandu (już ósmego w tym sezonie) – skądinąd gola, który nie powinien zostać uznany. To nieważne, że balon (czy też piłka plażowa), od którego odbiła się futbolówka po jego strzale, został wrzucony na boisko przez kibica Liverpoolu: sędzia, gdy na boisku pojawi się przedmiot utrudniający grę, powinien przerwać spotkanie i doprowadzić do jego usunięcia. O tym, że po zderzeniu z tym przedmiotem piłka zmieniła lot i że musiało to zmylić Reinę, już nie wspominam. Chwalę natomiast Rafę Beniteza, który tym razem zamiast narzekać na cały świat powiedział po prostu, że drużyna grała źle i przegrała zasłużenie.

Napomniany przez Rogera_Kinta zostawiam na boku rozważania o uzależnieniu wyników Liverpoolu od obecności na boisku Torresa i Gerrarda: przecież w trzech wcześniejszych przegranych ligowych meczach tej drużyny wystąpili… Mam natomiast wrażenie, że nie powiódł się interesujący skądinąd eksperyment z trójką środkowych obrońców, ofensywnie ustawionymi Johnsonem i Aurelio na bokach (rozsądne posunięcie, jeśli zważyć, że prawy obrońca zdecydowanie lepiej czuje się pod bramką rywali niż własną…), a przede wszystkim: z wystawieniem debiutującego w Premiership Jaya Spearinga w miejsce mającego za sobą długą podróż z Argentyny Javiera Mascherano. Rozczarował zwłaszcza Spaering, który podawał głównie do tyłu, a raz czy drugi pozwolił Cattermole’owi odebrać sobie piłkę i rozpocząć groźną akcję Sunderlandu; szkoda, bo młody Anglik zbierał świetne recenzje za występy w rezerwach, a teraz pewnie nieprędko dostanie kolejną szansę.

Skoro wspomniałem o Cattermole’u: jego transfer z Wigan, skąd podążył za Stevem Brucem, odbył się niejako w cieniu przyjścia Benta, ale z meczu na mecz piłkarz ten udowadnia, że warto było o niego zabiegać; są tacy, którzy jego rozwój w ostatnich miesiącach zestawiają z postępami zrobionymi przez Darrena Fletchera. W ogóle po sprowadzeniu Turnera, Cattermole’a i Benta Sunderland ma szkielet, którego niejeden zespół środka tabeli może pozazdrościć. Czy będą się bić o europejskie puchary? Na pewno dziś zagrali także dla Manchesteru United, w którym Bruce spędził swoje najlepsze lata…

W Harrym Redknappie podoba mi się to, że nie broni swoich piłkarzy za wszelką cenę: obsobaczył Jermaina Defoe za idiotyczną czerwoną kartkę, która wyeliminuje go m.in. z derbów z Arsenalem. „Mówiłem mu dziesiątki razy, że w takim meczu trzeba zachować zimną krew”, skarżył się dziennikarzom, którzy tłumniej niż zazwyczaj stawili się na Fratton Park licząc pewnie na jakąś kibicowską rozróbę. Szczęśliwie spotkało ich rozczarowanie: Redknapp, któremu podczas wychodzenia z tunelu towarzyszył ochroniarz, został przywitany w miarę spokojnie (głośniej buczano na Defoe’a i Croucha), a po meczu dziękował kibicom za życzliwe przyjęcie i wspominał stare dobre czasy w Portsmouth.

Miał powody do zadowolenia. Trzecie miejsce i zaledwie trzy punkty straty do lidera po 9 kolejkach to najlepszy start Tottenhamu od 25 lat. Owszem, w następnych meczach nie będzie można skorzystać z Defoe’a, ale to tylko szansa dla Croucha i Pawliuczenki, a generalnie sytuacja kadrowa jest bardzo dobra: Ledley King znów gra (i to jak!), po kontuzji wrócił Dawson, treningi z pełnym obciążeniem wznowił Woodgate, a Luki Modricia tylko patrzeć. W sobotę Redknapp postawił też na kolejnego rekonwalescenta, Heurelho Gomesa – i była to wyjątkowo szczęśliwa decyzja. Brazylijczyk, który przed rokiem po kilku kiksach stał się pośmiewiskiem całej Anglii, znów może myśleć o sobie jako o jednym z najlepszych bramkarzy Starego Kontynentu – dowodem choćby interwencja przy rzucie wolnym Younesa Kaboula.

Ale luksusy kadrowe to jedno. Drugie, ważniejsze, dotyczy ducha zespołu. Tottenham, jak rzadko kiedy w swojej najnowszej historii, chce i potrafi walczyć o swoje. Czasem gra pięknie, ale nawet kiedy nie zachwyca – nadrabia to zaangażowaniem, walecznością i determinacją. To dlatego kapitanem drużyny jest Keane i to dlatego układanie pierwszej jedenastki zaczyna się od Palaciosa (wczoraj wyjątkowo na ławce, bo przymuszony przez honduraską juntę do wzięcia udziału w fecie z okazji awansu na mundial, wrócił do Anglii dosłownie kilka godzin przed meczem).

Inna sprawa, że zaangażowanie, waleczność i determinacja mogłyby być znakami firmowymi wszystkich meczów dziewiątej kolejki. Poza pojedynkiem Arsenalu z Birmingham, który powinien zakończyć się miażdżącym zwycięstwem gospodarzy (nikt tak pięknie nie psuje wybornych sytuacji jak chłopcy Wengera…) wszędzie walczono o punkty do ostatnich sekund, a jeśli kończono zwycięstwem którejś ze stron – to jednobramkowym. Drużyny Wielkiej Czwórki pożegnały się z aurą niezwyciężoności, Manchester City został powstrzymany przez Wigan (o Martinezie, i w ogóle szczęściu Wigan do szkoleniowców, napiszemy osobno), Wolverhampton było o włos od sensacji na Goodison Park… Doprawdy, nie trzeba balonów na boisku, by mieć o czym pisać.

36 komentarzy do “Guma Fergusona. Balonowa.

  1. ~lukeroux

    3pkt straty do lidera ale na plecach juz czuć oddech Arsenalu, ktory traci tylko jeden punkt i ma jeden mecz w zapasie. Najlepszy start od 25 lat. Jaki klub taki rekordowy start. Za dwa tygodnie pogłębi się kompleks Tottenhamu względem Kanonierów. Ogólnie dobra kolejka Chelsea i Liverpool przegrywają, City remisuje, wielka szkoda, że Sp*rs wymęczyli wygraną ale na Fratton Park wygrywa każdy.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Niepotrzebna złośliwość, a i kibicowskie grepsy z gwiazdką w nazwie niepotrzebne. W każdym razie ja traktuję Arsenal z wystarczającym szacunkiem, ba: z estymą, bo podziwiam pracę Wengera nie od dziś, by mieć poczucie, że na niego zasłużyłem. Kompleksu nie mam, inni kibice Tottenhamu pewnie też nie. Zaczekajmy te dwa tygodnie.

      Odpowiedz
  2. ~Michał Zachodny

    Skoro kolejka zaczęła się od meczu na Villa Park to i ja od niego rozpocznę komentarz. Przede wszystkim, nie widzę tego by drużyny znalazły jakiś sposób na diament Chelsea. Jasne, forma wyjazdowa może trochę przeczyć mojej teorii, ale nawet we wczorajszym spotkaniu to The Blues dominowali, dzięki pozycji Deco, zaangażowaniu Essiena, schodzacemu Anelce stwarzali zagrożenie i to całkiem realne. Szkoda, że nie przełożyło się ono na bramki bo wtedy na pewno fatalne zachowanie przy stałych fragmentach gry w obronie poszłoby w niepamięć. Pisałem o tym na blogu szerzej, a tutaj zostało to napomniane – wirus FIFA zrobił swoje. Widać było brak jakby koncentracji, informacji (o rywalu) w zespole, zwłaszcza Carvalho i Bosingwa zagrali beznadziejnie. Chelsea potrzebuje w tym sezonie stabilizacji i właśnie jej brak może okazać się największym rywalem The Blues – skoro po 2-tygodniach wychodzimy i gramy słabo, to co będzie jak część piłkarzy pojedzie na PNA? Z pewnością Ancelotti ma nad czym myśleć. Ale ja się nie obawiam, bo gdy Włoch ma czas w tygodniu pracować z zespołem to efekty widać, choćby dwa tygodnie temu na Stamford BridgeCo do Liverpoolu… Następne cztery kolejki mogą okazać się kluczowe dla Beniteza w kontekście nie tyle walki o tytuł, ale pozostania w Big Four. Grają z United, Fulham (na wyjeździe), u siebie z Birmingham i potem z Manchesterem City. Jeśli zdarzą się The Reds dwie porażki, i to z zespołami z Manchesteru, to nie widzę większych szans na zagwarantowanie sobie miejsca w Lidze Mistrzów na następny sezon. Gol, któego być nie powinno (w tej sytuacji sędzia zatrzymuje grę, nie uznaje bramki i wznowienie następuje od rzutu sędziowskiego) idealnie podsumowuje obecną sytuację Liverpoolu – w zasadzie nawet piłki plażowe są przeciwko nim! Raczej argumentów Rogerowi (nawiązując do gorącej dyskusji pod jedną z poprzednich notek) wcale nie przybywa, a raczej nawet ubywa i ratowanie się statystykami z zeszłego sezonu będzie odrobinę bezsensowne. Pamiętajmy jednak, że w tym całym kryzysie (bo kryzys to oni przechodzą) mamy doczynienia z drużyną z charakterem, która z wielu opresji już wychodziła zwycięsko. To tak na pocieszenie dla kibiców The Reds;)Szkoda mi trochę Portsmouth bo mieli wiele sytuacji do wyrownania strat w meczu z Tottenhamem. Również byli gracze Spurs mieli sporo do udowodnienia i prawie im się udało, ale jak ktoś nie trafia w piłkę na drugim metrze przed pustą bramką to meczu nie wygra.Zgodzę się w jednym z Markiem Hughesem. Drużyny Wielkiej Czwórki straciły trochę ze swej nietykalności, przeświadczenie, że można ich pokonać jest u reszty drużyn jeszcze większe, wkładają oni w te mecze jeszcze więcej energii. Stąd też zapewne sensacji będzie w tym sezonie bardzo dużo i, może to ryzykowna teza, może być to szansą Liverpoolu, który zanotował słaby start.To była dość dziwna kolejka, a plażowy gol jest tego najlepszym przykładem!:)

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Czyli co do „wirusa FIFA” się zgadzamy. Co zaś się tyczy „diamentu”, Essien dwoi się i troi, ale często mam wrażenie, że linii obrony Chelsea brakuje asekuracji ze strony drugiej linii. A po drugie, jak pisałem, Lampard jest, nie chcę powiedzieć marginalizowany, bo to za mocne słowo, ale ewidentnie radzi sobie gorzej niż za poprzednich trenerów.A Liverpool? Kluczowe będą, myślę, dwa najbliższe mecze: z Lyonem i z MU. I wbrew nastrojom ogółu uważam, że Benitez może z nich wyjść obronną ręką. Tak na dobre sezon zaczyna się w październiku…

      Odpowiedz
    2. ~Roger_Kint

      > Manchesterem City. Jeśli zdarzą się The Reds dwie porażki,> i to z zespołami z Manchesteru, to nie widzę większych> szans na zagwarantowanie sobie miejsca w Lidze Mistrzów na> następny sezon.Większych to znaczy jakich? Jakie będą nasze szanse na top4 jeśli zdobedziemy mniej niż 7 punktów? Tak z ciekawości pytam…Pozdrawiam i dobranoc

      Odpowiedz
      1. ~Michał Zachodny

        Tu nie chodzi o to ile pkt zdobędzie Liverpool, ale ile straci/odrobi w tym okresie do czołowych drużyn. Niewątpliwie jeśli przewaga United i reszty się powiększy nad The Reds to zniwelować ją będzie z każdym kolejnym weekendem coraz trudniej. A przecież, wedle słów klasyka, 'presja nie jest na tym który jest pierwszy, ale na tym, który jest drugi’:) Jeśli jednak uważasz, że po negatywnych wynikach z drużynami z Manchesteru strata Liverpoolu nie będzie tak duża by już mówić bardziej o walce o Big Four niż mistrzostwo to chyba dobrze, że pośród fanów The Reds są i optymiści – zwłaszcza, że ostatnio wielu Twoich kolegów/koleżanek jest dość pesymistycznie nastawiona do walki o tytuł. A to dopiero 9. kolejka.

        Odpowiedz
        1. ~Roger_Kint

          > który jest drugi’:) Jeśli jednak uważasz, że po> negatywnych wynikach z drużynami z Manchesteru strata> Liverpoolu nie będzie tak duża by już mówić bardziej o> walce o Big Four niż mistrzostwoJa już teraz tak uważam: raczej nas dotyczy walka o top4 niż o mistrzostwo (choć jakieś szanse jeszcze są). Ty napisałeś jednak co innego. Napisałeś, że najbliższe cztery kolejki są kluczowe i jeśli przegramy dwa mecze z MU i MC to nie widzisz większych szans na zakwalifikowanie się do top 4. Nie na mistrzostwo, na top 4. Dlatego zapytałem jakie są Twoim zdaniem nasze szanse na Top4 jeśli przegramy te dwa mecze. Szanse, które Twoim zdaniem będą niewielkie.

          Odpowiedz
          1. ~Michał Zachodny

            No więc odpowiedziałeś sobie sam, jak i ja wtedy – szanse będą niewielkie jeśli Liverpool przegra mecze z drużynami z Manchesteru (o te dwa konkretne spotkania mi chodziło, jeśli tego nie sprecyzowałem wystarczająco wyżej to przepraszam). Wtedy Arsenal, Chelsea, United i City odskoczą na te kilka punktów, które odrobić będzie ciężko i to raczej w spotkaniach bezpośrednich z wymienionymi rywalami. Uważam jednak też, że wiele zespołów jeszcze będzie jeszcze urywać punkty drużynom z Big Four i Top Eight (żeby tak ładnie to nazwać;) więc różnie to może się ułożyć dla Liverpoolu – choć, jak już kolejny raz wspominam, straty z pierwszych miesięcy i bezpośrednich spotkań będzie trudno zniwelować w późniejszych terminach.

          2. Michał Okoński

            Dziś, paradoksalnie, wierzę w Liverpool i wierzę w zdolność Beniteza do odbudowania zespołu na dwa najbliższe mecze, a jeśli pójdą dobrze – na resztę sezonu. Paradoksalnie, bo mecz z Sunderlandem był naprawdę słaby, a gdyby Darren Bent miał lepiej ustawiony celownik i gdyby wykorzystał którąś z czterech jeśli nie „setek” to przynajmniej „osiemdziesiątek”, mogłoby się to skończyć jeszcze wyższym zwycięstwem (zgoda: Craig Gordon w końcówce świetnie obronił strzał i dobitkę, ale Sunderland miał dużo lepsze okazje). Trójka środkowych obrońców miała radzić sobie z piekielnie groźnym duetem Jones-Bent, ale ewidentnie się gubiła: jeden oglądał się na drugiego, brakowało komunikacji, raz czy drugi Carragher świetnym blokiem załatał dziurę po kolegach. W środku zaś Spearing i Lucas oddali pole Cattermole’owi… Miałem, zdaje się, szukać argumentów za tym, że jutro z Lyonem będzie lepiej i, owszem, znajduję je: zagra Mascherano, zagra Gerrard, i ta druga linia będzie wyglądała kompletnie inaczej.

          3. ~fan.sport

            Jeśli można… Też chciałbym nawiązać do wątku szans, przewagi punktowej itp.Może jestem naiwny ale trzymam się z dala od prognoz i przewidywań w tak wczesnym fragmencie sezonu. Faktycznie Liverpool ma nieciekawy start. Faktycznie traci już dzisiaj kilka punktów do czołówki. Ale wedle moich obserwacji obecny sezon nie jest porównywalny do poprzedniego. To, że Liverpool ma dziś o 1 porażkę więcej niż w całym poprzednim sezonie nie świadczy o wielkiej tragedii. Chciałbym zauważyć, że w porównaniu do poprzedniego sezonu mamy dziś mocne ekipy w postaci MC i Tottenhamu – oni dziś bardzo mieszają w stosunku do poprzedniego roku – gdy byli raczej obijani przez innych.Pierwsze 6 drużyn z obecnej tabeli plus Liverpool to ekipy, gdzie każdy może ograć każdego i nie będzie to rozpatrywane jako sensacja (dla mnie). Wystarczą dziś 2-3 słabsze mecze jednej z drużyn, by z 1-2 miejsca stoczyła się na 6. pozycję. To, że czołówka będzie traciła punkty jest oczywiste. Benitez ma za zadanie teraz odbudować morale drużyny i cierpliwie ciułać kolejne zwycięstwa/punkty, nie zważając nawet na potknięcia z Manchesterami. Wciąż mam w pamięci tą serię Liverpoolu kończącą poprzedni sezon. Wiem więc, że wbrew przeciwnością oni są w stanie nawiązać walkę.

          4. ~piotr.butryn

            W przedsezonowych przepowiedniach nie potrafiłem znaleźć racjonalnych przesłanek, które potwierdzałyby stawanie Liverpoolu w szranki z najlepszymi. Nie potrafiłem znaleźć racjonalnych przesłanek też w typowaniu Liverpoolu na mistrza Anglii. Ale może o to chodzi, że Liverpoolu przeczy całkowicie racjonalizmowi i gra lepiej dopiero wtedy, kiedy ma nóż na gardle i kiedy trzeba dokonać jakiegoś zrywu i przemóc samego siebie. Przed najbliższymi czterema spotkaniami w PL, nie mam nadal racjonalnej przesłanki (uczepiłem się tego połączenia, bo nie pasuje zupełnie do The Reds), żeby stwierdzić, iż gracze Beniteza ugrają więcej niż 6 punktów. Ta całkowita abstrakcja jest chyba dla nich największą szansą…A co do tabeli Premier League to uważam, że październik nic nie wyjaśni. Ba, śmiem twierdzić, że po 20 kolejkach sytuacja w czubie będzie jeszcze bardziej gęsta i jeszcze bardziej niejasna. Powiększy się tylko liczba Janosików, którzy będą zabierać bogatym a oddawać biednym. I to też dobrze dla Liverpoolu. Jakby nie patrzył przyszłość wbrew rozsądkowi, maluje się dla nich lepiej niż mogłoby się wydawać.

  3. ~alasz

    Roger co do przykładu, nierozumienia przez ciebie danych statystycznych, moze nie tyle nie rozumienia co wyciagania wniosków zdecydowanie za daleko idacych, to chociazby przy dyskusji na temat kreatywnosci lucasa i fletchera podałes liczbe asyst, gdzie lucas miał ich wiecej, wspomonałem tam podanie otwierajace droge do bramki, niektórzy nazywaja je kluczowym, na co odpowiedziałes ze asyste cenisza bardziej bo mozna zmiezyc je danymi. Innymi słowy uwzgledniamy tylko ten fragmecik „kreatywnosci” jaki wskazał słupek, jesli czegos nie pokazuje to zapewne sie nie liczy. Tak sie składa ze z danymi róznego rodzaju mam doczynienia na codzien, sa pomocne, ale tylko pomocne a juz na pewno nie wolno tego traktowac jak aksjomatu za jaki mam wrazenie je masz. Szykuje sie niezwykle ciezki okres liverpoolu, na poczatek Lyon, wazny mecz który moze miec duzy wpływ na układ grupy, która łatwa nie jest. Nastepnie MU, zadny rewanzu i starajacy wrócic do chlubnej tradycji przerwanej w zesżłym sezonie, mianowice bicia liverpoolu dwa razy w sezonie. Warto zwrócic uwage na Berbatova który łapie rytm, nieługo moze byc naprawde w wybornej dyspozycji.

    Odpowiedz
    1. ~Roger_Kint

      > Roger co do przykładu, nierozumienia przez ciebie danych statystycznych, moze nie tyle nie rozumienia > co wyciagania wniosków zdecydowanie za daleko idacych,No widzisz? Od razu lepiej. Między 'niezrozumieniem’ a 'wyciaganiem zbyt daleko idących wniosków’ widzę znaczną różnicę. Do tego drugiego sie nie czepiam – bo to prawda jest. Czasem mi się to zdarza. Jakbys zapytał to sam bym podał przynajmniej jeden jeszcze przypadek z tego bloga (uznałem za decydujacą dla oceny bramkarza skuteczność obrony celnych strzałów – no ale tu rozmówca naprostował mnie błyskawicznie).W sprawie Lucas vs Fletcher. Tam była delikatna sytuacja. Ty twierdząc, że DF w przeciwieństwie do Lucasa, zawsze potrafił otworzyć bramkę rywala nie potrafiłeś/nie chciałes przytoczyć żadnych danych. Ot tak Ci się zapamiętało. Argumentem miało być Twoje wrażenie o zdolnościach zawodnika, a właściwie wspomnienie wrażenia – bo przecież rozmawialiśmy o Fletcherze sprzed 3 lat. Nie mam dostępu do żadnych statystyk opisujących ilość podań „otwierających drogę do bramki”. Za to mam dostęp do statystyk pewnej części z tych podań: podań otwierających drogę do bramki zakończonych celnym strzałem. I w tej kategorii Lucas był znacznie lepszy – szczególnie w swoim debiutanckim sezonie.Krótko pisząc: miałem do wyboru – albo zaufać Twojemu wspomnieniu o grze Fletchera sprzed 3 lat albo sprawdzić jedyną mierzalną podklasę takich podań dla obydwu zawodników. Każdego dnia tygodnia wybieram to drugie. Tobie jeszcze parę dni temu wydawało się, że aktualny trzon Liverpoolu jest taki sam od 2004 roku, wiec nie miej pretensji, że do Twojej pamieci mam sporą rezerwę, ok? (Do swojej mam rezerwę niewiele mniejszą)Naturalnie zgadzam się, że są zawodnicy u których ilość asyst nie do końca odzwierciedla ich wkład w kreację, więc tu trochę przegiąłem jeśli chodzi o Fletchera – nie mam niezbitych dowodów na to, że był porównywalny w tej kategorii z Lucasem. Powinienem był napisać coś w stylu „te dane sugerują…” a nie jednoznacznie twierdzić, że sprawa jest zamknięta. Ok. Poniosło mnie. Wybacz.Ale mam silną przesłankę za tym, że Lucas w swoim pierwszym sezonie był zawodnikiem stosunkowo kreatywnym.Ja się z Tobą zgadzam – asysty to nie wszystko. Ale i Ty się zgódź, że asysty są ważnym współczynnikiem mówiącym o kreatywności w ataku (nie każdy zawodnik z małą ilościa asyst jest niekreatywny, ale każdy zawodnik – defensywny pomocnik w szczególności – mający na koncie sporo asyst musi jakieś zdolności kreatywne mieć) No a jeśli są, to te 5 asyst Lucasa w pierwszym sezonie kiedy wystartował tylko 12 razy a z ławki wchodził 6 powinno być bardzo ważnym argumentem przeciw tezie, ze Lucas nie umiał otworzyć drogi do bramki. Umiał. Brał udział w zdobyciu gola średnio 1/3.5 meczu. Co najmniej bo przecież nic nie wiemy o jego 'podaniach otwierających drogę do bramki’ niebedących asystami.Pozdrawiam

      Odpowiedz
      1. ~alasz

        W wielu aspekatach masz racje, nie bede sie nawert wdawał w szczegóły, naprawde cenie twoje zdanie, bo patrzysz ze swojego punktu widzenie, jest ono inne od mojego owczywiscie, ale mysle tez ze sie czegos nauczyłem, bo moje ogólne wrazenie, przeciez nie oddaje przebiegu gry, masz swój styl oceny, to bardzo wazne, niektóre liczby zaskakuja a powinienem był sie im przyjzec nie przecze, bo gdybys mnie spytał o liczbe asyst lucasa na bank oszacowąłbym mniejsza. Cały czas mozna sie czegos nauczyc, napewno w póxniejszych wypowiedziach bede starał sie wrzucac pare danych, jak dobrze to ujołes „wskazujacych”. Sam lucas poczynie postepy to jest pewne, tylko jak dla mnie w tej chwili nie jest to gracz kóry powinien miec az tyle odpowiedzialnosci na swoich barkach, taki fletcher w jego wieku abstrachujac juz czy lepszy czy gorszy nie był az tak czesto wykorzystywany, natomiast teraz jest zawodnikiem przynajmniej istotnym w kadrze. Co do samego liverpoolu nie sledze ich poczynani z taka uwaga jak MU co oczywiste, wiec w ich kwesti na pewno wyzej cenie Twoje zdanie, co nie przeszkadza mi forsowac swojej opini. Generalnie dzieki za dotychczasowa, ale licza na kolejna wymiane zdan w przyszłosci.

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          Ogromnie się cieszę, że ta dyskusja znajduje taką puentę. Powtórzę coś, co już miałem okazję napisać przy innej podobnej okazji: to wielka satysfakcja być gospodarzem bloga, na którym rozmawia się z taką klasą. Mam oczywiście nadzieję, że okazji do Waszego skrzyżowania szpad będzie więcej…

          Odpowiedz
        2. ~Roger_Kint

          > W wielu aspekatach masz racje, nie bede sie nawert wdawał> w szczegóły, naprawde cenie twoje zdanie, Dzięki> Sam lucas poczynie postepy to jest pewne, tylko jak dla> mnie w tej chwili nie jest to gracz kóry powinien miec az> tyle odpowiedzialnosci na swoich barkach,Pełna zgoda. On jest naszym pomocnikiem trzeciego wyboru. Kiedy Mascherano i Aquilani będą w stanie grać Lucas na pewno posiedzi trochę na ławce. Pozdrawiam

          Odpowiedz
  4. ~Roger_Kint

    Z tą Chelsea to tak jakby powtarzał się scenariusz z zeszłego sezonu… Nie no – to by już by była farsa.Niemniej Villa mogła spokojnie nastukać jeszcze tych bramek ze dwie albo trzy i nikt by nie miał pretensji.Właśnie sobie odpaliłem 40 minutowy skrót z meczu Sunderland – Liverpool. Pierwsza konkretna akcja Poolu (50 sekunda materiału, wiec moze to być 2-3 minuta meczu): Lucas dostaje piłkę w okolicy linii środkowej boiska trochę po prawej i bez wahania przerzuca ją do wychodzącego na skrzydle pod polem karnym Sunderlandu Johnsona. Podanie jest niezłe, na wolną pozycję i ma tak na oko nie mniej niż 30 metrów. Może 35.Odezwę się jak już obejrzę.

    Odpowiedz
    1. ~Michał Zachodny

      Ładny obraz meczu Aston Villa-Chelsea nakreśliłeś. Szkoda, że nie wspomniałeś o jednej z kilku, wielu sytuacji klarownych, które mieli The Blues. No chyba, że nie widziałeś całego meczu, wtedy wybaczam;)

      Odpowiedz
      1. ~Roger_Kint

        No fakt nie widziałem. Wydało się.Dopiero teraz nadrabiam zaległości z weekendu. Miałem dostęp tylko do komentarza na żywo w necie BBC…Cieszę sie, że mi wybaczyłeś.Pozdrawiam

        Odpowiedz
      2. Michał Okoński

        Chelsea stworzyła kilka kapitalnych okazji; szkoda, że zbyt często atakowała środkiem i że zbyt często strzelała w ręce lub nogi centralnie ustawionego Friedela. Obejrzałem z wielką przyjemnością powtórkę, bo to był jednak mecz kolejki, i zaryzykowałbym nawet zdanie, że tak ładnie w ataku dawno nie grali. Tylko ten biedny Lampard: dlaczego prawie nie było go widać?

        Odpowiedz
          1. ~Roger_Kint

            Bardzo ciekawe. Wychodzi na to, że to nie jest wina taktyki Ancelottiego tylko problem samego Lamparda… Bardzo ciekawe…

  5. ~alasz

    Mecz Aston Villa z Chelsea był swietnym widowiskiem, aston villa mogła strzelic jeszcze ze 3 bramki ale chelse tez (podcinka deco, sam na sam anelki), ja jeszcze chciałem oddac sprawiedliwie, ze pierwszy raz chyba rafa benitez, zachowął sie jak dzentelmen, nie robiac awantury, jak czesto go krytykuje tak teraz nie moge nie zauwazyc takiego zachowania z jego strony.

    Odpowiedz
  6. ~Golden_Guy

    Szkoda, że na przekór tytułowi nie ma choćby najmniejszej wzmianki o United. Ot choćby w tym miejscu: „nikt tak pięknie nie psuje wybornych sytuacji”. W meczu z Boltonem pokazaliśmy, że Ronaldo to nie wszystko jeśli chodzi o kreowanie sytuacji – tutaj brylowali Berbatov i Giggs – natomiast przy wykończeniu może Portugalczyka brakować. Szczególnie, jeśli każdy bramkarz będzie tak uwzięty na Berbatova 😉 Wydaje mi się, że klasyczne 4-4-2 spisuje się u nas coraz lepiej, w czym duża zasługa Valencii i jego współpracy z Nevillem. W kilku ostatnich meczach atakowaliśmy głównie zaczarowaną po walijsku lewą flanką. Z „Kłusakami” udało się rozłożyć ciężar gry na oba skrzydła, co przyniosło spodziewany efekt. Właściwie nie schodziliśmy z połowy Boltonu, a ci jedynie sporadycznie (ale groźnie, co jest trochę niepokojące) kontrowali. Carrick i Anderson grali nieco ostrożniej i napewno zabrakło odrobiny kreatywności (albo próby strzału z dystansu), szczególnie ze strony Anglika. A i pod własną bramką nie zachowywali się najlepiej, czego efektem gol na 2:1. Zmartwił mnie Ferguson, który zwlekał ze zmianami, a po trafieniu Taylora kazał Diabłom cofnąć się we własną szesnastkę. Przypomniał się majowy mecz z Arsenalem, tyle że tam graliśmy o mistrzostwo Anglii i to z będącą w formie drużyną Wilekiej Czwórki. To było dziwne, by przez 15 minut tylko bronić się przed przeciętnym Boltonem i to na największym stadionie w kraju. Powiniennem się już przyzwyczaić, że gramy zazwyczaj po to, żeby wygrać, ale podświadomie chcę, by Fergie kiedyś się na takim podejściu wyłożył.W kwestii balonów: w oficjalnym sklepie LFC już od wczoraj wita nas napis 'out of stock’. Na Anfield ma być tego pełno ;)Zastanawiam się tylko jak długo ta plażówka się szwendała po boisku i czy Reina nie miał prawa/obowiązku poprosić sędziego o przerwanie gry. Ponoć Hiszpan wcześniej wrzucił ją do bramki zamiast wyekspediować w trybuny.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Przyznaję: dopiero teraz skończyłem oglądać obszerny skrót meczu MU. Z wieloma Twoimi opiniami oczywiście się zgadzam – Berbatow ewidentnie łapie formę, Giggs trzyma ją od początku sezonu, dobre spotkanie zagrał Valencia, kilka świetnych długich podań Andersona zrobiło zagrożenie pod bramką Boltonu. Przy stanie 2:0 wydawało się, że zaraz padnie trzeci gol.Ale nie padł. I przez ostatni kwadrans trochę to się zaczęło sypać – już nie mówię o tym, że Ferdinand i Evans są współwinni utraty gola. Zaczęło się sypać, zaczęły się nerwy i pod koniec statystyki okazji obu stron boleśnie się wyrównały. Gdyby w ostatniej minucie celniej uderzał obrońca Boltonu (Cahill? Knight?) mogłoby sie nawet skończyć remisem.Skądinąd to niesamowite. Tyle lat cała Premiership przygląda się Kevinowi Daviesowi, a on wciąż stwarza zagrożenie, wciąż potrafi wygrać walkę w powietrzu, zgrać do kolegi lub samemu uderzyć – mimo iż wcale nie jest wyższy od kryjących go obrońców. Nie przepadam za nim, bo widzę, jak pracuje przy tym łokciami, ale nie mogę nie wyrażać niechętnego uznania. Brr.

      Odpowiedz
  7. ~piotrek

    Giggs jest nominowany wśród 30 do Ballon d’Or wg France Football. Andrey Arshavin (Arsenal), Karim Benzema (Real Madrid), Iker Casillas (Real Madrid), Cristiano Ronaldo (Real Madrid), Diego (Juventus), Didier Drogba (Chelsea), Edin Dzeko (Wolfsburg), Samuel Eto’o (Internazionale), Cesc Fàbregas (Arsenal), Fernando Torres (Liverpool), Diego Forlán (Atletico Madrid), Steven Gerrard (Liverpool), Ryan Giggs (Manchester United), Yoann Gourcuff (Bordeaux), Thierry Henry (Barcelona), Zlatan Ibrahimovic (Barcelona), Andrés Iniesta (Barcelona), Júlio César (Internazionale), Kaká (Real Madrid), Frank Lampard (Chelsea), Maicon (Internazionale), Lionel Messi (Barcelona), Luís Fabiano (Seville), Franck Ribéry (Bayern Munich), Wayne Rooney (Manchester United), John Terry (Chelsea), Nemanja Vidic (Manchester United), David Villa (Valencia), Xavi (Barcelona), Yaya Touré (Barcelona).

    Odpowiedz
  8. ~Roger_Kint

    Się dzieje.W Anglii jest taka stacja radiowa Talk Sport – pewnie słyszałeś, ale co tam. Ponad godzinę temu skończyła się tam audycja w której brał udział Guillem Balague (i Stan Collymore – co jest bez znaczenia), też pewnie znasz.I ten koleś twierdzi, że agent Mourinho poleciał na Bliski Wschód i zapewnił potencjalnego kupca, że gdyby potrzebowali nowego managera to on nie wyklucza, że jego klient podjąłby się tego zadania.To może oznaczać – to już moja interpretacja – że jeśli Gillett sprzeda swoje udziały, to Benitez ma czas do końca grudnia.Tak, wiem, że to niepodparte żadnymi faktami plotki, ale ten Balague nie ma tu opinii nałogowego kłamcy…

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Balague zdecydowanie nie ma opinii nałogowego kłamcy, przeciwnie. Choć jego wiedza, źródła itd. są głównie hiszpańskie. W czasach londyńskich Ramosa to on był nieformalnym rzecznikiem menedżera Tottenhamu – a w każdym razie publikował wiele wywiadów z nim i dopowiadał wprost rzeczy, których tamtemu powiedzieć nie wypadało. Więc jak? Teraz poskarżył mu się Benitez?

      Odpowiedz
      1. ~Roger_Kint

        > Więc jak?> Teraz poskarżył mu się Benitez?Nie mam pojęcia, ale nie wykluczam… Niemniej dzięki takiej nominacji można by usunąć Beniteza właściwie bezboleśnie…

        Odpowiedz
  9. ~Golden_Guy

    Dwa słówka a propos problemów Chelsea i Liverpoolu w defensywie (via Sunday Times):Most Set-piece goals conceded:Liverpool 10 – 77% of total concededPompey 9 – 60%Chelsea 6 – 75%Arsenal 5 – 46%City 4 – 50%Man Utd 0 – 0% !Most set-piece goals scored:Bolton: 9 – 82% of all goalsAston villa 9 – 75%West Ham 7 – 78%Man Utd 7 – 34%Liverpool 6 – 27%Chelsea 5 – 26%Man City 4 – 27%Arsenal 4 – 15%W niedzielę szykuje się niezła walka o rzuty rożne, w czym na pewno przyda się i Giggs i Valencia.Co prawda nie zdobyliśmy z nich jeszcze ani jednej (!) bramki, ale bardzo często rozgrywamy je krótko, co stwarza okazję do lepszego rozegrania i pozwala również dłużej przetrzymać piłkę. Jeśli wróci Vida (ciałem) i Rio (duchem) możemy się spodziewać bardziej tradycyjnych prób. Oby udanych. Cieszy to, że Diabły nie tracą w ten sposób bramek – limit lapsusów wyczerpuje się w otwartej grze.Liverpool od początku sezonu łapie się na krycie strefą. Jeśli Benitez miałby pójść w ślady Scolariego, to zrobił już pierwszy krok.Co drugiego zestawienia i pozycji Boltonu, ta statystyka jest o tyle ciekawa, że w przypadku Kłusaków do rangi ważnego elementu gry urosły auty, często przedłużane lub zgrywane w okolice szesnastki. Co z resztą było widać w ostatniej akcji na OT.

    Odpowiedz
  10. ~alasz

    Czy limit pecha mozna wyczerpac? Bo jesli tak, to ja juz nie wiem co liverpool musi zrobic aby to uczynic. Kontuzja gerrarda, nieuznana 100% prawidłowa bramka, gol stracony po zamieszaniu, a potem ten krótki brak koncentracji… Teraz mecz z Manchesterem, morale w druzynie juz bliskie dnu, presja, nie wiem czy ktos ma obecnie w całej europie równie nieciekawa sytuacje. Seria niefortunnych zdarzen. MU jedzie dobic rywala, rywala który jest juz w potrzasku, a zwierze zranione jest najbardziej nieprzewidywalne. Niedziela bedzie wyjatkowa, rewanz za ostanie spotkanie? Nie mam nic przeciwko.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Mnie najbardziej żal Martina Kelly’ego, rewelacyjnego w debiucie (komu brakowało Johnsona?). I, oczywiście, Yossiego Benayouna, bodaj najlepszego w drużynie, nieoczekiwanie zmienionego na Woronina. Czy ktokolwiek z Was pamięta dobry mecz Woronina w barwach Liverpoolu?

      Odpowiedz
      1. ~spectator

        Panowie jednak warto wspomnieć, że Liverpool grał strasznie chaotycznie. Fatalny Ngong z przodu, [ btw bramka nieuznana prawidłowo] Lyon był po prostu lepszy. Nie skreślałbym jeszcze szans Liverpoolu na awans, ale sytuację mają arcytrudną [ z Debreczynem u siebie wygrali jedną raptem bramką]. Tradycyjnie jednak porażka w pucharach może jednak pomóć Poolowi pozbierać się w lidze. Pażywim uwidim.

        Odpowiedz
  11. ~nth

    Nie wiem jak wysoko zaszły wtedy na listach w samej Hiszpanii. Bo jak w Polsce, to mógłby przypomnieć ktoś kto słuchał LPP 3 od pięćdziesiątego notowania. Chodzi oczywiście o rok 1983. Sam Pepe Reina nie miał wtedy jeszcze roku. Nie mógł nawet przypuszczać, że zamiast po „ruskiej” stronie, wylądują 26 lat później na stadionie w Sunderland. A przynajmniej ten zagubiony setny. Ale jasne, że niczego nie mógł wtedy przypuszczać także ten, ledwie piętnastoletni dziś kibic Liverpoolu, którego kamera wyłowiła po incydencie. Tak czy owak w związku z zaistniałą sytuacją Darren Bent jest na czele tabeli strzelców. Z innych ciekawostek tej kolejki to jeszcze mam nadzieję, że Martin O’Neill, zdołał uratować swe okulary po taranie Anelki przy linii bocznej. Oraz mój ulubiony Andy Reid, który wciąż niestrudzenie przemierza wszystkie, jak mawia Michał Okoński, sektory boiska. Jeszcze tylko ładnie przeprosi i może Trapattoni ustawi go na Francję.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Powiększam fanklub Andy’ego Reida 🙂 Ma niepiłkarską sylwetkę, kapitalne dośrodkowania, a jak przeszedł z Nottingham Forest do Tottenhamu, został pięknie nabrany: odebrał cały szereg esemesów od kogoś, kto podszywał się za jego nowego menedżera, Martina Jola, i z całą powagą na nie odpowiadał. Dopiero dzień później okazało się, że kawał zrobił mu Robbie Keane…

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *