Dziennik Mundialu: głosy

Wspomnienia z mistrzostw świata. Rok 1974, raczej z rodzinnej legendy, w której plątający się pod nogami dorosłych Michałek powtarza za poirytowanym wujkiem „Lato, fajłtapo, idź na niego!”. Rok 1978, pamiętany bardziej przez obrazki z komiksu, i pierwsze w kibicowskim życiu (patrz tytuł bloga) gorzkie rozczarowania: że Deyna nie wykorzystuje karnego i że to oni mają Kempesa… Rok 1982, proporczyk z Naranjito i oglądanie na koloniach. Wyławianie flag Solidarności na trybunach jako dyscyplina dodatkowa, ale przede wszystkim Boniek – narodowy dramat po odsunięciu go za kartki w półfinale i niewystawieniu w jego miejsce Szarmacha. Rok 1986, Meksyk: zakłócone egzaminy do liceum, poprzeczka Karasia i słupek Tarasiewicza z Brazylią, ale przede wszystkim trzy gole Linekera i jedno z bardziej dwuznacznych doświadczeń mojego życia, kiedy uświadomiłem sobie, że istnieją więzi intensywniejsze niż narodowa. Plus zachwyt i trauma po bramkach Maradony, oczywiście.

Rok 1990: obiektywnie straszliwe nudy i mnóstwo czerwonych kartek, ale kompletnie mi to nie przeszkadzało, zwłaszcza, że na tym tle błyszczał Kamerun z Rogerem Millą. Gol Pleata w dogrywce z Belgią, a potem kolejna dwuznaczność, że to właśnie Anglicy eliminują ten wspaniały Kamerun, żeby w półfinale trafić na swoją niemiecką Nemezis. Pudła Waddle’a i Pearce’a podczas rzutów karnych (dramat tego ostatniego, przezwyciężony dopiero 6 lat później, podczas mistrzostw Europy), a wcześniej łzy Gascoigne’a.

Rok 1994: oglądanie w Rzymie, gdzie ks. Adam Boniecki wspaniałomyślnie akceptował moją futbolową manię i gdzie po meczach Włochów ludność gromadziła się na Piazza Venezia, by jeździć w kółko przed tą dziwną maszyną do pisania. Śmierć Escobara, kaskada goli Salenki, grupa z Irlandią, gdzie wszystkie zespoły skończyły z tą samą liczbą punktów, kołyska Bebeto i koniec emocji po meczu Holandia-Brazylia.

Rok 1998, mnóstwo okoliczności okołofutbolowych, z których najbardziej niezapomnianą było oglądanie meczu o trzecie miejsce z Katarzyną Z. w jakiejś knajpie na Kazimierzu. Przeżywany w samotności TAMTEN mecz Anglii z Argentyną, bramka Owena, czerwona kartka dla Beckhama i nieuznany gol Campbella w dogrywce: jedno z najbardziej frustrujących doświadczeń w kibicowskim życiu. Ale też rewanż na Argentyńczykach wzięty przez Holendrów (Bergkamp!) i znów koniec emocji po ich odpadnięciu, z chłodnym docenieniem klasy Zidane’a i kolegów. Oraz wywiad z Wiktorem Osiatyńskim, robiony dla „Tygodnika” kilka minut po finale, nocne spisywanie, niejako zapowiadające czasy blogowania.

Zabawne, bo tę lawinę wspomnień (oczywiście ciekaw jestem Waszych – póki się nie zacznie na dobre, możemy sobie jeszcze na nie pozwolić…) uruchomił dzisiejszy wywiad z Tomaszem Zimochem dla „Dużego Formatu”. Bo w zasadzie jest tak, że kiedy próbuję sobie przypomnieć jakiś mecz, nie tyle widzę piłkarzy, ich dziwne już niekiedy stroje czy fryzury, ale słyszę głos komentatora: w pierwszym rzędzie Ciszewskiego i Szpakowskiego, później Graya i Tylera albo Motsona. Od chwili, kiedy to sobie uświadomiłem, znacznie wzrosła moja tolerancja dla dziennikarskich lapsusów.

Owszem, w sytuacji idealnej (czyli raczej niepolskiej, choć widzowie Canal Plus znajdą wyjątki) sprawozdawca potrafi czytać grę i w związku z tym podnosi głos na sekundę przed podaniem otwierającym drogę do bramki, a nie sekundę po tym, jak piłka przeleciała wysoko nad poprzeczką. Ale nie wymagajmy zbyt wiele: najważniejsze, żeby w chwilach rozstrzygających potrafili towarzyszyć naszym emocjom („Wie pan, w takich momentach wchodzi się na taką orbitę, że się niczego nie pamięta – mówi Zimoch. – A poza tym po takich transmisjach jest się wykończonym, ból przechodzi od głowy do stóp”).

Szczęście komentatora polega na tym, że chwile, które stały się dla nas może najwspanialszymi w życiu, nigdy już nie dadzą się oddzielić od jego wołania, nawet jeśli w tamtym momencie był w stanie wykrzyczeć tylko nazwisko strzelca. To prawda, jadący na swój dziesiąty (!) mundial John Motson powiedział kiedyś: „Po bezbramkowej pierwszej połowie, wynik do przerwy brzmi 0:0”, ale i tak zawsze będziemy go kochali. To jak z matką. Pamiętam, jak przed laty wróciłem do domu, by obejrzeć retransmisję meczu rozegranego kilka godzin wcześniej. „Nie podam ci wyniku, ale nie spodziewaj się bramek” – powiedziała, przynosząc mi herbatę.

33 komentarze do “Dziennik Mundialu: głosy

  1. ~taxi_rock

    Mundial we Francji. To było coś, mój pierwszy Mundial 😛 Na początek Baggio nabił Chilijczyka i w końcówce z karnego Włosi wyrównali, pamiętam, ze popcorn jadłem 😀 wtedy jeszcze na piwko było za wcześnie, zwłaszcza że rodzice też oglądali. Potem świetne mecze Chorwatów, których dopiero Thuram z turnieju wyrzucił. Mecz Holandii z Argentyną, bramka Bergkampa, dzięki której dziś kibicuje Arsenalowi. Ortega uderzający w szczękę van der Sara. Ronaldo niedysponowany w finale i dwie główki Zizou. Po drodze pewnie jeszcze sporo się działo, ale na szybko nie potrafię sobie przypomnieć – C. Blanco ze swoją sztuczką, którą się kibice zachwycali 😛

    Odpowiedz
  2. ~Bartek

    Sprawozdawca podnoszący głos na sekundę przed podaniem otwierającym drogę do bramki raczej nam nie grozi na tych mistrzostwach. Panowie z TVP wprawdzie próbują ostatnimi czasu naśladować pana Zimocha, ale zanim wymyślą barwne porównanie, jesteśmy sześć podań dalej. Ale nawet to nie jest ważne. TO JUŻ JUTRO!!!! Cała moja złość sprzed kilku tygodni, złość o to, że tak brutalnie pokończono nam ligowe rozgrywki, jutro pewnie mi przejdzie. Strach jeno przed głuchotą, bo osławione wuwuzele naprawdę dają po uszach.

    Odpowiedz
    1. ~Marcin

      Najdokładniej pamiętam mundial amerykański. Po uważanej za nudną imprezie włoskiej, podczas której jako zupełny laik pierwszy raz w życiu zainteresowałem się piłką, nie mając żadnego rozeznania, cztery lata później doczekałem się pierwszych w moim życiu mistrzostw z prawdziwego zdarzenia (ośmiozespołowe wówczas Euro raczej rozbudzało apetyt, dając namiastkę atmosfery miesiąca pełnego piłki). Mecze mundialu w Stanach były w dziwnych porach (na szczęście były wakacje) i jako piętnastolatek czułem się bardzo egzotycznie pijąc wieczorem kawę, by dotrwać do ostatniego spotkania i je przetrwać. Telewizor w naszym domu miał pewien feler – gdy się go wyłączyło, nie można go już było włączyć tego samego dnia, więc do tej trzeciej czy trzeciej z minutami w nocy musiał być włączony cały czas (pozdrowienia dla mojej mamy, która spała w pokoju z telewizorem i nie narzekała na swój los). I właśnie jakoś najbardziej pamiętam te nocne mecze, zwłaszcza z początku mistrzostw, oglądanie ich nocą w ciszy pozwalało na pełne skupienie, a zmęczenie i powoli pojawiająca się za oknem jasność dodawała metafizycznego pierwiastka. Nie zapomnę meczu Hiszpanii z Koreą – wydawało się, że przy 2:0 można spokojnie iść spać, ale Azjaci odwdzięczyli się wszystkim, którzy zostali przy odbiornikach. Dość nieoczekiwanie na mundialowy klasyk wyrósł też mecz Kolumbii z Rumunią. Latynosi chyba na wyrost zostali uznani za jednego z faworytów (ach ten wieczny błąd wyciągania zbyt wielu wniosków z wyników eliminacyjnych), a wygrała Rumunia ze świetnym składem – bramka Hagiego i parę innych akcji z tego meczu to do dziś jeden z moich ulubionych filmików na youtubie. Parę dni później była samobójcza bramka Escobara, a potem szokująca wiadomość o jego śmierci, ale podczas meczu Kolumbii z Rumunią można się było niespodzianką ekscytować zupełnie beztrosko. Oczywiście nie zapomnę też meczu Niemców z Bułgarią w ćwierćfinale. Do siedemdziesiątej którejś minuty wyglądało to na typowe zwycięstwo zachodnich sąsiadów z tamtej epoki: solidnie, bez błysku, bez zrywów i marnowania energii na efektowne wygrane. No i później Stoiczkow, a chwilę później nieznany jeszcze wówczas przeciętnemu kibicowi Leczkow zmienili losy świata. Któż wtedy nie był za Bułgarami…

      Odpowiedz
  3. ~Angamoss

    A co mi tam, napiszę coś podobnego. 1998 – pierwszy mundial który znam i pamiętam, ja i mój brat przed telewizorem, piękna replika Tricolore pod pachą i myśl 12 letniego chłopca, że jego ojciec już nie zdarzył tego Mundialu zobaczyć. Nie widział meczu otwarcia. fajnego Maroka i jeszcze lepszej Norwegii, zachwytu nad golem Owena, płaczu po odpadnięciu Holandii, złości, kiedy Zidane masakrował Brazylię, a ja i brat musimy to oglądać na czarno-białym telewizorze. Pierwszy Mundial zawsze najlepszy, bo pierwszy ;-)2002 – wyludnione ulice podczas pierwszego meczu Polski, nieustanna bieganina ze szkoły do domu(50 metrów) co każdą przerwę, aby sprawdzić wyniki. No i niesamowity dzień z czeską telewizją – cztery spotkania pod rząd jednego dnia! Droga Korei do półfinałów i skandale sędziowskie, ulga po zwycięstwie Brazylii(Ronaldo jest tylko jeden!) i pytanie, co dalej z Polską piłką po blamażu.2006 – Paradoksalnie z tych mistrzostw pamiętam najmniej. Znów zawód po meczach Polaków i „wypowiedziach” Janasa, żal za Australią… o uderzeniu „z Zidane’a” nie ma co wspominać, to pamięta każdy. Nudny finał, w którym nie miałem faworyta? Chyba jeszcze nasuwa mi się piękne zwycięstwo Hiszpanów nad Ukrainą… tyle.2010 – Mam nadzieję, że Honduras mnie nie zawiedzie! 😉 A Anglicy i Francuzi szybko się pożegnają z imprezą!

    Odpowiedz
  4. ~Kolejarz

    Skoro miał Pan egzaminy do LO z 1986 roku, wychodzi na to, że jestem młodszy o równe 10 lat. Mundialu z 1986 roku nie kojarzę wcale, natomiast Italy ’90 jak najbardziej. Biegaliśmy po szkole krzycząc: „Kamerun, Kamerun”:) 1994- to wpadka dopingowa Maradony i niewykorzystany przez Baggio rzut karny w finale. 1998 to przede wszystkim znienawidzony David B. i genialny Zidane. 2002 kojarzę ze względu na Polaków i to, że miałem w plecy studia, więc mogłem oglądać spokojnie wszystkie mecze:) 2006 to pierwszy Mundial, kiedy pracowałem, więc nie miałem czasu oglądać i analizować wszystkiego dokładnie- no i znowu ci Niemcy… Pozdrawiam.

    Odpowiedz
  5. ~taxi_rock

    U mnie w LO pani dyrektor zorganizowała rozdanie świadectw maturalnych akurat w trakcie meczu z Portugalią w 2002 roku. Jeszcze wtedy w telefonie radia nie było, więc sie siedziało z małym radiem za marynarką i co chwile odliczało kolejne bramki 😀

    Odpowiedz
    1. ~Arcydiabeł

      Dobrze, że już jutro wszystko się zacznie, bo znów zaczyna Pan pisać częściej i jak zwykle na poziomie.Moje pierwsze MŚ 1998. Świetny mecz Brazylii z Danią. Wcześniej niespodziewana porażka w grupie tych pierwszych z Norwegami, przefarbowani na jednakowy kolor Rumuni, niestety jednostronny finał i szacunek dla Francji, bo stracili w całym turnieju chyba tylko jednego lub dwa gole.I jeszcze nauka pełnych nazwisk, Ronaldo Luis Nazario de Lima, Rivaldo Vitor Borba Ferreira, Claudio Andre Taffarel:) Do tego niesamowici Owen i Suker.

      Odpowiedz
  6. ~etk87

    haha… swietny pomysl na wpis Panie Michale.pierwszym swiadomym w pelni swiadomym dla mnie mundialem byla francja. gdy odbywal sie mudial w usa, wiedzialem tylko tyle, ze kibicuje manchesterowi united.jak siegam pamiecia wstecz, z pewnoscia caly mudial rozpoczal sie od rozczarowania, gdy teddy sheringham – moj ulubiony obok cantony i schemichela pilkarz – zostal wyparty ze skladu przez owena (eh… do dzis pamietam jak moja matka rozplywala sie wtedy nad nim – oczywiscie szarpiac mi nerwy przy okazji). czerwona beckhama takze pozostala w mojej pamieci, bo bolala. mam jeszcze, przeblyski ukazujace mlodego, rudego do granic mozliwosci, niezbyt znanego napastnika man united – paula scholesa.pamietam odpadniecie anglikow z argentyna, co bylo nie za fajnym przezyciem, a takze zwyciestwo bergkampa nad swoja slaboscia (i cala argentyna przy okazji), co dla odmiany – bylo fajnym przezyciem.pomimo, ze holandia zostala wyparta niedlugo wczesniej przez anglie z rolii mojej ulubionej reprezentacji (jednak porazka z francja w karnych na euro ’96 do dzisiaj pozostaje dla mnie bolesnym wspomnieniem), pokonanie argentyny pozostalo jednym z milszych wspomnien z tego turnieju.mecz dunczykow z brazylia ekscytowal mnie jak malo ktory, bo jawil mi sie wtedy jako pojedynek najlepszego bramkarza swiata z najlepszym napastnikiem. oczywiscie odpadniecie schmeichela jak i calej danii zaliczamy in minus.nie da sie zapomniec rowniez wydarzenia jakim byla pierwsza zlota bramka (zdobyta przez blanca z tego co pamietam), ktora odeslala paragwaj rewelacyjnego chilaverta do domu.zamarano do spolki z nowa gwiazda – salasem, a takze nigeria i jugoslawia calkiem pozytywnie zapisaly mi sie w pamieci.chorwatow chyba wszyscy pamietaja. gwiazdorska przebila sie na podium, pokonujac, ku mojemu rozczarowaniu holendrow (ktorzy nawiasem mowiac, byli niezbyt zainteresowani meczem).podobnie sprawa ma sie z finalem i kontrowersjami w okol niego. kibicowalem wtedy brazylii (pomimo, ze rodzinka wspierala europe – francuzow, ktorych niecierpialem), wiec cala ta historia z ronaldo byla niemilym szokiem, konczacym pelne wydarzen mistrzostwa swiata.

    Odpowiedz
  7. ~Adam K.

    1998- moje pierwsze mistrzostwa jakie choć trochę pamiętam ( miałem 7 lat ): żal po porażce Szkotów z Brazylijczykami w meczu otwarcia; przegranie wygranego meczu przez Meksykaninów w meczu z Niemcami;niesamowita 1 polowa meczu Anglia – Argentyna ( w przerwie niestety zasnąłem:))); szał radości po pamiętnym golu Bergkampa; pierwsze i ostatnie bramki Thurama z Chorwacją; no i narodziny geniusza – bramki Zidane’a w finale2002- irytacja z faktu, ze tyle spotkań mi przepada z powodu szkoły; sensacyjna porażka Francji z Senegalem; przecieranie oczu ze zdumienia widząc bezradnych Polaków z Koreą i Portugalią; komedia odstawiona przez Rivaldo w pierwszym meczu z Turcją; piłka wrzucona za kołnierz Seaman’owi przez Rooniego; fatalne błędy sedziów; ogólnie najsłabsze mistrzostwa jakie widziałem w życiu2006- ”powtórka z rozrywki” z udziałem Polaków; stadiony wpelnione po brzegi nawet na takich ”hitach” jak Tunezja – Arabia Saudyjska; Cristiano Ronaldo skarżący się sędziemu na Rooneya; słabość Brazylijczyków; czerwone kartki w meczu Holandii z Portugalią; piękny półfinał Włochy – Niemcy; no i byk Zidane’a w finaleMam nadzieję, że nadchodzący mundial dostarczy nam również wielu niezapomnianych wspomnień. W co osobiście trochę wątpię mając na uwadze kontuzje czołowych zawodników i prawdopodobieństwo zmęczenia pilkarzy długim sezonem.

    Odpowiedz
  8. ~Piotr

    Mój pierwszy mundial to USA ale pamiętam go przez mgłę ten kucyk Baggio. Francja to był mój pierwszy prawdziwy mundial i jak na razie najwspanialszy wtedy pokochałem Holandię i znowu Brazylia i te cholerne karne, polubiłem duński dynamit choć to była końcówka tej epoki i ci szalejący Chorwaci. Korea i Japonia nudy, sędziowie kalosze, i te żółtki które wjechały do półfinału bo miały wjechać przynajmniej nie zdobyli medalu tyle sprawiedliwości i właściwie brak wielkich meczów właściwie tylko Senegal i Turcja u mnie na plus ładna gra i dobry wynik tych drużyn. Polacy tacy jak i hymn śpiewany przez Edytkę. Rok 2006 Polacy jak wyżej znowu porażka na starcie i koniec marzeń. Jednak sam mundial w mojej opinii zjadliwy parę dobrych meczów. Świetna Argentyna, Solidni acz jak na nich ładnie grający Włosi choć mecz z Australią wygrany wątpliwie, fajni Niemcy jedna z ładniej grających ekip na tym mundialu moim skromnym zdaniem oczywiście. Rozczarowania Holandia jacyś tacy bez wyrazu i bez formy, Brazylia miała być samba ale chyba została w Rio, i jeszcze Portugalia niby zaszli wysoko ale gra taka sobie i nic godnego zapamiętania oprócz czerwonego meczu z Holandią.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Mój ulubiony cytat: „Polacy tacy, jak hymn śpiewany przez Edytkę”… Oj, były emocje, słupek (?) Krzynówka w pierwszych minutach pierwszego meczu, kiedy wszystko mogło jeszcze potoczyć się inaczej – naprawdę dobry początek (serio: tak to zapamiętałem). Wychodzenie z pracy na mecz i powrót po meczu, i surrealistyczna sytuacja oglądania w remontowanej kamienicy, gdzie za oknem na rusztowaniach słuchali radia robotnicy, a radio to miało o dziesiąte części sekundy szybszą transmisję, więc kiedy ja widziałem piłkarza składającego się do strzał, oni już wiedzieli, że nic z tego…Wygląda na to, że trafiłem z wpisem, bo Wasze historie fantastyczne – a przy okazji trochę się poznajemy, bo i daty urodzenia tu padają, i kończenia szkół, zapamiętywane (jakżeby inaczej) dzięki wielkiej piłkarskiej imprezie.

      Odpowiedz
  9. ~Andrzej Kotarski

    Zanim do urywków wyciąganych z kibicowskiej świadomości chciałbym podzielić się refleksją na temat przytoczonego wywiadu z Tomaszem Zimochem. Jest rewelacyjny, widać, że on czuje tę grę, a jeszcze bardziej czuje swój zawód. Kolorowanie słowem w przytoczonym wstępie do finału marzeń – rewelacja (tekst, jak mniemam, wymyślony na poczekaniu!)Wspomnień wielu przytoczyć nie mogę, gdyż pierwsze świadome oglądanie to dopiero 1998. Pamiętam stamtąd kibicowanie Francji w meczu z Chorwacją na wakacjach we Włoszech. W miejscu, gdzie oglądałem półfinał tendencje były zdecydowanie inne – w końcu Francuzi wykopali Włochów rundę wcześniej.2002 to przeżywanie Polski. Nic innego tak nie wpadło mi w pamięć jak mecz z Koreą.2006 oglądałem jako w miarę ułożony kibic, dlatego kojarzę go zdecydowanie najlepiej. Ale to historia za młoda, by wspominać ją – każdy był, każdy widział.

    Odpowiedz
  10. ~Tomas_h

    U mnie – bezdyskusyjnie Hiszpania 1982. Powodów było kilka – przede wszystkim już byłem nastolatkiem i wiedziałem o co chodzi w tym wszystkim. Poza tym przeszliśmy jak burza przez kwalifikacje – to chyba wtedy Ciszewski się darł jak wygrywaliśmy z NRD 3-2, a Smolarek stał w rogu i trzymał piłkę grając na czas :-))) To był wtedy show, ech, niezapomniany …Do dzisiaj można to znaleźć na YT.Sam mundial pamiętam z kilku powodów. Najważniejszy z nich to Moja Mama rzucająca w Tatę pudełkiem zapałek podczas meczu z Peru. Rzucała przy stanie 2-0 (wygraliśmy 5-1), kiedy Tata kręcił głową mrucząc „za mało, za mało …”. Potem już nie mruczał ani ni kręcił, a Mama nie miała czym rzucać…Inny powód to oczywiście 3 bramki Zibiego z Belgią, potem znowu Smolarek stojący w rogu przy końcówce meczu grupowego z ZSRR. Do tego Włosi, którzy prawie wylecieli w fazie grupowej, a suma sumarum Paulo Rossi pokazał wszystkim (również nam po bezbramkowym meczu grupowym) kto tu jest debeściak. No i – to słodkie zwycięstwo nad Zabojadami… No bezcenne :-)))Ten akurat Mundial zapamiętam też z powodu piosenki śpiewanej przez Bogdana Łazukę: „Entliczek pętliczek co zrobi Piechniczek tego nie wie nikt…” i „uliczkę znam w Barcelonie w uliczkę tą wbiegnie Boniek” … itd itp. Rytm i tekst utkwiły w pamięci do dzisiaj.Oj tak – mogę śmiało powiedzieć, że to była moja pierwsza w pełni przeżywana impreza futbolowa, którą pamiętam do dzisiaj.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      „Kto się zmartwi, kto rozerwie, czy przed przerwą, czy po przerwie, tego jeszcze nie wie nikt…”. Słusznie: przed mundialem był jeszcze ten dramatyczny mecz z NRD (oglądałem u Dziadka, który żył jeszcze, w Brzesku, ech, łza się w oku kręci) i przemyślny Smolarek. Czy blokowanie piłki w narożniku to polski wynalazek?Żabojadów, jak piszesz, było mi trochę żal, bo jednak wykończyli ich ci Niemcy. Z drugiej strony: ten gol Szarmacha i jego mina, najwyraźniej pod adresem trenera, „widzisz, co straciłeś?”, Majewski do szatni, a potem jeszcze Kupcewicz z wolnego…

      Odpowiedz
      1. ~Marcin

        Mecze Polaków na mundialu azjatyckim kojarzą mi się z warszawską Galerią Mokotów – na jej najwyższym piętrze jest (była? nie byłem tam już później…) kręglarnia. Od początku mi się to miejsce nie podobało – zupełnie nie w moim guście, ale było najbliżej pracy, do której razem z kumplem musieliśmy zresztą później wrócić. Odkąd tam wszedłem miałem złe przeczucia, znacznie przyjemniej byłoby oglądać mecz w jakimś normalnym pubie. Faszystowski pierwiastek mojej duszy dał o sobie znać, gdy zobaczyłem chłopaków w koszulkach reprezentacji Polski, którzy w trakcie meczu… grali ze swoimi dziewczynami w kręgle. Oby piłkarze nie dostosowali się do poziomu tych kibiców – pomyślałem. Dzięki ogólnemu rwetesowi udało się nie posłuchać hymnu, więc o całej sprawie dowiedziałem się po fakcie. Telebim zniekształcał kolory, nasi byli biało-różowi, ale różowo-granatowi poruszali się wyraźnie żwawiej. Mimo wszystko początek był optymistyczny, do pierwszego gola liczyłem, że wygramy to prędzej czy później. Mimo wszystko mam nadzieję, że kolejna przerwa w polskich mundialach będzie krótsza.

        Odpowiedz
      2. ~Tomas_h

        A tego to już tak bardzo nie kojarzę – bardziej „na zawsze” będę miał obraz Bońka rozkładającego ręce na zasadzie: no walę i wpada. Jedna po drugiej – co zrobić ??? Robił to genialnie, trzeba przyznać……..

        Odpowiedz
      3. ~me262schwalbe

        Mundialu w 1974 roku nie kojarzę woogle, chyba tylko dlatego, że ojciec nie interesował się piłką. Jedyne co ledwie sobie przypominam, to kopanie piłki w przedszkolu, ktoś tam był Deyną, inny Latą, jeszcze inny Szarmachem …;Mundial w 1978 roku też niewiele pamiętam, zapewne wszystko przez różnicę czasu, a rodzice nie pozwalali mi oglądać dłużej telewizji niż gdzieś do 21-szej. ESPAŃA 1982 pamiętam doskonale, łącznie z przytoczonym wyżej przebojem, którą uwieczniłem na kasecie magnetofononwej w komunijnym Grundigu; może jeszcze gdzieś by się odnalazła;Mexico 1986 – w studio mundialowym portrety naszych reprezentantów, pod którymi, jak mówił prowadzący, będziemy przyklejać futbolówki po każdym zdobytym golu przez danego piłkarza:)1990 łzy pięknej Brazylijki po golu Canigii,1994 super mundial na zakończenie studiów, na napisanie pracy i obronę potrzeba było poczekać jeszcze rok (bez mundialu i Euro :); czy możliwy był finał Hagi vs. Stoiczkow?1998 więcej obowiązków, mniej wspomnień :(2002 dla nas: skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? futbol jest okrutny, przede wszystkim dla Hiszpanów. 2006 każdy świetnie pamięta

        Odpowiedz
  11. ~Q

    Crouch w pierwszym składzie, bardzo mi się to podoba.brakuje Adama Johnsona i Joe Harta, ale w sumie skład wydaje się ładnie zbalansowany, StevenG będzie musiał trochę w obronie podymać, ale to nie mecz gdzie się trzeba bronić…GO ENGLAND

    Odpowiedz
  12. ~kot

    a moj pierwszy Mundial to Italia 90, i moze dla kogos byl nudny ale dla mnie najpiekniejszy… bo pierwszy, pamietam jak Goycoachea wyciągnał chyba ze 4 karne i przepchnał Argentynę do finału, a przecież pierwszym bramkarzem był wtedy Pumpido i w pierwszym meczu kontuzja, czasem takie niuanse decydują, no i Kamerun i Roger Milla, Kolumbia i Rene Higuita, no i Maradona. Ech, to były czasy;-)

    Odpowiedz
    1. ~Piotr

      Panie Michale nie mówię, że to była totalna pożoga ale jakoś to pamiętam ten nieszczęsny hymn i słabość naszych i zgadzam się, że gdybyśmy pierwsi zdobyli bramkę to mógł być wynik w drugą stronę tylko, że to gdybanie to taka nasza domena po dobrym początku tamci nas zabiegali, Portugalia choć zmęczona i kulawa to i tak nas rozbiła mecz rezerwejros jak śpiewali Pudelsi wygrany tylko to już było spotkanie o pietruszkę. Ja choć to nie patriotyczne nawet się cieszę, ze nie ma naszych nie będzie dzikiego ładowania atmosfery buńczucznych zapowiedzi a ja będę mógł się zrelaksować przy meczykach i w domu mniej moich bluzgów nerwów i poobgryzanych paznokci. A kibicuje jak zwykle Holandia (dlatego nie lubię azjatyckiego mundialu tam ich nie było) i Hiszpanii niech coś wygrają taki finał World Cup 2010 wiem wiem takie rzeczy…

      Odpowiedz
  13. ~piotr.butryn

    Najbardziej emocjonalnie zaangażowany byłem w 1994 roku. Przez całe Mistrzostwa kibicowałem Roberto Baggio. Wszystko skończyło się w finale. Wtedy jeszcze wierzyłem, że jeden zawodnik może wygrać cały mundial. Z tamtego roku pamiętam najwięcej: wspomnianych tu Milę i Salenkę, a także Hagiego, Leczkowa, Dumitrescu, przenoszenie uszkodzonej bramki, Alexi Lalasa, pierwszy stadion zakryty całkowicie dachem i Thomasa Ravelliego. Od tamtego czasu kibicowałem Ronaldo w kolejnych 3 mistrzostwach, kiedy jasne stało się, że może pobić Gerda Mullera. A zeszłe mistrzostwa poświęciłem w całości Włochom i wreszcie kończyłem mundial z poczuciem zwycięstwa. W RPA będę znów kibicował Włochom i coś czuję, że emocje znów wezmą górę nad rozsądkiem.

    Odpowiedz
  14. ~rafcze4

    Laurent Blanc i jego całusy w łysine Fabiane Bartheza na Coupe de Monde 1998. Nawet przed finałem w którym Blanc nie zagrał za nadmiar żółtych kartek. Poza tym niesamowici Chorwaci i ten półfinał z Francją. Czy Lilian Thuram strzelił oprócz tego meczu jakieś bramki w reprezentacji Francji???

    Odpowiedz
    1. ~Angol

      Co to teraz jest Nasza Klasa? Podsumowania sezonu nie było.Tematy zastępcze, zmęczenie sezonem? Coś mi tu nie gra.

      Odpowiedz
  15. ~erictheking87

    noo i pooooszlooooooo… jakie wrazenia na szybko Panowie? pomimo, ze nie ogladalem obu meczow od dechy do dechy, to mila niespodzianka jest postawa RPA. naprawde kurcze fajna pilke pokazali.z przodu szybka gra z klepki, albo prostopadlymi podaniami, z tylu dzielnie, z poswieceniem walczacy obroncy. spodziewalem sie, ze bedzie klapa jesli chodzi o gospodarzy, a tymczasem okazuje sie, ze perreira bardzo fajnie ten zespol poskladal.co do drugiego meczu, bylem za urugwaje, i 0-0 mysle, ze jest sprawiedliwym wynikiem. saurez marnie gral moim zdaniem (co utwierdza mnie w przekonaniu, ze z marszu gwiazda by sie w man united nie stal), forlan tez bez rewelacji, ale mecz mysle, ze mozna okreslic jako zaciety i dosyc emocjonujacy.przede wszystkim, podobal mi sie poziom sedziowania w tym spotkaniu. azjata, ktory byl glownym arbitrem bardzo ladnie prowadzil zawody. jego decyzje, byly szybkie, trafne i moznaby powiedziec – skuteczne. nie pozwalal sobie na podwazanie autorytetu, byl z cala pewnoscia stanowczy w tym co robil. naprawde brawa mu sie naleza.jedna z pierwszych mysli jaka mi sie nasuwa po obejrzeniu obu spotkan jest – tym razem chyba nie bedzie problemow z poziomem sedziowania. co wiecej – jesli utrzyma sie obecny, to sadze, ze mozemy zobaczyc jedne z najlepiej sedziowanych MS.chociaz to taka moja nadzieja bardziej, bo wiadomo, ze jak narazie to wrozenie z fusow jest.

    Odpowiedz
    1. ~alasz

      To ja napisze co mi sie nie podoba. Trąbki-nic mnie tak nie denerwuje niz ten idiotyczny dziwek przez 90 minut. Jestem fanem dopingu brytyjskiego, podziwiam niekiedy i włoski. Trąbki mnie deprymują i porostu przeszkadzają w odbiorze spotkania. Mam nadzieje ze na meczu USA-Anglia ich nie bedzie, w końcu dwa najliczniej reprezentowane kraje wśród kibiców.

      Odpowiedz
      1. ~Lechu

        Dokładnie tak samo myślę. Te trąbki powodują u mnie ból głowy. Miałem nadzieję, że będą tylko w meczu otwarcia, że to taki doping gospodarzy, a niestety okazało się że to chyba będzie w każdym meczu. Wolałbym posłuchać jakieś przyśpiewki, ewentualnie afrykańskie bębny jak to zwykle bywa na PNA, a nie te wnerwiające piszczałki. Niby to tylko niuans, ale jak mnie on strasznie deprymuje.

        Odpowiedz
      2. ~etk87

        nawet nie mow. po calym dniu spedzonym na polibudzie i w busie, to ostatnia rzecz, ktora chcialem uslyszec… juz od samego dzwieku w telewizji glowa mnie bolala jeszcze bardziej.pomysl, jak cierpia europejscy kibice, ktorzy sa na stadionie…

        Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *