Nie chciałbym zaczynać nadmiernie patetycznie, choć w takim dniu pewnie wybaczylibyście mi również patos, ale angielska piłka potrzebowała tego zwycięstwa. To, że Tottenham zajmie co najmniej czwarte miejsce w lidze i będzie walczył w eliminacjach do Ligi Mistrzów oznacza, po pierwsze, przełamanie monopolu Wielkiej Czwórki, niepodzielnie panującej na tutejszych boiskach w ciągu ostatnich kilku lat i dzięki pieniądzom z tejże Ligi Mistrzów powiększających dystans do reszty stawki. Oznacza po drugie, że pieniądze to nie wszystko: mimo setek milionów zainwestowanych przez szejków w Manchester City, to nie „hałaśliwi sąsiedzi” Alexa Fergusona wykorzystają tegoroczny kryzys Liverpoolu i zyskają szansę rywalizowania z europejską elitą. Wciąż czuję frajdę z powodu sukcesu drużyny, której przez lata kibicowałem bardziej na złe niż na dobre, ale nie mogę się nie zastanawiać, jak ten sukces wpłynie na przyszłoroczne rozgrywki Premier League. Myślę, że będzie jeszcze ciekawiej: MU, Chelsea i Arsenal z pewnością wzmocnią się przed sezonem, podobnie Manchester City, choć tu pozostaje wiele niewiadomych: czy szejkowie kolejny raz zdecydują się na zmianę trenera i czy najlepsi piłkarze świata, na których z pewnością polują, będą zainteresowani występami w Lidze Europejskiej. Smuta Liverpoolu może trochę potrwać, ale przecież nadal jest to Liverpool, zespół stworzony do walki o największe cele. A pozostają jeszcze Aston Villa i Everton, z fantastyczną grupą młodych i głodnych sukcesów piłkarzy. No i Tottenham: znając prezesa Levy’ego, ekstra pieniądze z gry w Champions League nie naruszą dyscypliny budżetowej, służąc zarówno roztropnym wzmocnieniom pierwszego zespołu, jak i planom przebudowy stadionu; zresztą awans do Ligi Mistrzów będzie oznaczał pewnie także lepsze pieniądze od sponsora, zyskującego prawo do umieszczenia swego logo na klubowych koszulkach (umowa z fimą Mansion wygasa po tym sezonie).
Ale angielska piłka potrzebowała tego zwycięstwa z jeszcze jednego powodu: w czasach zabezpieczania tyłów, zagęszczonego środka pola albo skróconego pola gry i wszystkich tych rzeczy, które powodują, że często zamiast meczów oglądamy partie szachów, triumf Tottenhamu jest również triumfem futbolu pozytywnego. Harry Redknapp, będący człowiekiem do bólu szczerym, mówił przed spotkaniem, że gra na remis nie wchodzi w grę, że ma piłkarzy stworzonych do atakowania. Już po meczu dodawał, że niektórzy (z podtekstu wynikało, że nawet członkowie jego sztabu szkoleniowego) doradzali mu ostrożność, grę jednym napastnikiem i piątką w drugiej linii; wszak remis również stawiał jego drużynę w lepszej pozycji przed niedzielną kolejką. On jednak pozostał wierny sobie: zaryzykował i mógł przekonać się na własnej skórze, że fortuna sprzyja odważnym.
Nie ja jeden przecierałem oczy, patrząc na to ustawienie: dwóch napastników, dwóch bardzo ofensywnie grających skrzydłowych i dwóch środkowych pomocników, z których każdy myśli przede wszystkim o grze do przodu, Palacios na ławce, Lennon zamiast Bentleya, słabszy ostatnio Defoe od pierwszej minuty (kiedy zastępował go Pawluczenko, była to wciąż zmiana ofensywna: na 10 minut przed końcem Redknapp wciąż bardziej myślał o zwycięstwie niż pilnowaniu remisu), a do tego dwa kluczowe komunikaty z frontu medycznego: i Gomes, i King zdolni do gry.
O Kingu mógłbym osobno i bez opamiętania (szkoda, że Bennett nie uznał jego bramki z pierwszej połowy), ale zdaje się, że już nieraz to robiłem. Wiadomo, że na skutek wielu kontuzji i kilku operacji facet właściwie nie ma chroniącej kości tkanki miękkiej w jednym z kolan (czy to się tak nazywa?). Od poniedziałku do czwartku zajmuje się więc głównie pływaniem i jazdą na rowerku w siłowni, a w piątek obserwuje trening taktyczny, podczas którego w jego roli u boku Michaela Dawsona występuje Sebastian Bassong, po czym przez 20 minut biega. Jeśli w tym czasie kolano wygląda dobrze, w sobotę gra. Jeśli w sobotę gra, w niedzielę jego kolano przypomina balon, więc w poniedziałek wraca na pływalnię i pod opiekę masażysty – i tak dalej. Tym razem jednak operację „King na Manchester” rozpoczęto od razu po zakończeniu meczu z Boltonem – kolano obłożono lodem, a co robiono w następnych dniach, pozostanie tajemnicą sztabu medycznego Tottenhamu, w każdym razie w środowe popołudnie kapitan drużyny oznajmił menedżerowi, że jest gotów do gry (bo to King zawsze podejmuje ostateczną decyzję). To ważny argument dla Fabio Capello, który we wtorek ma ogłosić 30-osobową kadrę, rozpoczynającą przygotowania do mundialu. Wczoraj przeczytałem nie tylko, że King i Dawson mogą być pewni powołania, ale i to, że powinni wychodzić w pierwszej jedenastce…
Cała drużyna zagrała bardzo dobrze lub przynamniej lepiej niż można się było spodziewać. Kiedy trzeba było, świetnie bronił Gomes, jeden z kandydatów do tytułu klubowego piłkarza roku. Kaboul, którego uważałem za najsłabsze ogniwo, nieźle radził sobie z Bellamym i świetnie włączał się w akcje ofensywne – to po jego dośrodkowaniu-strzale Fulop odepchnął piłkę w stronę Croucha. King z Dawsonem odebrali Tevezowi i Adebayorowi ochotę do gry (choć zwłaszcza ten pierwszy dawał z siebie wszystko), blokując każdy strzał i wygrywając niemal każdy pojedynek w powietrzu. Assou-Ekotto odwalił dobrą robotę przeciwko najlepszemu w drużynie City Johnsonowi: blokował dośrodkowania, odbierał piłki, dwukrotnie nonszalancko odgrywając je później piętą do Bale’a. Kameruński obrońca był ostatnio bohaterem mediów, a to w związku z wywiadem dla „Guardiana”, że gra w piłkę dla pieniędzy, a jego prawdziwe zainteresowania leżą zupełnie gdzie indziej. Może stąd bierze się ten jego boiskowy spokój: facet robi to, co do niego należy, ale przesadnie się nie podpala, bo wie, że za godzinę ma fajrant? Po Aaronie Lennonie widać było, że długo nie grał, ale kilka razy urwał się Bridge’owi i zdołał groźnie dośrodkować, podobnie jak znakomity Bale urywał się Zabalecie. Tym razem miałem wrażenie, że pod koniec meczu Walijczykowi brakuje sił na kolejny rajd, ale Bóg z nim: i tak zrobił więcej, niż do niego należało. Zresztą sama obecność Lennona i Bale’a działała trzeźwiąco na bocznych obrońców MC, którzy przesadnie nie angażowali się w ofensywę. Modrić tym razem mniej szarpał, ale miał kilka bardzo dobrych przechwytów, a przede wszystkim: nieustannie pokazywał się do gry kolegom. Patrzyłem, jak Chorwat przemieszcza się po boisku i miałem wrażenie, że widzę Xaviego: nie wiem, czy w którymkolwiek momencie był oddalony na więcej niż 15-20 metrów od piłki, cały czas gotów do rozegrania. Ocenę występu Huddlestone’a obniża incydent z Vieirą, którego sfaulowany Anglik usiłował nadepnąć, ale i on zrobił swoje. Defoe zagrał jeden z najlepszych meczów wyjazdowych w tym roku, angażując się w pressing i cały czas szukając wolnych sektorów boiska, a Peter Crouch… Moim zdaniem Anglik był najlepszym piłkarzem Tottenhamu, wygrywającym walkę o wszystkie górne piłki, odciążającym drugą linię, również mnóstwo biegającym, a nade wszystko: groźnie strzelającym (wiele było zastrzeżeń do Fulopa w bramce MC i zaryzykuję tezę, że w 82 minucie Shay Given zachowałby się lepiej, ale kilka innych interwencji Węgra było pierwszej wody).
Fot. AFP/Onet.pl
Ciężko trzeba było pracować na to zwycięstwo, ale nagroda jest zaiste fantastyczna. Dzisiejsze gazety jednomyślnie twierdzą, że sukces był zasłużony, a Tottenham zarówno w pierwszej, jak i w drugiej połowie przejmował inicjatywę – w drugiej połowie ze skutkiem zabójczym. Dlaczego City stanęło? Już na kilka minut przed bramką Croucha zacząłem zachodzić w głowę, skąd nagle wokół piłkarzy Tottenhamu tyle wolnego miejsca. Mający nóż na gardle zawodnicy gospodarzy postanowili się odkryć i odpuścili krycie? Ich plany pokrzyżowała kontuzja Barry’ego? To w gruncie rzeczy nie moje zmartwienie, choć jedno muszę przy okazji przyznać: w przedostatnim meczu sezonu, w którym trzeba było rozegrać o kilka spotkań więcej niż MC, to drużyna gości sprawiała wrażenie lepiej przygotowanej kondycyjnie. Z pewnością menedżer Kogutów nie każe im trenować dwa razy dziennie.
Teraz to Harry Redknapp jest faworytem do tytułu menedżera roku, a z pewnością jest menedżerem ostatniego półtora roku: kiedy w końcu października 2008 przejmował Tottenham, drużyna zajmowała ostatnie miejsce w tabeli, mając po ośmiu kolejkach dwa punkty. Brawo dla Phila McNulty’ego, który proroczo napisał wówczas, że odchodząc od modelu trener-dyrektor sportowy, i zatrudniając w ich miejsce starego angielskiego rutyniarza jako menedżera, prezes Levy wraca do korzeni i że może to być mistrzowskie posunięcie. W ciągu tego półtora roku pewne od lat opisywane cechy Redknappa znalazły potwierdzenie, np. spryt na rynku transferowym i znakomite podejście do ludzi (w ostatnich miesiącach za świetną passę Tottenhamu odpowiadali zawodnicy wcześniej skazywani na odejście lub siedzący na ławce: Gomes, Bale, Bentley czy Pawluczenko), ale zaczęto doceniać go także w innych dziedzinach, np. w przygotowaniu taktycznym (choć tu wiele zasług przypada szerszej niż gdzie indziej ekipie trenerskiej, współtworzonej także przez niedawnych piłkarzy, Lesa Ferdinanda i Tima Sherwooda) i umiejętności zdejmowania nadmiaru presji z niezbyt doświadczonych zawodników, nieustannie znajdujących się w czołówce tabeli. Kiedy przeglądam teraz wpisy z ostatnich miesięcy, widzę, że drużyna w zasadzie nie przechodziła w tym sezonie poważniejszego kryzysu: odniesione na White Hart Lane porażki ze Stoke czy Wolverhampton oraz remis z Hull okazywały się raczej wypadkami przy pracy, niż fragmentami dłuższej serii. A z kontuzjami radzono sobie dzięki grupie chętnych do gry dublerów. Łamał nogę Modrić? Proszę bardzo, godnie zastępował go Krajnczar. Leczył uraz Defoe? Dostawał szansę Pawluczenko i łapał ją obiema rękami, podobnie Bale po kontuzji Assou-Ekotto czy Bentley podczas czteromiesięcznej absencji Lennona. Kiedy nie mógł grać King, w środku obrony dobrze radził sobie Bassong itd. Co najważniejsze: za każdym razem mieliśmy do czynienia z DRUŻYNĄ, dobrze się rozumiejącą na i poza boiskiem, w której jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
Kibic przez lata przyzwyczajony do przegrywania jest jak jamnik wychowany pod szafą. Czytam jeszcze raz swój stary tekst o historii Tottenhamu, pisany w ostatnich tygodniach epoki Juande Ramosa i mam poczucie, że od dziś tę historię trzeba będzie opowiadać inaczej. No chyba że w eliminacjach Ligi Mistrzów wylosujemy jakąś drużynę z Polski i odpadniemy…
PS Dzięki pomocy redaktora wydania internetowego „TP” i zarazem autora bloga „Popkulturalni” choć na chwilę zmieniam blogową winietę na bardziej świąteczną… A wszystkim, którzy pod poprzednim wpisem, na twitterze czy na swoich blogach składali mi gratulacje, bardzo serdecznie dziękuję. Niechybnie zbliżają się Wasze milionowe odwiedziny na tym blogu. Może by z tej okazji jakieś spotkanie Czytelników, przy piwie ma się rozumieć?
Chyba polska drużyna nie może wpaść na angielską w el. LM ale to szczegół.Jako wieloletni fan podobnie przeklętej drużyny, Interu, szczerze gratuluję, wiem jak smakuje sukces po wielu latach upokorzeń. Czytając Twojego bloga autentycznie stałem się fanem Tottenhamu choć średnio interesuje mnie liga angielska:)
ja również ściskałem wczoraj kciuki za Tottenham. wspaniały mecz, niesamowita walka o każdy centymetr boiska, rewelacyjny mecz obydwu bramkarzy ( ja nie widzę absolutnie błędu Fulopa, piłka po rykoszecie drastycznie zmieniła kierunek lotu, miał pecha że trafił prosto na głowę Croucha). Ach ,jaki ten futbol piękny. Sama dyskusja na temat: kto powinien zająć miejsce w reprezentacji Anglii na prawym skrzydle może przyprawić o zawrót głowy. Lennon, Adam Johnson, Walcott, Milner- absolutne gwiazdy i tylko jedno miejsce… Cieszę się , że wczoraj wygrał ożywczy, romantyczny futbol Kogutów- miło ich będzie oglądać w następnej edycji Ligi Mistrzów. Okno transferowe w PL zapowiada się frapująco- zniszczenie statusu quo może przynieść tylko korzyści, nikt nie będzie oszczędzał pieniędzy. Gareth Bale- ten chłopiec ma wyryty napis „wielka przyszłość” na czole. Pozdrawiam
Ten blog jest naprawde niesamowity. I jeszcze… szacunek dla Pana nie tylko za tego bloga ale również za wytrwałość w kibicowaniu Tottenham’owi. Bo przeciez …łaska kibica na pstrym koniu jeździ, a Pan zawsze z Tottenhamem mimo, że przecież nie mieli ostatnio wielkich sukcesów. Hahah Futbol nie jest okrutny;-)
1. City w pierwszej połowie kontrolowało grę (nie znam % posiadania piłki, ale na oko wyraźnie cisnęli), w drugiej już owszem, Koguty pokazały pazurki.2. Nie zauważyłem żeby Bale był zmęczony w końcówce, wręcz przeciwnie, to Zabaleta wymiękł i Walijczyk w ostatnich 15 minutach był najaktywniejszy na boisku…
Moje odczucia były zupełnie inne.Kiedy wchodził Palacios myślałem, że zmieni Bale’a, który po kilku rajdach pod rząd już ledwo człapał. Jednak nie zmienia to faktu, że motorek z niego jest niezły:-)
W obu połowach zaczęło się od miażdżącej dominacji MC (w posiadaniu piłki gdzieś 65-35 albo coś w tym stylu), ale w miarę upływu czasu gra się wyrównywała – i w przerwie, i po meczu wyglądało to mniej więcej 52-48 albo 51-49 na korzyść City.Kiedy wchodził Palacios, byłem pewien, że zmieni Bale’a, a Modrić zejdzie na lewą stronę: chwilę wcześniej po którymś z rajdów Walijczyk stracił piłkę i nie miał siły wrócić za swoim piłkarzem. Jeśli obejrzysz powtórkę, będziesz miał zbliżenie na jego twarz w tym momencie. Ledwo zipie.
ma ktoś statystyki za pierwszą i drugą połowę ?moim zdaniem w pierwszej lekko lepsze było City, w drugiej zdecydowanie Tott.co zaś do Bale to normalne że pod koniec meczu po rajdzie się dyszy i może to wpłynęło na wrażenie, ale w 76 minucie to on idealnie dośrodkował do Croucha (Fulop megaszczęściarz) a potem w 80 również on zacentrował tyle że ktoś się machnął i z drugiej strony zrepetował crossa Kaboul.jak ściągnę cały mecz to pogadamy, ale mi w ostatnim kwadransie Bale się podobał i wolę biegającego i dyszącego niż stojącego i niezmęczonego…
Będę zaraz oglądał powtórkę, więc postaram się podrzucić te statystyki. Ale jestem prawie pewien tego, co napisałem powyżej.
szczerze mowiac, pare razy myslalem sobie 'za sekunde city rozjedzie tottenham, i tyle bedzie z tego meczu’. ciesze sie, ze jednak sie pomylilem 🙂
Ja również dziękuję za tego bloga i żałuję tylko, że nie znam żadnego na porównywalnym poziomie o mojej ukochanej drużynie.. w sumie mógłbym sam założyć, ale ponieważ i tak nie widzę szans na dobicie do Pana poziomu nie potrafię się zmobilizować:P jeszcze raz gratuluję sukcesu i życzę owocnego przejścia fazy eliminacyjnej (niestety, w przegraną Arsenalu z Fulham nie wierzę, choć bardzo bym się z niej cieszył). Jestem przekonany, że Pana drużyna wniesie spory powiew świeżego powietrza do kostniejącej niekiedy Champions League.
Jako kibic Arsenalu życzyłem sukcesu Kogutom (derby północnego Londynu w ćwiercfinale LM ?;). Gratulacje i dziękuję za super blog.
Brawo Tottenham! Miejsce w Lidze Mistrzów w przyszył sezonie naprawdę im się należy. Mam też nadzieję, że zagrają tam bez eliminacji ; ] Gratulacje, no i… świetny wpis.
Ja też przyłączam się do gratulacji. Gdy zacząłem czytać tego bloga nie kibicowałem żadnej drużynie, teraz ciężko nie sympatyzować z Pańskim Tottenhamem.Pozdrawiam
No nie 😉 Przysięgam, że wiedziałem, że zmieni pan tytuł na blogu, choć nie w takiej formie. Identycznie, jak na grafice, podsumowałem to u siebie. Sukces jak najbardziej zasłużony.http://podpoprzeczke.blox.pl/2010/05/Czary-mary-Liga-Mistrzow.html
Gratulacje! Piękna była wczorajsza noc, Tottenham zasłużył na te czwarte miejsce jak nikt inny. Raduje się serce!
Jako kibic MU,życzyłem sukcesu Totenhamowi.Grauluję.
Świetny mecz, naprawdę. Zabrakło tylko większej ilosci bramek, może takie 4-3 dla Tottenhamu i nikt by nie odważył się ponarzekać na to przednie widowisko… Peter Crouch bohaterem, Gareth Bale ma trzy płuca, jak nie więcej, Gomes nie dał po sobie poznać, że jest ledwo po kontuzji, King szalał na stoperze w parze z Dawsonem, Assou-Ekotto zaprezentował się solidnie jak zawsze, pełen profesjonalizm, modrić po słabszej pierwszej połowie miał lepszą drugą, a Huddlestone powinien wylecieć z boiska w drugiej połowie, ale tak to rozgrywał dobre zawody… Chcę przez to napisać, że może poza Defoe, nikt w Tottenhamie nie zawiódł. A City? Słaby był Bellamy, Adebayor, Santa Cruz wprowadził tylko zamieszanie (czy może zrobił to Mancini?), Tevez błysnął kilka razy, ale w pierwszych 45 minutach, Toure zagrał bardzo słabo, Zabaleta także, De Jong nie wiedział co robić, Barry się skontuzjował…Tottenham zasłużył. I dobrze, że będzie reprezentował Anglię w Europie, nic tylko życzyć awansu w kwalifikacjach i… cóż, zajętych wtorkowych i srodowych wieczorów;)Mam takie wrażenie, trochę żartobliwie to piszę, że ekscytując sie wspaniałą koncówką sezonu zapominamy o tym, że przeciez przez cholernie długi okres czasu tej swietnej Premier League nie zaznamy! Nie wiem czy MŚ nam to zrekompensują;)Odnosnie inicjatywy spotkania… Myslę, że każdy się zgodzi – inicjatywa przednia i do podłapania. Name the day, place and so on:) 'When the Bloggers go marching on” 😉
Mecz super, wynik też. Tylko nie opuszcza mnie wrażenie, że decyzja o pozostawieniu Huddlestone’a na boisku (błędna!) nie uratowała Tottenhamu w tym meczu. A City zdąży jeszcze wygrać tę ligę i stanie się to niebawem, o ile szejkowie nie powariują.
bledem bylo w ogole dopuszczenie do tej sytuacji. tak na dobra sprawe, od razu powinien byc odgwizdany faul na huddlestonie…
Huddlestone’a uratowało to, że nie trafił w nogę rywala. Gdyby rzeczywiście go nadepnął, wyleciałby z boiska, a tak dostał żółtą kartkę i został ochrzaniony za niesportowy gest. Podobne zachowania z pewnością nie podobają się Fabio Capello, który nie chce tracić na mundialu piłkarzy przez ich głupotę czy nieopanowanie. Włoch oglądał wczorajszy mecz: myślę, że i tak niewielkie szanse pomocnika Tottenhamu na powołanie do kadry jeszcze zmalały.
Ja również gratuluję. Należało się Kogutom w tym sezonie. Przed każdym sezonem wysoko oceniam ich szanse wciśnięcie się do pierwszej czwórki, ale zawsze czegoś brakowało. Tym razem się udało i to kosztem zarówno City jak i Liverpoolu, co mnie niezwykle cieszy, jako kibica Czerwonych Diabłów.Redknapp odwalił kawał dobrej roboty wykrzesując ze swoich piłkarzy to co mają najlepsze.
To tak w ramach przypomnienia innych pojedynków City z Tottenhamem: 5:2 z 1994 kiedy Premiership nie była jeszcze hmmm…gotowym „superhiperkomerc” produktem 😉 😉 http://www.youtube.com/watch?v=0PkXMHpyMSQ…
http://www.youtube.com/watch?v=t2VCyWLh2og&feature=player_embedded – tak po meczu 🙂
Uwielbiam Pański sposób pisania o Premieship. Chociaż patrząc obiektywnie, dla laika, nie poruszającego się w ogóle w temacie, blog nie będzie zrozumiały.
Gratulacje!ps. to gdzie na te piwo?
Myślę, że przy piwie byłoby o czym rozmawiać… Szkoda tylko, że tak daleko jest do Krakowa.Ktoś to już napisał – smutno mi się robi na samą myśl, że niebawem rozegrana zostanie ostatnia kolejka, a na następną przyjdzie nam czekać tyle czasu.
Trafiłem na ten blog przypadkiem, od tamtej chwili codziennie zerkam czy nie ma przypadkiem nowego wpisu ;)To najlepszy blog o piłce jaki czytałem! Warto również odwiedzić Redloga ;]Pozdrawiam i życzę kogutom kolejnych sukcesów.
A to wszystko w dzień moich urodzin. Wspaniałe prezenty dostałem w tym roku… Jeśli spotkanie browarne miałoby odbyć się podczas przedłużonego weekendu bożociałowego, to piszę się. Jestem nawet w stanie wypić niezbyt ulubione londyńskie ale.
Interesuję się taktyką piłkarską od dłuższego czasu, i żeby zgłębić istotę rzeczy odwiedzam często ten blog – dzięki temu mam szerszy podgląd na niektóre rzeczy 🙂 Co prawda bardziej sympatyzowałem z Manchesterem City, ale i tak szczerze gratuluje sukcesu i życzę powodzenia. 🙂
Również gratuluję sukcesu i mam nadzieję, że Spurs namieszają sporo w LM, bo chyba każdy kibic premiership czekał na świeżą angielską krew w tych rozgrywkach. Drużynę wreszcie sworzyli ciekawą, trener to światowa czołówka, więc myślę, że emocji nie zabraknie:)
Mnie właśnie zastanawia fakt iż Redknapp dopiero teraz w wieku już bliższym emerytury(w marcu skończył 63 lata) został wzięty pod uwagę przez klub większy,mający możliwości stworzenia czegoś ,że tak to określę czołowego( bo np. West Ham który prowadził bodaj 8 lat zawsze żył z wyprzedaży fanastycznych wychowanków na których bazują lepsi,bogatsi etc.),a wcześniej nikt taki nim się nie zainteresował,nie dał szansy.Z drugiej strony nie popadałbym w szaleńczy zachwyt i nie nazywał go od razu geniuszem stawiając mu pomniki bo jak wtedy określić to co przez lata robili z większym skutkiem Ferguson,Wenger czy Bobby Robson,że wezmę pod uwagę jedynie trenerów związanych z Premiership vel. angielską piłką(a i taki Keegan ugrał wice-mistrza ze Srokami).Nie zmienia to faktu iż wreszcie znalazł się ktoś kto z zespołu od lat typowanego na ten który rozbije hegemonię Big 4,ale wciąż zawodzącego uczynił to czego inni nie byli w stanie zrobić,wydobyć grając przy tym piękną,ofensywną piłkę która cieszy oko.Myślę jeszcze iż to on powinien być kolejnym po Capello trenerem reprezentacji Anglii(czuję iż tak jak Smuda wreszcie się doczeka po latach oczekiwań(podobnie zresztą jak wielki Franciszek już raz przed laty był tego bardzo blisko)
Ja podobnie jak i autor czekałem na ten awans bardzo długo ( kibicuję Spurs już 20 lat ) Tottenham zawsze grał ładnie i stylowo i za to ich polubiłem. Zawsze mieli zresztą graczy, którzy do takiej gry byli predystynowani. Teraz do tego stylu wreszcie zaczęła dochodzić skuteczność. Generalnie kosmiczny sezon jakiego nie pamiętam – 4 miejsce ( a może 3 ? 🙂 ), zwycięstwo z przybłędami hehe, fantastyczny i zwycięski mecz z ekipą Abramowicza, półfinał FA Cup ( te powtórki ! ) dla mnie bombap.s. nie będę oryginalny ale – szacuneczek dla autora
no i Manager of the Year goes to HR.słusznie jak już mówiłem, gdyby wczoraj przegrał mecz to nagrodę zgarnąłby Ancelotti.dziwi mnie tylko 3 pozycja Roya a nie Fergusona, który po oddaniu najlepszego gracza świata i dobrego napastnika, wciąż do ostatniej kolejki walczy o majstra…
mysle, ze fergiemu to i tak nie robi roznicy… tyle MotY juz natrzaskal, ze pewnie nawet nie zauwazy.wielu managerow ciekawych mamy w PL w tej chwili: carlo, harry, coyle, rafa(mimo wszystko), martin, moyes, alex mcleish (naprawde dobra robote wykonal w tym sezonie), oczywiscie roy, no i mysle, ze tony pullis rowniez zasluguje na pare cieplych slow za stworzenie takiej twardej druzyny. no a fergiego i arsene’a nie trzeba nawet wspominac, bo oni tworza fundament tej ligi.ktos ostatnio pisal, ze EPL upada i nie ma zadnych dobrych trenerow w niej…szczerze mowiac, w tym sezonie jak w zadnym innym blysza wlasnie nie druzyny czy gracze, ale przede wszystkim managerowie.tak barwnego i pelnego w ciekawe trenerskie koncepcje sezonu nie przypominam sobie…
Czy ktos wie jak funkcjonuja play-offy w ktorych wlasnie gra Nottingham? Funkcjonuje zasada goli strzelonych na wyjezdzie? Bedziemy mieli zawodnika w polu z Polski w Premier League? =)
Na youtube pojawil sie fajny film podsumowujacy ten sezon w wykonaniu Tottenhamu. Robi wrazenie estetyka i ladnym zgraniem z muzyka, ale takze tymi najladniejszymi/najwazniejszymi brmakami:http://tv.zczuba.pl/zczubatv/1,89849,7853159,Tottenham_w_Lidze_Mistrzow_czesc_II__wideo_.html
And the season 2010 is over … Z mojej strony – serdeczne gratulacje Bluesmanom, którzy zaprezentowali niesamowicie równą formę przez całych długich 10 miesięcy. Zwycięski marsz rozpoczęty 15 sierpnia od wygranej z Hull, a skończony dzisiaj, pogromem Wigan. Gratuluję tytułu mistrza Anglii.
Nic dodać nic ując, Również Gratuluje.
Czyli tak:kolejny sezon odklepany 😉 więc teraz czas na deser w postaci MŚ.Jakie są wasze spostrzeżenia,nadzieje,przewidywania związane z Mundialem w RPA?
Witam. Na wstępie zaznaczę, że jestem pod wrażeniem sposobu, w jaki opisuje pan ligę angielską. Jednak chciałbym się odnieść do zawodnika Assou-Ekotto. Ja bym jednak unikał stwierdzeń, że jego spokój bierze się z tego, że futbol to dla niego tylko sposób na zarabianie pieniędzy. Tak naprawdę wszystko zależy od wyniku, jaki osiągnie jego drużyna. Gdyby przegrali, to myślę, że zarzucano by mu, że ten jego „spokój w grze” to po prostu „brak zaangażowania”. Nie sugeruję, że tak jest, ale zastanówmy się, jak by go oceniano, gdyby np. strzelił przypadkową bramkę samobójczą.Pozdrawiam.