Kibic, wiadomo: uważa swoją drużynę za najlepszą na świecie. Nie widzi fauli, popełnianych przez jej piłkarzy, natomiast dostrzega wszystkie – nawet rzekome – przewinienia rywali. Krytykuje sędziów, którzy uparcie nie chcą dyktować rzutów karnych dla jego drużyny, o czerwonych kartkach dla przeciwnika nie wspominając. Wszystko sprzysięga się przeciwko niemu: godzina rozgrywania meczu, pogoda, stan murawy, i – oczywiście – stronnicze media. Rzeczywistość dla kibica nie istnieje, żyje w świecie fantasmagorii. Strzeżcie się kibiców piszących o piłce: są kompletnie niewiarygodni.
Nie jestem typowym kibicem, choć kiedy spoglądam co jakiś czas na swoje pisanie o Tottenhamie, widzę, że również jestem niewiarygodny. Chociaż z nieco innych powodów: jako człowiek emocjonalnie związany z tą drużyną i przez ponad 20 lat przyzwyczajony raczej do spektakularnych wpadek na prostej drodze niż do zasłużonych zwycięstw odnoszonych nad najlepszymi w kraju, mam skłonność do zdecydowanego umniejszania tego, na co ją stać. Tam, gdzie inni widzą zespół zdolny do zajęcia czwartego miejsca w lidze, ja wciąż nie chcę dopuścić do siebie tej myśli, jako ostateczny argument wystawiając choćby nieświeżą lazanię, która pozbawiła Tottenham szans na awans do Ligi Mistrzów w ostatniej kolejce sezonu 2006/07.
Co nie znaczy oczywiście, że nie jestem dumny i szczęśliwy. Do licha: podobnie jak z Arsenalem we środę, wczoraj z Chelsea podopieczni Harry’ego Redknappa byli niewątpliwie lepsi, a gdyby nie rozregulowany celownik Pawluczenki i dobra postawa Czecha wynik byłby zdecydowanie bardziej efektowny niż to 2:1. Podobnie jak z Arsenalem, kluczem do sukcesu okazało się podjęcie walki w środku pola i pressing, rozpoczynany przez jednego z napastników natychmiast po utracie piłki (widać to od pierwszej minuty: Defoe lub Pawluczenko uganiający się za Mikelem, a później za Deco). Inaczej jednak niż z Arsenalem, to gospodarze od pierwszej minuty mieli więcej z gry – druga linia z Modriciem i Huddlestonem nie tylko okazała się wystarczająca do zneutralizowania liczniejszej pomocy Chelsea, ale potrafiła rozwinąć skrzydła. Gareth Bale – wspierany przez Benoit Assou-Ekotto – ganiał po lewej stronie w stylu, do którego zdołaliśmy się w ostatnich tygodniach przyzwyczaić i który słusznie przyrównuje się do Roberto Carlosa (biedny Paolo Ferreira, dawno już nikt nie zrobił z niego takiej sałatki…). Michael Dawson był nie do przejścia (Fabio Capello powinien się poważnie zastanowić, który z kapitanów – Chelsea czy Tottenhamu – zasługuje w obecnej formie na wychodzenie w pierwszym składzie reprezentacji). Pawluczenko i Defoe rozciągali obronę. Gomes, kiedy już trzeba było (bo dzięki m.in. Dawsonowi długo nie było trzeba), wykazywał się kunsztem, z którego słynął w Holandii i który wystawił na szwank w pierwszych miesiącach pobytu w Anglii (apeluję, by więcej do tego nie wracać – podobnie jak do wspominania czarnej serii meczów, których Tottenham nie mógł wygrać, bo w pierwszym składzie wychodził pewien młody Walijczyk).
Gareth Bale przyjmuje gratulacje kolegów. Fot. AFP/Onet.pl
Ta kwestia frapuje mnie od dłuższego czasu: Harry Redknapp jest jedynym trenerem drużyn z czołówki, który trzyma się systemu 4-4-2 i mimo iż zwykle oznacza to jednego zawodnika mniej w drugiej linii – ma efekty. A może to kwestia doboru ludzi? Może nieobecność Palaciosa w dwóch ostatnich meczach okazała się tak naprawdę błogosławiona, bo Modrić i Huddlestone nie tylko pokazali, że umieją bronić równie dobrze, jak ich odsunięty za kartki kolega, ale każdy z nich potrafi rozegrać piłkę w sposób, na który jego nigdy nie będzie stać? Pozytywne myślenie menedżera to coś, czego nie sposób przecenić: Redknapp zdaje się zupełnie nieprzejęty perspektywą zakwalifikowania się bądź nie do Ligi Mistrzów. Podobnie jak nie sposób przecenić ducha zespołu, wyrażającego się nie tylko w rytualnym uścisku przed meczem, ale i w podbieganiu kolegów do Gomesa z podziękowaniami za każdą udaną interwencję w derbach z Arsenalem, a w meczu z Chelsea – zbiorowymi gratulacjami dla Dawsona po kapitalnym wślizgu blokującym strzał Drobgy.
Znamienne: słowo „soft”, tyle razy używane w ostatnich latach pod adresem Tottenhamu, tym razem padło z ust Carlo Ancelottiego na określenie własnych piłkarzy. O tym, jak Chelsea nie funkcjonowała, świadczy choćby fakt, że jej włoski menedżer wykorzystał limit zmian w 45 minucie i że w przerwie posadził na ławce dwóch zawodników, którzy mieli zabezpieczać prawą flankę – właśnie tę, którą atakował Bale. A także to, że lider tej drużyny, który już w pierwszej połowie powinien dostać żółtą kartkę (ciągnął za koszulkę wychodzącego na czystą pozycję Defoe’a), w ciągu kilku minut drugiej połowy kompletnie stracił głowę i po faulu na Walijczyku musiał opuścić boisko. Pytanie też, kto tu wyglądał na zmęczonego, grającego trzeci mecz w ciągu siedmiu dni, z czego jeden z dogrywką? I kto tu mógł narzekać na osłabienia? Przypominam, że z Chelsea udało się wygrać nie tylko bez Lennona i Kinga, ale także bez Krajnczara, Jenasa, Palaciosa, Czorluki i Woodgate’a… O wykorzystany przez Defoe’a rzut karny można się oczywiście spierać (choć z punktu widzenia tych, którzy na początku tygodnia oglądali mecz Chelsea z Boltonem sprawiedliwości stało się zadość) – mnie się wydawało, że bardziej na gwizdek zasługiwało wcześniejsze sponiewieranie Bale’a przez Mikela.
Przed kilkoma tygodniami Harry Redknapp mówił o pięciu punktach, jakie Tottenham powinien zdobyć w meczach z Arsenalem, Chelsea i MU – czyli jeszcze przed wyjazdem na Old Trafford ma punkt ponad plan. Ja, zgodnie z tym, co napisałem na początku, po trzech meczach spodziewałem się dwóch punktów, i teraz znów boję się powiedzieć głośno, jak ten sezon może się jeszcze skończyć dla Kogutów.
Tym bardziej, że – niezależnie od tego, jak fantastyczną główkę zaliczył na kilkanaście sekund przed końcem meczu Paul Scholes – przyszłotygodniowy rywal Tottenhamu wczoraj długo rozczarowywał: Rooneyowi brakowało wsparcia, a jego koledzy w dobrych sytuacjach strzelali anemicznie lub niecelnie. Jak na derby Manchesteru, i mecz o taką stawkę w rywalizacji zarówno o mistrzostwo, jak i o czwarte miejsce, spotkanie na City of Manchester Stadium było mocno przeciętne (a są tacy, którzy używają słów znacznie bardziej zdecydowanych). Gospodarze – kolejny rywal Tottenhamu w najbliższych tygodniach – dużo biegali, ale ani Adebayor, ani Tevez nie dochodzili do sytuacji strzeleckich (świetny, może najlepszy w sezonie mecz Vidicia!); nie posłużyły im także dokonywane w drugiej połowie zmiany, zwłaszcza zejście dynamicznego Johnsona i najlepszego na boisku de Jonga. Goście atakowali niewielką liczbą zawodników, a to, że w drugiej linii najjaśniej błyszczał 36-letni Scholes mówi równie wiele o nim, jak o jego młodszych partnerach. Choć przecież trzeba docenić to, że trzeci raz w tym sezonie odprawili „hałaśliwych sąsiadów” w doliczonym czasie gry.
Wyniki meczów sobotnich oznaczały, że Arsenal znów może się liczyć w grze o tytuł – i liczył się, do czasu, kiedy tuż przed końcem biedny Łukasz Fabiański nie zdołał utrzymać w rękach piłki bitej z rzutu rożnego. Błąd niewątpliwy, ale Fabiański biedny, bo jego koledzy kilkanaście minut wcześniej właściwie przestali grać, po raz kolejny uzasadniając tezę, że czegoś tej drużynie brakuje, i że to coś leży bardziej w głowach zawodników niż gdziekolwiek indziej.
Trzy albo cztery mecze – tyle zostało drużynom angielskiej ekstraklasy do rozegrania. Wciąż nie wiadomo, kto będzie mistrzem, kto zajmie czwarte miejsce i kto poza Portsmouth spadnie, ba: ósmy Everton ma matematyczne szanse na przeskoczenie w tabeli siódmego Liverpoolu (to by było dopiero…). Nawet jeśli narzekamy czasem na poziom, nie możemy narzekać na emocje. Niech i tak będzie.
Tottenham ma wielką przyszłość przed sobą. Mam nadzieję, że najbliższym okienku, ta drużyna zostanie uzupełniona i nikt z kluczowych graczy nie odejdzie. W przyszłym sezonie przyjdzie zapewne rozegrać jeszcze więcej meczów, dlatego ważna jet długa ławka. A teraz cieszmy się, tą chwilą i miejmy nadzieję, że po siedmiu latach chudych nadejdzie siedem lat tłustych. No i koniec łyżeczka dziegciu, ale taki już koguci los. Jak przyjemnie byłoby przeżyć deja vu tego meczu 15 maja na Wembley, ech 10 kwietnia.
ROSJANIE ATAKUJĄ!!!e-Rosja zaatakowała e-Polskę!!! Uderzają z Kaliningradu – Pomorze już zajęte!!!Dołącz do nas i pomóż wirtualnej ojczyzny!!!http://tnij.org/bronimy-sie
Wyniki Tottenham’u cieszą chyba wszystkich kibiców tego zespołu, ja sam liczyłem na 2 punkty w konfrontacjach z Arsenalem, Chelsea i ManUnited. Dlatego tym bardziej trzeba wziąć trochę 'na wstrzymanie’ przed meczem na Old Trafford. Jedno jest jednak pewne: będzie tam wiele walki, tak samo jak w ogóle w całej lidze. Dlatego PL to najlepsze rozgrywki tego typu na świecie. Pozdrawiam :]
> Strzeżcie się kibiców piszących o piłce: są kompletnie niewiarygodniPoza mną. Ja jestem bardzo wiarygodny mimo kibicowania Liverpoolowi. No ale zawsze się zdarzy jakiś wyjątek, nie?
Pomimo potencjalnego zmęczenia to właśnie mecz z Manchesterem może być najtrudniejszy. Bywa tak, że piłkarze łapią jakiś niesamowity rytm i pewność poczynań grając co trzy dni. Teraz bardzo trudne i ważne zadanie przed Redknapp’em, aby utrzymać zawodników w tym stanie. Jeśli mu się to uda, w żadnym razie nie można wykluczyć sensacyjnego kompletu punktów w meczach z pierwszą trójką. Jeśli jednak się nie uda, to paradoksalnie, po tygodniu przerwy w meczu z United mogą wyglądać jakby wczoraj rozegrali 120 minut ciężkiej batalii.
Co do transferów Tottenhamu w przyszłym okienku transferowym to nie widzę słabego punktu w układance Redknappa i tutaj wzmocnieniem mogą być chyba jedynie piłkarze z tej absolutnie najwyższej półki.
Chyba jednak środkowy obrońca by się przydał. Taki np. Jagielka wraz z Dawsonem stworzyłby niesamowitą parę na miarę np. Adamsa i Keowna. King przy swoich kontuazjach to jak dla mnie to idealny rezerwowy.
Na pewno przedałby się lepszy prawy obrońca, Corluka jest co najwyżej przyzwoity. Niewątpliwie środkowy obrońca, bo tylko dwóch zdrowych to trochę mało. Zmiennik dla Palaciosa, chyba że jeśli wróci O’Hara i zostanie; myślę, że mógłby takie zadanie wykonywać. Dziś coś czytałem o Piennarze, to właśnie jest krok w dobrą stronę. Myślę, że Eidur powinien zostać, żeby trochę zimnej wody wylał na rozpalone głowy zwłaszcza w końcówkach, gdy mecz jest już wygrany. No i trochę lepszy napad; próby trafienia Croucha w głowę i gol jest jakimś rowiązaniem – ale takie coś proponuję na ostatnie 10-15 minut gdy gonimy wynik. Przy takich skrzydłach jakie mamy aż prosi się o napastnika grającego kombinacyjnie, np. Berba. Generalnie chodzi o to, że gdy wyjmie się jedną kostkę domina a wstawi inną, żeby maszynka dalej funkcjonowała, a przy okazji, żeby Harry miał pewne pole manewru i nie był przewidywalny dla przeciwników. W pierwszej części sezonu można było w ciemno obstawiać jaką 11-stkę Harry wystawi, teraz trochę przejrzał na oczy, że w ten sposób daleko nie zajdzie, co prawda kontuzje pomogły mu w nauce.
Co do prawej strony zgadzam sie ze Corluka nie jest wirtuozem, ale jeszcze jest bardziej ofensywny Hutton ( o ile nie odejdzie) jest mlodziutki Walker i Kyle Naughton wiec ja bym skupil sie na rozwijaniu i dawaniu szansy mlodym ( bo jak widac po Bale’u to sie oplaca). Na srodku obrony mamy pieciu dobrych graczy (Woodgate, King, Dawson, wszechstonny Kaboul i Bassong). Po co 6 obronca? Zeby zepsuc atmosfere w druzynie? Zmiennika Palaciosa juz kupilismy, Sandro zostal juz potwierdzonyPiennar ma 28 czy 29 lat, jest dobry ale tez z pewnoscia nie tani (10 mln funtow ponoc) moim zdaniem nie warto (no chyba ze odejdzie Bentley) ja bym optował za kupnem N’Zogbii ktory juz zapowiedzial ze chce odejsc do wiekszego klubu. Co do napastników, to zamiast Eidura (inteligentny gracz ale najlepsze lata ma juz jednak za soba) mozna by sie zastanowic nad wyciagnieciem jakiejs sumki za R Keana i kupno na jego miejsce kolegi z reprezentacji K. Doyla (rownie inteligentny ale w kwiecie wieku i to jak sie zastawia i rozciaga obrone to jest niesamowite) ewentualnie Rodallegi (utalentowany jest bez dwoch zdan). Moze warto byloby tez wyciagnac kogos ze spadkowiczow (zapewne Hull (ciekawi sa Altidore,Mouyokolo) Burnley (Eagles i Pompeys(Belhadj, Piquionne, Boateng;) Moim zdaniem jednak najwazniejsze to znalezc drugiego bramkarza (dziwie sie ze klub nie zerwal kontraktu z Cudicini’m)
Jeśli o mnie chodzi to Koguty mogą wygrywać do końca tego sezonu-pomijając sobotni mecz z ManU 🙂 bardzo ucieszyły mnie ich wygrane z Kanonierami i The Blues-Harry Redknapp to prawdziwy czarodziej.A Gareth Bale wyrasta na najlepszego lewego defensora ligi.
Panie Michale, jako kibic MU byłem z wami całym sercem tego popołudnia i opłaciło się. Za tydzień nie będzie już żadnych sentymentów, ale dzisiaj możemy usiąść przy wspólnym piwie 😉 Gratulacje z całego serca dla Tottenhamu. W pełni rozumiem Pana umiarkowany optymizm, ale życie i szkoła nauczyły mnie, że nie należy nigdy patrzeć na moment bieżący i wyciągać z niego pochopnych wniosków – moment bieżący jest efektem wcześniejszych zdarzen i tak też powinien być zawsze postrzegany. Mam na myśli to, co pisałem na tym blogu już parę razy: proszę zwrócić uwagę na trend, jaki kształtuje się po tym jak drużynę przejął Harry Redknapp. Jest ktoś na tym blogu na tyle mądry, żeby wyznaczyć granicę możliwości tej drużyny, skoro jeszcze w tamtym sezonie po 8 meczach miała na koncie 2 punkty, a teraz staje się główym kandydatem do miejsca w Wielkiej Czwórce (czy bez L’poolu To też będzie się nazywać Wielka Czwórka?). A tak bardziej ze swojego podwórka, Pan jest umiarkowanym optymistą, a ja powoli zaczynam chyba mieć schizofrenię. Czy szanowni komentatorzy, mogliby się zdecydować jak to jest z tym Manchesterem United? Czy jest to cień drużyny z tamtego sezonu, pownieważ dali się ograć Bayernowi, a z MC wygrali na wyjeździe dopiero w doliczonym czasie? Czy może jest to kolejny świetny sezon, z jednym trofeum już stojącym na półeczce i szansą na tytuł? Subiektywizm niestety zamydla mi oczy i nie stać mnie na własną ocenę. Ja już sam nie wiem co myśleć. Wiem tylko, że nie zamieniłbym się na kibicowanie innej drużynie za żadne skarby.Dla mnie bohaterem meczu był Vidic, który wyrasta na legendę tego klubu. I mimo, iż nie oddałbym Rio Ferdinanda do innego klubu, marzyłaby mi się para stoperów Vidic-Vermaelen. Wiele usłyszałem, że derby były nudne i nie wzbudziły emocji, ale czy tylko ja widziałem perfekcyjne przygotowanie taktyczne obu zespołów? Oczywiście tridy sezonu dały się we znaki, ale tak naprawdę aż do główki Scholesa, błędy w obronie jednej i drugiej drużyny można policzyć na palcach jednej ręki. „Głośny sąsiad” wyrasta na naprawdę godnego rywala.
Roger widzę jak zawsze skromny 😉 Ja tylko mam nadzieję, że za dwa tygodnie znajdziesz jakieś wiarygodne podstawy do tego, by wierzyć w zwycięstwo Liverpoolu nad Chelsea. Do czego to doszło, by „Czerwone Diabły” pokładały całą nadzieję w odwiecznych rywalach ;)Ten sezon igra z kibicami United w okrutny sposób. „I can take the despair, it’s the hope I can’t stand” – powiedziała kiedyś postać grana przez Johna Cleese’a. Po najbardziej koszmarnych dwunastu dniach jakie dane mi było przeżyć z Diabłami, do derbów Manchesteru zasiadałem nieco pogodzony z losem mistrzostwa, choć było ono przecież wciąż realne. Zależało mi zatem „jedynie” na utarciu nosa City. A jednak zwycięski gol Scholesa w niezrozumiały sposób zasiał ziarenko nadziei – tej samej, która kazała United walczyć do końca. Tej samej, z jaką kibice „Czerwonych Diabłów” kilka godzin później śledzili poczynania niejednokrotnie wyśmiewanego Tottenhamu. A może to właśnie nadzieja na wywalczenie czwartego miejsca wobec porażki City, pchnęła Koguty do tak odważnego boju. Jak mamy to rozumieć, panie Michale? Jesteśmy kwita? ;)Tak czy inaczej chciałem serdecznie pogratulować Tottenhamowi i 'Arry’emu, który fantastycznie ustawił zespół. Chelsea nie była sobą; mimo dominacji w posiadaniu piłki, drużyna Ancelottiego długo nie potrafiła odnaleźć zabójczego podania. Przede wszystkim zaś nie radziła sobie z pressingiem i morderczym tempem spotkania. To prawda, że Tottenhamowi zabrakło wyrachowania i skuteczności. Gdyby dali sobie wydrzeć zwycięstwo, stali by się pośmiewiskiem całej Anglii. Ale przez 95 minut i piłkarze i kibice Kogutów absolutnie terroryzowali „The Blues”. Nie było momentu zawahania, a wszelkie błędy były szybko naprawiane przez cieszących się zaufaniem partnerów (interwencja Dawsona była nieziemska, Gomes powoli swoje boskie parady „uczłowiecza”). Ogrom pracy wykonał Modric, ale także Defoe, który błyskawicznie po stracie piłki atakował czy to Deco, czy Mikela.Tego zresztą zabrakło ze strony Manchesteru City, co jest tym dziwniejsze, że to przecież Tevez słynie z biegania „bez głowy” za obrońcami lub wręcz przeciwnie, blokowania piłki szczupakiem (http://www.youtube.com/watch?v=cdWpd0CVmnQ). Tym czasem ani on, ani Adebayor nie stwarzali najmniejszych problemów Paulowi Scholesowi, który mógł przez całe popołudnie rozrzucać piłki po placu gry. Fletcher i Gibson dużo pracowali pressingiem, w pełni wykorzystując przewagę jednego zawodnika w środku pola, choć tylko ten pierwszy stwarzał jako takie zagrożenie pod bramką Givena. Zresztą ten mecz nie był najlepszym w wykonaniu napadu „Czerwonych Diabłów”: Giggs zbyt często schodził do środka, a Rooney wyraźnie oszczędzał kontuzjowaną kostkę i raz po raz był ubiegany przez obrońców w pojedynkach o prostopadłe podania. Jestem jednak przekonany, że to zwycięstwo się United należało. City chciało się wykazać wyrachowaniem i zagrać z kontry na własnym stadionie, ale koniec końców zagrali zbyt asekuracyjnie. Prawonożny Bellamy, który kilkakrotnie zakręcił Nevillem posyłał wrzutki w obrońców lub w trybuny. Podobnie było z lewonożnym Adamem Johnsonem, dla którego jedynym ratunkiem było zejście do środka na silniejszą nogę lub wrzutki a’la Quaresma. Zdecydowanie zbyt łatwe zadanie dla świetnych w tym meczu Vidy i Evansa.Jeszcze na chwilkę chciałem wrócić do meczu Chelsea, choć bardzo chcę się powstrzymać od niepotrzebnych „wycieczek osobistych”. Chodzi mi mianowicie o Johna Terry’ego. Po skandalicznym faulu na Jamesie Milnerze, wczoraj w idiotyczny sposób osłabił drużynę i miał czelność kłócić się na ten temat z arbitrem. Terry powoli staje się cieniem dawnego ja, a co gorsza coraz częściej pokazuje na boisku, jak małym jest człowiekiem poza nim. Z pewnym zażenowaniem przypominam sobie, że ten piłkarz ma ponoć „niebieskie serce”.
Golden_Guy, jak chcesz potrzymam twoje kciuki, a ty potrzymaj moje. Jeszcze wszystko może się zdarzyć. „…mimo dominacji w posiadaniu piłki, drużyna Ancelottiego…” przecież było 57-43 dla Tottenhamu. Toż to już prawie Barcelona 🙂
Heh, footytube mnie oszukał: tam Chelsea ma 61%, a Tottenham… nie, nie 39, ale 40 😉
Jeśli MU zdobędzie w tym roku tytuł, będzie to cholernie demoralizujące. 🙂 Liczę na to -nomen omen- diabelnie, ale mam świadomość, że Chelsea chyba bardziej zasługuje na mistrzostwo (wiem, w piłce liczą się punkty, nie zasługi).Diabły w tym roku robiły wszystko, by tytuł przegrać – jak była szansa na przegonienie Chelsea, przegrywali, jak trzeba było zdobyć punkty ze słabeuszami – tracili je. W przekroju sezonu The Blues mi zaimponowali (bardziej tylko Tottenham) – nawet kiedy na Puchar Narodów pojechał Drogba i afrykańska spółka, wygrywali. Kiedy natomiast zabrakło Rooneya, MU grało dość dramatycznie. I na tym koniec moich ochów nad Ancelottim. Teraz liczę na Stoke – niechaj chłopcy bronią i niechaj Delap wrzuca z autu za kołnierz Cecha. 🙂 A później już tylko Liverpool z Ngogiem w ataku rozwali Chelsea i MU zdobędzie trochę niezasłużony, ale przeze mnie upragniony tytuł. 🙂
United w tym roku nie zdobedzie tytułu, zreszta zasluzenie bo Chelsea jest nie tylko solidniejsza, ale tez gra bardziej widowiskowo. Chelsea w pozostałych meczach moze stracic punkty juz tylko z Liverpoolem na wyjezdzie co i tak przy braku Torresa nie jest wcale takie pewne. Tymczasem United spokojnie moze stracic jeszcze punkty i z Tottenhamem i Sunderlandem. Ta walka do samego konca o tytul, zakonczy sie raczej w przyszlym tygodniu kiedy zremisujecie ze Spurs.
Ja twierdze ze niesprawiedliwością będzie tytuł dla Chelsea, zwyczajnie nie zasługują, wiele meczy wygranych przez błędy sędziego, ostatnio choćby i Bolton, nie wspominając o obu spotkaniach z MU. Mu miało kontuzje zdecydowanie więcej jak Chelsea, nie mieliśmy w ogóle obrony, grając prowizorka. Gdy oglądałem spurs-smerfy w sobotę, po faulu na bale pomyślałem, „czy nie można dostać karnego z Chelsea?” United nie było w tym sezonie drożyna idealna, tego nie powiem, wiele rzeczy należny poprawić, ale jako ze nie było godnego mistrzostwa, to my spośród rywalizujących najbardziej zasłużyliśmy. Swoja droga wie ktoś kiedy protest pilarzy w hiszpani?
Może i masz trochę racji. Może w tym roku nie powinien zostać przyznany tytuł mistrza. 🙂 Czasem taki zabieg się zdarza w różnych konkursach, gdy uczestnicy nie prezentują poziomu godnego laureata. Wiesz doskonale, bo nie raz tutaj dyskutowaliśmy, że moja słabość do Manchesteru jest chorobliwa. Ale może dlatego tak surowo oceniam graczy Fergusona. Dużo mniej przeze mnie lubiani gracze Chelsea wobec tego kibicowskiego krytycyzmu wydają się równiejsi i solidniejsi. Ale z kontuzjami to wszyscy mieli problem. Było przecież tak, że w Chelsea było nominalnych czterech obrońców, mimo że w składzie oficjalnie powinno być ich drugie tyle. Były kontuzje Deco, krótka kontuzja Drogby, grupowy wyjazd na PNA, długa nieobecność obu Coli, kluczowa kontuzja Essiena i moment, kiedy w bramce stawał Ros Turnbull. Słowem – lekko nie mieli. A że mimo kontuzji skład londyńczyków zazwyczaj wydawał się mniej poszarpany, było tylko zasługą szerokiej kadry. W Manchesterze jest ona za wąska. Zwłaszcza, że znaczącą jej część stanowią starsi panowie, którzy siłą rzeczy są bardziej podatni na kontuzje. Gdyby wystawić ławkę MU przeciw ławce Kogutów, Diabły dostałyby ostre bęcki. Kontuzje nie mogą więc być usprawiedliwieniem. Liga jest ciężka, trzeba więc przygotować taki skład, żeby być przygotowanym na wszelkie okoliczności przyrody.
Faktycznie Chelsea łatwo nie miała – zostało jej czterech nominalnych defensorów – Manchester miał okres kiedy grał JEDNYM nominalnym defensorem (ośmiu pozostałych było kontuzjowanych). Przypomnę Ci, że były okresy kiedy bronił Foster, a potem Kuszczak bo i Foster i VDS byli kontuzjowani. Do tego na długie okresy wypadali napastnicy Berba/Owen. Jeśli chodzi o kontuzji to nie mam najmniejszych wątpliwości która drużyna w tym sezonie pod tym względem miała najciężej.Cięższą sytuację od Chelsea jeżeli chodzi o kontuzje miewał też w tym roku Arsenal z wyłączonym praktycznie przez cały sezon RVP, tygodniami wyłączonym Fabregasem, zdziesiątkowaną obroną…Tyle, że tytułu nie wygrywa się za zasługi i radzenie sobie z kontuzjami, a za punkty – zdobędzie go w tym roku ten kto uzbiera ich najwięcej. Jeśli Chelsea uzbiera najwięcej punktów to będzie to oznaczać ni mniej ni więcej tylko tyle, że była najlepsza. Nie ma co dywagować kto zasługuje na mistrzostwo, a kto nie. Przekonamy się po ostatniej kolejce kto był najlepszy na przekroju całego sezonu.
Właśnie o to mi chodzi. Kontuzje nie mogą być usprawiedliwieniem. Zdarzają się wszystkim, jednym więcej (MU), innym trochę mniej (Chelsea). Mówienie o kontuzjach przekłamuje trochę obraz sezonu. O ile pamiętam, kiedy w składzie był jeden nominalny obrońca, Diabły wcale nie notowały złych wyników. A zresztą – w moim wywodzie o demoralizującej stronie ewentualnego mistrzostwa chodzi mi raczej o takie mecze jak ten niedawny z Blackburn – nie było Rooneya, ale mimo to ten mecz po prostu trzeba było wygrać. Zwłaszcza, że zwycięstwo z mocno średnim rywalem dawało wiele w walce o mistrzostwo. Takich okazji nie wolno było marnować. A w przekroju sezonu podobnych było całkiem sporo.
Zwróć uwagę, że Blackburn nieprzypadkowo w ciągu ostatniego miesiąca ma naprawdę dobre rezultaty. Wywalczyli remis z Portsmouth na wyjeździe (to ciężki teren). Wprawdzie u siebie, ale jednak remis z Chelsea, no i ten z Manchesterem. Fakt ManU grało kiepsko, ale też zwalanie winy na Berbatova, czy brak Rooneya nie jest fair. Blackburn dobrze się broniło, ot i wszystko. Rok temu też było kilka meczy w których ManU wygrywał z bardzo wielkim trudem, bo przeciwnicy (często właśnie średniacy) skutecznie murowali bramkę. Tym razem zabrakło trochę szczęścia – bo ciężko obwiniać Berbę o to, że nie strzelił. Miał kilka sytuacji – nie wyszło. Tylko tyle i aż tyleOwszem powinni byli to wygrać i szkoda, że nie wygrali, ale czy Chelsea nie powinna była wygrać z Blackburn? Ligowi średniacy uczą się jak grać przeciwko potęgom, stawiają twarde warunki, bronią coraz lepiej, etcChociaż generalnie zgadzam się z Tobą – w szczególności z tym fragmentem o kontuzjach, nie można na nie zwalać winy, jak słucham od lat utyskiwań fanów AFC/LFC że już kilka razy by zdobyli mistrza gdyby nie kontuzje to uszy mi więdną
Ferguson wykorzystuje do maksimum zalety Scholes’a, których wiek nie pomniejsza – niesamowicie dokładne, długie podania oraz regulowanie tempa gry. System gry United w tym spotkaniu przypominał trochę grę rugby amerykańskiego: fletcher i gibson zajmowali się wyblokowywaniem przeciwników tak, aby Scholes miał te kilka sekund na wykonanie podania. Więcej i mądrzej piszę o tym fajna strona:http://www.zonalmarking.net/2010/04/17/man-city-0-1-man-utd/Ostatnia kolejka zapowiada się fascynująco dla Liverpoolu: wygrać i odzyskać trochę honoru po fatalnym sezonie; czy może przegrać tak aby największy rywal nie umocnił się w tabeli zdobytych mistrzostw 🙂
Majkel, artykuł Piersa wstrząsający i dosadny. Ale zastanawiam się, co będzie, jeśli Wielka Japa przyjdzie do Liverpoolu zamiast do Realu? Nie wyobrażam sobie tego. Natomiast cała reszta zarzutów do SAF – no po prostu nie do obalenia. Trzeba docenić to co osiągnął, ale też trzeba obiektywnie spojrzeć na zespół. Po odejściu CR i Teveza, schowanie kasy i przygarnięcie Owena wydaje się być dzisiaj – szczególnie z perspektywy czasu – najbardziej nietrafioną decyzją przed sezonem. Wszystko ratowała forma Wayne i ilość bramek. Ale wszystko musi sie kiedyś skończyć, no i granicę już chyba i ten gość w sezonie 2010 osiągnął. Co nie zmienia faktu, że sezon jest fascynujący. Oraz tego, że szkoda tego remisu z Blackburn sprzed tygodnia …
Oddanie w jednym okienku dwóch ważnych piłkarzy było sporym błędem. O ile Ronaldo musiał odejść, to Tevez mógł zostać. Z nim na pewno lepiej wyglądałby sezon Manchesteru. Końcówka sezonu pokazuje, że kadra MU była zbyt wąska. Kiedy Berba obniżył trochę loty, a Wayne wypadł ze składu, w składzie brakło jednego napastnika na miarę potrzeb. Ale kto wie, może zrządzeniem losu się uda wygrać ligę mimo wszystkich tych braków. Wtedy wyjdzie, że SAF miał rację – oszczędził kasę w zadłużonym klubie, a mimo to osiągnął sportowy cel.
O tak, wstrząsający i dosadny, jak przystało na dziennikarza, który nad warsztatem pracował w „The Sun”, „News of the World” i „Mirror”.Można się z nim zgodzić co do tego, że SAF zaczyna lekko odstawać od dzisiejszego rynku transferowego. W kwestii Berbatova coraz więcej przemawia za jego krytykami. Był taki moment, w którym Bułgar pokazywał na co naprawdę go stać, aż przyszła kontuzja, która wybiła go z rytmu meczowego. Później Berba albo nie grał na poziomie mistrza Anglii, albo nie grał wcale. Mimo to uważam, że było to dobre posunięcie ze strony Fergusona, który ściągnął napastnika w zeszłym roku i wyraźnie przygotowywał drużynę na odejście Ronaldo. Koncepcja gry duetem Berba + Rooney sprawdziła się, niestety, wyłącznie w meczach ze słabszymi rywalami, za co należy winić Bułgara. Tego, że nie jest gotowy przezwyciężyć presji i wejść na swój dawny poziom dowiódł w meczach z Chelsea i Blackburn, kiedy był najbardziej potrzebny.Odpuszczenie Teveza to decyzja, której SAFowi wielu kibiców jeszcze długo nie wybaczy, choć wszyscy widzieli, jak zachowywał się Argentyńczyk po transferze do City. Możliwe zresztą, że kwota za niego nie była „dirty cheap” i wcale nie musiała zamknąć się w 25 milionach (swego czasu mówiło się nawet o 40).Sięgnięcie po Owena było ryzykowne, tak ze względów sportowych jak i „historycznych”. I choć Owen często pokazywał, że szczyt formy ma już dawno za sobą, to swoje w tym sezonie ustrzelił. Jego kontuzje z pewnością były brane pod uwagę, gorzej, że urazy przez większość sezonu dręczyły resztę zawodników. Ostatnie mecze gramy przecież z zaledwie czwórką zdrowych pomocników, Evra już dawno nie widział swojego zmiennika na lewej obronie,a kontuzja Rooneya okazała się decydująca.Nie chcę oczywiście ewentualnego niepowodzenia usprawiedliwiać wyłącznie urazami, bo z tym samym zmaga się Chelsea. Dziwi mnie natomiast, jak to się stało, że zeszłoroczny skład, który SAF przy aprobacie dziennikarzy nazywał najsilniejszym jaki udało mu się zebrać w Manchesterze, teraz nagle jest w stadium „gnijącego rozkładu”. Czy i w zeszłym sezonie nie graliśmy „prowizorką”, wystawiając Rooneya na lewym skrzydle? Czy dwa lata temu nie wygraliśmy dubletu „wyłącznie siłami Ronaldo”? Jak to jest, że tak przeciętna drużyna nadal rywalizuje o mistrzostwo?Co do Mourinho, nie jestem przekonany, że znajdzie się na Old Trafford krzesełko, które udźwignie jego ego. Tak jak Manchester powoli odchodzi od kupowania supergwiazd, tak i w przypadku trenerów zapewne sięgnie po mniej gorące nazwisko. Choć nie wiem czy za takie można by uznać np. Ole Solskjaera. Zresztą ściągnięcie Mourinho niewiele by zmieniło, bo pieniędzy na galaktyczne transfery, których tak domaga się Piers Morgan, raczej nie ma.
Co by nie mówić o Manchesterze – mimo osłabień, dwóch ciosów z linię ataku, trzyma się imponująco. Nawet z półżywym Rooneyem jest bardzo blisko wydawałoby się pewnej już Chelsea. The Blues mają dwa mecze łatwe, ale i jeden trudny (Liverpool na Anfield, ostatnia szansa, aby pokazać coś w tym sezonie na wyspach). United ma przed sobą rozpędzony, imponujący Tottenham. Ale para ze Spurs może w końcu odejść, zagrali świetne mecze ostatnio, ale jeszcze mają w głowie dwa spotkania o wszystko z Manchesterami.W wyścigu o mistrza kibicuje Chelsea, ale United mają argumenty, aby myśleć o powtórzeniu mistrzostwa.P.S. Jak dla mnie Fabiański jest w Arsenalu skończony. Ten mecz dał Wengerowi ostateczną odpowiedź, że więcej jak rezerwowym nie będzie. Dostał szanse w umiarkowanie prostym meczu, a zrobił się z tego kataklizm. Dodając do tego tegoroczne Stoke i Porto widać, że Łukasz powinien jak najszybciej uciekać z Emirates.
Jeśli Fabian chce ratować reputację (a trochę kariery jeszcze przed nim), powinien jak najszybciej zmykać z Arsenalu do klubu, który da mu szansę na regularne granie. Bo ławka mu nie służy. Łukasz jest przecież lepszym bramkarzem niż wskazują na to jego feralne tegoroczne występy. Co do szans na tytuł – wciąż tli się we mnie nadzieja, że Liverpool urwie punkty CFC, a MU zdoła wygrać wszystkie pozostałe mecze. Tyle, że bez Torresa może być ciężko graczom Beniteza. Wcale się jednak nie zdziwię, jeśli Chelsea straci punkty wcześniej ze Stoke. Wiem, że to brzmi absurdalnie, ale coś mi mówi, że Delap i spółka mogą postawić trudne warunki. A że w weekend przewidziałem zwycięstwo Kogutów, MU i stratę punktów przez Arsenal to łudzę się, że i tym razem trafię. 🙂
’Koncepcja gry duetem Berba + Rooney sprawdziła się, niestety, wyłącznie w meczach ze słabszymi rywalami, za co należy winić Bułgara. Tego, że nie jest gotowy przezwyciężyć presji i wejść na swój dawny poziom dowiódł w meczach z Chelsea i Blackburn, kiedy był najbardziej potrzebny.’GG a kiedy to się nie sprawdziła ? w którym meczu ?koncepcja ta nie została praktycznie przetestowana, z zespołami BIG6 (chyba obecnie adekwatna nazwa) w parze z ROO zagrał (każdy przynajmniej godzinę) w meczach z:TOTT (3:1)MC (4:3)LIV (0:2)na podstawie raptem 3 meczów stwierdzasz że ta para nie funkcjonowała dobrze? co więcej, w tych 3 spotkaniach zaaplikowaliśmy rywalom 7 goli i mimo że Berba bezpośredniego wkładu nie ma w statystykach, to jednak drużyna pod względem ofensywnym wyglądała ponadprzeciętnie, co jest też w sporej mierze jego zasługą.moim zdaniem Ferguson przez zachowawczą taktykę 433 marnuje potencjał Bułgara (i to zarówno gdy ten grzeje ławę jak i gdy biega osamotniony na szpicy, co nigdy nie było jego specjalnością).Tak czy siak nie wierzę że zostanie sprzedany, zbyt wiele daje w meczach z ogórkami, czyli w większości, gdzie bez Mrugacza i Berby pewnie byśmy się potykali z uwagi na baaardzo ograniczone możliwości ofensywne naszej drugiej linii (z BIG6 tylko Pool prezentuje się równie marnie jeśli chodzi o kreatywność)…
Na prawdę ciekawy blog, fajne spojrzenie na futbol, a w szczególności na ligę angielską. Polecam i pozdrawiam wszystkichhttp://darekskrzypek.blox.pl/html
Artykuł Piers’a jest po prostu tendencyjny. Ferguson zaoszczędził przed sezonem 100 milionów funtów sprzedając Ronaldo i nie wykupując Teveza + ich wysokie tygodniówki. Przyszedł Valencia (świetny transfer), darmowy Owen (który kontrakt ma skonstruowany na zasadzie pay as you play, więc klubowej kasy nie boli jeśli jest kontuzjowany) i młodzik Obertan. Koniec końców przy takich oszczędnościach ManU ugrało już na 100% drugie miejsce w lidze (a kto wie czy w ostatniej chwili nie uda się wyrwać mistrzostwa z rąk Chelsea), ćwierćfinał ligi mistrzów (przy czym Bayern nie był drużyną lepszą w dwumeczu, raczej po prostu miał więcej szczęścia) i wygrało puchar ligi.Sportowo tego sezonu z pewnością nie można uznać za wielki sukces Fergusona – chociaż np. Benitez za takie wyniki dałby się pochlastać. Za to finansowo…
ruchy Fergusona od początku uważałem za świetne i wg mnie takie też się okazały.brakowało tylko wzmocnienia lewej flanki transferem w stylu LAV, czyli ogranym, młodym ale już solidnym i relatywnie niedrogim (kilkanaścia mln), bo na kaleczącego, ambitnie ale jednak, PJS nie mogę patrzeć…zgadzam się że po takich oszczędnościach i osłabieniach, wicemistrzostwo i ćwierćfinał LM to wielkie osiągnięcia, dobrze rokujące na przyszły sezon kiedy już wiemy gdzie trzeba wzmocnień (koniecznie lewa flanka, może kreatywny środek, może snajper…).nie zgodzę się tylko co do dwumeczu w LM, uważam że Bayern był drużyną lepszą, przez większość spotkań regularnie napierającą i tylko EvdSaarowi zawdzięczamy że było na styku…
czas zeby nasz drogi 'dżołzej murinioł’ uratowal honor brytyjskiej pilki (bo to ostatni gosc w turnieju, ktorego cos laczy z liga angielska). kurde brakuje mi tego faceta w premiership. on tu idealnie pasowal. taka barwna postac marnuje sie w italii…
Mourinho zawsze był i będzie chlubą narodu portugalskiego(do tego jak sam mówi jedyna reprezentacja jaką będzie trenował to jego Portugalia) i faktem jest,że angielska vel. brytyjska piłka wiele mu zawdzięcza.
Mourinhio dla mnie jest człowiekiem wielkim, niewielu ludzi na tym zakłamanym medialnym swiatku ma jaja. On je ma. Gardze skromnoscia jak niczym innym na swiecie. Ciesze sie ze jest special one.
Michał, a póki co – coś dla Ciebie u zczubaków :-)))http://www.zczuba.pl/zczuba/1,90957,7787868,Tottenham_czyli_droga_do_piekla_i_z_powrotem.html
JOSE MOURINHO-dzieki Ci!! Jestem dozgonnie wdzięczny. Przywróciłeś mi wiarę w ten sport. Chodź zdaje se sprawę ze w rewanżu sędzia będzie z siebie wychodził aby tylko dać farsie zwycięstwo. Tak czy siak dzieki.
Przyłączam się do Twoich gratulacji, i mam nadzieję że w rewanżu geniusz the special one będzie większy od szczęścia farsy.
no i prosze, wiedzialem, ze mozna na pana 'murinioł’ liczyc. swietna robota. naprawde kapitalna.z drugiej strony tez, nie jechalbym jakos ostro po barcelonie, bo pare naprawde groznych akcji stworzyli wiec nie bylo to jak pierwsze polowy united-bayern czy arsenal-barca (chociaz jak owy maxwell strzelil to musze przyznac, ze pomyslalem sobie 'cholera… znowu sie zaczyna’).mecz byl niezly, wygrali ci, ktorym kibicowalem, wiec wszystko jest w porzadku.moge isc spac spokojnie ;p
Eric, no to dobranoc – Wielka Japa dzisiaj naprawdę uprzyjemnił wieczór. Panienki poległy, dzięki taktyce i bezstronnemu gwizdkowi – okazuje się, że jeszcze tacy są :-)))) Zobaczymy, co będzie za tydzień …
a dziekuje, na dobranoc wszystkim polecam: http://www.youtube.com/watch?v=GGdfSaz4Y6s&feature=fvwtaki klasyk – aby sny byly kolorowe ;D
Obejrzyjcie powtórkę bramki na 2-1 interu. Chodzi mi o zachowanie messiego. Traci piłkę-czysto jak łza, odwraca sie do sędziego i domaga faulu, czyżby juz tak przyzwyczajeni sa ze sędzia wszystko gwizdnie na ich korzyść? Następnie stoi, nie robiac nawet kroku by odebrac piłke. Foch. Tak właśnie widzę farse. Jako drużynę oszustów. Brawo panie sędzio. Widze ze moze byc uczciwie. Chodź błędy sie zdazały, spalonego milito nie było!! Co do 3 bramki podanie wzdłuż pola karnego, wiec spalony nie jest możliwy.
Nie „chodź” tylko „choć”! Nie „zdażały” tylko „zdarzały”!Wiem, czepiam się, ale to chodź widzę kolejny raz, bynajmniej nie w kontekście chodzenia. A poza tym pamiętam jak kiedyś pisałeś że jak Ci się zwróci uwagę to starasz się poprawić ;)A już do meritum sprawy to jestem wielce uradowany że Barca przegrała, choć nie podzielam Twojej teorii spiskowej że sędziowie zawsze jej sprzyjają. W tamtym sezonie była najlepsza i kropka. W tym mam nadzieję, że Mourinho nie da sobie wbić 2/3 bramek w rewanżu i status quo (nikt od ponad dekady nie obronił LM) zostanie zachowany :)P.S. No i nie wiem czy przy ostatnim golu nie było minimalnego spalonego.
W tamtym sezonie tak Barca była najlepsza, tyle że np. na SB grała w 12tu na 11tu, tyle że Ovrebo zapomniał założyć Barcelońską koszulkę…Co do minimalnego spalonego przy trzeciej bramce – nawet jeśli takowy był, to jest zasada mówiąca o tym, że minimalnym spalonych się nie gwiżdże. Co innego gdyby był metrowy spalony…Dzisiaj wygrali lepsi – a kto awansuje to się jeszcze okaże.
Oglądam powtórki z tego 3 gola, i dla mnie a robię stop-klatke, spalonego nie było, tylko ja patrze na stopy, nie na rękę czy inne mało interesujące mnie części ciała. Z reszta farsa ręce podnosiła i przy golu na 1-1. Co więcej w tym meczu były błędy…na korzyść farsy jak zawsze. Dobrze chociaz ze na karnego sedzia sie nie nabrał. Faul eto’o na keitcie to tez jakis si-fi. Mourinho powiedział po meczu ze barcelona nie ma godności by przegrać i ze molestowali sędziego. Ja powiem co innego. Jose z farsa uczciwie nie przegrał ani razu. (faza pucharowa w sensie).Dla mnie ta drużyna jest obraza piłki nożnej. Obraza sportu jako takiego. Ich szok musi być niesamowity, „ale jak to, dlaczego sędzia nie grał z nami?” Jose pokarz panienkom ze w uczciwej walce sa niczym specjalnym.
Chelsea to frajerzy i pajacyki.Nie potrafiły gamonie strzelić węcej niż jednej bramki z gry Barcelonie to muszą do dzisiaj płakać jak typowe „cieciuchy”(Fiorentinę ten sam sędzia wyrzucił w tym roku z LM jedną oczywistą sytuacją uznając gola którego wedle przepisów nie było(2 metrowy spalony) i co ostatecznie zadecydowało o awansie Bayernu-chwilę ponarzekali,ale już nie płaczą tylko robią swoje dalej jak prawdziwi faceci z jajami).Inter walną trzy bo potrafił.Chwała światowej piłce,chwała kontynentalnej europie!!!!!!!!!.
Żeby nie było – to nie mój koment (tzn tego Stefana, który zwykł tego bloga czytywać i komentować dość często), mimo, że nick ten sam.
dobrze, ze sprostowales, bo az sie zdziwilem ;)pozdro
Stef, dzięki, bo juz zwątpiłem :-)))))
Szczerze? Ja też zwątpiłem, dlatego musiałem sprostować, że „Stefan” to nie „Stefan”. Nie chciałbym żeby ktoś odbierał mnie w ten sposób… w domu nauczono mnie tak, że szacunek należy się każdemu. Nie jestem miłośnikiem Chelsea, ale mimo wszystko uważam ją za świetną drużynę, bo taką jest. Jestem kibicem Manchesteru, ale nie uważam, że to najlepsza drużyna na świecie, bo przynajmniej na chwilę obecną tak nie jest – nad czym jako kibic ubolewam. Nigdy nie rozumiałem obrażania kogokolwiek, drużyn, piłkarzy, kibiców…Dlaczego tutaj bywam? Bo toczy się tutaj KULTURALNA dyskusja pomiędzy kibicami różnych drużyn, bo gospodarz bloga potrafi spojrzeć stosunkowo obiektywnie na swoją drużynę, bo ludzie z którymi mam tutaj PRZYJEMNOŚĆ dyskutować potrafią przyznać, że przeciwnik był lepszy niż ich pupile.Fajnie jest być częścią tej małej społeczności
PS a nie P.S. !!!
Panowie rece mi opadaja. Gracze barcelony domagają sie „bezstronnego sędziego” chyba Ovrebo maja na myśli. Insynuacje jakoby bramka na 2-1 poa faulu na messim, przeciez według nowych zasad jesli masz unicef na koszulce to piłki ci zabrac nie mozna. Ciągły lament o spalony gol Milito. JESLI wogóle był, a jak pisałem żadna powtórka tego dla mnie nie pokazała, to był do prawdy minimalny, zapominają juz ze ten sam milito nie był na spalonym na początku spotkania.Cytat Pique jakoby sedzia im nic nie dał woła o pomstę do nie. Tak sie ci oszuści przyzwyczaili ze zawsze sędziują wszystko pod nich ze jak jest uczciwie uznają to juz za przekręt.O tych panienkach miałem doprawdy niskie mniemanie, ale moja niechec przeobraziła sie w pogardę.
I chyba niepotrzebnie przeobraziła się w pogardę. 🙂 Każda drużyna po porażce próbuje się odciążyć, zrzucając wszystko na sędziego, złe boisko, niedobrych kibiców (zwłaszcza w Polsce). Tak też Barca szuka usprawiedliwienia i zapomina o dawnych przypadkach, gdy oni byli beneficjentami sędziowskich pomyłek. Ale tak samo zachowuje się nasz ukochany Sir Alex, Wenger, Ancelotti, Mourinho, Benitez, większość trenerów i większość drużyn. Nie ma więc co gardzić Barceloną. Ja też – wbrew zachwytom tzw kibicowskiej większości – nie kupuję Barcelony. Choć uznaję jej wielkość. W moim odczuciu nie było drugiej drużyny w historii, która tak spokojnie grała będąc pod pressingiem rywala. Wczoraj nie wyszedł im mecz, ale to wciąż dobra drużyna. Dla mnie za delikatna, ale bardzo dobra.
Z jednym sie z tobą zgodzić nie mogę. Piszesz ze tez byli beneficjentami. Wczoraj Inter nie skorzystał na błędach, wczoraj jeśli ktoś był bardziej skrzywdzony to własnie inter. Milito był sam na sam bez spalonego.3 gol bez spalonego choćby nie wiem jak bardzo propagand barcelonska mówiła ze był. Wczoraj Włosi wygrali BEZ pomocy sędziego. Było uczciwie. Natomiast nie mam złudzeń ze UEFA poleci w kulki i znowu zobaczymy „magiczny występ” jednego z sędziów. Chciałbym sie mylić. Mówisz ze kazda druzyna to robi, moze i tak, ale nie w takim stopni. Pokaz mi zawodnika MU tarzającego sie jak Alves po wyimaginowanym kontakcie? pokaz mi zawodnika MU stającego i domagającego sie faulu gdy zawodnik zagrał czyściutko, mam na myśli messiego przed bramka na 2-1. Jak pisałem umiejętności nie odmawiam. Odmawia za to szacunku dla tych oszustów. Wczoraj było uczciwie, komentarze farsy swiadcza o tym ze juz tak przywykli ze sedzia im „daje” (słowa pique) ze gdy tego nie robi to „oszukuje”.
3-1. swietna sprawa 🙂 nani byl dzisiaj motorem napedowym zespolu, zdecydowany man of the match.przez caly mecz myslalem, ze evra doznal jakiejs kontuzji, a tymczasem, dopiero po meczu zobaczylem na powtorce co mu 'dolegalo’ – swoja droga widzieliscie jaka mine o’shea walnal jak zobaczyl co jest przyczyna kontuzji patrice’a? myslalem, ze padne jak zobaczylem ja ;Dw kazdym badz razie, dobry mecz, godny miana hitu premier league. duzo emocji, piekne gole i co najwazniejsze happy end (jak dla kogo hehe… ]:->).teraz pozostaje tylko czekac na ruch chlesea. moze stoke niespodziewanie stawi opor niebieskim?
Eric, nie obraź się ale na moje z tym hitem to trochę poleciałeś. Zgoda że emocje, że bramki i napięcie, szczególnie po wyrównaniu 1/1. Ale przyznaj obiektywnie, że pierwsza połowa była po prostu przespana. Jak zobaczyłem statystyki w 25 min, to oniemiałem – dotarło do mnie że rzeczywiście nie było żadnego strzału na bramkę ani z jednej, ani z drugiej strony. Potem zresztą niewiele więcej, raptem Berba w 41 min. W przerwie to były jedne z najnudniejszych highlights …Zgoda odnośnie Naniego w II części, no i chyba ukłon w stronę Scholesa. Te jego przerzuty … Poezja. Jak dla mnie niezłe spotkanie, a klasa u Kogutów – King. Trzyma fenomenalny poziom, pomijam bramkę, choć też niezwykłej urody. Ale ilość zagrań w środku, wybijania z rytmu, przechwytów, szczególnie na Berbie, niepoliczalna. Świetny występ, po prostu, a powstrzymanie Bułgara po akcji i dośrodkowaniu z lewej strony – cymes, miód itd itp… Wyście trwa – and now the pressure in on Chelsea …
haha, a powiem CI tak calkiem szczerze Tomas, ze zastanawialem sie nad uzyciem slowa 'hit’ – no ale pisalem post zaraz po meczu, wiec moze w istocie dalem sie nieco poniesc fantazji ;)tak, dobrze, ze zauwazyles tego scholesa, bo faktycznie bardzo przyjemny wystep. az milo sie patrzylo jak scholesy rozgrywa, modric mial tez pare efektownych zagran, ale to raczej byly – moim zdaniem – tylko przeblyski.zwroc uwage, ze ciekawie tez gral giggs, chwilami sprawial wrazenie jakby to on gral na szpicy a berbatow – tak jak powinien – robil za shadow strikera.mysle, ze warto takze podkreslic dobra postawe rafaela – bardzo skutecznie zneutralizowal bale’a, i niezle radzil sobie w ofensywie a takim zwienczeniem byla chyba akcja, w ktorej przy linii koncowej boiska zalatwil garetha trickiem rozkladajac go na murawie.rowniez vidic pare naprawde swietnych interwencji mial na swoim koncie dzisiaj (na gudjohnsenie!).na koniec warto by dodac, ze brawa naleza sie trenerom – za szybkie i trafne zmiany. zarowno johnny bardzo ladnie sobie radzil, jak i macheda, ktory nieco ozywienia wniosl. carrick to juz raczej zmiana, ze tak powiem – balansujaca poszczegolne formacje.natomiast harry bardzo trafnie postapil z crouchem i gudjohnsenem (szczegolnie ten drugi mi sie podobal). wejscie lennona, tez nie najgorsze, ale najbardziej w pamieci zapadlo mi wredne nurkowanie 'obok’ johna oshea.
No właśnie :-)))))))))))))))))))))))
Wielka radość, ale niestety mi w pamieci zapadał carrick, wszedł i znowu zawalił… bramka jest właściwie jego wina. W rozegraniu doliczyłem sie jednej ciekawej akcji. Michaś poszukaj ty formy…
alasz – luz – hargo wraca ;] bedzie dobrze.
On tak wraca ze az wrócić nie możne, przypomnij mi czy czasem nie miał grac już w październiku? Był zgłoszony do rundy pucharowej LM miał zagrać z cska pierwszy mecz. Dwa mecze do końca, zagra on choć minute?
Hmmm, a gol Kinga to nie była bardziej zasługa Rafaela, który miał pilnować słupka? W tv realizator baaardzo się upierał, żeby jego kadrować zarówno tuż po wyrównaniu, jak i po strzale Naniego na 2/1 …
Rafael mógł i powinien był to wybić, ale carrick w ogóle niec nie zrobił, stał i pozwoził kingowi strzelic. Rafael za to dobrze grał, radził sobie z balem, podłączał sie do akcji ofensywnych, niezły występ. Natomiast carrick mia jedno bardzo dobre podanie. Tyle z całej jego gry wynikło.
4/0 na Stamford i już dalej mi się nie chce oglądać :-((( Jednostronna zabawa i tyle…Ale mam pytanie do znawców tematu – czy po takim ostrym wejściu Toure w momencie strzelenia 2. bramki sędzia, pomimo uznania gola, może dać zawodnikowi atakującemu żółtą kartkę? Bo to kolejne bardzo mocne wejście w bramkarza (teraz ucierpiał Sorensen, wczoraj Given i jego bark), no i pomimo ciągu na zdobycie bramki, chyba jednak powinny być jakieś granice. Ja przyznaję szczerze że nie wiem jak to jest, no i się wspólnie z młodą zastanawiam – gol zostaje, sędzia wraca na miejsce zdarzenia, stwierdza co się stało z bramkarzem, no i częściowo zmienia decyzję. Nie wpływa przy tym na wynik, ale ogranicza i studzi poziom emocji i zawzięcia w napastniku?Jak to jest?
Roger, mam prośbę, mógłbyś nakreślić mi opinie panująca wsród kibiców Liverpoolu, odnośnie meczu z Chelsea? Jako ze nie macie szans na 4 miejsce, czy nie ma czasem mysli „lepiej przegrać z niebieskimi byle by MU nie zdobyło 19 tytułu?” Czy tez wygrac ten ostatni wielki mecz w sezonie i mieć tą łyżkę miodu w beczce dziegciu?