„Ma głowę gdzie indziej”, „jego stan psychiczny nie predestynował go do gry”, „mentalnie nie był przygotowany do występu”, „media i agenci kompletnie pomieszali mu we łbie” – te i podobne tłumaczenia słyszymy w ostatnich tygodniach i latach aż za często. Żeby nie szukać daleko – Saidi Berahino, którego trener odsunął od gry w dzisiejszym meczu WBA przeciwko Chelsea (a mało, cholera, brakowało, żeby i tym razem Tony Pulis urwał punkty Jose Mourinho…), czy David de Gea, trzymany poza składem Manchesteru United od początku sezonu. Nicolas Otamendi, proszący sztab szkoleniowy Valencii o zwolnienie z treningów przed transferem do MC. Raheem Sterling, odmawiający udziału w przedsezonowym tournée Liverpoolu. Morgan Schneiderlin, już przed rokiem próbujący wymusić od zarządu Southamptonu zgodę na odejście. Przykłady można mnożyć, mnie najmocniej w pamięć wrył się Dymitar Berbatow, absentujący się od gry w Tottenhamie przed rekordowym transferem do MU.
Dwa można mieć podejścia do takich przypadków. Jedno nazwałbym fundamentalistycznym: podpisałeś, chłopie, kontrakt, zarabiasz kupę kasy, to bądź profesjonalistą i wywiązuj się z obowiązków. Jeśli ostatecznie i tak postawisz na swoim i odejdziesz, to bez złej krwi – kibice na tym i na innych stadionach będą ci pamiętać tylko dobre chwile. Drugie jest realistyczne: trudno się chłopakowi dziwić, kiedy czuje, że drugiej takiej okazji w życiu może już nie mieć, że w krótkiej karierze piłkarza może być tylko jedna szansa na transfer do klubu walczącego o mistrzostwo, grającego w Lidze Mistrzów, a przynajmniej płacącego o niebo lepsze pensje. Harry Redknapp, co to niejeden transfer w życiu aranżował, nigdy nie miał pretensji do zawodników, którzy po najlepszych nawet, wspólnie spędzonych latach, ni stąd ni zowąd tracili głowy i domagali się wystawienia na listę transferową. Być może dlatego, że sam był piłkarzem, a być może dlatego, że również jako trener niezłym był wędrowniczkiem (przeprowadzek na linii Portsmouth-Southampton czy Portsmouth-Tottenham kibice z południa Anglii bynajmniej nie fetowali…).
Oba podejścia są jakoś zrozumiałe, dlatego rozwiązanie leżące w interesie zarówno piłkarskich pracodawców, jak pracobiorców, wydaje się jedno: skrócenie okienka transferowego tak, by kończyło się z dniem inauguracji rozgrywek pierwszej z pięciu największych i najaktywniejszych ekonomicznie lig europejskich. Nie chodzi mi, broń Boże, o jakieś faworyzowanie Premier League – po prostu jakiś wspólny termin dla całego kontynentu ustalić trzeba, a dla pozostałych lig wcześniejsze zamknięcie transferowego hipermarketu przyniesie nawet lepsze skutki. Wyobrażacie sobie trenera, który nie chciałby mieć drużyny skompletowanej już w trakcie okresu przygotowawczego? Co to jest w ogóle za robota: wkomponowywać w zespół nowych piłkarzy w czwartej kolejce sezonu, na łapu-capu, odstających przygotowaniem fizycznym, niemających świadomości ćwiczonych przez cały lipiec schematów itp.?
Zyskalibyśmy wszyscy, nie tylko trenerzy i piłkarze, ale także autorzy i konsumenci mediów sportowych. Zobaczcie sami: trzecia kolejka Premier League, tyle się wydarzyło od Goodison Park przez Old Trafford i Upton Park po King Power, a my wciąż tylko transfery i transfery…
O tym, dlaczego tyle z nich – ogłaszanych w mediach jako przesądzone i niemal dokonane – nigdy nie dochodzi do skutku, wypada napisać przy innej okazji. Okienko, chwalić Boga, zamyka się za tydzień.
Nie zgadzam się.Uważam za duży plus fakt, iż okienko zamyka się dopiero z końcem wakacji, dzięki czemu managerowie z Premier League(ale i z innych lig) mogą po kilku kolejkach wyłapać braki kadrowe oraz taktyczne i dzięki temu dokonać w ostatniej chwili potrzebnych uzupełnień.
Taki sam argument możnaby podnosić, gdyby okienko trwało do końca października, albo uzasadniać ewentualną możliwość całorocznych transferów: „co ma zrobić trener, gdy po 16 kolejkach ma trzech kluczowych graczy kontuzjowanych, kolejny zawieszony na 5 meczów, a najdroższy transfer okazał się niewypałem? Trzeba mu dać szansę na zmiany w składzie”
Moze ja jestem staroświecki, ale słowo kontrakt ma swoje znaczenie, w dzisiejszych czasach za czesto dostosowuje się reguły według potrzeby chwili. Natomiast w kazdej umowie mozna zapisac dodatkowe warunki. I tak w kontraktach piłkarskich oczywistym dla powyzszych rozwazań jest opcja klauzuli odstępnego. Jakby Saido Berahino czy Dawid de Gea posiadali takie klauzule nie byłoby dziś problemu.
Ja bardzo przepraszam, ale słowo „absentujący” strasznie mnie razi.
Eee. Cały tekst o futbolu, lecz od początku do końca staropolszczyzną napisany – wżdy azaliż Mospanie – to bym z chęcią przeczytał! 🙂
Mam słabość do dziewiętnastowiecznej polszczyzny.
Panie Michale,
pomimo wielkiej sympatii i – zazwyczaj – zgody ze stawianymi przez Pana tezami, tym razem odnoszę wrażenie, iż szuka Pan dziury w całym. Być może znudziły Pana tradycyjne podsumowania kolejek BPL i szuka Pan dla siebie nowego rozwiązania.
Pomysł pochwalam, gdy człowiek popada w rutynę, to z każdym kolejnym tygodniem chce mu się mniej, a przecież my, fani Pana felietonów i stali czytelnicy bloga, z trwogą wyobrażamy sobie zawieszenie przez Pana działalności w tym miejscu.
Z tezą zgodzić się nie mogę, a najdosadniej argument, który podzielam, opisuje w pierwszym komentarzu Artur. Bo proszę sobie wyobrazić sytuację, w której zespół A ma dwóch wspaniałych napastników klasy światowej, jednego w wyjściowej 11, a drugiego na ławce. Grają wymiennie, uzupełniają się ale w wyniku nieszczęśliwych wypadków obaj doznają poważnych kontuzji. Klub traci szansę na mistrzostwo. Naturalnie, można powiedzieć że wina klubu – takie sytuacje trzeba umieć przewidzieć. Ale wśród beneficjentów proponowanych przez Pana zmian są setki tysięcy ludzi, którzy zostaliby ową zaproponowaną przeze mnie, hipotetyczną sytuacją zranieni. Nie mówię tylko o kibicach danego zespołu ale i kibicach rywali, którzy już zacierali ręce na mecz sezonu.
Nie wińmy zasad transferowych, które w mojej ocenie mają moc stabilizacyjną dla klubów, pomagają zakupić piłkarza będącego w formie, a nie wielką niewiadomą, z nadwagą, po leniwych wakacjach na Hawajach.
Winę za opisaną przez Pana sytuację ponoszą przede wszystkim media jak i sami zawodnicy, często rozbisurmanione primabaleriny, które tak bardzo pragną zmiany otoczenia, że nie są w stanie wypełnić rzetelnie swojego kontraktu. W mojej ocenie taki piłkarz nie jest dobrym zakupem – wolę lojalność i chęć pracy. Są przykłady dobre i złe – Pan wskazał te drugie. A ja, dla równowagi przytoczę choćby historię pewnego Portugalczyka, który wiedząc, że za rok będzie mieszkał w Madrycie, potrafił odbyć rozsądną rozmowę z władzami klubu i chętnie wypełnić kontrakt, na murawie dając z siebie bardzo wiele.
To gazety i media w głównej mierze odpowiadają za spekulacje transferowe, za opisywanie plotek i dorabianie historii, co również wpływa na psychikę piłkarzy. Są inne profesjonalne ligi – dla przykładu koszykarska NBA, w której transfery również są możliwe przez lwią część sezonu, a mimo to z rzadka dochodzi do sytuacji, w której pracownik odmawia pójścia do pracy, bo przecież będzie zaraz harować dla innej firmy. Za takie zachowania grożą tam spore kary, a i osłabiony wizerunek pracownika może mieć wpływ na kolejne kontrakty i podejście pracodawców.
Proszę wybaczyć długi komentarz, może nawet nie zechce się go Panu przeczytać ale zawsze chętnie podyskutuję, zarówno z Panem jak i innymi Czytelnikami bloga 🙂
Pozdrawiam serdecznie.
To był rzeczywiście weekend, w którym – jak nie przymierzając Saidi Berahino – miałem głowę gdzie indziej i oglądałem tylko Tottenham; nadrobię dziś wieczorem. Niemniej bronię doboru tematu. Skargi i apele o zmianę obecnych reguł, płynąc właściwie z ust wszystkich próbujących pracować metodycznie trenerów (przed Pulisem, całkiem niedawno byli Wenger i Mourinho…) tylko mnie w tym utwierdzają. Krytyczną ocenę rozbisurmanionych primabalerin i mediów oczywiście podzielam.
Bardzo dobrze, ze okienko jeszcze trwa, bo może Pochettino pokarze wreszcie, ze ma jaja i postawi sie Levyemu w kwestii transferów. Z drugiej strony patrząc nie ma takiej opcji, bo Poch jako przeciętny treneiro huczał nie będzie, bo gdzie dostanie lepszą robotę a do tego lista braków jest tak długa, że trzeba by wydac w ostatnim tygodniu jakieś 60 bań, bo jak wiadomo ceny teraz a 2 miechy temu to dwa światy. Ciekawie sie ten sezon zapowiada dla Tott z 1 skrzydłowym, 1 napastnikiem i Eriksenem dla którego brak zmiennika. Z takich ciekawostek to Soldado oczywiście juz bude w 1 kolejce walnął…
Pomysł, choć ciekawy, wydaje mi się mało prawdopodobny – nie przypominam sobie żeby którykolwiek z trenerów czy członków zarządu ligi wnioskował o skrócenie okresu trwania okna transferowego. Jeżeli jednak zostałby on wprowadzony, to co w takim razie należałoby zrobić z okienkiem zimowym, które przecież w całości odbywa się w czasie trwania rozgrywek? Przecież wtedy również sprowadza się piłkarza nieprzystosowanego do taktyki zespołu, a często także do realiów ligi, a ci zawodnicy którzy są obecni w kadrze mogą być jeszcze bardziej narażeni na „tracenie głowy”, ponieważ na tym etapie sezonu wiedzą już jak spisuje się ich drużyna oraz czy ewentualne przenosiny zwiększyłyby ich szanse na tytuł.
Inną przeszkodą może być również mundial, który kończąc się w sierpniu poważnie ogranicza przeprowadzanie transferów w lipcu, przez co po wprowadzeniu zmiany kluby miałyby jedynie miesiąc na skompletowanie kadry, a wiemy przecież, że negocjacje dotyczące zakupu nawet jednego zawodnika potrafią się przeciągać przez wiele tygodni jak przykładowo transfer Bale’a. Tymczasem piłkarzy trzeba kupić kilku, znaleźć nabywców na niechcianych, a do tego do przeprowadzenia transferu często muszą wystąpić „odpowiednie okoliczności”, tak jak na przykład możliwość sprowadzenia Özila dopiero po kupnie przez Real wspomnianego Bale’a. W tej sytuacji kluby mogłyby nie zdążyć skompletować kadry, lub zakupić piłkarzy bez odpowiedniego przeanalizowania ich umiejętności, co wpłynęłoby negatywnie na poziom ligi. Pozdrawiam
” przypominam sobie żeby którykolwiek z trenerów czy członków zarządu ligi wnioskował o skrócenie okresu trwania okna transferowego”
Van Gaal miesiac temu o tym mowil.
Hans Joahim Watzke na przykład się naten temat wypowiadał.
I czy zarządy nie potrafią, są fizycznie niezdolni, do prowadzenia negocjacji poza okienkiem transferowym? Do obserwowania zawodników kiedy ci grają w swoich meczach?
Dziwne, że jakoś większość wypowiedzi dotyczących okienka ze strony trenerów ma charakter bardzo zbliżony do wypowiedzi pana Michała. 🙂
Klubom skrócenie okienka powinno być na rękę, dziennikarzom powinno być na rękę, ale kibice i agenci pewnie nie byliby zadowoleni.
Argument o tym, że zespół X ma 2 świetnych napastników i bla, bla, bla jest zrozumiały. Ale co zrobić kiedy zespół Y ma 4 świetnych napastników, a w wyniku zrządzenia losu żaden z nich nie może grać? No i gdzie jest wtedy ta granica winy klubu? Zresztą może w takich sytuacjach w PL pojawiało by się więcej Harych Kaneów?
Wiadomo, transferowe zamieszanie wina zawodnika i jego nieprofesjonalnego podejścia. Nikomu jednak nie życzę bycia w podobnej sytuacji. Stoisz przed szansą życia, możesz pracować w pięknym miejscu za gigantyczne pieniądze, ale Twój obecny pracodawca mówi, że nie możesz wypowiedzieć umowy, bo mu się wydaje, że firma właśnie w tym roku odniesie sukces.
Co do zasad NBA to tam transfer to zupełnie co innego i raczej nie powinno się porównywać tych dwóch lig.
Jedno jest pewne – okna będą długie. Za dużo pieniędzy można zarobić w ostatni dzień okienka żeby tak zabić kurę znoszącą złote jajka.
@Mally
W przypadku NBA bardziej koncentrowałem się na profesjonalizmie samych zawodników, niż zasadach transferów. Podejście do pracy, tzw. work ethic jak najbardziej można porównywać, w każdej zresztą lidze 🙂
Trenerzy może i woleliby mieć składy w ostatecznym kształcie gotowe znacznie wcześniej niż początek sezonu (aklimatyzacja piłkarza, zgranie z zespołem, wpasowanie w skład nowego charakteru itp) ale jak piszesz – dla kibiców to już nie jest rozwiązanie idealne. A ligi piłkarskiej istnieją dla kibiców, to oni utrzymują i kluby i zawodników 🙂
No przecież w NBA też się zdarzają dziwni zawodnicy. Słynne też jest granie życiowego sezonu tuż przed końcem kontraktu. 😉 Moim zdaniem nie ma jednak co porównywać, bo jednak gracze NBA też mają swoje „nawyki” i niejedno na sumieniu. To, że nie wymuszają transferów jest spowodowane właśnie tymi innymi zasadami transferowymi. No i też agenci nie mącą im głowy w trakcie sezonu, no bo jak i po co? 🙂
W NBA handluje sie kontraktami- dokladniej wymienia sie nimi. Takze zawodnik nie ma nic do powiedzenia przy transferze i w ciagu tygodnia moze byc wymieniony nawet 4 razy (Luke Ridnour).
Pingback: Premier League po miesiącu | Futbol jest okrutny
Podstawowym powodem takie a nie innego terminu zamknięcia okienka są europejskie puchary. To od awansu (lub jego braku) do fazy grupowej, kluby uzależniają swoją politykę transferową – wzmacniają się, lub wyprzedają aby uzupełnić klubową kasę. Przełożenie tego terminu mogło by zachwiać finansami niejednego klubu, choć z drugiej strony pewnie ograniczyło by powiększone ostatnimi czasy, szastanie pieniędzmi.