Odpuśccie Liverpool

Pięć lat to cholernie dużo czasu. Niemal dokładnie pięć lat temu przeżywaliśmy jedną z najwspanialszych nocy w naszym kibicowskim życiu – noc, w której polski bramkarz stał się legendą Anfield Road dzięki „tańcowi-spaghetti” podczas rzutów karnych i dwóm wcześniejszym paradom po strzałach Andrija Szewczenki. Niewiarygodne emocje, klasyk Ligi Mistrzów i ostatni wielki sukces Liverpoolu. Obawiam się, że na kolejny trzeba będzie czekać długie lata.

Wyjątkowo obszerny, jak na prasowe standardy list Davida Mooresa do redakcji „Timesa”, powstał właśnie w piątą rocznicę tamtego zwycięstwa w Stambule. Były właściciel klubu tłumaczy w nim okoliczności sprzedaży swoich udziałów Amerykanom, deklaruje, że działał w przekonaniu o najlepszym interesie klubu, a widząc, czym okazały się wybrukowane jego dobre chęci, chce przynajmniej oczyścić swoje imię przed rozczarowanymi kibicami. Jest przy tym rozdzierająco szczery, więc zachęcam do przejścia przez procedurę rejestracji na stronie internetowej angielskiego dziennika, żeby przeczytać jego list w pełnej wersji.

Moores opowiada całą historię: jak ewoluował Liverpool w ciągu ostatnich 20 lat, i jak zmieniała się ekonomiczna otoczka, w której przyszło mu działać. Jego zdaniem przed Mistrzostwami Europy w 1996 r. futbol na Wyspach był kompletnie niemodny – sytuacja zmieniła się później, z nadejściem wielkich gwiazd i wielkich pensji (dodajmy także: wielkich kontraktów telewizyjnych i reklamowych), a w ślad za nimi: żądnych zysków i splendoru bogaczy, często kompletnie niezainteresowanych futbolem. „Kluby zaczęły być postrzegane bardziej jako źródło dochodu niż źródło dumy; były co najmniej w równym stopniu instytucjami finansowymi, jak miejscem sportowego dziedzictwa. Nadeszła era Abramowicza, a ja zrozumiałem, że nie jestem w stanie z nim rywalizować”.

Dla Mooresa kluczowy był sezon 2002-03, w którym mimo pokaźnych inwestycji (prowadzący wówczas drużynę Gerard Houllier sprowadził m.in. El Hadji Dioufa – w owym czasie rekordowy transfer Liverpoolu) nie udało się awansować do Ligi Mistrzów. To wtedy wraz z dyrektorem wykonawczym Rickiem Parrym zaczęli szukać inwestora, borykając się z wątpliwościami: czy wszystko jedno, jaki to będzie inwestor? „Zorientowaliśmy się, że oferta z Tajlandii była nieetyczna” – pisze np. Moores, przywołując sławną już uwagę Parry’ego o tym, że srebra rodowe sprzedaje się tylko raz. Wspomina także negocjacje z Robertem Kraftem z USA i Sameerem Al Ansarim z Dubaju, za każdym razem tłumacząc powody załamania rozmów. Dlaczego w końcu zdecydował się na Gilletta i Hicksa? „Wiele razy pytano mnie, czy zwykła wyszukiwarka Google’a nie powiedziałaby mi wszystkiego o Tomie Hicksie? Mógłbym nonszalancko odpowiedzieć, że nie wiem, co to Google (nigdy nie używałem komputera), albo podważać wiarygodność internetowych wyszukiwarek, ale prawda jest taka, że naszych przyszłych partnerów sprawdzaliśmy o wiele dokładniej” – przebieg transakcji nadzorowała firma Price Waterhouse Coopers, przy współudziale Rotszyldów, a więc najbardziej cenione marki na światowych rynkach finansowych. „Jeśli coś sobie wyrzucam, to fakt, że po czterech latach poszukiwań byliśmy może zbyt zwarci i gotowi usłyszeć dobrą nowinę, że George i Tom pomyślnie przeszli to badanie”…

Dziś, pięć lat po Stambule i trzy lata po sprzedaży klubu, Liverpool znów nie zakwalifikował się do Ligi Mistrzów, kończąc rozgrywki Premiership na siódmej pozycji. Co jednak bardziej niepokojące: obecni właściciele znacznie zwiększyli zadłużenie klubu (wynosi ponad 350 milionów funtów) i najprawdopodobniej nie będą w stanie sfinansować ani budowy nowego stadionu, ani wesprzeć Rafy Beniteza – jeśli to on będzie menedżerem w przyszłym sezonie – sensownym budżetem transferowym. O tym, że atmosfera w drużynie nie jest dobra, świadczy niedawna wypowiedź Jamiego Carraghera, że żaden piłkarz nie jest większy niż klub i że ci, którzy chcą odejść, niech po prostu odejdą (spekuluje się, że za nowym pracodawcą rozglądają się nawet – albo zwłaszcza – Fernando Torres i Steven Gerrard).

Dlatego Moores pisze: „Bardzo mi zależy na klubie, drużynie i kibicach. Mam nadzieję – choć pewnie płonną – że panowie Gillett i Hicks przeczytają ten list, albo przynajmniej jego fragment, i zrobią to, co trzeba. Koniec końców, narażają na szwank instytucję sportową o globalnej renomie, więc jeśli mają choć trochę rozsądku i godności, to ustąpią i pozwolą nowym właścicielom przejąć klub w imię jego przyszłych sukcesów i z myślą o jego życiodajnej sile – kibicach”.

I dalej: „Ogromnie żałuję sprzedaży klubu George’owi Gillettowi i Tomowi Hicksowi. Chciałbym wierzyć, że chodzi tylko o to, iż połknęli więcej niż mogli strawić. Zakładając ich niewinność – czyli że przyszli z wielkimi ideałami, którym nie byli w stanie sprostać – wzywam ich do ustąpienia, zaakceptowania swych ograniczeń jako współwłaścicieli Liverpoolu, uznania swojej roli w aktualnym upadku klubu i do rezygnacji z godnością, żeby kto inny mógł podjąć wyzwanie. Nie karzcie już więcej kibiców – Bóg wie, że dostali już za swoje. Przyjmijcie ofertę, bądźcie realistami w sprawie ceny, umożliwcie to. Odpuśćcie klub. Ustąpić w imię wyższego dobra to oznaka siły, a nie słabości”.

Nie mam wielkich złudzeń, że amerykańscy właściciele klubu posłuchają tych apeli: zdecyduje rachunek ekonomiczny, nie etyka. Pamiętam również, że jeśli chodzi o zarządzanie, to również za czasów Davida Mooresa Liverpool znajdował się kilka kroków za takim Manchesterem United. Z drugiej strony sprzedaż klubu planowano m.in. po to, by ten dystans zniwelować. Marna pociecha dla kibiców z Anfield: rywale z Old Trafford mają podobne problemy.

23 komentarze do “Odpuśccie Liverpool

  1. ~Roger_Kint

    Najpierw mały myk: tekst z Timesa można przeczytać bez logowania:http://www.timesonline.co.uk/tol/sport/football/premier_league/liverpool/article7136410.ece#cid=OTC-RSS&attr=4013655To co pisze Moores jest bardzo niezborne. Pisze, że dostał od H&G gwarancje na piśmie dotyczące stadionu i transferów oraz nieobciążania klubu długami:’It is a matter of fact that the document pledged there would be no debt placed on the club, and significant funds would be made available for investment in the squad and the new stadium.’No i Amerykanie nie dotrzymali słowa.No to chyba czas wyciągnąć konsekwencje i zażądać zapłacenia kar umownych. Chyba pan Moores nie był tak głupi by nie umieścic jakichś dotkliwych kar umownych za niedotrzymanie zobowiązania… A może ten papier był tylko uspokajaczem sumienia?Pisze też tak:”The truth is that we went way beyond Google in our check-ups. We retained PricewaterhouseCoopers to advise us on the fabric of the deal, and they received assurances from Rothschilds,”W tym miejscu zakrzykne niczym Johny Bravo: O mamo! To musiało być bardzo kosztowne… Czy w ramach usługi PWC przedstawił historię clubu brazylijskiego klubu Corinthians? Nie? To czas zażądać odszkodowania. A moze jednak PWC nie zajmował się Hicksem? bo Moores dosłownie jeden akapit wcześniej pisze tak:”To a great extent, we took Tom Hicks on trust, on George’s say-so.”Albo albo. Albo „on trust”, albo go sprawdził używając PWC.Dalej pisze tak:”Significant shareholders like Granada and Steve Morgan were insistent the board of LFC should accept the G&H offer, and left me in no doubt about my legal duty to accept the offer.”Ten fragment Steve Morgan już zdążył zdementować. Ale nawet gdyby Moores nie kłamał to i tak jest jego wina. Trzeba było zebrać potrzebne informacje z pomocą Googla albo PWC – co kto lubi – i przedstawić je radzie. Jeśli rada dostała niepełne informacje, bo pan Moores postanowił zaufać Gillettowi i nie sprawdził Hicksa to muszę ze smutkiem powiedzieć, że to Moores ponosi odpowiedzialność za błędne decyzje rady.O to jak to możliwe, ze nie wiedział, że pieniądze na zakup klubu pochodzą z pożyczek nie zapytam przez grzeczność.Ten list przywołuje obraz człowieka chwytającego sie brzytwy. Nawalił. Dla paru milionów ekstra sprzedał nas kolesiom, którzy nigdy nie zamierzali inwestować swoich pieniędzy w klub i teraz próbuje sie wybielić.Jak sobie pomyślę, gdzie moglibyśmy być gdyby te same pieniądze które jesteśmy dziś winni bankom poszły nie na zakup klubu a na jego finansowanie to mnie szlag trafia. Gdyby zamiast nas sprzedawać Moores zaciągnął takie same pożyczki jak H&G i zainwestował je w klub to nasza sytuacja różniłaby sie tylko jednym detalem: mielibyśmy zbudowany nowy (60-70 tys) stadion. Drobiazg, nie?

    Odpowiedz
    1. ~ehhh

      Piekna analiza Roger, wychwyciles kilka subtelnych niescislosci. Czy ktos moze mi wytlumaczyc, czemu zarowno MU jak i Pool oddaly kluby w rece kolesi, ktorzy nie mieli de facto na nie kasy? Przeciez to jakas komedia. Nie znam sie na ekonomii, ale nie bylo zadnego milionera, ktory bylby w stanie sfinansowac kupno takiego klubu bez pozyczek, czy jakos im (zarzadcom klubow) po prostu nie wyszedl dobor ludzi? Ja tego nie ogarniam. Czemu Chelsea i MC maja wlascicieli ktorych stac na te kluby a MU i Liverpool nie? Kibicuje MU i najchetniej nie mialbym zadnego 'bogatego wujka’ i system przed Glazerami mi bardzo odpowiadal, ale jak juz wlasciciel jest, to czemu jest zadluzajacy a nie wyplacalny? Wiem ze moje pytania moga byc naiwne, ale nie rozumiem tego…Pees, Odchudzaja dorobek Zenona Samoboja dla MU (http://devilpage.pl/index/news/komentarze/21981/spozniony_prezent_dla_naniego/)

      Odpowiedz
      1. ~Roger_Kint

        > Czy ktos moze mi wytlumaczyc, czemu zarowno> MU jak i Pool oddaly kluby w rece kolesi, ktorzy nie mieli> de facto na nie kasy? Nie wiem jak było w MU ale jeśli chodzi o Pool to moim zdaniem decydującymi czynnikami były niekompetencja Mooresa/Parry’ego i/lub chciwość. Głupota i chciwość sa dobrym wytłumaczeniem dla najmniej 90% nieszczęść tego świata.

        Odpowiedz
        1. Michał Okoński

          Co do chciwości, myślę że nie. O ile zresztą zdołałem się zorientować, dziennikarze obsługujący Liverpool w jego czasach, pod tym względem oceniają go dobrze. Co do niekompetencji, wolałbym łagodniejsze określenia: Moores (pisze o tym zresztą w swoim liście) jest człowiekiem z innej epoki, w „erze Abramowicza” przestał sobie radzić. Przyznam, że ja kupuję wersję, że w sprzedaży klubu chodziło o jego dalszy rozwój, który mógł zapewnić jedynie inwestor. Tylko że z inwestorem okazało się, co się okazało.

          Odpowiedz
          1. ~Roger_Kint

            > Co do chciwości, myślę że nie.Ja też pewności nie mam – dlatego napisałem 'i/lub’. Gdybym miał pewność to bym napisał 'i’. Jest jednak faktem, że mając do wyboru przejęcie kapitałowe (bez żadnych pożyczek) przez DIC lub zlewerowaną ciut wyższą ofertę pary Amerykanów (z których jeden doprowadził już jeden klub piłkarski na skraj upadku) wybrał tę drugą.> Co do> niekompetencji, wolałbym łagodniejsze określenia: Moores> (pisze o tym zresztą w swoim liście) jest człowiekiem z> innej epoki, w „erze Abramowicza” przestał sobie radzić.> Przyznam, że ja kupuję wersję, że w sprzedaży klubu> chodziło o jego dalszy rozwój, który mógł zapewnić jedynie> inwestor. Tylko że z inwestorem okazało się, co się> okazało.Skoro chodziło o inwestycje w klub to dlaczego nie mamy żadnych egzekwowalnych gwarancji? Jeśli coś jest najważniejszą motywacją człowieka to ten człowiek powinien chyba zadbać by ten pierwszorzędny cel miał jakieś gwarancje? A Moores po prostu uwierzył dwóm finansowym rekinom na słowo i nie zażądał umieszczenia surowych kar umownych za niedotrzymanie słowa. Jeśli tego nie nazwiemy niekompetencją to co nią jest?Facet przyznaje w swoim liście, że sprzedał klub Hicksowi bo uwierzył Gillettowi na słowo. Jeśli tego nie nazwiemy niekompetencją to jak to nazwać inaczej? Sabotażem?Moores to jest bardzo miły gość, któremu klub wiele zawdzięcza i w ogóle. Ale to co zrobił klubowi w 2007…

          2. ~Roger_Kint

            Sprostowanie!Moores twierdzi, że DIC chciało zaciągnąć kredyty na 300 mln, ale jeśli go dobrze zrozumiałem, to ta kwota obejmowała też wybudowanie stadionu. Także mielibyśmy przejęcie mieszane kapitał + kredyty.

      2. ~michalj

        To jest prostsze, niż może się wydawać. Załóż, że masz na koncie 200k złotych i chcesz kupić mieszkanie. W gratce znalazłeś mieszkanie warte dokładnie tyle. I teraz decyzja – spłukuję się cały na zakup mieszkania, czy może jednak wezmę kredyt na jego zakup? Decyzja w tym momencie zależna jest od tzw. zysków alternatywnych. Czy mając ratę kredytu na poziomie np. 9% jestem w stanie moje 200k zainwestować tak, żeby przynosiły mi np. 11%? Jeśli tak, to decyzja jest prosta – kupuję mieszkanie na kredyt, płacę 9% rocznie, ale na czysto i tak wychodzę 2% do przodu. Do tego musisz wziąć pod uwage, że w globalnej ekonomii przy różnego rodzaju przejęciach/fuzjach/inwestycjach itp. bardzo rzadko przedsiębiorstwa płacą za to z własnej kieszeni. Przeważnie szuka się banku inwestycyjnego (np. UBS, City, ABN Amro) i to oni płacą za twoją inwestycję otrzymując z tego część procentów. Dlatego sytuacja wbrew temu co piszą niektóre media nie jest taka, że Glazerowie i inni są niewypłacalni. W każdej chwili mogli by spłacić dług klubu. Ale dług jest również częścią bilansu, więc klub w skrócie jest warty tyle co aktywa+dług. Jeśli obecnie wartość MU szacowana jest na poziomie 700mln funtów aktywów i 700mln długu, to ktoś chcąc go kupić musi wyłożyć prawie 1,5mld funtów. Ale gdyby Glaerowie spłacili dług i tak klub warty byłby 1,5mld funtów. Nie robią tego, bo wolą swoje pieniądze ulokować gdzieś, gdzie ROI jest większe. I tu zaczynają się protesty m.in. Rogera i innych zielono-żółtych. Dlaczego nie inwestujecie w nasz klub, tylko wykorzystujecie jego aktywa, aby powiększać swój majątek?

        Odpowiedz
        1. ~Roger_Kint

          > To jest prostsze, niż może się wydawać. (…) I tu zaczynają> się protesty m.in. Rogera i innych zielono-żółtych.> Dlaczego nie inwestujecie w nasz klub, tylko> wykorzystujecie jego aktywa, aby powiększać swój majątek?Bardzo się, kurna, mylisz. Protesty Rogera zaczynają się tam, gdzie właściciel okłamuje Rogera. H & G obiecali Rogerowi, że zbudują mu nowy stadion.H & G obiecali Rogerowi, że zainwestują konkretne kwoty w skład jego drużyny.H & G obiecali Rogerowi, że ich długi nie będą miały wpływu na działalność jego klubu.Tymczasem: stadionu nie widać, na skład wydajemy średnio mniej niż za Mooresa, a ogromne długi skutkują wydaniem opinii przez KPMG: „This fact indicates the existence of a material uncertainty which may cast significant doubt upon [Liverpool’s] ability to continue as a going concern,” Dzięki za wykład na temat sposobów zarządzania kapitałem, ale zaprawdę powiadam Ci: Roger się wkurza z innych przyczyn niż jego ignorancja dotycząca finansów. Chłopaki nie zdołali jeszcze otworzyc ust by nie skłamać.

          Odpowiedz
    2. ~piotrek

      Ale jaki jest właściwie zarzut do Mooresa? Że nie zatrzymał klubu? Prawdopodobnie nie miał środków do dalszego prowadzenia (nie wiem, nie znam historii dokładnie). Że nie sprzedał klubu bogatszym właścicielom? Nikt w owym czasie nie posiadał takiego kapitału na wyspach, zresztą obecnie też nikt nie posiada, żeby inwestować w duży klub. Opcjami są zwykle Amerykanie, zwycięzcy przemian ustrojowych w Rosji, albo nafciarze z Dubaju. Sprawa własności w klubach jest dla mnie trochę śliska. W mej skromnej opinii kluby powinny być zarządzane wyłącznie kapitałem krajowym bądź jeszcze lepiej lokalnym. Po pierwsze odzwierciedlałoby to realną ekonomiczną siłę danego miasta/regionu. Czy nie większa byłaby satysfakcja np. ze wspólnego stadionu Evertonu z Liverpoolem, sfinansowanego częściowo przez kluby, częściowo przez miasto? Pięniędzmi lokalnych przedsiębiorstw? Kiedy wiemy, że jest źle, możemy coś w tym kierunku zrobić. Kiedy tuszujemy braki kapitałem z zewnątrz, nie pomagamy tak naprawdę nikomu.Po drugie lokalny inwestor zawsze będzie bardziej odpowiedzialny, bo on przecież nie ma innego wyjścia. Również starałby się myśleć bardziej długodystansowo, jako że łączą go głębsze związki z klubem, załóżmy sentymentalne. Tak więc długomilionowe zadłużenie a następnie sprzedaż komu popadnie nie wchodzi w grę. I po trzecie wreszcie szowinizm: wiem że to niepoprawne politycznie, ale przecież o to chyba chodzi w piłce nożnej? Żeby wygrało to, co „nasze”? Przecież futbol to jest w jakimś soptniu substytut wojenek; to „nasi” jadą pokonać „tamtych”. Jaką satysfakcję odczuwa kibic Chelsea, gdy widzi cudowne zwycięstwa klubu skazanego na łaskę i kaprys obcego miliardera? Czy to jest zwycięstwo dla radości kibica, czy dla podbudowania ego właściciela? Jaką satysfakcję odczuwa fan City, który tak naprawdę z sukcesem zatrudniena Carlosa Teveza nie ma nic wspólnego? Czy może być dumny z tego, że dubajski fundusz inwestycyjny, w ramach dobrego PR-u i rozsławienia swej marki w świecie zdecydował na podstawie rachunku ekonomicznego wydać trochę pieniędzy na ten właśnie klub?Żeby nie było, nie wylewam tutaj swych frustracji, i traktuję całą sprawę z przymróżeniem oka. Powyższych idei nie powinno się stosować w innych dziedzinach życia, ale przecież mówimy tutaj o futbolu. Futbol ma swój smaczek w tym, że udaje sprawy strasznie istotne i podbudowuje nam ego, więc jestem za tym, żeby zatrzymać te pozory, które nadają mu ten smaczek.

      Odpowiedz
      1. ~michalj

        Ciekawe słowa. Coraz częściej zastanawiam się jak to będzie jak w końcu z MU odejdzie SAF i wraz z tymi myślami przychodzi mi do głowy pytanie: „Dlaczego tak naprawdę kibicuję MU?” Przecież gdy odejdzie on i powiedzmy Giggs, Scholes, Neville to będzie już totalnie inny klub niż ten, w którym się zakochiwałem na początku lat 90tych. Może jeszcze w przypadku MU pozostanie pewnego rodzaju filozofia gry, system narzucony przez SAFa. Ale to pewnie też któregoś dnia przejdzie. Ale, pytanie do kibiców Chelsea – przecież wasz klub porównując do tego z, powiedzmy 2003r., to dwie praktycznie różne instytucje. Inni piłkarze, trener, sztab, a nawet właściciel. Zostało tylko logo i nazwa. Co naprawdę pociąga was w tych siedmiu literach? Przepraszam, że akurat do was, ale CFC jest akurat najlepszym przykładem tego co chcę powiedzieć. Kibic lokalny – to rozumiem. Od dziada pradziada kibuję im, bo wychowałem się obok stadionu i jestem z nimi bez względu na wszystko. Ale kibic 'na odległość’? Przecież nie mogę im kibicować, 'bo moja rodzina im zawsze kibicowała’ (choć to pewnie też się zdarza). Na mój rozum, zachwyca nas pewien styl gry, pewna filozofia kształcenia piłkarzy, itp. Ale co jeśli to się zmieni? Co jeśli przyjdzie nowy właściciel i wymieni całe DNA klubu? Czy to ciągle jest nasz klub? Jeśli tak, to dlaczego?

        Odpowiedz
        1. ~Jaskier

          Jestem fanem Arsenalu. Zakochiwałem się w tej drużynie w czasach Vieiry, Anelki, Henry’ego, Bergkampa, Seamana i reszty. Teraz w drużynie nie został nikt z dawnych graczy (no, nie licząc precedensu Campbella). Rzecz jasna jest Wenger. Ale kiedyś i on odejdzie. Dlaczego myślę, że wciąż będę im kibicował? Coż, to chyba tak jak w miłości. Ekscytacja mija, wszystko nieco powszednieje, wybranka też wygląda nieco inaczej 😉 Ale łączy nas to, co wspólnie przeżyliśmy. Rozkołatane serce, drżące ręce, okrzyki radości i ból niespełnienia. Cóż, wierność. Są może piękniejsze (Barca), bogatsze (Chelsea) czy popularniejsze (Real). Jednakże – przepraszam za górnolotność – przytoczę cytat: „Mały Książę poszedł zobaczyć się z różami.- Nie jesteście podobne do mojej róży, nie macie jeszcze żadnej wartości – powiedział różom. – Nikt was nie oswoił i wy nie oswoiłyście nikogo. Jesteście takie, jakim był dawniej lis. Był zwykłym lisem, podobnym do stu tysięcy innych lisów. Lecz zrobiłem go swoim przyjacielem i teraz jest dla mnie jedyny na świecie.Róże bardzo się zawstydziły.- Jesteście piękne, lecz próżne – powiedział im jeszcze.- Nie można dla was poświęcić życia. Oczywiście moja róża wydawałaby się zwykłemu przechodniowi podobna do was. Lecz dla mnie ona jedna ma większe znaczenie niż wy wszystkie razem, ponieważ ją właśnie podlewałem. Ponieważ ją przykrywałem kloszem. Ponieważ ją właśnie osłaniałem. Ponieważ właśnie dla jej bezpieczeństwa zabijałem gąsienice (z wyjątkiem dwóch czy trzech, z których chciałem mieć motyle). Ponieważ słuchałem jej skarg, jej wychwalania się, a czasem jej milczenia. Ponieważ… jest moją różą”. Pozdrawiam

          Odpowiedz
        2. Michał Okoński

          Sprawa własności w klubach to pasjonujący problem – jak zresztą widać po Waszych głosach. Generalnie mamy rynek i każdy może kupić, co chce – choć wszelkie próby cywilizowania tego zjawiska zasługują na uznanie. A że każdy rynek podlega jakimś ograniczeniom, można i należy dyskutować np. nad zwiększeniem wpływu zarejestrowanych i opłacających składki kibiców na zarządzanie klubem nawet będącym formalnie i faktycznie własnością jedngo człowieka.Są kwestie szczegółowe, np. „fit and proper person test”, dzięki któremu Premier League chciała wyeliminować nieodpowiednie osoby z przejmowania władzy nad klubami, nie zdał egzaminu: czy pan Shinawatra albo kolejni właściciele Portsmouth z minionego sezonu rzeczywiście byli „fit and proper”?Są też kwestie ogolne, by nie rzec – filozoficzne. W świecie idealnym chciałbym klubów zarządzanych dzięki kapitałowi krajowemu, a najlepiej lokalnemu, jak pisze Piotrek, i opartych, jak pisze Michalj, na fanach z dzielnicy. Ale nie mam złudzeń: to już nie wróci.Myślę też, że tak naprawdę kibic łyknie każdego właściciela, byle miał odpowiednio wysoki budżet na transfery – niechby był i dyktatorem. Protesty przeciwko Amerykanom w MU czy w Liverpoolu nie biorą się przecież z tego, że są brzydcy i źli, łamią prawa człowieka itd., ale z tego, że ciągną z klubu pieniądze zamiast je w niego pompować. Fan City cieszy się z zatrudnienia Teveza na tej samej zasadzie, na jakiej ja, kibic Tottenhamu, im zazdroszczę i póki szejkowie nie zakręcą kurka, gotów będzie chodzić na mecze w arabskim stroju.I bez złudzeń, Michałj: odejdzie sir Alex, przestaną grać Giggs, Scholes czy Neville, a następcy będą samymi Brazylijczykami albo Portugalczykami, a Ty i tak będziesz im kibicował. Ludzie, którzy potrafili się z tym uporać – np. tacy, którzy założyli FC United of Manchester na przekór Glazerom – są absolutnymi, choć chwalebnymi wyjątkami. „Czy to ciągle jest nasz klub?”. Nie, cholera, to nie jest nasz klub, ale ten rodzaj więzi, jaką odczuwa kibic, właściwie wyklucza apostazję. Nie mam racji?

          Odpowiedz
      2. ~Roger_Kint

        > Ale jaki jest właściwie zarzut do Mooresa? Że nie> zatrzymał klubu? Prawdopodobnie nie miał środków do> dalszego prowadzenia (nie wiem, nie znam historii> dokładnie). Że nie sprzedał klubu bogatszym właścicielom?1. Moores sprzedał klub nieodpowiednim ludziom. Hicks zrujnował w podobnych okolicznościach club Corintians.2. Moores niby otrzymał gwarancje co do budowy stadionu i inwestycji w skład, ale nie uzyskał żadnych kar umownych za niedotrzymanie umowy.3. Moores pozwolił zainstalować dysfunkcyjny duet właścicieli, który nie umiał sie dogadać w podstawowych dla klubu sprawach. G & H umówili się, że żaden z nich nie sprzeda swoich udziałów bez zgody drugiego a następnie pokłócili się tak, że nie odzywali się do siebie przez ponad rok. A ponieważ obaj dysponowali dokładnie 50% udziałów w klubie panował paraliż decyzyjny. 4. Moores wybrał ofertę korzystniejszą finansowo, ale gorszą pod każdym innym względem. Mógł wybrać DIC,

        Odpowiedz
  2. ~Andrzej Kotarski

    Jaime Carragher to symbol klubu porównywalny ze Stevenem Gerrardem. Ten człowiek będzie kiedyś managerem LFC i życzę mu, aby powtórzył piękny sen Guardioli i Barcelony.5 lat to dużo, ale moim zdaniem Liverpool zmienił się na lepsze. Tamte rozgrywki Ligi Mistrzów były niezwykłe, ale kadrowo L’pool z 2005 był słabszy nawet niż ten A.D. 2010. Triumf w Lidze Mistrzów był niesamowitym wystrzałem, pokazem kunsztu taktycznego Beniteza. Teraz potencjał jest większy, ale nie udaje się go wykrzesać.Uważam jednak, że na dobre lata dla Liverpoolu nie będzie trzeba czekać tak długo. Ale może to tylko moje małe kibicowskie marzenie?

    Odpowiedz
  3. ~mak

    Czy to nie po lekturze tego listu Heraklit westchnął, że Eros i Tanatos są tym samym bogiem, mając na myśli pieniądz w futbolu? Ekscytując się transferami, transmisjami i całym medialnym transem, ocućmy się od czasu do czasu: piłka jako biznes rozrywkowy o globalnej skali, taki objazdowy (via światłowody i satelity) cyrk z atletami, będzie miała dyrektorów coraz bardziej szemranej konduity. No bo czy taki dajmy na to Silvio Berlusconi to nie jest szemrany dyrektor? A szejk Mansour bin Zayed czy nie okaże się egzotyczny także w sensie etyli biznesowej?

    Odpowiedz
  4. ~Nie płakałem po Mourinho

    Pomysł Anglików był bardzo dobry. Zapraszamy zagranicznych właścicieli i doimy ich z kasy. Trochę nie wyszło. Amerykanie znają się na sporcie i na biznesie. To oni będą doić angielskich kibiców. Dlaczego mają odpuścić Liverpool?

    Odpowiedz
  5. ~Bartnexo

    Wszystko wskazuje na wyższość systemu hiszpańskiego zarządzania klubem. Oddanie władzy dla Socios było znakomitym ruchem. Podobny ruch jeśli dobrze rozumiem planują rycerze z Man United. Właścicielami klubu powinny być osoby o odpowiednim statusie majątkowym- tu się zgadzam, ale przede wszystkim osoby zainteresowane klubem jako czymś dla nich wyjątkowym, czego nie postrzegają w aspektach czysto zarobkowych. Amerykanie doją dolary z różnych instytucji (przecież nie są właścicielami tylko klubów sportowych) na całym świecie, jeśli firma nie zarabia- trzeba sprawić by zarobiła nawet kosztem pracowników czy bankructwa. Tu nie ma miejsca na sentymenty- Oni zarabiają na tym miliony i zostawiają po sobie wraki. Trzeba również przyznać, że Soccer cieszy się nadal małym szacunkiem amerykanów i jeśli jakieś angielskie kluby zbankrutują pod rządami amerykanów to dla nich nie odbije sie to dużą czkawką w USA. Tam po prostu tak to działa.

    Odpowiedz
    1. ~Roger_Kint

      > Wszystko wskazuje na wyższość systemu hiszpańskiego> zarządzania klubem. Oddanie władzy dla Socios było> znakomitym ruchem. Wszystko? Naprawdę wszystko? Ten model o którym piszesz nie ma żadnych wad? ani jednej?

      Odpowiedz
  6. ~erictheking87

    dla mnie sprzedaz klubu powinna byc mozliwa jedynie w sytuacji, gdy nabywca jest w stanie pokryc zakup calego klubu z wlasnych srodkow, bez zaciagania jakiegokolwiek kredytu.nie wiem jak wygladaloby to od strony praktycznej, bo studiuje budownictwo a nie ekonomie czy finanse, ale sadze, ze bylby to o wiele bardziej sprawiedliwe rozwiazanie.albo jestes bardzo bogaty i stac cie na wylozenie miliarda funtow na zakup np. man united, albo cie nie stac. sytuacja powinna byc przejrzysta, a nie taka jak obecna – 'troche mnie stac, ale w wiekszosci mnie nie stac’.

    Odpowiedz
  7. ~etk87

    mamy i pierwszy z ciekawych transferow w EPL:Everton have confirmed the signing of Jermaine Beckford on a four-year contract following his departure from Leeds United.jestem bardzo ciekawy jak sobie beckford poradzi w premiership w takim klasowym zespole jak everton.

    Odpowiedz
  8. ~eric

    Panie Michale….. jutro wolne… to moze udaloby sie na szybko skrobnac jakis tekst?moze cos o ekipie (tej 23-osobowej) capello albo kolejny part podsumowania sezonu?nie zebym wyliczal… ale to juz 6 dzien bez nowej notki…

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *