Fulham w połowie pełne

Od czasu przebicia się Tottenhamu do eliminacji Ligi Mistrzów zacząłem odczuwać potrzebę zmiany dominującego tu od samego początku sposobu narracji. Czy rzeczywiście, jak pisał niegdyś Nick Hornby, naturalny stan kibica to gorzkie rozczarowanie? Zdarzają się nam przecież chwile spełnienia. Nawet kibice Fulham, choć tak okrutnie się to wczoraj zakończyło, mieli ich w tym sezonie całe mnóstwo, podobnie zresztą jak w sezonie poprzednim.

Po tym jak Diego Forlan przesądził o triumfie Atletico, przez cały wieczór starałem się myśleć właśnie o tych chwilach spełnienia, ignorując prosty fakt, że do rzutów karnych brakowało zaledwie czterech minut, że mimo iż Atletico było drużyną lepszą, to piłkarze Roya Hodgsona kolejny raz walczyli jak lwy, tak jakby nie mieli za sobą trwającego 10 miesięcy i 63 mecze sezonu. Ech, gdyby Bobby Zamora, odpowiedzialny za wiele z tych pięknych chwil, nie zmagał się w ciągu ostatnich tygodni z kontuzją, gdyby stać go było na więcej niż tych 55 minut…

Ale właściwie nie mam ochoty wchodzić głębiej we wczorajszy mecz – ponownie przeżywać np. euforię po golu Simona Daviesa, którego koszulkę Tottenhamu, sprowadzoną przed sześcioma laty, wciąż jeszcze przechowuję gdzieś na dnie szafy. Interesuje mnie ta jedna kwestia: czy w życiu kibica (wszystko jedno, czy związał się z jedną z najlepszych drużyn świata, czy z zamykającym tabelę kopciuszkiem) więcej jest cierpień, czy uniesienia? Gdybym kibicował Fulham: czułbym dumę z tego, że udało się dojść tak daleko, pokonując po drodze Szachtar, Juventus i Wolfsburg, rozpacz, że tak niewiele brakowało, a może nadzieję na przyszłość, zwłaszcza że człowiek odpowiedzialny za renesans klubu, zasłużenie wybrany menedżerem roku przez League Manager Association, potwierdził wczoraj, że nie szuka lepszej pracy? Odczuwałbym te wszystkie rzeczy jednocześnie?

Pytanie dnia: jak to właściwie jest z tym okrucieństwem futbolu?

9 komentarzy do “Fulham w połowie pełne

  1. ~Nie płakałem po Mourinho

    Najgorsza w kibicowaniu jest demagogia. Piłkarze Hodgsona walczyli jak lwy? A piłkarze Atletico niby nie walczyli? Stali i śmiali się. Typowo wyspiarska pogoda w Hamburgu preferowała defensywny futbol siłowy, dlatego mecz był przeraźliwie nudny i okrutnie długi. W innych warunkach doszłoby do pogromu. Piłkarze Hodgsona mają za sobą 10 miesięcy sezonu, w którym rozegrali 63 mecze. Brawo. To co, mamy im za to dać puchar? A jaki był sezon Atletico? Kiedy zaczęli, ile meczów rozegrali? 40? Może warto podać liczbę rozegranych meczów zwycięzców i przestać użalać się nad przegranymi. Jaka będzie przyszłość Fulham? Tak ja Boro po finale pucharu UEFA. Takie coś zdarza się raz na 100 lat. Hodgson odejdzie, tak jak odszedł McClaren. Dziś zwycięstwa nad Juventusem i Niemcami nie mają żadnego znaczenia. Fulham jest w całości puste.

    Odpowiedz
    1. ~zwz

      No ale kibic nie jest obiektywnym analitykiem, nie? Patrzy na swoich i widzi, że walczą jak lwy, choć widzi też, że są gorsi. Albo że ich masują przed dogrywką, bo już nie mają sił, ale wstają i walczą. Kibic Atletico widzi coś innego pewnie, ale nie jestem kibicem Atletico. Jak wszyscy chciałem, żeby wygrało Fulham, bo byłoby romantycznie po [prostu. To też jest kibicowskie: romantyzm nieuleczalny…

      Odpowiedz
      1. ~Jak

        Romantycznie to by było gdyby w finale grało np. BATE Borysów albo Arka Gdynia :).Fulham to solidny średniak ,ale z piłkarskich wyżyn i takie zespoły z najlepszych lig co jakiś czas łapią się do finałów(Alaves,Middlesbrough,Espanyol itp).Oczywiście gratulacje dla Fulham i Atletico które teraz świętuje i może czuć wielką dumę z powodu wywalczenia pierwszego trofeum w sezonie(mają jeszcze szansę na drugie bo 19 maja grają w finale Pucharu Króla) podczas gdy potężny sąsiad Real zakończy sezon z niczym.

        Odpowiedz
      2. ~Nie płakałem po Mourinho

        OK. Wszyscy chcieliśmy aby wygrało Fulham. Mnie jednak interesuje coś innego. Skąd te mity o morderczym sezonie w Premier League? Rozegrali 63 mecze. Jak na polskie warunki to dużo, ale jak na europejskie, to chyba nie. Nie wiem. Pytam. Ile meczów rozegrało Atletico? Bezrefleksyjnie przyjmujemy, że angielscy piłkarze grają po 60-70, ba nawet 80 meczów w sezonie. Czy ktoś to liczy, porównuje z innymi krajami? Przestańmy opowiadać bajki o herosach.

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          Punkt dla Ciebie. Atletico rozegrało dotąd mecz mniej, przechodziło przez eliminacje Ligi Mistrzów oraz grupowe rozgrywki tejże, puchary krajowe (finał Pucharu Króla jeszcze przed nimi), skład ma minimalnie większy od Fulham, porównując statystyki występów w pierwszej jedenastce więcej niż 10 razy. Jedna wyraźniejsza różnica to termin rozpoczęcia sezonu: Atletico zaczynało eliminacjami do Ligi Mistrzów 19 sierpnia, Fulham meczem w Europa League 30 lipca (a pierwszy sparing rozgrywało 8 lipca, bodajże w… Australii). Kibicowanie, jak widać, pozwala czasem przymnkąć oko na rzeczywistość.

          Odpowiedz
  2. ~Andrzej Kotarski

    Panie Michale, abstrahując od Fulham – zapowiedział Pan, może tylko pod wpływem euforii po Tottenhamie, wolę spotkania z czytelnikami bloga. Może Mundialowe mecze Anglii, choćby ten z USA byłyby dobrą do tego okazją?

    Odpowiedz
    1. Michał Okoński

      Myślałem, żeby to zrobić jak stuknie milion odwiedzin na blogu; niewykluczone, że to przypadnie podczas mundialu… Pamiętam o tym, oczywiście.

      Odpowiedz
  3. ~bjk1985

    Książka Nicka Hornby’ego to prawdziwa kopalnia takich z pozoru prostych i banalnych zdań-prawd o życiu piłkarskiego kibica. Oczywiście, że futbol jest okrutny. Nie ważne. czy jesteś kibicem Barcelony, Manchesteru, Tottenhamu, Fulham, Odry Wodzisław czy jakiegoś Huraganu, Naprzodu, Pogoni czy innego LZSu. Życie kibica związanego ze swoją drużyną siłą rzeczy musi się splatać z życiem jego klubu. Sezon jest długi, często nudny, męczący, lub odwrotnie – pasjonujący i ciekawy. Są wzloty, są też upadki. Gdyby nie te porażki, to wspomniane okrucieństwo – wtedy nikt tak naprawde nie doceniałby tych wyjątkowych, wygranych chwil. Brzmi to banalnie, wręcz prostacko, ale to jest trochę tak jak w życiu. ”Naturalny stan kibica to gorzkie rozczarowanie”. Gdy w rozgrywkach startuje 20 drużyn, to każda ma jakiś tam mniejszy czy większy określony cel, ale łączy je jedno. Z mniejszymi bądź większymi nadziejami wszystkie walczą o mistrzostwo – a to może zdobyć tylko jeden zespół. Największy odsetek drużyn to te które nie spadają z ligi, ale też jej nie wygrywają. Więc nie mają nic. Każdy marzy o chwili spełnienia, swojej chwili szczęścia. W życiu może to być dla kogoś bycie z kimś kogo się kocha, wygranie w totolotka, jakaś podróż życia…cokolwiek. W życiu piłkarskim może to być mistrzostwo, może to być czwarte miejsce, bądź 17ste, dające utrzymanie. Na takie momenty, takie chwile się czeka, takie momenty się później też wspomina. Choćby Tottenham miał przez 100 lat nic nie wygrać (TFU!) to ja z rozrzewnieniem będę wspominał mecz z City, cały ten dzień, wszystko co robiłem, będę pamiętał moją radość po golu. A do stanu permanentnego rozczarowania wrócę już wkrótce. Bo albo koguty odpadną w eliminacjach, albo w grupie, albo w półfinale, albo przegrają finał, albo przegrają dopiero za 10 lat. Ale przegrają, kiedyś na pewno. I stan rozczarowania powróci. Chwile szczęścia są krótkie i ulotne, ale właśnie dlatego tak je pamiętamy. Kibice fulham zapewne – tak jak Pan przypuszcza – czują wszystkie trzy wymienione przez Pana rzeczy jednocześnie. Na pewno są dumni, na pewno są smutni, na pewno liczą na conajmniej tak samo dobre jutro. Dobrze, że futbol jest okrutny – inaczej nie przyciągałby tylu kibiców, nie dawałby tych emocji które daje. Pyta Pan czy więcej cierpień czy uniesienia? po obejrzeniu wszystkich ligowych meczów kogutów w tym sezonie śmiało mogę stwierdzić, że głównymi emocjami towarzyszącymi mi były nerwy, niepewność, złość. Po wygranych człowiek zastanawia się, czy w następną sobotę bańka nie pęknie i wróci stara mentalność piłkarzy Spurs. Ale dla tych paru mniejszych chwil uniesienia i dla tej wielkiej z 5-go maja było warto. I chyba właśnie o to chodzi. pozdrawiam:)

    Odpowiedz
  4. ~Zlatan

    Niestety to prawda, że chwile szczęścia są krótkie, a moment oczekiwanie na nie może trwać cały rok (sezon?), lata (sezony?). Tymi chwilami trzeba się cieszyć. Przecież mogą długo, długo nie powrócić. A przykład Interu z tego sezonu? Śmiem twierdzić, że znikomy fragment teraźniejszych kibiców tego klubu pamięta ten poprzedni europejski, mistrzowski puchar z 1965 roku. Może Inter to teraz też drużyna jednego sezonu, jak Fulham? Analogicznie w obu klubach przyszedł trener z pomysłem, zebrał klocki (zawodników), ułożył układankę (zrobił drużynę, a nie zlepek zawodników), dano mu czas, wolną rękę i praca przyniosła skutek. Praca długa, żmudna, litry potu wylewanego na treningach nie zostały przelane na marne. A Juventus? Pamiętacie o takim klubie? Przecież to również znany i zasłużony klub (zaraz, zaraz… czy Fulham tu pasuje, czy jest zasłużonym klubem?). Myślę, że Juve czekają przez jeszcze dwa, może trzy, a może i dłużej, chude i ubogie w sukcesy (może i trofea) lata. Fulham może być, jak FC Porto z 2004 roku, kiedy wygrało Ligę Mistrzów, również pod wodzą Mourinho. Nie chce mi się tylko wierzyć, że teraz, Sześć lat później Inter rozprzeda swoja, być może, mistrzowską drużynę. Porto, Fulham, Inter, a może i Crvena Zvezda Belgrad(w 1991 wygrali LM) może wszystkie te zespoły łączy jednosezonowy sukces? Niech łapią te momenty szczęścia i osobistego spełnienia, bo chwile są ulotne, jak ulotka… bo zdaje się, że tak śpiewała kiedyś Paktofonika.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *