Czy można i czy wolno kibicować Korei Północnej? Przez cały dzień zadawałem sobie pytanie, które zawisło nad świetnym tekstem Rafała Steca, na plus zapisując autorowi, że nie próbował na nie odpowiadać. „Nie przestrzegają praw człowieka, zabijają niewinnych ludzi, nie stosują się do międzynarodowych norm dotyczących broni nuklearnej, pozwalają umierać z głodu własnym obywatelom, a my pozwalamy im grać na mistrzostwach świata, bo chcemy mieć dobry show” – streszcza ten dylemat cytowana przez „Gazetę” Ileana Ros-Lehtinen z amerykańskiej Izby Reprezentantów.
Pisałem w „Planecie kibiców”, tekście wydrukowanym na łamach „Tygodnika” z okazji inauguracji mundialu (w internecie wciąż dostępne są jedynie pierwsze akapity), że każdy narodowo niezaangażowany fan piłki nożnej wiąże swoje uczucia z zespołami, które grają futbol piękny (co w tym przypadku znaczy: ofensywny i oparty bardziej na technice niż sile), albo z drużynami, które zdaniem ekspertów nie mają żadnych szans na sukces – a Korea Północna jest doskonałym wcieleniem tego drugiego typu. Tylko czy w świetle wypowiedzi pani Ros-Lehtinen, nasze romantyczne widzenie meczu Brazylia-Korea Północna jako spotkania piłkarskiego Goliata (pięciokrotny mistrz świata) z piłkarskim Dawidem (105. drużyna w rankingu FIFA) jest w ogóle uprawnione? A jeżeli nawet, to właściwie jak mamy patrzeć na tych, którym mielibyśmy kibicować? Jak na więźniów obozu koncentracyjnego, którzy dzięki kaprysowi tyrana na chwilę wyrwali się zza żelaznej kurtyny, czy przeciwnie: jak na funkcjonariuszy reżimu, jedynie oddelegowanych na odcinek piłka nożna? A może – w tę wersję chciałbym wierzyć najbardziej – to nie są żadni funkcjonariusze, tylko chłopaki, które próbują wykorzystać swój talent, żeby żyć najlepiej jak się da w tych ponurych warunkach, a funkcjonariusze jedynie ich pilnują? Czytałem relację „Guardiana” z wczorajszej konferencji prasowej, na której zapewniali, że ich celem jest sprawienie, by Ukochany Przywódca poczuł się szczęśliwy. Ale cóż innego mieli mówić?
Szczęśliwie stało się tak, że przebieg wydarzeń na boisku uchylił te wszystkie pytania. Ci, którzy mieli wygrać, postanowili wygrać najmniejszym nakładem sił, tyle że tak znowu łatwo im nie poszło. Ręka do góry, kto gdzieś około trzydziestej minuty, po dziesiątym bloku czy piętnastym wślizgu Koreańczyków, nie zaczął po cichu ściskać za nich kciuków? Komu nie podobała się gra wysuniętego napastnika Jonga Tae-Se (tego, który płakał podczas hymnu), dobrze przetrzymującego piłkę i niejeden raz uruchamiającego celnym podaniem któregoś z kolegów? Tak, tak, nie była to jedynie obrona Częstochowy, bo Koreańczycy jeszcze przy stanie 0:0 kilkakrotnie zdołali zaatakować, Brazylijczykom zezwalając jedynie na niecelne strzały z dystansu.
Oczywiście zwycięzca mógł być tylko jeden, a gol Maicona – nawet jeśli koreański bramkarz mógł lepiej asekurować krótki słupek – był jednym z najładniejszych na tym, skądinąd nieobfitującym w bramki mundialu. Zastanawia kiepski mecz Kaki i bardzo dobry Robinho (odżył za tym Oceanem), a także bocznych obrońców. Ale w naszej pamięci zostanie przede wszystkim tych kilkadziesiąt minut koreańskiego oporu, a potem ich piękna radość po strzeleniu honorowej bramki. Już nie mówię o tym, że tak umotywowany zespół stać na niespodziankę w starciach z kolejnymi w RPA Wielkimi Zmęczonymi – zarówno z Portugalii, jak z (oddajmy sprawiedliwość Svenowi Goranowi Erikssonowi: świetnie zorganizowanego defensywnie) Wybrzeża Kości Słoniowej. Plan na najbliższych kilkanaście dni: kibicować Koreańczykom.
W sumie szkoda, że nie Słowakom, bo miałem ochotę wybrać się na południe, żeby obejrzeć ich następny mecz w jakimś przydrożnym pubie. Po spotkaniu z Nową Zelandią odpuściłem. Tak sobie myślę, że gdyby to Polska, a nie Słowacja, jakimś cudem występowała na tym mundialu, musiałoby to wyglądać bardzo podobnie. Archaiczny futbol, wolne tempo, wiele niedokładności, proste błędy techniczne (np. kłopoty z przyjęciem piłki), gol ze spalonego (pamiętacie Rogera w meczu z Austrią?), a w chwili, kiedy wydaje się, że najgorsze za nimi: błąd we własnym polu karnym, popełniony – również jak w meczu Polaków z Austrią – w ostatniej minucie. Kurczę, nawet sędzia był w tym meczu łysy…
Jeszcze Luis Fabiano. Ten również prezentował dziś poziom podobny, do tego, jaki zaserwował nam Kaka. Oj, czuję, że niepowołanie Pato czy nawet Ronaldinho odbije się czkawką. Grafite jaki miał sezon, (kto śledził Bundesligę) wiemy. Ale jeśli już nie ma odwrotu to myślę, że Nilmar. On może namieszać… pozdrawiam maniaków
Brazylia bezradna tak pacząc to wszyscy bezradni oprócz Niemców. Ja tam Korei źle nie życzę ale jak sobie pomyślę, że ci ludzie wrócą do swojego kraju i znowu będą musieli żyć o misce ryżu albo w ogóle czeka na nich powitanie bo jednak Kimowi się nie podobało to jednak cieszę się, że żyje w Polsce. FCo do reszty meczów dzisiaj to nie ma o czym gadać nudy tylko końcówka WKS z Portugalia taka jak miała być ciekawa z atakami. Eriksson to gościu który pójdzie za kasą pamięta pan ta prowokację którą zrobili mu dziennikarze w Anglii bodajże zaproponowali mu ławkę Chelsea a ten się bez namysłu zgodził jako trener ich reprezentacji.
Słuszna uwaga – dobrze żyć w normalnym wolnym kraju. Ale czy Brazylia bezradna, to bym się nie zgodził. Raczej oszczędna, ekonomiczna, myślami w dalszych fazach. Maicon rewelacyjny, uciszył spór, czy powinien grać Dani Alves. I odrodzony Robinho, jak za dawnych czasów, i Elano, który chyba nie dostawal w tym MC wiele szans, żeby się wykazać. To banał, że Brazylia moża zajść daleko, ale… może.
Bardzo optymistycznie mnie nastawiła pierwsza połowa meczu Koreańczyków. Skazywałem ich sam na przynajmniej 4-0, ale zagrali świetnie w obronie. Futbol lubi gdybanie, dlatego – co gdyby nie błąd bramkarza…Choć pod koniec szyki się rozluźniły i Brazylia miała więcej szans. Najbardziej imponowało mi to, że Koreańczycy z Północy nie mieli grama respektu dla rywali, nie ważne czy to Kaka, czy Elano. Porównuję sobie to z Sobiechem, który myśli tylko o wymianie koszulki z Fabregasem – takim nastawieniem nie stawi się czoła najlepszym.
Pozwólmy działać potędze futbolu. Z Koreą Płd. na Mundialu jest tak, jak z Igrzyskami w Pekinie: do oblężonego Miasta wpuszczamy barbarzyńców. Politycznych, moralnych, ba, estetycznych (zaiste, ich motywacja jest aż nadto parciana, łańcuchy westchnień do wodza, parę sloganów jak cepy). Ale wpuszczamy ich do Miasta, gdzie obowiązuje sygnalizacja świetlna (swoją drogą, jedyne „żółte” zapaliło się wczoraj Brazylijczykowi, o „czerwonym” nie było mowy, każdy faul kończył serdeczny uścisk), gdzie panują prawa, na jakie nie ma wpływu nawet Umiłowany Przywódca o mentalności Mefista w post-leninowskiej kurtce, który, owszem, chciałby posłać na murawę wnuczęta Aurory, ale może posłać jedynie 11 futbolistów, kopiących i dryblujących jak inni. Tak więc sport może być pomocny w życiu, nie należy zaniedbywać piłki nożnej. Ha, pamiętacie jak lepiej i piękniej kuszono arbitrów w tej drugiej Korei, tej lepszej politycznie i moralnie? Ciekawe, jak różowe i płaskie kobiety im słano, jakie twory od Boscha, skoro gwizdek nazwany gwizdkiem sędziowskim tak często urągał poczuciu smaku. Jeśli oczy i uszy miałyby odmówić posłuchu, to kiedy, jak nie wtedy? Jeśli książęta piłkarskich zmysłów miałyby wybrać dumne wygnanie, to kiedy, jak nie na meczach Korei Południowej wygrywanych z całkiem sporą pomocą sędziujących przyjaciół? Może być tak, że gra fair i reguły futbolu (święte, bo żaden wódz, ideologia ani religia nie sprawi, że piłka przestanie być okrągła, a bramki – dwie) nie wymagają od Koreańczyków z Północy wielkiego charakteru (jakiego wymagały od Irakijczyków w czasach Saddama), głowa ani inny kapitel im nie spadnie za upór w przestrzeganiu sportowych zasad (choć taka stopa jak stopa Maicona nie wykiełkuje wśród różowych pół przez najbliższe 100 lat), mają odrobinę koniecznej obłudy w kontaktach z dziennikarzami, lecz w gruncie rzeczy jest to kwestia futbolu. Tak, futbolu. W którym są włókna duszy i chrząstki sumienia.
Ups, z Koreą Płn. na Mundialu, oczywiście. Północną, nie Południową.
Hiszpanie przegrali 😀 Jest to bodaj jedyne co cieszy mnie w tym beznadziejnym jak do tej pory mundialu. Ja wiem ze jeszcze nie mineła pierwsza kolejka, ale mam pytanie do Pana Michała, jako bardziej doświadczonego, czy pamieta Pan mundial z gorsza atmosfera (cos równie strasznego jak wuwuzele), i równie nie obfitujący w emocje?Po pucharze konfederacji pisałem ze to bedzie najgorszy mudnial w histori, boje sie ze maiałem racje.
Pytanie czy należy kibicować Korei należy chyba inaczej zadać: czy przystoi nie kibicować piłkarzom z Phenianu?Jedenastu oszołomionych zewnętrznym światem, którzy grają by uszczęśliwić swojego wielkiego ojca narodu. Jeśli, któryś z nich nie zagra dobrze, popełni karygodny błąd to czy przypadkiem nie obraża wielkiego przywódcy? Czy nie jest wywrotowcem? Zatem jaka kara może go spotkać? Jak wiemy na drużynie ciąży odpowiedzialność zbiorowa, jeśli któryś z nich nie wróci to odbije się to na pozostałej reszcie. Gdyby zastosować tutaj dalej idącą analogię, nie wiadomo czy po błędzie bramkarza przy strzale Maicona, jego córka odgórnie nie dostanie promocji do następnej klasy, brat golkipera zostanie zwolniony z pracy, a żona zaginie w tajemniczych okolicznościach? Możemy się po panoszącym się na północy reżimie spodziewać wszystkiego. Jedenastu dzielnych piłkarzy( jestem przekonany, że nie są to funkcjonariusze) walczy o wiele więcej niż o wygraną i prestiż. Oni walczą o przyszłość być może całej swojej wioski.Wczorajszy mecz był poniekąd świętą wojną, Brazylijczycy traktują futbol jak religię( Maicon po strzelonej bramce popłakał się ze szczęścia), podopieczni wielkiego Kima grali dla swego bóstwa( niezależnie czy go wielbią czy nienawidzą- uczono ich w szkole takiego spojrzenia na sprawę). Zazdrościć możemy zaangażowania jakie włożyli Azjaci w ten mecz. Można się zastanawiać jak grałaby nasza reprezentacja pomimo ewidentnych braków technicznych, szybkościowych, które można jak widać próbować nadrobić ambicją. Również należę do tych, którzy wczoraj mimo sympatii dla Canarinios , ściskali kciuki za dzieci Kima. Jeśli Ci drudzy zagrają z podobnym zaangażowanie z Portugalią, to uważam, że nawet błyskotliwy talent( skądinąd nie darzonego już taką sympatią) Ronaldo nie wystarczy. Brak Naniego, bylejakość Deco, brak innych przebojowych zawodników sprawiają, że obstawiam w tym meczu remis, bądź wygraną Korei.
Z tego, co piszecie, wynika, że nie jestem odosobniony; że można kibicować Koreańczykom z Północy nie akceptując w ten sposób Kim Dzong Ila; że – jak napisał Mak – „w gruncie rzeczy jest to kwestia futbolu. Tak, futbolu. W którym są włókna duszy i chrząstki sumienia”. No i dobra. Jong Tae-Se zrobił na mnie gigantyczne wrażenie, dawno nie widziałem równie harującego dla zespołu napastnika, a jeżeli harował w ten sposób również dla rodziny czy wioski, cóż w tym złego…