Dziennik Mundialu: pasja jest gdzie indziej

A jeśliby ktoś nas zapytał, dlaczego właściwie tak lubimy angielską piłkę, odpowiedź byłaby prosta: bo opiera się na pasji. Przecież nie kibicujemy Anglikom dlatego, że grają najpiękniej, dryblują najbajeczniej, a piłka idealnie klei im się do nóg. Nawet jeśli w Premier League błyszczą czasem najlepsi dryblerzy świata (ech, Ronaldo, to były czasy…), jest to raczej zjawisko przemijające – ci najlepsi dryblerzy przyszli do Premier League za kapitałem, i za kapitałem pójdą; historia światowej gospodarki zna takie przypadki aż za dobrze. Rzecz w tym, że nikt za nimi płakał nie będzie, jeśli tylko z ich odejściem nie ulotni się to, co najważniejsze: walka od pierwszej minuty, nieodstawianie nogi, bieganie zamiast człapania, gole w doliczonym czasie gry, ofiarność i odwaga.

Oto dlaczego tak zirytował nas mecz z Algierią: nie oczekiwaliśmy od lwów, że będą zwinne jak gazele, ale, do licha, nie spodziewaliśmy się, że będą zagubione jak kurczaki. Że każdą drugą piłkę będą wygrywać przeciwnicy, a Anglicy tymczasem, spętani lękiem, ogarnięci niemocą, będą oglądać się jeden na drugiego. Zabawne, bo czytałem po tamtym meczu – będącym chyba najsłabszym występem Wayne’a Rooneya na jakimkolwiek boisku w sezonie 2009/10 – poważną analizę, z której wynikało, że legendarna agresja napastnika MU, która znalazła tym razem ujście w wywrzeszczanych do kamery pretensjach pod adresem kibiców, pojawia się najintensywniej wtedy, kiedy jego koledzy grają źle. Czytaj: Rooney wścieka się nie dlatego, że przeciwnicy faulują albo sędzia się myli, tylko dlatego, że nie dostaje dobrych piłek.

No, nie wiem. To znaczy: oczywiście tak, koledzy mu nie podają i w ogóle, jak to sformułował ktoś z Was w dyskusji pod jedną z poprzednich notek, „grają piach”, ale z drugiej strony on sam do tego stopnia sobie nie radzi, że nawet Alex Ferguson uznał za stosowne zadzwonić do niego i zasugerować, żeby spuścił trochę powietrza. Jechał przecież na ten mundial jako potencjalnie jedna z największych gwiazd, wymieniany w tej roli obok Messiego, Villi, Ronaldo czy Kaki, a tu kiedy przyszło mu przyjąć piłkę zachowywał się jak nie przymierzając Emile Heskey. Harry Redknapp powiedział nawet, że gdyby nie znał Rooneya i oglądał go po raz pierwszy w meczu z Algierią, uznałby, że facet nie jest wart 1,5 miliona funtów…

Dziś, w meczu ze Słowenią, napastnik MU nie był, niestety, wyraźnie lepszy, a cała Anglia – wyjąwszy okres mniej więcej 20 minut po przerwie, poprawiła się tylko nieznacznie. Gol Jermaina Defoe pozwolił wprawdzie opanować strach, paraliżujący ich w pierwszych minutach, ale strach ten powrócił w końcówce, kiedy potrzeba było rozpaczliwego bloku Upsona (a wcześniej padających pod nogi Słoweńców Terry’ego i Johnsona), żeby dotrwać do gwizdka ze skromnym 1:0. Nie dajcie się zwieść euforycznym komentarzom angielskiej prasy: owszem (nienajlepsi przecież) przeciwnicy dopuścili do kilku groźnych sytuacji, a ich bramkarz nieźle poradził sobie ze strzałami Defoe’a, Gerrarda, a zwłaszcza Rooneya, którego uderzenie w idealnej sytuacji zdołał sparować na słupek, ale przez długie, zbyt długie fragmenty meczu wyglądało to tak, jak w meczach poprzednich. Ot, rywal traci piłkę, jest okazja, żeby przeprowadzić szybki atak, ale truchtający pomocnik musi przystanąć, rozejrzeć się, a jego koledzy stają przy pilnujących ich obrońcach zamiast rozbiegać się w poszukiwaniu wolnego miejsca.

Czy to była pasja? Raczej desperacja uciekających spod szubienicy – myślę, że to jednak nie to samo, choć również może robić wrażenie (zobaczcie próbę zablokowania strzału przez Terry’ego – głową tuż przy ziemi). Przeglądam statystyki Jamesa Milnera, o którym sądziłem, że był najlepszy w drużynie: z dziewięciu dośrodkowań miał tylko jedno celne, choć z drugiej strony właśnie to, które wykorzystał Defoe… Zdaje się, że jednoznaczność ocen nigdy nie była moją mocną stroną: i u Gerrarda, i u Barry’ego, i u wciąż nieprzekonującego Lamparda, i u Ashleya Cole’a, i u Terry’ego dopatrzyłem się strat, które lepszy przeciwnik wykorzystałby bezlitośnie. Jermain Defoe był długo niewidoczny, ale zrobił to, co do niego należało, wbrew wszelkim obawom solidnie wypadł inny zawodnik debiutujący dziś na mundialu: Matthew Upson, przyzwoitą zmianę dał Joe Cole (Capello zaryzykował: widząc, że Rooneyowi doskwiera kolano, zdjął go z boiska, nie zasięgając jego opinii; gdyby Słowenia wyrównała, porównywano by jego decyzję do tej Grahama Taylora na Euro 92, o zdjęciu Gary’ego Linekera).

Anglia zmartwychwstała? Raczej pogłoski o jej śmierci okazały się przedwczesne. Z pomeczowego kółka, utworzonego przez piłkarzy, i z ich późniejszych wywiadów można sądzić, że zespół na nowo się zjednoczył, a Fabio Capello nauczył się jeszcze jednego: reżim, który można zaprowadzić na czas krótkiego zgrupowania, w przypadku ponadmiesięcznego wspólnego pomieszkiwania grupy angielskich zawodników nie zdaje egzaminu. Okazuje się, że nawet wczoraj wieczorem mogli napić się piwa…

Piszę o Anglii z przyzwyczajenia, ale największe wrażenie zrobili dziś na mnie Amerykanie. Piłkarze Boba Bradleya (skądinąd pierwsze skrzypce grają wśród nich zawodnicy z Premier League…) podczas każdego meczu zostawiają na boisku krew, pot i łzy. Z Anglikami walczyli jak równy z równym, ze Słowenią zdołali jako jedyni na tym turnieju odrobić dwubramkową stratę i tylko sędziowska niekompetencja sprawiła, że nie zakończyli tego meczu jako zwycięzcy, a dziś z Nigerią również musieli przełknąć gorycz nieuznania prawidłowo zdobytej bramki. Zgoda: psuli potem na potęgę, trafiali w poprzeczkę, zatrzymywał ich bramkarz, ale nie przestawali próbować, próbować i próbować, aż doczekali 91. minuty i uderzenia Donovana. Kiedy podawałem w wątpliwość pasję Anglików, miałem w tyle głowy Amerykanów właśnie: należał im się ten awans, należało pierwsze miejsce w grupie i łatwiejsza droga, kto wie, czy nie do półfinału (tak to wynika z turniejowej drabinki: jednym z półfinalistów będzie na pewno ktoś z czwórki Stany Zjednoczone, Urugwaj, Ghana i Korea Południowa). To wciąż może być fajny mundial…

Patrząc na wieczorny mecz Niemcy-Ghana zastanawiałem się, dlaczego na tych mistrzostwach pada tak niewiele bramek, i doszedłem do wniosku, że oglądając na co dzień tyle angielskiego futbolu oduczyłem się doceniać kunszt gry defensywnej – weźmy np. dzisiejsze bloki Schweinsteigera po strzale Gyana i Lahma po uderzeniu Ayewa, i wybicie tegoż Lahma z pustej bramki po rzucie rożnym. Czy wiecie, że w meczach Ghana-Niemcy i Australia-Serbia oddano łącznie 70 strzałów? Wszystkiego nie da się zrzucić na jabulani…

Wróćmy jednak do angielskiej pasji: historia uczy, że nawet w przypadku Anglii osłabionej i bez formy, ujawnia się ona najpełniej podczas meczów, za którymi stoi Tradycja. Zarówno niedzielne spotkanie z Niemcami, jak i późniejszy (jeżeli z Niemcami dobrze pójdzie) mecz z Argentyną będą miały właśnie taki charakter: rewanżu już nie za jedno pojedyncze spotkanie, choćby nie wiem, jak dramatyczne, ale rewanżu za całokształt. Pamiętamy to wszyscy, a jeśli nie pamiętamy, to znamy z literatury: Mundial 1966 i gol-czy-nie-gol Hursta, Mundial 1990 i łzy Gascoigne’a oraz pudła Waddle’a i Pearce’a zwłaszcza, dziś na ławce przy Capello, w rzutach karnych, Euro 1996 i kolejne pudło, tym razem Southgate’a, a w końcu eliminacje do Mundialu 2002, porażkę na Wembley i krwawy odwet w Monachium… O równie dramatycznej historii meczów z Argentyną będzie okazja wspomnieć, jeżeli, no wiecie… Może jednak zobaczymy w RPA tę prawdziwą Anglię?

23 komentarze do “Dziennik Mundialu: pasja jest gdzie indziej

  1. ~Youth

    Super notka, zgadzam się w 100%. Mi podobała się jeszcze akcja z Serbią- strzelą:wchodzą. Od zera do milionera i z powrotem…P.S. Z Algierią panie Michale, a nie z Nigerią 🙂 Pozdrawiam ze środka sesyjnego oka cyklonu, które zwie się KPA (postępowanie administracyjne). 🙂

    Odpowiedz
  2. ~me262schwalbe

    Tak; a w drugim półfinale ktoś z czwórki anglia/niemcy lub argentyna/meksyk, byleby nie niemcy; a najlpiej meksyk i GdS królem strzelców. Zastadniczo sprawdziło się, to co przewidywałem po pierwszej kolejce, że Niemcy za dużo strzelili kangurom, zostało im awans z I-szego miejsca albo woogle.

    Odpowiedz
  3. ~number 9

    Niemcy mają słabe punkty, ale Anglia ma więcej. Przede wszystkim Niemcy mają Ozila, Schweinsteigera i Khedirę w środku. Żaden angielski pomocnik może Gerrard w tej formie nie może się z nimi równać.

    Odpowiedz
    1. ~Bailiff

      Niemcy zawsze mają słabe punkty, tyle iż sa mistrzami w ich maskowaniu.Pozytywne jest jednak to iz Low rowniez je dostrzegl i dzis nie wystawil nominalnie srodkowego obronca Badstuber na lewej stronie, malo istotne ze van Gall wystawia go na tej pozycji w Bayernie, tam mizeria w obronie jest jeszcze wieksza. Drugim slabym ogniwe byl kolejny mlody zawodnik Bayernu Thomas Muller, mimo wszystko poki co pierwsza 11stka to za wysokie progi dla tego zawodnika, ktoremu brakuje techniki jak rowniez szybkosci aby grac na skrzydle. Mam nadzieje ze w starciu z Anglikami zobacze od poczatku Trochowskiego.Troche dziwi mnie nie danie nawet szansy Kießlingowi, chyba ze nie wiem o jakims urazie? w innym wypadku jest to co najmniej dziwne.Idac dalej kolejna dziure maja na srodku gdzie tragiczny turniej rozgrywa Mertesacker, jednak jesli spojrzec na gre obrona Werderu nie ma sie co dziwic, o dziwo balem sie zdecydowanei bardziej o forme Friedricha ktory jednak bardzo pozytywnie mnie zaskoczyl.Reszta na swoim poziomie, moze jedynie dzis Podolski nie byl tak aktywny jak zazwyczaj.W niedziele zapowiada sie kapitalne widowisko, oby trzymalo w napieciu do samego konca zakonczonego porazka angoli po karnych :)))

      Odpowiedz
      1. ~zwz

        Są kontuzje Schweinsteigera, Ozila i Boatenga, więc nie wiadomo jak będzie… Anglia się budzi, Niemcy są młode – lepiej pamiętają lanie w Monachium niż karne dramaty.

        Odpowiedz
  4. ~etk87

    eh, ja przespalem 70minut meczu… myslalem, ze o 20 sie zaczyna :(zastanawia mnie co z rooneyem sie dzieje. czy faktycznie problem jest w jego glowie, czy moze caly czas wciaz gra z jakas kontuzja? bo ten gracz zdecydowanie bardziej walczy w tej chwili z samym soba niz z przeciwnikami.

    Odpowiedz
  5. ~Bartek

    Zawsze śmieszyło mnie amerykańskie podejście do wyzwań – wieczny optymizm, wiara i cała reszta dość kiczowatej amerykańskiej mentalności. Kiedy więc słuchałem Donovana, jak w przerwie meczu ze Słowenią mówił: „Powiedzieliśmy sobie: jeśli nie wierzymy w odrobienie strat, lepiej w ogóle nie wychodźmy na boisko”, też uśmiechałem się w duchu. Ale te ich głodne kawałki o parciu do celu, o optymizmie i wierze w siebie okazują się całkiem skuteczne. Wcale się nie zdziwię, jeśli to gracze z USA awansują do półfinału, a Donovan będzie królem lub wicekrólem strzelców. Wczorajszy mecz Niemców uświadomił mi jedną (trochę smutną) rzecz: piłka budzi czasem niedobre emocje. Choć nigdy nie powiedziałbym o sobie, żem ksenofob, mój sprzeciw budzi wieloetniczność niemieckiej kadry. Khedira, Trochowski, Podolski, Cacau, Klose, Gomez, Ozil (najlepszy dotąd zawodnik Niemiec), Boateng, Aogo, Marko Marin – toż to jest dziesięciu importowanych graczy. Wiem, że globalna wioska jest globalna i multikulturowa, ale brakuje mi Mullerów, Neuerów i Badstueberów w tej germańskiej ekipie. Albo jednak mam ograniczone horyzonty, albo zaślepia mnie niechęć do piłkarskich braci zza Odry. 🙂

    Odpowiedz
    1. ~zwz

      A dla mnie to multikulti jest super. Primo, tak zaczyna wyglądać ich społeczeństwo – i świetnie, że reprezentacja wzmacnia integrację. Secundo, sprawia kłopot nacjonalistom. Tertio, ci „nieprawdziwi Niemcy” wnoszą świeżą, obalającą stereotyp piłkę. Chce się im kibicować.

      Odpowiedz
    2. ~bnch

      Mi się ta ich zbieranina podoba. To jest po prostu odzwierciedlenie niemieckiego społeczeństwa. Oczywiście wciąż w Republice Federalnej więcej żyje Niemców, niż imigrantów, niemniej to ta druga zbiorowość ma większe parcie na sport, bo jest to świetna metoda awansu społecznego. Jeden z Boatengów sam powiedział, że gdyby nie piłka, to siedziałby w kryminale. Zresztą podobnie to działa w Szwajcarii. Przejrzyj ich kadrę u-17, która zdobyła MŚ do lat 17. Większe multikulti niż u Niemców. Poza tym, co by nie mówić z takich kolesi jak Badstuber, Muller, czy Neuer będą mieli Niemcy dużo pożytku.

      Odpowiedz
      1. ~Bartek

        Pewnie, że tak. To multikulti drażni mnie wyłącznie dlatego, żem zajadły antykibic niemieckiej kadry. 🙂 Nie boli mnie szwajcarska zbieranina ani fakt, że w kadrze Francji występują prawie sami czarnoskórzy zawodnicy. Jednak jestem człekiem resentymentu. 🙂 Cóż począć, jak się człowiek wychował na Kamieniach na szaniec. 🙂

        Odpowiedz
  6. ~Spokojnie

    Śniło mi się dziś w nocy, że Anglia przegrała z Niemcami 0:1, a gola dla Niemców strzelił Philipp Lahm… Wziąwszy jednak pod uwagę fakt, iż poprzedniej nocy śniło mi się, że z grupy D wyszły Ghana i Serbia, moich snów nie należy uznawać za szczególnie prorocze ;)A co do Anglików, to zgadzam się z moim przedmówcą, że Rooney walczy sam ze sobą. Ja bym w ogóle rozciągnęła to stwierdzenie na całą drużynę – najpierw oni wszyscy muszą się przemóc i to chyba nie jest kwestia dyspozycji fizycznej (a przynajmniej w mniejszym stopniu), tylko jednak kwestia psychiki, presji, mentalności, oczekiwań, radzenia sobie ze stresem i zachowania spokoju, gdy nie wszystko wychodzi tak, jak powinno. Przykro patrzeć na Gerrarda i Lamparda, którzy gubią piłki lub podają wprost pod nogi przeciwników – przecież ten duet na ogół był postrachem najbardziej wymagających rywali. Wkurza rozpoczynanie kontr od podania do bramkarza, bo piłkarz, który przerwał atak rywala zwyczajnie nie ma komu podać (jak to napisał pan Okoński – jego koledzy ustawiają się przy pilnujących ich obrońcach). Anglicy popełniają po prostu wiele błędów niewymuszonych grą rywala, tylko własną niemocą (takie typowe tenisowe unforced errors). Przy słabszych rywalach można w ten sposób zremisować, można nawet wygrać jeden do zera, ale przy przyzwoicie grających (mimo wpadki z Serbią) Niemcach, to nie zda egzaminu. Ja również mam nadzieję, że Anglicy się zmobilizują i pokażą to, do czego nas przyzwyczaili – charakter. Jeszcze jedna uwaga – w większości śmieszą mnie hasła i rady naszych komentatorów bądź ekspertów w studio, jednak teraz zgodzę się z tym ich wałkowanym na okrągło przy wszystkich niemal meczach, „ruchem bez piłki”. Tego Anglikom bardzo brakuje, ich gra jest zbyt statyczna, mało który piłkarz decyduje się na bieganie i absorbowanie sobą obrońców, zanim piłkę dostanie. Rooney owszem, ściąga na siebie uwagę obrońców, ale głównie za sprawą nazwiska, niż bieganiem po boisku. Reszta równie statyczna, czeka w miejscu na podanie, a gdy w końcu któryś zdecyduje się wbiec między obrońców przed przejęciem podania, to podający najczęściej tego nie zauważa i podaje mu za plecy. Brakuje życia i energii w tej drużynie, ale może do niedzieli im wróci.

    Odpowiedz
  7. ~piotrekk

    Może Anglicy są stworzeni to wyższych celów a mecze z drużyną taką jak Algieria jest dla nich nieporozumieniem i stąd te męczarnie. Może małe spięcie na linii Capello zawodnicy i odpowiednia reakcja Włocha podziała mobilizująco . Przemówiły zdolności przywódcze Terrrego i może warto na mecz z Niemcami oddać mu opaskę kapitańską . Prawdziwy sprawdzian wielkości Capello przed nim.

    Odpowiedz
  8. ~mewstg.blox.pl

    Wpierw kilka żartów, angielskich:”I can’t believe we only managed a draw against a shit team we should easily have beaten. I’m ashamed to call myself Algerian.” „I asked Fabio Capello if he thought England would go 4-4-2 today. He said „No, I think we will go 7-4-7, it’s bigger and offers more leg room.” Właśnie, Capello. Niby znamy faceta od lat, a wciąż zaskakuje. I to na minus niestety. Wprowadzenie Defoe to była oczywista oczywistość. Włoch pokazał, że tak na prawdę boi się podjąć decyzje poważniejsze. Dalej przywiązanie do Rooneya (no, dobra odważył się go ściągnąć i wprowadzić J.Colea, ale Cole na środku to nie to samo co Cole na lewej i tak na prawdę za dużo J. Colea nie widziałem), a zwłaszcza do tercetu Gerrard, Lampard, Barry. Poza tym 4-4-2 bez podłączających się obrońców i skrzydłowymi właściwie z jednym pomysłem: wrzucić. Zmiany (Heskey), albo ich brak (Milner oddychający rękawami) okazują się nic nie wnoszącymi decyzjami.

    Odpowiedz
    1. ~Beti ASR

      A teraz jeden z miliona żartów polskich:-Szpaku: „Widzimy kontuzjowany jest Bajsztajn Schweinsteiger, trzyma się za udo, Włodek Ty znasz tą kontuzje, akurat takiej nie miałeś.

      Odpowiedz
  9. ~mak

    Anglicy odrobinkę lepiej, ale they’ve still got the blues for you, Michale. Mam nadzieję, że Defoe naprawił to, co zepsuł Green (znów zadecydowało jedno, szczęśliwe lub nie, zagranie, bo z przebiegu meczu ta wygrana wcale nie wynikała niewątpliwie) i że Capello (świetna wiadomość o pozwoleniu na piwo) też podreperuje to, co można. A trochę można: 1. spróbować jednak pograć Crouchem (Per Mertesacker: 198 cm, Peter Crouch: 201 cm), 2. spróbować jednak bez Lamparda w wyjściowym składzie (jak będzie jeszcze gorzej, to wejdzie po przerwie), 3. grubą krechą odkreślić przeszłość (mecyje w grupie to mecyje w grupie, a teraz mamy 1/8 i znów jesteśmy świetni, a Wayne Rooney to kto wie, czy nie najlepszy piłkarz świata). Niemcy z Ghaną zaprezentowali się lepiej niż z Serbią (to istna grupa P, czyli paradoksów, Serbia jako jedyna wygrała z liderem grupy i odpadła) i w ogóle mimo tylko jednego gola to był żwawy, rześki mecz (Ghańczykom brakowało egzekutora, bo akcje mieli jak ta lala), ale Niemcy są do pokonania, tylko musi zaskoczyć co trzeba, najlepiej jeśli w Rooneyu i Gerrardzie (ze Słowenią dwójkowe akcje spalały na panewce tej dubeltówki, bo albo podająca stopa nie trafiała w tempo, albo przyjmująca gubiła piłkę, ale w tej metodzie jest szaleństwo w sam raz na poukładanych Niemców). Swoją drogą, przydałby się Anglikom taki Landon Donovan o energii bizona i zawziętości grizzly, bo Wayne Rooney za często porusza się jak inny Wayne. John…

    Odpowiedz
    1. ~Spokojnie

      Crouch może być bardzo dobrą bronią przeciwko obrońcom niemieckim, zwłaszcza, jeśli przypomnimy sobie, jak Serbowie strzelili Niemcom gola. Mertesacker pobiegł pomagać Lahmowi walczącemu w pojedynku główkowym z Zygiciem, bo był pewien, że Zygic będzie strzelał, a Lahm ze swoimi 170 cm nie da rady mu w tym przeszkodzić. Zygic tymczasem odegrał główką do niepilnowanego, zostawionego przez Mertesackera Jovanovica, któremu pozostało tylko przystawienie nogi do piłki i wpakowanie jej do bramki.Gdyby tak Croucha wpuścić na pojedynki główkowe z Lahmem, tak jak został tam postawiony Zygic, który Lahma kilka razy ograł pomimo tego, iż obrońca ten był dobrze ustawiony, ale nie miał szans z jego wzrostem, to mogłaby się sytuacja powtórzyć, a już na pewno byłoby groźnie.

      Odpowiedz
      1. Michał Okoński

        Dla mnie chyba kluczem jest pytanie o środek pola i o to, czy Frank Lampard z tą formą jest naprawdę niezbędny. Czy skoro już utrzymujemy 4-4-2, to nie czas wpuścić na lewą stronę Joe Cole’a, ustawienie Barry’ego i Gerrarda w środku oraz Milnera (Lennon kontuzjowany) po prawej? Ciekaw jestem (może odezwie się Michał Zachodny?) obrony roli pomocnika Chelsea w tej drużynie.Z drugiej strony, że od razu siebie skontruję, nie jestem przekonany, czy na Niemców, grających 4-2-3-1, koncepcja 4-4-2 się ostanie. Wcale się nie zdziwię, jeżeli po raz pierwszy na tym mundialu doczekamy się również Anglii z jednym napastnikiem, nawet jeżeli będzie to oznaczało, że Jermain Defoe powróci na ławkę rezerwowych. Ale jeśli się doczekamy, będzie to oznaczało pozostawienie Lamparda. Po prostu: nie ma lepszych…

        Odpowiedz
        1. ~mak

          Czwórka: Cole, Barry, Gerrard, Milner, krok przed nimi Rooney i na szpicy Crouch. Albo bez Rooneya i z klasycznym systemem Flip i Flap, czyli Defoe-Crouch, a gdyby to nie gryzło, to po przerwie Lampard za któregoś z czwórki, a Rooney za któregoś z dwójki. Dwa asy w rękawie (as w słabej dyspozycji to nadal as, Rooney z ławki to Rooney głodniejszy gola) pozwoliłyby Capello na chłodniejszą głowę przy decyzji: kogo zmienić. No i (precedens, w razie gdyby udało się przejść Niemców i pójść dalej… ) przełamanie pewnej bariery psychicznej: Bóg może chronić królową bez Lamparda na boisku.

          Odpowiedz
          1. ~nazimno

            Bez Barrego chyba, kompletne nieporozumienie. Ile ten gamon zepsul zagran? nikt chyba nie jest w stanie tego policzyc.

          2. Michał Okoński

            Barry’ego bronię. Prawda: miał jedną bolesną stratę i pod koniec znać było po nim zmęczenie (grał dopiero drugi mecz po wielotygodniowej przerwie spowodowanej kontuzją), ale z drugiej strony to dzięki jego asekuracji boczni obrońcy mogli tak odważnie chodzić do przodu, a Gerrard – tak rzadko wracać na własną połowę. Taki już pech defensywnego pomocnika, że komentator bardzo rzadko wymienia jego nazwisko, bo jego czarnej roboty prawie nie widać. Jestem jednak przekonany, że Barry jest pierwszym zawodnikiem, którego Capello wpisuje do meczowego protokołu.Inna sprawa, że nie ma wielkiego wyboru. To ponury paradoks, że w wielkim kraju nie ma piłkarzy równie dobrze czytających grę i zdyscyplinowanych taktycznie. Carrick, pamiętajmy, jest kompletnie bez formy, a Hargreaves ma kłopoty ze zdrowiem…

          3. ~alasz

            Carrick jest bez formy, pełna zgoda, ale wciaż jest lepszym piłkarzem od barrego, ma tez umiejętność podania otwierającego drogę do bramki, czego o garethie nie powiem, no a przepaść techniczna jest zauważalna. Gdyby był Haregreaves ( ostatnia wizyta w klinice pokazał ze juz wszystko w porzadku i nie ma potrzeby kolejnej operacji) byłby pewniakiem, ale Sir Alex chciał by szykował sie do nadchodzącego sezonu. Jestem wielkim kibicem reprezentacji angli, na dobre i na złe (czesciej to drugie), dlatego zycze sobie kontuzji carraghera. Fabio czemu go wogóle brałeś? Bardziej drewnaniego kandydata nie zauważyłeś? Nawet garego neville’a, nawet wiecznie kontuzjowanego wesa browna, KOGOKOLWIEK tylko nie jamiego „strzele samobója”. Kompletnie nie jestem w stanie zrozumiec czemu gra wyzej wymieniony partyzant a nie Micheal Dowson, który w przeciwieństwie od liverpoolczyka umie grac.Przegrywa kazdy pojedynek biegowy, xle sie ustawia, a jakos jego podan jest niskich lotów. Dla dobra narodu, jamie złap kontuzje. No i ten heskey… kolejny toporny gracz, fabio chcesz zeby ktos zgrywał piłki? Weź croucha, ale heskeyem juz nas nie mecz…

  10. ~bnch

    Myślę, że to zbytni optymizm pisać, że w ćwierćfinale jest już Argentyna. Co z tego, że mieli trzy dobre mecze, skoro równie dobrze teraz może nadejść chwilowy kryzys i to Meksyk pojawi się w ćwierćfinale (obrona drużyny boskiego Diego nie jest zbyt pewna). Co do Anglii – kibicowałem im na mundialach i Euro począwszy od MŚ we Francji. W tym roku powiedziałem sobie – dość. Nie chce mi się po raz kolejny czuć rozczarowania kiedy jakiś „głupiec w bramce” (James nadaje się do tej roli, tak dobrze jak M. Brando do roli dona Corleone) postanowi puścić strzał z połowy boiska, albo Anglicy po raz kolejny przegrają w karnych. Wystarczy mi idiotyczna rola kibica Arsenalu i frustracje stąd wynikające. Anglicy grają źle – z przodu nędznie, z tyłu trochę lepiej, ale mam wrażenie, że im się biegać nie chce. Rooney jest wykończony sezonem i chyba męczy go granie przy niepełnym zdrowiu, a to w nim pokładano wszelkie nadzieje. Patrząc na styl angielskiej kadry założenie było słuszne, niemniej nie wypaliło. Niemcy też nie zachwycają, ale to ich widzę w 1/4 (ostatnio w tej fazie nie było ich w 1950 roku kiedy nie startowali; w 1978 był inny system, ale odpadli przed półfinałami). A najlepszą wiadomością jest to, że ktoś z czwórki Urugwaj, Korea, Ghana i USA będzie w półfinale. Moim marzeniem jest finał Urugwaj/USA kontra ktoś równie dziwny (Paragwaj jakiś, albo inna Dania). To, że Grecja wygrała Euro 2004 było z jednej strony zarżnięciem ofensywnej piłki, ale było w tym coś orzeźwiającego. Teraz czas na niespodziankę na mundialu.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *