Dziennik Mundialu: piąte koła

Nie wiem, czy sprawiła to intensywność wydarzeń dnia wczorajszego, czy ton głosu sprawozdawcy polskiej telewizji, a może po prostu tempo przytłaczającej większości akcji rozgrywanych przez Holendrów i Słowaków, ale podczas pierwszego dziś meczu poczułem się wypalony jak reprezentant Anglii. Holandia rozegrała czwarte spotkanie na mundialu, odnosząc czwarte zwycięstwo, a ja wciąż się nie dowiedziałem, na ile w tym turnieju stać podopiecznych trenera Marwijka. Z jednej strony to kwestia rywali, którzy nie zmusili Holendrów do nadmiernego wysiłku, z drugiej jednak widać wyraźnie, że ta kadra gra inaczej niż reprezentacja prowadzona przez van Bastena: chociaż oparta w dużej mierze na tych samych piłkarzach, preferuje futbol o wiele bardziej ekonomiczny, nie forsuje tempa, nie mnoży podań, a prowadząc, nie dąży za wszelką cenę do strzelania kolejnych bramek. Cierpliwość jest kluczem do zwycięstw Holendrów.

Oczy wszystkich zwrócone są na Arjena Robbena i Wesleya Sneijdera (dzisiejszy gol numer jeden: bajeczna kilkudziesięciometrowa piłka od piłkarza Interu, później drybling i precyzyjne uderzenie zawodnika Bayernu – po co właściwie mnożyć podania, skoro czasem wystarcza jedno?), wiele oczekiwań wiąże się także z Robinem van Persiem i Rafaelem van der Vaartem – na papierze chyba nikt w RPA nie dysponuje porównywalnym kwartetem ofensywnym. Mnie jednak zaimponował ten, który przy tamtej czwórce miał być raczej piątym kołem u wozu, a który w związku z kontuzjami – najpierw Robbena, teraz van der Vaarta – gra w każdym meczu. Mam na myśli Dirka Kuyta, którym tym razem oddał miejsce po prawej stronie Robbenowi, samemu przenosząc się na lewe skrzydło. W przypadku piłkarza Liverpoolu imponuje mi nie tylko wszechstronność (czy pamięta jeszcze, że teoretycznie jest środkowym napastnikiem?), ale także taktyczne zdyscyplinowanie i pracowitość. Przez cały mecz ze Słowakami biegał od jednego pola karnego do drugiego, wspierając van Bronkhorsta, kiedy Holendrzy tracili piłkę, i pokazując się partnerom, kiedy tylko ją odzyskiwali. Odwrócenie skrzydłowych było ciekawym pociągnięciem: i Kuyt, i Robben często schodzili do środka, szukając uderzenia swoją lepszą nogą, a równocześnie robiąc więcej miejsca obiegającym ich obrońcom. Bramki dla Holendrów padały po długich piłkach, ekspediowanych właśnie do skrzydłowych – jedyna różnica polegała na tym, że Robben sam wykończył akcję, a Kuyt po minięciu Muchy podał do lepiej ustawionego Sneijdera.

Holandia wygrała więc po raz kolejny, po raz kolejny nie męcząc się nadmiernie. Jedna tylko wątpliwość: środek obrony, który dwukrotnie przepuścił prostopadłe podanie do grającego na skraju spalonego Wittka. Zgoda: trudno się przedrzeć przez pierwszą blokadę, tworzoną przez de Jonga i van Bommela, ale kiedy już przedrzeć się udaje – następna zapora okazuje się dużo słabsza (choć dzisiejszy mecz pokazał również, że można liczyć na trzecią zaporę, czyli Stekelenburga). Brazylijczycy stanowić będą dla niej nieporównanie trudniejszy test.

Brazylijczycy, których futbol był dziś niemal równie prosty, jak holenderski (choć oczywiście z większą liczbą efektownych kombinacji, zwłaszcza w trójkącie Robinho-Kaka-Luis Fabiano): pressing, odbiór, później zabójcze przyspieszenie, a jeśli nadarza się okazja – po prostu stały fragment gry. Reprezentacja Chile w całym turnieju nie grała źle, a dzisiejsze spotkanie zaczęła po prostu świetnie, ale takiej Brazylii nie potrafiła zatrzymać – zwłaszcza że musiała sobie radzić bez odsuniętych za kartki Ponce, Medela i Estrady.

I zwłaszcza, że zapory, na które natrafiała, działały bez zarzutu. Mówiono już na tym mundialu o Niemcach, że są zespołem kompletnym – ale co w takim razie powiedzieć o Brazylijczykach, którzy oprócz bajecznych graczy ofensywnych mają najlepszego bramkarza świata, znakomitych obrońców i niezwykle solidnych defensywnych pomocników? Ich akcje, jeżeli zachwycają, to niejako przy okazji, bo celem nie jest nasz zachwyt, ale zdobycie mistrzostwa świata.

Nie wiem, czy sprawiła to intensywność wydarzeń dnia wczorajszego itd., ale na zakończenie stać mnie jedynie na banał.  Szkoda, że cztery najlepsze drużyny turnieju – Argentyna, Niemcy, Holandia i Brazylia – wpadają na siebie już w ćwierćfinałach. Czy Hiszpania będzie piątym kołem u wozu? I co z Urugwajem? Odpowiedzi na te pytania poznamy szybciej niż decyzję Football Association, czy rozwiązywać umowę z Fabio Capello…

10 komentarzy do “Dziennik Mundialu: piąte koła

  1. ~taxi_rock

    Nie wiem czy to dlatego, że to Holandia grała, ale podanie Sneijdera do Robbena, przypomniało mi podanie Franka De Boera do Bergkampa w 98 roku, w pamietnym meczu z Argentyną w ostatnich minutach. Szkoda Chile, bo tylko jak oni grali, było pewne, że będzie się działo na boisku. Brazylia za mocna i boję się, że Holendrzy jednak nie dadzą rady. Na chwilę obecną Brazylia i NIemcy wyglądają najmocniej.

    Odpowiedz
    1. ~mati_AFC

      Miałem to samo skojarzenie, szczególnie, że zapadła mi w pamięci wypowiedź Sneijdera po pierwszym meczu na turnieju. Mówił, że piłka jest dziwna i trudno ją opanować, ale codzienni pracuje nad tym z Frankiem de Boer’em. Po dzisiejszej akcji widać, że są efekty 🙂

      Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Mam do Harry’ego Redknappa pretensje za wypowiedź o tym, że jest zainteresowany posadą trenera reprezentacji. Po pierwsze, jakoś nie wypada, kiedy media podminowują dotychczasowego szkoleniowca, po drugie, komplikuje to Tottenhamowi plany transferowe. Taki Joe Cole np. chce szybko podjąć decyzję na temat swojej przyszłości – Redknapp, który go wychowywał w West Hamie, jest ważny argumentem za podpisaniem kontraktu z Tottenhamem. Ale teraz, kiedy nie wiadomo, co będzie za 2 tygodnie?Jedyna „nadzieja” w tym, że nad Redknappem wisi sprawa karna z związku z niepłaconymi podatkami za ekstra dochody w czasach Portsmouth: angielska federacja może nie chcieć zatrudnić człowieka, co do którego uczciwości nie może być w 100 procentach pewna. Szukanie nowego menedżera na miesiąc przed eliminacjami Ligi Mistrzów byłoby najgorszą rzeczą, jaka może się przytrafić Tottenhamowi.

      Odpowiedz
      1. ~Bartek

        Oczywiście Harry nie powinien dolewać oliwy do ognia. Capello i tak będzie pewnie zwolniony, co mu się zresztą należy, ale Redknap niech lepiej zostanie w Tottenhamie. Zwłaszcza, że świetnie zaczął robotę i trzeba sprawdzić, czy będzie potrafił ją skończyć. A dziś mam nadzieję na przełamanie. Dotąd sześć drużyn, którym kibicowałem w meczach 1/8, odpadło. Może wreszcie coś się zmieni i Japonia przejdzie dalej, a Portugalia zatrzyma Hiszpanów. 🙂

        Odpowiedz
          1. ~Dezyderiusz

            A jednak :-/ Nie wiem czy Capdevilla uczęszczał do szkoły aktorskiej, ale za to co zrobił (przed czerwoną kartką dla R. Costy) mógłby dostać Oskara. Nie ma dla Hiszpanów już ani krzty sympatii po tym jednym meczu.

          2. ~alasz

            Spokojnie, jeszcze graja, czyli napewno bedzie godny konkurent w udawaniu, hiszpanie nie moga grać uczciwie, oni tego nie potrafią. Obok nie tyle błedów sędziowskich, bo ludzkie oko jest zawdone, ale idiotyzmu zwiazanego z wzbranianiem sie przed technologią symulacje sa najwiksza zmora piłki. Powinno sie je karac na podstawie taśm, ale tego sie nie robi i nie rozumiem dlaczego.

        1. ~zwz

          A ja Capello bym zostawił, tak jak zostawiłbym Beenhakkera, a nawet Engela. Media żądają zawsze głów, muszą znaleźć winnego i tak dalej, a najłatwiej uwalić trenera, w dodatku zza granicy. Bo z piłkarzami trzeba przecież dobrze żyć, pisać o ich klubach, no wiecie sami, jak to jest. Anglicy mają słabych piłkarzy w mocnej lidze, która stoi na obcokrajowcach. Następca, żeby nie wiem jaki dobry, nie znajdzie lepszych. A federacja nie znajdzie lepszego trenera. Z szacunkiem dla Redknapa, który jest miły, szczery i ma poczucie humoru, ale jak porównać jego osiągnięcia z Capello, to śmiech na sali. Może jakby był Mourinho, ale on dopiero co dostał pracę marzeń, albo Hiddink, ale on też ma co robić. Może przez te dwa tygodnie wszyscy sdię opamiętają.

          Odpowiedz
          1. ~alasz

            Pełna zgoda poza jednym małym acz istotnym szczegółem, Mourinho nie dostał pracy marzeń, ale ma klauzule w kontrakcie która unieważnia jego umowe w przypadku gdyby zwolniła sie jego praca marzeń. Jaki klub Mourinho ceni najbardziej dwał wyraz parokrotnie, choćby mówiąc ze jest tylko jedn klub któremu nigdy nie odmówi. Mou zawsze wypowiadał sie o lidze anglieksiej jako o tej najlepszej i ulubionej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *