Mecz Tottenhamu z Arsenalem był w jakimś sensie wielką metaforą kończącego się sezonu: więcej walki niż piękna, więcej wślizgów niż dryblingów, więcej błędów w defensywie (zwłaszcza przy golach gospodarzy) niż snajperskiego geniuszu. Jak zwykle emocje od pierwszej do ostatniej minuty, jak zwykle szybkie tempo i, prawie jak zwykle, niespodziewane rozstrzygnięcie. Oraz – tu wielka metafora sezonu się kończy, bo to nie był dobry rok dla angielskich arbitrów – fantastyczne sędziowanie Marka Clattenburga. Mecz toczył się o ogromną stawkę – oglądaliśmy przecież nie tylko pojedynek dwóch największych rywali z dzielnicy i miasta, i nie tylko powrót Sola Campbella na stadion, który pamięta początki jego kariery, ale także spotkanie, które miało przedłużyć lub przekreślić szanse obu zespołów na mistrzostwo Anglii (przypadek Arsenalu) i wywalczenie prawa do gry w Lidze Mistrzów (przypadek Tottenhamu). Byłem pod wrażeniem tego, do jakiego stopnia Clattenburg pozwalał uczestniczącym w meczu wysokiego ryzyka piłkarzom na starcia bark w bark, jak w każdym możliwym przypadku stosował przywilej korzyści, jak dyskretnie kontrolował przebieg wydarzeń nie zakłócając płynności gry. Najlepszy na boisku?
Benoit Assou-Ekotto, Danny Rose i Tom Huddlestone. Fot. AFP/Onet.pl
Jestem, jak wiadomo, kibicem Tottenhamu, więc musiałem odczekać paręnaście godzin, żeby zabrać się za pisanie o tym meczu bez nadużywania emocji – zwłaszcza, że kilka odrębnych zdań wypada poświęcić także Arsenalowi. Kluczy do zasłużonego zwycięstwa „mojej” drużyny widzę kilka; są to równocześnie znaki zapytania pod adresem rywali.
Po pierwsze, pozytywne myślenie menedżera. Harry Redknapp już przed meczem mówił, że nie ma znaczenia fakt, iż trzy dni wcześniej, kiedy Arsenal odpoczywał, jego piłkarze musieli ganiać pełne dwie godziny na straszliwej murawie Wembley – będą gotowi i tyle. Nie uskarżał się też, jak całkiem niedawno Benitez i Wenger, że w ciągu dziesięciu dni przyjdzie mu grać kolejno z Arsenalem, Chelsea i MU; nie oskarżał ligowego komputera, że np. sprzyja Manchesterowi City – po prostu cieszył się, że będzie mógł się sprawdzić z najlepszymi.
Pozytywne myślenie menedżera to także pozostanie przy ustawieniu 4-4-2, oznaczającym przecież przewagę jednego piłkarza Arsenalu w środku pola (Modrić i Huddlestone przeciwko Denilsonowi, Diaby’emu i Nasriemu; obaj pomocnicy Tottenhamu biegali między rywalami do utraty tchu, a ilość bloków, wślizgów i odbiorów maleńkiego Chorwata była zdumiewająca). I wreszcie pozytywne myślenie menedżera to pełny debiut w lidze (w takim meczu!) 19-letniego Danny’ego Rose’a. Szybki skrzydłowy, który dawane mu szanse do tej pory wykorzystywał mniej więcej pół na pół, w dziesiątej minucie zdobył bramkę miesiąca (z perspektywy kogoś niezaangażowanego), sezonu (z perspektywy kibica Tottenhamu) i życia (z własnej perspektywy). Można się zastanawiać, co by było, gdyby i Wenger zechciał myśleć pozytywnie; rozumiem, że nie zamierzał ryzykować zdrowiem van Persiego, ale zostawienie na ławce Walcotta wydało mi się jednak zbyt asekuranckie.
Klucz numer dwa: solidność bramkarza i defensywy. Prosty błąd Almunii przyniósł Tottenhamowi gola numer jeden, i to w momencie, kiedy goście zdawali się dominować (niezależnie od tego, jak wysoko oceniamy kunszt uderzenia Rose’a). Prosty błąd całej formacji defensywnej przy rutynowym ustawianiu pułapki ofsajdowej przyniósł gola numer dwa (niezależnie od tego, jak wysoko oceniamy kunszt podania Defoe’a) – i to minutę po przerwie, w psychologicznie najgorszym możliwym momencie meczu. Trzy zapierające dech w piersiach interwencje Gomesa po strzałach van Persiego i główce Campbella, oraz znakomita gra duetu Dawson-King (wystawienie tego drugiego od pierwszej minuty po dwumiesięcznym rozbracie z piłką również wymagało pozytywnego myślenia) unaoczniają słabe punkty w kadrze Arsenalu. Jeden Sol Campbell – do wejścia van Persiego niewątpliwie najlepszy gracz Kanonierów, pewny w pojedynkach jeden na jednego, groźny w ofensywie i nieustannie próbujący mobilizować kolegów okrzykami i gestami – nie mógł załatać wszystkich dziur.
Klucz numer trzy: głód wygranej. Nawet Arsene Wenger podkreślał, że zawodnicy gospodarzy sprawiali wrażenie świeższych i szybszych, bardziej zdeterminowanych, wygrywających więcej „drugich piłek” itd. Chętnie przyznaję, że Arsenal ostatnio – zwłaszcza po kontuzji Ramseya – imponował zaangażowaniem, wiele mówi o tym zresztą statystyka bramek strzelanych już w doliczonym czasie gry, tu jednak trafił na drużynę, której chciało się jeszcze bardziej. Pozytywny efekt półfinałowej porażki w Pucharze Anglii? Jeśli tak, dobrze to świadczy o charakterze drużyny…
Klucz numer cztery: lepsze radzenie sobie z presją. Tu znów wypada powiedzieć słówko o menedżerach. Harry Redknapp przez cały czas konsekwentnie powtarza, że jego piłkarze nic już nie muszą, za to wszystko mogą; że – zwłaszcza mając w pamięci ubiegły rok – rozgrywają fantastyczny sezon, że gdyby w sierpniu powiedziano im, iż w połowie kwietnia naprawdę będą się bić o Ligę Mistrzów, szczypaliby się nawzajem z niedowierzania. Na tym tle wystarczy przypomnieć sobie twarz Arsene’a Wengera przy każdym zbliżeniu ławki Arsenalu; ktoś w przerwie żartował, że drugiej połowy nie będzie, bo menedżer Kanonierów eksploduje w szatni, wysadzając przy okazji połowę stadionu. Szczęśliwie nie eksplodował, ba: przeprowadził bardzo dobre zmiany, choć i w tym punkcie Redknappowi należy się szacunek (w pierwszej połowie jego napastnicy grali bardzo szeroko, schodząc do boków, zmuszając do biegania stoperów i rozciągając defensywę Arsenalu – pojawienie się w drugiej połowie Gudjohnsena w miejsce Defoe’a i cofnięcie go w kierunku drugiej linii, pozwoliło grać więcej piłką, spokojniej, choć nadal czyhając na kontrę).
Przy okazji słówko rozwinięcia niewinnego, jak mi się wydawało, zdania z jednego z poprzednich wpisów, które doczekało się fundamentalnej krytyki na odwiedzanym przeze mnie blogu pewnego kibica Arsenalu: że Arsene Wenger dochodzi do kresu możliwości swojej obecnej drużyny. Zdanie niewinne, bo przecież uzasadnione przez fakty: znamy menedżera Kanonierów z wiary w rozwijanie młodych talentów i niejakiej awersji do transferów „gotowych” piłkarzy; znamy go z przywiązania do gry opartej na niezwykle kunsztownym konstruowaniu akcji (co często grozi, że będzie o jedno podanie za dużo, kiedy prosiłoby się o prostsze rozwiązania), i z większego nacisku na swobodę w ataku niż dyscyplinę w obronie. Ograniczenia tego idiomu pokazywały w minionych miesiącach nie tylko drużyny formatu MU, Chelsea czy Barcelony…
Owszem, widzę i to, że – zwłaszcza po traumie spowodowanej kontuzją Ramseya, w grze Arsenalu pojawiło się więcej kontrolowanej agresji, na którą skądinąd menedżer Kanonierów tak często się uskarżał w wydaniu rywali. Ale oprócz zmiany stylu potrzebna jest również zmiana personelu; nie ja jeden uważam, że zestawiając np. poszczególne formacje Tottenhamu i Arsenalu tylko druga linia pozostaje miejscem, gdzie Kanonierzy prezentują się lepiej – choć przydałby się im jeszcze defensywny pomocnik… Mój polemista wymienia Songa, Vermaelena, Fabregasa (czy zostanie w klubie?), Walcotta, van Persiego, Nasriego, Ramseya, Gibbsa itd., pytając, czy przestaną się oni rozwijać. Oczywiście nie, nie przestaną: każdy z nich jest fantastycznie uzdolnionym młodym człowiekiem. Tyle że oprócz pytania o piłkarski talent, jest jeszcze pytanie o charakter, o mentalność zwycięzcy – poza Campbellem i, pożal się Boże, Silvestrem, nie ma w tej drużynie ludzi, którzy wiedzieliby, jak to jest: sięgać po te największe trofea. Jeśli po raz nie wiadomo który czytam, jak Arsene Wenger mówi, że jego piłkarzom zabrakło dojrzałości – i widzę równocześnie, że średnia wieku wyjściowej jedenastki Kanonierów wyniosła 26 lat, przy – uwaga, nadchodzą „dzieci Redknappa” – średniej 25 lat pierwszego składu Tottenhamu, to, owszem, mam wrażenie, że dotychczasowa formuła pracy Wengera z drużyną zaczęła się wyczerpywać. Zwróćcie uwagę: trzon ekipy pozostaje ten sam, ci ludzie ciężko pracują ze sobą od kilku lat, czekając na sukces, który wciąż nie może przyjść. Czy nie potrzeba zmian bardziej fundamentalnych, niż sprowadzenie Chamakha? Czy Francuzowi uda się tchnąć w tych samych piłkarzy nadzieję i wiarę, że tym razem to już na pewno się uda? Pytam z sympatią i troską, bo – jak wielokrotnie podkreślałem – uwielbiam patrzeć, jak Kanonierzy rozgrywają piłeczkę po obwodzie…
I jeszcze jedno a propos: „prewencyjna cenzura” i „wstępna moderacja komentarzy” tutaj? Miko, oszalałeś?
Powrót do komentowania futbolu dopiero po zwycięstwie ?! Trochę to dziwne. Śmiem twierdzić, że w przypadku porażki we wczorajszym meczu na nowy wpis jeszcze byśmy trochę poczekali. I tylko jedno zdanie o porażce z Portsmouth. No…. , ale takie życie.
Każda pora jest niedobra. W niedzielę pisanie o piłce było dla mnie niewyobrażalne, w poniedzialek i wtorek również. Atmosfera zaczęła się zmieniać we środę od rana; przeczytałem kilka gazet i uświadomiłem sobie, że na jakimś poziomie żałoba się kończy… Czy pisałbym w przypadku porażki? Ależ oczywiście, ze bym pisał. Przecież zawsze piszę, kiedy „moja” drużyna przegrywa. A zwycięstwo Portsmouth w półfinale Pucharu Anglii zasługiwało na osobną pieśń; mam zamiar ją śpiewać przy okazji finału. Wczoraj zdegradowani już piłkarze Awrama Granta wywieźli punkt z Wigan, grając częściowo juniorami i mając tylko czterech rezerwowych…
Czekam, więc z nieukrywaną niecerpliwością, na jak zawsze dogłębną i merytoryczną analizę postawy Kogutów w meczu z The Pompey`s. (Zadanie to piszę zupełnie serio – bez żadnej ironii, ani sarkazmu). Aczkolwiek, gwoli szczerości, liczyłem że komentarz do półfinału pojawi się przed opinią na temat wczorajszego meczu. (Co by utrzymać chronologię zdarzeń 🙂 ). Co do samych derbów północnego Londynu nie jestem w stanie powstrzymać się i nie wspomnieć o postawie Bendtnera. Dla osób nie oglądających pojedynków Kanonierów, a tylko śledzących kolejne wyniki i poczynania Duńczyka, wydawać by się mogło, iż trafił się drugi Zlatan. (No trochę mnie może poniosło 🙂 ). Jednak postawę rosłego napastnika najlepiej oddaje liczba strat jakie zalicza w każdym meczu oraz liczba oddawanych celnych strzałów. Przykład – Van Persie, który wszedł w 65 minucie oddał 5 z 6 celnych strzałów na bramkę Kogutów. Przepraszam za tą wstawkę o Bendtnerze, ale po prostu nie mogłem się powstrzymać.
Wiem, że nie na temat… Wczoraj obejrzałem mecz po raz pierwszy od soboty. Wawelski spór wyrwał mnie z mojego osobistego odrętwienia i pokazał, że oto jesteśmy znów w Polsce. I kiedy patrzę na tłumek protestujący przy Franciszkańskiej, czuję się zniesmaczony formą tego wiecu.Jest w tym coś ponurego i symbolicznego, że przed tym samym oknem kilka lat temu ludzie żarliwie płakali, mówili o tym, że ze zjadaczy chleba przeistoczymy się w aniołów, że teraz będzie inaczej. Oczywiście nie chcę, żebyśmy byli aniołami. Bądźmy po prostu kulturalni. Rozumiem i podzielam argumenty wielu protestujących, niemniej kiedy widzę młodego chłopaka trzymającego w ręku zdjęcie prezydenta z domalowaną, szyderczą koroną, jestem dotknięty. Zwyczajnie irytują mnie szczeniackie wypowiedzi chłopców, którzy przed kamerą głośno manifestują swój brak szacunku dla prezydenta. Mój ulubiony fragment z Tomasza à Kempis mówi: „Unikaj towarzystwa młodzików i przybłędów”. W takich sytuacjach zwłaszcza pierwsza część jego porady brzmi wyjątkowo przekonująco.
Jak już jesteśmy przy tym temacie, choć mało on sportowy, to jako przybysz na studia do Krakowa też zabiorę głos. Zgadzam się z protestującymi, mimo że to niewątpliwy prestiż dla miasta.Jednak w każdym proteście należy zachować umiar, powagę sytuacji, szczególnie w tak trudnej chwili jak teraz. Protest nie musi być zaraz szyderstwem, ale niestety często się tak kończy.Dlatego nie generalizował bym o młodzikach. Znane mi osoby są obojętne co do miejsca pochówku, albo przeciwne. Tyle, że cała powaga sytuacji, zbiorowy żal, niezależny od opcji politycznej rozwiał się przez dywagacje i podział społeczny.
Andrzeju, ja także podzielam przekonania wielu protestujących. Pomysł wawelskiego pochówku jest w moim odczuciu zupełnie chybiony i zły. Irytuje mnie jednak sposób, w jaki wiele osób protestuje. Ich bezmyślność, czasem głupota i niedojrzałość. Nie byłem i nie będę nigdy admiratorem prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Uważam jednak, że protesty pełne drwin, niewybrednych epitetów i butności są co najmniej nie na miejscu. Tu nie chodzi o racje, ale o poczucie przyzwoitości. Ci „młodzicy”, o których piszę, nie są młodzikami z urodzenia, ale ze stanu umysłu. Wczoraj widziałem zbyt wielu ludzi niedojrzałych, zacietrzewionych do tego stopnia, że zapominających o dramatycznym kontekście. Gdyby zamiast głupio krzyczeć Ci ludzie zwyczajnie w milczeniu stanęli przed kurią, ich racje nie straciłyby nic ze swojej siły. Choć może to tylko moja estetyczna wrażliwość i ugrzecznienie sprawiają, że tak postrzegam burzę nad tą trumną o pochówkiem.
Drogi Bartkunie rozumiesz postępowania osób? znowu zdecydowano za Nas. I to Ci nie przeszkadza? Wawel BYŁ miejscem magicznym, teraz zostanie zbrukany przez ego jarosława kaczyńskiego i jego układy z kurią.
Rozumieć, rozumiem, po prostu sama forma pikiety budziła we mnie jakiś estetyczny sprzeciw i zwyczajny niesmak. Co nie oznacza, że uznaję wawelską decyzję za słuszną i zasadną. Podobnie jak rozprawianie o bohaterstwie, ofierze i męczeństwie. Ale mniejsza z tym – lepiej gadać o piłce. Zwłaszcza po takiej kolejce
nie ma co się rozpisywać o finale. Fuksa miało Portsmouth i tyle. Chelsea zmiecie ich z powierzchni ziemi.
Ja rozumiem podejście Pana Michała do tematu. Samemu nie chciało mi się patrzeć na kopaczy w weekend, ale fala szoku już trochę przygasła i nie widzę nic zdrożnego w relacjonowaniu futbolu. A że taki moment? Autor bloga nie pisze obiektywnych prasowych tekstów, a wyraża zdanie poprzez pryzmat pasjonata angielskiej piłki, szczególnie Kogutów. A po takim zwycięstwie należy się Spurs kilka zdań.Co do samego meczu – żałowałem, że nie miałem okazji z nikim przeżywać emocji, nawet z komentatorami C+, choć to temat na inną pogawędkę. Tottenham w pierwszym kwadransie wyglądał potężnie, a i miał szczęście że na taki strzał zdecydował się Rose. Większość piłkarzy, szczególnie w jego wieku, rozegrałaby piłkę na boki.Później gra Spurs zaczęła mnie trochę irytować, bo dali się zepchnąć głęboko i nieudolnie kontrowali. Arsenal, w swoim stylu, podawał pod bramką, ale poza strzałem Bendtnera nic ciekawego się nie działo.Nie mogę nie wspomnieć o kapitalnym przeglądzie pola Defoe i tragicznym, juniorskim wręcz ustawieniu Sagny przy golu Bale. Oba te czynniki wpłynęły na iście Barcelońskie podanie prostopadłe.Co by jednak nie mówić MotM jest jeden – Gomes. Bronił tak jak przykazał mu pseudonim, bo miał nie dwie a osiem rąk. Strzał z wolnego Van Persiego był idealny, szedł w spojenie, ale HG go wyciągnął. 3 obrony kolejki – gratulacje dla nr 2 brazylijskiej bramki.Ostatni akapit to dwa tematy – świetny van Persie. Futbolista z takim rozbratem od rytmu meczowego wchodzi w największe derby Londynu i łokciami rozpycha się o swoje. Gdyby nie Gomes RvP spokojnie mógłby doprowadzić sam do 2 goli. Na koniec – kibice. Mecz bez komentarza, mimo że uboższy pokazał mi po raz kolejny, że to kibic jest najważniejszy w sporcie, że to kibic nadaje meczowi atmosfery święta. Chóry Spurs śpiewające „Oh when the Spurs, go marching in” – coś kapitalnego. No i kibice z WHL ani razu nie przegapili okazji na dopieczenie Campbellowi – ale takie to prawo kibica.Sobota – dwa cudownie zapowiadające się mecze derbowe (Chelsea – Tottenham, jak wielka jest ta historia opisuje Foer w swojej książce) – już się nie mogę doczekać relacji z Pańskiego bloga
Rzeczywiście kibice Spurs zachowali się „wspaniale” – chóralne „Sit Down You Paedophile” gdy tylko Wenger wstawał z ławki i prowokowanie bójek po meczu pod stadionem. Tylko brać przykład.
Widziałem tyle ile było w telewizji. A ryk trybun robi ogromne wrażenie. Ale wiadomo, derby wzbudzają skrajne emocje i zawsze znajdzie się grupa prowodyrów. Tylko, że trudno mi nie docenić takich śpiewów kibiców Spurs. Choć nawet jak śpiewają chóralnie piosenki anty rywalowi to nie wzbudza to mojej aprobaty. Prawdziwy doping to doping własnej drużyny.
Doping jako taki był fenomenalny, konsekwentny, głośny i nieustający. Campbella głównie buczano – na całe szczęście nie było pieśni, które po meczu z Portsmouth spowodowały interwencję policji. Natomiast znieważano Wengera, sugerując, że jest pedofilem. To jest ten aspekt, który ogranicza moją frajdę ze zwycięstwa. Jest mi przykro, że kibicuję tej samej drużynie, co ci „śpiewacy”…
niestety piosenka o Wengera miłości do dzieci jest bardzo popularna i już nawet sir Alex próbował wytłumaczyć kibicom na OT że trochę przesadzili…z marnym skutkiem…
Jeśli cenzury nie było, przepraszam za posądzenie. W takim razie musisz zmienić platformę blogową, bo tu system nawala :-PPod jednym z twoich postów zamieściłem komentarz i ktoś na niego odpowiedział. Kiedy jednak próbowałem polemizować, system niby przyjmował mój komentarz, po czym go nie publikował. I tak sześć razy. Ponieważ w tym samym czasie komentarze innych internautów były publikowane, a moje nigdy się nie pojawiły, uznałem, że maczałeś w tym palce. Najwyraźniej błędnie, za co jeszcze raz przepraszam.Co do całej dyskusji, nie czuję się w tej chwili na siłach jej podejmować – z oczywistych względów. Wydaje mi się tylko, że w całej swej analizie nie uwzględniasz jednego – kontuzji. Nie mówię tego po to, by usprawiedliwiać Arsenal. Ale wiesz dobrze, że ten mecz wyglądałby zupełnie inaczej, gdyby cały mecz zagrali Gallas, Vermaelen, Cesc, Song, Arszawin i van Persie. Nawet gdybyście mieli Lennona, Kranjcara i Palaciosa. I mówiąc, że wyglądałby inaczej, mam również na myśli charakter i żądzę zwycięstwa.Na razie tyle, idę po kolejne pudełko chusteczek i kubełek lodów czekoladowych.
Te kontuzje (i zawieszenie za kartki) można jednak zestawiać – nieobecność Lennona i Palaciosa z absencją Arszawina i Fabregasa. Van Persie powracający do zdrowia, podobnie jak King. Przy okazji rzuć okiem na blog dziennikarza Guardiana, Kevina McCarry: http://www.guardian.co.uk/football/blog/2010/apr/15/arsenal-spurs-robin-van-persie
nie zgodzę się z zarzutami wobec Wengera, Wielki Inżynier wie co robi i w stosunku do zeszłego sezonu widać progres, mimo iż jeden napastnik nie może odnaleźć się po tragicznej kontuzji, drugi co chwila się łamie, a trzeci to póki co wielka kłoda i niewiele poza tym (choć doświadczenie zdobycia kilku bram w końcówce i odpowiedzialności zaprocentuje w przyszłym sezonie).i dlatego Chamakh może zmienić baaardzo wiele i jeszcze gdyby dodać do tego Diame z Wigan zamiast miękkiego SongaBilonga i cienkiego Denilsona, oraz jakiegoś środkowego obrońcę to będą faworytami do tytułu w przyszłym sezonie obok Chelsea.Wilshere bardzo fajnie pogrywa w Boltonie, Cesc powoli wygląda na faceta z jajami, Walcott jest już ready, Nasri też. Nikt nie ubędzie a nadejdą wzmocnienia.
Ale obrona, panowie, obrona. Sol za stary, Silvestre też, Gallas powoli też ma najlepsze za sobą. Sam Vermaelen nie wystarczy, Sagna się zatrzymał w rozwoju. Trzeba kupić bramkarza, dwóch obrońców, defensywnego pomocnika i napastnika – wychodzi jakieś 50 milionów. Mamy tyle? No i co będzie jak odejdzie Cesc? I co z kontraktem Wengera?
Dziwię się, że jestes tak ostrym recenzentem wczorajszego spotkania, ponieważ ja odniosłem wrażenie, że były to wspaniałe (i też typowe!) derby Londynu. Jasne, te pamiętne 4-4 było spotkaniem lepszym, ale wczoraj również znalazłem na White Hart Lane wszystko czego oczekiwałem, nawet wynik…Skoro mowa o pozytywnych decyzjach Redknappa to warto wspomnieć o grze dwóch lewych obrońców (nominalnych) – Assou-Ekotto oraz Bale’a, którzy wiele, wiele dali Tottenhamowi wczoraj. Oprócz bramki tego drugiego, kilka rewelacyjnych akcji tym skrzydłem, dobre dosrodkowania, udane dryblingi, asekuracja w defensywie – zwłaszcza w pierwszej połowie Arsenal nie miał nawet procenta szansy by przejsć tą stroną. Nie tak dawno, za czasów Mourinho, gdy przyszedł na Stamford Bridge Ashley Cole, a kontuzjowani byli inni skrzydłowi, kibice wręcz domagali się by zamiast kombinacji z prawoskrzydłowymi, przed Anglikiem wystawić… jego rywala, Bridge’a. Jak widać takie manewry się udają i przynoszą (nad?)spodziewane efekty.O pracy srodkowych pomocników było to może o rywalach Modricia i Huddlestone’a. Kompletnie bezużyteczny był Denilson i bardzo, ale to bardzo dziwi mnie, że Brazylijczyk obok meczów idealnych (100% skutecznosc podań, bramka) zalicza takie występy jak ten wczorajszy. Z kolei Nasri zbyt często widziany był na skrzydle, gdzie starał się łatać dziury, ale i tak zbyt indywidualnie. Diaby… on jednak najlepszy był z tej trójki, dużo odbiorów i przynajmniej podjął walkę z rywalem w tej strefie. Obrona Kanonierów zagrała tak, jak wyglądała – była w rozsypce, a kontuzja Vermaelena tylko dobiła tę formację i stąd banalne błędy w wielu sytuacjach, nie tylko bramkowych.Ciekaw jestem jak postrzegasz teraz wielki wyscig?:)
Święta prawda z Garrethem B. 🙂 Kapitalny mecz (który to już?) tego faceta. Zgadzam się z Tobą, że wczoraj środek Arsenalu był słaby. Ja nie dostrzegałem dominacji w tej formacji. Huddlestone i Modrić byli jakoś bardziej świadomi własnych zadań i wywiązywali się sumienniej z tych złożeń, które narzucił Redknapp.
Bale ma niesamowity ciąg ostatnio jak go obserwuje. On i R. Pawluczenko emanują pewnością siebie obecnie. Romek nie grał świetnego meczu, ale wychodził po piłkę, był bardziej aktywny niż Bendtner i pozwalał sobie na efektowne zagrania (Cruyff turn, niczym ostatnio Zamora).Bale wyglądał jakby biegał o dwa tempa szybciej niż inni, bo często ruszał w rajd lewą flanką i mu to wychodziło. Gol był tylko zwieńczeniem całego dzieła.Co do opinii Michała Zachodnego – mecz moim zdaniem nie stał na najwyższym możliwym poziomie, poza pierwszym i ostatnim kwadransem. Mi oglądanie go zakłóciła zbytnia asekuracja (choć niesłychanie skuteczna) Tottenhamu i grane często na siłę dalekie piłki. Ale na poziom też zbytnio narzekać nie będę.
Co do Bale’a: ja tego piłkarza zwyczajnie bardzo lubię, jestem świadom jego potencjału i cieszę się, że Redknapp dał mu wreszcie szansę – przed kontuzją Assou-Ekotto, jesienią, wyglądało na to, że chłopak będzie sprzedawany jeszcze w zimowym okienku. Ale że go bardzo lubię, to i widzę słabe punkty, jakoś tak mam ze wszystkim… Po pierwsze, zbyt łatwo się wywraca, próbując wymusić rzut karny lub wolny – wczoraj też próbował. Po drugie, potrafi kapitalnie dośrodkować, ale potrafi i straszliwie, i wczoraj częściej pudłował. Jego szybkość, jego rajdy robią świetne wrażenie, pytanie, jak się kończą. Wczoraj miałem wrażenie, że zbyt często kończyły się na nodze Sola Campbella albo Emanuela Eboue. Poprzeczka postawiona przez Arsenal była zdecydowanie wyższa niż np. poprzeczka Blackburn i w związku z tym Bale przez wiele minut sprawiał wrażenie jeźdźca bez głowy.Nie ja jeden widzę w nim materiał na drugiego Roberto Carlosa (oprócz ciągu na bramkę, Walijczyk także potrafi strzelać fenomenalne bramki z rzutów wolnych), ale skoro tak, to wymagam od niego więcej niż od innych. Wczoraj zagrał poniżej oczekiwań, choć, oczywiście, gola strzelił, co jest zasłużoną nagrodą za ostatnie miesiące…
Absolutnie się z tym nie zgadzam, że Bale próbuje wymuszać karne czy wolne i że się zbyt łatwo przewraca. Chłopak ma ciąg na bramkę i przewraca się wtedy gdy jest faulowany, a to że łysy łeb nie gwiżdże to nic nowego (już chyba wszystkich przyzwyczaił, że gwiżdże wtedy kiedy nie należy tego robić i vice versa; kibicom Tottenhamu nie trzeba chyba przypominać). Z kolei jeśli przewraca się nie z powodu faulu, to wstaje i przystało na wyspiarza walczy dalej. Porównanie do Roberto Carlosa jest jak najbardziej na miejscu, w zasadzie już teraz można zostawić mu całą lewą stronę boiska, zapewne da sobie radę. Faktem jest też, że dużo lepszym rozwiązaniem jest lewa obrona Bale, lewa pomoc Modrić niż lewa obrona BAE, lewa pomoc Bale, ale cóż z powodu absencji wielu pomocników, Bale został przesunięty do pomocy.
Ech. Żal było patrzeć ( z punktu widzenia kibica Arsenalu) na wczorajszą grę. Spodziewałem się po przerwie zobaczyć rumieńce wstydu i siniaki na twarzach chłopaków. Wenger potrafi strzelić mowę w szatni, która idzie w pięty. Żal było patrzeć, bo Arsenal wyglądał tak jakby to on właśnie w weekend przebiegał 2 godziny, a nie jak drużyna, która od tygodnia odpoczywała. Podrygi Silvestra i wybijanie piłki wprost pod nogi przeciwnika doprowadziły mnie do stanu, który sprawił, że gdy oglądam mecze Arsenalu moja żona wychodzi z pokoju i zamyka za sobą drzwi. Przy pierwszej bramce, po marnym piąstkowaniu Almunii, czas jego powrotu do bramki, wystaczyłby na zaparzenie herbaty i spokojne jej wypicie. Nie pierwszy raz bramkarze Arsenalu udowadniają, że czas na zmiany na tej pozycji. Sol Campbell ratował co mógł, ale on już swoje wybiegał, wyskakał i wyślizgał. Bardzo dobry występ, nie wiem, czy nie najlepszy od powrotu, a podejrzewam, że nie było łatwo, gdy przy każdym dotknięciu przez niego piłki słychać było buczenie większości stadionu ( rozumiem zachowanie kibiców, mnie skręca na widok Cashley… przepraszam Ashley Cola). Wreszcie powrót Robina i od razu było widać, czego brakowało Arsenalowi przez tych pięć miesięcy. Moim zdaniem nie było w tym sezonie i tak nie było szans na tytuł. Drużyna stanęła w miejscu. Vermaelen wniósł powiew świeżości i ducha walki, ale potrzeba jeszcze kogoś kto nauczy tych chłopców jak się gra, gdy gra nie idzie po ich myśli. Jak się odbić i podyktować przeciwnikowi swoje warunki.
Arsenalowi brakuje takich kilku boiskowych „bandytów” samymi grzecznymi chłopcami profesor Wenger moze nic nie ugrac i w przyszłym sezonie choc nie powiem bo widac ze druzyna staje sie coraz bardziej solidna ale kilka porazek w tym sezonie naapawało mnie nieraz smiechem szczególnie ta z United czy Chelsea tam Wenger nie popisał sie jako taktyk wrecz sie ośmieszył
żałoba w kraju a ten głupek Okoński wypisuje elaboraty nt. jakiś śmiesznych facetów biegających za piłką.
Żałoba to w głównej mierze sprawa wewnętrzna, osobista. Nie należy oczywiście przesadzac, ale napisanie na blogu o meczu nie jest niczym zdrożnym…gorsza chyba jest postawa ostentacyjnej powagi, a w głębi duszy szyderstwa i wytykania innym złego zachowania…ale to takie polskie, żeby patrzec na wszystkich tylko nie na siebie.Co do meczu, to jako kibic Liverpool FC naiwnie liczyłem na potknięcie Kogutów…nie wyszło, może to 5-7 miejsce wyjdzie Czerwonym na dobre, taki zimny prysznic. Odnośnie Arsenalu, to ciągle mam wrażenie, że niewiele się uczą na błędach, cały czas jest w nich ta dziecięca naiwność, że ładną grą bez twardej walki da się wszystko osiągnąc
Kolego, współtowarzyszu drogi przez mękę w lidze naszej drużyny – Liverpool potrzebuje otrzeźwienia i motywacji. Jeśli nie stracą Torresa i Gerrarda to myślę, że na zdrowie wyjdzie roczna banicja od Ligi Mistrzów. Tym bardziej, że od dziś klub Liverpool FC jest oficjalnie na sprzedaż.
Wspaniałe derby! Od jakiegoś czasu najfajniejsze derby świata. Kibicuję Arsenalowi, wyniku żałuję, ale mecz wspominam cały czas jako fantastyczny. Bez zapięcia pasów nie powinno się siadać przed telewizorem.Tottenham pokazał Arsenalowi jak powinna wyglądać drużyna, pomimo iż w odróżnieniu od gospodarza ja nie widzę wielu Kogutów indywidualnie dorównujących Kanonierom, to jako drużyna są poziom wyżej. Gratulacje dla mimo wszystko (przewaga Arsenalu momentami był b.duża, Gomes też nie musiał mieć dnia konia) zasłużonego zwycięzcy.
Panie Michale, niech Pan nie reaguje na takie zaczepki, bo tylko robi Pan reklamę autorom takich blogów jak ten o Arsenalu, a naprawdę nie warto. Bo np. Pan jest fanem Tottenhamu ale nie fanatykiem. To oznacza, że dopuszcza Pan krytykę swojej drużyny. Tego brakuje autorowi bloga o Arsenalu – dystansu. Czytam kilkanaście blogów i tylko Pana blog jest absolutnie wyważony i obiektywny. Równać się z Panem może tylko co najwyżej Rafał Stec.
Nie jestem kibicem Tottenhamu, ale obserwuje rozwój tej drużyny od kiedy przejął ja Harry Redknapp… To świetny motywator, ma posłuch w drużynie i każdy liczy się z jego zdaniem. Dajmy mu czas, a w przyszłym sezonie popularni Spurs będą walczyć o mistrzostwo…pozdrawiam i zapraszam – http://kick-run.blogspot.com/
Zgadzam sie. Cieszy mnie dobra postawa tej druzyny. Jestem fanem pilki angielskiej, w szczegolnosci ManU, ale tez zawsze interesowalem sie losami Tottenhamu. Jakos tak mam, ze zwracam uwage na druzyny, ze tak powiem tragiczne, ktore mimo wielu wysilkow, mnustwa pieniedzy, calej gamy wspanialych pilkarzy nie moga wspiac sie szczebel, dwa szczeble wyzej… podobnie jest z Atletico Madryt, czy tez jeszcze do niedawna z Interem. Widac z tego ile moze dac dobre zarzadzanie i odpowiedni trener a jak odpowiednia mniejsza roznice pelnia pieniadze, choc wiadomo, ze bez nich nie ma sukcesu na dluzsza mete, przynajmniej w futbolu
hahaaaa!!! ale brama scholesa! cos pieknego!!! dobrze, ze berbatov stal tuz obok, to zobaczyl jak sie powinno strzelac z glowki! :Drzutem na tasme united wygrali, mecz bardzo wyrownany, szczegolnie w pierwszej polowie.pod koniec drugiej czesci ok 70min tempo troche siadlo i duzo bylo wybijanki, ale to nie zmienia faktu, ze porzadna dawka emocji zostala dzisiaj na city of manchester stadium zaserwowana.i do tego z jakim happy endem!
„…ależ końcówka, niebywała, nieprawdopodobna, kto by to wyreżyserował, tak jak ten spektakl się potoczył, sam Hitchcock by tego nie zrobił…”Znów przeszły mnie dreszcze oglądając derby – w trakcie poprzednich derbów dwukrotnie United o mało nie doprowadziło mnie do palpitacji serca. I nieważne, że szanse na obronę mistrzostwa są już w zasadzie iluzoryczne… Za takie mecze uwielbiam tą drużynę.City zgubiło punkty – wielka szansa przed Tottenhamem. Dzisiaj bardzo mocno będę za nich trzymał kciuki, bardzo mocno!
ufff, ale był rollercoster 🙂 pykło im, oj pykło po prostu …
zapomnialem o spurs-chelsea… wlasnie odpalilem na ostatnie 2 minuty pierwszej polowy i przecieram oczy ze zdumienia. 2-0. slyszalem, ze bale podobno jakis swietny rajd i bramke zaliczyl.jesli takim wynikiem zakonczy sie mecz, to emocje znowu beda siegaly zenitu na finiszu sezonu.
Majkel, ale Pawliuczenko to się naprawdę popisał w 94tej :-)))) Mnie prawie do zawału doprowadził, ale Ciebie to sobie nie mogę wyobrazić… wdech/wydech … wdech/wydech … Gratulacje – szczególnie pierwsza połowa – fenomenalna !!!!
druga polowa byla niesamowita. spursi powinni strzelic z 3 albo 4 bramki w niej. a moze nawet wiecej.aczkolwiek, tottenhamowi brakuje konsekwencji. graja piekny radosny i waleczny futbol, ale troche wyrachowania by im sie przydalo. a w szczegolnosci przydalaby im sie zimna glowa przed bramka przeciwnika.no ale druga polowa swietna. czapki z glow po prostu.
…still in raceTottenham jest w niesamowitej formie, Bale – breathtaking jakby to powiedzieli Anglicy. Wyścig po tytuł zaczął się od nowa. Czy United będzie w stanie ograć Spursów w takiej formie? Czy Chelsea nie potknie się na Anfield? A przecież obie drużyny mają jeszcze po dwa mecze do rozegrania ze średniakami, czy tam nie zgubią punktów?Powiem jedno – po tym co w ciągu ostatniego tygodnia pokazali Spurs myślę, że stać ich na dołączenie do grona najlepszych zespołów Anglii na dłużej… Wygrać pod rząd mecze z Arsenalem i Chelsea naprawdę trzeba umieć!Zadaję sobie pytanie, czy o mistrzostwie przesądzi ta niewiarygodna bramka Scholesa z ostatniej akcji meczu ManCity – ManUtd:http://www.youtube.com/watch?v=zCCgH16cBdcP.S. – Jak to dobrze, że rudzielec przedłużył kontrakt o kolejny rok, zawsze można było na niego liczyć w trudnych chwilach…
Tottenham jeszcze długo nie dołączy do zespołów z najwyższej półki. Owszem, są w stanie zagrać świetne mecze i puknąć Pool, Arsenal i Chelsea (wszystkie 2:1) na WHL, ale cóż z tego skoro potem są w stanie nawet przegrać u siebie z Wolves czy innym Burnley? Wtedy takie 3 pkt. z potentatem zostają bez znaczenia praktycznie. Niestety nie ta mentalność i nie mówię tego ze złośliwości, bo akurat Tottenham lubię, a kolejnych argumentów, aby za nimi przepadać mi dostarczyli dzisiaj 😉 United było w beznadziejnej sytuacji, a tym czasem pojawiło się dość jasne światło w tunelu. Najbliższy na drodze właśnie Tottenham – nie będę miał nic przeciwko powtórki sprzed roku czyli 0:2 do przerwy, a potem…. 😉
Ja dziękuję za powtórkę sprzed roku – ten sezon już wystarczająco zszargał mi nerwy…Co do tego, czy Spurs dołączą do wielkiej czwórki, czy nie – mi się wydaje, że tak, kwestią jest tylko kiedy ta drużyna dojrzeje do tego stopnia, żeby meczy rewelacyjnych jak ten dzisiejszy nie przeplatać bardzo kiepskimi występami
Też nie mam nic przeciwko powtórce z przed roku bylebym nie widział łysego łeba. Wtedy będzie co najwyżej 1:2 (0:2). glory, glory Tottenham.
oprócz oczywistego Bale’a na wyróżnienie zasługują Modrić i BigTom. Chorwata ogląda się z zapartym tchem i to już jest worldclass to już jest człowiek który będzie gwiazdą LM (mam nadzieję że w Tott bo Ci grają piękną piłę). Co zaś do Pava to ja pisałem, przeciętniak z przebłyskami, zostawiany na boisku w wygranych meczach żeby podbijać cenę…Bundesliga czeka…
Never over until it’s over. 1 pkt straty. Tylko jeden. Jeśli MU pobije Tottenham na OT sprawa mistrzostwa, moim zdaniem sie wyrówna. Liverpool moze ugrac remis na Anfield a wtedy oj, będzie sie działo. Myślałem ze dzis City przerwie me sny o 4 tytule ale jednak. Jak do diabły, w ostatniej akcji, ze zacytuje klasyka, They are never out. Swoja droga, Spurs dzis mogło chelsea spokojnie 5-0 pojechać, ale jakieś najdziwniejsze możliwe rozwiązania wykończeń akcji starali sie pokazać. Roman w jak tego nie trafił w końcówce to pomyślałem sobie, ze ten mecz mógł się skończyć dziesiątki razy ale chyba Tottenham chciał przyprawić ludzi o zawał.
dokladnie, spursi musza sie nauczyc dobijac przeciwnikow kiedy maja ku temu okazje.swoja droga widzieliscie mine capello po wslizgu dowsona w koncowce? zobaczyc ja – bezcenne.sytuacja na szczycie zmienia sie diametralnie. chelsea stracila swoj margines bledu. z wladcow, od ktorych zalezy los calej reszty, zmienili sie w zwierzyne lowna, ktora musi uciekac przed oprawca.a mysliwi z manchesteru z pewnoscia nie odpuszcza.rowniez city jest teraz w nieciekawej sytuacji, bo tottenham moze stracic 2 punkty a i tak ma wtedy szanse na awans do LM.to bedzie fascynujaca koncowka sezonu.
Eric, no i przyszły już zapowiada się lepiej :-))) http://sport.onet.pl/pilka-nozna/liga-angielska/bayern-kusi-napastnika-manchesteru-united,1,3211264,wiadomosc.html Time to say GOOD BYE ………….
powiem Ci, ze jak jeszcze niedawno zaczynala moja chlodna obojetnosc w stosunku do berby rozwijac w sympatie, za inteligencje i blyskotliwe podania, tak teraz drzwi mu chetnie pokaze.gosc po prostu zawiodl we wszystkich mozliwych kluczowych momentach.rooney owszem wczoraj tez nie blyszczal (swietne ujecie fergusona przecierajacego okulary po jego pudle oddaje to ;]). ale tylu sytuacji kluczowych, ktore berbatov ostatnio zawalil rooney chyba przez caly sezon nie zmarnowal.no niestety facet chyba psychicznie nie wytrzymuje presji gry w tak wielkim klubie (pisal o tym chyba Pan Michal czas jakis temu nawet, apropo benta charlton/spurs/sunderland i berby wlasnie).jak united wycisnie za niego 15mln Ł to nie bedzie zle. 20mln Ł to max moim zdaniem.oby luis okazal sie faktycznie wielkim fanem talentu berby ;D
Wszystko prawda. Do zawodników godnych wyróżnienia dorzuciłbym jeszcze Dawsona. Strasznie podoba mi się, jak ten facet powoli przejmuje stery od Kinga, jak dyryguje obroną, pilnuje kolegów. Mam nadzieję, że Capello zabierze go na MŚ. A zwycięstwa Tottenhamu cieszą mnie podwójnie – raz, bo lubię tę drużynę, dwa – bo mając trzy mecze na szczycie nie mogą wygrać wszystkich, więc MU zdobędzie komplet 🙂 Później już tylko czekanie na walkę Liverpoolu z Chelsea i ewentualne trochę niezasłużone, trochę demoralizujące mistrzostwo. 🙂
Hehe, SAF żeby oszczędzić wstydu Gary’emu Nevillowi niech lepiej wbije tyczkę na prawej obronie. Żal będzie patrzeć jak go Gareth będzie go objeżdżał. Paulo Ferreira przez 45 minut zdobył jeden rzut rożny dla Tottenhamu. Pozdrowienia dla wszystkich sympatyków MU. W rozgrywce o majstra karty rozdają Spursi. Szkoda tylko, że już rozegraliśmy mecze z Wolves, Stoke i Czarnymi Kotami
bellamy jakos nie mial okazji objechac nevilla w ostatnim meczu. wiec i nie wyrokowalbym tak latwo, ze bale bedzie to robil. neville gra zaskakujaco dobrze, ostatnimi czasy. oczywiscie zdarzaly mu sie wpadki pojedyncze, ale od meczow z milanem w LM naprawde bardzo pozytywnie sie prezentuje (co jest dla mnie naprawde sporym zaskoczeniem, pamietajac jego forme z nielicznych meczow w poprzednich sezonach).
najpierw niech chociaż dostanie piłkę bo sądzę iż może być o to ciężko. widzę kibice Spursów się za bardzo rozbrykali po tych 6 punktach na WHL. pora na zimny prysznic i powrót na 5 miejsce bo sądzę iż City może puknąć Arsenal podobnie jak uczyniło na Stamford z Chelsea.
http://i39.tinypic.com/2ujpfeb.jpg
Good catch, maaan :-)))))))
gif tyle fajny co tendencyjny. na powtorce ze zblizeniem bylo doskonale widoczne, ze po stopie rooneya gracz city korkami przejechal jak trzeba.w kazdym badz razie zmontowane zrecznie i wyglada zabawnie, nie da sie ukryc ;D
Tylke tylko iż to nie jest żaden montaż ponieważ tak to właśnie wyglądało w czasie relacji na żywo jak ktoś mecz oglądał uważnie. Rooney dostał sowitą porcję gwizdów od całego stadionu.
jak ktos mecz ogladal uwaznie, to widzial, ze bodajze de jong przejezdza po lewej stopie rooneya korkami. i widzial tez, ze wygladalo cale starcie nieciekawie dla anglika. zreszta sekudny pozniej byla powtorka ze zblizeniem, na ktorej bylo dokladnie wszystko widac.
wigan 3-2 arsenal. hmm… przypomina mi sie od razu slynne 3-0 z chelsea. martinez to gosc, ktory moze stworzyc naprawde ciekawa druzyne z wigan. ba, co ja mowie – juz zaczyna tworzyc. szkoda tylko, ze wlaczylem mecz w…. 94 minucie ;/podobno fabianski zaliczyl dzisiaj 'stunning stuff’ jak to okreslili w live commentary na skysports.i to bynajmniej nie w pozytywnym znaczeniu. jak narazie dzierzy dzielnie fabian 2.5 w ratingsie kibicowskim…a jak juz jestesmy przy notach wystawionych przez skysports, terry wczoraj zebral '1′ – dawno, dawno nie widzialem tej oceny. mam wrazenie, ze chyba przesadzili – przynajmniej wnioskujac po drugiej polowie, bo pierwszej nie widzialem.
1 dla Terry’ego nieco na wyrost 🙂 Ale z drugiej strony zapracował na nią solidnie. Tottenham naprawdę wyprawiał rzeczy aż nazbyt piłkarsko rozwiązłe w polu karnym Johna, a ten zamiast grać, czekał na czerwień, którą mógł otrzymać dużo wcześniej. Jak na faceta o takiej renomie i umiejętnościach zachował się wczoraj cokolwiek głupio. I jak mogę zrozumieć faul nastoletniego Silvy w Mu-Bayern, tak starego wygi nie umiem usprawiedliwiać. A Martinez nie stworzy drużyny, bo co ciekawsi goście zaraz zostaną odkupieni do lepszych klubów. Takie już prawo pokarmowego łańcucha.