Najkrócej mówiąc: zaskakująco smaczna zupa (kimchee), danie główne na miarę oczekiwań, choć smażyło się minimalnie za długo (stek z południowoamerykańskiej krowy), deser rozczarowujący, choć można się było tego spodziewać (pudding).
W prasie nie milkną jeszcze echa remisu Francuzów, coraz więcej dowiadujemy się np. o incydentach na przedwczorajszym treningu, gdzie niezadowolony z przydzielenia mu defensywnych zadań Malouda zachowywał się zbyt agresywnie, a Domenech, zamiast od razu przywołać go do porządku, odczekał dobę i pozbawił piłkarza Chelsea miejsca w wyjściowej jedenastce. Na czym niewątpliwie stracił: Gourcuffowi, chętnie porównywanemu z Zidanem dzięki wizjonerskim podaniom i świetnym stałym fragmentom gry, brakuje szybkości Maloudy. Postawmy tu jednak kropkę: wydarzenia pędzą naprzód i do tamtego momentu wrócimy pewnie dopiero gdy okaże się, że Francja nie wychodzi z grupy (a jeszcze tak niedawno Patrice Evra mówił, że mają na każdą pozycję najlepszych piłkarzy świata…), albo przeciwnie: gdy zajdzie dalej niż się wszyscy spodziewają. W końcu nie pierwszy to turniej, który Trójkolorowi rozpoczynają bezbramkowym remisem.
Do grona zmęczonych przedstawicieli starej Europy dołączyła Grecja. Upiory przeszłości, prześladujące nas od czasu Euro 2004, powinny zostać podczas tego mundialu ostatecznie wyegzorcyzmowane: po jego zakończeniu na emeryturę przejdzie zarówno pokolenie zawodników, którzy przed sześcioma laty zabili w nas radość piłki, jak ich niemiecki szkoleniowiec. Na razie podanie Park Ji-Sunga do Park Chu-Younga w 28. minucie było najpiękniejszym podaniem mundialu, a jego bramka po solowej akcji – bramką mundialu. Koreańczyków chwalimy za ambicję, wybieganie i zdolność przyspieszenia, taktyczną dyscyplinę i technikę – czyli za wszystko to, czym imponowali już pod wodzą Guusa Hiddinka przed ośmioma laty. Jedynym konceptem Greków było posyłanie długich piłek w pole karne, upiory w istocie, w dodatku – jeśli wziąć pod uwagę straszliwy błąd Vyntry przy drugiej bramce – upiory o skłonnościach samobójczych. Do 70. minuty nie potrafili celnie strzelić na bramkę, wściekły bramkarz szarpał za koszulkę jednego z obrońców, a Otto Reehagel musiał zmienić dwóch kolejnych kapitanów. Przeczytałem w tych dniach mnóstwo tekstów, nie pomnę już, niestety, czyj to był koncept, ale mecz Korei Płd. z Grecją był jak pojedynek przyszłości i przeszłości futbolu. Szczęśliwie wygrała ta pierwsza.
W tym sensie przyszłością futbolu jest również ofensywna postawa Argentyńczyków, choć pewnie nie mnie jednemu ciarki chodziły po plecach, gdy widziałem hektary miejsca, zostawiane przez piłkarzy Maradony z tyłu (zwłaszcza hektary między Gutierrezem a trójką obrońców; dlaczego Diego zamiast skrzydłowego Newcastle nie powołał Zanettiego?!), i błędy indywidualne, na jakie sobie pozwalali. Od razu przyznaję: po Messim nie było znać wycieńczenia, o którym mówił reprezentacyjny lekarz; przeciwnie – obok bramkarza Nigeryjczyków był niewątpliwie najlepszy na boisku, a epickie pojedynki tej dwójki zbudują pewnie niejedną opowieść o meczu w Johannesburgu. Sposób, w jaki Argentyńczyk prowadzi piłkę przy nodze, nie przestaje sprawiać kłopotu obrońcom; właściwie chętnie bym się dowiedział, skąd się bierze ten szczególny rodzaj kleju w butach, trzymający lepiej niż klej któregokolwiek innego piłkarza na świecie.
Ale wśród podopiecznych Maradony świetny mecz zagrał także Mascherano, czysto rozbijający akcje Nigeryjczyków. Niby zadanie miał ułatwione – przez większą część meczu w środku pola miał do czynienia przede wszystkim z Haruną – ale zarazem wyjątkowo utrudnione, bo ten osamotniony Haruna grał za trzech. Słyszeliście o nim kiedyś? 19-latek (!) z Monaco na mundial pojechał tylko „dzięki” kontuzji Mikela, a ileż widzi, jak celnie podaje, jak udanie drybluje… Dla mnie pierwsze odkrycie mistrzostw.
Przed turniejem niejedna gazeta wałkowała temat relacji Maradony i Messiego – więcej na ten temat przeczytacie na blogu Jonathana Stevensona, który ujawnił również smakowitą wiadomość, że za półgodzinny wywiad trener Argentyńczyków życzy sobie 100 tys. euro. Z pierwszego meczu nie sposób wnioskować, że panowie mają ze sobą jakiś problem: ustawienie Messiego na boku trójkąta, którego wierzchołek stanowi Higuain, a drugi bok Tevez wydaje się optymalne (choć upieram się, że Milito byłby od napastnika Realu skuteczniejszy), współpraca z biegającym blisko linii bocznej Ze Marią nie szwankuje, pomocnicy odgadują każdy ruch swojego najsłynniejszego kolegi (patrz pierwsza połowa i kilkudziesięciometrowe podanie Verona za plecy obrońców, zakończone strzałem Messiego i paradą Eneyamy)… Z punktu widzenia argentyńskiego szkoleniowca dylematem znacznie poważniejszym niż stosunki z Messim jest znalezienie równowagi między obroną a atakiem, bo zespół lepszy od Nigerii, a w każdym razie bardziej zdyscyplinowany taktycznie, może wspomniane hektary wolnego miejsca zagospodarowywać lepiej.
Z punktu widzenia angielskiego szkoleniowca zaś dylematów jest co niemiara. Dobrze zorientowani dziennikarze twierdzili, że Fabio Capello do końca wahał się, czy nie postawić w bramce na Joe Harta i że w tej sprawie postąpił wbrew własnemu instynktowi. Co tu dużo mówić: obejrzeliśmy jeden z najstraszliwszych kiksów bramkarskich w historii nie tylko mundialu, ale także angielskiej piłki (a standardy są i tak mocno obniżone: pamiętamy błędy Seamana, Jamesa, Robinsona czy Carsona, a i Shilton przy strzale Domarskiego mógł pewnie zachować się lepiej). Inne kontrowersyjne decyzje Capello to wystawienie od pierwszej minuty nie do końca zdrowego Milnera (później zaś wprowadzenie w miejsce piłkarza Aston Villi nie Joe Cole’a, tylko Shauna Wrighta-Philipsa; na lewą stronę!), a także – jakkolwiek przykro mi to napisać – Ledleya Kinga, co do którego zdrowia wątpliwości są zawsze. Dylematy angielskiego szkoleniowca… Czy dać Greenowi kolejną szansę, czy postawić na równie nieogranego na arenie międzynarodowej Harta? Co z obsadą środka obrony: na szybkich Algierczyków Carragher będzie ewidentnie za wolny, a wiadomo już, że King nie zdąży się wyleczyć. Czy Gerrard i Lampard potrafią grać razem (ten problem pewnie zniknie, bo do piątku Gareth Barry będzie gotów do gry)? I co z partnerem Rooneya w ataku? Heskey miał fantastyczną asystę i kilka razy dobrze odgrywał, ale swoje szanse marnował…
Sparringi nie kłamały: Anglicy to kolejny przedstawiciel Europy zmęczonej. Ani Rooney, ani Lennon, ani Lampard nie przypominają piłkarzy, którzy na różnych etapach minionego sezonu dzielili i rządzili w Premier League. „Time to deliver”, mówił przed mistrzostwami Steven Gerrard, który – podobnie jak Glen Johnson – starał się bardzo, ale ustawiony był zbyt daleko od bramki. Anglicy obiecywali wiele i mają jeszcze czas na spełnienie tych obietnic, ale dziś w kluczowych momentach brakowało im dokładności, a czasem także pewności siebie, zaś Amerykanie byli godnym rywalem już dobrych kilkanaście minut przed wyrównaniem. W tym sensie nie warto skupiać się nadmiernie na wpadce Greena, bo przysłania ona problem szerszy: z taką grą również Anglikom grozi zesłanie do worka z napisem „przeszłość”.
Z drabinki wychodzi, że Anglia i Argentyna mają szanse na półfinał, bo rywale po drodze nie będą silni. No to jak tak, to trochę się boję o poziom tej imprezy.
pamietajmy… ze w pierwszej fazie 1C gra z 2D i odwrotnie… czyli co? anglia-niemcy w 1/8, standardowo karne, i do widzenia z turniejem.szczerze mowiac, dzisiejsza gra wygladala tak, ze zeby bolaly… nawet nie chce mi sie opisywac gry poszczegolnych graczy. szkoda tylko, ze capello dostosowal sie do poziomu meczu.czemu on do cholery nie chce tego dawsona wystawic???eh… szkoda gadac, ide spac.dobrej nocy zycze wszystkim
Patrzyłem i kręciłem głową … Co to miało być? Start bajkowy, a potem katastrofa za katastrofą. Jedynie chyba wyróżnić można Gerrarda i Lennona, a reszta ekipy… Co jest z Milnerem, co na treningach robił Heskey, Garragher dał się obiegać jak dziecko, a Wayne – nawet młoda go nie poznawała ….Jestem porażony po prostu. Fabio, no toć weź nimi potrząśnij!PS Majkel , w tv francuskiej padł komentarz w tylu – po kiksie Greena szczególnie przykro musi być Becksowi. Na pewno odpowiesz – co ma piernik? Ich drogi się już krzyżowały?
Mnie ogólnie jak na razie mundial się podoba gra się do przodu i mnie wylot Greków nie martwi bo to rozgrywanie piłeczki między środkowymi obrońcami doprowadza mnie do szału ja mam w nie powiem czym taką taktykę i ustawianie autobusów a w ataku granie na dośrodkowanie i jeden fuksiarski szczał limit szczęścia wykorzystali w 2004 roku a Korea pokazała, że nikomu tu punktów nie zamierza rozdawać choć jak na nich patrzę to zawsze mam w pamięci mundial 2002 roku. Argentyna powinna wygrać wyżej ale Higuain wpisał się w pasmo nieskutecznych napastników nawet jak na razie jest rekordzistą trzy zmarnowane setki ogólnie to chyba jeszcze żaden klasyczny napastnik nie trafił do siatki a pięć spotkań za mami. Anglia jak zwykle z dużej chmury mały deszcz jakoś tych jankesów stłamsić nie potrafili a że, grają właściwie bez bramkarza to i wynik jest jaki jest. Mi się spodobali Lennon i Johnson szarpali starali się ale to nie Messi albo Tevez że pięciu zawodników przejdą w pojedynkę. Jeśli mowa o zmęczonych to do tego grona można zalicz Rooneya i chyba Lamparda ale Angole wyjść z grupy wyjdą ale wynik będzie podobny jak cztery lata temu bo i gra jest podobna
Z tym Greenem i Beckhamem sądzę, że chodziło tylko o dziennikarską „głębię”. Że np. Beckhamowi jest szczególnie przykro, gdyż nie może pomóc kolegom wchodząc na boisko itp. Skądinąd uważam, że to ładny gest: pojechać na mundial z drużyną, mimo iż nie zagra się na nim ani minuty – towarzyszyć kolegom na treningach, choć lekarze zabraniają kopania piłki (łamie ten zakaz!), siedzieć na ławce, słuchać odpraw taktycznych. Może zresztą Beckham myśli już o karierze trenerskiej bardziej niż np. aktorskiej? Bardzo bym mu tego życzył.
czytam regularnie i pozdrawiam. a Greena pamietam w Norwich daaaaaaawno temu byl prawie tak dobry jak największy talent lat 90-tych niejaki Joe Cole…Mundial póki co nie dla nich:)
oczywiście głównym problem Anglii jest mało skuteczna gra ale pamiętajmy, że amerykanie to nie jest najsłabsza drużyna mistrzostw. Błąd bramkarza; kiedyś na podwórku za takie dziurawe ręce bramkarz czyścił drużynie buty. uwagi o starej piłce doskonale rozumiem – sam jestem nieco podstarza
Bardzo podobała mi się gra Korei. Naprawdę, tak jak 8 lat temu, tak i teraz Polacy nie mieliby z nimi szans. Wybiegani, kreatywni – mecze z Nigerią i Argentyną zapowiadają się wyśmienicie. A do Grecji aż tak bardzo bym się nie czepiał, mają ten swój kryzys i kolejnych porażek im nie życzę, choć jasne, że w tej grupie mam innych faworytów.Anglicy ani trochę mnie nie zdziwili. Buńczuczne zapowiedzi kibiców tej reprezentacji traktuję pobłażliwym uśmiechem. Wyjść z grupy wyjdą(choć czekam na dzisiejszy mecz Algierii z Nową Zelandią, mój faworyt to oczywiście drużyna z Oceanii), ale o połfinale mogą pomarzyć.Widzieliście radość Argentyny po golu? Normalnie jakby strzelili złotą bramkę w dogrywce finału. Ale mecz fantastyczny i Nigeria nie m się czego wstydzić, zagrali przyzwoicie i nie mam pojęcia, kto z tej grupy wyjdzie.
Algeria gra ze Słowenią chyba. Ale też czekam na ich mecz, bo mi się wydaje, że Słoweńcy też tu namieszają. Z Anglią zdenerwowaną na pewno stać ich na remis.
Tak, faktycznie się pomyliłem, ze Słowenią gra Algieria. Pamiętam mecz Algierczyków z Malawi na PNA. Fatalnie się wtedy zaprezentowali i nie wróżę im sukcesu w RPA. Słowenia namiesza z pewnością.Ale na mecz Nowej Zelandii i Hondurasu czekam z niecierpliwością 😉
Jak zawsze na wielkich turniejach Anglicy bezbarwni. Tylko Gerrard jakoś wyglądał. A co do błędu Greena to mam nadzieję, że wyczerpał limit ”klopsów” w tych mistrzostwach ( ta, bo resztę być może spędzi na ławie:)). Z grupy pewnie i tak wyjdą ale jak trafią na jakąś mocniejszą drużynę to skończy się jak zwykle.Cieszy dobra postawa Parka Ji Sunga w meczu z Grecją, takimi występami pokazuje niedowiarkom, że zasługuje na gre w United.A Messi powinien dostać burę za masą niewykorzystanych sytuacji, fakt że bramkarz Nigerii bronił jak w transie, ale od najlepszego piłkarza globu chyba wymagamy więcej:).
zgadzam sie, ze Capello ma pare zagadek personalnych do rozwiazania, ale druzyna jest swietnie przygotowana do mundialu. motoryka, kondycja, przygotowanie fizyczne -rewelacja. a grali przeciez z nie ustepujacymi im tych elementach Amerykanami. w sumie byl to najlepszy mecz mundialu.
Argentyna ma niesamowity potencjał , atmosfera w drużynie też wydaje się być bardzo dobra. Maradona pewnie jest trenerem i taktykiem słabym, ale sama jego obecność przy linii i sposób w jaki działa na swoich zawodników jest niesamowicie mobilizująca. Przecież jak się ma zawodników tej klasy wybitny trener nie wydaje się być koniecznością , bardziej chyba ważna jest atmosfera i szacunek dla trenera . Po przykładzie Francji widzimy , że to podstawa. Dla mnie jest to poważny faworyt.
No i najbardziej namieszala… Ghana! 🙂
Niemcy-zaiste przypadek niezwykły. W ostatnich latach nigdy nie byli faworytami, teraz tez nie byli brani pod uwage jako główni pretendenci, bo niby czemu? Finał w 2002 3 miejsce w 2006 i finał euro 2008. Nie ma podstaw by uważać ich za zdolnych do zwycięstwa. Jak przyjdzie co do czego to i tak Argentyna czy inna Anglia dostanie z Niemcami lanie i bilet do domu.