Dziennik Mundialu: choć raz nie my

To było wiele lat temu: siedzieliśmy przy choince i Andrzej nagle gwałtownie odsunął fotel. Zapomniał, że drzewko stoi  niedaleko, zawadził oparciem o gałąź i po chwili musieliśmy zbierać potrzaskane bombki. Pamiętam, jak Marian uśmiechnął się od ucha do ucha. „Choć raz nie ja”, powiedział.

Podobnie jak Marian musi czuć się teraz niejeden polski kibic, przez lata przyzwyczajany do kompromitacji własnych piłkarzy lub działaczy. Czegoś takiego, co zafundowali dziś swoim fanom Francuzi, nie notowała dotąd nie tylko historia PZPN-u. Owszem, zgrupowanie Irlandczyków jeszcze przed mistrzostwami w 2002 r. opuścił Roy Keane, a w 1998 r. z imprezy wyjechał Faustino Asprilla, oburzony decyzją o zdjęciu go z boiska podczas meczu z Rumunią. Ale żeby kapitan drużyny na oczach dziennikarzy szarpał się z jednym z trenerów, a potem żeby cała reprezentacja odmówiła udziału w treningu w związku z decyzją o usunięciu kolegi z kadry, szkoleniowiec był zmuszony do odczytania dziennikarzom ich oświadczenia, a jeden z działaczy składał przed kamerami rezygnację, by następnie trzasnąć drzwiami samochodu i odjechać w siną dal – no tego naprawdę się nazbierało.

Ale nazbierało się też w obozie Anglików, którzy dzisiejszego wieczora odbyli kryzysowe spotkanie z Fabio Capello, żeby przeanalizować to, co poszło nie tak podczas meczu z Algierią – czyli przeanalizować pełne 93 minuty, jak to dziś ujął na konferencji prasowej John Terry. A także spróbować wspólnie zastanowić się, co dalej.

To, jak interpretować wypowiedzi kapitana Chelsea (i niedawnego kapitana reprezentacji, przypomnijmy; dziś też brzmiał jak niekwestionowany lider drużyny), podzieliło dziennikarzy. Większość była zachwycona szczerością i pasją, mniejszość, do której się zaliczam, w deklaracjach o braniu spraw swoje ręce dopatrzyła się podważania pozycji Fabio Capello. „Jeśli to, co sobie powiemy, zdenerwuje go, albo zdenerwuje któregokolwiek z kolegów, to trudno – mówił Terry. – Najważniejszy jest efekt, czyli wygrana ze Słowenią”.

Widać gołym okiem, że coś pękło w relacjach między włoskim trenerem a angielskimi piłkarzami. Sam Capello mówił zresztą zaraz po meczu z Algierią, że nie ma pojęcia, co się stało z piłkarzami, którzy tak znakomicie radzili sobie na treningu. „Sądzę, że to może być prawdopobnie presja”… Zwróćcie uwagę na to „sądzę”, „może” i „prawdopodobnie”: on naprawdę nie wie, co się stało. I trudno się dziwić, skoro podczas ich wspólnej historii nigdy nie doszło do prawdziwego zbliżenia – Capello trzymał piłkarzy na dystans, a w rolę dobrego policjanta wcielił się jego asystent Franco Baldini. Tyle że ponieważ przez eliminacje przeszli jak burza, nikomu to nie przeszkadzało. Zawodnicy mówili o nim „Mr Capello”, otaczał go nimb nieomylności, wzmocniony niepokojem, co będzie, jeśli np. któremuś podczas wspólnego posiłku zadzwoni telefon (surowo zakazane!). Tyle że do tej pory widywali się rzadko i na krótko – tydzień, góra dziesięć dni. A teraz są ze sobą już miesiąc – miesiąc męczącego zgrupowania w Austrii, niesatysfakcjonujących sparringów, a wreszcie przyjazdu do RPA i codziennej rutyny, która mocno różni się od tej, do której przywykli na codzień.

Zdumiewające bywają przyczyny niepowodzeń jakiegoś projektu piłkarskiego, w który zaangażowany jest bardzo dobry trener. Juande Ramos, który omal nie spuścił Tottenhamu do Championship, wprowadził reżim, którego do szpiku angielscy piłkarze nie chcieli zaakceptować (zakaz używania keczupu? jedzenia słodyczy?!), a jeszcze nie potrafił się z nimi porozumieć w ich języku. Roberto Mancini wprawdzie nadal pracuje w Manchesterze City, ale narzekań na dwa treningi dziennie było co niemiara. Fabio Capello nie dość, że dopiero wczoraj pozwolił piłkarzom na pierwsze spotkanie z partnerkami, to przez cały czas nie wyraża zgody na ukochane przez większość swoich podopiecznych gry wideo. Nuda, nuda – użalają się ci odważniejsi na to, że między obiadem a kolacją nie wiedzą, co ze sobą zrobić, i tęsknią za angielskim fachurą, który zrozumie ich i przytuli, a potem, stosując sprawdzone od dekad metody, zaprowadzi ich na szczyty, jak nie przymierzając Harry Redknapp Tottenham.

Tylko nieliczni komentatorzy, jak przywoływany przeze mnie wczoraj Duncan White, widzą to z perspektywy szkoleniowca. To nie jest przecież tak, że Fabio Capello z tygodnia na tydzień przestał być jednym z najwybitniejszych fachowców w tym zawodzie (a Diego Maradona stał się jednym z najwybitniejszych…). Po prostu materiał ludzki jest trudniejszy, niż się spodziewał – a jeszcze jeden z kluczowych składników tego materiału po serii urazów w końcówce sezonu ligowego zatracił formę z zimy i wczesnej wiosny.

Tak jest: dożyliśmy momentu, w którym padają głosy o konieczności posadzenia Wayne’a Rooneya na ławce (i postawienia np. na duet Defoe-Crouch; z odstawieniem Heskeya pogodzili się już wszyscy), a tematem powszechnie omawianym jest także to, czy Fabio Capello otrzyma odszkodowanie, jeśli zostanie zwolniony po odpadnięciu z mundialu już na etapie rozgrywek grupowych. Oczywiście nie spodziewam się, by Rooney trafił na ławkę, choć zmiany będą z pewnością – także w sposobie ogłaszania składu, bo dotąd Capello trzymał drużynę w niepewności niemal do ostatniej chwili, co piłkarzom się nie podobało, a teraz zgodził się ponoć na wcześniejsze odkrywanie kart.

Od pierwszej minuty mecz ze Słowenią zacznie zapewne Joe Cole, o którego upomniał się również Terry. Ależ daleko zaszliśmy: piłkarz, który formalnie nie jest kapitanem, sugeruje trenerowi, kogo powinien wystawić w meczu, który dla Anglików będzie meczem o wszystko. Żeby zacytować w całości poirytowany komentarz redakcyjny z „Daily Telegraph”. „Lwy na angielskiej koszulce można równie dobrze zastąpić bezgłowymi kurczakami, sądząc po samookaleczającej nędzy podczas bezbramkowego remisu z Algierią. Tyrady i przeprosiny Rooneya, Terry ogłaszający naradę i Capello przepowiadający własne zwolnienie. Żeby użyć niepiłkarskiej frazy: dość tego! Jest mecz ze Słowenią we środę. Czy nie możemy po prostu wygrać? Prosimy…”.

 

Anglia. Francja. Hiszpania. Włochy. Przecież to mogłaby być czwórka półfinalistów, a tu proszę… Dodajmy zaskakująco stateczną Holandię i mamy powrót tematu, którym ten dziennik otwieraliśmy: mistrzostw zmęczonych. Niby Włosi w dzisiejszym meczu z Nową Zelandią fizycznie wytrzymali, niby ich akcje rozgrywały się w bardzo dobrym tempie – więc w tym przypadku nie chodziło o zmęczenie fizyczne, a raczej o rodzaj wypalenia, braku świeżych idei albo większej liczby piłkarzy z wyobraźnią (Pirlo!!!). No i o ekstra ambicję chłopaków z Nowej Zelandii. Ustawieni 3-4-1-2, kiedy byli przy piłce, i piątką w obronie, kiedy ją tracili, bronili się ofiarnie i umiejętnie, jak wielu teoretycznych słabeuszy na tym turnieju. Owszem: sędzia nie powinien był uznawać bramki Smeltza, bo padła ze spalonego, ale również o karnym dla Włochów można dyskutować (to coś jak z decyzją Webba w meczu Polaków z Austriakami: przepisy nie zostawiają wątpliwości, że był faul, ale Duch Gry wzdraga się, gdy słyszy gwizdek). W sumie jedyne, na co pozwalała Nowa Zelandia piłkarzom Lippiego, to strzały z dystansu, a sama bliska była sprawienia sensacji w końcówce, kiedy Chris Wood, osiemnastolatek z West Bromwich, uderzył minimalnie obok słupka.

Hity, jak widać, leżą gdzie indziej i na czymś innym polegają (w Nowej Zelandii nie ma nawet zawodowej ligi piłkarskiej, a tu proszę…), choć przecież mecz wieczoru również nie rozczarował. Brazylijczycy pod Dungą grają wprawdzie niezwykle ekonomicznie, ale kiedy osiągnęli już dwubramkowe prowadzenie, zaczęli czarować w stylu, którego byśmy od Brazylijczyków oczekiwali. Wielu emocji dostarczył nam francuski sędzia (zły dzień Francuzów, zaiste): przy drugiej bramce Luisa Fabiano nie zauważył aż dwóch zagrań ręką, nie zapanował nad zbyt ostrą grą piłkarzy z Wybrzeża Kości Słoniowej, a kiedy było już naprawdę nerwowo, dał się nabrać na teatralny upadek Keity i niesłusznie usunął Kakę z boiska. No ale może Brazylijczyk odpocznie przed decydującymi meczami, jak Zidane w 1998 roku…

Najbardziej w tym meczu podobał mi się Elano. Niechciany w Manchesterze City pomocnik mógłby być symbolem Brazylijczyków a la Dunga: dziko pracowity, biegający po całym boisku, celnie podający i czysto odbierający piłkę rywalom (miał siedem udanych wślizgów), strzelił kolejnego na tym mundialu gola. Miejmy nadzieję, że zniesiony z boiska po brutalnym – i niezauważonym przez sędziego! – faulu Tiote, zdoła się szybko wykurować.

O Słowakach ani słowa – miałem wielką ochotę wybrać się do nich na oglądanie któregoś meczu, ale taką grą nie zdołali mnie jeszcze zachęcić. Może powinni posłuchać swojego hymnu? Spieraliśmy się dziś o niego w redakcji, bo mój znakomity kolega twierdził, że Słowacy śpiewają o wieszaniu Janosika za poślednie ziobro, i że coś takiego właśnie zrobili im piłkarze Paragwaju. Mój znakomity kolega się mylił. W hymnie Słowacji mowa o tym, że „Nad Tatrami się błyska / gromy dziko biją./ Zatrzymajmy je, bracia, / one z pewnością zanikną, / Słowacy ożyją. // Ta Słowacja nasza / mocno do dziś spała. / Ale błyski gromu / zachęcają do tego, / aby się zbudziła”. Czy Słowacy ożyją? Czy Słowacja zbudzi się na mecz z Włochami? Może jednak pojadę w Tatry, żeby to zobaczyć.

16 komentarzy do “Dziennik Mundialu: choć raz nie my

  1. ~Youth

    Szczerze się przyznam, że wielkim fanem Brazylii nie jestem, być może nie zadziwi zatem moja opinia, ale:1. Kaka dziś za całokształt otrzymał jak najsłuszniejszą czerwień (wieczne wykłócanie się, prowokowanie, uszczypliwości pod adresem przeciwników i potem zawsze ta mina niewiniątka). Owszem, upadek zawodnika WKS po lekkim kuksańcu łokciem jak najbardziej teatralny, ale przecież Kaka dostał drugą żółtą jak najbardziej słusznie- za przeszkadzanie, za incydenty bez piłki, gdy akcja jest wstrzymana itd.2. Ręka (ręce) przy drugiej bramce i jeszcze potem te uśmieszki sędziego. Kolejny przykład, iż powtórki video to mus w tej dyscyplinie. Było 1:0, mecz mógł się inaczej ułożyć, a tak 2:0 i WKS załamane, potem jeszcze Elano i po zabawie.3. Sędzia- tragedia. Nie panował nad grą, gdy miał dawać kartki- nie dawał, gdy miał nie dawać- dawał. W efekcie sfrustrowani zawodnicy WKS zaczęli „odgrywać” się brutalną grą, sędzie tylko dyktował wolne, co jeszcze zaostrzało grę, prowokowało Brazylijczyków do pyskówek i nieraz słusznych pretensji (choć i oni nie są bez winy bo kopali się po nogach na całego), czego apogeum widzieliśmy w końcówce. Dwója z minusem, brakowało tylko chyba jeszcze karnego z kapelusza (jak w meczu, pożal się Boże, mistrzów świata)4. Francja- żenua. Włochy- do przewidzenia z tym składem i jego średnią wieku. Anglia- zaskoczenie. Hiszpania- poczekajmy do drugiego meczu.5. Pozytywy- postawa drużyn z Ameryki Płd., mecz Dania-Kamerun, Ozil. I niech ta faza grupowa się już kończy, bo to naprawdę nie jest porywający mundial…

    Odpowiedz
    1. ~number 9

      Kaka się wykłócał albo prowokował? Nie widziałem. Raczej WKS-iacy prowokowali jego, widząc że jest bez formy. Ale akurat złapał ją w tym meczu, szkoda, że teraz będzie odpoczywał, bo znów straci rytm. Sędzia zawalił to spotkanie, ciekawe, co by się pisało gdyby był z Mali…

      Odpowiedz
  2. ~Bandzior

    Brak u tych wymienionych przez Pana faworytów zawodników, gotowych walczyć tak jak ci sprawiający kłopoty i niespodzianki słabeusze. Anglicy wyglądali na zmęczonych. Może zmęczonych też reżimem Capello, który chyba nie pojmuje, że pracownik nieszczęśliwy jest mniej wydajny. Francuzów nie ma co komentować. Włosi są wypaleni, lub brak im potencjału. Hiszpanów wciąż ciężko chyba oceniać-wydaje mi się, że chyba po nich spodziewać się ciągle możemy najwięcej. U Holendrów wybitnie znamienne mi się wydaje, że objawieniem staje się zawodnik mający już 23 lata. Zazwyczaj była to bardziej mieszanka doświadczenia z zawodnikami młodziutkimi z wielką fantazją. Generalnie młodych z fantazją u faworytów brak.Ja się wybieram na przełomie czerwca i lipca do Londynu, dlatego mocno ściskam kciuki za Anglików, aby móc w towarzystwie zagorzałych fanów obejrzeć ich wzlot na wyżyny umiejętności 😉

    Odpowiedz
  3. ~mak

    Czerwiec to w RPA grudzień, więc piłkarze Angli, Francji i Włoch wyjechali nie tyle z Europy do Afryki, co z czerwca do grudnia. Każdy wehikuł ma swoje choroby lokomocyjne, ale ta mogła wpłynąć na nielotność Holendrów, donkiszocką a-skuteczność Hiszpanów (wobec pojedynczego wilhelmtellowego strzału Szwajcarów) czy błagalne „więcej światła (serbskiej bramki)” powtarzane za Goethem przez Niemców. Tudzież na bezprecedensowe puszczanie nerwów, których postronki nadwerężają jednakowoż media, pracowicie dolewając oliwy do ognia i przekuwając igły sportu na widły honoru narodowego. Można w tym widzieć przebłysk futbolowej sprawiedliwiedliwości, czuwającej, by ci, którzy się nawygrywali klubowo, bo mają Barcelony, Milany i Manchestery, przegrali z tymi, którzy dostarczają im piłkarskiej krwi (vide: Milito czy Maicon w Milanie, Messi w Barcy albo Hernandez kupiony przez sir Alexa), ale można też wziąć globus i zaryzykować – co niniejszym czynię – Teorię Równika. Z dotychczasowego przebiegu wydarzeń wnioskuję otóż, że górą będą zespoły spod, a nie znad. Czyli piłkarze, którzy do „grudnia” w RPA mieli bliżej, krócej się natłukli wehikułem. Poza oczywistymi Argentyną i Brazylią, także Chile, Paragwaj, prawie-równikowy Meksyk. Oczywiście, moją teorią zachwiewają drużyny z Afryki, np. WKS mające, tak jak Kamerun, do drugiej strony równika circa 2 i 1/2 strzału Drogby (dziś Słonie zachowały się w sklepie z Kanarkami wyjątkowo ociężale, a w końcu nieelegancko), oraz Australia. Ale już nie Nowa Zelandia. Szczerze życzę krajanom Kiri Te Kanawy wyjścia z grupy kosztem krajanów Pavarottiego. A Puchar Świata niech błyszczy gdzieś pod Krzyżem Południa.

    Odpowiedz
  4. ~erictheking87

    czerwien dla kaki w pelni zasluzona. jak dla mnie po prostu na 100%. pierwsza zolta za popchniecie rywala nalezala sie. za uderzenie lokciem gracza, w dodatku bez pilki druga zolta rowniez.gdyby kaka walnal troche mocniej lokciem w mostek owego zawodnika WKS to mysle, ze straight red, z pominieciem zoltej bylaby adekwatna kara. takie zachowania trzeba po prostu tepic w zarodku i to z cala surowoscia.dla mnie to po prostu niedopuszczalne, i przyznam szczerze, ze jestem zaskoczony Pana opinia na temat wykartkowania tego akurat zawodnika.oczywiscie zachowanie graczy WKS rowniez pozostawialo sporo do zyczenia… tam ze dwie zolte, albo kto wie czy nie czerwone bylby takze uzasadnione (mam na mysli nakladki).z drugiej strony brazylijczycy rowniez troche teatru odstawiali (robinho…) a w dodatku sami jakos specjanie czysto takze nie grali.sedzia ogolnie powinien w nastepnym sezonie zajmowac sie sedziowaniem meczow 2 ligi francuskiej. mysle, ze dobrze by mu to zrobilo.(wielkim znakiem zapytania, jest dla mnie powtorka, na ktorej owy sedzia pokazuje luisowi fabiano na reke po 2 bramce… i smieje sie… o co tam chodzi?????).w kwestii meczu wlochow – nie ogladalem calego spotkania, a powtorki karnego rowniez jakos namietnie nie analizowalem, ale z tego co pamietam, to symulacja w najczystszej postaci.ogolnie nasi drodzy italiancy niezle nabierali sedziego w pierwszej polowie, ktora to ogladalem.w sumie szkoda, ze nie wygrali bo kibicowalem im, ale remis tez jest niezly, bo nowa zelandia ciezko na niego zapracowala.

    Odpowiedz
      1. ~mak

        Czerwona kartka dla Kaki (jasne, że niesłusznie przyznana) miała moc psychoterapeutyczną: przestało mi być żal piłkarzy WKS. Gol Fabiano (piękny i niesłusznie uznany) też żal wzmógł, a sędzia wyrównał bilans niesłuszności. Być może wyłazi ze mnie jakaś źle zbilansowana moralność, ale „ręka Fabiano” (w ferworze narkotycznego baletu z piłką) wydaje mi się mniejszym kłamstwem niż „twarz Keity” (zimna kreacja pod efekt). Na miejscu sędziego po obejrzeniu zapisu przeprosiłbym Kakę (bez ambicji anulowania kartki, tak po ludzku).

        Odpowiedz
      2. ~etk87

        hmm… filmu z pierwsza kartka nie ma juz niestety, no natomiast druga… no sedzia glowny faktycznie nie mial prawa tego widziec, a co z liniowymi i technicznym? moze, ktorys z nich widzial sytuacje (chociaz to watpliwa teza jest przyznaje…)?co do samego przewinienia – kaka jakos specjalnie sie nie zapieral przed uderzeniem wiec moze faktycznie chcial sie uchronic przed zderzeniem, z drugiej strony prosze zwrocic uwage, ze wystawia lokiec i zatrzymuje keite uniemozliwiajac mu bieg, w momencie, w ktorym caly czas jest teoretyczna szansa na zbudowanie szybkiej kontry przez WKS, a keita bylby pierwszym do przejecia pilki, wiec moze zrobil to w takim zamysle? chociaz kurcze, im czesciej ogladam te powtorke tym bardziej wydaje mi sie, ze i ta teoria jest naciagana.no a keita faktycznie zachowal sie tak, ze az smiac sie czlowiekowi chce, ale brazylijczy tez wczesniej niezle sie tarzali po murawie, wiec to juz byl etap meczu, na ktorym wszelkich srodkow sie chwytali gracze WKS.coz sytuacja pozostaje wciaz niejasna jak dla mnie, pomimo, ze po obejrzeniu powtorek faktycznie zmienilem nieco ocene tej sytuacji.natomaist sam kaka rowniez nie blysnal inteligencja. majac zolta juz na koncie, wiedzac, ze lokiec to newralgiczna czesc ciala w pilce i w dodatku widzac, ze gracze WKS imaja sie wszelkich sposob by jakos dogryzc jego druznie, nie powinien byl podnosic lokcia. mogl rownie dobrze pozwolic wpasc keitcie na siebie, albo przyblokowac go barkiem bez uzywania lokcia.ale to juz takie troche bezcelowe gdybanie jest…

        Odpowiedz
  5. ~etk87

    i jeszcze taka refleksja natury ogolno-narodowej. ogladalem w calosci, czesciowo lub na highlightsach wszystkie mecze mundialu jakie sie odbyly na dzien dzisiejszy i doszedlem do wniosku, ze ciesze sie okrutnie, iz nie ma tam polskich kopaczy.bo po tym co zobaczylem, smiem twierdzic, ze kazda druzyna tam wystepujaca spralaby nas.nowa zelandia, slowacja, slowenia, rpa, korea polnocna, honduras… oni wszyscy cos pokazali w mniejszym lub wiekszym stopniu.badzmy szczesliwi, ze udalo nam sie uniknac kolejnej wielkiej kompromitacji 🙂

    Odpowiedz
      1. ~Bartek

        Coś w tym jest – większość mundialowych ekip bije nas techniką, umiejętnościami, kulturą gry i taktycznym dorozwinięciem, natomiast ci, którzy nie powalają techniką, czy umiejętnościami mają w sobie tyle pracowitości, że naszych kopaczy zabiegaliby na śmierć.

        Odpowiedz
  6. ~Piotr

    Jedna rzecz w przypadku Włochów nie ma co mówić o wypaleniu choć jeszcze mogą coś ugrać u nich nie ma nowych młodych zdolnych tam nie ma graczy którzy by przejęli pałeczkę po takich graczach jak del Piero, Totti, Nesta czy Inzaghi to byli gracze którzy grali dla drużyny ale i mieli wielkie umiejętności indywidualne. Włochy zaczynają przypominać Anglię znaczenie włoskich zawodników w klubach jest coraz mniejsze przynajmniej tych z topu a w latach choćby 90-tych to na włochach opierały się zespoły z Italii. Brazylia zaczyna powoli wyrastać na głównego faworyta tych mistrzostw.

    Odpowiedz
  7. Michał Okoński

    Jeszcze o Capello, Terrym etc.: Anglia to nie Francja, Capello obronił swoją pozycję na wczorajszym spotkaniu, a Terry, którego nadmierna szczerość wobec dziennikarzy nie spodobała się kolegom, ponoć w ogóle się nie odzywał. Co nie zmienia faktu, że moment był przełomowy…

    Odpowiedz
    1. ~Michał Zachodny

      Terry po raz kolejny jest tym złym. Faktycznie, może niepotrzebnie wgramolił się w kompetencje tego, który faktycznie jest kapitanem w drużynie (przepraszam – który sposród drużyny został wybrany na kapitana przez trenera), ale jak on sam mówi, taki już jest, to są jego zalety, taki ma charakter. Podczas gdy kapitan Gerrard po raz n-ty mówi o 'fighting spirit’ bez jakichkolwiek konkretów, Terry postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.Że na niego spadła 'medialna kara’? Cóż, równie dobrze można by potraktować wypowiedzi Davida Jamesa (’On tak mysli?’ – o trenerze Capello), czy Rooneya (opisującego reżim w bazie treningowej, słusznie przez Martina Samuela porównywany do więzienia czy domu spokojnej opieki). Czy Terry podważył autorytet Capello? Przecież powiedział, że zespół jest całkowicie za menedżerem. Wszelkie nadinterpretacje jego słów (ale też gestów kolegów, skąpych doniesień z bazy i tym podobnych), rozległe analizy mnie bawią i dziwią. Po raz kolejny kadrę się rozbija… z zewnątrz, poprzez media, które żerują na skandalach.Jasne, niewiele przemawia w obronie Terry’ego. Niewiele też przemawia w obronie całego zespołu i menedżera po dwóch pierwszych spotkaniach. Terry, w przeciwieństwie do reszty zespołu, podjął ryzyko. Albo jego słowa na konferencji cos zmienią i zespół zacznie grać tak jak pamiętamy to z eliminacji, albo po trzecim spotkaniu jego konferencję prasową ocenią wszyscy jako to co dobiło reprezentację Anglii. W moim przekonaniu, nawet dla zmiany dotychczasowego zwyczaju Capello o informowaniu drużyny na (zaledwie!) 2h przed meczem o podstawowym składzie, było warto.

      Odpowiedz
  8. ~Beti ASR

    7 minut, które wstrząsnęło reżimem..szkoda troche „Koreańczyków z północy”, ale tak już jest, jeżeli się izoluje rodaków od wszelkich naleciałości z zewnątrz.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *