Prawo Murphy’ego

Pomyłki sędziów i bramkarzy zdominowały dyskusje wokół weekendowych meczów Premier League, ale główny temat ostatnich tygodni – wślizgi – wciąż nie pozwalał o sobie zapomnieć. Jak zapewne pamiętacie, podczas ostatniej kolejki najpierw wyleciał z boiska piłkarz Wolverhampton Karl Henry za brutalny faul na Jordim Gomezie z Wigan (tak, ten sam Henry, który kilka tygodni wcześniej złamał nogę Bobby’ego Zamory, a wiosną dostał czerwoną kartkę za faul na Rosickym), a potem Nigel de Jong złamał nogę Hatema ben Arfy w meczu MC z Newcastle (tak, ten sam de Jong, który podczas finału mistrzostw świata ciosem kung-fu omal nie pogruchotał klatki piersiowej Xabiego Alonso). Postępek Holendra najlepiej podsumował Bert van Marwijk, nie powołując go na mecze eliminacji mistrzostw Europy, ale jeszcze dalej posunęły się władze Olympique Marsylia (ben Arfa jest wciąż piłkarzem tego klubu, jedynie wypożyczonym do Newcastle), publicznie rozważając wystąpienie przeciw de Jongowi na drogę sądową. Sporów na temat boiskowych brutali było w następnych dniach co niemiara, podobnie jak pomysłów, co z nimi robić. Padła m.in. propozycja karania ich tak długą dyskwalifikacją, jak długo trwać będzie leczenie faulowanych przez nich piłkarzy. Propozycja nierealistyczna, podobnie jak dywagowanie o całkowitym zakazie wślizgów, ale jakoś oddająca problem: za straszliwe zaiste wejście w skrzydłowego Newcastle de Jong nie obejrzał nawet żółtej kartki…

Kiedy wydawało się, że debata cichnie, oliwy do ognia dolał pomocnik Fulham Danny Murphy, wskazując jako odpowiedzialnych za ostatnie wydarzenia trzech  menedżerów: Micka McCarthy’ego z Wolves, Tony’ego Pulisa ze Stoke i Sama Allardyce’a z Blackburn. Zdaniem Murphy’ego wszyscy oni wręcz podjudzają swoich piłkarzy do ostrej gry, tak pompując ich adrenaliną przed i w trakcie meczu, że nic dziwnego, iż któremuś zdarzy się stracić głowę. Awantura wybuchła nielicha, Murphy’ego skrytykowała nawet League Manager Association, zaś Sam Allardyce na przedmeczową konferencję prasową przyszedł z karteczką, żeby jak niegdyś Rafa Benitez mówić o „faktach” (nas nie oszukasz, wielki Samie, pamiętamy twój Bolton…). A dla mnie wszystko to nie jest czarno-białe, bo po pierwsze wcale nie jestem przekonany, czy w ostatnim czasie mamy do czynienia z jakąś eskalacją ostrej gry (pamiętam finał Pucharu Anglii sprzed 19 lat, w którym Paul Gascoigne zerwał własne wiązadła kolanowe podczas brutalnego wejścia w Gary’ego Charlesa z Nottingham Forest: wtedy takie faule były na porządku dziennym, dziś mimo wszystko zdarzają się rzadko), po drugie, także zespoły trenowane przez Marka Hughesa (obecny pracodawca Murphy’ego) lubią grać ostro, po trzecie wreszcie najgorszy wczoraj faul był dziełem piłkarza Arsenalu. A przecież to Kanonierzy zwykle skarżą się na zbyt ostre traktowanie…

Czerwoną kartkę na faul na Zigiciu obejrzał Jack Wilshere, poza tym bezsprzecznie najlepszy piłkarz meczu Arsenal-Birmingham (a moim zdaniem od kilku kolejek najlepszy piłkarz angielskiej ekstraklasy), niewiarygodnie kreatywny mistrz klepek – podczas jednej tylko akcji z Chamakhiem czterokrotnie odgrywali do siebie z pierwszej piłki… Kto wie jednak, jak potoczyłyby się losy tego spotkania, gdyby nie kontrowersyjny karny dla przegrywających Kanonierów w końcówce pierwszej połowy. Zgoda: próbujący wślizgu Scott Dann był daleko od piłki, ale moim zdaniem nie dotknął również nogi Chamakha, który widząc obrońcę Birmingham po prostu zanurkował…

To pierwsza kontrowersyjna decyzja sędziowska tego weekendu, druga dotyczy oczywiście zwycięskiego gola dla Tottenhamu w meczu z Fulham: Huddlestone uderzył zza pola karnego, piłka przeszła przez gąszcz nóg piłkarzy obu drużyn odbijając się przy okazji od Bairda, minęła znajdującego się na pozycji spalonej i usiłującego zmienić jej lot Gallasa i wpadła do bramki. Jak dla mnie, tak jak rozumiem ducha tej gry (bo nie przepisy), Gallas był na spalonym, a jego obecność przed bramką przeszkadzała w interwencji Schwarzerowi. Alan Shearer w Match of the Day tłumaczył jednak, że Francuz nie był na spalonym  a k t y w n y m: bramka nie zostałaby uznana, gdyby dotknął piłki, albo gdyby dobił strzał (jeśliby np. odbiła się od słupka), albo gdyby znajdował się na linii prostej, wytyczonej między Huddlestonem i Schwarzerem. Zawiłe, nieprawdaż? Już widzę, jak sędzia potrafił to ocenić w ułamku sekundy. Owszem więc: moja drużyna skorzystała na tym przepisie, ale w gruncie rzeczy wolałbym gwizdanie spalonych po staremu.

Inna sprawa, że z gry Tottenhamu byłem naprawdę zadowolony. Pierwszy kwadrans wyglądał jak sesja treningowa, polegająca na jak najdłuższym utrzymywaniu się drużyny przy piłce. Później, kiedy Fulham zdominowało środek pola i strzeliło bramkę, błyskawicznie udało się wyrównać, a w przerwie dokonać zmiany, która pozwoliła odzyskać kontrolę nad meczem: w miejsce skądinąd niezłego, choć nieco zbyt entuzjastycznego debiutanta Sandro (miał żółtą kartkę i każdy kolejny faul groził usunięciem z boiska), pojawił się Aaron Lennon, Modrić grający wcześniej po prawej stronie przeszedł do środka, a że w Fulham kontuzji doznał jeszcze wspomniany Danny Murphy, wyższość drugiej linii Tottenhamu przestała budzić wątpliwości. Znaki zapytania przed środowym meczem z Interem są w zasadzie dwa: kto zastąpi w obronie Ledleya Kinga, który kolejny raz musiał przedwcześnie zejść z boiska z urazem (w trzynastu meczach tego sezonu próbowano już jedenastu kombinacji środkowych obrońców!), i kto zastąpi Rafaela van der Vaarta, pauzującego za czerwoną kartkę w meczu z Twente. Budowanie drużyny „pod Holendra” ma jednak swoje wady – wczoraj ofiarą padł Luka Modrić, zagubiony przez pierwsze 45 minut na prawym skrzydle.

W kwestii Manchesteru United jestem równie daleko odgadnięcia zagadki masowo traconych w tym sezonie punktów, co pewnie większość jego kibiców. Aż sobie obejrzałem nad ranem retransmisję meczu z WBA, żeby spróbować zrozumieć, co się właściwie wydarzyło. I przyznaję: nie znalazłem żadnej przekonującej odpowiedzi poza błogosławionym czy też przeklętym Przypadkiem. W pierwszej połowie Czerwone Diabły miały przewagę wystarczającą do strzelenia więcej niż dwóch bramek i nie wyglądało na to, że cokolwiek, poza Przypadkiem właśnie, może odebrać im punkty. Roberto di Matteo szczerze wyznał zresztą, że w przerwie nie miał wielkich nadziei: ot, namawiał zawodników, by dalej próbowali grać w piłkę (tak: WBA, podobnie jak Blackpool, gra w piłkę – jeszcze jeden kamyczek do ogródka panów Allardyce’a, Pulisa i McCarthy’ego), a jeżeli przypadkiem uda im się strzelić gola, to wtedy, kto wie… I zaiste, pierwszy gol był przypadkowy, drugi zaś padł po zdumiewającym błędzie van der Sara – warto jednak podkreślić, że podczas akcji, która przyniosła gościom wyrównanie, piłkarze MU nie przykładali się specjalnie do pressingu.

Może więc tu kryłaby się odpowiedź na pytanie, dlaczego Czerwone Diabły po raz trzeci w tym sezonie zremisowały mecz, w którym wcześniej prowadziły, i dlaczego po raz drugi roztrwoniły dwubramkową przewagę? Zaskakujące momenty dekoncentracji drużyny mogą mieć związek z brakiem lidera, czyli z fatalną formą tego, który w poprzednim sezonie niemal w pojedynkę ciągnął ją do przodu: Wayne’a Rooneya. Jeśli dodać do tego fakt, że z dwóch najlepiej grających w tym roku piłkarzy wicemistrza Anglii mających zadatki na przywódcę, czyli Ryana Giggsa i Paula Scholesa, jeden zszedł z boiska z kontuzją, a drugi pojawił się na nim dopiero w końcówce, jeśli – wracając do Rooneya – przypomnieć sobie medialne zamieszanie wokół jego ubiegłotygodniowej wypowiedzi, że wcale nie był kontuzjowany i dlatego nie rozumie, dlaczego sir Alex nie wystawiał go z Sunderlandem i z Valencią… Nie myślałem, że kiedykolwiek w życiu napiszę coś podobnego, ale wygląda na to, że nawet piłkarzom Manchesteru United brakuje czasem pewności siebie.

O tym, czym jest pewność siebie, zapomnieli chyba na dobre piłkarze Liverpoolu, w większości nieprzywykli przecież do przebywania w strefie spadkowej. Sytuacja poza boiskiem została wreszcie uporządkowana, widmo upadłości oddalone, znów mówi się o budowie nowego stadionu, ale sądząc po tym, co drużyna pokazała w pierwszych ośmiu kolejkach, John W. Henry będzie musiał zainwestować daleko więcej niż to 300 mln funtów, dzięki któremu przejął klub. Nie wiem, czy Amerykanin zna się na piłce, ale nie trzeba znać się na piłce, by w czasie dzisiejszych derbów stwierdzić, że piłkarzom Roya Hodgsona – z chlubnymi wyjątkami Carraghera, Kyrgiakosa i może Gerrarda – brakowało pasji. To zawodnicy Evertonu wygrywali większość pojedynków główkowych i wślizgów, to oni szybciej startowali do bezpańskich piłek, to oni więcej i szerzej biegali, to ich druga linia lepiej obsługiwała wybiegających na pozycje piłkarzy ofensywnych. Wiele się mówi o braku formy Fernando Torresa, ale żeby się o tym przekonać, trzeba by najpierw zobaczyć Hiszpana z piłką przy nodze: przez pierwszą godzinę nie dostał bodaj ani jednego podania. W dodatku Liverpool przez cały niemal czas pchał się środkiem: zarówno Cole, jak Maxi Rodriguez rzadko zbiegali w kierunku bocznej linii, a Carragher i Konchesky niechętnie przekraczali połowę – nawet gdy wynik był już mocno niekorzystny. Anemiczne to było i nadmiernie zachowawcze, a z ławki rezerwowych wiało bezradnością. Może, hmmm, Rafa Benitez nie był taki najgorszy? Przekonam się we środę…

Na zakończenie weekendu wszyscy kibicowaliśmy Blackpool. Gdyby mieli lepszych napastników, gdyby potrafili wykorzystać dominację z pierwszej połowy, gdyby sędzia nie podniósł chorągiewki przy „golu” Taylora-Fletchera na początku drugiej części (nie był na spalonym, na pozycji spalonej był D.J. Campbell, ale do cholery: jeśli Gallas nie uczestniczył w grze, to jakim cudem uczestniczył w niej napastnik Blackpool?), albo gdyby podniósł ją niedługo później przy golu Teveza… Niczego nie ujmując fantastycznej bramce Davida Silvy, wygląda na to, że bóg futbolu (a jeśli nie on, to z pewnością jego namiestnik z gwizdkiem) zbyt często staje po stronie silniejszych.

PS po paru godzinach, jeszcze o Rooneyu: angielskie media donoszą, że odmówił podpisania nowego kontraktu z MU, a obecny obowiązuje jeszcze tylko półtora roku, więc dla obu stron najlepsze wydaje się odejście w styczniu. I że powodem, dla którego odmawia, są relacje z Fergusonem. Niby nic nowego pod słońcem: odchodzili Keane, Beckham, van Nistelrooy, Ronaldo, a drużyna się odbudowywała. Niby… Jakoś wydaje mi się, że tym razem sytuacja jest inna: że sir Alex jest w innym momencie życiowym, a i w Manchesterze jakoś mniej piłkarzy klasy światowej. Pytanie z innego porządku, zadawane drżącym głosem i po raz pierwszy: dokąd miałby odejść? Odpowiedź, udzielana jeszcze bardziej drżącym głosem: może do Manchesteru City, bo jakoś poza Anglią trudno go sobie wyobrazić… Wiem, z problemami w życiu rodzinnym łatwiej byłoby sobie poradzić z dala od angielskich mediów, ale przecież bez złudzeń: one znajdą go wszędzie, tak jak znajdowały Beckhama. Że wszystko to niewyobrażalne? W momencie, w którym Rooney podważył wiarygodność Fergusona w sprawie kontuzji, niewyobrażalne być przestało. Mocno się obawiam, że na naprawienie tego błędu (bo, że Rooney popełnia błąd nie mam wątpliwości) jest już za późno…

33 komentarze do “Prawo Murphy’ego

  1. ~Q

    Pana o to nie podejrzewałem, Panie Michale.przecież wejście De Jonga w nogi Hatema to zwykła twarda angielska walka o piłkę, faul na Alonso czy faul na Wasylu to były zagrania chamskie i celowe, a tutaj po prostu zadziałał przypadek i prawo twardszych kości. Sędzia słusznie puścił grę i w MotD też jednogłośnie stwierdzono, że taka jest piłka…

    Odpowiedz
  2. ~Spokojnie

    Pomyłki sędziowskie oczywiście zdarzają się w każdej kolejce i zawsze się znajdzie drużyna, która może z czystym sumieniem powiedzieć, że wypaczono wynik meczu na jej niekorzyść, jednak w ten weekend kilka kontrowersyjnych decyzji dotyczyło zespołów z czołówki tabeli. Jeśli zastosujemy zasadę prostego przełożenia błędu sędziego na wynik gry i poodejmujemy te bramki i, co za tym idzie, punkty (City 3:2 zamiast 2:3, Arsenal 1:1 i niech będzie Tottenham 1:1, chociaż zgodnie z przepisami to jest najbardziej dyskusyjne), to sytuacja za plecami Chelsea nieco się zmieni. Teraz oczywiście nie ma powodu, żeby robić z tego jakąś szczególną aferę, ale szkoda by było, żeby miało to miejsce na przykład w przedostatniej czy ostatniej kolejce, przy niewielkich różnicach punktowych w czołówce. Inna sprawa, że zasada prostego przełożenia błędu na wynik nie oddaje do końca stanu rzeczywistego, w przypadku podjęcia innej decyzji przez sędziego mecz nie potoczyłby się dokładnie tak samo, ktoś musiałby się odkryć, ktoś by musiał bronić wyniku, ktoś musiałby walczyć z większą determinacją o korzystny wynik. Generalnie – różnie by się zdarzyć mogło, niemniej jednak dobrze byłoby, żeby sędziowie podejmowali jak najmniej kontrowersyjnych decyzji, więc znów prosi się o jakąś pomoc technologiczną.Co do United, to nie wiem, co się dzieje. Opanowali do perfekcji sztukę roztrwaniania przewagi oraz tracenia punktów w najgorszy z możliwych sposobów (czyli nieważne, iloma bramkami wygrywają, do ostatniego gwizdka sędziego trzeba drżeć o wynik, bo utrata dwóch bramek w dwie minuty to żaden problem). Najgorsze w tym wszystkim jest to, że takie akcje mocno kiepsko wpływają na morale drużyny, bo jak znów zaprzepaszcza się kawał dobrej roboty, to się może odechcieć wszystkiego. Po jednym takim meczu to można czuć sportową złość i chęć pokazania, że to był tylko wypadek przy pracy. A po kolejnych?Szkoda Liverpoolu. Jakoś tak nieswojo się człowiek czuje widząc ich tułających się w mocno dolnej części tabeli.

    Odpowiedz
  3. ~taxi_rock

    „Jeśli dodać do tego fakt, że z dwóch najlepiej grających w tym roku piłkarzy wicemistrza Anglii mających zadatki na przywódcę, czyli Ryana Giggsa i Paula Scholesa,”Co do Scholesa to pełna zgoda, ale od Giggsa to i Berbatov i zwłaszcza Nani grali zdecydowanie lepiej. W United mają (oprócz wyraźnego problemu mentalnego) problem z formą niektórych graczy. O Rooneyu już wspomniane, ale przecież zarówno Evra (który ostatnie słabe występy postanowił jeszcze samobójem podkreslić) jak i Fletcher, w poprzednim sezonie byli znakomici, a obecnie to cienie tych zawodników. Na marginesie, to Alex Song też w tym sezonie już taki pewny nie jest, często się zapędza pod bramkę rywali i jakby zapomina, że są od tego inni, no, ale to temat na inną dyskusję.Rooney ciągnął drużynę w poprzednim sezonie i Ferguson chyba myślał, że wciąż (po odejściu Ronaldo) ma świetny team. Jednak gdy wypadł Rooney, ekipa się posypała, choć to może nie do końca dobre określenie, bo przecież jeszcze nie przegrali i nie są w strefie spadkowej, no ale ilość goli jakie tracą i sposób w jaki tracą punkty w wygranych już przecież (wydawałoby się) spotkaniach mówi sam za siebie.

    Odpowiedz
    1. ~Tomas_h

      Rzeczywiście i Berba i Nani grają świetnie ale Ryan robi różnicę. Doświadczenie i uporządkowanie gry, to jest nie do wyceny. Brak jednego i drugiego (mówię o Scholesie) spowodował kolejną katastrofę (palpitacja mi grozi, jak nic) i o tyle o ile bramki ma kto strzelać, to rządzić środkiem i trzymać piłkę, zarządzać całym tym bałaganem, przenieść ciężar gry i odpowiednio wesprzeć napastników, to już nie bardzo. Dlatego mam wrażenie że to nie będzie dobry sezon – jak widać oparcie gry na Andersonie/Fletcherze/Carricku jest niemożliwe. I cały czas podziwiam alasza za optymizm :-)))))

      Odpowiedz
          1. ~Spokojnie

            Ja w ogóle na to uwagi nie zwracam w tym momencie. Rooney jest na celowniku prasy, co oznacza, że wiele newsów jego dotyczących będzie z gatunku sensacyjnych spekulacji. Z żoną się (chyba) pogodził, ale ciągle jest chwytliwym tematem, dziennikarze będą kuć żelazo póki gorące. On sam oczywiście sobie też nie pomógł, mógł sobie darować komentowanie na łamach prasy decyzji SAF o niewystawianiu go w tych meczach i zostawić kwestię rzekomej kontuzji, nie było się ciężko domyślić, jaką burzę rozpęta to w mediach i że odbije się także na nim. Chyba do momentu wydania oficjalnych oświadczeń (no chyba, że takie już były wydane i coś przegapiłam) można się w ogóle tą kwestią nie zajmować, przynajmniej człowiek sobie oszczędzi nerwów. Kto wie, co się będzie działo do stycznia?

          2. ~Tomas_h

            Nikt nie wie, co się będzie działo w listopadzie, a co dopiero w styczniu :-))) Natomiast jedno jest pewne – Rooney to nie jest żaden intelektualista i nikt od niego nie wymaga IQ na poziomie członka Mensy. Wiadomo tylko, że jak się ma kłopoty i „cieniuje” na wszystkich frontach (prywatnie, klubowo i reprezentacyjnie) to się trzyma po prostu dziób na kłódkę i zasuwa na treningach. Wchodzenie w kolejny konflikt (SAF zbyt długo tam jest żeby ktokolwiek mu podskakiwał) jest mniej niż średnio potrzebne.

          3. ~Spokojnie

            No właśnie dlatego zaczynam się zastanawiać, czy nie służy to odwróceniu uwagi od życia prywatnego i powiązaniu gorących newsów dotyczących Rooneya ze sprawami czysto piłkarskimi. Zwłaszcza, że nie jest on jakąś primadonną, na ogół sprawiał wrażenie dającego z siebie wszystko i rozumiejącego wiele rzeczy, a tu nagle zaczynają się pojawiać problemy z jego miejscem w drużynie i jakieś roszczenia w momencie, gdy nie jest on w najwyższej formie. W gruncie rzeczy, SAF mógłby go po prostu nie wystawiać, bo gra jak na siebie słabo i nikt by nie miał pretensji.

          4. ~Spokojnie

            Tak jeszcze dodam, że nie zdziwiłabym się, jakby to wszystko było celowym działaniem piarowskim, mającym na celu odwrócenie uwagi od życia rodzinnego Rooneya. PR się rządzi swoimi prawami, nad wizerunkiem piłkarzy i drużyny też pracują specjaliści tego typu. Kto wie, czy ktoś nie wpadł na pomysł, że jeśli rzuci się hasło o przyszłości Rooneya w MU i pozwoli na eskalację konfliktu na linii SAF-Rooney w mediach, dziennikarze zostawią w spokoju jego rodzinę, żonę, prostytutkę i wrócą do spraw futbolowych. Rooney pewnie też woli krytykować Fergusona za kłamstwo w sprawie jego kostki, niż odpowiadać na pytania, czy żona śpi z nim w jednym łóżku.

          5. ~Tomas_h

            Ani chybi, powinien się udać na korepetycje do Terry’ego – ten jak dymu narobił to przynajmniej z trenerem (Scolari? Ancelotti?) nie zadzierał,

          6. ~Spokojnie

            Jak dla mnie, to oni wszyscy powinni wypracować sobie profesjonalną strategię medialną na wypadek skandalu obyczajowego, nawet ci, którzy zakładają, że coś takiego ich nigdy nie będzie osobiście dotyczyć 😉

          7. ~Tomas_h

            Doskonała uwaga. Tym bardziej, że ich rodzimy produkt czyli niejaki James Błąd powtarzał – nigdy nie mów nigdy …..

  4. ~Marcin Piechota

    Dawno tu nie byłem, więc witam ponownie.Co do Torresa, on nie gra fatalnie, czyli tak, jak słyszy się zewsząd. Gra średnio. Nie gorzej od Gerrarda. Mecz z Sunderlandem – dwie asysty Torresa. Mecz z MU – wywalczył karnego i wolnego, po którym padł gol. Mecz z WBA – gol na wagę jedynego zwycięstwa Liverpoolu w EPL. Rooney miał parę lat temu passę 10 meczów bez gola, pojechał z MU na Reebok Stadium, gdzie Bolton był wówczas niepokonany. Skończyło się 0:4, „Wazza” zaliczył hat-tricka. Torres może tak wystrzelić już za tydzień z Blackburn.Co do Wilshere, to słusznie go chwalisz, chociaż jeśli mogę wrzucić kamyczek do ogródka tego młokosa, to chętnie to zrobię. Faulu na Zigiciu jeszcze nie widziałem (czekam właśnie na Sport+), ale podobno był plugawy. Pamiętam doskonale mecz Anglia u-21 – Macedonia u-21, kiedy Wilshere zanurkował w polu karnym, pomagając w uniknięciu kompromitacji młodych Anglików (skończyło się 2:1). Nie lepiej się zachował w zeszłym sezonie w pucharowym meczu z WBA, kiedy „wyrzucił” z boiska Jerome’a Thomasa (coś a’la Reina-Robben). Piłkarsko jest świetny (pamiętam go jeszcze z Emirates Cup w 2008 roku, już wtedy błyszczał), żeby jeszcze troszkę wydoroślał.Jako że dawno nie czytałem tego bloga, nie wiem, czy wspominałeś o Nanim. To, co robi ten chłopak, trzeba piętnować z uporem godnym lepszej sprawy. Nieprawdopodobny nurek, aż miałem go wywalić ze swojej jedenastki w Fantasy Premier League, ale na szczęście tego nie zrobiłem 🙂 Widziałem jakieś zestawienie niedawno największych symulantów w lidze i Nani już doszlusował do czołówki. Drogba się zreflektował, Andy Johnson ma kontuzję, Ronaldo jest w Madrycie, no to musiał ktoś przejąć palmę pierwszeństwa. Przejął Nani.Co do Nigela De Jonga, to jeszcze mogłeś wspomnieć o jego faulu na Stuartcie Holdenie, któremu zabrał z piłkarskiego życia parę miesięcy. A co do Arsenalu, to oni też mają swojego siekacza w osobie Diabyego (faule na Campo,Steinssonie, Sneijderze czy… Nasrim na treningu; kopnięcie w twarz Terryego w finale CC, to jednak dzieło przypadku), tak jak kiedyś mieli w osobie Vieiry. Pozdrawiam, super blog.

    Odpowiedz
  5. ~me262schwalbe

    Czyli ma miejsce to, co przeczuwaliśmy przed sezonem, że faworyci częściej niż dotychczas będą gubić punkty (sposób, w jaki będzie do tego dochodzić, jest sprawą drugorzędną – każdy sposób jest dobry). Na Chelsea też będzie miała swoje 5 minut :).

    Odpowiedz
  6. ~dziaam

    A mi się wydaje, że Bóg futbolu odbiera SAF to, co dał mu w zeszłym sezonie, czyli ponad 10 bramek zdobytych po samobójach, czy Fergie time, w którym kilkakrotnie szczęśliwie udało mu się wygrywać. Kryzys MU (bo chyba można już to tak nazwać) przyszedł o rok za późno.

    Odpowiedz
    1. ~Tomas_h

      Może nie za późno, ale na pewno przyszedł. Dekoncentracja totalna. Natomiast pamiętasz mam nadzieję pod jakim naporem te wszystkie samobóje wpadały? To raczej nie były przypadkowe bramki albo błędy obrońców – za dużo ich

      Odpowiedz
      1. ~dziaam

        Pewnie że pamiętam, wręcz większość samobójów na korzyść MU z zeszłego sezonu była wynikiem ugniatania przeciwnika do (i poza) granic jego wytrzymałości. Co nie zmienia mojej tezy, że jednak zeszłoroczny dorobek MU przekroczył to, co im się z gry należało.

        Odpowiedz
        1. ~Tomas_h

          Spoko – ale można też zaryzykować, że gdyby nie wpadły OG, to przy tym naporze i tak by strzelili. W sumie dorobek taki sam, tyle że w statystykach się inaczej prezentuje

          Odpowiedz
  7. ~Andrzej Byrski

    Sytuacja w Liverpoolu jest katastrofalna. Bo o ile w zarządzie wszystko zostało poukładane, o tyle na murawie zawodzą piłkarze. I tutaj odpowiedzialność ponosi w sumie nie tylko Hodgson, ale i piłkarze, którzy chyba nie zdają sobie sprawy jak duży klub reprezentują.Panie Michale, jeśli miałby Pan kiedyś czas i ochotę, to serdecznie zapraszam do zerknięcia na mój, powołany do wirtualnego życia wczoraj, nowy blog traktujący o futbolu. http://anfieldecho.wordpress.com/ Zapraszam również inne osoby.

    Odpowiedz
  8. ~alasz

    Panie Michale… Pan o Rooneyu? To tylko prasa, prasa to jest mniej niż 0, jesli chce odejśc nie widze problemu, płakac za nim nie będę. Zapewniam tylko ze nie pójdzie w styczniu, na 100%. Bo kto go kupi skoro jest spalony w LM? Z tego co ja czytałem to owszem, jest impas sprawie kontraktu, bo to UNITED nie chce dac kontraktu dopóki nie zacznie grac jak nalezy. TEN rooney, jest jak Harry Redknapp powiedział, nie jest wart 1.5 mln funtów. Zobaczymy, sprawa wyjasni sie do końca sezonu. W jego interesie jest by zaczoł grać, bo NIKT (no chyba ze city) nie da mu duzej tygodniówki za ta padake która prezentuje 7 miesiecy. Dlatego też klub nie chce mu dać nowej umowy. I dobrze. Ktokolwiek wierzył ze uratuje nam tyłek z WBA? Bo ja nie.

    Odpowiedz
    1. ~Stefan

      Zgodnie z nowymi przepisami jeśli odszedłby w styczniu to mógłby grać w LM w innym klubie – a przynajmniej tak mi się wydaje.Bardzo lubię buldoga i będzie mi go brakowało, ale jeżeli odejdzie za odpowiednio dużą kasę (powyżej 50 milionów funtów) to myślę, że znajdzie się ktoś kto go zastąpi, a może nawet wniesie nową jakość do drużyny. Zarząd i SAF wciąż mówią, że w aktywach klub ma 160 milionów funtów, które w razie potrzeby mogą być przeznaczone na zakupy. Wątpię żeby ktoś na górze w ManU nie wiedział co robi. Jeśli zajdzie potrzeba zakupu kilku klasowych piłkarzy to na pewno zostaną kupieni.

      Odpowiedz
  9. ~darek638

    W Liverpoolu absolutnie najlepszy był Meireles. To jest walczak. Reszta więcej niż blado.W sprawie ostrości w grze mam inną ocenę. Teraz gra się o wiele wiele ostrzej niż 20, 30, 40lat temu. Wtedy gra była statyczna. Pojedynki dryblerskie i biegowe. Teraz poluje się na „przecięcie”akcji. Rozgrywanie piłki jest często tak perfekcyjne, że pierwsza okazja do przerwania akcji jestwykorzystywana z pełną premedytacją, często zupełnie na zimno bez żadnego zacietrzewienia.Szczególnie boczne i czołowe „wjazdy po trawie” są niezwykle dynamiczne i groźne szczególnie gdy atak nastąpi w nogę która ma kontakt z murawą. Dodam jeszcze, że taki atak to zwykła głupia(?!)brawura gdyż zupełnie nie pozwala na kontrolę skutku takiego ataku. Podobało mi się jak przezkilka lat sędziowie w PL za sam zamiar ataku wyprostowanymi nogami dawali żółtą kartkę.Teraz potrafią się zastanawiać pół meczu jak H.Webb kiedy tę kartkę wyciągnąć. Jest ostro corazostrzej i na prawdę uderzenie w statycznego Alonso przez de Jonga nie mogło mu wyrządzićżadnej krzywdy. Ślad pewnie był. „Zwykłe” przebiegnięcie po ciele leżącego zawodnika przez75 kilowego dowcipnisia jest znacznie bardziej dolegliwe.Pozdrawiam.

    Odpowiedz
  10. ~R.S.

    Dunn dotknął nogi Chamakha. Może mówić, że nie dotknął, na powtórkach widać było zupełnie co innego. Inna sprawa, że zrobił to w momencie, gdy ten drugi już się kładł na boisku i zaatakował dość żywo w momencie gdy już nie miał szans zatrzymać piłki, tego się nie robi i sędzia nie miał innego wyboru niż odgwizdać przewinienie. Swoją drogą to już piąty karny „wywalczony” przez niego Chamakha w tym sezonie. Wilshere’a mi żal, bo się chłopak zapamiętał w walce. Czerwona kartka jak najbardziej zasłużona. Zwłaszcza, że wszyscy są teraz wyczuleni na punkcie ostrych wejść, zwłaszcza, że jego manager jest pierwszym i najgłośniejszym w szeregach walczących o bezpieczeństwo zawodników i surowe karanie boiskowych brutali. Zresztą Wenger nie robił z siebie idioty tylko też przyznał, że decyzja była słuszna. Poza tym mecz udowodnił teorię, że niewykorzystane sytuacje się mszczą. Najpierw Arsenal stracił bramkę po czterech akcjach, które powinny zakończyć się golem, później Birmingham nie wykorzystało sytuacji i dostali po łapach. Dla mnie najlepsi na boisku to Wilshere, Diaby i Nasri. Kompletną katastrofą był występ Arshavina.

    Odpowiedz
    1. ~Spokojnie

      Moim zdaniem, jakiś tam kontakt był, ale gdyby nie teatralny upadek Marouane (no widać było, jak ugiął nogi, gdy tylko zauważył interweniującego Dunna, co z bólem serca przyznać muszę, bo odczuwam do niego wielką sympatię i wolałabym, żeby grał w piłkę jak najlepiej, zamiast rozwijać zdolności aktorskie), to sędzia by karnego nie podyktował, czym by Arsenalu szczególnie nie skrzywdził. Chamakh bardziej sam się nadział na wystawioną nogę, niż faktycznie został zaczepiony. Inna sprawa, że obrońca popełnił błąd – spóźnił się z interwencją i niepotrzebnie dał napastnikowi możliwość zaczepienia o własną koniczynę, nie dziwi mnie to, że sędzia ocenił to jako ewidentny rzut karny, co nie zmienia faktu, że kontrowersyjny, bo równie dobrze Chamakh mógłby zobaczyć żółtą kartkę i też sędzia miałby argumenty przemawiające za swoją decyzją. Wydaje mi się, że Marouane mógł spokojnie ominąć nogę Dunna i pobiec dalej, niepilnowany Arszawin już oddawał strzał, a i jeszcze któryś z graczy Arsenalu uczestniczył w tej akcji i był w polu karnym (chyba Wilshere), więc można było ją skutecznie zakończyć – to nie była akcja typu „tracimy piłkę, więc ratujemy się, jak możemy”.

      Odpowiedz
    1. ~alasz

      W tej sytuacji żałuje tylko jednego-że nie odszedł w lecie. Jako kibic MU jestem w 100% za Sir Alexem, a podobne historie ucza nas ze z MU bedzie wszystko w porządku, z piłkarzami bywa natomiast różnie, ale nie moge sobie przypomnieć 1 który by nie żałował.

      Odpowiedz
        1. ~michalj

          Że zacytuję tylko jeden akapit:’The future is not what it used to be,’ wrote Paul Valery, the French author. Ferguson will recognise the sentiment, just as he will know that with Rooney’s departure he risks a defeat from which there can be no comeback, because he will have been beaten not by an opponent, but by changed times.

          Odpowiedz
          1. ~alasz

            Ciekawy artykuł, ale widac że napisany przed konferencją, Ferguson nie walczył, jak miewa w zwyczaju z prasą, on dał tym sępom to czego chciały, ale to im nie wystarczy, teraz rzucą sie jeszcze ostrzej. Przebudowa druzyny, to jest to co nas teraz czeka, długi i żmudny proces. Ciezki, bez gwarancji powodzenia, nie raz to juz przeżywałem, ale teraz będzie trudniej, bo nie ma podwalin na których sie budowało i opierało zespół. Zgadzam się jednak z samuelem w jednej kwesti, otóż nie wiem czy Sir Alex ma czas na budowe zespołu.

          2. ~Lukas

            najgorsze jest właśnie to że całe te zamieszanie odbije się na zespole. Niemniej jestem w 100% za Fergusonem, nie po raz pierwszy Manchester będzie musiał się podnieść, ale faktycznie nie ma czasu by na nowo budować drużynę. To Anglikowi musiało coś się złego w głowę stać. Jeszcze nie tak dawno przecież zarzekał się że chce zostać w United tak długo jak klub będzie go chciał, a teraz co robi? Nie jestem w stanie pojąć tego wszystkiego. Jednak wydaje mi się że całość tego zdarzenia jest pochodną sex skandalu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *