„Niemcy – zaiste przypadek niezwykły”, powiada Alasz, i przypomina, że w ostatnich latach (podobnie zresztą jak teraz) nasi przyjaciele zza Odry nie byli faworytami, a przecież w 2002 r. zagrali w finale, cztery lata później zajęli 3 miejsce, zaś przed dwoma laty wystąpili w finale mistrzostw Europy. Najlepsza, jak do tej pory, drużyna tych mistrzostw, w której u boku starych gwiazd – Klose, Podolskiego – wyrosła nowa: Mesut „Nikt nie płacze za Ballackiem” Özil, którego niemal każde podanie stanowiło materiał na asystę. Drużyna świetna przy piłce i bez piłki, grająca szybko, kombinacyjnie, często bez przyjęcia, dostrzegająca wolne sektory boiska, a przy tym młoda (druga najniższa średnia wieku na mundialu) i głodna sukcesów… Uważaj, Anglio, jeśli zajmiesz drugie miejsce w grupie (co wcale nie jest wykluczone), możesz wyjechać z RPA szybciej, niż się spodziewałaś.
Potrzebowaliśmy takiego meczu, by znów poczuć, że oglądamy mistrzostwa świata. Potrzebowaliśmy otwartej gry z obu stron (Australijczycy też mieli swoje szanse i właściwie jedyne, przy czym w przypadku Niemców można postawić mały znak zapytania, to szczelność defensywy). Potrzebowaliśmy więcej niż dwóch goli w ciągu 90 minut. Potrzebowaliśmy też ostatecznie pożegnać się z tym cholernym stereotypem Germanów imponujących jedynie świetną organizacją gry (to się zresztą nie zmieniło), żelazną kondycją i świetnie bitymi rzutami karnymi. „Typowi Niemcy” czytają dziś Koran.
Słowem: potrzebowaliśmy czegoś, co nas przebudzi, bo wcześniej było mocno rozczarowująco. Mecz Słowenii z Algierią wart jest wzmianki jedynie z tego powodu, że skomplikował sytuację Anglików. Po pierwsze, ktoś w tej grupie ma już trzy punkty, po drugie, oba grające dziś zespoły pokazały, że potrafią się bronić, więc jeśli piłkarze Capello nie strzelą znów gola w pierwszych minutach spotkania, to z upływem czasu będą się męczyć coraz bardziej i bardziej. No, może jednemu Anglikowi dzisiejszy mecz sytuację uprościł: przypuszczam, że po obejrzeniu go poczuł ulgę niejaki Robert Green – choć błąd afrykańskiego bramkarza przy golu dla Słoweńców wydaje się mniej rażący niż zawodnika West Hamu przy bramce Amerykanów.
Podobnie rozczarowujący okazał się mimo wszystko mecz Serbia-Ghana. Napisałem „mimo wszystko”, bo przecież podobały mi się akcje piłkarzy z Afryki, imponowała szybkość i technika, przerażała siła. Za mało było w tym jednak zespołowości. Co chwilę rozpędzał się coraz to inny piłkarz Ghany, mijał jednego Serba, potem drugiego i na trzecim się kończyło, a jeśli już próbował podawać czy strzelać, to zwykle niecelnie. Z drugiej strony (pewnie zdążyliście się już przyzwyczaić do mojej anglocentryczności): wyobraźmy sobie, że którąkolwiek z Czarnych Gwiazd próbuje dopędzić Jamie Carragher. Także w tym przypadku perspektywy Anglików nie wyglądają różowo…
Anglia zraniona, Anglia liże rany, a życie – jak widać – toczy się dalej. Czas życzliwości wyspiarskich mediów wobec Fabio Capello ewidentnie się skończył – tym bardziej, że dziennikarze pamiętają, jak Włoch zrugał ich przed kilkoma dniami za rzekome filmowanie zamkniętych pomieszczeń ośrodka, w którym przebywa reprezentacja. „Don Fabio”, którego dotąd podziwiali (a przynajmniej traktowali z respektem), musi stawić czoło wielu niewygodnym pytaniom. Dlaczego Green w bramce, Heskey w ataku (nieskuteczny, przy całej pracowitości), niedysponowany Milner w drugiej linii i King w obronie – czy w ogóle powinien był jechać? Dlaczego Shaun Wright-Philips, a nie Joe Cole? To personalia, a są także kwestie dotyczące taktyki, przede wszystkim zarzuty o zbyt mały procent posiadania piłki, być może związany z wystawieniem dwójki napastników (jeden pomocnik więcej to więcej czasu przy piłce) i grą w środku pola zbyt podobnych do siebie Lamparda i Gerrarda. Dalej: brak defensywnego pomocnika, a przez to nadmierne oddalenie kapitana reprezentacji od bramki rywala. I Lennon, jedyny szybki, ale w ostatnim podaniu niedokładny.
Koncepcja ustawienia Gerrarda tuż za wysuniętym Rooneyem i rezygnacja z drugiego napastnika ma mnóstwo zwolenników (taki Gerrard bywał najgroźniejszy w Liverpoolu, taki Gerrard strzelił wczoraj gola) – choć dziennikarze spodziewają się, że zamiast ich posłuchać, Capello przesunie piłkarza Liverpoolu na lewą pomoc, a skład uzupełni o rekonwalescenta Garetha Barry’ego. Na marginesie: ciekawy wyjątek od powszechnie promowanej koncepcji daje Henry Winter; jego Anglia to 4-2-3-1 (na razie taktyczny hit mundialu – właśnie tak grają Niemcy), gdzie dwójkę w środku stanowią Barry i Lampard, przed nimi operują Gerrard, Rooney i Lennon, a z przodu Crouch. Tak czy inaczej, wygląda na to, że ciężar oczekiwań przesuwa się z Rooneya na Gerrarda, który wczoraj nie zawiódł – z pewnością jako jedyny obok Glena Johnsona.
I jeszcze refleksja natury ogólniejszej, bo to jedno ujęcie zza bramki Roberta Greena zostanie ze mną także po mundialu. Bramkarz Anglików wyciągnął piłkę z siatki, kopnął ją w kierunku środka pola, po czym podniósł dłoń w przepraszającym geście. Rzecz w tym, że tego gestu nie dostrzegł żaden z kolegów – wszyscy byli odwróceni. Boisko piłkarskie może być miejscem straszliwej samotności. Chociaż tyle, że gdy Green schodził na przerwę, czekali na niego David James i Joe Hart, a on sam w pomeczowej wypowiedzi wyglądał już na psychicznie pozbieranego. Bez złudzeń jednak: kwestia zmiany bramkarza to także danie większej pewności siebie czwórce obrońców – bo przy Greenie, na którego w każdym następnym meczu będą polować kibice i piłkarze rywali, z pewnością czują się już mniej pewnie. Anglio, czas na zmiany, bo na końcu i tak wygrają Niemcy.
Sytuacja Anglików trochę przypomina mi mecze Polaków na MŚ 2002 i 2006 oraz na ME 2008. Wiem, że to głupie porównanie, ale – tak jak Pan pisze – jeśli nie zmienią czegoś natychmiast to mogą obudzić się z ręką w nocniku tuż przed trzecim meczem w grupie, który może już tylko w stopniu iluzorycznym dawać awans do kolejnej fazy.
Spokojnie to tylko pierwszy mecz. Stojący na wysokim poziomie mecz. Anglicy nie grali źle, a fizycznie prezentowali się dobrze. Heskey i Wright-Philips mieli strzały dobrze obronione przez Howarda, podobnie Lampard. Anglików zawsze miota. Najpierw czują się mistrzami, potem równają swój zespół z ziemią. Pewnie wyjdą z grupy z 1 miejsca, a potem poradzą sobie z Ghaną, która do tego czasu się wykrwawi kartkami, bo coś za ostro gra.
A ja przeczytałem właśnie ciekawą statystykę: Niemcy mieli w tym meczu 530 celnych podań, najwięcej od czasu MŚ w 1966 r. Dużo podają chłopaki.
hmm… czy ja wiem czy zawiedli wszyscy? rooney robil co mogl moim zdaniem, ale capello cos porabal z ustawieniem, albo zadaniami dla niego, bo czesciej go widzialem w drugiej linii rozgrywajacego pilke anizeli czekajacego w polu karnym przeciwnika na dogranie od ktoregos z partnerow.i to bardzo kulo w oczy – przynajmniej mnie. zaliczyl wayne pare kluczowych podan, i kilka naprawde dobrych przerzutow wiec czy ja wiem czy az tak zawiodl?jak dla mnie obok greena najwiekszym przegranym meczu jest capello. taktyka sie nie sprawdzila, wybory personalne takze nie.ale moze zrobi nam niespodzianke fabio i wystawi joe harta (mysle, ze chopak – ze sie tak wyraze kolokwialnie – ma jaja i moglby byc sporym, a co wazniejsze – pozytywnym – zaskoczeniem).coz… po dzisiejszym meczu niemcow zmieniam zdanie. w 1/8 tym razem nawet karne nie beda potrzebne…
Niemcy grają bardzo dobry futbol od Mundialu 2006. Cieszą mnie niezmiernie bramki, bardzo ładne zresztą, Podolskiego i Klose. Drużyna jest bardzo młoda, ma nowe wcielenie, nowy głód i ma szanse walczyć o duże stawki.Zostało też paru doświadczonych, ogranych od poprzednich mistrzostw graczy, którzy tworzą trzon i kręgosłup obecnej drużyny – Mertersacker, Schweinstiger i wspomniani eks-Polacy. Przyjemnie się patrzyło na rozstrzelanie Australii. Tim Cahill pokazał swój charakter jaki znamy z Evertonu;) Choć jak dla mnie to był faul jedynie na żółto.
No właśnie: co myślicie o sędziowaniu? Mnie też się wydaje, że Cahill nie powinien wylatywać, żółta by wystarczyła. Zaraz po tym faulu podobnie faulował Niemiec i nie było nawet żółtej. Cios dla Kangurów, bo przecież Cahill to ich najlepszy piłkarz.Ale w ogóle na mundialu sędziowanie jest dotąd nienajgorsze (odpukać). Choć widać tendencję do dawania żółtej kartki za pierwszy faul.
Anglia niczego nie pokazała więc sami sobie są winni a tacy gracze nawet przy trenerze ślepym i głuchym powinni sobie z USA poradzić (Amerykanie to nie chłopcy do bicia ale ścisła czołówka również przynajmniej jak na razie), co do bramkarzy to wiadome można zmienić tylko na ławce siedzą takie same „puszczaki” więc wybór jest trudny czy kolejny zrobi w meczu jeden błąd czy Boże uchowaj powtórzy wyczyn Carsona z Chorwatami. A teraz to co wczoraj Niemcy pokazali że, są mocni rozbili Australię a cztery zero to najmniejszy wymiar kary (tak nieskutecznych szwabów dawno nie widziałem), kartka dla Cahilla może faktycznie mogła być żółta ale faul był od tyłu szans na dojście do piłki żadne i sędzia miał prawo pokazać czerwień i pokazał szkoda ale facet jest sam sobie winny. Ghana mnie rozczarowała. Serbia dopiero jak grała w dziesiątkę to coś pokazała i przegrała bo ich obrońca to zwykły frajer. Algieria-Słowenia 90 minut dramatu cały czas się zastanawiałem jak to możliwe że grają te dwie drużyny a nie Rosjanie i Egipt wtedy to by była grupa śmierci a tak gracze z krainy deszczowców przejdą
Fakt faktem ma Pan racje co do gry i ustawienia Anglików trochę to wyglądało chaotycznie a błąd Greena hm powiem tak zdarza się najlepszym 🙂 Co do Niemców ich gra mi się podobała jak na razie najbardziej, jeśli tak dalej będą konsekwentnie grać w obronie i w ataku to kto wie może finał? Czekam na mecze Brazylii i Hiszpanii zobaczymy co pokażą nam główni faworyci 🙂 Argentyna też całkiem nieźle się pokazała ale chyba stawianie na Hugaina w pierwszej jedenastce jest nie zbyt trafionym pomysłem ja widzę tam Aguero i Messiego po bokach a w środku Teveza. Poczekamy zobaczymy oby więcej takich meczów jak Niemcy – Australia!
Przy wpadkach bramkarzy piłka przed nimi odbiła się od murawy. Jo`bulani podobno dostaje przyspieszenia po koźle, tak jak na mokrej murawie. Miałem wrażenie ,że piłkarz Słoweni doskonale o tym wiedział i to wykorzystał.
Tam jest jakaś na wpół sztuczna murawa, co dodatkowo przeszkodziło Agierczykowi. Jedyna na tym mundialu.
Gerrard poza bramką strzeloną tak naprawdę jeszcze za tą straconą, dał wymanewrować Amerykanowi w dziecinny sposób przy golu