Zastanawiają mnie źródła powszechnej niechęci do Franka Lamparda. Te niezliczone dowcipy na temat jego rzekomej tuszy, ten przeciek rzekomego kontraktu, te gwizdy na tylu stadionach… Wiem, że w reprezentacji często zawodzi (czy on jeden?), ale tak naprawdę podejrzewam, że w grę wchodzi jakiś rodzaj kompleksu klasowego: trudno znaleźć drugiego piłkarza angielskiego, który skończyłby równie elitarną szkołę, równie dobrze mówiłby językami itd.
Wspominam o tej kwestii z przyczyn oczywistych: Lampard był wczoraj jednym z najlepszych piłkarzy zespołu Guusa Hiddinka, a przebłysk jego geniuszu doprowadził do zdobycia przez Anelkę jedynej, jak się miało okazać, bramki. Bardzo ważne zwycięstwo z mnóstwa powodów: mecz toczył się nie tylko o trzecie miejsce po tym weekendzie, ale i, niewykluczone, wicemistrzostwo Anglii na koniec sezonu, bo – uwaga, uroczyście ogłaszam na dwanaście kolejek przed – nie wierzę, by ktokolwiek był już w stanie dogonić Manchester United. Nie na wszystkie pytania poznaliśmy wprawdzie odpowiedź (kwestia, czy Anelka i Drogba potrafią grać razem, pozostaje, moim zdaniem, nierozstrzygnięta), ale kibice Chelsea i towarzyszący jak cień Hiddinkowi Roman Abramowicz znów mogą mieć powody do zadowolenia.
Do wszystkiego, co powiedzieliśmy tu o Chelsea w ciągu ostatnich kilkunastu dni, dodam hipotezę, że przyjście do klubu trenera Rosji zostało uzgodnione jeszcze przed zwolnieniem Scolariego. Moment na dokonanie zmiany był zaiste idealny: najpierw przerwa na mecze reprezentacji, później spotkanie pucharowe z bardzo słabym rywalem, w sumie ponad tydzień na miękkie lądowanie. Holender zdążył poprowadzić kilka treningów (w tym – specjaliści od wizerunku, uczcie się, jak zdobywać sympatię – jeden otwarty dla mediów i publiczności), obejrzeć mecz rezerw, trochę zorientować się w angielskich obyczajach. A jeśli dodać do tego wiarę w efekt nowego menedżera: psychiczne wzmocnienie dla drużyny przyszło przed dwoma arcyważnymi meczami – z Juventusem i Aston Villą właśnie.
Ta ostatnia tym razem rozczarowała. Może to słabszy dzień Barry’ego (zwłaszcza na tle Lamparda, z którym wygrywa walkę o miejsce w pierwszej jedenastce Anglii), może wynik pewnego, hmmm, uproszczenia stylu gry po przyjściu Heskeya (wolniej, z mniejszą liczbą kombinacji, za to większą – wrzutek w pole karne)… Z drugiej strony, gdyby po wolnym Ashleya Younga odbita od poprzeczki piłka uderzyła kilka centymetrów głębiej…
Na temat Liverpoolu i Arsenalu nie będę się nadmiernie wyzłośliwiał. Odnotuję tylko wypowiedź Marka Lawrensona, niby eksperta, ale tak naprawdę zaprzysięgłego kibica swojego dawnego klubu: że trudno się rywalizuje o mistrzostwo z przeciwnikiem, który wpuszcza z ławki Teveza, gdy samemu trzeba polegać na rezerwowym nazwiskiem El Zahr. He, he, było sprzedawać Robbiego Keane’a? Albo Craiga Bellamy’ego, który strzelił dziś gola na Anfield jako piłkarz Manchesteru City?
Manchester United wciąż nie do zatrzymania. I wciąż z tym samym, niepoprawnym Ronaldo. W pojedynku z Blackburn znów oglądaliśmy dwie twarze Portugalczyka: fenomenalną bramkę i chamską próbę wymuszenia karnego. Szkoda, że Ryan Giggs wszedł dopiero na końcówkę…
Noc jest oscarowa, powiedzmy więc, że ta kolejka oscarowa nie była: bez sensacji, bez fajerwerków, z charakterystycznym dla całego sezonu wyrównanym poziomem wszystkich zespołów. Zaiskrzyło w ostatnich minutach meczu Stoke-Portsmouth, ale czym było to spotkanie w porównaniu z ubiegłorocznymi starciami Tottenham-Chelsea, Tottenham-Aston Villa czy Chelsea-Aston Villa, za każdym razem kończonymi remisem 4:4?
Czy oznacza to, że jest nudno? Najlepszą odpowiedzią jest moja rozpiska na najbliższy tydzień: jutro Tottenham gra z Hull, we wtorek i środę mecze Ligi Mistrzów, we czwartek Puchar UEFA, dopiero w piątek chwila oddechu i w sobotę od nowa…
A na razie Oscar za najlepszą drugoplanową rolę męską: Frank Lampard.
Lampard zdaje się z każdym sezonem coraz lepszy. Jego strzał to swego rodzaju sztuka: potrafi się dostosować niesamowicie do sytuacji, czy to technicznie, czy siłowo, zawsze jest groźnie. I rozgrywa na wielkim luzie, polegając na technice i przeglądzie pola. Wiadomo, że okoliczności są różne. Ale United nie traci gola od 14 spotkań, na 15 wchodzi Tomasz Kuszczak…. Czemu to się musiało właśnie tak skończyć? A Ronaldo już trochę przesadza, to już chyba 5-6 raz w tym sezonie, kiedy powinien wylecieć za takie kopnięcia. Poza tym czuję jednak, że walka o tytuł będzię trwała do samego końca (choć United wygra). Seria wygranych meczów diabłow już jest na tyle długa, że zaraz przyjdzie zadyszka. W ich przypadku kryzys trwa zwykle jeden mecz, ale punkty zgubią na pewno. No i Liverpool jedzie na Old Trafford, de rets też w końcu przestaną remisować
Tylko dlaczego – celne pytanie – tak źle mu idzie w reprezentacji? Odwieczna dyskusja o duet Gerrard-Lampard w środku. Na kartce papieru wymarzony, w realu rozczarowujący. I chwała Capello, że zerwał z tym dogmatem, bo od razu ta Anglia wygląda lepiej. Sorry – wyglądała do meczu z Hiszpanią 🙂
Fajnie, że notka o Lampardzie.. Co do jego porównania z Barrym to nie wiem kim trzeba być, żeby nie dostrzec tak prostej różnicy w klasie obu zawodników. Po raz kolejny w bezpośrednim pojedynku Gareth został przez Franka Juniora całkowicie zdeklasowany. Lieverpool – Steven Gerrard = 70% – Fernando Torres = 35% – Dirk Kuyt = 20%. Jakim cudem Dossena jest tam lewym obrońcą? Nie mam pojęcia, naprawdę. To, że wygrali nie tak dawno temu z Chelsea świadczy o dwóch rzeczach: po pierwsze – to równanie, które przedstawiłem ma sens; po drugie – The Blues byli w straszliwym kryzysie (z którego powoli wychodzą). Co do porblemów Hiddinka z wystawianiem ataku, to sądzę, że gra Drogby i Anelki to opcja na te najbliższe miesiące, po nich ten pierwszy z pary odejdzie i wreszcie uwolni mnie od ciągłych narzekań na jego temat.. Nawet jak wszyscy twierdzą, że wczoraj grał dobrze etc.. ja tego nie potrafię dostrzec. Widzę zmarnowane akcje, sytuacje, stracone piłki, brak walki przy górnych piłkach, symulowanie.. Pomyśleć, że bohater sezonu 2006/2007 tak potrafił do siebie zniechęcić kibica. Ale na własne życzenie, to też trzeba powiedzieć. Tydzień przed kibicami strasznie wymagający.. kto tu musi mieć lepszą kondycję, my czy ci co faktycznie grają?!
Każdy ma swoje zady i walety 🙂 Barry więcej biega w defensywie, ma lepsze wślizgi i lepiej bije stałe fragmenty gry. Przy nim Gerrard ma większe możliwości pójścia do przodu, rozegrania, szukania strzału. Lepiej się uzupełniają niż dwaj „box-to-box” Lampard-Gerrard.
Otóż od Barrego lepszy jest Carrick albo Hargiws (o ile nie ma kontuzji na rok), więc tu się temat kończy. No i ciekawe ile jeszcze będzie nas męczył problem, że Lampard nie może grać z Gerrardem. Ja bym sie na miejscu Anglików bardziej martwił brakiem następców po tej generacji wielkich gwiazd, bo Agbonlahor, Jenas, Young, Milner, Defoe, Walcott, itd. to średniawa. A w Chelsea jest teraz 18 środkowych pomocników, z których żaden nie potrafi szybko biegać, no i 2 identycznych napastników, z których jeden się raczej na pewno wypalił. No i jest jeszcze Kalou, który jest takim zbyt chudym nie wiadomo czym
Poruszasz trzy wątki, a ja się trzy razy sprzeciwiam tym tezom. Carric to jest zupełnie inny zawodnik niż Barry czy Lampard, ma inne zadania na boisku i porównywanie ich jest bez sensu. To tak jakbyś powiedział, że Iniesta jest lepszy od Senny, czy Saviola od Ibrahimovicha. O młodych Anglików bym się nie martwił. Jest bardzo wielu obiecujących młodych zawodników. A już najlepsze jest hasło o „średniawie” zestawu z Youngiem, Abonlahorem, Milnerem i Jenasem. Ten sezon pokazuje, że właśnie oni będą w przysżłości wielkimi piłkarzami. Trzeba ich tylko odpowiednio wprowadzić do reprezentacji. Drogba i Anelka nie są tacy sami, a pomocnicy Chelsea biegają całkiem sprawnie. Nie lubię druzyny Hiddinka, ale uważam, że bardzo przesadzasz, pisząc o nich tak, jak piszesz. Drogba w formie (może ją odnajdzie) jest jak czołg, Anelka ma dużo cwaniactwa, boiskowego sprytu. To inne charaktery piłkarzy. Ale pewnie tu się nie będziesz zgadzał.
A ja bronie swoich 3 tez :)Gerrard z Lampardem nie grają, gdyż żaden nie cofa się do defensywy, stąd też występy Barry’ego. Carricka z Barrym można porównać, gdyż obaj mogą z powodzeniem wykonywać czarną robotę, i Carrick jest lepszym piłkarzem niż Gareth (przegląd pola, rozegranie itd.). Barrego z Lampardem nie porównuje. Milnery, Jenasy itd., to owszem świetni piłkarze, ale nie są to materiały na gwiazdy światowego formatu, typu Beckham, Gerrard, Lampard, Owen, Ferdinand, czyli generacja powoli, ale nieubłaganie starzejąca się. Angole sami to zauważają, nie wymyśliłem tego bynajmniej. To jest taka klasa wyższa-średnia, zwykle mają szybkość, technikę, ale brakuję jakiegoś geniuszu. Milner gra juz w lidze chyba od 10 lat :), mimo że ma 22 lata, nie sądzę, żeby miał się jeszcze dramatycznie rozwinąć. A w Chelsea nie ma skrzydłowych, głownie o to mi chodziło, tylko wielu środkowych pomocników, którzy zwykle pchają się przez środek. Kalou jest kiepski jako skrzydłowy, Quaresma to niewiadoma, a jedyny który został to Cole, który ma często kontuzje. A Anelka i Drogba obaj są wysocy, obaj nie do końca są sprinterami, no i spełniają identyczne role na boisku, kiedy grają na 'swoich’ pozycjach. Trochę oczywiście przekoloryzowałem z tym opisem Chelsea, ale troche prawdy w tym jest, też tego nie wymyśliłem
Barca też miała być nie do ogrania. Real zmniejszym straty już do 7 punktów. Ciekawe co dalej pokaże Duma Katalonii. I ciekawe w której kolejce strzelą setną bramke. Brakuje im 29 trafień na 14 kolejek przed zakończeniem rozgrywek.http://sportowy-swiat.blog.onet.pl/
No tak. Porównania tego typu są zawsze mocno niedoskonałe. Powiedziałbym tylko tyle, że Barcelona przez wszystkie te miesiące grała kilka metrów nad ziemią, oszałamiająco, bajecznie – i coś takiego może się wreszcie wyczerpać. Manchester United w tym czasie stąpał mocno po ziemi, zdobywając punkty regularnie, ale zachwycając rzadko. Mimo wszystko to chyba lepszy przepis na końcowy sukces.Inna sprawa, że nie wierzę również w to, że Real dogoni Barcelonę 🙂
Gol Ronaldo był jednak oscarowy. Od dawna, kiedy CR7 podchodził do wolnych, trafiał mnie szlag na ten teatralnie mierzony rozbieg, pozycję gladiatora i średnio dobry strzał. Tymczasem ta bramka była cudnej urody. Pojedynku Barry’ego z Lampardem nawet nie umiem komentować – to kwestia smaku – fani AV powiedzą, że lepszy Barry, Chelsea- że Lampard. Ciekawi mnie natomiast los angielskich drużyn w następnych dwóch dniach – Chelsea z nową miotłą będzie się mierzyć z Juve i pewnie sobie poradzi, The Reds będą mieli dużo ciężej, bo Real się rozkręcił, natomiast najbardziej się boję – jako kibic ManU- meczu z Interem. Zwłaszcza, że Fergusonowi został jeden środkowy obrońca. No chyba, że dziś się okaże, że uraz Johny’ego Evansa jest niegroźny i młodzian będzie grał. I choć wiem, że zabrzmi to mało racjonalnie (wszak zawodnik młody i znany wyłącznie miłośnikom ligi angielskiej) – jeśli Evans zagra – będę spokojny o bezpieczeństwo bramki VDS.
Gdyby podtrzymać konwencję, dałbym Ronaldo Oscara za najlepsze efekty specjalne (nominowany również Drogba). Ależ on się umie wywracać… Reżyseria, hmm, może Carrick? Scenariusz: Alex Ferguson, oczywiście (ale z nominacjami dla Martina O’Neilla i Davida Moyesa). Rola pierwszoplanowa: nominacje dla Robinho, Anelki i Giggsa, drugoplanowa: oprócz Lamparda Vidić i Scholes. Najlepsza piosenka: kibice Liverpoolu, jak zawsze… Ktoś się włączy w tę zabawę?
Panie Michale charakteryzacja Petr Cech i jego „cos” na glowie ;] film krotko metrażowy Juande Ramos a najlepszy film nie anglojezyczny to panowie z MC. ;d A malinka dla pana Wengera i jego wspanialej passie meczow bez zwyciestwa i bez strzelenia gola.
Najlepszy film (jak dotąd): derby północnego Londynu z epizodem Bentleya, najlepsze kostiumy: West Ham i West Bromwich (bez reklam na piersi), najlepsza charakteryzacja Fellaini z Evertonu, za całokształt twórczości Harry Redknapp, który zresztą dostał taką nagrodę od dziennikarzy – gala była przed miesiącem.
Z pewnością dzisiejszy mecz Hull-Tottenham Oscarowy nie był, a w jego obsadzie również zabrakło rzucających się w oczy kreacji. Dajmy jednak spokój metaforom, skoro zamiast artystów przyszło nam dziś oglądać wojowników. W przypadku zagrożonego spadkiem Tottenhamu chciałoby się powiedzieć: wreszcie, bo kiedy na koncie ma się tyle punktów, ile się ma, trzeba myśleć o efektywności, nie o czarowaniu widowni. Zespołowi Harry’ego Redknappa udało się wygrać, mimo iż wciąż nie potrafi się bronić przy stałych fragmentach gry (za mało wysokich piłkarzy…) i mimo iż w grze na przedpolu Cudicini okazał się równie niepewny jak Gomes. Z pewnością Hull – poza stałymi fragmentami właśnie – nie postawiło poprzeczki zbyt wysoko: wystarczyło nie przestraszyć się twardych łokci czy kolan gospodarzy i samemu poprawnie rozegrać dwa rzuty rożne. Ale powtarzam: w tym punkcie sezonu, z takim dorobkiem punktowym, nie czas na zabawy z piłką, dryblingi, zagrania z klepki… Szkoda tylko, że u Robbiego Keane’a widać ślady liverpoolskiej traumy: stary-nowy napastnik Spurs podejmował boiskowe decyzje zbyt szybko lub zbyt wolno i poza kapitalnym podaniem do Palaciosa (uderzenie z powietrza zablokowane przez Gardnera) właściwie pozostał niewidoczny.Jedno jest pewne: wtorkowe i środowe mecze Ligi Mistrzów stać będą na wyższym poziomie – o czym będziemy zresztą pisać.
No zdecydowanie wczorajszy mecz, to klasa B raczej. Powiedziałbym taki Tarrantino z ostatnich produkcji. Krew leje się strumieniami, ale ogólnie ma być bardzo śmiesznie.
Świetnie to ująłeś. 🙂 Jedno, co zapamiętam z tego meczu to zakrwawioną twarz J.Woodgate’a. Trochę mi szkoda Hull, bo właściwie to nie zasługiwali na porażkę bardziej niż Koguty. A na zwycięstwo nie zasługiwała żadna z drużyn.
Było okropnie, ale chyba miało być. Dlatego w Tottenhamie raczej stawia się na Palaciosa niż Bentleya. Ma być twardo, nieustępliwie i bardziej o punkty, niż o styl. Chociaż w drugiej połowie piłka bardziej chodziła po ziemi, ładniej podawali. W pierwszej brrr… taki poniedziałkowy futbol.
Na początku drugiej połowy to ja poznać Kogutów nie mogłem – przycisnęli, grali z ambicją. Ale szybko im przeszło. Mnie najbardziej rozczarowali napastnicy Tottenhamu – Keane był beznadziejnie słaby, niemal niewidoczny, jeśliby nie liczyć tych fauli przy wyskokach do główki. Bent nie był wiele lepszy. Czekam na ich przebudzenie, bo choć nie jestem wielkim fanem Kogutów to nie wyobrażam sobie ich tegorocznego spadku i go zwyczajnie nie chcę. 🙂 A teraz czekam na ManU i czuję się jak dzieciak dzień przed wakacjami. Czemu to jeszcze aż trzy godziny. 🙂 Cholernie jestem ciekaw, jak będzie wyglądał skład Diabłów w obronie. Czy Evans cudownie wyzdrowiał i kto będzie grał na prawej obronie. Wydaje się, że na lewej Evra, na środu OShea i Rio a na prawej … Fletcher. Bo dalej wszystko powinno być zgodnie z planem, czyli Park, CR7, Carrick, Scholes lub Giggs, Berba i Wazza. Już się nie mogę doczekać. 🙂 Pozdrawiam
Najlepsza rola epizodyczna: Robbie Keane ^^, ; najlepsza komedia: Rafa Benitez (popisy medialne na przestrzeni ostatnich tygodni)Co do tematu głównego, osobiście uważam, że Lampard ma po prostu ten problem, iż ktoś w defensywie musi grać, a z dwójki Gerro – Lamps ten pierwszy jest bardziej charyzmatyczny. Akurat z mówieniem o technice w obu przypadkach bym nie przesadzał – wyszkolenie wysoce ponadpodstawowe, ale słowo „nienaganne” się ich nie ima. A poza wszystkim – Frank naprawdę jest… no… ten… na „f” :PJeszcze słówko z mojej strony do Pana Michała Zachodnego – a moim zdaniem gadanie, że Liverpool to przede wszystkim Gerrard jest o tyle błędne, że gra the Reds opiera się na innym piłkarzu – Xabim Alonso. Utarło się, że bez Stiwiego Czerwoni nie potrafią nic zdziałać, tyle że bez tego właśnie Stiwiego udało się wygrać z United i z Chelsea. W obu meczach najlepszy na boisku był taki jeden Bask.I jeszcze jedno 🙂 Marokańczyk, o którym Pan wspomniał w artykule ma na nazwisko El Zhar. Przytoczony przez Pana artykuł z lfc.tv pochodzi chyba z czasów (na datę nie spoglądałem), gdy przychodził od na Anfield z St Etienne i jeszcze nawet kolesie od oficjalki nie wiedzieli, jak się to poprawnie pisze 🙂 Co by jednak o nim nie mówić, Lawro racji nie ma. Nabil w tym sezonie wielokrotnie wchodził z ławki i był bardzo aktywnym graczem. Mecz z City jest jego drugim albo trzecim słabym w tym sezonie. Gwiazda światowej piłki to nie będzie, ale solidny wyrobnik z niezłą techniką – jak najbardziej.Pozdrawiam :}
ooo przepraszam. z Chelsea grał. z Utd niby też ale tylko przez trzy chwile.
Są jeszcze dwie rzeczy, których nie poruszyliśmy, a które rzuciły światło na kilka ciemnych zaułków naszej niewiedzy:1. Występ Kuszczaka jako zmiennika VdS – wpuszczona bramka zepsuła mi cały smak zwycięstwa nad Blackburn. I nie chodzi o zakończenie serii, ani o sam fakt, że straciliśmy gola, tylko o styl. Po raz kolejny Kuszczak pokazał, że nie nadaje się do gry na tak wysokim poziomie. Zauważam to u niego od kilku sezonów – świetny refleks (potrafi wyciągnąć piłki, praktycznie z linii bramkowej), ale zupełny brak przewidzenia sytuacji i co z tego wynika – pdejmowanie błędnych decyzji. VdS na pewno nie zderzyłby się z Ferdinadem.2. Debiut Arshawina w Arsenalu – było widać cień tremy, ale te kilka strzałów z dystansu było wyśmienitych. Dawno nie widziałem, żeby zawodnik w debiucie tak mocno wyróżniał się na tle reszty ofensywnych zawodników. I dla Arshawina, Oscar za najlepszy debiut (jest wogóle taka kategoria?).
Bronię Kuszczaka i nie zachwycam się Arszawinem. Polski bramkarz MU nie miał żadnych szans przy kapitalnej akcji Blackburn. Van der Sar i Foster też by nie obronili.A Arszawinem nie zachwycam się na razie. Brak mu jeszcze ogrania, i chyba nienajlepiej jest ustawiony na prawej stronie. Będzie lepiej, jak zagra w ataku albo za Adebayorem.
Kuszczak MIAŁ szanse przy akcji Blackburn. Ferdinand zrobił co mógł w tej sytuacji – zepchnął przeciwnika jak najdalej w stronę autu, zmuszając go do skrócenia kąta i utrudniając przy tym strzał. Kuszczak powinien w tym momencie, albo zostać na linii (strzał z takiego kąta byłby niezwykle trudny z bramkarzem na bramce), albo „załapać” się z nimi i asekurować bramkę jednocześnie się cofając.A on wyszedł do miejsca, w którym piłka była 0,6 sekundy wcześniej, a gdzie teraz znajdował sie Rio. Ale to jest właśnie to co psuje mi cały humor – Kuszczak NIE popełnił Katastrofalnego Błędu. Nigdy (oprócz Kolumbii) nie popełniał Katastrofalnych Błędów. Czasami popisywał się fenomenalnymi interwencjami. Ale właśnie to takie niby-błąd, niby-nie-błąd mnie najbardziej u niego wkurza. Trudno jest kategorycznie stwierdzić jakim jest bramkarzem. Teraz to, wcześniej gol z Romą w Lidze Mistrzów ze dwa sezony temu… ahh.
sorry, ten drugi gol, o którym myślałem był ze Sportingiem w listopadzie 2007.
A ja z beczki ogólnoeuropejskiej. Ogromnie jestem ciekaw rywalizacji ekip z Premiership z „Włochami i Hiszpanami” – piszę w cudzysłowiu, bo patrząc na obywatelstwa piłkarzy trudno nie dostrzec umowności tych określeń. Dzięki dobrodziejstwu internetu rozsmakowałem się w meczach La Liga, szlagiery Serie A też zdarza mi sie ogladać. Przyznam, że brytyjski futbol smakuje mi – w porównaniu szczególnie z Hiszpanią – coraz mniej. Zabójcze tempo na Wyspach? Owszem, ale często gra schematyczna, bez błysku, szarpana, z defensywą „ponad wszystko”. Nudne remisy 0:0, przypadkowe bramki w końcówkach, kiedy defensywy słaniają sie już na nogach. Ścisłe krycie na granicy gry faul – motoryka i siła zabijająca technikę i płynność. Jestem znużony tym brytyjskim „gryzieniem trawy” i wyczekuję zmiany. I jakoś nie wierzę w sukces kulawego Liverpoolu z surfującym na wysokiej fali Realem; zagubionego Arsenalu z pragnącą się pozbyć „angielskiego kompleksu” Romą; MU z Interem – oj to będą przykre taktyczne szachy, a goli w dwumeczu padnie hmmm, jeden, może dwa? Chyba, że obrona MU będzie dziurawa, wtedy i Van der Saar nie pomoże, obawiam się. Chelsea – Juve to dla mnie największa zagadka. Ale wrócił Buffon, a kilku Starszych Panów będzie bardzo zdeterminowanych, by pokazać jeszcze Europie, że „w sercu ciągle maj”. Stawiam na maksymalnie 1 ekipę z Wysp w ćwierćfinale LM.
ManUtd grają swoje. Ale to nie jest jedyny powód, dla którego mogą zdobyć tytuł. Wszystkie zespoły w Premiership, z wyjątkiem Czerwonych Diabłów, obowiązuje powiedzenie, że w tej lidze każdy może wygrać, zremisować lub przegrać z każdym. Można mówić o szerokiej ławce ManU, ale co mi sie rzuca w oczy, to fakt, że nie ma drugiego tak dobrze ułożonego zespołu w całej lidze. Liverpool- to jakiś problem z Rafą, który piąty sezon z rzędu „buduje”, a fundamentów wciąż brak (szybciej Rafa, bo skończy się okres ważności dla Carraghera i Gerrarda i trzeba będzie budować od początku!!!). Chelsea- co manager coś wygra, to dostaje wolne i układanie puzzli zaczyna sie od początku. Arsenal- stawiamy na młodych, ergo wyjadacze Alexa nas wykańczają. To managerowie są problemem trzech z grona wielkiej czwórki, nie piłkarze. To tu widać największą przewagę ManU. Sir Alex w warunkach brytyjskich przerasta innych menago o głowę! Z małym wyjątkiem. Trzeci rok dobrą robotę dla The Villans wukonuje Martin O’Neill. Podobnie jak w Manchesterze nie widać tu nerwowych ruchów. Jest spokój i przemyślane decyzje. Jako kibic The Reds postuluję: nie przedłużać umowy z Rafą i czym prędzej zatrudnić O’Neilla.