Niezwyciężeni zwyciężeni

Gdybym miał opisywać dzisiejszy mecz Manchesteru United z Liverpoolem przy pomocy piłkarskich komunałów, powiedziałbym, że wynik nie odzwierciedla wydarzeń na boisku. I dodałbym, na większym jeszcze stopniu ogólności, że piłka nożna jest grą błędów. W końcu to jeden błąd Reiny przerwał partię taktycznych szachów, które gdyby nie on, oglądalibyśmy może do końca meczu. Jeden – ale za to jaki – błąd Vidicia pozwolił Liverpoolowi wrócić do gry (błąd błędem, ale kunszt Torresa, który do końca czekał, co zrobi van der Sar…). Jeden błąd Evry spowodował, że dla Manchesteru nie było już ratunku (błąd błędem, ale kunszt Torresa, który odgrywał do Gerrarda…). A potem przyszedł kolejny błąd Vidicia i wreszcie wpadka O’Shea i van der Sara.

Przy tej ostatniej akcji warto się na chwilę zatrzymać: jak słusznie zauważa Piotrek, zwycięstwo Liverpoolu przypieczętował piłkarz, którego kibice z The Kop dość zgodnie uważają za najsłabsze ogniwo – dziś (szczęśliwie?) wpuszczony z ławki rezerwowych. Fantastyczny gol Dosseny był przecież czymś równie nieoczekiwanym, co błędy Vidicia; nie wiem, czy nie były to w ogóle pierwsze poważne błędy Serba w tym sezonie.

Najlepszy na boisku był Alan Wiley. Chciałbym to podkreślić, zanim powiem dwa zdania o drużynie Liverpoolu, bo dobiegające pomału końca rozgrywki stały pod znakiem kampanii „Respect”, mającej skłaniać piłkarzy i menedżerów do większego szacunku dla arbitrów – a raczej stały pod znaniem fiaska tej kampanii: sędziowie mylili się może nawet częściej niż dotąd, a menedżerowie (co tu kryć, zwłaszcza Ferguson i Benitez) nadal nie przebierali w słowach. Dziś, w najważniejszym jak do tej pory meczu sezonu, z oczywistych przyczyn meczu podwyższonego ryzyka, wszystkie kluczowe decyzje sędziego – także te o karnych i czerwonej kartce – były słuszne.

Liverpool zgodnie z przewidywaniami zagrał ostrożnie, bardziej jak z Realem na wyjeździe niż z Realem u siebie. Bohaterami zostali rzecz jasna Gerrard i Torres, choć moją uwagę zwrócili także Mascherano i Lucas, którzy nie tylko wygrali rywalizację o środek pola z Carrickiem i Andersonem ( to z kolei najsłabsze ogniwo MU), ale zawsze na czas asekurowali bocznych obrońców, gdy zagrożenie miało nadejść ze skrzydeł – zwłaszcza Aurelio wiele zawdzięcza Lucasowi w starciach z Cristiano Ronaldo. Co się zaś tyczy Gerrarda i Torresa: szczęśliwie dla Liverpoolu nareszcie obaj są zdrowi (uwierzycie, że był to dopiero ich dziewiąty wspólny mecz?), a Hiszpan – bodaj pierwszy raz w tym sezonie – doszedł do wielkiej formy. To nie tylko kwestia techniki, ale i siły fizycznej – umiejętności przyjęcia piłki mimo asysty obrońcy, przytrzymania jej, zastawienia się, a następnie zrobienia miejsca wbiegającemu z głębi pola Gerrardowi…

Zacząłem od tego, że wynik nie odzwierciedla wydarzeń na boisku: zarówno po pierwszych 20 minutach, jak na kwadrans przed końcem wielu z nas obstawiało, że MU nie przegra. Nawet mimo porażki piłkarze Alexa Fergusona pozostają faworytem do zdobycia tytułu (mają cztery punkty przewagi i mecz w zapasie oraz większy i bardziej wyrównany skład), choć faktem jest, że aura „niezwyciężonych” właśnie ich opuściła. Fantastyczna wiadomość dla kibiców niezaangażowanych: niepewność i emocje przedłużyły się o dobrych kilka tygodni. No i wyobraźcie sobie, że w losowaniu Ligi Mistrzów Liverpool i MU trafiają na siebie po raz kolejny…

26 komentarzy do “Niezwyciężeni zwyciężeni

  1. ~koko

    Zauwazyłem, że od 3 lat, w Lidze Mistrzów, drużyna która odpadała w półfinale z późniejszym triumfatorem, w kolejnym sezonie wygrywała Ligę Mistrzów. W 2006 Barca w półfinale pokonała Milan, zaś Milan wygrał Lige w 2007 pokonujac w półfinale Manchester który sięgnął po zwycięstwo w 2008 pokonując w pólfinale Barcelone. Więc wyglada na to, ze w 2009 Barca zatriumfuje chociaż Liverpool tez odpadł w półfinale więc może Liverpool…;-) Swietny blog!

    Odpowiedz
  2. ~piotrek

    Co do Torresa to jest to chyba najlepszy napastnik globu. Jeszcze jak grał w Atletico, wydawało mi się, że to przereklamowany piłkarz o słabym charakterze (nie strzelił gola Realowi m.in.), ale od czasu dołączenia do Liverpoolu zmienił sie bardzo. Teraz to jest bezwględny egzekutor, który bez problemu znosi presję wielkich spotkań. I jak ktoś zauważył przy poprzedniej notce, on kiwa się zupełnie jak na podwórku, bezczelnie potrafi wchodzić w sam środek defensywy. Prawie udało mu sie to z United, wyszło mu z Realem (okiwał pietą Cannavaro ale powstrzymał go Reina). Wystarczy ustawić szczelną defensywę, a taki Torres z Gerrardem odwalą resztę roboty

    Odpowiedz
    1. ~zwz

      Gdzie byłby Liverpool, gdyby Torres w tym sezonie był zdrowy i nie zmęczony po Euro – oto jest pytanie. Wczoraj miałem wrażenie, że Hiszpan wręcz szukał sytuacji jeden na jeden z Vidiciem i tak ustawiono taktykę Liverpoolu, żeby to było możliwe. Dość wolny jest Vidić i nieruchawyy przy sprawnym Torresie.A w sprawie walki o tytuł: jest jeszcze Chelsea, nie zapominajmy, która wygrywa mecz po meczu pod Hiddinkiem. Dwóch się bije, a trzeci korzysta?

      Odpowiedz
  3. ~Tomas_h

    Oj fakt, przykro było na to patrzeć. Zawiodła co najmniej połowa drużyny – irytował mnie C-Ron, nieudolnymi próbami minięcia obrońców, wkurzałem się na Rooneya, który po przebiegnięciu kilkunastu metrów nie decydował się na podanie do lepiej ustawionego lub wolnego Teveza, wściekałem się na bezproduktywnego Andersona… Fatalny mecz, pomimo tego nacisku i presji, nic nie wychodziło jak powinno. Z drugiej strony byłem naprawdę pod wrażeniem całej formacji defensywnej Redsów – aż się dziwię Michale że nie piejesz na temat Hyypi (fenomenalny mecz, robił to co Vidic miał robić z Torresem, a mu się chwilowo zapomniało). Prawda w tym, że jeszcze 15 minut przed końcem wynik był otwarty. Miałem nadzieję że potrójna roszada z 74 minuty zdrowo zamiesza. Ale Vidic rozwiał wszelkie dyskusje. Szkoda że na Old Trafford i szkoda że tak wysoko. Ale tydzień Liverpool miał kosmiczny i Benitez rzeczywiście zasługuje na gratulacje. Oj będzie się działo do końca rozgrywek :-))))))

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Zgoda: Hyypia nie zawiódł, zwłaszcza biorąc pod uwagę niespodziewane okoliczności jego pojawienia się na boisku (kontuzja Arbeloi na rozgrzewce). Słabym punktem Fina jest szybkość, ale wczoraj piłkarze MU przyspieszali bardzo rzadko. Wejście Giggsa, Scholesa i Berbatowa zdawało się zapowiadać zmianę stylu gry – pewnie właśnie na grę szybszą, bardziej kombinacyjną, z częstszymi zagraniami z pierwszej piłki, ale zanim do niej doszło, była czerwona kartka, gol z wolnego i faktyczny koniec meczu.

      Odpowiedz
      1. ~Tomas_h

        No to se pogadaliśmy :-)Fajnie, że się zgadzamy co do niesamowitego finiszu B-PL w tym sezonie, bo same cuda cudeńka przed nami. Trochę zaczynam się tylko obawiać odporności mojej kobiety – no bo „ile można patrzeć na tych 22 kolesi latających za piłką???”Michał, powiedzieć jej już, czy jeszcze niech żyje w nieświadomości …Pozdrawiam T

        Odpowiedz
  4. ~manusite.pl

    Witam Panie Michale, jestem redaktorem serwisu poświęconego drużynie Czerwonych Diabłów – http://www.manusite.pl Chciałbym poprosić Pana o udzielenie krótkiego wywiadu dla wyżej wymienionej strony. Jeśli zgadza się Pan na udzieleniu odpowiedzi na kilka pytań dotyczących Manchesteru United, bardzo proszę o kontakt mailowy – http://www.mateja91m@wp.pl Z góry dziękuję i pozdrawiam 😉

    Odpowiedz
    1. ~taxi_rock

      Czy redaktorzy na manusite, nie widzą, że skrót ManU jest obraźliwy dla prawdziwych kibiców United ?

      Odpowiedz
      1. ~Golden_Guy

        Siedzę w internetowym światku futbolowym od niedawna, ale śmieszy mnie napinka na dźwięk słowa ManU. Fakt, tragedia w Monachium wciąż jest, i zawsze będzie, najważniejszym elementem naszej historii. Ale dla mnie to tylko słowo i jak każde słowo może być wypowiedziane nieintencjonalnie (choćby dlatego, że menju jest bardziej dźwięcznym słowem niż menutede) lub z dobrze znanym, obraźliwym podtekstem. Zresztą, mówiąc szczerze, wątpię, aby ta niechlubna tradycja była tak dobrze rozwinięta wśród polskich fanów Chelsea czy Liverpoolu. A patrząc realistycznie – powiedz jak sobie wyobrażasz z marketingowego punktu widzenia zmianę nazwy po bodajże trzech latach działalności?

        Odpowiedz
        1. ~taxi_rock

          Ja się wcale nie mam zamiaru napinać. Uważam jedynie, że jak ktoś kibicuje określonej ekipie, to powinien o takich faktach wiedzieć. Wyobraź sobie sytuację, jedzie fan club z polski na mecz na OT, siadają z transparentem ManU i nie wracają do Polski 😀 Bo by pewnie nie wrócili. Rozumiem, że kibic np. Chelsea w Polsce nie musi wiedzieć, że to obraźliwe określenie, ale dziwnie wygląda jak mieniący się kibicami United ludzie używają (nawet nieświadomie) obraźliwych sformułowań.pzdr.

          Odpowiedz
          1. ~junak

            heh, na Old Trafford nikt nie siada z transparentami i nie robi wioski, zacznijmy od tego;-)

          2. ~Damian

            Heh,zacznijmy od tego ze Old Trafford to biblioteka czy tam teatr dosłownie jeżeli chodzio o atmosfere kibicowską a raczej jej brak-i to jest dopiero wioska ;)-a już wychodzenie kilka minut przed gwizdkiem jak z supermarketu zamiast „drzeć pysk” właśnie wtedy gdy jest źle i należy okazać piłkarzom wsparcie jest beznadziejnością-przykładem sa dla mnie kibice AS Romy którzy gdy ich klub zbierał łomot na tym stadionie(było już 5:0 w tym momencie) z całych sił „ryczeli” hymn swojego klubu którego echo roznosiło się po całym Old Trafford.

          3. ~mewstg.blox.pl

            Damian, bo kibice Romy nawet nie wiedzieli, że jest 5:0. Oni rozgrywają mecze po swojemu, podobnie jest w Polsce. Co nie zmienia faktu, że Old Trafford na frekwencje owszem może liczyć (w przeciwieństwie do Romy i całej Italii), a doping na tym stadionie to już inna sprawa.

          4. ~Golden_Guy

            To fakt, Old Trafford wbrew temu, na co wskazywały statystyki przed meczem z LFC nie jest twierdzą nie do zdobycia. Kibice Arsenalu, Portsmouth czy wczoraj Liverpoolu dobitnie to udowodnili. Niestety, prawdą jest, że United jak każdy czołowy klub musi się liczyć z większym bądź mniejszym odsetkiem kibiców chorągiewek, którzy na stadionie urządzają sobie piknik, zamiast zgotować piekło przyjezdnym.Za to prawdziwą chlubą klubu jest bez wątpienia 'Ferguson’s Army’, która ma w swoich szeregach największych zapaleńców, zdzierających gardło na meczach wyjazdowych. Wystarczyło posłuchać tego, co działo się na San Siro, czy ostatnio podczas meczu z Fulham.Nie wspominałem o tym wcześniej, ale porażka ze Scousers ma też tą zaletę, że jest okazją do wyplenienia sezonowców. Trudno spodziewać się jakiegoś nagłego odpływu fanów deklarujących się w internecie, a i kibicowska obsada Old Trafford raczej niewiele się zmieni, niemniej 'prawdziwi kibice United’ (głównie to wyrażenie mnie tknęło w twojej wcześniejszej wypowiedzi, taxi_road) zawsze przyjmują taką możliwość z pewną dozą ponurej satysfakcji 😉

          5. ~Damian

            No akurat na San Siro ostatnio było słabo czy tam bardzo przecietnie z dopingiem tak ze strony Interu jak i Red Army która tylko kilka razy krzykneła przez cały mecz-ale z Fulham była jazda przez 90 minut to fakt.~mewstg.blox.pl – wcale nie jest tak ze kibice tej przykładowej Romy nie interesuja sie meczem i nie raguja na niego(a juz napewno nie ma tak jak czesto w Polsce ze musza wykonywać doping bo ktoś im karze(tzw.wodzirej) bo sa swiadomi wyniku i wszystkiego w tym wzgledzie,ale po prostu wiedza ze trzeba wspierać swoich niezaleznie od sytuacji(tak samo jest z angielskimi kibicami na wyjazdach gdzie jada aby „pośpiewać” ku chwale swojego klubu i troche na przeciwnika ;)Tutaj dla przykładu zwykły przedsezonowy mecz towarzyski w środku lata Fulham-Torino gdzie kibice gości przybyli dla swojego zespołu i fajnie sie bawią mimo iz wiedzą ze znowu będą walczyć o utrzymanie i na pewno ich to dołuje niekiedy http://www.youtube.com/watch?v=2MvKegB60Js

  5. ~kotek MUFAN

    United ma kapitalny sezon, może oprócz samego początku sezonu i tej wpadki z Liverpoolem u siebie, zdarza się, najwięksi przegrywają … nie chcem szukać dziury w całym ale 2,5 dna na przygotowanie do meczu z takim rywalem to faktycznie mało. Sądzę,że wczoraj Vida zaliczył najgorszy mecz w sezonie, ale nie martwie się … do końca chyba 9 kolejek, 4 punkty przewagi i jeden mecz w zanadrzu. Wszystkie mecze będą niezwykle ważne, jednak to tylko jeszcze Arsenal przyjeżdża na Old Trafford i nikt z wielkiej czwórki, następnie przeciętniaki. I tak sądzę, że zdobyciu pięciu trofeów jest w tym sezonie bardzo możliwe, wygrane rozgrywki Carling Cup, jest ćwierćfinał Fa Cup i Champions League, liga bardzo blisko… a przecież Tytuł Najlepszego Klubu Świata już jest :-). Zapomniałem też wspomnieć a w zasadzie dodać co do Vidy,że najgrosze jest to,iż stracimy go na 2 mecze no i strata punktów ale sytuacja i tak jest BARDZO DOBRA 🙂 Glory Glory Man United, We will never die because we are UNITED.

    Odpowiedz
  6. ~kafar

    Niezwyciężeni są zmęczeni, a przynajmniej na takich mi wyglądają. Nawet tak długa ławka jaką dysponuje Manchester może nie wystarczyć do walki na wszystkich frontach, a wycieczka do Japonii, choć była krótka i dawno temu, wciąż może się zemścić. Niewiarygodna seria clean sheetów już skończona i zaczynają być widoczne braki koncentracji. Obrona z Vidicem na czele popełniała ostatnio sporo poważnych błędów, ale poprzedni przeciwnicy nie potrafili ich wykorzystać. Oczywiści Czerwone Diabły nadal są zdecydowanym faworytem we wszystkich chyba rozgrywkach. Wystarczy w końcu, że rozbiją Fulham, złapią drugi oddech, a za kilka tygodni nikt poza fanami LFC nie będzie o wczorajszym pogromie pamiętał. Z drugiej strony, jeśli Liverpool będzie naciskał, a Chelsea dotrzyma im tempa końcówka sezonu może być wyjątkowo ciekawa.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      A propos zmęczenia: nie mam takiego poczucia, przynajmniej jeśli chodzi o zmęczenie fizyczne. Owszem, drużyna zagrała już 50 spotkań w tym sezonie, ale większość piłkarzy pierwszego składu wystąpiło w najwyżej trzydziestu kilku meczach (rekordzista, Vidić, 42, O’Shea i Ronaldo – 40). Chyba że mówimy o zmęczeniu psychicznym, wypaleniu – ale i z tym Alex Ferguson potrafi sobie radzić, o czym pisałem kilkanaście dni temu w notce „Anioł północy”. Myślę, że wczoraj nie było tego zmęczenia widać, a MU przygasł dopiero w dziesiątkę i przy stanie 1:3.

      Odpowiedz
  7. ~Golden_Guy

    Na początek luźne spostrzeżenie – Manchester w tym sezonie wszystkie ligowe porażki odniósł w meczach rozgrywanych w dzień. Nie bawię się w mistyka, ale sam o tej porze nie czułem w sobie tej diabelskiej mocy;) A jak jeszcze patrzyłem na stopniowo pustoszejące trybuny zrobiło mi się Diabłów naprawdę żal. MU nie zasłużyło na porażkę w takim stylu.A jednak stało się. United po raz pierwszy w tym sezonie dopadło zmęczenie. Nie było walki o każdą piłkę, nie było wzajemnej asekuracji. Kiepsko było z wymiennością pozycji (jedynie Rooney próbował dostosować się do potrzeb zespołu). Do tego byliśmy niesamowicie wrażliwi na „kontry” Liverpoolu – specjalnie ująłem to w cudzysłów, bo kontry sprowadzały się w tym przypadku do kilkudziesięciometrowych wykopów… aż trudno uwierzyć, że Vidić, O’shea i Rio przegrywali pojedynki w tych sytuacjach. W ataku też zabrakło pomysłu. Liverpool zostawił nam naprawdę mało miejsca, a mimo to próbowaliśmy rozegrania z pierwszej piłki a la Barca, co często kończyło się tym, że nie wychodziliśmy z własnej połowy. Rooney i Tevez byli odcinani od podań, Ronaldo spychany do linii przez dwójkę Aurelio/Lucas, a Carrick nieustannie gryziony w pięty przez Gerrarda i Mascherano.Niestety tym razem uczeń przerósł mistrza. Benitez doskonale ustawił drużynę pod względem taktycznym, nie dając Diabłom wolnego metra na rozegranie piłki. Można polemizować, czy Liverpool nie grał zbyt defensywnie (62-38 posiadania piłki mówi samo za siebie), można się zastanawiać co by było, gdyby Vida nie miał gorszego dnia. Nie wiem jednak czy ktokolwiek z kibiców United ma siłę powracać do tego meczu. Źle, że przegraliśmy z odwiecznymi rywalami w takim stylu i w tak niebezpiecznym momencie sezonu. Wierzę jednak, że ta porażka podziała na nas mobilizująco. Po raz pierwszy od długiego czasu mamy tydzień na przygotowania do następnego meczu, powracają kontuzjowani Neville i Rafael – dobra okazja, żeby zabić rutynę (ile razy można oglądać triumfujące Diabły? ;)).Co do Alana Wileya muszę się zgodzić – gwizdał bardzo konsekwentnie. Jedyne czego mi zabrakło to żółtej kartki dla Reiny, którą mógł mu pokazać w co najmniej dwóch sytuacjach za grę na czas.

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Jeszcze nie spotkałem wypowiedzi piłkarza czy trenera, który zadeklarowałby, że lubi grać w porze lunchu. W tym sensie (pomijając już metafizyczność Twojej teorii, że Diabły kiepsko się mają w pełnym słońcu) pokrzywdzeni są wszyscy. W zmęczenie MU, jak już napisałem wyżej, nie wierzę, w dobry plan gry Liverpoolu, którego elementy wymieniasz – jak najbardziej. Im dalej od meczu, tym bardziej doceniam klasę Torresa. Kilkudziesięciometrowe wykopy, zgoda, ale do takiej piłki trzeba dobiec, trzeba umieć ją przyjąć mimo asekuracji, zastawić się, a potem albo zobaczyć biegnącego Gerrarda, albo samemu nieoczekiwanie przyspieszyć. Chyba się powtórzę, ale w tym sezonie Torresa w takiej formie jeszcze nie oglądaliśmy – a w takiej formie sprawia wrażenie, hmm…, najlepszego napastnika świata.Rafa Benitez mówi, że aby myśleć o mistrzostwie Liverpool musi wygrać pozostałych dziewięć meczów ligowych, i że skoro wygrał z Realem i Manchesterem United, jest w stanie wygrać z każdym. Teoretycznie ma rację, cóż skoro zaraz po pierwszym meczu z Realem było spotkanie z Middlesbrough…

      Odpowiedz
      1. ~piotrek

        Bardziej prawdopodobne, że to Chelsea wygra wszystkie mecze do końca sezonu.Jeszcze jeden temacik poza tym jest – Arszawin. Gość jest fantastyczny! Ma technikę, super podania, spryt, szybkość; powiedziałbym, że to taki rosyjski leo messi wręcz. Jak tylko Wenger kupi w lecie Vieire 2 i Campbella 2, Arsenal będzie walczył o mistrza. Ale drugi scenariusz jest taki, że sprzedadzą van Persiego i Fabregasa, i bedą podbijali świat 16 letnim Wilsherem

        Odpowiedz
  8. ~master123w

    Jest kilka aspektów związanych z tym meczem.1.MU miał 2 dni regneracji po Interze{trudniesza i bardziej wymagająca drużyna w tych miesiącach od Realu}a Liverpool 3 dni.To b.ważny aspekt.Piłkarze Beniteza byli przez to świeżsi i to we wszystkich formacjach.2.Ferguson za długo czekał z wprowadzeniem Scoursa i Gigsa.3.Moment wprowadzenia na raz tych ww.{doświadczonych,krearywnych,moich ulubieńców}+ Berbatowa spowodował małe zamieszanie w przeszeregowaniu zawodników MU na boisku co skrzętnie wykorzystała bądż co bądż druga najlepsza drużyna na świecie.To były na prawdę małe subtelności czasowe ale Ferguson powinien pojedyńczo wprowadzać na tym meczu swoich zawodników.Mam nadzieję ze te dwie drużyny spotkają się jeszcze w tym sezonie w CHL.i MU potwierdzi{dla mnie oczywistą}swoją dominację na świecie wsród drużyn piłkarskich.

    Odpowiedz
  9. ~ollie

    ogloszenie: wymienie koszulke man U z nr 7 beckham (lekko uzywana)na jakakolwiek koszulke liverpool……(uuuuuuuuwieeeelbiam ten zespol!!!!)

    Odpowiedz
  10. ~genua

    Slaby ten artikulik i malo przekonywujacy, a momentami zalatuje kibolem MU, placzacym do rekawa. Siala LiverpoolFC zawsze bylo i bedzie kolektywan gra, nigdy w Liverpool nie bylo gwiazd, ktore moga, czy mogly by w pojedynke moga wygrac mecz. Czy to były czasy Rusha, Barnesa, MaMannamna i Owena, czy teraz Gerrard Torres. Owszem nazwiska znane byly, sa i beda. Liverpool to druzyna, takie YNWA i tyle. MU czy Ruskie maja kilka oczek glowie i jezeli oczka nie graja w danym dniu sa w powaznym klopocie. Slabiutki Inter przy odrobinie szczescia mogl pogonc MU, Ibra, czy Adriano, Kryska tez nic nie grala… Tyle ze slaba liga wloska, gdzie 40 latki robia furore, a gdzi lideruje Inter to nie Livrpool Fc. Kto wygra lige? Pewnie MU, bo Sir Alex jest za cwanym lisem zeby wypuscic to z rak

    Odpowiedz
    1. ~spectator

      Tak za to Liverpool w każdym składzie może grać…Jak nie ma Gerrarda lub Torresa to tracą połowę wartości. W tamtym sezonie gra Manchesteru może była uzależniona od dyspozycji Ronaldo, ale teraz to kolektyw i większość z szerokiego składu może wejść pewnym momencie meczu i przesądzić o wyniku, a w The Reds tego nie ma. Gdyby nie wczorajszy dołek Vidicia to różnie mogło być…

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *