Bohater Jaroslava Haszka powiedziałby zapewne, że tak idiotycznego klubu nie powinno być na świecie. Niby potężny, ze wspaniałą historią, pięknym stadionem i nadzwyczajną bazą wiernych kibiców, a od lat strzelający sobie samobója za samobójem. Kiedy w poniedziałkowe popołudnie właściciel Newcastle United wyrzucił z pracy menedżera Chrisa Hughtona, w gruncie rzeczy nikt się nie zdziwił – wystarczy prześledzić komentarze, które pojawiły się wówczas na Twitterze. Wszystko jedno, Simon Bird z „Daily Mirror”, czy George Caulkin z „Timesa”, ton znużenia permanentnym bajzlem na St. James’ Park był ten sam. „Obchodzę dziesięciolecie opisywania Newcastle, w tym czasie zmieniło się dziewięciu menedżerów, to przecież jakieś kpiny”, skarżył się Bird. „Po raz zaledwie 99 897 w życiu mam pisać o rozróbie w Newcastle” – wtórował mu Caulkin. Barney Ronay dodawał, że mamy do czynienia z „prawdopodobnie najgłupszym zwolnieniem menedżera we współczesnej historii”. Scott Wilson, przywołując oświadczenie klubu sprzed miesiąca, że „Chris jest i pozostanie naszym menedżerem”, mówił, że nawet FIFA jawi mu się jako uczciwa organizacja.
Nie sposób Chrisa Hughtona nie żałować. Ten znakomity przed laty lewy obrońca reprezentacji Irlandii, swoją karierę trenerską rozpoczynał w klubie, w którym spędził niemal wszystkie piłkarskie lata: w Tottenhamie. Zamieszanie na White Hart Lane przypominało wówczas to obecne z St. James’ Park, więc nad głową Hughtona kręciła się karuzela menedżerów, a on – jeśli tylko któryś wylatywał – zasiadał na mecz-dwa w jego fotelu jako szkoleniowiec tymczasowy, później zaś skromnie powracał na swoje miejsce w ośrodku treningowym. U Martina Jola był numerem dwa i wraz z Holendrem został wyrzucony, by zrobić miejsce dla ekipy Juande Ramosa. To, jak potraktowano wówczas holendersko-irlandzki duet (najpierw dowiedzieli się z mediów, że władze klubu potajemnie rozmawiają z Hiszpanem, później o fakcie zwolnienia usłyszeli po meczu, w trakcie którego wiadomość obiegła już trybuny), do początku tego tygodnia było dla mnie przykładem najbardziej bulwersujących zachowań właścicielskich.
Dlaczego do tego tygodnia? Ano dlatego, że w poniedziałek Hughton wyleciał z pracy po raz kolejny, a dziękując mu „za zaangażowanie” władze Newcastle podkreśliły, że szukają kogoś bardziej doświadczonego. Nie wiadomo tylko, w czym doświadczonego. Hughton trafił nad rzekę Tyne jako współpracownik Kevina Keegana, po odejściu tegoż prowadził drużynę przez kilkanaście dni, później zrobił miejsce dla Joe Kinneara, a gdy ten zachorował – ponownie objął zespół, by wkrótce jeszcze raz się usunąć, tym razem na rzecz Alana Shearera. Gdy legendarny napastnik Srok nie zdołał utrzymać drużyny w ekstraklasie, z braku chętnych trafiła ona znów w ręce Irlandczyka i po znakomitym sezonie (bez porażki na St. James’s Park w lidze i pucharach) wróciła do Premier League. Jak było dalej, sami wiecie: pomijając już zwycięstwo 6:0 nad Aston Villą i wyjazdowy triumf nad Evertonem, jeszcze miesiąc temu Newcastle rozgromiło 5:1 lokalnego rywala, niezły przecież w tym sezonie Sunderland, a potem pokonało Arsenal na Emirates (to wtedy klub zapewniał, że Hughton „jest i będzie” jego menedżerem) i – mimo kontuzji kilku kluczowych zawodników – zremisowało u siebie z Chelsea. Wydawało się, że po latach bałaganu sytuacja w klubie wreszcie się stabilizuje, że także jego właściciel Mike Ashley stopniowo odzyskuje zaufanie kibiców, słowem: że mamy do czynienia z normalnym klubem, a nie z pośmiewiskiem całej Anglii. Dziś na jedenastym miejscu w tabeli: jak na beniaminka – nawet jak na beniaminka z ambicjami – to całkiem przyzwoite miejsce, z pewnością odpowiadające jego obecnemu potencjałowi. W tym sezonie trzeba po prostu utrzymać się w Premier League, ewentualne europejskie ambicje zachowując na następny, a to i tak po paru wzmocnieniach…
„Winą” Chrisa Hughtona jest chyba zbytnia normalność. Dziennikarze twierdzą, że Mike Ashley poszukiwał raczej menedżera-celebryty, bardziej odpowiadającego wizerunkowym ambicjom właściciela, częściej przyciągającego na St. James’ Park kamery, umiejącego zrobić medialną jatkę po tym, jak Nigel de Jong połamał nogi Hatema ben Arfy itd. W tym sensie skromny i rzeczowy Irlandczyk rzeczywiście nie nadawał się na stanowisko. W każdym innym – sądząc także z wypowiedzi jego piłkarzy, niekryjących irytacji po jego zwolnieniu – nadawał się idealnie. Radził sobie z Joeyem Bartonem, radził sobie z Andym Carrollem (czy w tej sytuacji zostanie w klubie?) i Kevinem Nolanem, komplementował go Sol Campbell, który z racji wieku i osiągnięć mógł sobie w tych dniach pozwolić na najbardziej otwartą krytykę właściciela. Atmosfera w szatni była znakomita, zespół – zjednoczony, niezależnie od tego, czy wygrywał, czy dostawał baty.
O tym, co Hughton musiał znosić ze strony pracodawców, krążą już legendy. Mike Ashley i jego kompan, dyrektor wykonawczy Derek Llambias, wzywali go ponoć przed każdym meczem, dawali mu „taktyczne” wskazówki i domagali się typowania końcowego wyniku, a wśród pretensji, jakie zgłaszali, była i ta, że kibice zbyt głośno skandują jego nazwisko. Dla satrapy to całkiem dobry powód do zwolnienia.
Następcą Hughtona ma być Alan Pardew, były menedżer WHU i Southampton, o którym słyszymy, że przyjaźni się z Ashleyem i Llambiasem. Nie, żebym uważał, że nie ma papierów, by prowadzić Newcastle i w ogóle: żeby radzić sobie w Premier League (pamiętacie ten niewiarygodny finał Pucharu Anglii, gdy tylko wolej Stevena Gerrarda w 120. minucie oddzielał go od historycznego zwycięstwa?). Po prostu nie znajduję w nim ani jednej cechy, która dawałaby mu przewagę nad Chrisem Hughtonem – poza tą, rzecz jasna, że jest członkiem „cockney mafia” (jak mówią kibice znad rzeki Tyne o będących przybyszami z Londynu kumplach Mike’a Ashleya). Na giełdzie pojawiały się wprawdzie lepsze nazwiska, np. Martina O’Neilla czy Martina Jola, ale trudno się dziwić, że żaden z nich nie palił się do podpisania kontraktu z takim pracodawcą (w przypadku Jola w grę wchodziła także lojalność wobec Hughtona).
Niby nie moja sprawa, tylko człowieka, który władował w klub jakieś 300 milionów funtów i może w nim robić, co mu się żywnie podoba. Niech pije piwo, którego sam nawarzył (w piciu piwa akurat jest całkiem niezły), trudno jednak, by się spodziewał dobrej prasy, o wdzięczności kibiców nie mówiąc. Dzisiaj to oni powtarzają, że tak idiotycznego klubu nie powinno być na świecie.
Właściciel Newcastle miał dużo „szczęścia” – brak Bartona i Nolana z pewnością przyczynił się do porażki z WBA i pośrednio stał się pretekstem do zwolnienia Hughtona.Ten ostatni na pewno da sobie radę. Szkoda jedynie, że w jednym z moich ulubionych klubów nie było miejsca na jakąkolwiek lojalność. Wcale się nie zdziwię, jeśli teraz w drużynie zaczną się tarcia, a najbliższe cztery mecze skończą się dorobkiem 0 punktów po stronie Srok (Liverpool, MC u siebie, Birmingham i Koguty na wyjazdach).
Pardew już zatrudniony. Kontrakt na 5,5 roku, aż nie wiem jak to skomentować o/
Futbol jest okrutny
Jak to skomentować? Przez pięć i pół roku w Newcastle pracowało SIEDMIU menedżerów. Henry Winter zadeklarował na twitterze, że jeśli Pardew dotrwa do końca kontraktu, on wpław przepłynie rzekę Tyne. Natychmiast dołączyła doń grupa chętnych, także takich, którzy nie umieją pływać…
Wiadomo, że nie przepracuje tam 5,5 roku, zastanawia mnie jednak skąd taka długość tej umowy. Czy Pardew jest aż takim bliskim znajomym Ashleya, że ten chce mu zagwarantować wysoką odprawę, w razie jak go bedzie chciał zwolnić ? :p nie pojmuję.
Ja wiem, że znakomitej większości z was to nie interesuje, ale Pardew to gość, który marnie sobie radził na St Mary’s – z kasą jaką wydał na transfery – więcej niż jakikolwiek inny klub League One, powinien spokojnie awansować do The Championship.Dobrze, że wyleciał na początku sezonu, jednak fanom NU nie wróże niczego dobrego pod batutą Pardewa.Nieznany szerszej publice Adkins, radzi sobie lepiej w Southamptonie niż ten 'gwiazdor’.Tak więc kibicom Toon życzę dużo szczęścia, i przede wszystkim spokoju&cierpliwości – z tymi dwoma panami kierującymi waszym klubem, te cechy będą naprawdę potrzebne.Good luck z Pardewem.
W związku z tym, że mnie w dalszym ciągu ta historia bardzo kojarzy się z perypetiami duetu Bakero-Wojciechowski, może skończy się w analogiczny sposób? Wojciechowski podobno zastanawia się nad ponownym mianowaniem Janasa dyrektorem sportowym, czy czymś tam, a na jego miejsce szykowany jest… Jacek Zieliński. Może po kilku niezadowalających wynikach Pardew też dostanie jakąś „przyjacielską” funkcję w klubie, dyrektora wykonawczego od czegoś tam, a trenerem zostanie Shearer na przykład?
Jak patrze na właścicieli takich jak Ashley czy Abramowicz to dziękuje losowi za Glazerów. Których krytyki nie rozumiem, klub prosperuje rewelacyjnie bije rekordy przychodów jest (niezmiennie) numerem 1 w wynikach finansowych, rekordowe umowy, a co najważniejsze sprawy sportowe zostawili człowiekowi który zna sie na tym najlepiej na świecie. Sir Alex ich chwali (nie jest to osoba która mówi co innego niż mysli). Dług? Normalne w biznesie, normalne w takich inwestycjach, najbardziej oprocentowane kredyty spłacone-nie używając klubowych środków. Poza tym po tej spłacie 270 mln i tak MU spadło za Barcelone real i zaraz bedzie mniejszy niz Arsenalu. Warto zauważyć ze wartość klubu z OT jest większa niz niz wymienione kluby, niemal tyle co barcelona+real, więc procentowo MU ma duzo niższe zadłużenie niz wymienione kluby.Jeden z moich nauczycieli angielskiego był z newcastle, kochał ten klub z całego serca, sam darze ich duza sympatia ale to jest cyrk na kółkach co sie tam stało. „klub potrzebuje doświadczonego menago”. Potem zatrudnia pardew. Doświadczenie w premierleague? W wygrywaniu to raczej nie…Wenger „bring it on”… Ten człowiek żyje na swojej planecie.
Bo to klub a nie Glazerowie płacą długi, a właściwie kibice, którym znacznie podniesiono ceny kibiców bez ostatnie pięć lat.A SAF publicznie kłamie notorycznie, jeżeli ma w tym cel. Bardzo lubię go za gierki z prasą i opinią publiczną.Wyobraź sobie klub bez długu z dodatkowymi 50 mln funtów rocznie.Pozdrawiam
270 mln pochodziły ze źródła innego niż MU. To nie sa biedni ludzie, którzy na kredyt kupili sobie klub, maja pokaźny majątek systematycznie pna sie na liście najbogatszych.Kupno MU było kwestią czasu, jak jesteś na giełdzie musisz sie liczyc z tym ze ktoś wykupi większościowy pakiet. To musiało sie stać. Największy klub świata to łakomy kąsek.
Ja się z Tobą zgadzam co do zdolności Glazerów do zarządzania klubem. Podaję tylko powód, dlaczego kibice (głównie ci z Manchesteru co chodzą na mecze) nie lubią Glazerów. Co do tych 270 mln to oni tą kasę wyłożyli na początku ale rok albo dwa później zrefinansowali dług. Powstały PIK (teraz spłacone) a Glazerowie odzyskali kasę (prawie całą).Co do PIK to nie wiadomo skąd wzięła się kasa na spłatę miejmy nadzieję, ze mieli zaskórniaki.Pozdrawiam
Wiadomo tyle ze nie z kasy klubu.Również pozdrawiam.
I oto w łagodny sposób przeszliśmy do MU. Alasz, od jakiegoś czasu przyglądam się twoim rozlicznym wpisom i czego rzecz by nie dotyczyła, Ty wciąż wszystko sprowadzasz do MU. Rozumiem, że to Twój klub, ale wrzuć czasem na luz, proszę. Michał, czułem że się zbulwersujesz. Właściciele klubów to jest jednak patologia, jak rodzice w piłce dziecięcej. Co tym chłopom strzela do łba, trudno odgadnąć. Ogólnie chyba wszędzie narzeka się na nich, ale Alasz ma rację, że normalny właściciel to dziś skarb, na który trzeba chuchać i dmuchać, niczym na dobrego lewoskrzydłowego. Wydawało się, że przygoda z CCC, czegoś Ashleya nauczyła (przypominam, że NU było za dobre na spadek), ale widać nigdy nie jest za późno na naukę. Szkoda Srok, bo ich miejsce jest w Premier League, a z Pardew to zbyt kolorowo tego nie widzę. Jak mam wybierać ze sroczych kolorów, to raczej czarno widzę.
Przesadzam, to prawda.Pan Michał pisał nie raz o „efekcie nowego menadżera”. W Newcastle, coś misie wydaje że będzie anty efekt.
D.Gilla tez tak kochasz?
Dla mnie Gill to odpowiedni człowiek na właściwym miejscu. Ja rozumiem, że ty publicznie obrażasz i kwestionujesz swojego pracodawcę. Gill jest pracownikiem najemnym, który wykonuje swoją pracę. Krytyka pracodawców (Glazerów), raczej nie wchodzi w grę, nawet jeżeli w głębi duszy ich nie lubi.A wydaje mi się, że co do efektów jego pracy, a przede wszystkim SAFa (też nie krytykuje Glazerów) nie masz zastrzeżeń.Pozdrawiam
Gill to uznany fachowiec wybrany przez innych chief executives do zarządu FA. To właśnie pokazuje jak ludzie z jego stanowisk go cenią.
Znalazłam fajny blog warto poczytać:) http://kondi24.blog.onet.pl/
Bardzo zbulwersowała mnie ta roszada w NUFC, pewnie też dlatego że bardzo lubię sroki – szczególnie z czasów kiedy prowadzone były przez sir Bobby’ego. Myślałem, że klub pod wodzą Hughtona wyjdzie na prostą, a tutaj coś takiego… Pomijając, że Pardew wydaje się być gorszym trenerem niż Chris Hughton, to wydawało mi się że Newcastle i jego właściciel dla Chrisa jest coś winien.Alasz ma rację – w dzisiejszych czasach tacy właściciele jak Glazerowie (nie ingerujący w sprawy klubu) to prawdziwy skarb…
MU-Arsenal, mecz sie nie zaczął a ja juz jestem zawiedziony. Dlaczego? Bo to nie to co kiedyś. Jest za grzecznie, nudno. Kiedy w końcu ktoś coś powiedział (dzięki ci Evra), to zamiast riposty (rozumiem „voyera”, ciężko odpowiedzieć gdy ktoś mówi prawdę prosto z mostu) dostał odpowiedz że on szanuje rywali…Teraz gadka żeby nie śpiewać piosenek, bo obraźliwe, ojoj.Przez tą idiotyczna poprawność polityczną tracimy emocje, czuje jakby mecz był wykastrowany. Czy ktoś naprawdę uważają wengera za pedofila? nie, oni chca go wyprowadzić z równowagi (działa jak widać). No i dobrze, oto właśnie chodzi. Nie wspominając juz ze ta przyśpiewek w porównaniu z całą masą innych jest wręcz delikatna (kiedyś w odległych czasach gdy kibice Arsenalu śpiewali na swoim stadionie, mieli piosenkę kierowana przeciwko spurs nawiązującą do holokaustu, city maja pieśni wychwalające tragedie w Monachium, jednak ktos uznał ze ta o pedofilu wybija sie z tłumu…). Cos straciliśmy, obawiam sie ze bezpowrotnie, gdzie czasy bitwy tunelowej, gdzie czasy gdy ashley cole i fabregas rzucili pizza w Sir Alexa, gdzie czasy Kewona który rzucił sie na Nistelrooya. Teraz mamy jakieś flaki z olejem. Do meczu dwa dni, miejmy nadzieje ze ktoś z kims sie jeszcze pokłóci. Właśnie dlatego brakuje mi Jose Mourinho, gość zawsze powiedział cos barwnego. PS. Gdyby ktoś miał wątpliwości że Rafał Stec ironizował Arsenal z tym ich „za rok to już na pewno”, polecam nowy wpis, teraz już wyśmiał. Że zacytuje: „…Arsenalu, czyli supermocarstwa przyszłości odległej – tak odległej, że pewnie jej nie doczekamy, londyńczycy wolą spełniać się jako ferajna Piotrusiów Panów.”
No bez przesady, Alasz. Emocje jakieś tam są („zniewieściałe” kołnierze Nasriego i Chamakha). A że nie będzie przyśpiewek o pedofilu – bardzo dobrze. Nie podoba mi się śpiewanie Kogutom o Holocauście, ani Diabłom – o Monachium. Też lubię gierki – tworzą klimat, dodają smaczku. Ale wolę, jeśli Evra mówi o świetnym ośrodku szkoleniowym o nazwie Arsenal Londyn, a Ferdinand próbuje wykazać „zniewieścienie” graczy Wengera, niż słuchać prymitywnych stadionowych przyśpiewek, które przekraczają granice. A że w Ameryce biją Murzynów – niech sobie biją. „Old Trafford – stadion wyższych standardów” – że tak sparafrazuję reklamowy slogan. 🙂
Oj, Alasz, Alasz, wziąłbyś przykład z sir Alexa i posłuchał jego komplementów pod adresem Arsenalu. Niezależnie od tego, kto gdzie ten sezon skończy, coś się naprawdę zmieniło na Emirates. I faktl, że to przyznaje także menedżer rywali nie ma nic wspólnego z polityczną poprawnością, raczej z klasą i może także obiektywizmem. PS. Z Evrą nie tylko Ferguson się nie zgadza, ale i Nani. Co mówi menedżer MU:http://www.telegraph.co.uk/sport/football/teams/manchester-united/8194889/Manchester-United-v-Arsenal-Sir-Alex-Ferguson-praises-Arsenals-maturity-and-new-found-physical-edge.html
Kiedy Arsenal był tym drugim najlepszym zespołem panowie dogryzali sobie cąły czas, miesiące przed i po meczu. Teraz są ciepłe kluchy. Tęsknie…
Podobają mi sie komentarze pod wpisem, oburzeni kibice Arsenalu bronią klubu. Zacytuje pewnego jegomościa z bloga pana Rafała:”Ehhhh, ciekaw jestem Rafale czy ten jakze milusinski wtret o Piotrusiach Panach zniknie z tej blogonotki, gdy Arsenal zostanie na koniec sezonu mistrzem Anglii? „i tak już od PIĘCIU lat. W czasie gdy kibice Kanonierów sobie GDYbają, ManUtd kolekcjonuje trofea.Pozdrawiam
Pozwolę się zareklamować: http://blog.mufc.pl/artykuly/242/klamstwa-i-statystyka/ BTW Tekst pierwotnie inspirowany komentarzami alasza, choć „po drodze” zebrało się parę istotniejszych głosów w tej dyskusji ;). Nie uwzględniłem choćby ostatniej wypowiedzi Fergusona, a on zdaje się potwierdzać to o czym pisałem.Kibice „The Gunners” oczywiście mile widziani 🙂
Jestem zaszczycony, że choc w małym stopniu przyczyniłem sie do powstania dobrego tekstu. Odwołując sie do rozmowy na temat poziomu dziennikarstwa sportowego w polsce, widać że dobry tekst łatwiej znaleźć na portalach kibicowskich niz w gazetach…
Ja zdecydowanie wolę emocje boiskowe, a nie jakieś gierki słowne.
Pewnie każdy sie pod tym podpisze, ale takie „gierki” często później motywują piłkarzy do dawania z siebie 100%. I wtedy własnie mamy emocje boiskowe.
Pod warunkiem, że wyzwala to tylko sportową złość, a nie sprzyja polowaniu na kości bądź też nie dochodzi do rękoczynów. Z tym niestety bywa różnie, zwłaszcza, że sędziowanie nie mając najlepszego dnia lubią wtrącić swoje „trzy grosze” i wtedy mamy dopierp co pisać na blogu …
Bardzo ciekawe i w sumie prawdziwe http://www.portalkibica.pl/aktualnosci/ultrasonograf-bo-nam-sie-nalezy.html
Alasz w wypowiedzi z godziny 23.56 nie powinieneś być zadowolony może pisałeś to w Pubie nie wiem?Natomiast nawoływanie do chamskich zachowań zawodników obu rywalizujących drużyn abyś Ty kibic z Polski miał radość jest na szczęście TAM niesłyszalne i nie skompromituje Ciebie. Proponuje też, mniej czytaj wypowiedzi Panów Steca i Pola ludzi którzy wyrządzili wielu osobom wiele zła. Krótko mówiąc ich wypowiedzi są pozbawione(wielokrotnie) elementarnych zasad dobrego wychowania a często wręcz inspirują do wrednych zachowań. PS. To co zrobili zawodnicy Arsenalu w przerwie pamiętnego meczu atakując w ośmiu(!!!) van Nistelrooya to jedno z bardziej haniebnych wydarzeń w historii PL. Po meczu na podstawie zapisu Federacja ukarała właśnie 8 zawodników Arsenalu. Sądzę, że jest to nie pobity do tej pory rekord. To tyle o zdarzeniu, które z radością wspominasz.
Przekoloryzowałeś, ja wspominam czasy gdy było napięcie gdzie coś sie działo, nie chwale rzucania pizza i napaści na Nistelrooya jako takich a daje przykład tego co sie działo. Dzis mamy sytuacje która jest gorsza, Evra powiedział że Arsenal nie wygrał nic od 5 lat, co zostało odebrane jako obraźliwe, to tak jakbym powiedział ze kończy sie rok 2010 i wszyscy by sie obrazili. Co mamy dziś? Piosenka, która ma za zadanie wyprowadzić rywala z równowagi, która w porównaniu z innymi pieśniami np kibiców arsenalu o ashleyu cole czy evertonu życzących śmierci rooneyow i jego dziecku, jest niczym nie wyróżniającą sie z tłumu. Arsenal to goście, tutaj panują inne zasady, rywal ma czuć sie możliwie najgorzej, nie jest zazwyczaj witany kwiatami i oklaskami. Miejmy nadzieje ze to sie nie zmieni. Te piosenki przecież sa po to by rywal czuł sie jak niekomfortowo, przecież nikt tego na serio nie bierze.Mi brakuje sytuacji Vieira-Keane. Było napięcie, była rywalizacja, zdarzały sie bójki. Ale w biografi Vieira napisał ze nikogo tak nie szanował jak Roy’a, można było go kopnąć, a on sie nie obrażał, ale oczekiwał ze jak on kopnie ciebie będzie tak samo.Wspominałem tamte chwile jako kontrast do dzisiejszych. Dla mnie nie ma nic gorszego od bezpłciowości i nijakości. To mamy dziś.Co do Pola, to ja go nie zacytuje nigdy, człowiek który pracje w sporcie a jego wiedza jest politownaia godna. „Chicharinho”, jak uparcie nazywa Hernandeza w studiu nsport nie jest przykładem.Co do Steca, uważam go za jednego z nielicznych dziennikarzy sportowych w tym kraju który umie niebanalnie napisać cos o piłce nożnej. Cóż on takiego zrobił ze wyrządził „wielu osobom wiele zła”?Nie rozumiem tez dlaczego wypowiedzi steca pozbawione sa zasad dobrego wychowania, wyjasnij mi prosze o co chodzi. Co do wymienionych zdarzeń, zauważ że NIKOMU, nie stała sie krzywda. Nie wspominam z łzą w oku pobicie kogoś do nieprzytomności, wspominam przepychanki. Coś co zdarza sie wśród przyjaciół grających ze sobą na amatorskim poziomie, trochę wyzwisk czasem lekkie rękoczyny. Za 15 minut nikt tego nie pamięta a po meczu wymiana żartów. Co jest w tym złego?
Widzę, że znasz sposób na kontrolowaną eskalację nienawiści. Oprócz Ciebie nikt na Świecie niestety nie zna tego sposobu. Wielkim osiągnięciem futbolu angielskiego jest spokój na stadionach z tego osiągnięcia nie warto żartować. Przez wiele lat interesowałem się warszawskim futbolem amatorskim. Widziałem masę nagannych wydarzeń. Co Cię kręci w boiskowej awanturze? Na Blogu Pana Michała nie ma zamiaru opisywać działalności Pana Steca i jego sportowej redakcji.
Ja nie widzę w tym niczego złego, normalne ze w każdym zespole pojawiają sie napięcia a uważam ze wychodzą one na dobre, zwiększają zaangażowanie i popychają ludzi do lepszego wyniku. Nie dotyczy to tylko sportu ale kazdej działalności grupowej. Problemy sa gdy to zjawisko zanika. Wystarczy spojrzeć na drożynę Arsenalu która potwierdza moje słowa, był jeden który powiedział prawde chcąc zmobilizować kolegów to go z autobusu wysadzili.Rozumiem argument ze to może sie wymknąć spod kontroli, jasne, ale żeby całkowicie się wyzbyć? Przesada. W czasach które wspominałem nie stała sie nikomu krzywda, czyli mozna. Kiedyś to był mecz wielkich rywali, dzis nie odczuwam różnicy miedzy pojedynkiem z wigan a kanonierami.Żeby nie było że jestem odosobniony w tej opinie, co to to nie, juz w zeszłym roku w rozmowie z kolega który kibicuje arsenalowi poruszyliśmy ten temat. Vieira bodaj rok temu też to zauważył.Co do Steca, jako ze nie mam bladego pojęcia o czym mówisz podpisuje sie pod jego słowami.Wyobraź sobie sytuacje jakby kazdy każdego klepał po pleckach…przerażające.
Jakby nie patrzeć, na konto Pardewa idzie pierwszy sukces. Wygrana z niewieloma rywalami byłaby tak cenna w takim momencie, jak trzy punkty z gośćmi z Anfield. Można oczywiście podnosić argumenty, że miał niewielki wpływ na cokolwiek przez te kilka dni, a piłkarze grali raczej dla siebie samych i dla byłego trenera, niż mieli ochotę zrobić przyjemność obecnemu, ale nie zmienia to faktu, że Pardew zanotował pierwsze zwycięstwo ze swoim nowym zespołem. Mi się naprawdę dalej ten nieszczęsny Bakero przypomina 😉 Może jeszcze Pardew zadedykuje wygraną Hughtonowi…Piękne błędy obrońców, przy golu dla Liverpoolu wydawać się mogło, że kwestią czasu jest, kiedy będą padać następne. Jednak po drugiej stronie było niewiele lepiej (jak oni mogli dopuścić do tego, że Barton wepchnął tę piłkę do bramki?), a siła ofensywna graczy z Anfield jakby osłabła. Do tego Torres się zaczął bawić niepotrzebnie – gdyby zamiast tego strzału piętką (przynajmniej wyglądało to na strzał, bo tam nie było nikogo, komu mógłby dogrywać i nie bardzo ktokolwiek miał jak tam dojść), postanowił odegrać, może któryś z jego kolegów by to wykorzystał bardziej efektywnie. Niepotrzebna to była nonszalancja w momencie, w którym można było w krótkim czasie wyjść na prowadzenie, co mogłoby się stać punktem zwrotnym tego spotkania. Rewelacyjny gol Carolla i wejście Rangera.
Stary problem L’poolu – brak firepower’a. Słyszałaś pewnie, że Suarez jest podobno #1 na liście Roy’a? O ile oczywiście Hodgson dotrwa do stycznia na stanowisku (i pomyśleć, że Houllier był pierwszym managerem, którego pool wywalił z roboty).Niestety The Reds są w tej chwili drużyną, w której do wymiany nadaje się ok. 75% pierwszej 11. Każda ich formacja jest na dzień dzisiejszy słaba oprócz obsady bramki.Ten klub moim zdaniem potrzebuje porządnego przewietrzenia, bo w tej chwili jest niestety ruiną.Uważam, że Pardew to cieńki bolek, który niby jakoś jest w stanie przetrwać, ale brakuje mu skilla do odniesienia sukcesu. Może mam nieco skrzywiony punkt widzenia, jako, że ten gość zawiódł w Southamptonie, któremu także kibicuje, ale moja opinia jest taka, że to człowiek bez potrzebnego charakteru i umiejętności by osiągnąć jakikolwiek sukces z takim klubem jak NU.Chętnie się pośmieje z newsów obwieszczających, że Pardew nie radzi sobie z Bartonem, Carrollem i Nolanem, które z pewnością niebawem zagoszczą na pierwszych stronach serwisów sportowych.
O Suarezie w Liverpoolu to, przyznaję się, nie słyszałam (dzięki za info, to sobie doczytam). Natomiast doszły mnie słuchy, że wykazują oni zainteresowanie Gutierrezem 🙂 Szkoda mi było Hodgsona wczoraj. Po utracie drugiego gola spoglądał na boisko z niedowierzaniem, a po trzecim po prostu usiadł z rezygnacją i też się wtedy zastanawiałam, czy wytrzyma on do stycznia. Był w tym meczu taki moment, gdy wydawało się, że Liverpool „zaskoczył”. Krótko po wyrównaniu Torres był sam na sam z bramkarzem, potem miała miejsce wspomniana wyżej przeze mnie sytuacja, ale jego dyspozycja wczoraj była poniżej przeciętnej. Momentami się kręcił bez ładu i składu po boisku albo zaskakiwał swoimi zagraniami bardziej kolegów z drużyny, niż obrońców Newcastle, bo jakoś często nie rozumieli oni jego intencji. Na chwilę obecną wygląda to tak, że tam nie ma komu przy słabszej dyspozycji Torresa brać na siebie odpowiedzialność za grę z przodu (sam jeden Kuyt nie da rady stanowić o sile ognia drużyny), chociaż ostatnio pod nieobecność Torresa para Babel-N’Gog radziła sobie bardzo przyzwoicie. Jednak z Torresem już ani jednemu, ani drugiemu nie szło tak dobrze. Może trzeba Torresa po prostu posadzić, zamiast czekać na jeden błysk, który odmieni losy meczu? Chociaż już mecz z MU pokazał, że potrafi on być niewidoczny przez całe spotkanie, żeby potem nagle mieć duży udział w zdarzeniach, po których padały gole.Pardewowi to ja generalnie nie zazdroszczę, znalazł się między młotem (właściciel) a kowadłem (piłkarze i kibice). Piłkarze swoje niezadowolenie ze zmiany trenera już wyrażali, oni nawet mogą osobiście nic nie mieć do Pardewa (poza faktem, iż jest on człowiekiem Ashleya), ale pracy mu ułatwiać zamiaru na pewno nie mają, co przy temperamencie niektórych pewnie skończy się kłótniami. Zwłaszcza, że będzie on pierwszym celem dla wszystkich, którzy będą chcieli wyrazić swoją niechęć do Ashleya, na nim się będzie to wszystko skupiało. W ogóle ja nie bardzo rozumiem intencje właściciela – zabrał drużynie dobrego trenera, cieszącego się sympatią kibiców i autorytetem u piłkarzy, dając w zamian człowieka, o którym wiadomo, że dużo czasu zabierze mu osiągnięcie takiej pozycji, w dodatku będzie musiał na nią pracować w mocno niesprzyjających okolicznościach, które sam jemu stworzył. Ponadto, Ashley motywował konieczność przeprowadzenia tej operacji w taki sposób, jakby miał zamiar za Hughtona zatrudnić trenera dużo większego kalibru, a nie człowieka, co do którego od razu nasunęły się wątpliwości, czy na pewno jest bardziej doświadczony od zwalnianego menedżera i co za „nową jakość” może on wnieść do drużyny. I może Pardew będzie swoją robotę dobrze wykonywał, ale przez to wszystko wymagania wobec niego będą mocno wygórowane (skoro to, co osiągnął Hughton było niewystarczające, to pasowałoby, żeby teraz Newcastle walczyło o top 4…), a jego poczynania będą oceniane za pomocą bardzo ostrych kryteriów.Kevin Keegan powiedział, że tylko zmiana właściciela pomoże Newcastle w osiągnięciu długotrwałej stabilizacji. Jednocześnie prosił, by nie wyładowywać swojej złości na Pardewie.
http://transfersblog.pl/2010/12/zareagowali-pozytywnie/ – głos w temacie.
Praca mi sie przedłużała, już miałem iść spać aż ktoś podesłał mi link. Spadłem z krzesła. Szok większy niż afera Rooneya.http://www.goal.com/en/news/11/transfer-zone/2010/12/11/2256925/carlos-tevez-hands-in-a-transfer-request-at-manchester-cityCarlos!! Missing you already :DCałą sytuacje można skwitować na 3 sposoby:a) buahahahahahahahahahahahab) rehehehehehehehehehehehec) uhuhuhuhuhuhuhuhuhuhuhuhuW takim oto szampańskim nastroju, z uśmiechem na twarzy ide spać.
że pozwolę sobie powtórzyć raz jeszcze moją ulubioną teorię: Argentyńczyk+Premiership= FAIL.
Jak widać cynizm Cię nakręca im gorzej tym lepiej. Pan Stec myśli podobnie. Tevez mimo bajońskim zarobków nie mówi, że jest dobrze skoro jest źle(a jest źle!) i rozważa odejście o czym głośno oświadcza.Porównywanie jego postępowania z przypadkiem Rooneya jest niedorzeczne gdyż Pan Roo tak dalece rozchwiał się emocjonalnie, że po raz pierwszy(chyba?) w historii klubu trzeba było kluczowego zawodnika wysłać w środku sezonu na urlop wypoczynkowy.
> Jak widać cynizm Cię nakręca im gorzej tym lepiej. Pan> Stec myśli podobnie.Lubie. Jeśli tym wyrządza „wielu ludziom wiele zła” i pokazuje brak „dobrego wychowania”, to jesteś przewrażliwiony. Ja generalnie nie mam ani czasu ani ochoty czytac polskiej prasy, zauważ ze opisują oni mecze, nie rzadko tak że nasuwa sie pytanie „czy on oglądał to spotkanie?”. Sokoro obejrzałem to nic ciekawego sie nie dowiem, natomiast Stec ma to do siebie że napisze felieton, ciekawym językiem przedstawi pewna sprawe. Czy wyszydzanie Arsenalu jest oznaką złego wychowania? Czy wyrządza krzywdę? Nie. Skoro Weneger bajdurzy „za rok to juz na pewno” i tak co rok, to sam się prosi o wyśmianie. Być może arsenal wygra w poniedziałek na OT, wszystko jest możliwe, to jest piłka, moze przegra, ale nawet gdyby ponieśli klęskę, pewne jest jak w szwajcarskim banku ze wenger znajdzie powody (już Fletchera mianował brutalem, mimo że jak Alex twierdzi jego największa zaletą jest umiejętność czystych wejść, a jak na def pomocnika zbiera mało kartek), a on zawsze znajduje je gdzie indziej niż u siebie, a po jakimś czasie wróci na swoja planetę na której jego drużyna nie ustępuje niczym rywalom, co rzecz jasna udowadnia pucharami. Tevez mimo bajońskim zarobków nie> mówi, że jest dobrze skoro jest źle(a jest źle!) i rozważa> odejście o czym głośno oświadcza.> Porównywanie jego postępowania z przypadkiem Rooneya jest> niedorzeczne gdyż Pan Roo tak dalece rozchwiał się> emocjonalnie, że po raz pierwszy(chyba?) w historii klubu> trzeba było kluczowego zawodnika wysłać w środku sezonu na> urlop wypoczynkowy.Wysłali np Ronaldo, dwa razy, oba w okolicach świąt podczas 2 pierwszych jego sezonów. Generalnie dość często wysyła sie zawodnika który nie moze grać z powodu kontuzji na jakis urlop. Ferdinand też był wysłany. Tutaj akurat nie stało sie nic nadzwyczajnego. Porównanie jest jak najbardziej na miejscu, obaj w środku rozgrywek postanowili zrobic burze, z tym ze z tego co czytam Tevez stawia jeden warunek „albo ja albo mancini”, normalne jest ze klub MUSI wybrać trenera.
Pragnąłbym zauważyć tylko, że z Tevezem jest ten problem, że wg. niego zawsze jest źle. Nie ważne czy to United czy City, nie ważne czy wygrywa czy przegrywa, zawsze jest coś nie tak.
Odnośnie Evry to chyba stara się sprowokować piłkarzy Arsenalu do faulowania go i liczy na kartki. Piłkarze Arsenalu w tym sezonie często łapią kartki, także czerwone. Przed laty, gdy mówił o dzieciach i mężczyznach, obie drużyny grały ze sobą po kilku dniach i Evra kilka razy został mocno ścięty. Pewnie liczy na to samo i na jakieś kartki.
No muszę przyznać, że nawet jak na standardy ligi angielskiej ten mecz (spurs-chelsea) ma dobre tempo.Naprawdę niezła rozrywka.
Gol na 2-0 zabije ten mecz, oczywiście Chelsea moze jakims tam fartem coś strzelić, ale ich gra jest żałosna. Wolne tempo, gracze nie pokazują sie do gry, piłka podawana bezcelowo, chyba tylko po to by nabić statystykę, a Spursi czekają, maja szybkich graczy więc kontry w ich wykonaniu beda groźne. Gdyby piłka przeszła w starciu Terry-defoe było by 2-0. Spóźniłem sie 5 minut, ale nie pamiętam żadnej dogodnej sytuacji strzeleckiej niebieskich. Gra wygląda tak ze bez sensu podaja po obwodzie pare razy i wrzutka z głębi pola na 1 zawodnika w polu karnym. Akcje sa tak wolne że kazdy je odczyta. To sie nie może udac. Czasem cos fartem może wpaść, cos jak z golem ze spalonego anelki, ale myślę ze czekamy tutaj na zabicie gry ze strony spurs. Każdy przechwyt graczy tottenhamu zwiastuje groźna kontre, narazie ciągle czegoś brakuje, ale jak wyjdzie to jest po zawodach. Ferreira na przeciwko Bale’a…to sie nie może udać.Jeśli szybko podanie bramka na 2-0 to może byc pogrom.
Bale tam ostro ich nęka, ale nie przesadzałbym z tą beznadziejnością Chelsea. Ich główny problem, to gra tylko jednym napastnikiem, i próba wrzutek na niego ze skrzydeł.Raz Anelka chyba bardzo groźnie uderzał główką, tuż obok bramki Gomeza piłka przeleciała.Ramires jednak jeszcze nie zaaklimatyzował się, bo jak na DM zbiera niezłe baty od wcale nie jakoś potężnych przecież, graczy Tottenhamu.No ale Drogba wszedł na 2 połowę, z Anelką będą grać z przodu, więc może być groźniej.Obie drużyny grają mocnym pressingiem po stracie, z tym, że Chelsea kontrowała bardzo małą ilością graczy, więc nie mogło się to skończyć bramką (chociaż się w sumie skończyło, z tym, że na spalonym był Anelka).W pewnym momencie nawet Terry zaczął sobie rajdy urządzać żeby rozruszać drużynę i zachęcić ich do atakowania większą liczbą graczy.Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie.
Fartowny gol. Choć może nie fartowny a podarowany przez Gomesa? Mogli to nawet wygrać, ale Chelsea powinna chyba allardayce’a zatrudnić bo zaczynają grac wszystko długą piłką w pole karne, na zamieszanie. Tottenham mnie zawiódł mogli to dziś spokojnie wygrać, tylko trzeba było troszke bardziej grac na rozegranie.Gdyby jednak Drogba strzelił tego karnego to już bym uważał Chelsea za faworyta na SB w meczu z MU, morale podskoczyło by drastycznie, na szczęście chybił.