Dwadzieścia sześć mgnień Fabregasa

Jak tu porządnie podsumować kolejkę, skoro za kilkanaście godzin zaczyna się następna? Właściwie to powinno być permanentne blogowanie, rozpoczęte wczoraj przed południem, a zakończone dopiero po Nowym Roku. Lubię piłkę okołoświąteczną z mnóstwa powodów (nie najmniej ważnym jest trzecia runda Pucharu Anglii), ale jednym z podstawowych jest jej intensywność; zwycięsko z tego czasu wychodzą ci trenerzy i te zespoły, które nie cierpią na brak rezerwowych i które na co dzień przywykły do trudnej sztuki rotacji.

Powinno więc to być permanentne blogowanie, ale nie jest: wczoraj złożyła mnie świąteczna ociężałość i zbliżałem się do komputera z dynamiką, która cechowała wiele akcji Tottenhamu w meczu z Fulham. Znamienne, ale w tym spotkaniu żwawo ruszał się jedynie bramkarz gości – mający temu akurat rywalowi wiele do udowodnienia Heurelho Gomes. To właśnie na Craven Cottage Brazylijczyk wpuścił 13 miesięcy temu jedną z najbardziej kuriozalnych bramek, jakie oglądały angielskie stadiony, co zresztą stanowiło wtedy kulminację serii błędów ciągnącej się od tygodni. Wydawało się, że dla Gomesa nie ma ratunku; że będzie niepierwszym i nieostatnim nieudanym transferem w historii Tottenhamu, który żeby uratować nazwisko i karierę musi jak najszybciej wyjechać z Anglii.

Brazylijczyka uratowało bodaj wyłącznie to, że Harry Redknapp objął klub po zakończeniu okienka transferowego: nie mając wyjścia, zostawił bramkarza między słupkami, zmienił natomiast jego trenera. Austriak Hans Leitert uchodził wprawdzie za niezłego fachowca, ale Redknapp uznał, że do radzenia sobie na angielskich boiskach lepiej przygotuje Gomesa Anglik: do klubu przyszedł (a właściwie wrócił, bo kiedyś na White Hart Lane występował) Tony Parks, a następne miesiące przyniosły nie tylko stopniowy marsz Kogutów w górę tabeli, ale i odrodzenie Brazylijczyka; wczorajszy remis z Fulham był jego zasługą bodaj w tym samym stopniu, co tamta porażka. Czy w czerwcu wygra rywalizację z Julio Cesarem i będzie pierwszym bramkarzem reprezentacji Canarinhos? Byłaby to fajna puenta tej historii, bo że pojedzie na mundial, wydaje się pewne.

Mecz nie był ładny, jak to często bywa w przypadku drużyny Roya Hodgsona, ale szkoleniowiec Fulham przygotował zespół perfekcyjnie: ustawiony przed czwórką obrońców Chris Baird nie zostawił wolnej przestrzeni schodzącym do środka Keane’owi i Krajnczarowi, Paul Konchesky skutecznie wyłączył z gry Lennona, a przy Dannym Murphym nie pograli sobie ani Jenas, ani Palacios. Bobby Zamora tym razem bez gola (patrz: Gomes, ale też reprezentacyjna forma Michaela Dawsona), ale widać, że jest w wysokiej formie.

Nie spotkałem dotąd żadnego kibica Birmingham i, jeśli się nie mylę, żaden kibic Birmingham nie dyskutował do tej pory na tym blogu. Od kilku tygodni piszę o tej drużynie, podnosząc jej zalety; tym razem muszę wspomnieć o pechu, który spotkał ją w meczu z Chelsea: sędzia nie uznał prawidłowo strzelonej bramki Chucho Beniteza, co kolejny raz prowokuje pytanie o to, czy sędziowie podświadomie nie sprzyjają mocniejszym. Z drugiej strony może nie ma co narzekać, bo gdyby nie rewelacyjny Joe Hart w bramce (reprezentacja, proszę…), gospodarze mogli ten mecz przegrać. Chelsea nie zachwyciła (w jej składzie brakowało nie tylko Essiena, ale także Anelki, źle grało się Lampardowi), ale przecież stworzyła wystarczająco wiele okazji. Zabawna rzecz, bo jeśli w ostatnich tygodniach coś zacięło się w maszynce Ancelottiego, to owo „coś” znajduje się w głowach piłkarzy. Wystarczyło kilka błędów bramkarza, kilka nieco gorszych wyników, może też kłopoty z brukowcami Johna Terry’ego, i ulotniło się gdzieś poczucie siły, dzięki któremu tak niedawno jeszcze miażdżono Arsenal. Niedobrze, że przed styczniem i przed Pucharem Narodów Afryki…

Fot. Reuters/Onet.pl

Patrzę na to, co dotąd napisałem, i nie mogę się oprzeć wrażeniu, że gdyby nie 26 minut Fabregasa, o tej kolejce trzeba byłoby jak najszybciej zapomnieć. Arcyważne dla układu czołówki spotkanie z Aston Villą Arsenal wygrał pewnie właśnie dzięki krótkiemu występowi nie do końca zdrowego kapitana: Fabregas w drugiej połowie pojawił się na boisku, zdobył fenomenalną bramkę z rzutu wolnego, po kilkunastu minutach dorzucił kolejną, po czym opuścił boisko z odnowionym urazem (trzeciego gola dołożył Diaby). Sezon Kanonierów, po meczu z Chelsea przedwcześnie przekreślany, znów wydaje się obiecujący: cztery punkty straty do lidera, przy meczu w zapasie, to żadna strata. Z drugiej strony najlepszy piłkarz tej drużyny (jeśli nie ligi…) nie zagra znów przez kilka tygodni, kontuzjowani są także van Persie i Denilson, a kilku piłkarzy wyjeżdża na Puchar Narodów Afryki. Dopowiedzmy jednak, że narzekający niedawno na układ spotkań Wenger powinien  tym razem przeprosić Football Association, bo w odróżnieniu od większości rywali kolejny mecz rozegra dopiero we środę.

O pozostałych spotkaniach krótko: debiut Manciniego zakończył się zgodnie z oczekiwaniami (Stoke na wyjeździe zazwyczaj nie ma wiele do powiedzenia) – zwycięstwem. Naukę Premiership menedżer MC rozpoczął od faux pas (pomylił Tony’ego Pulisa z jego asystentem Peterem Reidem) i ryzykownej decyzji personalnej: posadził na ławce Craiga Bellamy’ego, który gorąco krytykował zwolnienie Marka Hughesa, i dał szansę Robinho. Powiedzmy od razu, że nie warto było, bo Brazylijczyk jest kompletnie bez formy; o zwycięstwie przesądził raczej znakomity mecz Petrowa i, tak tak, dwie interwencje Givena, a owacja kibiców przy wejściu Bellamy’ego z ławki rezerwowych musiała dać nowemu menedżerowi MC do myślenia. Po zwycięstwie nad Portsmouth nieco lżej oddycha Gianfranco Zola, podobnie jak Alex Ferguson po wygranej z Hull i Rafa Benitez po pokonaniu Wolves, ale w ciągu najbliższych godzin ich samopoczucie może łatwo ulec zmianie. Liga na półmetku, wciąż wszystko możliwe…

20 komentarzy do “Dwadzieścia sześć mgnień Fabregasa

  1. ~wiesiek90

    O grze Birmingham dużo dobrego się mówi…Mi przypomina się początek sezonu kiedy Manchester wygrał na Old Trafford 1:0 po bramce Rooneya – pojawiło się dużo krytyków, że MU bez Ronaldo jest beznadziejny, nie ma kto bramek strzelać, co to za wygrana przy takim beniaminku. Jak widać drużyna jednak pokazuje się z dobrej strony, mimo wszystko Chelsea przeważała, ale jak pan napisał – zabrakło tego czegoś…Joe Hart fantastyczny mecz – coś czuję, że pomiędzy James, Robinsonem a Hartem rozegra się bardzo wspaniała walka o miejsce w pierwszej 11 reprezentacji Albionu, najważniejsze aby unikać jakichś większych wpadek (przy obecnej sytuacji kadrowej Fostera nie zaliczam).Dużo się mówi o domniemanym kryzysie Chelsea, ale tak naprawdę to może brak szczęścia niż jakiś przypływ słabszej formy. Gra MU od spotkania z The Villans naprawdę wygląda tragicznie, można się jedynie pocieszać, że jak wrócą do zdrowia obrońcy to będzie lepiej, jednak na dzień dzisiejszy sławetna formacja defensywna z poprzedniego sezonu wygląda bardzo słabiutko, zawodnicy Hull wpadali w pole karne MU jak w masło. Jednakże Chelsea przed zbliżającym się PNA ma o czym myśleć…Zasłużona wygrana Arsenalu nad Aston Villą, dobre spotkanie zakończone pewnym zwycięstwem gospodarczy. Zastanawia mnie fakt czy wejście Fabregasa było konieczne (tzn. czy blisko było rozwiązanie worka z bramkami bez jego wejścia). Tak czy inaczej dal dobrą zmianę okraszoną 2 bramkami, jednakże Wenger ma się nad czym zastanawiać, czy uraz Hiszpana nie pozwoli mu zagrać przez 3-4 tygodnie…Reszty meczy nie obejrzałem, więc się nie wypowiem 😛

    Odpowiedz
    1. ~m85

      Nie przesadzałbym z ta tragiczną grą United. Z AV zagrali dobre spotkanie, ale zabrakło trochę szczęścia. Wolves nie wymagali wiekszego wysiłku. O Fulham to każdy wie, ale wczorajszy mecz z Hull fatalny nie był. Był przeciętny, ale pomimo wszystko 3 punkty sie należały.Zobaczymy co pokażą z Wigan. Mnie się wydaje, że teraz powinno być już tylko lepiej, bo wracają obrońcy, a najlepsi pomocnicy grają już w drugiej linii.

      Odpowiedz
      1. ~Bartek S.

        Najlepsi pomocnicy grają już w drugiej linii, ale przez ostatnie tygodnie zapomnieli, jak wygląda boisko z tej perspektywy. Wczoraj i Fletch i Carrick byli bardzo słabi jak na środkowych. Mam nadzieję, że zapomną szybko o swoich doświadczeniach obronnych i znowu zaczną być konstruktywni.

        Odpowiedz
  2. ~lukeroux

    Wenger po meczu mówił o max 3 tygodniach Fabregasa, a być może to sprawa kilku dni i skąd info o kontuzji denilsona nevesa ?

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Z „Guardiana” i pomeczowej wypowiedzi Arsene’a Wengera, że w drugiej linii będzie miał w najbliższych meczach kłopoty. Bo też i będzie je miał, zważywszy na wyjazd Songa i innych na Puchar Narodów.Fabregasem byłem zachwycony; być może, jak pisze wyżej Wiesiek90, Arsenal złamałby opór AV i bez niego, ale jego wejście było bez wątpienia przełomem: gospodarze przyspieszyli grę, piłka zaczęła lepiej krążyć, Diaby częściej ruszał do przodu, Walcott absorbował przy linii Warnocka i zrobiło się więcej miejsca w środku. Zauważcie, że pomijam gole; być może mógł je strzelić ktoś inny, ale okazje pojawiły się właśnie dzięki niemu.

      Odpowiedz
      1. ~lukeroux

        Może mój English sucks ale wydaje mi sie, ze w Guardianie wspominaja, ze Denilson byl wczesniej kontuzjowany, bo wydaje mi sie ze mister Wenger nic nie mowil o kontuzji brazylijczyka po meczu(ogladalem wywiad udzielony skysports jak i bbc)

        Odpowiedz
      2. ~Tom

        Rzeczywiście uraz Cesca może być i nie być dotkliwy dla drużyny – Wenger powiedział na pomeczowj konferencji, że jutro się wszystko wyjaśni (zależy czy jest to nowy uraz czy też odnowienie kontuzji). Co do meczu Villa nieco rozczarowała zbyt defensywnym ustawieniem, za głębokim cofnięciem sie na swoją połowę i czychaniem na kontry, które miały być wyprowadzane przez szybkich Agbonlahora i A.Younga – swoją drogą: na niezbyt wiele pozwolili The Gunners??Wenger ma problem ze środkową linią: Denilson – dokuczająca kontuzja pleców, Cesc – ?, Song – PNA… dobrze że Diaby w solidnej dobrej formie. Gorący okres jak zawsze w Premier o tej porze i myślę, że jeszcze wiele będzie sie działo a przecież my kibice tylko na to czekamy. Poza tym rzeczywiście ciężko podsumować kolejkę, bo już za nieco dłuższą chwilę następna…Ech. Chciałoby się powiedzieć „I love this game” ale przecież to o innej dyscyplinie…

        Odpowiedz
    2. ~taxi_rock

      Wenger go zdjął, gdy wprowadził Cesca. Brazylijczykowi odnowił się uraz pleców, z którym walczył w ostatnich miesiącach. Kiepsko to bedzie wyglądało, jak Cesc i Denilson wypadną na kilka tygodni, bo jeszcze Song wyjeżdża ….Dobrze, że Diaby wciąż gra bardzo dobrze. Wypada się modlić o szybki powrót Cesca (geniusz, jeśli Arsenal wygra tytuł, Cesc na 100% zostanie pilkarzem sezonu) i o zdrowie Songa na turnieju w Afryce.

      Odpowiedz
  3. ~Bartek S.

    Fabregas zachwycił, ale podczas meczu z AV znowu stawiałem sobie pytanie: czy to jest ta sama Villa, która rozbroiła MU? Dawno nie widziałem drużyny O’Neila tak bezjajecznej. Jajeczny znowu okazał się Wayne Rooney, dlatego pozwolę sobie odpowiedzieć na Pańskie pytanie (?)- Fabregas jest najlepszym graczem Arsenalu, ale nie ligi. 🙂 Asysta Wayne’a przy golu Berbatova (dobry mecz tegoż) była wręcz niezwykła – centymetrowa zmiana toru lotu piłki i pewnie nic by z tego nie wyszło. A dziś kolejna porcja wrażeń i podwójne derby. I love this game 🙂

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Oni chyba nie byli bezjajeczni, raczej taki mieli pomysł na sfrustrowanie Arsenalu; pomysł, który do wejścia Fabregasa sprawdzał się bardzo dobrze. A co do mojego, hm…, pytania, to ono oczywiście padło przedwcześnie, w impulsie zachwytu itd. Zgoda: to Rooney wczoraj, i nie tylko, robił wielką różnicę w MU, zresztą pewnie większość angielskich dziennikarzy postawionych przed taką kwestią wskaże właśnie na napastnika Czerwonych Diabłów. Niełatwy wybór, bo przecież w tym sezonie jest jeszcze Drogba. Przyjmijmy, że do tematu wrócimy i że po prostu mam słabość do rozgrywających 🙂

      Odpowiedz
      1. ~Bartek S.

        Możliwe, że Villa miała w planach zirytować Arsenal i jakoś to wykorzystać. Tylko ta druga część planu się nie powiodła, bo z przodu wyglądali mizernie – bez polotu i pomysłu. Słaby mecz zagrał (pierwszy raz od dłuższego już czasu) Milner, Abonlahor raczej też niewiele pokazał, a jedynym, który istniał w ataku, był Heskey. Pisząc o Rooneyu dałem się ponieść mojej miłości do tego faceta. On mnie po prostu zachwyca pewną zwierzęcością i tym, jak dojrzewa, mądrzeje (dyscyplina taktyczna to dziś jedna z jego najważniejszych cech, czego dowiódł w poprzednim sezonie). Cesc miał wczoraj wejście smoka. Ale w mojej prywatnej hierarchii byłby jednak za Drogbą. Ten ostatni to jest „uniwersalny żołnierz” – ma wszystko, czego potrzeba napastnikowi. Strzela, wykonuje wolne, asystuje, myśli, jest silny (!), duży i szybki. Przy słabszym sezonie najlepszych obrońców ligi (Terry i kontuzjowani Vidic i Rio) ta trójka piłkarzy podzieli między siebie miejsca na podium dla najlepszych artystów Premiership.

        Odpowiedz
        1. ~taxi_rock

          Drogba miewa jednak humory i dziś np. co chwila się przewracał i choć strzelił ostatecznie bramkę, a Chelsea wygrała, to Drogba raczej frustrował swoim zachowaniem niż zachwycał.

          Odpowiedz
          1. ~Bartek S.

            Pewnie, że miewa humory, ale mimo to strzela bramki. I choć dziś się przewracał (nie bez powodu- chłopcy z Craven go nie oszczędzali) i tak był jednym z lepszych graczy The Blues. Sam mam z Drogbą problem – podziwiam go i szanuję, ale na pewno nie lubię. 🙂 Co raz bardziej lubię natomiast Modrica. Dla mnie to jest największe zaskoczenie ostatnich dwóch sezonów – gdy trafiał do Kogutów myślałem, że angielskie osiłki go zjedzą, a uprzednio zadepczą i połamią. A to chuchro po prostu stało się twardzielem. I to wcale nie byle jakim.

          2. ~dziaam

            Drogba strzela jak najęty, ale 8 asyst, które dotychczas zaliczył, też nie jest kiepskim wynikiem na jego pozycji.

  4. ~Konrad F.

    Panie Michale, czy nie wydaje się Panu, że prawidłowo, co warto podkreślić, zdobyty gol przez Birmingham nie byłby mimo wszystko kolejnym powodem do kontrowersji? Zanim gospodarze zagrali piłkę w pole karne Chelsea, ok. 5 metra leżał jeden z podopiecznych Ancelottiego, bodaj Ashley Cole. Mimo protestów, gospodarze piłki nie wybili, akcję kontynuowali, wbili gola, a podanie do Beniteza świsnęło tuż przed ciągle leżącym obrońcą… Sprawiedliwość w niesprawiedliwości? Co do samego pojedynku to śmiem twierdzić, iż był to jeden z lepszych w ostatnim czasie (czasie kryzysu) meczów The Blues, a zabrakło mimo wszystko szczęścia, bo choć gra Harta była wyśmienita, to chociażby przy strzale Lamparda zadecydowało szczęście, no i ta poprzeczka Alexa – zdecydowały dosłownie centymetry.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      No jasne, że byłyby kontrowersje: napastnik Birmingham był na równi z leżącym na boisku, a nie próbującym go powstrzymać piłkarzem. Niemniej przepisy są jasne: powinien być gol.Wydawało mi się, że wyżej napisałem: Chelsea miała wiele okazji, łącznie z tą poprzeczką, Hart fenonemalnie interweniował itd. Faktem jest, że nie wygrała.

      Odpowiedz
      1. ~Stefan

        Panie Michale – jesteśmy na półmetku. Może nie powinienem, ale bardzo bym prosił o obszerne podsumowanie i proroctwa na dalszą część sezonu. Bardzo miło czyta się Pańskie przemyślenia na temat Premiership, a jest okazja – bo za nami już połowa bardzo emocjonującego sezonu…

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          Coś próbuję klecić, ale równocześnie klecę podsumowanie rozciągniętej od poniedziałku do środy kolejki. Wychodzi więc, że będą dwa wpisy przed Sylwestrem, jeśli tylko redakcja pozwoli 🙂

          Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *